Sprawdzian, jak w
praktyce działa przyjazny rozdział Kościoła i państwa, na razie przynosi
Krakowowi coraz głębszy rozdział mieszkańców od miasta.
MAREK RABIJ
Na
razie wiadomo głównie, czego nie wiadomo.
Nie wiadomo, co będzie z parkowaniem. Jeden pas autostrady A4 nie
zmieni się (jak chciał magistrat) w parking dla tysięcy autokarów. Trzeba
będzie upchać je gdzie indziej. Ale gdzie? Część da się zmieścić na starym
wojskowym lotnisku pod Krakowem, trochę uda się porozstawiać po mieście i pod
centrami handlowymi. Tylko ile tych autokarów będzie? Dziesięć tysięcy, jak
zakładają optymistycznie miejscy planiści, czy może trzy razy więcej - jak
ostrzegają specjaliści od transportu? Trudno zgadnąć, bo nie wiadomo nawet,
czy na spotkanie z papieżem Franciszkiem pod koniec lipca przyjedzie 1,5 min,
czy raczej 2,5 min pielgrzymów.
Nie wiadomo, co z bazą noclegową. Organizatorom Światowych Dni
Młodzieży brakuje nadal ok. 250 tys. miejsc dla pielgrzymów. Kardynał
Stanisław Dziwisz apeluje, by mieszkańcy Krakowa przyjęli jak najwięcej
pątników pod swój dach, ale w tym samym czasie prezydent Jacek Majchrowski
radzi, by kto może wiał na czas imprezy z miasta, żeby uniknąć paraliżu
komunikacyjnego. Czy krakowianie posłuchają biskupa, czy prezydenta? Nie
wiadomo.
Nie wiadomo też, co z najważniejszym, czyli z kosztami. Według
najnowszych
szacunków przedsięwzięcie
pochłonie ponad 400 min zł, z czego ok. 190 min zł pójdzie z budżetu
centralnego, jakieś 50 min zł dołoży miasto Kraków, a ok. 200 min zł ma pokryć
strona kościelna, głównie z datków od samych pielgrzymów. Problem w tym, że
miasto właśnie musiało unieważnić przetarg na opracowanie i wdrożenie
organizacji ruchu podczas ŚDM, bo zgłosiła się tylko jedna firma i to z ofertą
dwukrotnie droższą od 1,9 min zł, jakie Kraków chce przeznaczyć na ten cel.
Odosobniony przypadek czy podobnie będzie z innymi pozycjami w budżecie? Czy
inny wykonawca planu zdąży na czas, czy też w lipcu Kraków stanie w
monstrualnym korku? Na te pytania także jest za wcześnie.
Dlatego na cztery miesiące przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży
krakowianie nie wiedzą, czy cieszyć się z imprezy, czy raczej się jej bać.
NIE PYTAJĄC O ZDANIE
Ulica Paulińska w Krakowie. Niedaleko stąd
rozciąga się knajpiane zagłębie współczesnego Kazimierza, a za rogiem działa
modny lokal z hummusem. Odrapana klatka schodowa pod numerem 28 prowadzi na
piętro do kawiarni, która wita gości informacją, że wodę z kranu podają tu
gratis w dowolnej ilości. Kawa, herbaty i świeżo wyciskane soki też w cenach
na kieszeń prekariuszy. W końcu to Spółdzielnia Pracy Ogniwo, matecznik
miejskich aktywistów i miejsce narodzin inicjatywy „Nie płacę za Światowe Dni
Młodzieży w Krakowie”, wspólnego przedsięwzięcia lokalnych działaczy Partii
Razem i stowarzyszenia Kraków przeciw Igrzyskom.
- Nie je-ste-śmy przeciwnikami tej imprezy - podkreśla Piotr Marczyk z
Partii Razem. - Domagamy się tylko pełnej przejrzystości wydatków publicznych,
skoro już miasto i państwo zaangażowały się w jej organizację, nie pytając
nawet podatników o zdanie.
Co do tego, czy Kraków współfinansuje kościelne święto, istnieje
fundamentalny spór między władzami miasta i aktywistami. - Wydatki Krakowa w
czasie ŚDM to nie wydatki na samo wydarzenie, lecz na funkcjonowanie miasta w
czasie, gdy będziemy gościć może nawet dwukrotnie więcej osób niż na co dzień
- podkreśla prezydent Majchrowski. - Pan prezydent mówi językiem ezopowym -
uśmiecha się Marczyk. - Jeśli w trakcie ŚDM gmina będzie musiała wydać ekstra
3,5 min zł na zwiększenie przepustowości komunikacji miejskiej, to czy
podatnicy dofinansują w ten sposób wydarzenie organizowane przez diecezję, czy
nie?
Gdy Kraków przeciw Igrzyskom zażądał upublicznienia pełnej listy wydatków miejskich na ŚDM, dostał
suchą odpowiedź, że gmina „nie partycypuje finansowo w organizacji Światowych
Dni Młodzieży w Krakowie”. -1 tak się bawimy od miesięcy -wzdycha Marczyk. -
Magistrat ostatecznie udostępnił budżet, ale nadal upiera się, że miasto jest
ustawowo zobowiązane wydać na przykład 3 min zł na
przenośne toalety, choć przecież nie stawia ich podczas innych imprez. Albo te
6,5 min zł na remonty w szkołach, które będą bezpłatnie użyczone organizatorom
spotkania. Część dyrektorów skarży się, że od dawna proszą o nowe pomoce
naukowe lub dodatkowe etaty, a zamiast tego dostają remonty toalet.
- Nie słyszałam o protestach, przeciwnie, często zgłaszano przy okazji
prace, które nie są konieczne - oponuje Monika Chylaszek, rzeczniczka
prezydenta Majchrowskiego. - Udostępnimy pielgrzymom 182 szkoły, ale tylko w
117 trzeba będzie zrobić drobne remonty.
Z KIESZENI PODATNIKA
W Krakowie nie opadł jeszcze kurz po aferze ze
styropianowym napisem „ŚDM Kraków 2016”, jaki ustawiono kilka miesięcy temu koło Pałacu Biskupiego.
Skandal wybuchł, kiedy wyszło na jaw, że za 13 liter i cyfr wyciętych
z utwardzonego styropianu i pomalowanych jaskrawą farbą miasto zapłaciło aż
25,2 tys. zł. W internecie zahuczało, znawcy tematu podrzucili, że coś takiego
bez trudu można zrobić cztery-pięć razy taniej. Sprawą zajęło się Centralne
Biuro Antykorupcyjne.
Głos zabrał także sam kardynał Dziwisz. Kilka dni temu metropolita krakowski
zaapelował do mediów, by lipcowe spotkanie młodych, które będzie wielką
promocją miasta i Polski, pokazywały „obiektywnie, czyli dobrze”.
- Niech Kościół własne pieniądze wydaje, jak chce, mnie nic do tego -
waży słowa Weronika Śmigielska z Krakowa przeciw Igrzyskom. - Ale skoro wyciąga
rękę po pieniądze publiczne, niech się nie dziwi, że jako podatnik
chcę wiedzieć, jak i na co się je wydaje.
Władze miasta ze zdziwieniem przyjęły wyniki grudniowego badania. Okazało
się, że tylko 23 procent mieszkańców miasta uważa, iż włodarze dobrze zarządzają
środkami publicznymi. Światowe Dni Młodzieży raczej tego nie zmienią, jeśli
już - to na minus. Zresztą Kraków - jak przyznaje jeden z urzędników, prosząc
o niepodawanie nazwiska - w relacjach z
diecezją już dawno ogłosił kapitulację.
Jesienią wiceszefowa wydziału kultury Katarzyna Olesiak wystosowała
list do dyrektorów krakowskich jednostek kulturalnych, prosząc, by przy
planowaniu repertuaru unikali przedsięwzięć, które mogłyby urazić uczucia religijne
pielgrzymów. - Niektórym instytucjom kazano po prostu zrobić wystawę zdjęć z
pielgrzymek Jana Pawła II lub znanych
sanktuariów maryjnych - kiwa głową
zniesmaczony szef jednego z osiedlowych domów kultury. - I po co to wszystko?
My tu na co dzień gramy z dzieciakami w gry planszowe i wystawiamy
„Lokomotywę” Tuwima, a nie eksperymentujemy z przesuwaniem granic wolności
artystycznej.
- Pielgrzymki papieskie, pogrzeb Jana Pawła II, potem jego kanonizacja,
tłumy na Błoniach, łatwo stracić dystans - wylicza urzędnik z magistratu. - Zresztą
spójrz: do pałacu kardynała prezydent nie ma chyba nawet stu metrów. Sojusz
tronu i ołtarza!
W magistracie widzą to jednak w
mniej ostrych barwach. - Szkoda, że aktywiści nie chcą spojrzeć na wydatki miasta
przez pryzmat szans, jakie dają nam ŚDM - marszczy brwi Monika Chylaszek.
- Niech tylko każdy z tych 2 min
gości wyda u nas sto złotych...
FRANCISZEK NA BATERIĘ
Papież solarny będzie się sprzedawać jak ciepłe
bułeczki, lepiej od parasolek, modlitewników czy peleryn pielgrzyma.
Figurka ma wbudowaną małą baterię słoneczną, dzięki której porusza głową
- błogosławi. - Ludzie już o niego pytają,
dowiedzieli się z telewizji, choć po prawdzie do Franciszka to on tak podobny,
jak ja do swojej matki - śmieje się brodaty sprzedawca na straganie koło kurii.
Jeśli chodzi o gadżety, ŚDM mogłyby zacząć się w Krakowie nawet za
tydzień. Oficjalny e-sklep z gadżetami oznakowanymi logotypem imprezy działa
już pełną parą. Handlarze, którzy nie kupili od diecezji prawa do logo,
kombinują na własną rękę. - Słyszałem, że górale szykują oscypki w kształcie
papieża - kiwa głową brodacz spod kurii.
Na podstawie doświadczeń innych gospodarzy Światowych Dni Młodzieży
Kraków szacuje, że pielgrzymi zostawią około miliarda złotych. W końcu Madryt,
który w 2011 roku ugościł młodych za niecałe 60 milionów euro, zarobił na
imprezie około 160 min euro. Dwa lata później w Brazylii pielgrzymi zostawili
równowartość około 1,7 miliarda złotych.
- Czy tygodniowy pobyt 2 min ludzi z całego świata będzie dobrą promocją
miasta i Polski? - zastanawia się Piotr Sawiński z firmy Locativo, zajmującej się opracowywaniem strategii promocji regionów.
- To tak jak z wakacjami. Jeśli będą udane, wrócisz chętnie, ale jeśli coś nie
zagra, nie pojedziesz już w to miejsce nawet za pół ceny.
Spece od promocji coraz ostrożniej podchodzą do potencjału promocyjnego
wielkich imprez, które rodzą przecież także
liczne problemy - choćby korki, zanieczyszczenie miejsc publicznych. Koszty
mogą wtedy łatwo przerosnąć zyski, zwłaszcza gdy - jak na przykład stało się w
Klagenfurcie, który w 2008 r. gościł Euro - rzesze jednorazowych turystów
wypychają z miasta stałych
bywalców. Kraków stawia co prawda na turystykę religijną, wszystko się więc
zgadza. Pytanie, z jakim obrazem pątnicy opuszczą miasto w sierpniu.
KRAKÓW NA
PIECHOTĘ
- Kraków kategorycznie nie powinien się zgadzać na
spotkanie więcej niż miliona pielgrzymów - mówi Stanisław Albricht, szef
Pracowni Planowania i Projektowania Systemów
Transportu Altrans. - Milionowi miasto tej wielkości i z taką infrastrukturą może zaoferować godziwe warunki
pobytu. Półtora miliona wchłoniemy, choć z trudem. Przy dwóch milionach mamy
już logistyczną katastrofę bez względu na poziom przygotowań.
Wyjąwszy Częstochowę, spośród dotychczasowych gospodarzy ŚDM jedynie Denver tak jak Kraków miało poniżej miliona mieszkańców, ale na
spotkanie do USA zjechało tylko 700 tys. pielgrzymów. W milionowej Kolonii
zmieściło się bez większego trudu 1,2 min pątników, ale tam goście mogli jeździć
po całym mieście metrem. - W Krakowie pielgrzymi będą musieli poruszać się
głównie pieszo, bo komunikacja miejska wszystkich nie przewiezie. Z Błoń w
centrum do Brzegów koło Wieliczki, gdzie odbędą się główne uroczystości, będą
iść jakieś pięć godzin - wylicza Albricht. Dodaje: - Oby tylko nie było zbyt
gorąco. Dosłownie i w przenośni.
Szef Altransu rozkłada mapę Krakowa: - O, tu są Brzegi. Z jednej strony
linia kolej owa i autostrada, z drugiej stawy i kanały. Drogi dojazdowe są wąskie, jak to na przedmieściach. Mam
nadzieję, że ludzie, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo spotkania, mają już
jakiś plan na wypadek zagrożenia. Ja sobie nie potrafię wyobrazić sprawnej
akcji ewakuacyjnej w takim miejscu.
O planach ewakuacji, zapleczu medycznym imprezy, wreszcie - o
bezpieczeństwie antyterrorystycznym w magistracie rozmawiać nie chcą.
Tajemnica to raz. Dwa to strona kościelna, która swoje zamiary musi
skonsultować z Watykanem, nim podzieli się nimi z Krakowem i Warszawą. O
szczegółach pobytu papieża wysłannicy z Rzymu rozmawiali z diecezją krakowską
dopiero kilka dni temu. - Jak wszystko będzie dopięte na ostatni guzik na
tydzień przed przyjazdem Franciszka, to będzie sukces - wzdycha jeden z
urzędników.
Plan organizacji ruchu w mieście po wpadce z przetargiem przygotowali w
błyskawicznym tempie naukowcy z Politechniki Krakowskiej. Wniosek z jego
lektury, na czas ŚDM samochody lepiej zostawić w garażach. - Czy podczas imprezy
komunikacja miejska dla mieszkańców będzie w takim razie bezpłatna? - upewniam się u rzeczniczki prezydenta.
- Nie - odpowiada. - Organizator ŚDM będzie płacić za przejazdy
pielgrzymów. Gdyby komunikacja była bezpłatna, to mieszkańcy w podatkach
zapłaciliby de facto za gości.
Co do prohibicji, decyzja ponoć jeszcze nie zapadła
Przedstawiciele archidiecezji krakowskiej
nie znaleźli czasu na spotkanie z „Newsweekiem”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz