Jarosław Kaczyński: USA
nie łączą sytuacji związanej z Trybunałem Konstytucyjnym i szczytu NATO.
Wstępne ustalenia szczytu już zapadły i są korzystne dla Polski - zapewnia
prezes PiS.
RZ: Nie żałuje pan konfliktu o Trybunał Konstytucyjny?
Przez to rząd PiS nie miał miesiąca miodowego, a na fali waszych działań
powstał ruch protestu KOD. Warto było?
Jarosław Kaczyński,
prezes Prawa i Sprawiedliwości, były premier RP: Musieliśmy zareagować na zamach Platformy na TK, czyli
przyjęcie w czerwcu niekonstytucyjnej ustawy pozwalającej PO wybrać dodatkowych
sędziów. Przecież jest zupełnie jasne, że chodziło o coś, co nie ma nic
wspólnego z konstytucyjnymi zadaniami Trybunału. Trzeba więc było bronić
konstytucji, w tym bronić prawa większości parlamentarnej do realizowania
swojego projektu dla Polski. Gdybyśmy nie zablokowali tej operacji, to przez
cały okres naszych rządów Trybunał by nas zwalczał i nie moglibyśmy efektywnie
sprawować władzy. Dziś mamy awantury, ale też posuwamy do przodu polskie
sprawy. Gdybyśmy nie zareagowali, to awantur y i tak by były, nawet w UE - o
to, że uchwalamy ustawy, które TK hurtowo uznaje za niekonstytucyjne, Jeśli
panowie uważają, że bez naszych działań wobec TK byłaby sielanka, to niczego
nie rozumiecie.
Być może rzeczywiście tego nie
rozumiemy. Pamiętamy jednak, że w programach pańskich partii - w latach 90.
Porozumienia Centrum, a potem w PiS - osłabienie TK było jednym z
fundamentalnych projektów konstytucyjnych. Zastanawiamy się więc, na ile to, co
pan nazywa zamachem czerwcowym, było przyczyną, a na ile pretekstem do waszej
operacji przeciw Trybunałowi.
Decyzję o tym, że potrzeba nowej
ustawy o Trybunale, podjąłem przed wyborami, w czerwcu, po zamachu Platformy.
Pamięta pan, co pan nam mówił
trzy lata temu w wywiadzie?
Mówiłem, że pozycja Trybunału musi
się zmienić. Że nie może być tak, że ustawa może być uchylona zwykłą
większością przez pięcioosobowy skład TK. Podtrzymuję to zdanie - jeden sędzia
nie może decydować o tym, czy decyzja parlamentu wybranego przez miliony
obywateli trafi do kosza.
Bardzo mało było takich
sytuacji, że niekonstytucyjność ustawy przechodziła jednym głosem.
Proszę nie żartować. To dlatego,
że wewnątrz TK jest bardzo duża presja na
sędziów, którzy mają inne zdanie. Dlatego zdania odrębne są rzadkie. To jest mała korporacja, która ma nawet własny system emerytalny - co
jest skądinąd bardzo szkodliwe.
Jeszcze tego brakowało, żeby
pan zapowiedział, iż zabierze sędziom emerytury.
Absolutnie nie, choć przecież mogą
korzystać z powszechnego systemu emerytalnego. Ale dla mnie ważniejsze jest co
innego - aby Trybunał podejmował decyzje
większością 2/3. Prawo to nie matematyka, są różne opinie i interpretacje.
Wprowadzenie takiej większości przy uchylaniu ustaw wymusi ucieranie się
poglądów wewnątrz Trybunału.
Ten zapis skrytykowała Komisja
Wenecka. Jej zdaniem, żeby wprowadzić taką większość, należałoby zmienić
konstytucję. W dodatku taki wymóg „pociąga za sobą ryzyko zablokowania
podejmowania decyzji w Trybunale”.
Argument o potrzebie zmiany
konstytucji jest całkowicie nieprawdziwy. Konstytucja np. w art. 190 mówi wyraźnie, że orzeczenia zapadają większością
głosów. W innych miejscach mówi o 2/3. Jeśli więc mówi tylko o większości i
przekazuje procedurę organizacji Trybunału Konstytucyjnego ustawie, to jest
oczywiste, że ustawa może przyjąć różne rodzaje większości. Krótko mówiąc - ten
przepis mówi, że nie może decydować mniejszość i nie może być wprowadzana
jednomyślność decyzji. Jeśli zaś chodzi o ryzyko zablokowania, to trudno ten
zarzut przyjąć. Albo 2/3 jest, albo nie ma. Blokowane mogłyby być tylko decyzje
pochopne, które nie mają nic wspólnego z badaniem zgodności aktów normatywnych
z konstytucją, uwarunkowane względami, z punktu widzenia Trybunału,
pozamerytorycznymi.
Projekt opinii Komisji został
przekazany rządowi, który scedował ten kłopot na parlament. Co będzie dalej?
Powstanie komisja ekspertów
powołanych przez marszałka Marka Kuchcińskiego i przedstawi swoje rekomendacje.
Być może uzna, że niektóre sugestie Komisji Weneckiej powinny zostać
uwzględnione. Zagraniczne naciski na polski rząd w sprawie Trybunału bardzo
poważnie naruszają naszą suwerenność. Mimo to można sobie wyobrazić, że
eksperci uznają, że można coś w naszych przepisach zmienić zgodnie z rekomendacją
Komisji. I wtedy być może do Sejmu trafią nowe rozwiązania legislacyjne, Ale o
tym, co zdecyduje Sejm, nie mnie rozstrzygać.
No a komu, jak nie panu?
Panowie, ja nie jestem reżyserem w
teatrze kukiełek. Wbrew temu, co się o mnie
mówi, nie steruję ręcznie całym obozem władzy - parlamentem, rządem i
prezydentem.
Tak nie jest.
Zakładamy, że trochę tak jednak
jest. Zapytamy inaczej - czy jeśli
zespół ekspertów uzna, że warto skorzystać z sugestii Komisji Weneckiej, poprze
pan takie rozwiązania?
Ostateczna opinia, wbrew panów
sugestii, należeć będzie do Sejmu. Ale oczywiście, tak - poprę. Inaczej to nie
miałoby sensu.
Zapewne teraz zaczną się
polityczne szachy, kto ma wejść do owego zespołu ekspertów oceniających opinię
KW.
My zaproponujemy swoich ekspertów,
a czy inne siły będą chciały się dołączyć, tego nie wiemy.
Jeśli opozycja zgłosi własnych
prawników, to będą mogli wejść w skład tej komisji?
Oczywiście, jeśli tylko będą
merytorycznie przygotowani.
Powołanie jakiejś sejmowej
komisji mędrców wygląda na granie na czas. W PiS słyszymy, że chodzi o to, by
przeczekać do grudnia, kiedy kończy się kadencja prezesa TK Andrzeja
Rzeplińskiego. Gdy zmienicie prezesa na swojego, kłopoty znikną?
Nie gram na czas i nie mam zamiaru
upartyjniać TK, jak moi poprzednicy, Ale rzeczywiście jest wysoce
prawdopodobne, że gdyby ktoś inny był szefem Trybunału, to tego konfliktu by
nie było. Prof, Rzepliński bardzo szkodzi polskiemu życiu publicznemu - nie
dopuszcza sędziów do orzekania, przeprowadza
polityczne ataki, nie wykluczam nawet, że to on stał za „zamachem czerwcowym”
Platformy. Wierzy ponoć, że będzie prezydentem.
A pan dopuszcza w ogóle
możliwość kompromisu politycznego z opozycją w sprawie Trybunału?
Rozmawiać zawsze można. Ale
rozmowa musi mieć jedno założenie: nie ma zgody na jednostronny partyjnie
Trybunał. Jeśli mam być uczciwy, to nie widzę pola do kompromisu. Grzegorz
Schetyna zapowiedział przecież, że PO to opozycja totalna. Choć może im rozum
wróci? Myślenie, że uda się obalić rząd na ulicy, jest skrajnym awanturnictwem,
a przy tym iluzją.
Czy pan po lekturze opinii
Komisji Weneckiej uważa, że coś trzeba w polskich przepisach dotyczących TK
zmienić?
Piszący tę opinię z pewnością nie
czytali polskiej konstytucji, bo niektóre ich zalecenia są z nią niezgodne, np.
to, by publikować efekt spotkania grupy sędziów z minionego tygodnia, który
według nich ma być orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, a co w żaden sposób
nim być nie może. Trybunał nie może sobie spokojnie łamać konstytucji.
Ale czy większość sejmowa może
przegłosować ustawę, która w praktyce wyłącza działanie instytucji zapisanej w
konstytucji, takiej jak TK? Z taką sytuacją mamy tu do czynienia.
Panowie popełniają zasadniczy
błąd. Jeśli Sejm uchwali jakiś przepis, który jest w oczywisty sposób absurdalny
- na przykład, że ludzie mają chodzić na rękach albo że Trybunał ma w ogóle nie
działać - to oczywiście taki przepis jest nieważny. Ale jeśli jest przepis,
który budzi kontrowersje, ale mieści się w granicach dyskusji prawnej, to on
obowiązuje. My wprowadziliśmy choćby zasadę rozpatrywania spraw w kolejności
wpływu - tak jest w wielu krajach. Mógł się naszą ustawą o TK zająć w czerwcu
lub w lipcu, gdyby uporał się z innymi sprawami.
Trybunał powinien móc na
bieżąco kontrolować ustawy przyjmowane przez Sejm. Wasza ustawa to
uniemożliwia.
Ale Trybunał nie kontroluje. Ma
mniej więcej dwuletnie opóźnienie, które wynika z jego tempa pracy. My chcemy
to zmienić i temu służyła nasza ustawa. No, ale skoro niektórzy sędziowie przy
wysokiej pensji mają inne zajęcia... To trzeba zmienić. Chcemy, by sędziowie
traktowali Trybunał jako swoją jedyną pracę. Rozumiem, że z punktu widzenia
sędziów to niemile.
Waszej ustawie towarzyszyły
emocje związane z powoływaniem i odwoływaniem sędziów, nieprzyjmowaniem ich
zaprzysiężenia, sporów o publikację kolejnych wyroków. To nie wygląda na
naprawę, tylko na wojnę totalną z TK.
Nawet Komisja Wenecka przyznała,
że to poprzednia władza zaczęła ten spór. I tu dochodzimy do kluczowej kwestii:
czy nie jest tak, że nasi wyborcy mają mniejsze prawa, skoro my nie możemy
rządzić? Ten zamach czerwcowy miał prowadzić do tego, byśmy w praktyce nie
mogli realizować swego programu popartego przez wyborców.
Tak zwana ustawa naprawcza
miała być według pana odpowiedzią na zamach czerwcowy, ale przecież w 2007 r.
PiS zgłosił bardzo podobną ustawę - proponowaliście kadencyjność prezesa TK,
rozpatrywanie spraw zgodnie z kolejnością wpływu itd. A wtedy PO nie robiła
zamachu na Trybunał.
Od dawna mieliśmy wiele zastrzeżeń
do TK, bo mamy zastrzeżenia do wielu rozwiązań, które służą kontynuacji
poprzedniego systemu. Taka kontynuacja prowadzi do ogromnej skali patologii.
Typowy dla quasi-okupacyjnego
systemu mechanizm doboru kadr jest w nowym
systemie w dużej mierze kontynuowany.
O czym pan mówi?
Ludzie o negatywnych cechach
społecznych w poprzednim systemie awansowali. Nie zostali później zdegradowani,
ale mogli zmieniać władzę na własność. Jeśli dziś na szczytach polskiej
hierarchii zamożności są ludzie, którzy zdaje się w 80 proc. byli współpracownikami
Służby Bezpieczeństwa - czyli mieli wyjątkowo złe cechy - to właśnie to ma
negatywny wpływ na kształt naszego życia gospodarczego.
Ale po drodze weszły do
dorosłego życia dwa pokolenia Polaków.
Weszły, ale przecież mamy do
czynienia ze zjawiskiem resortowych dzieci, które widać szczególnie wyraźnie w
wymiarze sprawiedliwości. Oczywiście pewne zmiany nastąpiły, ale one zachodzą
za wolno. Uważam, że Polska mogłaby być krajem wyraźnie zamożniejszym i
równocześnie dużo lepiej zorganizowanym i dużo bardziej sprawiedliwym, gdyby po
1989 roku doszło do działań drastycznych...
Jakich?
Dekomunizacja, lustracja i realne,
nie symboliczne, ukaranie ludzi, którzy dopuścili się zbrodni w poprzednim
systemie, zniesienie całego systemu przywilejów, które ułatwiały w poprzednim systemie dostęp do
rynku i funkcjonowanie na nim.
Gdzie tu jest Trybunał jako
strażnik interesów dawnej nomenklatury? Przecież od tamtego czasu wiele razy
zmienił swój skład.
Ale istnieje coś takiego jak
pamięć instytucjonalna. W tym sensie Trybunał jest ciągle ten sam.
PiS jest dziś krytykowany nie
tylko przez możliwych do przewidzenia przeciwników, ale też przez ludzi, którzy
byli wam życzliwi. Jadwiga Staniszkis, Ryszard Bugaj, a nawet Adam Strzembosz,
były prezes Sądu Najwyższego, który był dla pańskiego środowiska autorytetem -
popieraliście go w wyborach prezydenckich w 1995 r.
Różnie z tą życzliwością bywało,
nie chcę tego kwestionować, każdy ma prawo do swojej opinii. Przypomnę tylko,
że prof. Strzembosz był przeciwny oczyszczeniu sędziów po 1989 r.
Nie chodziło nam o takie
indywidualne rozliczenia. Pytanie jest inne, czy nie zastanawia pana
powszechność krytyki pańskich działań w sprawie Trybunału? Wydziały prawa,
sądy, samorządy prawnicze, a do tego autorytety ze wszystkich stron sceny
politycznej.
Biorę to pod uwagę - stąd komisja
w parlamencie. Wolałbym, żeby było inaczej, ale chcę podkreślić: obowiązuje
artykuł 7 konstytucji, według którego wszystkie organy państwa działają na podstawie
prawa, również Trybunał Konstytucyjny; obowiązuje artykuł 197, który mówi, że
tryb postępowania przed Trybunałem reguluje ustawa. Taka ustawa była przez nas
legalnie uchwalona i ogłoszona. Trybunał nie miał żadnego prawa uznać ją za
nieobowiązującą.
Wielu uznanych prawników, w tym
pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf, uważa, że sędziowie mieli prawo ocenić
nowelizację ustawy o TK, nie stosując się do jej zapisów.
Nie chcę podejmować dyskusji, na
jakiej zasadzie zostaje się obecnie uznanym prawnikiem. Moje kryteria są pewnie
inne niż tych, którzy decydują, kto jest autorytetem.
Nie chodzi o indywidualne
oceny. Podobnie przecież uważa Komisja Wenecka.
W Europie obowiązuje niedobra
tendencja przejmowania władzy przez korporacje prawne. A to nie ma nic
wspólnego z demokracją. Różne trybunały, również międzynarodowe, przypisują
sobie w istocie przywilej tworzenia prawa, a nie jego kontrolowania. Jestem
zdecydowanym wrogiem tej
tendencji, bo ona przekazuje władzę w ręce grup nacisku.
Jaką pan więc widzi rolę dla
Trybunału Konstytucyjnego w naszym ustroju?
Bardzo poważną. W ramach
trójpodziału władzy ma kontrolować, ale nie tworzyć prawo. Co do Komisji
Weneckiej, to na jej temat są różne opinie.
Komisja Wenecka składa się z
przedstawicieli różnych państw, także spoza Europy. Skoro jest taka
niewiarygodna, to po co rząd prosił ją o opinię?
A ja mówiłem, że to był błąd,
prawda? Chyba że panowie wierzą, że ja wszystko w państwie kontroluję?
Mówiliśmy, że wierzymy.
Ale to jest bajka. Nie miałem o
tym zielonego pojęcia. Ale już nawet pomijając włoską, zatrważającą specyfikę
Komisji Weneckiej, to jest ciało, które gra w tę samą grę - by więcej władzy mieli prawnicy. A ja uważam, że władzę
powinno mieć społeczeństwo.
Uważam, że Trybunał powinien być
sądem pilnującym, by państwo nie łamało praw obywatelskich, ale nie zawsze to
robił. No i nie może wykraczać poza konstytucję.
W grudniu mówił pan, że nie
można wydrukować ówczesnego orzeczenia TK, kwestionującego legalność odwołania
przez PiS sędziów wybranych przez PO. Twierdził pan - tak jak dziś wobec
najnowszej decyzji TK - że zostało podjęte z naruszeniem prawa i w niewłaściwym
składzie. A mimo to grudniowe orzeczenie zostało opublikowane.
Wówczas pani premier oceniała
sprawę inaczej.
Kilka dni temu mówił pan, że
gdyby premier opublikowała obecne orzeczenie, to groziłaby jej odpowiedzialność
przed Trybunałem Stanu.
Nie przed Trybunałem Stanu, tylko
przed sądem.
W takim razie, publikując
grudniowe orzeczenie, już się przed sądem postawiła.
Nie, dlatego, że w tamtym
przypadku można było jeszcze dyskutować o zgodności z prawem orzeczenia, a tu
nie ma żadnej dyskusji.
Pan jest zwolennikiem powołania
komisji w Sejmie, która ma nicować opinię Komisji Weneckiej. Ale europoseł PiS
Kazimierz Michał Ujazdowski przedstawia inną ofertę: wydrukujmy orzeczenie TK i
stopniowo w ciągu roku wybierzmy do TK trójkę sędziów z nadania PO, a za to
Rzepliński zatwierdzi trójkę naszych sędziów.
Wystąpienie Ujazdowskiego nie było
ze mną konsultowane. To indywidualna inicjatywa. Uważam ją za nieporozumienie.
Odrzuca pan też pomysł Kukiz’15
i podobny pomysł prof. Andrzeja Zolla - by zmienić
konstytucję i zapisać, że sędziów TK jest nie 15, tylko 18.
Nie ma powodu, żeby sędziów było
18. Niby dlaczego?
Żebyście się dogadali. Do 12
obecnych, pełnoprawnych sędziów doszłoby trzech,
których nie chce zaprzysiąc
prezydent, i trzech, których do orzekania nie dopuszcza prezes TK. Czyli 18.
Ci, którzy kiedyś zostali wybrani
przez PO na sędziów, a Sejm obecnej kadencji unieważnił ich wybór - już nie są
sędziami. Równie dobrze prezydent mógłby przyjąć przysięgę od panów.
Nie spełniamy kryteriów, bo nie
jesteśmy prawnikami. Nie zostaliśmy też wybrani przez Sejm, tak jak oni.
Oni też nie zostali wybrani przez
Sejm - bo ten wybór został uznany za nieskuteczny prawnie.
I to was łączy z nimi.
Trybunał uznał, że
zaprzysięganie sędziów TK wybranych
przez Sejm to obowiązek prezydenta, którego nie można odmówić.
Komisja Wenecka też uznała to za
zabieg ceremonialny. To nieporozumienie. Członkowie KW całkowicie ceremonialną
prezydenturę włoską przenieśli w nasze realia, gdzie prezydent jest czynny. W
oczywisty sposób zaprzysiężenie przez niego jest elementem kontroli. Prezydent
może odmówić, jeśli uważa, że wybór kandydata został dokonany z naruszeniem
prawa. To zresztą nie pierwszy przypadek. Mój świętej pamięci brat jako
prezydent też odmówił zaprzysiężenia pani, która została wybrana na sędzię TK.
Chodzi o Lidię Bagińską,
wskazaną przez Samoobronę. Prezydent zaprzysiągł ją po trzech miesiącach.
Zrobił to, gdy otrzymał gwarancję,
że ona zrezygnuje po kilku dniach. I zrezygnowała.
Podobnie jest z ogłoszeniem aktu
prawnego - rząd może odmówić publikacji, jeśli uważa, że ów akt jest wydany z
naruszeniem prawa.
Żaden przepis nie daje rządowi
prawa do weryfikacji decyzji TK ani oceny, czy została podjęta we właściwym
składzie, trybie czy terminie.
Ogłoszenie orzeczenia TK musi być
dokonywane na podstawie prawa. To jest taka quasi-kontrola. Może
być stosowana w wypadkach skrajnych, ale jest. Załóżmy, że TK na czyjś wniosek
wydaje orzeczenie, że jakieś województwo zostaje odłączone od Polski. Premier
miałby to ogłosić?
Trybunał musiałby nie umieć
czytać lub świadomie złamać konstytucję, która mówi, że
„Rzeczpospolita Polska jest
państwem jednolitym” oraz „RP strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego
terytorium".
W tym przypadku TK też złamał
konstytucję. W sensie ogólnym to jest taki sam przypadek.
Pańska interpretacja prowadzi
do sytuacji, że rząd może sobie wybierać orzeczenia TK do druku, w ramach - jak
pan to nazwał - quasi-kontroli.
Nie, nie może. W normalnym życiu
publicznym obowiązują dobre obyczaje i zasady zdrowego rozsądku. Nie jest moją
winą, że podczas trwającej od 2005 r. zimnej wojny wywołanej przez Platformę
zaufanie zostało zburzone - to wielka zbrodnia Donalda Tuska.
Powtarzam: premier nie może
opublikować tego stanowiska sędziów TK.
Jest pan doktorem prawa.
Rozumie pan doskonale, że grozi nam całkowity paraliż państwa. Teraz Trybunał
weźmie na wokandę kolejne wasze ustawy - o służbie cywilnej, medialną czy
inwigilacyjną. I może uznać część z nich także za
niekonstytucyjne. Będzie pan honorował te kolejne orzeczenia i pozwoli je pan
opublikować?
Korzystne czy niekorzystne opinie
przyjmowane przez to grono sędziów będą traktowane jako „non est” -
nieistniejące.
Będzie chaos w państwie, bo
część sądów może się kierować tymi orzeczeniami TK, mimo że nie będziecie ich
publikować.
Być może potrzebna będzie
specjalna ustawa, która ureguluje skutki prawne działań przedstawicieli
instytucji państwa działających niezgodnie z prawem.
Konflikt wokół TK wylał się już
za granicę. Zaskakujące są krytyczne wypowiedzi pana oraz szefa MON Antoniego
Macierewicza pod adresem USA. Czy to reakcja na naciski na pana ze strony
Amerykanów, żeby uregulować sytuację wokół TK przed lipcowym szczytem NATO w
Warszawie?
Oczywiście, mam ostatnio częste
kontakty z amerykańskim ambasadorem. Ale USA nie łączą tych dwóch kwestii -
Trybunału i szczytu NATO. Jednoznacznie mi mówiono, że szczyt odbędzie się w
Warszawie, a więc nieprawdziwe są doniesienia, że mógłby zostać przeniesiony do
innego państwa. Zaś wstępne ustalenia szczytu już zapadły i są korzystne dla
Polski.
W jednym z wywiadów powiedział
pan, że w sprawie TK to nasi sojusznicy dolewają oliwy do ognia.
Tak, nie ma co ukrywać, że
sytuacja kraju podporządkowanego i bezczelnie
eksploatowanego dla pewnych czynników byłaby bardzo wygodna. Jest też kwestia ideologii. Dziś Polską rządzą ludzie w
większości wierzący, praktykujący katolicy. To budzi niechęć w pewnych
wpływowych kręgach na Zachodzie.
rozmawiali Andrzej Stankiewicz i Michał Szułdrzyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz