Rząd wziął się za
Smoleńsk. Do biegłych wkroczyła policja, prokuratorów zdegradowano, a Macierewicz
przegrał ze Zbigniewem Ziobrą walkę o nadzór nad nowym Czy teza o zamachu
przetrwa?
Michał Krzymowski
Koniec
listopada. Prokuratura wzywa biegłych prof. Pawła
Artymowicza i płk. Roberta Latkowskiego. To współautorzy ekspertyzy w sprawie
katastrofy smoleńskiej. z której wynika, że gen. Andrzej Błasik do samego
końca był w kabinie pilotów i razem z załogą odczytywał wysokość lotu. Biegłych
wezwano w związku z wyciekiem ich opinii do mediów, ale prokuratorów interesuje
głównie to, kto zidentyfikował głos gen. Błasika. Przesłuchanie kończy się po
sześciu godzinach, a biegli wracają do domu w asyście policji. Mają wydać
sprzęt komputerowy, na którym pracowali.
Luty. Policja o świcie puka do drzwi dr. hab. Adama Tarnowskiego,
kolejnego biegłego w śledztwie smoleńskim. Po przeszukaniu z mieszkania
eksperta znikają dyski z danymi i laptop (o rewizji pierwsza informuje „Gazeta
Wyborcza”). Podczas przesłuchania znów padają pytania o gen. Błasika: kto go
rozpoznał i czy były w tej sprawie naciski? - Eksperci do dziś są wystraszeni,
straszono ich konsekwencjami. Przesłuchania miały dotyczyć źródła przecieku, a
niemal w całości były poświęcone obecności w kabinie Tu-154 gen. Błasika.
Padały nieprzyjemne sugestie - opowiada znaj omy biegłych.
Marzec. W aktach śledztwa smoleńskiego są już wszystkie ekspertyzy:
stenogramy nagrań, opinie psychologiczne i analiza sytuacji w kokpicie. Według
biegłych zachowanie generała miało wpływ na decyzje załogi i mogło się
przyczynić do rozbicia samolotu. Dla PiS, które od kilku lat lansuje teorię
zamachu, to kłopot, bo ekspertyzy są ważnym dowodem w sprawie. Reakcja jest
błyskawiczna. Nowy prokurator generalny Zbigniew Ziobro powołuje nowy zespół
śledczych i wespół z szefem MON wyciąga konsekwencje wobec tych, którzy do tej
pory pracowali przy Smoleńsku.
PROKURATOR DO CZOŁGU
Wśród zdegradowanych
prokuratorów znaleźli się:
Płk Zbigniew Rzepa - były rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury
Wojskowej, był w grupie prokuratorów, którzy po katastrofie polecieli do
Smoleńska. Decyzją ministra obrony Antoniego Macierewicza przesunięty do
rezerwy kadrowej i skierowany do 2. Brygady Zmechanizowanej Legionów im. Marszałka
Józefa Piłsudskiego w Złocieńcu.
Płk Waldemar Praszczyk - były śledczy Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Też poleciał na miejsce katastrofy. Wnioskował o postawienie przed sądem dyscyplinarnym innego prokuratora związanego ze
śledztwem smoleńskim Marka Pasionka (chodziło o kontakty Pasionka z amerykańskim
wywiadem; sąd oczyścił go z zarzutów). Od niedawna w rezerwie kadrowej 2.
Hrubieszowskiego Pułku Rozpoznawczego im. mjr. Henryka Dobrzańiskiego „Hubala”.
Płk Ireneusz Szeląg - były szef prokuratury wojskowej w Warszawie,
prowadzącej śledztwo smoleńskie. Po wyborach parlamentarnych przeszedł do
cywila, oficjalnie z powodów I zdrowotnych. Nie pomogło - został zdegradowany
do Prokura- § tury Rejonowej Warszawa-Śródmieście.
Ppłk Janusz Wójcik - był w zespole śledczych badających katastrofę.
Przesunięty do 9. Pułku Rozpoznawczego w Lidzbarku Warmińskim. Decyzją szefa
MON w rezerwie kadrowej.
Mjr Marcin Maksjan - informował media o postępach śledztwa
smoleńskiego. Z prokuratorskich akt wynika, że przyczynił się do wszczęcia
śledztwa wobec Marka Pasionka. Obecnie w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie,
rezerwa kadrowa.
Kpt Piotr Myszkowiec - był w zespole prokuratorów badających katastrofę
smoleńską. Zesłany do Prokuratury Garnizonowej w Lublinie.
Rozmówca zbliżony do śledztwa: - W
sprawie 10 kwietnia popełniono wiele błędów. Począwszy od tego, że
prokuratorzy, którzy polecieli do Smoleńska, nie uczestniczyli w sekcjach
zwłok i nie mieli ze sobą aparatów fotograficznych. Ale przydział do
Hrubieszowa i przekwalifikowanie na czołgistę lub telegrafistę? Tego nawet w
Ludowym Wojsku nie praktykowano. Część zdegradowanych prokuratorów na pewno
pójdzie do sądu pracy [przepisy pozwalają szefowi MON na dyslokację wszystkich
żołnierzy z wyjątkiem sędziów i prokuratorów wojskowych - przyp. red,], ale co
to Macierewicza obchodzi? Skarb państwa wypłaci odszkodowania dopiero za kilka
lat, a dziś nasza armia jest zwycięska!
PROKURATORZY I EKSPERCI OD PARÓWEK
Współpraca ministrów
sprawiedliwości i obrony w sprawie smoleńskich prokuratorów jest pozorna. To tylko parawan, za którym toczy się ostry spór o
przebieg wydarzeń 10 kwietnia. Jego odgłosy przedostały się do opinii
publicznej dwa tygodnie temu, gdy Antoni Macierewicz powiedział publicznie, że
Polska padła 10 kwietnia „ofiarą terroryzmu”. Od wypowiedzi odciął się wówczas
wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki: - To bardzo daleko posunięta teza.
Resort sprawiedliwości nie dysponuje żadnymi dowodami w tej sprawie.
Rozmówca zbliżony do Ziobry: - Szef MON najpierw sprzeciwiał się
likwidacji prokuratury wojskowej, bo chciał zachować wpływ na sprawę smoleńską.
Poniósł porażkę, więc zaczął lansować do tej grupy swojego człowieka,
prokuratora Stanisława Wieśniakowskiego. Ale znów przegrał. Nowy zespół w
całości pochodzi z rozdania Zbyszka.
Do grupy powołanej przez Ziobrę weszło siedmiu śledczych. Wśród nich
znalazł się ppłk Karol Kopczyk, prokurator wojskowy, który pracował przy
sprawie katastrofy smoleńskiej od 10 kwietnia.
Nieoficjalnie wiadomo, że Macierewicz sprzeciwiał się włączeniu go do nowego
zespołu. - Ziobro chciał powołać jeszcze drugiego wojskowego, ppłk. Jarosława
Seja, ale kilka lat temu „Gazeta Polska”
napisała, że jego ojciec za komuny był na kursie GRU, a potem współpracował z
WSI - opowiada nasz rozmówca. Poza Kopczykiem w zespole znaleźli się
prokuratorzy Marek Kuczyński, Krzysztof Schwartz, Bartosz
Biernat, Jerzy Gajewski, Robert Bednarczyk i Tomasz Walczak. Nadzór nad
zespołem ma sprawować Marek Pasionek. Kim są ci ludzie?
Wieloletni prokurator, niekojarzony z opcją Ziobry: - Dwóch z nich
oskarżało w procesie piłkarskiego łapówkarza „Fryzjera”, kolejni robili gang
Krakowiaka, zabójstwo naczelnika urzędu skarbowego w Bydgoszczy, morderstwo
dziewczyny z Miłoszyc. W sprawach zapadały wysokie wyroki, co jest najlepszą
wizytówką dla prokuratora. To fachowcy z odpowiednim warsztatem. Ich
zestawienie pozytywnie mnie zaskoczyło.
Inny śledczy: - Pasionek i Kopczyk to rozsądni ludzie. Na pewno nie będą
opowiadać o odgłosach z wiadra, jednak widzę dwa zagrożenia. Po pierwsze,
oddelegowano ich do Prokuratury Krajowej tylko na pół roku. Czyli Ziobro
będzie prowadził ich na krótkiej smyczy. Kto nie spełni oczekiwań, zostanie szybko
wyłączony. A po drugie, równolegle będzie pracować komisja Macierewicza, w
której zasiadają eksperci od pękających parówek [podczas jednej z konferencji
smoleńskich zaprezentowano zdjęcie ugotowanych kiełbasek, które porównano z
pękniętym kadłubem tupolewa - przyp. red.].
Oby prokuratura nie chciała dotrzymywać jej kroku.
KTO
TAM POSŁAŁ GENERAŁA?
Nowy zespół
prokuratorów odziedziczy po poprzednikach ok. 800 tomów akt. Wraz z nimi
otrzyma jeden z najważniejszych dokumentów w śledztwie: kompleksową opinię,
nad którą pracowało ponad 20 ekspertów (w tym Latkowski, Artymowicz i Tarnowski). Ekspertyza zawiera m.in. rekonstrukcję lotu,
stenogramy nagrań z kokpitu, sylwetki psychologiczne pilotów, a także ocenę
ich wyszkolenia. Prokuratura przywiązuje do tego dokumentu wielką wagę (na jego
podstawie postawiono zarzuty rosyjskim kontrolerom Wiktorowi Ryżence i Pawłowi
Plusninowi) i już kilkakrotnie zwracała się do biegłych o doprecyzowanie
ekspertyzy. Ostatnia opinia uzupełniająca wpłynęła do akt sprawy dwa tygodnie
temu.
Dla polityków PiS dokument jest kłopotliwy, bo zdaniem biegłych czarne
skrzynki tupolewa nie odnotowały wybuchów, o których
opowiada Antoni Macierewicz. Według ustaleń ekspertów powodem katastrofy było
zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania przy zbyt dużej prędkości i w
gęstej mgle. W efekcie samolot zahaczył o brzozę, stracił część skrzydła i
uderzył w ziemię. Oznacza to, że najważniejszy dokument w śledztwie smoleńskim
wyklucza tezę o zamachu.
Jeszcze większym problemem dla nowej ekipy są dwie wersje stenogramu z
kokpitu. W pierwszej z nich znajdują się trzy kwestie przypisane gen.
Andrzejowi Błasikowi: „Faktem jest, że my musimy to robić do skutku” (przy tej
wypowiedzi umieszczono znak zapytania), „Po-my-sły!” i „Zmieścisz się śmiało”.
Dowódca sił powietrznych miał też w ostatniej fazie lotu podawać wysokość, na
jakiej znajduje się samolot: o godzinie
8:40:24 - „230 metrów” oraz o 8:40:42 - „100 metrów”. Druga wersja zapisu,
sporządzana przez innych ekspertów, nie przesądza obecności gen. Błasika, ale
czyni ją bardzo prawdopodobną. Znajduje się w niej stwierdzenie, że kwestię
„100 metrów” wypowiada dowódca sił powietrznych lub ktoś - podobnym głosie.
Co to oznacza? Zdaniem biegłych analizujących te zapisy odczytywanie
wysokości przez generała było równoznaczne z „akceptacją dalszego zniżania do
lądowania” (taka teza pojawia się na str. 170 opinii kompleksowej, w podpunkcie
2.1) i miało wpływ na zachowanie załogi tupolewa. - Przypisanie tych wypowiedzi
gen. Błasikowi otwiera pole do niebezpiecznych spekulacji - przyznaje źródło
„Newsweeka” w prokuraturze wojskowej.
- Bo gdyby przeanalizować
wydarzenia na osi czasu, to okazałoby się, że najpierw odbyła się telefoniczna
rozmowa prezydenta z Jarosławem Kaczyńskim, a kilka minut później generał pojawił
się w kokpicie. W sensie procesowym to oczywiście żaden dowód, ale politycznie
to bardzo grząski grunt.
PIĘTNO GRUZIŃSKIE
Podobnie jest ze
znajdującym się w opinii kompleksowej opracowaniem przygotowanym przez biegłych
psychologów. Zdaniem ekspertów dowódca samolotu
mjr Arkadiusz Protasiuk działał w sytuacji silnego stresu i w ostatniej fazie
lotu znalazł się wtzw. tunelu poznawczym. Oznacza to, że emocje, które
przeżywał, były tak silne, że miał zawężone pole uwagi - skoncentrował się na podejściu do lądowania, nie zważając
na komunikację z resztą załogi (do identycznych wniosków doszedł też zespół
biegłych, który opracował opinię psychologiczną dla badającej katastrofę
komisji Jerzego Millera).
Na psychice lotników miał się też odcisnąć tzw. incydent gruziński.
Przypomnijmy: w sierpniu 2008 r. mjr Arkadiusz Protasiuk i ppłk Robert Grzywna
(obaj zginęli później w Smoleńsku) byli w załodze, która podróżowała z
prezydentem Lechem Kaczyńskim do Tbilisi. Dowódca tupolewa kpt. Grzegorz
Pietruczuk sprzeciwił się wówczas lotowi, ponieważ w Gruzji trwała rosyjska
inwazja, a polska maszyna nie miała zgody dyplomatycznej na przelot. Decyzja
pilota nie spodobała się prezydentowi Kaczyńskiemu, który w trakcie postoju na
lotnisku w Symferopolu wszedł do kokpitu i zażądał lotu do Tbilisi. Kpt.
Pietruczuk odmówił wykonania rozkazu, a mjr Protasiuk i ppłk Grzywna byli świadkami tej sytuacji. Po powrocie Lecha
Kaczyńskiego do Warszawy ówczesny poseł PiS (obecnie europoseł) Karol Karski
uznał, że dowódca samolotu wykazał się tchórzostwem, i doniósł na niego do
prokuratury. Biegli twierdzą, że incydent mógł mieć wpływ na postawę pilotów
podczas tragicznej podróży w 2010 roku.
Teresa Gordon, psycholog kliniczny, współautorka ekspertyzy znajdującej
się w aktach śledztwa: - Nie mogę wypowiadać się o treści opinii, ale
porównując oba wydarzenia pod kątem asertywności pilotów oraz ich odporności na
naciski, wszyscy zapominają o istotnej różnicy ich warunków decyzyjnych. W
incydencie gruzińskim wszystko działo się przed startem, na płycie lotniska.
Był czas na dyskusje, konsultacje telefoniczne, narady z resztą załogi, W
Smoleńsku decyzję o ewentualnej odmowie wykonania tej bardzo ryzykownej próby
podejścia do lądowania trzeba byłoby podjąć bardzo szybko, w ostatnich minutach
lotu, w atmosferze pełnej niepokoju i rozpraszających bodźców oraz powszechnego
nalegania na jej podjęcie. Trudno się dziwić, że pilot nie odmówił wykonania
próby lądowania, która miała uczynić zadość oczekiwaniom dysponenta.
Rozmówca z prokuratury: - Co się stanie z tym śledztwem? Obstawiam, że
Pasionek nie autoryzuje teorii zamachu, ale rozmyje kwestię gen. Błasika. Jak?
To proste. Zamówi kolejną opinię, która nie potwierdzi jego obecności w
kokpicie, i powie, że jedni eksperci mówią tak, a inni - inaczej. Czyli w sumie
nie wiadomo, jak było. To znany numer.
ŹRÓDŁO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz