Polityczni
zwierzchnicy z nadania Jarosława Kaczyńskiego traktują polskich żołnierzy i
policjantów jak wrogów swojego - dopiero tworzonego – państwa
Prawo
i Sprawiedliwość prowadzi coraz bardziej niebezpieczną politykę skierowaną
przeciwko państwu, którym rządzi już od kilku miesięcy. W przeszłości zdarzało
się, że zatrzymanych przez policję kiboli, którym postawiono kryminalne
zarzuty, bronili przed „brutalnością policji i pośpiechem prokuratury” czołowi
posłowie i posłanki Platformy Obywatelskiej, kiedy ta partia była w opozycji,
a szefem MSW był Ludwik Dorn. Tak samo jak kiboli i narodowców atakujących
policję publicznie bronili posłowie i posłanki PiS, gdy ta partia była w
opozycji, a szefami MSW byli Schetyna, Cichocki czy Sienkiewicz.
Dziś jednak, po raz pierwszy w historii polskiego państwa, to partia
rządząca uderza w policję i wojsko. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro
zawiesza wykonanie kary wobec chuligana i recydywisty który kopał policjanta
interweniującego w czasie „patriotycznej manifestacji”, by umożliwić jego uniewinnienie.
Minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak krytykuje gdańską policję, która
osłaniała legalną paradę równości przed atakiem narodowców. Robi to dlatego,
że narodowcy są dla Jarosława Kaczyńskiego potencjalną rezerwą wyborczych
głosów i ulicznej przemocy, a wśród zatrzymanych znalazła się córka radnej PiS.
Minister Antoni Macierewicz twierdzi, że w ciągu paru miesięcy swego
urzędowania przywrócił zdolność obrony granic Polski i NATO, której polska
armia wcześniej ponoć nie miała. Jednocześnie lustruje żołnierzy, konfliktuje
oficerów starszych i młodszych rangą, a wreszcie zleca ludziom spoza struktur
armii przygotowanie projektu, zgodnie z którym zdolności bojowe Wojska
Polskiego uzupełniałyby jednostki obrony terytorialnej werbowane spośród
„karków”, narodowców i organizacji paramilitarnych.
Samobójstwo wysokiego oficera Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który
choć „zweryfikowany” przez Macierewicza w 2007 roku, nie przeszedł kolejnej
„weryfikacji” po powrocie PiS do władzy, a także ataki na policję we Wrocławiu
i w Warszawie dopełniają coraz bardziej niepokojącego
pejzażu.
NIELUBIANY BŁASZCZAK
Policjanci nie lubią ministra Błaszczaka, bo
jak trzeba, aby podjął decyzję, to go nie ma. Łatwiej znaleźć go na Nowogrodzkiej
albo wiszącego na telefonie do prezesa Kaczyńskiego. Spotykać się z
funkcjonariuszami szef MSW po prostu się boi. A jeśli już pojawia się w ich
towarzystwie, to zachowuje się dziwnie. Z jednej strony na konferencjach
prasowych chwali się osiągnięciami policji, a z drugiej dystansuje się wobec
funkcjonariuszy, gdy naprawdę potrzebują wsparcia.
Także zachowanie komendanta głównego policji Jarosława Szymczyka jest
przez podwładnych uznane za kunktatorskie. Kiedy wychodzi do ludzi - a często
jest jedynym pośrednikiem pomiędzy Błaszczakiem i policjantami - wygląda jak
zdjęty z krzyża, jakby przyjęcie propozycji ministra całkiem go złamało. We
wspomnianej sprawie gdańskiej Szymczyk powiedział: „Policjanci zachowali się
profesjonalnie, ale mamy wątpliwości co do zastosowanego środka przymusu”. Te
słowa, które miały zadowolić wszystkich, funkcjonariuszy rozdrażniły. Policyjni
związkowcy powtarzają w mediach, że czują się zdradzeni przez ministra, a bardziej
prywatnie dodają, że także w komendancie nie mają wsparcia.
Wielodniowe zamieszki we Wrocławiu czy próbę podpalenia radiowozów w Warszawie
pod hasłem rzekomej „zemsty za brutalność policji w Poznaniu” wielu policjantów
uważa za konsekwencje ośmielania środowisk, które zawsze atakowały policję.
Funkcjonariusz jednej z komend wojewódzkich mówi: „Skoro patriotą jest
recydywista kopiący interweniującego funkcjonariusza, a patriotką córka radnej
PiS obrzucająca nas wyzwiskami, to może nowym oficjalnym logo naszego resortu
stanie się CHWDP?”.
Szeregowi policjanci oceniają Mariusza Błaszczaka jako najsłabszego ze
wszystkich ministrów, którym podlegali. „Gorszy nawet od Cichockiego, który
może i był ekspertem od służb, ale na policji się
nie znał” - mówią. Nawet ci, którzy głosowali na PiS, są dziś rozczarowani.
Wraz z czystkami personalnymi zapanował chaos decyzyjny. Osoby
„pełniące obowiązki” (a obecnie jest takich w policji rekordowo wiele) boją
się podejmować jakiekolwiek decyzje. Dokumenty całymi tygodniami czekają na
podpis, a tak zwana zamrażarka (czyli grupa stanowisk tymczasowych), gdzie
trafiają oficerowie, co do których losów nie ma decyzji, rozrosła się już do
70 osób - kosztuje to podatników pół miliona złotych miesięcznie.
Jak podaje poseł PO Krzysztof Brejza z sejmowej komisji ds. służb
specjalnych, „z Biura Służby Kryminalnej Komendy Głównej odeszło pięciu
zastępców, wysokiej klasy doświadczonych funkcjonariuszy koordynujących pracę
kryminalną w całej Polsce. A dyrektorem Biura Spraw Wewnętrznych został
funkcjonariusz z Komendy Powiatowej Policji w Piotrkowie Trybunalskim, który z
jakichś powodów ma zaufanie PiS, choć nie posiada doświadczenia niezbędnego do
kierowania 300-osobowąjednostką”.
POLITYKA IDZIE DO WOJSKA
W jednej z przeprowadzonych przez PiS zmian ustawowych
ministrowi obrony dano możliwość wyznaczania na stanowiska służbowe
oficerów, którzy nie mają wystarczająco wysokiego stopnia wojskowego. To
kuszenie młodszych szarż, by zechciały politycznie związać się z Prawem i
Sprawiedliwością.
Nowelizacja została po raz pierwszy wykorzystana przy mianowaniu
pułkownika na stanowisko dwugwiazdkowego generała w Wielonarodowym Korpusie
Pół- noc-Wschód w Szczecinie. Oznaczało to złamanie standardu natowskiego.
Dlatego oprócz polskich oficerów zauważyli ten wymiar „dobrej zmiany” także
zachodni oficerowie łącznikowi, którzy z pewnym rozbawieniem porównują ten
model polityki personalnej do afrykańskich zamachów stanu, gdzie generałów
się likwiduj e, a młodsi oficerowie zostają generałami (oczywiście jeśli
wspierają nową władzę).
O ile jednak w policji czystka rozpoczęła się szybko, o tyle Macierewicz
jest ostrożniejszy. Na stanowisku pozostają szef Sztabu Generalnego i szefowie
poszczególnych rodzajów sił zbrojnych. Macierewicz nie ośmielił się ich
mszyć, chociaż - jak sugerują wywodzący się z
opozycji członkowie sejmowej komisji obrony narodowej - owi generałowie w
kilku delikatnych sytuacjach potrafili stanąć w obronie swoich ludzi (na co
nigdy nie zdobył się nowy komendant policji).
Ale w armii nikt nie ma złudzeń - wojsko przed czystką chroni dziś
jedynie zbliżający się warszawski szczyt NATO. Czesław Mroczek, wiceszef
sejmowej komisji obrony narodowej, a wcześniej wieloletni sekretarz stanu w
MON, pytany, czy Macierewicz dokończy czystkę po szczycie NATO, odpowiada:
„Nowelizacja pozwalająca łatwiej zastępować oficerów starszych młodszymi dała
PiS narzędzie, a minister w odpowiedzi na moje pytanie stwierdził w Sejmie, że
to narzędzie będzie stosowane w przyszłości szeroko”.
OBRONA PAINTBALLOWA
Realizacji rewolucyjnego pomysłu napuszczenia oficerów młodszych
na starszych może jednak przeszkodzić problem natury ideologicznej. Sławomir
Cenckiewicz dostał od Macierewicza stanowisko dyrektora Centralnego Archiwum
Wojskowego nie po to przecież, aby badać historię polskiej wojskowości, lecz
aby dostarczyć podkładki do PiS-owskiej czystki w armii. Ten słynny tropiciel
ciemnych plam w ludzkich biografiach jest - obok
Kani, Targalskiego i Gmyza - jednym z autorów doktryny o „resortowych dzieciach”, „uwarunkowanych” swoim
pochodzeniem społecznym czy też „genotypem zdrady”, kontrolujących wszystkie
struktury polskiego państwa.
Zastosowanie tej doktryny w armii podmywa jednak strategię oferowania
młodszym oficerom przyspieszonego awansu w zamian za lojalność wobec prezesa i
partii. W Polsce bowiem - podobnie jak w Stanach, Wielkiej Brytanii czy we
Francji - dzieci żołnierzy zawodowych często wiążą się z armią. Młodzi oficerowie
mają nierzadko rodziców czy krewnych namierzonych przez Cenckiewicza w jego
poszukiwaniu genealogii „resortowych dzieci”. Ich radość z przyspieszonego
awansu będzie często podszyta obawą, że łaska PiS okaże się tylko chwilowa, a
paranoja Macierewicza i Cenckiewicza ostatecznie przeważy. Podobnie skądinąd
jak miało to miejsce
w Rosji Sowieckiej.
W jednostkach Wojska Polskiego dobrze zapamiętano jedną z pierwszych wypowiedzi
Cenckiewicza po objęciu przez niego funkcji dyrektora CAW, że nie chce, aby
archiwa wojskowe mieściły się przy ulicy Czerwonych Beretów, bo nie była to
formacja prawdziwie polska i patriotyczna, w przeciwieństwie do antykomunistycznego
podziemia czy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Jak mówi jeden z naszych
rozmówców - oficer wciąż służący w armii: - Mamy powrót punktów za pochodzenie,
nasi szefowie będą premiować to, że czyjaś rodzina była poza wojskiem
przynajmniej przez trzy pokolenia, najlepiej od czasu żołnierzy wyklętych.
W ten sposób jedyną rezerwą, na którą może liczyć Macierewicz, stają
się „paramilitarni”. Jak mówi Czesław Mroczek, „żołnierzy i oficerów
szczególnie niepokoi to, że poważne zmiany w
obszarze obrony terytorialnej są przygotowywane przez jakichś ludzi poza
oficjalnymi strukturami wojska. Robi to dwóch pułkowników rezerwy. z których
jeden awansował, wyrzucił generała z zarządu uzupełnień Sztabu Generalnego,
wprowadził tam innego emerytowanego pułkownika. Ludzie z zewnątrz zostają
dopuszczeni do tajemnic wojskowych, wyposażeni w kompetencje odebrane oficerom
w służbie. To budzi ogromne frustracje”.
Jeden z przesuniętych do rezerwy kadrowej polskich oficerów mówi z goryczą:
- Współczesnej wojny nie prowadzi się amatorami, widać to było w Donbasie.
Tylko Rosjanie twierdzili, że „zielone ludziki” to ochotnicy, w rzeczywistości
byli to wyszkoleni żołnierze służb specjalnych. Ludzie, którzy od święta
biegają po lesie z wiatrówką czy karabinkiem do paintballu, nigdy nie będą
równorzędnymi przeciwnikami dla Specnazu.
WSPOMNIENIE O KONSTANTYM
Polskie wojsko i polska policja od roku 1989 trzymały się z dala od polityki (jeśli nie liczyć krótkiej
i kompromitującej przygody gen. Tadeusza Wileckiego). W zamian za to
demokratyczna polityka miała je chronić przed czystkami. Nie obroniła. Do
wojska, policji i służb przyszły ideologia i upolitycznienie w najbardziej
patologicznej postaci. Cywilnymi zwierzchnikami policji i wojska zostali ludzie
traktujący te struktury państwa jako obszary wrogie - podbite i okupowane.
Jeden z emerytowanych oficerów, który zachowuje kontakty w wojsku i ma
tam nawet znajomych namierzonych już przez nową władzę jako „resortowe dzieci”
czy „mafia iracka” (żołnierze wysyłani na misje do Iraku i Afganistanu), mówi:
- To nie jest tak, że tylko Macierewicz czy
Cenckiewicz znają historię Polski. My także ją znamy. Powstania listopadowego
nikt nie planował ani nawet nikt nie chciał, bo to była dla Polaków katastrofa.
Ale wielki książę Konstanty spoliczkował polskiego oficera, zerwał mu i
podeptał epolety, upokorzył go przed podwładnymi i kolegami o jeden raz za dużo.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz