Scenariusz
całkowitego podporządkowania sobie prokuratury Zbigniew Ziobro próbował
zrealizować już dziesięć lat temu. Ale dopiero teraz to robi. Prowadzi wojnę i
nie bierze jeńców.
Jak
mówił w książce „Cena władzy” Janusz Kaczmarek, prokurator krajowy w czasach
poprzednich rządów PiS, ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro
ujawnił mu kiedyś swoją filozofię kierowania resortem: „Musimy przyjmować na
stanowiska (prokuratorskie) ludzi młodych, i to do pierwszego szeregu, ponieważ
tacy ludzie będą nam całkowicie oddani”. Na polecenie Ziobry Kaczmarek
awansował wtedy na kierownicze stanowisko do wydziału do walki z
przestępczością zorganizowaną Prokuratury Krajowej młodego, obiecującego prokuratora
z Katowic Bogdana Święczkowskiego. I ten miał niebawem wyznać Kaczmarkowi:
„Jestem oddany Zbyszkowi, zawsze będę. Zobacz, w tej chwili biorę do siebie
prok. Hołdę, który dzięki mnie awansuje i też będzie mi zawsze oddany”.
Prokuratura w pierwszej odsłonie IV RP miała skutecznie rozbijać tzw.
układ. Ale PiS tak się rozpędził, że po dwóch latach rozbił własny układ
koalicyjny i oddał władzę. Prokuratorzy awansowani przez Ziobrę jeszcze jakiś
czas przetrwali w Prokuraturze Krajowej, a po powołaniu w jej miejsce
Prokuratury Generalnej 26 nominatów Ziobry odeszło w stan spoczynku.
Skorzystali ze specjalnie dla nich uchwalonej ustawy. Na jej mocy prokuratorzy
likwidowanej PK, a niepowołani w skład Prokuratury Generalnej, mogli przejść w
stan spoczynku, zachowując 100 proc. uposażenia (ok. 14 tys. zł). Ten tryb
szczególny uprawniał do zachowania przywilejów w stanie spoczynku niezależnie
od wieku. W trybie zwykłym prokuratorzy przechodzili wtedy w stan spoczynku od
60. (kobiety) i 65. (mężczyźni) roku życia. Skorzystali z tej furtki m.in.
40-latki Bogdan Święczkowski, Dariusz Barski oraz 38-letni Jarosław Hołda.
Niedawno wrócili i to od razu na sam szczyt. Święczkowski został szefem
Prokuratury Krajowej. Jarosław Hołda (ten sam, który miał awansować dzięki
Święczkowskiemu i być mu za to zawsze oddany) kieruje Biurem Kadr Prokuratury
Krajowej.
Kult jednostki i hunwejbini
Nowa ustawa o prokuraturze
ogłoszona w styczniu 2016 r. to w rzeczywistości przewrót w państwie prawa.
Ministrowi daje uprawnienia bez mała dyktatorskie. Zbigniew Ziobro dostał tyle
władzy, ile nie miał żaden z jego poprzedników. Jest nie tylko ministrem, ale i
prokuratorem generalnym, który może sam prowadzić postępowania, oskarżać,
udostępniać materiały ze śledztwa, komu zechce, wydawać polecenia prokuratorom,
zmieniać lub uchylać ich decyzje, degradować podwładnych lub ich awansować bez
podania przyczyn. Może przenosić postępowania do dowolnej jednostki. Może
zlecać prowokacje kontrolowane. Może usprawiedliwiać łamanie prawa przez
podwładnych stwierdzeniem, że działali w interesie społecznym, i samemu być w
ten sam sposób usprawiedliwianym. W gruncie rzeczy może zrobić wszystko.
PiS tłumaczy, że nic się nie stało, ustawa o prokuraturze przywróciła
tylko stan poprzedni, kiedy minister sprawiedliwości był jednocześnie
prokuratorem generalnym. Nieprawda, wówczas ministrowie sprawiedliwości nie
mieli tak nadzwyczajnych uprawnień. Teraz sytuacja jest schizofreniczna, bo
polityk rządzącej partii jest jednocześnie prokuratorem z kompetencjami
śledczymi. A także posłem na Sejm. Czynni prokuratorzy nie mają w Polsce
biernego prawa wyborczego. W przypadku Zbigniewa Ziobry złamano tę sztywną
dotychczas zasadę.
Czym to grozi? Na przykład wykorzystywaniem prokuratury do walki
politycznej. Już padły zapowiedzi, że prokuratorzy wrócą do starych spraw. A
stare sprawy to przede wszystkim walka z mitycznym układem, mafią w sądach,
mafią w kitlach lekarskich i politykami poprzednich ekip, bo pewnie byli
skorumpowani. Zbigniew Ziobro na pierwszy ogień wziął sprawę prezesa NIK
Krzysztofa Kwiatkowskiego. Prokuratura wystąpi o zniesienie mu immunitetu. W
ten prosty sposób Najwyższa Izba Kontroli zostanie odzyskana. To, co od kilku miesięcy dzieje się w
polskiej prokuraturze, przypomina chińską wielką proletariacką rewolucję kulturalną
z 1966 r. Tam wódz Mao wydał walkę zakamuflowanym elementom burżuazyjnym
ukrytym w partii komunistycznej, tu wódz Ziobro wziął na cel zakamuflowanych
przeciwników PiS ukrytych w prokuraturze. Tam dla Mao walczyli młodzi
hunwejbini, tu dla Ziobro walczą ci, których w latach 2005-07 pociągnął w
górę. Czyli tzw. oddani. Tam przeciwników wodza poddawano reedukacji, kierując
ich przymusowo do wiejskich komun, aby ciężką pracą odkupili swoje winy. Tu domniemanych przeciwników degraduje się do prokuratur
rejonowych, aby- jak głosi oficjalna wykładnia - poznali smak prawdziwej
prokuratorskiej roboty. Tam w efekcie rewolucji kulturalnej nastał na wiele lat
kult dyktatora. Tu na naszych oczach rodzi się kult oberprokuratora -
nieomylnego i niepokalanego, uosobienia wszelkich cnót.
Lista oddalonych
Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Wydarzenia w prokuraturze to po prostu odwet na wszystkich, którzy nie są (mogą
nie być) posłuszni. Dokonano prostego zabiegu. Zlikwidowano prokuratury
apelacyjne, powołując w ich miejsce prokuratury regionalne. Dzięki tej zmianie
szyldu odwołano wszystkich prokuratorów z apelacji, aby w ich miejsce powołać
nowe zespoły do instancji regionalnych. W zakresie działania nowych struktur
nic się nie zmieniło, poza wyłączeniem wydziałów do walki z przestępczością
zorganizowaną, które teraz są Zamiejscowymi Wydziałami Prokuratury Krajowej (to
powrót do stanu z czasów poprzednich rządów PiS). Odwołano większość szefów
jednostek okręgowych, zmieniono też szefostwa części prokuratur rejonowych.
Zdegradowano do niższych struktur ok. 200 w większości doświadczonych
funkcyjnych. Drugie tyle pozostało w swoich jednostkach, ale utraciło
stanowiska. Prawie 200 prokuratorów, nie chcąc narażać się na upokorzenia, odeszło w stan spoczynku, jednak nie z
zachowaniem 100 proc. uposażenia, jak swego czasu Święczkowski i jego grupa,
ale tracąc jedną czwartą. To, co się stało w prokuraturze, można nazwać, jak w
Chinach, Wielką Czystką. Tam trwało to latami. Zbigniew Ziobro sprawę załatwił
w kilka tygodni.
Stanowiska stracili m.in. kandydaci na stanowisko prokuratora
generalnego Krzysztof Karsznicki (wysunęła go Krajowa Rada Sądownictwa) i Laura
Łozowicka (rekomendowana przez Krajową Radę Prokuratury, dzisiaj już
zlikwidowaną). Oboje zostali przesunięci na niższe szczeble. Byli zastępcy
Andrzeja Seremeta w PG Marzena Kowalska i Marek Jamrogowicz też spadli niżej.
Jamrogowicz został skierowany jako szeregowy prokurator do Prokuratury
Okręgowej w Krakowie, a Kowalska w takim samym charakterze do Prokuratury
Okręgowej dla Warszawy Pragi.
Zadziwiający jest szczególnie ten ostatni przypadek. Marzena Kowalska,
jako początkująca prokurator w latach 90., kiedy polska mafia hulała i była
całkowicie bezkarna, doprowadziła do skazania Andrzeja K. ps. Pershing. Szybko
zauważono, że jest sprawna, pracowita i bezkompromisowa. Doceniał ją minister
sprawiedliwości w rządzie AWS Lech Kaczyński. To z jego inicjatywy została
szefową Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie w czasie rządów PiS wiatach
2005-07. Głośny był wtedy konflikt między nią a rekomendowaną przez Ziobrę
szefową warszawskiej prokuratury okręgowej Elżbietą Janicką. Ta druga straciła
funkcję. Ziobro musiał to przełknąć, prezydent Kaczyński to nawet dla niego
były za wysokie progi. Dzisiaj Janicka została szefową wydziału wewnętrznego w
Prokuraturze Krajowej, tropiącego przestępczość wśród prokuratorów i sędziów.
Ten wydział to oczko w głowie ministra. To chyba jasne, że w takiej sytuacji
prok. Kowalska trafiła w szeregi tzw. oddalonych.
Marek Staszak, niegdyś szef Prokuratury Krajowej, a ostatnio prokurator
PG, został zrzucony do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście. Podobnie
jak Ireneusz Szeląg, poprzednio nadzorujący śledztwo smoleńskie. Do rejonu
zesłano też Andrzeja Janeckiego, dotychczas szefa warszawskiej Prokuratury
Okręgowej, oraz Krzysztofa Parchimowicza, współtwórcę struktury do walki z
przestępczością zorganizowaną. Podobnie potraktowano szefa Prokuratury
Apelacyjnej w Warszawie Dariusza Korneluka.
Swoją wysoką pozycję stracił w Gdańsku prok. Zbigniew Niemczyk, szef
wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną. Typowano, że to on zostanie
szefem Prokuratury Regionalnej - jest
szeregowym prokuratorem.
Lista oddanych
Jedni spadli w hierarchii, inni awansowali.
Większość z tych awansów to historie z podtekstem. Na szefa Prokuratury
Okręgowej w Warszawie powołano Pawła Wilkoszewskiego. W 2007 r. był asystentem
politycznym ministra Ziobry i asesorem prokuratorskim. Mimo braku
doświadczenia i bez nominacji na stanowisko prokuratora zajmował się ważnymi z
punktu widzenia swojego szefa śledztwami. Osobiście przesłuchiwał w sprawie
przecieku o akcji CBA w resorcie rolnictwa m.in. Janusza Kaczmarka i szefa PZU
Jaromira Netzla. Uważano go za człowieka do specjalnych poruczeń, takiego
rewolwerowca Ziobry. Kiedy w 2009 r. zakończył asesurę i zdał egzamin prokuratorski,
kolegium prokuratorów nie wyraziło zgody na zatrudnienie go w Prokuraturze
Okręgowej w Warszawie. Ówczesny szef tej jednostki Andrzej Janecki wyjaśniał,
iż prokuratorzy uznali, że Wilkoszewski jest zbyt zaangażowany politycznie.
Właśnie nastał czas nagrody za polityczne uwikłanie Wilkoszewskiego. Zastąpił
na stanowisku właśnie Janeckiego.
Szefową Prokuratury Regionalnej w Białymstoku została Elżbieta
Pieniążek. Zastanawiano się, jakie zasługi ma dotychczasowa pracownica
jednostki rejonowej, że od razu wskakuje tak wysoko. Okazało się, że w czasie
poprzednich rządów PiS pracowała w białostockiej delegaturze CBA. Jak ujawnił
Robert Zieliński na łamach portaluTVN24.pl, decyzją prok.
Pieniążek odebrano prokuratorowi z Olsztyna śledztwo w sprawie malwersacji na
dużą skalę w stowarzyszeniu kierowanym przez żonę byłego agenta CBA Tomasza
Kaczmarka. Śledztwo zmierzało ku końcowi, prokurator miał stawiać zarzuty, ale
nie zdążył. Teraz sprawa przysycha w Białymstoku. Rzecz w tym, że prok. Pieniążek
była swego czasu koleżanką agenta Tomasza z CBA - to niewątpliwie klasyczny
przypadek konfliktu interesów.
Niektórzy z awansowanych wcale z tego powodu nie wpadli w euforię. Pewna
szeregowa prokurator, która przesłuchiwała kiedyś Zbigniewa Ziobrę w sprawie
nieuprawnionego pokazania akt śledztwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, była w
niezłym strachu, kiedy wezwano ją do Warszawy. Usłyszała, że zostanie wiceszefową
prokuratury okręgowej w swoim mieście. Nie powinna się dziwić, bo przecież w
tamtej sprawie nie tylko Ziobrze nie postawiono zarzutów, ale też w ogóle
postępowanie szybko umorzono. Znajomy pani prokurator mówi, że nie była
szczęśliwa, kiedy kazano jej przesłuchiwać Ziobrę, ale nie rozpiera jej też
szczęście z powodu otrzymanej funkcji.
Awansowali wszyscy członkowie prokuratorskiego stowarzyszenia Ad Vocem, zwani ziobrystami. Ad Vocem po upadku
rządu PiS w 2007 r. powołali prokuratorzy związani z ówczesnym ministrem
sprawiedliwości. Stowarzyszenie było dla nich przechowalnią na trudny czas.
Teraz rozwijają skrzydła.
O ile Ad Vocem
było i jest jednoznacznie powiązane ze
Zbigniewem Ziobrą, o tyle Związek Zawodowy Prokuratorów i Pracowników Prokuratury
RP lokowano w centrum prokuratorskiej sceny z lekkim przechyłem na prawo. Jego
szef Jacek Skała, dotychczas zatrudniony w jednej z krakowskich prokuratur
rejonowych, teraz awansował do Prokuratury Krajowej. Dostrzega dobre aspekty
zmian, jakie dotyczą funkcjonowania prokuratury Na przykład zasada referatu
dla każdego prokuratora, czyli obowiązek prowadzenia śledztw i chodzenia do
sądów, nałożony na wszystkich prokuratorów także tych funkcyjnych. Dotychczas
ponad 30 proc. prokuratorów było z tego wyłączonych. Obciążenie sprawami było
nierównomierne, ponad 97 proc. postępowań spadało na barki jednostek rejonowych.
Teraz więcej śledztw poprowadzą prokuratury okręgowe i regionalne. Przejmą też
od najniższego szczebla prowadzenie części dyżurów prokuratorskich. - Ale
widzę też zagrożenia. Jako związek wydaliśmy np. krytyczne oświadczenie w
związku z odebraniem warszawskiemu prokuratorowi śledztwa w sprawie nie-
opublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Uznaliśmy, że to naruszenie
niezależności.
Dyscyplinarka za dziadostwo
Niewątpliwie Zbigniew Ziobro
wyczuwa nastroje społeczne: prokuratura od lat ma kiepskie notowania, jest
nielubiana, opinia publiczna nie ufa prokuratorom. Zarzuca im się
niekompetencję, złą wolę, lenistwo, a nawet serwilizm wobec rządzących (to
akurat teraz jest bardzo aktualne). Sami wlicznych artykułach opisywaliśmy
przypadki prokuratorskiej złej roboty, chybione śledztwa i spektakularne
porażki sądowe (jak w sprawie o zabójstwo gen. Marka Papały). Ale to nie
oznacza, że na tej podstawie można zbudować koślawy obraz całej instytucji. W
czasie kiedy na czele Prokuratury Generalnej stał Andrzej Seremet, wzrosła
skuteczność. Ponad 98 proc. spraw przed sądami kończyło się wyrokami
skazującymi.
Seremetowi zarzucano inercję w zarządzaniu całą strukturą. Ta ocena
stanowiła główny pretekst dla PiS, aby ponownie połączyć
stanowiska ministra sprawiedliwości i szefa prokuratury. Ale Seremeta
potraktowano niesprawiedliwie. Tak naprawdę to rządząca przez 8 lat koalicja
PO-PSL nie dokończyła swojej reformy. Zatrzymała ją na etapie oddzielenia
funkcji politycznej od prokuratorskiej, dała pozorną niezależność Prokuraturze
Generalnej, ale nie wyposażyła jej w narzędzia do sprawowania faktycznej
władzy. Andrzej Seremet mógł robić podwładnym uwagi dotyczące ich złej pracy,
ale nic poza tym. Tak nie da się sterować hierarchiczną strukturą.
Zbigniew Ziobro, reformując po swojemu, może pewnie liczyć na
„tabloidowe” poparcie społeczne, ale to nie oznacza, że istnieje przyzwolenie
na prokuraturę totalną. Zapewne nie spodziewał się, że napotka też opór w samej
prokuraturze. W Warszawie odbyło się spotkanie założycielskie stowarzyszenia
prokuratorów Lex Super Omnia (Prawo Ponad Wszystkim). Wzięło w nim udział 50
prokuratorów z całej Polski. - Naszym celem jest doprowadzenie do zapisu w
konstytucji o niezależności prokuratury - mówi nam Krzysztof Parchimowicz,
wybrany na szefa stowarzyszenia.
Ta deklaracja to czerwona płachta na Zbigniewa Ziobrę, bo oznacza, że
zawiązała się forpoczta prokuratorów, którzy będą dążyć do ponownego
oddzielenia funkcji ministra - prokuratora
generalnego. Zapis o niezależności w praktyce jest zapisem o rozdziale funkcji.
Prok. Parchimowicz mówi, że kontaktują się z nim liczni prokuratorzy
zainteresowani przystąpieniem do stowarzyszenia. Ocenia, że Lex Super Omnia będzie liczyć przynajmniej kilkuset członków.
To już siła, której zdanie trzeba brać pod uwagę.
W piśmie do rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara prok. Parchimowicz
wyliczył kilkanaście artykułów nowej ustawy o prokuraturze naruszających
konstytucję. M. in.
te umożliwiające degradację prokuratorów bez
możliwości odwołania się. - Powiadomiłem też RPO, że art. 97 ust. 3 ustawy jest sprzeczny z art. 58 konstytucji - mówi
Parchimowicz. - Pozwala mianowicie przełożonym na ocenę, które legalne
stowarzyszenie jest godne lub niegodne prokuratora.
Rozmawialiśmy kilka dni przed wystąpieniem Prokuratury Okręgowej w
Warszawie do sądu rejestrowego o listę członków stowarzyszenia Lex Super Omnia. W jakim celu? Jak poinformował media rzecznik
prokuratury, „zaistniały przesłanki dla wstąpienia do toczącego się
postępowania z uwagi na interes społeczny”. Oznaczać to może, że Prokuratura
Okręgowa w Warszawie będzie oponować w sprawie rejestracji stowarzyszenia. Nie
ma do tego podstaw formalnych, bo statut Lex Super Omnia
jednoznacznie określa, że jest to ciało apolityczne. Ale nic nie stoi na
przeszkodzie, aby próbować zastraszyć oponentów Nie pierwszy raz. Doświadczył
tego niedawno prokurator w stanie spoczynku Andrzej Kaucz. Wypowiedział się w
„Dzienniku Gazecie Prawnej” krytycznie o zapisach ustawy o prokuraturze. Szczególnie
tym pozwalającym grupie prokuratorów, którzy przeszli w 2010 r. w stan
spoczynku i pobierali 100 proc. uposażenia, ponownie wrócić na emeryturę w
dogodnej dla siebie chwili i znów ze 100-proc.
stawką. „To w opinii środowiska absolutne dziadostwo” - stwierdził Kaucz. - I
niebawem dowiedziałem się, że właśnie za te słowa uruchomiono przeciwko mnie
postępowanie dyscyplinarne - mówi w rozmowie z POLITYKĄ.
Zastraszanie i dzielenie środowiska to sprawdzona metoda z lat 2005-07,
do której dzisiejsza ekipa rządząca prokuraturą chętnie wróciła. W Polsce jest
ponad 6 tys. prokuratorów. Ilu z nich będzie potrafiło stanąć w obronie własnej
niezależności?
Piotr Pytlakowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz