czwartek, 10 marca 2016

Złodzieje wyklęci



W Bielsku-Białej odbyt się 1 lutego 2016 roku finał tzw. deba­ty oksfordzkiej, w której o miano najlepszych mówców rywalizowały reprezentacje dwóch miejscowych liceów. Gośćmi imprezy było kil­ku polityków rodem z Podbeski­dzia, a wśród nich - jako gwiaz­da pierwszej wielkości - poseł PiS Stanisław Pięta. Po zakończeniu debaty Pięta wygłosił prelekcję. Mówił o „zagrożeniach demokracji” spowodowanych tym, że „część pseudoelit oderwała się od polskiego interesu i liczy na cie­płe posady w Brukseli” oraz „pró­buje wprowadzać tutaj niezgodne z naszą tradycją i kulturą idee, jak choćby promocję ideologii gen­der”. Sala reagowała śmiechem, co posła nie peszyło. Ale kompletnie zgłupiał, gdy jeden z licealistów za­pytał go, czy prawdą jest, że w mło­dości miał lepkie ręce, i „czy taki człowiek może być autorytetem moralnym i mówić o obronie pol­skiego interesu i obronie Polaków przed zachodnim złem”. Uczeń zo­stał nagrodzony żywiołową owacją, a poseł całkiem odleciał, tłuma­cząc, że

kradł z pobudek patriotycznych.
   Oto jego wersja: „Miałem wte­dy 15 lat. Wraz z kolegami ze szko­ły postanowiliśmy przygotować się do zbrojnego powstania. Włamy­waliśmy się do samochodów, które stały przed komisariatami milicji w różnych miastach, licząc na to, że ukradniemy jakiś pistolet pozo­stawiony pod siedzeniem. Pistoletu nigdy nie znaleźliśmy, ale zdarzało się, że ukradliśmy dokumenty, pie­niądze. Kupowaliśmy za nie piwo, ale go nie piliśmy, tylko zanosiliśmy żołnierzom, tutaj - do szóstego ba­talionu desantowo-powietrznego. I za to piwo kupowaliśmy od nich amunicję. Może nasza działalność nie była specjalnie szlachetna, ale nie była podyktowana niskimi po­budkami”. Pięta podkreślił, że gdy wpadł, wziął całą winę na siebie: „Przyznając się, chroniłem praw­dziwego sprawcę i postąpiłem właś­ciwie, gdyż uniknąłem wówczas narażenia na odpowiedzialność in­nej osoby”. Skromnie zauważył, że bezpieka intensywnie go rozpraco­wywała, ale on bohatersko zniósł udręki, o czym świadczy nadanie mu przez Instytut Pamięci Narodo­wej statusu pokrzywdzonego.
   A teraz fakty o „nękanym”:
   6 czerwca 1988 roku 17-letni wówczas Pięta był uczniem II klasy Zespołu Szkół Zawodowych przy Zakładzie Energetycznym w Biel­sku-Białej. Tego dnia został zatrzy­many w Katowicach podczas próby sprzedaży dwóch kartek żywnościo­wych (o łącznej „wartości” 1,7 kg wo­łowiny lub cielęciny z kością i 4,8 kg innego mięsa lub jego przetworów) oraz jednej paliwowej (81 benzyny). Pech chciał, że zaoferował kartki na reglamentowane produkty milicjan­towi po cywilnemu...
   Na komendzie okazało się, że oprócz kartek miał przy sobie dam­ską portmonetkę, a w niej drobne 5,5 tys. zł (średnie miesięczne wyna­grodzenie wynosiło wtedy 53 tys. zł).

Pięta poszedł na współpracę,
dzięki czemu szybko znaleziono pokrzywdzoną Ilonę K. - miesz­kankę Knurowa. Z odtworzone­go przebiegu zdarzeń wynikało, że owego 6 czerwca kobieta przy­jechała fiatem 126p do Gliwic po ciastka. Zaparkowała w pobliżu dworca PKP. Nie zamknęła drzwi auta, żeby łatwiej załadować pacz­ki. Pięta był akurat w pobliżu, ukradł, co mógł, po czym czmych­nął do Katowic.
   Dochodzenie prowadził III Ko­misariat MO w Gliwicach. Ponie­waż cały łup odzyskano, a niekarany dotychczas złodziej miał dobrą „opinię środowiskową”, 12 czerw­ca 1989 r. miejscowa prokuratura warunkowo umorzyła postępowa­nie karne. Ustalono okres próby na jeden rok i zobowiązano spraw­cę do wpłacenia 20 tys. zł na wska­zany cel społeczny plus 600 zł pro­kuraturze tytułem zwrotu kosztów korespondencji. Pięta wszystko grzecznie uiścił i nie byłoby spra­wy, gdyby nie próbował jej dzisiaj zakłamywać.
   Opowieści o amunicji kupowa­nej od żołnierzy to brednie. Dla­tego ich autor nie ujawnia choćby jednego wspólnika swoich patrio­tycznych kradzieży. Prawda jest taka, że będąc uczniem III klasy technikum, Pięta przytulił się do grupy lokalnych działaczy KPN, u których robił za „przynieś, wy­nieś, pozamiataj”. 1 maja 1989 roku patrol MO zatrzymał Sta­sia podczas rozklejania ulotek na terenie Bielska-Białej. Przepro­wadzono z nim w obecności ojca rozmowę profilaktyczno-ostrzegawczą i była to jedyna realna do­legliwość, jaka go spotkała. Opła­ciło mu się!

Załapał się na „pokrzywdzonego”
rzutem na taśmę, bo trafił do re­jestrów bezpieki 16 sierpnia 1989 roku, czyli już po czerwcowych wyborach do tzw. sejmu kontrak­towego. Dopisali Piętę do gru­py „figurantów” rozpracowania nielegalnej poligrafii KPN. Trzy miesiące później, ze względu na ocieplenie klimatu wokół tego ugrupowania, sprawę zamknię­to. A dzisiaj były amator cudzych portfeli obnosi się z rzekomym kombatanctwem.
   Jeśli zaś chodzi o piwo i nie tylko... Oto fragment listu z kwietnia 2014 roku: „Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że poseł Pięta nie jest wcale abstynen­tem i wielokrotnie z okazji zakoń­czenia kampanii wyborczych or­ganizował tzw. wieczory wyborcze, na które zapraszał wszystkie osoby zaangażowane w swoją kampanię wyborczą. Na tych wieczorach za­wsze obecny był alkohol i zawsze były obecne osoby w wieku mło­dzieńczym”... Pod listem podpi­sał się Maurycy Rodak, były asy­stent Pięty, obecnie radny miejski PiS w Bielsku-Białej.
   Pięta zasłynął komentarzami typu: „Zorganizujemy im »godne« powitanie każdego dnia w każdym mieście. Będą tak spierdalać, że za­trzymają się dopiero u swojego mo­codawcy Putina (na Facebooku o Ruchu Poparcia Palikota). Pod­czas przemówienia sejmowego Jonasza na temat zbrodni tzw. żołnierzy wyklętych głośno po­chwalił zabijanie przez nich mili­cjantów i ich rodzin, za co poseł Bałt z SLD zgłosił go do Komisji Etyki Poselskiej. Pięta pochwalił też parlament Ugandy za wprowa­dzenie kary dożywotniego więzie­nia za seks homoseksualny: „Niby dzicy ludzie, a wiedzą, że nie nale­ży obrażać praw natury. Byle tylko skazanych nie trzymali w celach wieloosobowych (Twitter). Zasta­nawia nas, ile dorosły mężczyzna musi wypić, żeby tak mu się w gło­wie mieszało...
   Grzechy młodości wychodzą na zdrowie, jeśli penitent umie wyciągać z nich prawidłowe wnio­ski. Świadczą o tym kariery nie­których znakomitych kolegów partyjnych Pięty. Cokolwiek by myśleć o marszałku sejmu Marku Kuchcińskim, to nikt rozumny nie powie, że dawne jego zajęcia jako „Penelopy” alias „Członka” zagrażają bezpieczeństwu pań­stwa. Pan marszałek nie ćpa, nie wącha ani też nie koleguje się z fałszerzami recept. I z pewnoś­cią nikt nie będzie go podejrzewał o włamania do aptek, jak to drze­wiej bywało. Albo wicemarszałek Joachim Brudziński. Jeśli dzi­siaj jakiemuś uczniowi ze Świno­ujścia „nieznani sprawcy” zrabu­ją kieszonkowe, nikt nie posądzi „Jojo” o taki niecny czyn. Zdemo­lowanie pociągu, rozbój, dwa mie­siące w areszcie? Przeminęło jak zły sen, mało kto pamięta. Podob­nie jest z przygodami wicemar­szałka i przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PiS Ryszarda Terleckiego, który będąc jeszcze hipisem o ksywie „Pies”, nie stro­nił od różnych wynalazków do wą­chania. A po tych „eksperymen­tach” areszt, przymusowy odwyk w zakładzie psychiatrycznym... No i proszę bardzo: obecnie jest profesorem!
   Pięta (wpis na Twitterze): „Kto nie popiera PiS, to zdrajca, kretyn albo niedostatecznie poinformowa­ny w najłagodniejszym przypadku
MARCIN KOS
ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz