środa, 9 marca 2016

Światowe Dni Ostateczne



Sprawdzian, jak w praktyce działa przyjazny rozdział Kościoła i państwa, na razie przynosi Krakowowi coraz głębszy rozdział mieszkańców od miasta.

MAREK RABIJ

Na razie wiadomo głów­nie, czego nie wiadomo.
   Nie wiadomo, co bę­dzie z parkowaniem. Je­den pas autostrady A4 nie zmieni się (jak chciał magistrat) w par­king dla tysięcy autokarów. Trzeba będzie upchać je gdzie indziej. Ale gdzie? Część da się zmieścić na starym wojskowym lotnisku pod Krakowem, trochę uda się porozstawiać po mieście i pod centrami handlowymi. Tylko ile tych autokarów bę­dzie? Dziesięć tysięcy, jak zakładają opty­mistycznie miejscy planiści, czy może trzy razy więcej - jak ostrzegają specjaliści od transportu? Trudno zgadnąć, bo nie wia­domo nawet, czy na spotkanie z papieżem Franciszkiem pod koniec lipca przyjedzie 1,5 min, czy raczej 2,5 min pielgrzymów.
   Nie wiadomo, co z bazą noclegową. Or­ganizatorom Światowych Dni Młodzieży brakuje nadal ok. 250 tys. miejsc dla piel­grzymów. Kardynał Stanisław Dziwisz apeluje, by mieszkańcy Krakowa przyję­li jak najwięcej pątników pod swój dach, ale w tym samym czasie prezydent Jacek Majchrowski radzi, by kto może wiał na czas imprezy z miasta, żeby uniknąć pa­raliżu komunikacyjnego. Czy krakowia­nie posłuchają biskupa, czy prezydenta? Nie wiadomo.
   Nie wiadomo też, co z najważniejszym, czyli z kosztami. Według najnowszych
szacunków przedsięwzięcie pochłonie ponad 400 min zł, z czego ok. 190 min zł pójdzie z budżetu centralnego, jakieś 50 min zł dołoży miasto Kraków, a ok. 200 min zł ma pokryć strona kościelna, głównie z datków od samych pielgrzy­mów. Problem w tym, że miasto właśnie musiało unieważnić przetarg na opra­cowanie i wdrożenie organizacji ruchu podczas ŚDM, bo zgłosiła się tylko jedna firma i to z ofertą dwukrotnie droższą od 1,9 min zł, jakie Kraków chce przezna­czyć na ten cel. Odosobniony przypadek czy podobnie będzie z innymi pozycjami w budżecie? Czy inny wykonawca pla­nu zdąży na czas, czy też w lipcu Kraków stanie w monstrualnym korku? Na te pytania także jest za wcześnie.
   Dlatego na cztery miesiące przed roz­poczęciem Światowych Dni Młodzieży krakowianie nie wiedzą, czy cieszyć się z imprezy, czy raczej się jej bać.

NIE PYTAJĄC O ZDANIE
Ulica Paulińska w Krakowie. Nieda­leko stąd rozciąga się knajpiane zagłębie współczesnego Kazimierza, a za rogiem działa modny lokal z hummusem. Odra­pana klatka schodowa pod numerem 28 prowadzi na piętro do kawiarni, która wita gości informacją, że wodę z kranu podają tu gratis w dowolnej ilości. Kawa, herbaty i świeżo wyciskane soki też w ce­nach na kieszeń prekariuszy. W końcu to Spółdzielnia Pracy Ogniwo, matecznik miejskich aktywistów i miejsce naro­dzin inicjatywy „Nie płacę za Światowe Dni Młodzieży w Krakowie”, wspólne­go przedsięwzięcia lokalnych działaczy Partii Razem i stowarzyszenia Kraków przeciw Igrzyskom.
   - Nie je-ste-śmy przeciwnikami tej im­prezy - podkreśla Piotr Marczyk z Par­tii Razem. - Domagamy się tylko pełnej przejrzystości wydatków publicznych, skoro już miasto i państwo zaangażowa­ły się w jej organizację, nie pytając nawet podatników o zdanie.
   Co do tego, czy Kraków współfinansuje kościelne święto, istnieje fundamentalny spór między władzami miasta i aktywista­mi. - Wydatki Krakowa w czasie ŚDM to nie wydatki na samo wydarzenie, lecz na funkcjonowanie miasta w czasie, gdy bę­dziemy gościć może nawet dwukrotnie więcej osób niż na co dzień - podkreśla prezydent Majchrowski. - Pan prezydent mówi językiem ezopowym - uśmiecha się Marczyk. - Jeśli w trakcie ŚDM gmina będzie musiała wydać ekstra 3,5 min zł na zwiększenie przepustowości komunika­cji miejskiej, to czy podatnicy dofinansują w ten sposób wydarzenie organizowane przez diecezję, czy nie?
   Gdy Kraków przeciw Igrzyskom za­żądał upublicznienia pełnej listy wy­datków miejskich na ŚDM, dostał suchą odpowiedź, że gmina „nie partycypuje fi­nansowo w organizacji Światowych Dni Młodzieży w Krakowie”. -1 tak się bawi­my od miesięcy -wzdycha Marczyk. - Ma­gistrat ostatecznie udostępnił budżet, ale nadal upiera się, że miasto jest ustawowo zobowiązane wydać na przykład 3 min zł na przenośne toalety, choć przecież nie stawia ich podczas innych imprez. Albo te 6,5 min zł na remonty w szkołach, któ­re będą bezpłatnie użyczone organizato­rom spotkania. Część dyrektorów skarży się, że od dawna proszą o nowe pomoce naukowe lub dodatkowe etaty, a zamiast tego dostają remonty toalet.
   - Nie słyszałam o protestach, przeciw­nie, często zgłaszano przy okazji prace, które nie są konieczne - oponuje Mo­nika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta Majchrowskiego. - Udostępnimy piel­grzymom 182 szkoły, ale tylko w 117 trze­ba będzie zrobić drobne remonty.

Z KIESZENI PODATNIKA
W Krakowie nie opadł jeszcze kurz po aferze ze styropianowym napisem „ŚDM Kraków 2016”, jaki ustawiono kilka miesięcy temu koło Pałacu Bi­skupiego. Skandal wybuchł, kiedy wy­szło na jaw, że za 13 liter i cyfr wyciętych z utwardzonego styropianu i pomalo­wanych jaskrawą farbą miasto zapłaci­ło aż 25,2 tys. zł. W internecie zahuczało, znawcy tematu podrzucili, że coś takiego bez trudu można zrobić cztery-pięć razy taniej. Sprawą zajęło się Centralne Biuro Antykorupcyjne.
   Głos zabrał także sam kardynał Dzi­wisz. Kilka dni temu metropolita kra­kowski zaapelował do mediów, by lipcowe spotkanie młodych, które bę­dzie wielką promocją miasta i Polski, po­kazywały „obiektywnie, czyli dobrze”.


   - Niech Kościół własne pieniądze wy­daje, jak chce, mnie nic do tego - waży słowa Weronika Śmigielska z Krakowa przeciw Igrzyskom. - Ale skoro wycią­ga rękę po pieniądze publiczne, niech się nie dziwi, że jako podatnik chcę wiedzieć, jak i na co się je wydaje.
   Władze miasta ze zdziwieniem przyję­ły wyniki grudniowego badania. Okaza­ło się, że tylko 23 procent mieszkańców miasta uważa, iż włodarze dobrze za­rządzają środkami publicznymi. Świa­towe Dni Młodzieży raczej tego nie zmienią, jeśli już - to na minus. Zresztą Kraków - jak przyznaje jeden z urzędni­ków, prosząc o niepodawanie nazwiska - w relacjach z diecezją już dawno ogło­sił kapitulację.
   Jesienią wiceszefowa wydziału kul­tury Katarzyna Olesiak wystosowała list do dyrektorów krakowskich jed­nostek kulturalnych, prosząc, by przy planowaniu repertuaru unikali przed­sięwzięć, które mogłyby urazić uczucia religijne pielgrzymów. - Niektórym in­stytucjom kazano po prostu zrobić wy­stawę zdjęć z pielgrzymek Jana Pawła II lub znanych sanktuariów maryjnych - kiwa głową zniesmaczony szef jedne­go z osiedlowych domów kultury. - I po co to wszystko? My tu na co dzień gra­my z dzieciakami w gry planszowe i wy­stawiamy „Lokomotywę” Tuwima, a nie eksperymentujemy z przesuwaniem granic wolności artystycznej.
   - Pielgrzymki papieskie, pogrzeb Jana Pawła II, potem jego kanonizacja, tłu­my na Błoniach, łatwo stracić dystans - wylicza urzędnik z magistratu. - Zresz­tą spójrz: do pałacu kardynała prezydent nie ma chyba nawet stu metrów. Sojusz tronu i ołtarza!
W magistracie widzą to jednak w mniej ostrych barwach. - Szkoda, że aktywi­ści nie chcą spojrzeć na wydatki mia­sta przez pryzmat szans, jakie dają nam ŚDM - marszczy brwi Monika Chylaszek.
- Niech tylko każdy z tych 2 min gości wyda u nas sto złotych...

FRANCISZEK NA BATERIĘ
Papież solarny będzie się sprzedawać jak ciepłe bułeczki, lepiej od paraso­lek, modlitewników czy peleryn pielgrzy­ma. Figurka ma wbudowaną małą baterię słoneczną, dzięki której porusza głową - błogosławi. - Ludzie już o niego pytają, dowiedzieli się z telewizji, choć po praw­dzie do Franciszka to on tak podobny, jak ja do swojej matki - śmieje się brodaty sprzedawca na straganie koło kurii.
   Jeśli chodzi o gadżety, ŚDM mogłyby zacząć się w Krakowie nawet za tydzień. Oficjalny e-sklep z gadżetami oznakowa­nymi logotypem imprezy działa już peł­ną parą. Handlarze, którzy nie kupili od diecezji prawa do logo, kombinują na własną rękę. - Słyszałem, że górale szy­kują oscypki w kształcie papieża - kiwa głową brodacz spod kurii.
   Na podstawie doświadczeń innych gospodarzy Światowych Dni Młodzie­ży Kraków szacuje, że pielgrzymi zo­stawią około miliarda złotych. W końcu Madryt, który w 2011 roku ugościł mło­dych za niecałe 60 milionów euro, zaro­bił na imprezie około 160 min euro. Dwa lata później w Brazylii pielgrzymi zosta­wili równowartość około 1,7 miliarda złotych.
   - Czy tygodniowy pobyt 2 min ludzi z całego świata będzie dobrą promocją miasta i Polski? - zastanawia się Piotr Sawiński z firmy Locativo, zajmującej się opracowywaniem strategii promocji regionów. - To tak jak z wakacjami. Jeśli będą udane, wrócisz chętnie, ale jeśli coś nie zagra, nie pojedziesz już w to miejsce nawet za pół ceny.
   Spece od promocji coraz ostrożniej podchodzą do potencjału promocyjne­go wielkich imprez, które rodzą przecież także liczne problemy - choćby korki, zanieczyszczenie miejsc publicznych. Koszty mogą wtedy łatwo przerosnąć zy­ski, zwłaszcza gdy - jak na przykład stało się w Klagenfurcie, który w 2008 r. gościł Euro - rzesze jednorazowych turystów
wypychają z miasta stałych bywalców. Kraków stawia co prawda na turystykę religijną, wszystko się więc zgadza. Py­tanie, z jakim obrazem pątnicy opuszczą miasto w sierpniu.

KRAKÓW NA PIECHOTĘ
- Kraków kategorycznie nie powinien się zgadzać na spotkanie więcej niż miliona pielgrzymów - mówi Stani­sław Albricht, szef Pracowni Planowania i Projektowania Systemów Transportu Altrans. - Milionowi miasto tej wielkości i z taką infrastrukturą może zaoferować godziwe warunki pobytu. Półtora mi­liona wchłoniemy, choć z trudem. Przy dwóch milionach mamy już logistycz­ną katastrofę bez względu na poziom przygotowań.
   Wyjąwszy Częstochowę, spośród do­tychczasowych gospodarzy ŚDM je­dynie Denver tak jak Kraków miało poniżej miliona mieszkańców, ale na spotkanie do USA zjechało tylko 700 tys. pielgrzymów. W milionowej Kolo­nii zmieściło się bez większego trudu 1,2 min pątników, ale tam goście mogli jeź­dzić po całym mieście metrem. - W Kra­kowie pielgrzymi będą musieli poruszać się głównie pieszo, bo komunikacja miej­ska wszystkich nie przewiezie. Z Błoń w centrum do Brzegów koło Wieliczki, gdzie odbędą się główne uroczystości, będą iść jakieś pięć godzin - wylicza Albricht. Dodaje: - Oby tylko nie było zbyt gorąco. Dosłownie i w przenośni.
   Szef Altransu rozkłada mapę Krako­wa: - O, tu są Brzegi. Z jednej strony li­nia kolej owa i autostrada, z drugiej stawy i kanały. Drogi dojazdowe są wąskie, jak to na przedmieściach. Mam nadzieję, że ludzie, którzy odpowiadają za bezpie­czeństwo spotkania, mają już jakiś plan na wypadek zagrożenia. Ja sobie nie potrafię wyobrazić sprawnej akcji ewa­kuacyjnej w takim miejscu.
   O planach ewakuacji, zapleczu medycz­nym imprezy, wreszcie - o bezpieczeń­stwie antyterrorystycznym w magistracie rozmawiać nie chcą. Tajemnica to raz. Dwa to strona kościelna, która swoje za­miary musi skonsultować z Watykanem, nim podzieli się nimi z Krakowem i War­szawą. O szczegółach pobytu papieża wy­słannicy z Rzymu rozmawiali z diecezją krakowską dopiero kilka dni temu. - Jak wszystko będzie dopięte na ostatni gu­zik na tydzień przed przyjazdem Fran­ciszka, to będzie sukces - wzdycha jeden z urzędników.
   Plan organizacji ruchu w mieście po wpadce z przetargiem przygotowali w błyskawicznym tempie naukowcy z Po­litechniki Krakowskiej. Wniosek z jego lektury, na czas ŚDM samochody lepiej zostawić w garażach. - Czy podczas im­prezy komunikacja miejska dla miesz­kańców będzie w takim razie bezpłatna? - upewniam się u rzeczniczki prezydenta.
   - Nie - odpowiada. - Organizator ŚDM będzie płacić za przejazdy pielgrzymów. Gdyby komunikacja była bezpłatna, to mieszkańcy w podatkach zapłaciliby de facto za gości.
   Co do prohibicji, decyzja ponoć jeszcze nie zapadła
Przedstawiciele archidiecezji krakowskiej nie znaleźli czasu na spotkanie z „Newsweekiem”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz