W
Bielsku-Białej odbyt się 1 lutego 2016 roku finał tzw. debaty
oksfordzkiej, w której o miano najlepszych mówców rywalizowały reprezentacje
dwóch miejscowych liceów. Gośćmi imprezy było kilku polityków rodem z Podbeskidzia,
a wśród nich - jako gwiazda pierwszej wielkości - poseł PiS Stanisław Pięta.
Po zakończeniu debaty Pięta wygłosił prelekcję. Mówił o „zagrożeniach
demokracji” spowodowanych tym, że „część pseudoelit oderwała się od polskiego
interesu i liczy na ciepłe posady w Brukseli” oraz „próbuje wprowadzać tutaj
niezgodne z naszą tradycją i kulturą idee, jak choćby promocję ideologii gender”. Sala reagowała śmiechem, co posła nie peszyło. Ale
kompletnie zgłupiał, gdy jeden z licealistów zapytał go, czy prawdą jest, że w
młodości miał lepkie ręce, i „czy taki człowiek może być autorytetem moralnym
i mówić o obronie polskiego interesu i obronie Polaków przed zachodnim złem”.
Uczeń został nagrodzony żywiołową owacją, a poseł całkiem odleciał, tłumacząc,
że
kradł z pobudek patriotycznych.
Oto jego wersja: „Miałem wtedy 15 lat. Wraz z kolegami ze szkoły
postanowiliśmy przygotować się do zbrojnego powstania. Włamywaliśmy się do
samochodów, które stały przed komisariatami milicji w różnych miastach, licząc
na to, że ukradniemy jakiś pistolet pozostawiony pod siedzeniem. Pistoletu
nigdy nie znaleźliśmy, ale zdarzało się, że ukradliśmy dokumenty, pieniądze.
Kupowaliśmy za nie piwo, ale go nie piliśmy, tylko zanosiliśmy żołnierzom,
tutaj - do szóstego batalionu desantowo-powietrznego. I za to piwo kupowaliśmy
od nich amunicję. Może nasza działalność nie była specjalnie szlachetna, ale
nie była podyktowana niskimi pobudkami”. Pięta podkreślił, że gdy wpadł, wziął
całą winę na siebie: „Przyznając się, chroniłem prawdziwego sprawcę i
postąpiłem właściwie, gdyż uniknąłem wówczas narażenia na odpowiedzialność innej
osoby”. Skromnie zauważył, że bezpieka intensywnie go rozpracowywała, ale on
bohatersko zniósł udręki, o czym świadczy nadanie mu przez Instytut Pamięci
Narodowej statusu pokrzywdzonego.
A teraz fakty o „nękanym”:
6 czerwca 1988 roku 17-letni wówczas Pięta był uczniem II klasy Zespołu
Szkół Zawodowych przy Zakładzie Energetycznym w Bielsku-Białej. Tego dnia
został zatrzymany w Katowicach podczas próby sprzedaży dwóch kartek żywnościowych
(o łącznej „wartości” 1,7 kg
wołowiny lub cielęciny z kością i 4,8 kg innego mięsa lub jego przetworów) oraz
jednej paliwowej (81 benzyny). Pech chciał, że zaoferował kartki na
reglamentowane produkty milicjantowi po cywilnemu...
Na komendzie okazało się, że oprócz kartek miał przy sobie damską
portmonetkę, a w niej drobne 5,5 tys. zł (średnie miesięczne wynagrodzenie
wynosiło wtedy 53 tys. zł).
Pięta poszedł
na współpracę,
dzięki czemu szybko znaleziono
pokrzywdzoną Ilonę K. - mieszkankę Knurowa. Z odtworzonego przebiegu
zdarzeń wynikało, że owego 6 czerwca kobieta przyjechała fiatem 126p do Gliwic
po ciastka. Zaparkowała w pobliżu dworca PKP. Nie zamknęła drzwi auta, żeby
łatwiej załadować paczki. Pięta był akurat w pobliżu, ukradł, co mógł, po czym
czmychnął do Katowic.
Dochodzenie prowadził III Komisariat MO w Gliwicach. Ponieważ cały łup
odzyskano, a niekarany dotychczas złodziej miał dobrą „opinię środowiskową”, 12
czerwca 1989 r. miejscowa prokuratura warunkowo umorzyła postępowanie karne.
Ustalono okres próby na jeden rok i zobowiązano sprawcę do wpłacenia 20 tys.
zł na wskazany cel społeczny plus 600 zł prokuraturze tytułem zwrotu kosztów
korespondencji. Pięta wszystko grzecznie uiścił i nie
byłoby sprawy, gdyby nie próbował jej dzisiaj zakłamywać.
Opowieści o amunicji kupowanej od żołnierzy to brednie. Dlatego ich
autor nie ujawnia choćby jednego wspólnika swoich patriotycznych kradzieży.
Prawda jest taka, że będąc uczniem III klasy technikum, Pięta przytulił się do
grupy lokalnych działaczy KPN, u których robił za „przynieś, wynieś,
pozamiataj”. 1 maja 1989 roku patrol MO zatrzymał Stasia podczas rozklejania
ulotek na terenie Bielska-Białej. Przeprowadzono z nim w obecności ojca
rozmowę profilaktyczno-ostrzegawczą i była to jedyna realna dolegliwość, jaka
go spotkała. Opłaciło mu się!
Załapał się
na „pokrzywdzonego”
rzutem na taśmę, bo trafił do rejestrów
bezpieki 16 sierpnia 1989 roku, czyli już po czerwcowych
wyborach do tzw. sejmu kontraktowego. Dopisali Piętę do grupy „figurantów”
rozpracowania nielegalnej poligrafii KPN. Trzy miesiące później, ze względu na
ocieplenie klimatu wokół tego ugrupowania, sprawę zamknięto. A dzisiaj były
amator cudzych portfeli obnosi się z rzekomym kombatanctwem.
Jeśli zaś chodzi o piwo i nie tylko... Oto fragment listu z kwietnia
2014 roku: „Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że poseł Pięta nie jest
wcale abstynentem i wielokrotnie z okazji zakończenia kampanii wyborczych organizował
tzw. wieczory wyborcze, na które zapraszał wszystkie osoby zaangażowane w swoją
kampanię wyborczą. Na tych wieczorach zawsze obecny był alkohol i zawsze były
obecne osoby w wieku młodzieńczym”... Pod listem podpisał się Maurycy
Rodak, były asystent Pięty, obecnie radny miejski PiS w Bielsku-Białej.
Pięta zasłynął komentarzami typu: „Zorganizujemy im »godne« powitanie
każdego dnia w każdym mieście. Będą tak spierdalać, że zatrzymają się dopiero
u swojego mocodawcy Putina” (na Facebooku o Ruchu Poparcia Palikota). Podczas
przemówienia sejmowego Jonasza na temat zbrodni tzw. żołnierzy wyklętych
głośno pochwalił zabijanie przez nich milicjantów i ich rodzin, za co poseł Bałt
z SLD zgłosił go do Komisji Etyki Poselskiej. Pięta pochwalił też parlament
Ugandy za wprowadzenie kary dożywotniego więzienia za seks homoseksualny: „Niby
dzicy ludzie, a wiedzą, że nie należy obrażać praw natury. Byle tylko
skazanych nie trzymali w celach wieloosobowych” (Twitter). Zastanawia nas, ile dorosły mężczyzna musi wypić, żeby tak
mu się w głowie mieszało...
Grzechy młodości wychodzą na zdrowie, jeśli penitent umie wyciągać z
nich prawidłowe wnioski. Świadczą o tym kariery niektórych znakomitych
kolegów partyjnych Pięty. Cokolwiek by myśleć o marszałku sejmu Marku
Kuchcińskim, to nikt rozumny nie powie, że dawne jego zajęcia jako
„Penelopy” alias „Członka” zagrażają bezpieczeństwu państwa. Pan marszałek nie
ćpa, nie wącha ani też nie koleguje się z fałszerzami recept. I z pewnością
nikt nie będzie go podejrzewał o włamania do aptek, jak to drzewiej bywało.
Albo wicemarszałek Joachim Brudziński. Jeśli dzisiaj jakiemuś uczniowi
ze Świnoujścia „nieznani sprawcy” zrabują kieszonkowe, nikt nie posądzi
„Jojo” o taki niecny czyn. Zdemolowanie pociągu, rozbój, dwa miesiące w
areszcie? Przeminęło jak zły sen, mało kto pamięta. Podobnie jest z przygodami
wicemarszałka i przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PiS Ryszarda
Terleckiego, który będąc jeszcze hipisem o ksywie „Pies”, nie stronił od
różnych wynalazków do wąchania. A po tych „eksperymentach” areszt, przymusowy
odwyk w zakładzie psychiatrycznym... No i proszę bardzo: obecnie jest
profesorem!
Pięta (wpis na Twitterze): „Kto nie popiera PiS, to zdrajca, kretyn
albo niedostatecznie poinformowany w najłagodniejszym przypadku ”
MARCIN KOS
ŹRÓDŁO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz