Jesteśmy w
newralgicznym momencie, teraz decyduje się, czy będziemy mieć Kaczyńskiego
jeszcze przez dwa lata, czy lat dwadzieścia – mówi Sławomir Sierakowski,
publicysta, szef Krytyki Politycznej
ALEKSANDRA PAWLICKA MAREK
SZCZEPAŃSKI
NEWSWEEK: Na czym polega siła Kaczyńskiego?
SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: W polityce kluczowa jest odpowiedź na pytanie, co to
znaczy być ludowym. Najlepiej odpowiadał na nie Tusk, ale także dlatego, że
nie ma go już w krajowej polityce, najskuteczniej odpowiada dziś Kaczyński.
Co znaczy być ludowym?
- Umieć komunikować się z ludem
takim, jaki on jest, co niekoniecznie oznacza pisanie programów dla jego
dobra. Kuroń mówił: ludzie życia codziennego. Lud potrzebuje partii, która ma
prosty przekaz, taki jak hasło „Polska solidarna kontra Polska liberalna” albo
„dobra zmiana”. Kaczyński jest najbardziej świadom różnicy między demokracją a
liberalizmem. W demokracji chodzi o to, żeby rządził lud. Liberalizm to reguły
rządzenia, np. trójpodział władzy, które w gruncie rzeczy są wtórne. Nie
przypadkiem mamy demokrację liberalną, a nie liberalizm demokratyczny. Jeśli
lud nie ma poczucia wpływu, to żeby go odzyskać, może poświęcić liberalizm.
Zyskują na tym populiści, bo odpowiadają - choć zwykle fałszywie - na potrzeby
zwykłych ludzi.
Co sprawiło, że lud poczuł się
pozbawiony wpływu?
- Wzorcowym przykładem są ostatnie
eurowybory. W Wielkiej Brytanii i Francji, czyli dwóch najstarszych
demokracjach Europy, zwycięstwo odniosły partie kontestujące cały system - Front
Narodowy i Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa. Stało się tak
dlatego, że wszystko w tych wyborach było zdecydowane przed wyborami - kto
zostanie komisarzem, jakie będą największe frakcje w europarlamencie. Po co
więc iść do urn? To irytujące. Jedynym wyborem, który pozwalał wyborcy obronić
poczucie własnej godności i jakiegokolwiek wpływu, był protest.
Ten protest okazał się także
decydujący w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w Polsce.
- To się dziś dzieje wszędzie.
Według mnie zbliża się ostateczny krach mainstreamu, który staje się
niewybieralny. Kto uratował Austrię przed skrajnie prawicowym prezydentem?
Polityk spoza mainstreamu, który wygrał o włos. Odczucia ludzi są dziś takie:
możemy zmieniać polityków, ale nie jesteśmy w stanie zmienić polityki, dlatego
wybierajmy takich, którzy nie pozostawiają cienia wątpliwości, że namieszają.
I przy okazji ukarzą tych, na których nie da się już patrzeć.
Stąd Kaczyński?
- W Polsce - Kaczyński i Kukiz. W
USA - Donald Trump.
Na jego widok robimy wielkie oczy, bo
białoruski prezydent przy nim zachowuje się jak mąż stanu, ale to właśnie Trump odpowiada na realną potrzebę suwerenności ludu. Daje Amerykanom
poczucie wpływu. A demokracja tylko na tym polega. Gdy Trump mówi, że odmieni Amerykę, i gdy mówi to Clinton, kto brzmi
wiarygodniej? Clinton, która od dekad siedzi w Waszyngtonie i coś obiecuje, a
płace realne w USA, jak stały w miejscu, tak stoją? Przecież jakby miała coś
zmienić, to już by zmieniła. Jest uosobieniem polityki dynastycznej, skorumpowanej,
mainstreamowej.
A
mainstream staje się - jak mówisz -
niewybieralny.
- Zniechęca, zanudza, jest
zblatowany z biznesem, niewiarygodny.
Na czym polega wiarygodność
Kaczyńskiego?
- Nie można sobie wyobrazić
bardziej fałszywego hasła wyborczego niż „Polska w ruinie”. Media
społecznościowe natychmiast zapełniły się prześmiewczymi memami ze zdjęciami
dróg, stadionów, wieżowców, orlików jako dowodami tej ruiny. Wydawało się, że
piłeczka jest po stronie PO, a jednak partia ta nie wyczuła wzrostu aspiracji,
które sama wywołała. Paradoksalnie sukces III RP spowodował u ludzi
rozczarowanie. Wszyscy politycy i ekonomiści od lat świetnie wiedzieli, że PKB
rośnie znacznie szybciej niż pensje. Że wydajność pracy rośnie znacznie
szybciej niż pensje. Wszystko w tym kraju rośnie szybciej niż pensje. A na
koniec jeszcze podniesiono ludziom wiek emerytalny. Ile taka nierównowaga miała
trwać? Na rynku nierównowaga zawsze kończy się kryzysem. A w polityce
populizmem. Nic dziwnego, że przekaz Kaczyńskiego ostatecznie wygrał: „Ludzie,
nie macie wpływu na swoje życie, bo okradła was III RP”.
Okradła z czego?
- Jeśli gospodarka uniesie
sztandarowe programy socjalne PiS: 500 zł na dziecko i M Plus, czyli program
mieszkaniowy, to mamy kompromitację III RP.
Bo III RP nie zdecydowała się na takie rozdawnictwo jak
PiS?
- Nawet nie próbowała. PO kisiła
pieniądze, których nie chciała dać obywatelom. Jeśli okaże się, że Kaczyński
znalazł w budżecie kilkadziesiąt miliardów złotych, rozdał ludziom na najważniejsze
potrzeby społeczne i nie rozwalił przy tym budżetu, to udowodni, że spiskowa
teoria dziejów była prawdziwa. „Mieli i mogli wam pomóc, mogli zbudować wam
mieszkania, ale tego nie zrobili, tyle warta była III RP”. Bardzo ciężko
będzie wtedy dyskutować z argumentami o rozkradaniu majątku narodu, o tym, że
Polacy są regularnie okradani przez układ, a na ulicach maszerują komuniści i
złodzieje. Kaczyński dostanie fantastyczną legitymizację swoich poczynań.
Opowiadając, jak III RP oszukała Polaków, będzie mógł tworzyć państwo
autorytarne i zabetonuje Polskę na kolejne 20 lat.
A jeśli gospodarka nie uniesie
tego rozdawnictwa?
- Wtedy władza PiS zbankrutuje
wciągu dwóch lat. Nawet jednak wówczas Kaczyński będzie mógł opowiadać, że to
pomyłka, ale na korzyść zwykłych ludzi, a nie banków, które są zbyt mocne, aby
upaść. Równość to równe prawo do błędów. Boimy się zdestabilizowania systemu
bankowego, a zdestabilizowania systemu społecznego nie?
Krótko mówiąc, jesteśmy w
newralgicznym momencie, który decyduje, czy będziemy mieć Kaczyńskiego jeszcze
dwa lata, czy lat dwadzieścia.
Tylko pusty portfel i załamanie
gospodarki mogą powstrzymać Kaczyńskiego?
- Do spółki z geopolityką. O
losach polskiej niepodległości i demokracji zawsze decydowała geopolityka. Wygrana
Trumpa w USA i Brexit
oznaczają koniec demokracji w Polsce. Bo Trump będzie miał nasz region kompletnie gdzieś, nie będzie
chciał, aby NATO wydawało tu pieniądze. Natomiast Brexit to cios, jakiego UE nie przeżyje. Przynajmniej ta, do
której wchodziliśmy. Najsilniejsze państwa będą musiały błyskawicznie się
zintegrować, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo ekonomiczne i geopolityczne,
cała reszta zaś znajdzie się w szarej strefie między Rosją a globalizacją.
Pozostawieni samym sobie jeszcze szybciej podryfujemy w stronę autorytaryzmu,
bo nacisk na Kaczyńskiego z zagranicy będzie zerowy.
Polityka zagraniczna PiS już
dziś zmierza do izolacji Polski.
- Obecna polityka zagraniczna jest
funkcją polityki historycznej. Nie ma innego wytłumaczenia dla rezygnacji z
najsilniejszych sojuszników, Berlina i Brukseli, na rzecz najsłabszych -
bojkotowanych wszędzie Węgier i Londynu, który jest na granicy wyjścia z UE.
Dlaczego PiS wybiera słabych
sojuszników?
- Bo nie po to odzyskaliśmy
suwerenność po wojnach z Niemcami i Rosją, żeby oddawać ją Brukseli (zresztą
bliżej Kaczyńskiemu nieznanej). Polityka historyczna to emocje. Jesteśmy
krajem pokrzywdzonym, zdradzonym przez Zachód. Nasza siła ma wynikać z naszej
dumy, godności, odwagi i zależeć wyłącznie od nas.
To prosty przepis na klęskę!
- Ale nasze klęski są moralnymi
zwycięstwami. Dowodzą siły i odwagi. Sto dwadzieścia trzy lata nieobecności na
mapie i co: daliśmy radę? Potrafiliśmy wystawić w Powstaniu Warszawskim
garstkę powstańców i ludność cywilną przeciwko armii nazistowskiej, to będziemy
potrafili pójść na wojnę z każdym, a czy wygramy, czy nie, to już ma mniejsze
znaczenie. Klęski czci się doskonale. Żołnierze wyklęci czy Smoleńsk integrują
lepiej niż wspólna praca czy sukces. Dlatego są tak ważnym instrumentem
polityki PiS. Kaczyński nie prowadzi rozważań geopolitycznych. On nie marzy o
byciu prezydentem Europy tak jak Tusk, Sikorski czy Kwaśniewski. On chce być
prezesem Polski. Takim mitycznym, odrealnionym, mesjańskim. Król-duch
Słowackiego.
Tylko ekonomia i geopolityka
mogą powstrzymać PiS?
- Nie, jednak przede wszystkim
samo PiS. To chyba jedyna partia w historii światowej polityki, która
codziennie z zadowoleniem i premedytacją robi rzeczy dla siebie szkodliwe. Bo
jak inaczej wytłumaczyć te stadniny koni? Słynną na cały świat walkę z
kornikiem drukarzem i wycinanie Puszczy Białowieskiej? Komunistycznego
prokuratora Piotrowskiego wybrane go na oprawcę Trybunału Konstytucyjnego?
Panią Mazurek nazywającą kolesiami dostojnych profesorów i sędziów Sądu
Najwyższego? Prezydenta Dudę wymieniającego myśli na Twitterze z „Ruchadłem
Leśnym” albo kimś, kto się przedstawia jako „Seba, który sra do chleba”? Czy
to może pomóc tej władzy? Nie.
A zaszkodzi?
- Wyborców najbardziej zniesmaczy
to, w jak ostentacyjny sposób PiS buduje swoje państwo z patologii III RP
podnoszonych do rangi prawa. Żeby zawłaszczyć spółki skarbu państwa, likwiduje
konkursy w służbie cywilnej. Żeby walczyć z brakiem pluralizmu w mediach
publicznych, tworzy media rządowe i nachalne poza granice śmieszności. To nie
jest robienie z nas idiotów. To jest robienie idiotów z siebie.
Kaczyński nie zdaje sobie z
tego sprawy?
- Poczucie apartheidu
godnościowego po tamtej stronie wyłączyło instynkt samozachowawczy. Oni naprawdę
czuli się przez te wszystkie lata gorsi. To nie jest ruch egzekucyjny, to
bardziej przypomina rabację galicyjską. Ma społeczno-ekonomiczne uzasadnienie,
ale przeprowadzane jest jak samookupacja Polski. Kiedy firma ubiega się o kontrakt
od państwa, słyszy: „Chcesz kontrakt? No to ktoś musi zająć się twoim PR”.
I wrzutka z partii. To jest
dokładanie ta korupcja, to zblatowanie i ten układ, o którym grzmiał PiS po
aferze Rywina.
TKM do kwadratu?
- Do sześcianu. Nieprofesjonalizm,
resentyment i nienawiść. Ich oferta to odwet skrzywdzonych i upokorzonych. I
taki też jest skład rządu. Macierewicz, Kamiński, Waszczykowski, Gliński... To
postacie jak z „Biesów” Dostojewskiego. Oni mogą zaspokoić ambicję tylko tych,
którzy pałają zemstą.
Młodych ludzi z orłami na
koszulkach?
- Prawica zawsze ma lepszą ofertę.
Patriotyzm w społeczeństwie konsumpcji jest atrakcyjnym i najszybciej
dostarczanym towarem. Społeczeństwo się indywidualizuje, umowy śmieciowe
odbierają poczucie bezpieczeństwa, rośnie potrzeba wspólnoty. Prawica przebiera
w mundurek i już nie jesteś sam. Z miejsca możesz się poczuć jak bohater.
Dostajesz misję. Tu są flagi, tu jest Kościół. A co proponuje lewica?
Zapieprzaj w NGO, nagród za to nie dają ani mundurków, nawet flag, narobisz
się, a na końcu usłyszysz, że nie zapracowałeś, tylko żyjesz z dotacji, więc
co to za zasługa? Dziś liczy się krótkoterminowy zysk: finansowy w ekonomii i
symboliczny poza nią.
A długoterminowy zgarnie PiS,
bo młodzi wychowani na narodowej ideologii będą głosować na Kaczyńskiego.
- Tego akurat nie jestem do końca
pewien, bo chłopcy w koszulach z orłem w końcu zaczynają zakładać rodziny,
biorą kredyt i stają się zakładnikami zastanego porządku, wolą, aby jutro
wyglądało jak dziś. Zawirowania im niepotrzebne. Najbardziej ideowy wyborca to 50 plus i nie
przypadkiem KOD jest raczej starszy niż młodszy.
Czy KOD jest groźny dla PiS?
- Ulica działa jak lustr o
powiększające, bar dziej niż sondaż. Ludzie widzą protest i zaczynają się z
nim identyfikować w miarę kolejnych kontrowersyjnych posunięć władzy. Protesty
wyzwalają emocje solidarnościowe u obojętnych, zdezorientowanych i bez
stanowiska. Dlatego jeśli PiS pójdzie w otwarty autorytaryzm, to jestem pewien,
że KOD będzie mógł sobie dopisać kolejne zera z tyłu liczby uczestników.
Nazywanie demonstrujących
rebeliantami i gorszym sortem wynika ze strachu?
- No jasne. Każdy wie, że
najskuteczniejsza broń w sferze publicznej to ignorowanie, przemilczanie.
Wejście w spór z KOD wynosi ten ruch do roli głównego przeciwnika Kaczyńskiego.
Mobilizuje rozbitą opozycję do zorganizowania się.
To dlaczego Kaczyński nie
milczy?
- Bo nie jest politykiem
racjonalnym ani pragmatycznym. Orban, na którym się wzoruje, jest cynikiem,
Kaczyński - fanatykiem. Dla fanatyka pragmatyzm to dowód słabości. Fanatyk nie
potrafi utrzymać emocji na wodzy.
Orban nigdy nie zrobiłby czegoś
przeciw własnemu interesowi, a Kaczyńskiemu zdarzyło się to wielokrotnie.
Wyprodukował wyssaną z palca aferę w Samoobronie, aby zerwać koalicję, ogłosić
przedterminowe wybory i je przegrać.
Może liczył, że zdobędzie
samodzielne rządy.
- Nie było na to szans. To jest
obsesja. Kaczyński w odróżnieniu od Tuska żyje poza społeczeństwem. Tusk
potrafi nawiązywać normalne relacje, nawet to „haratanie w gałę” było dowodem,
że potrafi żyć z ludźmi. Kaczyński normalnych relacji z ludźmi nie ma, nocami
ogląda samotnie rodeo w telewizorze. Żyje poza, a właściwie ponad
społeczeństwem, bo chce być uosobieniem rządów twardej ręki. A w czasach, gdy
różne kryzysy - od ekonomicznego przez imigrancki, terrorystyczny, tożsamości
europejskiej, ukraiński - wychylają wahadło od potrzeby wolności w stronę
bezpieczeństwa, rośnie liczba ludzi oczekujących kogoś nad sobą. Kogoś, kto
zatrzyma apokalipsę. Jego nieludzkość i tajemniczość są dowodem jego siły.
Czy zjednoczona opozycja może
być przeciwwagą dla Kaczyńskiego?
- Hungaryzacja polskiej polityki
to bardziej hungaryzacja opozycji niż władzy. Rozbita, słaba i pozbawiona
charyzmatycznych polityków stała się niewybieralna, tak jak na Węgrzech.
Oczekiwaniem społecznym jest zjednoczenie, tak jak na marszach KOD. Żarty się
bowiem skończyły. Kaczyński walczy z demokracją liberalną, a nie z konkretną
partią, więc wszyscy razem powinni mu się przeciwstawić.
Będzie chciał walczyć o większość
konstytucyjną?
- Przecież już ją zdobył, tylko
nielegalnie. Po co mu teraz zmiana konstytucji? W kraju bez Trybunału
konstytucja jest tyle warta, ile kosztuje papier, na którym została
wydrukowana. Niestety, nawet opozycja chce pisać ustawę o Trybunale, a to
oznacza, że parlament może regulować konstytucję. A większość parlamentarna to
PiS.
Kto mógłby stanąć na czele
zjednoczonej opozycji? Schetyna? Petru?
- Schetyna dłużej czekał na
przejęcie PO niż Kaczyński na przejęcie władzy, więc nie pozwoli rozpuścić
partii w jakimś szerszym bycie. Taką koalicję zawsze mógłby mu ktoś zabrać. Na
przykład Tusk. Petru z kolei ciągle jest zagadką, w polityce jest w okresie
maturalnym, nie zdał egzaminu dojrzałości. Raz mówi, że widzi światełko w
tunelu, żeby później grozić Kaczyńskiemu rebelią. Lider jest po to, aby dać
ludziom poczucie bezpieczeństwa i przekonanie, że partia wie, co robi.
Nie masz kaca z powodu
zniknięcia lewicy?
- Nie. Postkomunizm blokował
jakikolwiek ruch, dziś scena dla lewicy jest więcej niż odblokowana. Uważam,
że partia Razem jest skazana na sukces, choć wiele zależy od tego, czy będzie
się oglądać na ludzi, czy na program. Dziś główną stawką w polityce jest pokonanie
Kaczyńskiego, a to może wymagać ogromnych cesji programowych.
Kościół pozostanie siłą
Kaczyńskiego?
- Jest wiernym koalicjantem PiS.
Jego rola ogranicza się do bycia transformatorem frustracji społecznych w
poparcie polityczne. Jest jak zwrotnica, która sprawia, że ludzie wykluczeni
ekonomicznie trafiają na „właściwy” tor.
A milczenie Kościoła w różnych
ważnych kwestiach?
- To prawda, gdy zaczęło rządzić
PiS, Kościół dostał afazji. Ci sami hierarchowie, którzy mówili, że Kościół
ma prawo komentować życie polityczne, teraz milczą. Spór o aborcję wziął się
stąd, że biskupi postanowili znaleźć jakiś sposób, aby zasygnalizować swoją
odrębność, bo Polacy naprawdę mogli zapomnieć, że Kościół istnieje. Wcześniej
słowem się nie odezwali, gdy zaczęło się niszczenie Trybunału Konstytucyjnego,
na którego orzeczenia (choćby w sprawie aborcji) często się w minionych latach
powoływali. Milczeli także wtedy, gdy Kaczyński opowiadał o pasożytach roznoszonych
przez uchodźców, a papież Franciszek w akcie symbolicznym mył uchodźcom nogi.
Ten papież przyjeżdża teraz chyba do Krytyki Politycznej, bo do polskiego
Kościoła z jego sposobem bycia, stosunkiem do gejów, rozwodników i uchodźców
nie bardzo pasuje. Dla polskich biskupów Franciszek to lider światowej lewicy.
Dlatego na Światowe Dni Młodzieży proponuję hasło: „Wasz Kościół, nasz
papież”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz