Obwołano go
internetowym geniuszem PiS, ale na razie założył tylko Beacie Szydło konto na
Snapchacie. Głównym zadaniem Pawła Szefernakera jest informowanie Joachima
Brudzińskiego o tym, co dzieje się w otoczeniu pani premier
Michał Krzymowski
Poseł
PiS: - Nie nazwałbym go szpiegiem, bo szpiegowanie wymaga konspiracji. A w
Kancelarii Premiera wszyscy wiedzą, że Paweł chodzi raportować do partii.
Szydło wzięła go, bo chciała mieć przedstawiciela Nowogrodzkiej na swoim pokładzie,
a po drugie liczyła, że Szefernaker uzna kancelarię za swój główny ośrodek
lojalności. Przeliczyła się. Paweł wciąż jest cynglem Joachima.
Polityk związany z Beatą Szydło: - Paweł dostał gabinet po Igorze
Ostachowiczu i Michale Kamińskim. Ale żeby zostać spin doktorem pani premier,
musiałby zdobyć jej zaufanie. A na razie, mówiąc oględnie, nie jest tu ulubieńcem.
Na dystans trzyma go też otoczenie Szydło, czyli Ela Witek i ludzie z Centrum
Informacyjnego Rządu.
W PRZEDSIONKU,
POD SCHODAMI
To kariera, jakich w PiS wiele: zaczynał
w młodzieżówce, nosił teczkę za ważnym politykiem, a w nagrodę za służbę w
partyjnym aparacie został posłem i ministrem. Typ prymusa. Ukończył
prestiżowe katolickie liceum i - jak twierdzą jego znajomi - idealnie pasuje
do wyobrażenia o absolwencie szkoły prowadzonej przez księży: uporządkowany,
obowiązkowy, ale też bardzo skryty. Ma ambicje, ale brakuje mu odrobiny
szaleństwa. - Zlecając mu zadanie, możesz być pewny, że wszystkiego dopilnuje
i zrobi, co należy. Ale gdybyś potrzebował świeżej koncepcji, to zły adres. W
partii nigdy nie podejrzewano Pawła o błyskotliwe pomysły - przyznaje człowiek
z Nowogrodzkiej.
Szefernaker pochodzi ze Szczecina - tu
kończy szkołę średnią, zapisuje się do młodzieżówki PiS i poznaje Joachima
Brudzińskiego, przyszłego promotora swojej kariery. Gdy w 2005 r. partia wygrywa
podwójne wybory, a Brudziński na prośbę Jarosława Kaczyńskiego zostaje
dyrektorem biura organizacyjnego PiS, Szefernaker razem z nim trafia na Nowogrodzką.
Kiedy jego mentor dostaje gabinet na drugim piętrze siedziby - pod schodami,
na lewo od salki konferencyjnej - on zajmuje przedsionek. Formalnie
ma koordynować działalność partii
w kilku okręgach wyborczych, ale w praktyce jest asystentem. Przynosi
Brudzińskiemu herbatę, odbiera telefony i pilnuje porządku w dokumentach.
Jeszcze długo będzie zwracać się do niego „panie Joachimie” lub „szefie”,
dopiero po latach Brudziński przejdzie z nim na „ty”.
W Warszawie Szefernaker nie jest sam: razem z nim ze Szczecina przyjeżdża
inny działacz młodzieżówki, starszy o trzy
lata Marcin Mastalerek.
Kolega z biura: - Razem z Marcinem wynajmowali mieszkanie na Ursynowie, razem pracowali i obracali się w
tym samym towarzystwie. Obaj mieli hopla na punkcie Mario Puzo i jego książek:
„Sycylijczyka” i „Ojca chrzestnego”. Szefernaker miał nawet melodię z tego
filmu ustawioną jako dzwonek w telefonie.
WYPIJMY ZA PARTIĘ
Praca na Nowogrodzkiej ma jednak niewiele wspólnego z
filmowym scenariuszem. Główne rozrywki młodych
działaczy to wspólne wyjścia na kebab i wieczorne wypady na piwo. Między
kolegami pojawia się też rywalizacja. - Nie twierdzę, że Mastalerek był orłem,
ale na pewno miał większą siłę przebicia. Został szefem
młodzieżówki, dostał się do Sejmu, zaczął pojawiać się w mediach i próbował
usamodzielnić. Lawirował między Brudzińskim a grupą Adama Hofmana. A Paweł
zatrzymał się w miejscu. Usługiwał Joachimowi, a na Marcina spoglądał z coraz
większą zazdrością - wspomina człowiek związany z Nowogrodzką.
Ich drogi ostatecznie rozchodzą się w 2012 r., tuż przed ślubem
Szefernakera z absolwentką uczelni Tadeusza Rydzyka i byłą dziennikarką
„Naszego Dziennika”. Jego świadkiem początkowo ma być Mastalerek, ale dochodzi
do kłótni i ostatecznie zastępuje go inny pracownik partii Krzysztof Łapiński
(dziś także poseł). Mastalerek nie pojawia się ani na wieczorze kawalerskim,
ani na weselu.
Szefernaker powoli pnie się po szczeblach politycznej kariery. W 2010
r. zostaje radnym warszawskiej dzielnicy Śródmieście, ale tuż przed końcem kadencji
rezygnuje z mandatu. Koledzy z Nowogrodzkiej się dziwią, bo nie wiedzą, że
Brudziński obiecał mu miejsce na liście do sejmiku województwa zachodniopomorskiego
w 2014 roku. - Chciał wyczyścić sobie polityczną kartotekę, uniknąć wrażenia,
że jest spadochroniarzem, którego partia rzuca po całej Polsce. Niegłupio,
Szkoda tylko, że nikomu nie powiedział o swoich planach - mówi jego znajomy.
Inny dodaje: - Znam Szofera od wielu lat, ale w sumie wiem o nim
niewiele. Nigdy nie pokazuje emocji, zawsze siedzi sztywny i wyprostowany. Nie
mówi od siebie, tylko wygłasza kwestie. Najchętniej dyskutuje o piłce nożnej
lub polityce. W tej drugiej sprawie powtarza to, co usłyszy od Joachima. Nawet
na własnym wieczorze kawalerskim wznosił toasty za partię. To był jedyny raz,
kiedy widziałem, że naprawdę się wyluzował. Ale to dlatego że za dużo wypił,
na końcu urwał mu się film i zasnął w nocnym klubie.
Były znajomy z Nowogrodzkiej: - W
biurze nikt nie miał do niego zaufania. Szefernaker regularnie donosił władzom
partii, która firma ile zarobiła na danym zleceniu. Nawet jak szliśmy na piwo,
trzeba było uważać, co się mówi, bo wszyscy wiedzieli, że nazajutrz Brudziński dostanie relację ze
spotkania. Do dziś pamiętam naszą ostatnią rozmowę. Dostałem od Pawła e-maila
o mniej więcej takiej treści: „Szanowny panie, musimy zakończyć współpracę”.
Poszedłem do niego i mówię, że nie mam żalu, bo wiem, że decyzję o moim wyrzuceniu
podjął Joachim, ale po co ten oficjalny ton? Przecież tyle razy piliśmy wódkę.
A Paweł na to: „Proszę wybaczyć, ale w obecnej sytuacji wolałbym nie prowadzić
z panem takiej rozmowy bez świadków”.
MĄŻ FRYZJERKI ŻONY
Paweł Szefernaker uchodzi za specjalistę od
komunikacji w internecie (prezydent Andrzej Duda w czasie kampanii nazwał go
„cyfrowym szogunem”), ale w PiS nie brakuje osób, które uważają, że to opinia
na wyrost.
Rok 2013. Jarosław Kaczyński zarządza w partii kolejny objazd Polski,
sam też rusza w teren. Na Nowogrodzkiej rodzi się pomysł, by polityczne tournee
prezesa relacjonować na specjalnie założonym portalu internetowym. Szybko
okazuje się jednak, że strona jest pełna niedoróbek i trzeba ją kilka razy
poprawiać.
Do Jarosława Kaczyńskiego dociera donos, że za fuszerkę odpowiada Paweł
Szefernaker, który zlecił zaprojektowanie strony swojemu koledze. Asystent
Brudzińskiego tłumaczy się kuriozalnie:twórcę portalu miała mu polecić fryzjerka
jego żony, ale o żadnym kolesiostwie nie ma mowy, bo panowie się do tej pory
nie znali.
- Ta historia dużo mówi o kompetencjach Szefernakera. Poziom portalu
był kompromitujący. Paweł nie tylko nie umiał znaleźć nikogo lepszego, lecz
także sam nie wyłapał oczywistych wad projektu. Jakich? Stronę założono na
Wordpressie, przy użyciu najbardziej elementarnego darmowego CMS, a przecież
partia zapłaciła za to zlecenie. Nie były to duże pieniądze, ale kilka tysięcy
poszło w błoto - opowiada człowiek z Nowogrodzkiej. I zarzeka się, że „cyfrowy
szogun” PiS jeszcze do niedawna nie potrafił samodzielnie nałożyć tekstu na
zdjęcie, czyli zrobić internetowego mema.
Politycy PiS przyznają, że w powierzeniu Szefernakerowi kampanii internetowej
Andrzeja Dudy było sporo przypadku. Wcześniej za prowadzenie partyjnych kont na
portalach społecznościowych odpowiadali ludzie Adama Hofmana. Od jego odejścia
sprawa leżała jednak odłogiem - teoretycznie wszyscy wiedzieli, że rola
Facebooka i Twittera w politycznej propagandzie jest ważna, ale w praktyce nie
było chętnego, by wziąć za to odpowiedzialność. W ten sposób internet trafił w
ręce Szefernakera.
Dziś wielu twierdzi, że ubiegłoroczne sukcesy Andrzeja Dudy i PiS byłyby
niemożliwe, gdyby nie fantastyczna kampania w necie i osobisty wkład Szefernakera.
Częściowo jest to prawda: większość szyderstw pod adresem Bronisława Komorowskiego
i Platformy zaczęła się na Twitterze i Facebooku, dzięki czemu powstało
wrażenie, że internauci masowo kibicują PiS. Pytanie jednak, czy rzeczywiście
było to zasługą „cyfrowego szoguna”.
SZOGUN I WIZYTA W MLECZARNI
Politycy PiS, których pytam o jego internetowe osiągnięcia, mają problem ze wskazaniem choćby jednej spektakularnej
akcji. - Nie przypominam sobie żadnego mema, którego Paweł by wypromował w
sieci - przyznaje znajomy Szefernakera.
- Ale to chyba on wymyślił ogólną strategię: przeciwstawianie młodego,
pełnego energii Dudy i ospałego Komorowskiego?
- Bez żartów. To decyzja, która zapadła na znacznie wyższym szczeblu.
Poprzedziły ją szczegółowe badania opinii wykonane przez profesjonalny
ośrodek.
- A internetowe trolle, hejterzy?
- Jedna z pracujących dla nas agencji opłacała grupkę internautów, do
tego doszli wolontariusze kręcący się wokół sztabu; ale nie przeceniałbym ich
roli. To nie były setki ludzi, ich znaczenie w skali całej kampanii było
marginalne. W internecie rzeczywiście była antyplatformerska fala, ale my tylko
na nią wskoczyliśmy. Jeśli ktoś miał naprawdę dobrą kampanię w mediach społecznościowych,
to nie my, tylko Paweł Kukiz i Janusz Korwin-Mikke.
- A kto zrobił popularny w sieci spot z kampanii Andrzeja Dudy, w którym
Bronisław Komorowski odbiera w nocy telefon z Moskwy i mówi o wyjściu z NATO?
Szefernaker?
- Nie. To agencja Blueberry Michała Lorenca. PiS
współpracuje z nią od lat.
- A internetowy filmik z kampanii parlamentarnej z Bronisławem Komorowskim
przysypiającym w kościele? Ten inspirowany reklamą amerykańskiego Dodge’a?
- To też Blueberry.
- To może wysyłanie młodych ludzi, którzy zadawali Bronisławowi Komorowskiemu
niewygodne pytania podczas spacerów ulicami Warszawy? Te filmiki były w sieci
bardzo popularne.
- Chciałbym powiedzieć, że to sztab wymyślił tę akcję, ale niestety tak
nie było. Chłopaka w zielonej koszulce pytającego o siostrę, której nie stać
na mieszkanie, po raz pierwszy zobaczyliśmy w telewizji. Był jeszcze Ziemowit
Kossakowski, który mówił Komorowskiemu, że chce wyjechać za pracą do Norwegii.
Rzeczywiście kandydował z naszych list, ale nie mieliśmy z nim kontaktu w kampanii.
On od lat chodził z kamerą i nagrywał polityków Platformy.
Czym w takim razie zajmował się Szefernaker? Publikował relacje zdjęciowe
z kampanijnych wyjazdów Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, promował spoty na
portalach społecznościowych, organizował tweetupy, ściągał blogerów na
konwencje wyborcze. W kampanii prezydenckiej wpadł na pomysł nakręcenia
filmiku, na którym Duda czyta tweety na swój temat, a w parlamentarnej - namówił
Beatę Szydło do publikowania minutowych nagrań, na których przyszła premier
opowiada o swoich podróżach po Polsce. - Wszystko to było robione bardzo profesjonalnie,
ale bądźmy poważni; wygraliśmy nie dzięki temu, że Duda dowcipnie
skomentował jakiś wpis, a Szydło opowiedziała o swojej wizycie w mleczarni.
Zresztą w kwestiach technicznych Szefernaker jechał na plecach blogera Pawła
Rybickiego. On podrzucał pomysły, a Paweł je tylko przedstawiał - wspomina sztabowiec.
Jeden z posłów: - Prawdziwa weryfikacja umiejętności Szefernakera trwa
teraz i na razie nie wygląda to dobrze. Pani premier wzięła udział w kolejnym
tweetupie
dostała konto na Snapchacie, A
Paweł niestety nadal uważa się za człowieka, który trzęsie polskim internetem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz