wtorek, 7 czerwca 2016

Ucho partii



Obwołano go internetowym geniuszem PiS, ale na razie założył tylko Beacie Szydło konto na Snapchacie. Głównym zadaniem Pawła Szefernakera jest informowanie Joachima Brudzińskiego o tym, co dzieje się w otoczeniu pani premier

Michał Krzymowski

Poseł PiS: - Nie nazwałbym go szpiegiem, bo szpiego­wanie wymaga konspiracji. A w Kancelarii Premie­ra wszyscy wiedzą, że Pa­weł chodzi raportować do partii. Szydło wzięła go, bo chciała mieć przedstawi­ciela Nowogrodzkiej na swoim pokła­dzie, a po drugie liczyła, że Szefernaker uzna kancelarię za swój główny ośrodek lojalności. Przeliczyła się. Paweł wciąż jest cynglem Joachima.
   Polityk związany z Beatą Szydło: - Pa­weł dostał gabinet po Igorze Ostachowiczu i Michale Kamińskim. Ale żeby zostać spin doktorem pani premier, mu­siałby zdobyć jej zaufanie. A na razie, mówiąc oględnie, nie jest tu ulubień­cem. Na dystans trzyma go też otoczenie Szydło, czyli Ela Witek i ludzie z Cen­trum Informacyjnego Rządu.

W PRZEDSIONKU, POD SCHODAMI
To kariera, jakich w PiS wiele: zaczynał w młodzieżówce, nosił teczkę za ważnym politykiem, a w nagrodę za służbę w partyjnym aparacie został po­słem i ministrem. Typ prymusa. Ukoń­czył prestiżowe katolickie liceum i - jak twierdzą jego znajomi - idealnie pasu­je do wyobrażenia o absolwencie szkoły prowadzonej przez księży: uporządko­wany, obowiązkowy, ale też bardzo skry­ty. Ma ambicje, ale brakuje mu odrobiny szaleństwa. - Zlecając mu zadanie, mo­żesz być pewny, że wszystkiego do­pilnuje i zrobi, co należy. Ale gdybyś potrzebował świeżej koncepcji, to zły adres. W partii nigdy nie podejrzewano Pawła o błyskotliwe pomysły - przyzna­je człowiek z Nowogrodzkiej.

   Szefernaker pochodzi ze Szczecina - tu kończy szkołę średnią, zapisuje się do młodzieżówki PiS i poznaje Joachima Brudzińskiego, przyszłego promotora swojej kariery. Gdy w 2005 r. partia wy­grywa podwójne wybory, a Brudziński na prośbę Jarosława Kaczyńskiego zostaje dyrektorem biura organizacyjnego PiS, Szefernaker razem z nim trafia na Nowo­grodzką. Kiedy jego mentor dostaje ga­binet na drugim piętrze siedziby - pod schodami, na lewo od salki konferencyj­nej - on zajmuje przedsionek. Formalnie
ma koordynować działalność partii w kil­ku okręgach wyborczych, ale w praktyce jest asystentem. Przynosi Brudzińskie­mu herbatę, odbiera telefony i pilnuje porządku w dokumentach. Jeszcze dłu­go będzie zwracać się do niego „panie Jo­achimie” lub „szefie”, dopiero po latach Brudziński przejdzie z nim na „ty”.
   W Warszawie Szefernaker nie jest sam: razem z nim ze Szczecina przyjeż­dża inny działacz młodzieżówki, starszy o trzy lata Marcin Mastalerek.
   Kolega z biura: - Razem z Marcinem wynajmowali mieszkanie na Ursynowie, razem pracowali i obracali się w tym sa­mym towarzystwie. Obaj mieli hopla na punkcie Mario Puzo i jego książek: „Sy­cylijczyka” i „Ojca chrzestnego”. Szefer­naker miał nawet melodię z tego filmu ustawioną jako dzwonek w telefonie.

WYPIJMY ZA PARTIĘ
Praca na Nowogrodzkiej ma jednak niewiele wspólnego z filmowym scenariuszem. Główne rozrywki mło­dych działaczy to wspólne wyjścia na kebab i wieczorne wypady na piwo. Mię­dzy kolegami pojawia się też rywaliza­cja. - Nie twierdzę, że Mastalerek był orłem, ale na pewno miał większą siłę przebicia. Został szefem młodzieżów­ki, dostał się do Sejmu, zaczął pojawiać się w mediach i próbował usamodzielnić. Lawirował między Brudzińskim a grupą Adama Hofmana. A Paweł zatrzymał się w miejscu. Usługiwał Joachimowi, a na Marcina spoglądał z coraz większą za­zdrością - wspomina człowiek związany z Nowogrodzką.
   Ich drogi ostatecznie rozchodzą się w 2012 r., tuż przed ślubem Szefernakera z absolwentką uczelni Tadeusza Rydzyka i byłą dziennikarką „Naszego Dzienni­ka”. Jego świadkiem początkowo ma być Mastalerek, ale dochodzi do kłótni i osta­tecznie zastępuje go inny pracownik par­tii Krzysztof Łapiński (dziś także poseł). Mastalerek nie pojawia się ani na wieczo­rze kawalerskim, ani na weselu.
   Szefernaker powoli pnie się po szczeb­lach politycznej kariery. W 2010 r. zo­staje radnym warszawskiej dzielnicy Śródmieście, ale tuż przed końcem ka­dencji rezygnuje z mandatu. Koledzy z Nowogrodzkiej się dziwią, bo nie wie­dzą, że Brudziński obiecał mu miejsce na liście do sejmiku województwa zachod­niopomorskiego w 2014 roku. - Chciał wyczyścić sobie polityczną kartotekę, uniknąć wrażenia, że jest spadochronia­rzem, którego partia rzuca po całej Pol­sce. Niegłupio, Szkoda tylko, że nikomu nie powiedział o swoich planach - mówi jego znajomy.
   Inny dodaje: - Znam Szofera od wie­lu lat, ale w sumie wiem o nim niewiele. Nigdy nie pokazuje emocji, zawsze siedzi sztywny i wyprostowany. Nie mówi od siebie, tylko wygłasza kwestie. Najchęt­niej dyskutuje o piłce nożnej lub polity­ce. W tej drugiej sprawie powtarza to, co usłyszy od Joachima. Nawet na własnym wieczorze kawalerskim wznosił toasty za partię. To był jedyny raz, kiedy widzia­łem, że naprawdę się wyluzował. Ale to dlatego że za dużo wypił, na końcu urwał mu się film i zasnął w nocnym klubie.
   Były znajomy z Nowogrodzkiej: - W biurze nikt nie miał do niego zaufa­nia. Szefernaker regularnie donosił wła­dzom partii, która firma ile zarobiła na danym zleceniu. Nawet jak szliśmy na piwo, trzeba było uważać, co się mówi, bo wszyscy wiedzieli, że nazajutrz Brudziński dostanie relację ze spotkania. Do dziś pamiętam naszą ostatnią rozmo­wę. Dostałem od Pawła e-maila o mniej więcej takiej treści: „Szanowny panie, musimy zakończyć współpracę”. Poszed­łem do niego i mówię, że nie mam żalu, bo wiem, że decyzję o moim wyrzuceniu podjął Joachim, ale po co ten oficjalny ton? Przecież tyle razy piliśmy wódkę. A Paweł na to: „Proszę wybaczyć, ale w obecnej sy­tuacji wolałbym nie prowadzić z panem takiej rozmowy bez świadków”.

MĄŻ FRYZJERKI ŻONY
Paweł Szefernaker uchodzi za specjalistę od komunikacji w inter­necie (prezydent Andrzej Duda w czasie kampanii nazwał go „cyfrowym szogunem”), ale w PiS nie brakuje osób, które uważają, że to opinia na wyrost.
   Rok 2013. Jarosław Kaczyński zarzą­dza w partii kolejny objazd Polski, sam też rusza w teren. Na Nowogrodzkiej ro­dzi się pomysł, by polityczne tournee prezesa relacjonować na specjalnie za­łożonym portalu internetowym. Szyb­ko okazuje się jednak, że strona jest pełna niedoróbek i trzeba ją kilka razy poprawiać.
   Do Jarosława Kaczyńskiego dociera donos, że za fuszerkę odpowiada Paweł Szefernaker, który zlecił zaprojektowa­nie strony swojemu koledze. Asystent Brudzińskiego tłumaczy się kuriozalnie:twórcę portalu miała mu polecić fryzjer­ka jego żony, ale o żadnym kolesiostwie nie ma mowy, bo panowie się do tej pory nie znali.
   - Ta historia dużo mówi o kompe­tencjach Szefernakera. Poziom porta­lu był kompromitujący. Paweł nie tylko nie umiał znaleźć nikogo lepszego, lecz także sam nie wyłapał oczywistych wad projektu. Jakich? Stronę założono na Wordpressie, przy użyciu najbardziej ele­mentarnego darmowego CMS, a przecież partia zapłaciła za to zlecenie. Nie były to duże pieniądze, ale kilka tysięcy poszło w błoto - opowiada człowiek z Nowo­grodzkiej. I zarzeka się, że „cyfrowy szo­gun” PiS jeszcze do niedawna nie potrafił samodzielnie nałożyć tekstu na zdjęcie, czyli zrobić internetowego mema.
   Politycy PiS przyznają, że w powie­rzeniu Szefernakerowi kampanii in­ternetowej Andrzeja Dudy było sporo przypadku. Wcześniej za prowadzenie partyjnych kont na portalach społecznościowych odpowiadali ludzie Ada­ma Hofmana. Od jego odejścia sprawa leżała jednak odłogiem - teoretycznie wszyscy wiedzieli, że rola Facebooka i Twittera w politycznej propagandzie jest ważna, ale w praktyce nie było chęt­nego, by wziąć za to odpowiedzialność. W ten sposób internet trafił w ręce Szefernakera.
   Dziś wielu twierdzi, że ubiegłorocz­ne sukcesy Andrzeja Dudy i PiS były­by niemożliwe, gdyby nie fantastyczna kampania w necie i osobisty wkład Sze­fernakera. Częściowo jest to prawda: większość szyderstw pod adresem Bro­nisława Komorowskiego i Platformy zaczęła się na Twitterze i Facebooku, dzięki czemu powstało wrażenie, że in­ternauci masowo kibicują PiS. Pytanie jednak, czy rzeczywiście było to zasługą „cyfrowego szoguna”.

SZOGUN I WIZYTA W MLECZARNI
Politycy PiS, których pytam o jego internetowe osiągnięcia, mają prob­lem ze wskazaniem choćby jednej spek­takularnej akcji. - Nie przypominam sobie żadnego mema, którego Paweł by wypromował w sieci - przyznaje znajo­my Szefernakera.
   - Ale to chyba on wymyślił ogól­ną strategię: przeciwstawianie mło­dego, pełnego energii Dudy i ospałego Komorowskiego?
   - Bez żartów. To decyzja, która zapad­ła na znacznie wyższym szczeblu. Po­przedziły ją szczegółowe badania opinii wykonane przez profesjonalny ośrodek.
   - A internetowe trolle, hejterzy?
   - Jedna z pracujących dla nas agen­cji opłacała grupkę internautów, do tego doszli wolontariusze kręcący się wokół sztabu; ale nie przeceniałbym ich roli. To nie były setki ludzi, ich znaczenie w skali całej kampanii było marginalne. W internecie rzeczywiście była antyplatformerska fala, ale my tylko na nią wskoczyliśmy. Jeśli ktoś miał napraw­dę dobrą kampanię w mediach społecznościowych, to nie my, tylko Paweł Kukiz i Janusz Korwin-Mikke.
   - A kto zrobił popularny w sieci spot z kampanii Andrzeja Dudy, w którym Bronisław Komorowski odbiera w nocy telefon z Moskwy i mówi o wyjściu z NATO? Szefernaker?
   - Nie. To agencja Blueberry Michała Lorenca. PiS współpracuje z nią od lat.
   - A internetowy filmik z kampanii par­lamentarnej z Bronisławem Komorow­skim przysypiającym w kościele? Ten inspirowany reklamą amerykańskiego Dodge’a?
   - To też Blueberry.
   - To może wysyłanie młodych ludzi, którzy zadawali Bronisławowi Komo­rowskiemu niewygodne pytania podczas spacerów ulicami Warszawy? Te filmiki były w sieci bardzo popularne.
   - Chciałbym powiedzieć, że to sztab wymyślił tę akcję, ale niestety tak nie było. Chłopaka w zielonej koszulce pyta­jącego o siostrę, której nie stać na miesz­kanie, po raz pierwszy zobaczyliśmy w telewizji. Był jeszcze Ziemowit Kossa­kowski, który mówił Komorowskiemu, że chce wyjechać za pracą do Norwegii. Rzeczywiście kandydował z naszych list, ale nie mieliśmy z nim kontaktu w kam­panii. On od lat chodził z kamerą i nagry­wał polityków Platformy.
   Czym w takim razie zajmował się Sze­fernaker? Publikował relacje zdjęcio­we z kampanijnych wyjazdów Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, promował spoty na portalach społecznościowych, orga­nizował tweetupy, ściągał blogerów na konwencje wyborcze. W kampanii pre­zydenckiej wpadł na pomysł nakręce­nia filmiku, na którym Duda czyta tweety na swój temat, a w parlamentarnej - na­mówił Beatę Szydło do publikowania mi­nutowych nagrań, na których przyszła premier opowiada o swoich podróżach po Polsce. - Wszystko to było robione bardzo profesjonalnie, ale bądźmy po­ważni; wygraliśmy nie dzięki temu, że Duda dowcipnie skomentował jakiś wpis, a Szydło opowiedziała o swojej wizycie w mleczarni. Zresztą w kwestiach tech­nicznych Szefernaker jechał na plecach blogera Pawła Rybickiego. On podrzucał pomysły, a Paweł je tylko przedstawiał - wspomina sztabowiec.
   Jeden z posłów: - Prawdziwa weryfika­cja umiejętności Szefernakera trwa teraz i na razie nie wygląda to dobrze. Pani pre­mier wzięła udział w kolejnym tweetupie
dostała konto na Snapchacie, A Paweł niestety nadal uważa się za człowieka, który trzęsie polskim internetem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz