poniedziałek, 27 czerwca 2016

Pożegnanie z rurą



Rozkaz to rozkaz. Wojsko rozkaz wykonać musi i nazwiska ofiar Smoleńska w Poznaniu odczyta. W końcu nie wiadomo, czy ta brzoza wybuchła, czy nie. A ten, co na rocznicy Czerwca będzie chciał rozrób, nie jest Polakiem ani patriotą.

Wojciech Cieśla

Poznaniem, stolicą solidności i porządku, rzą­dziły zawsze drobny biznes ze zdrowym roz­sądkiem. I poznaniacy. Teraz po rząd dusz sięgnął warszawiak. Najpierw przysłał woj­skową ciężarówkę z olbrzymim Jezusem. Osobiście złożył pod figurą kwiaty z dwu- barwną wstążką „Antoni Macierewicz, mini­ster obrony narodowej”. A gdy w mieście zagotowało się wokół Jezusa giganta, ogłosił: - Dzisiaj z Poznania na całą Polskę idzie wielkie wołanie o jedność narodu polskiego, opartą na wierze i patriotyzmie!
   Zaraz potem wyjechał i już z Warszawy zarządził: w rocznicę wydarzeń Czerwca, podczas Apelu Pamięci, wojsko odczyta listę ofiar katastrofy w Smoleńsku.
   28 czerwca 1956 r. na ulice Poznania wyszły tysiące robotników. Domagali się „prawa, wolności, chleba”. Władza wysłała przeciwko nim czołgi. Poległo co najmniej 58 osób, ponad 600 było rannych. Czer­wiec ‘56 to w Poznaniu świętość. Pozna­niacy mają teraz zgryz: czy ich Czerwiec można zrównać z wypadkiem lotniczym?

ZDRAJCA I PEDAŁ
Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, niedawno ubezpieczył mur, który ogradza jego dom na poznańskiej ła­wicy. Musiał: najpierw jesienią ktoś na­malował dużymi literami słowa „zdrajca” i „pedał”. A w lutym znów „zdrajca”. Poli­cja nie znalazła sprawców.
   Komu i czym naraża się Jaśkowiak? Je­sienią poszedł w Marszu Równości. Na ob­chody 97. rocznicy wybuchu powstania wielkopolskiego wysłał zastępcę, a sam pojechał odpocząć w góry (zdjęcie na Facebooku, na którym wylegiwał się w łóż­ku z rodziną, oburzyło prawicę). Chodzi na marsze poznańskiego KOD, a nie chodzi na mecze Kolejorza. Nie fraternizuje się z bi­skupami, nie kłania księżom. Jest pierwszym prezydentem, któ­ry głośno mówi, że Kościół łupi miasto na nieruchomościach, i pierwszym, który chce to uregulować. Poznaniacy komentują: Poznań ma wreszcie prezydenta.
   - W mieście walczą dwie frakcje: jedna to zwolennicy Pozna­nia jako twierdzy, miasta zamkniętego. Druga to zwolennicy ot­wartości - uważa jeden z moich rozmówców. - Jaśkowiak to były biznesmen, sztywniak i kapitalista. Ale ma dobry PR. Kreuje wi­zerunek faceta, któremu w mieście nie będzie bruździć żadna centralna władza.
   Na demonstracji KOD w Poznaniu dużo ludzi i duże emocje. Ktoś krzyczy do mikrofonu: - Czy zgadzają się państwo na to, jak mówi posłanka Pawłowicz, że władza musi mieć media publicz­ne, że media publiczne powinny służyć do rządzenia państwem? Kryśka, do domu!
Jaśkowiak interweniuje, chwyta mikrofon: - Musimy pokazać reszcie Polski, że Poznań to wolne miasto, w którym szanujemy europejskie tradycje!

CYGARO I ROWER
Na rozmowę z prezydentem telepię się główną ulicą miejskim rowerem, nie ma ścieżki rowerowej. Z górki wy­przedza mnie, też na rowerze, siwy, wysoki mężczyzna. Jasna ko­szula, na bagażniku dwie sakwy. Jaśkowiak, stojąc na pedałach, żeby się nie poobijać, pędzi do pracy.
   Prezydent przez lata pracował dla Jana Kulczyka. Ma sławę brutalnego, wymagającego szefa. Jego przyjaciel Jacek Kaczmar­ski sportretował go w piosence:

Sen szczuje cygarem bystry finansista
Planuje na jutro miłosierne cięcie
Które krew z ofiary wypuści do czysta
Korzystne dla wszystkich kończąc przedsięwzięcie

   Jaśkowiak lekko krzywi się na ten cy­tat. Dziś epatuje liberalną otwartością, cy­garo zamienił na rzadkie cygaretki z żoną. Wrócił do boksowania. Chwali się, że wy­korzystuje pomysły ruchów miejskich.
- Nasycenie Poznania centrami handlowy­mi jest przytłaczające. Poznań potrzebuje zmiany - mówi. Tłumaczy, na czym pole­ga idea „Wolnego miasta Poznań” - miasto ma być obywatelskie, kulturalne i otwar­te; stawiające na komunikację publiczną i mniej samochodów, dające coraz więcej władzy mieszkańcom i radom osiedli. No i otwarte. Przede wszystkim otwarte.
   Poznaniacy, ci z prawa i ci z lewa, lubią sięgnąć do tego samego klasyka. - Woj- Szczęsny Kaczmarek, były prezydent Poznania, mawiał: rura jest apolityczna - wspomina Jaśkowiak. - Rozwiązywanie lokalnych problemów nie powinno się odbywać pod naciskiem partii politycznych.
   - Ale to pan chodzi na marsze KOD.
   - Bo uważam, że jest na nich mowa o rzeczach ważnych. O wol­ności słowa i demokracji, o konstytucji.
   Według prezydenta Jaśkowiaka naciskiem jest odczytywanie „apelu smoleńskiego” w rocznicę Czerwca: - To kwestia uczciwo­ści. Nie należy fałszować historii tylko dlatego, że taka jest wola największej partii politycznej.
   - Będzie apel smoleński czy nie?
   - Nie chcę mieszać poległych, którzy 60. lat temu walczyli z 350 czołgami na ulicach, z tymi, którzy zginęli w Smoleńsku. Katastrofa tupolewa to wypadek lotniczy.

ZDRAJCZYNI Z CZERWCA
Weterani Czerwca odchodzą, „czerwcowych” jest już zaledwie garstka. Aleksandra Banasiak, pielęgniarka, w Czerwcu ryzykowała życie. Nad jej głową świstały kule, gdy opatrywa­ła demonstrantów. Potem na ich procesie zeznawała, że to ubecy pierwsi zaczęli strzelać do ludzi. Pomysł Macierewicza ją złości: - Nie można manipulować historią. W rocznicę Czerwca czci­my poległych w walce o wolność, chleb i pracę. Ofiary katastrofy smoleńskiej czcijmy w jej rocznicę.
   Aleksandra Banasiak ma 81 lat, siwe włosy i przenikliwe oczy. Poznaniacy rozpoznają jej sylwetkę na demonstracjach KOD na placu Wolności. Na marszu w obronie mediów wychodzi na scenę. - Jest mi przykro, kiedy widzę, jak PiS nocami przyjmu­je swoje ustawy. Nocami to komunistyczne władze aresztowały demonstrantów Czerwca - mówi. Dostaje oklaski.
   A zaraz potem dostaje pierwsze SMS-y i telefony. Znajomi mó­wią, że jest zdrajczynią. Że zapomniała o korzeniach. Niezrażona komentuje sprawę teczek Lecha Wałęsy: - Nie było takich osób, które, jeżeli były szykanowane, to czegoś nie podpisały. Dla mnie Wałęsa był i jest osobą, która spowodowała, że mamy wolność.
   Działacz PiS z Poznania wzdycha: - Może znana, ale dla środo­wiska nie jest reprezentatywna. Ludzie u niej w stowarzyszeniu to konserwatyści. Chodzić na marsze KOD? To im się nie mie­ści w głowie!
   Aleksandra Banasiak mówi: - To ostatnia taka rocznica, my wymieramy. Uroczystość ma być poważna i dostojna. Ma upamiętniać poległych, ale i nas, uczestników. Nie da się nie uwzględnić naszego zdania. A według mnie Smoleńsk pasuje do Czerwca jak pięść do nosa.

KTO ZŁODZIEJ, A KTO UBEK
W Czerwcu Włodzimierz Marciniak atakował siedzibę UB. Aleksandra Banasiak opatrywała rannych w strzelaninie przed tym samym budynkiem. Dzisiaj każde z nich działa w innym związ­ku kombatantów Czerwca ‘56. Marciniak na oficjalne uroczystości w marynarkę wpina błyszczące odznaczenia. Tylko najważniejsze, bo wszystkich ma około 50. Wtedy, w Czerwcu, jako jeden z pierw­szych wpadł do komitetu PZPR, zobaczył, jak żyje elita władzy i stoły uginały się od mięsa, cytrusów i czekolad. Potem ze zdobycz­nej broni ostrzeliwał gmach UB na Kochanowskiego. On strzelał, do niego strzelano. Jedna z kul trafiła go w nogę. Następnego dnia wpadł: w jego kieszeni ubecy znaleźli kilka sztuk amunicji, w cza­sie przesłuchania stracił kilka zębów. Już w wolnej Polsce odnalazł adres tego, który wtedy najbardziej się znęcał. Chciał zadać jedno pytanie: czy pamięta, jak go katował? Tamten zatrzasnął drzwi.
   Dziś Marciniak jest prezesem Związku Kombatantowi Uczest­ników Powstania Poznańskiego Czerwca 1956 r. To jeden z czte­rech zarejestrowanych w Poznaniu związków „czerwcowców”. Dla Marciniaka ludzie z pozostałych związków to albo złodzieje, albo ubecy. Wielu działaczy nie ma już nic wspólnego z Czerwcem (członkami stowarzyszeń są np. wdowy po uczestnikach walk).
   Mówi jeden z działaczy PiS: - Skąd cztery związki? Ktoś się na kogoś obraził, ktoś się poczuł mniej ważny. Jak to między ludźmi. Trwa to już 27 lat.

PATRIOTYZM TRZEBA WYSSAĆ
Opowiada pracownik magistratu: - W latach 90. przewod­niczący jednego związku ogłosił, że przewodniczący inne­go nie był ranny w czerwcu, ale w meczu hokeja na trawie. Tamten mu odpowiedział, że jest złodziejem, bo fałszował doku­menty, na podstawie których dostał status kombatanta.
   Mówi pracownik poznańskiego ratusza: - Oskarżali się o malwersacje, podrabia­nie podpisów, pomówienia. Zdarzało się, że uprawnienia kombatanckie dostali lu­dzie, którzy nie brali udziału w walkach.
Kombatanctwo ma człowiek, który nama­lował transparent; i tylko tyle. Szef jednego ze związków mówi, że siedział kilka miesię­cy, a z dokumentów w IPN wynika, że kilka dni. Innego w ogóle nie znalazł w doku­mentach IPN - ale napisał książkę, w któ­rej występuje jako „dowódca powstania”.
   Kombatant Marciniak o pomyśle Ma­cierewicza mówi z ożywieniem: - Roz­kaz to rozkaz. Minister Macierewicz go wydał, wojsko rozkaz wykonać musi i na­zwiska ofiar Smoleńska w Poznaniu odczy­ta. Przecież w końcu nie wiadomo, czy ta brzoza tam wybuchła, czy nie? A ten, co na rocznicy Czerwca będzie chciał rozrób, nie jest Polakiem ani patriotą. Banasiak? Ona w Czerwcu na ulicy ratowała ubowców!
Jaśkowiak? Zamiast na rocznice powsta­nia pojechał na narty! Patriotyzm to trze­ba, proszę pana, wyssać z mlekiem matki!

WSPIERAJĄCA CZĘŚĆ SPOŁECZEŃSTWA
Od kilku lat przez Poznań przechodzi fala moralnego wzmo­żenia. - Za czasów poprzedniego prezydenta miasta w sferę publicz­ną wkroczył Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego - opowiada jeden z wykładowców Uniwersytetu Adama Mickiewi­cza. - Pod ban erami SKOK-ów organizował spotkania, wręczał An­toniemu Macierewiczowi pamiątkowe medale, pisał oburzone listy.
   Najważniejszy w AKO jest prof. Stanisław Mikołajczak, poloni­sta. W Czerwcu miał 12 lat. Listy, które publikuje AKO, u innych polonistów budzą przerażenie. - To jest język nienawiści, bełkot jak z Gomułki - wzdycha jeden z pracowników naukowych UAM.
   W lutym AKO wydaje list poparcia dla rządu PiS: „(...) Ob­serwujemy aktywizację liberalnie-lewicowo nastawionej czę­ści środowiska akademickiego wobec zasadniczych zmian społeczno-politycznych inicjowanych przez obecną władzę i wspierającą ją większość społeczeństwa. (...) Członkowie śro­dowiska akademickiego zrzeszeni w AKO wyrażają pełne wspar­cie dla realizacji programu wyborczego PiS i zjednoczonej prawicy”.
Ostatnia bitwa, w jaką zaangażował się Mikołajczak, to wal­ka o ustawienie figury Chrystusa. Postawienia Chrystusa chce Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika Wdzięczności (pomnik w czasie wojny zburzyli Niemcy, kopia figury ma być pierwszym krokiem do jego odtworzenia). Ludzie prezydenta Jaśkowiaka nie godzą się na Chrystusa.

MIKOŁAJCZAK JAK DRZYMAŁA
Wojskową ciężarówkę z olbrzymim Jezusem dało Ministerstwo Obrony - żeby przyczynić się do kształtowa­nia postaw patriotycznych wśród żoł­nierzy. Do Poznania wojsko wiozło figurę aż spod Krakowa. Potem ustawiło ją na dziedzińcu kościoła na Jeżycach. Miasto uważa, że Chrystus to samowola budow­lana. - Panie Jezu, módlmy się za urzęd­ników Poznania, byś przemienił ich serca - wznosi powitalną modlitwę ks. Tadeusz Magas.
   Profesor Mikołajczak promienieje, po­zuje do zdjęć z Antonim Macierewiczem. W uroczystej procesji snuje się trzech chu­dych młodzieńców z opaskami i flagą ONR. Poza tym nic się nie dzieje. Spór o figurę to spór urzędniczy.
   Profesor Mikołajczak w rozmowach z dziennikarzami dzieli się wizją maso­wego protestu, którego nie ma. - Musi­my stosować wobec współczesnych władz Poznania metody, jakie Wielkopolanie stosowali dawniej wobec władz pruskich. Chcielibyśmy postawić figurę na przy­czepie, żeby nawiązać do wozu Michała Drzymały - mówi. Okazuje się, że Chry­stus na przyczepie będzie się chybotał. Pomysł z Drzymałą upada.
   Mówi jeden z urzędników magistratu: - To nie jest miasto prawicy, Poznań jest w gruncie rzeczy centrowy, ale w mieście są bardzo aktywne prawicowe grupy. Nachodzą władze rektor­skie i miejskie, zalewają listami, petycjami, żądaniami. Próbują zawłaszczyć pamięć o Czerwcu.
   W Poznaniu prawica jeśli już się przebija, to niemal zawsze brawurowo. Alarmuje, że katolicki patron przystanku jest dys­kryminowany w komunikacji miejskiej, bo zamiast ulicy arcybi­skupa Antoniego Baraniaka lektor czyta po prostu: „Baraniaka”.
Albo że „Jesus Christ Superstar” to pseudosztuka, bluźniercza próba ośmieszenia Jezusa Chrystusa oraz katolickiej wiary.

CHRYSTUS, CZERWIEC, SMOLEŃSK
Do obchodów już tylko kilka dni. Między władzami miasta a Antonim Macierewiczem - pat. Prezydent Jaśkowiak nie ustą­pi. To poznańskie, nie smoleńskie święto. Czy zrezygnuje z asy­sty wojskowej? Weterani mówią, że w najgorszym razie mogą przełknąć Smoleńsk; nie chcą zamieszania i incydentów. To ostat­nia taka okrągła rocznica, kolejnej większość z nich nie doczeka.
   - A po co wojsko? - denerwuje się znajomy poznaniak. - Mun­durowi na takich obchodach to i tak drażliwa sprawa. Wobec szantażu trzeba z wojska zrezygnować. Trzymajmy religię smo­leńską z dala od Poznania. Inaczej tu zagnieździ się stęchlizna.
   Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS z Poznania, uważa, że to Jaś­kowiak nakręca konflikt: - To prezydentura gestów i deklaracji. W rządzeniu miastem kluczowe jest zarządzanie, a nie przenosze­nie sporów ideologicznych do miasta. Po co ciągnąć spór o figurę Chrystusa? Wielu ludzi to nie obchodzi, u wielu wywołuje irytację.
   Michał Boruczkowski, radny PiS: - Miasto otwarte to slogan, który działa tylko w jedną stronę. Czy pomnik Chrystusa mógłby
wadzić komuś, kto jest otwarty na religię? Za Grobelnego domino­wał chłodny pragmatyzm. Teraz w przestrzeń publiczną są niepo­trzebnie przenoszone krajowe spory ideologiczne. A przecież my w Poznaniu wiemy, że rura kanalizacyjna, choć ma być kładziona z sercem, musi być apolityczna.
   Jacek Jaśkowiak uważa, że otwartość to obecność prezydenta na ulicznych demonstracjach.
   - Daję panu głowę, że Jacek [Kaczmarski - przyp. red.] chodziłby na marsze KOD - zapewnia. I żegna mnie cytatem z piosenki „Według Gombrowicza narodu obrażanie” (- To prze­cież o nas!):
W niewoli - za wolnością plącze
Nie wierząc, by ją kiedyś zyskał
Toteż gdy wolność swą zobaczy
Święconą wodą na nią pryska.
Bezpiecznie tylko chciał gardłować
I romantycznie o niej marzyć,
A tu się ciałem stały słowa
Bóg wie co się może zdarzyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz