Do prokuratury wraca
ekipa IV RP. Priorytety ma jasne: afery Platformy, układ
prokuratorsko-sędziowski i śledztwo smoleńskie.
Do prowadzenia tego
ostatniego już zgłosili się ochotnicy.
MICHAŁ KRZYMOWSKI, WOJCIECH CIEŚLA
Cicha kawiarnia w
centrum Warszawy. Naprzeciw, na kanapie w kwiatki siedzi doświadczony prokurator.
Przygaszony głos. - Atmosferę w firmie określiłbym jako fin de siecle. Wszyscy
czekają, aż wejdzie nowa ekipa i zaprowadzi swe porządki. Zgodnie z nową ustawą
część ludzi z dotychczasowej centrali zostanie zesłana do rejonów. Zachowamy
wynagrodzenie, dostaniemy pieczątki „były prokurator Prokuratury Generalnej”,
ale będziemy w Biłgoraju czy Siedlcach badać włamania do ogródków działkowych.
A od okręgów w górę nastąpi wielkie wzmożenie i, choć mówię to z goryczą, to
wiem, że jako firma podołamy tym wyzwaniom.
Te wyzwania będzie wyznaczać ekipa Zbigniewa
Ziobry: Bogdan Święczkowski,
Dariusz Barski i Marek Pasionek. To ta trójka według ustaleń „Newsweeka” trafi
do nowego kierownictwa prokuratury.
Prokuratorem krajowym ma zostać Bogdan Święczkowski. Dwa metry wzrostu,
sto trzydzieści kilo żywej wagi i dłonie jak bochny chleba. Dla przyjaciół - Bodzio,
dla reszty - Godzilla.
Święczkowski i Ziobro
poznali się na studiach na Uniwersytecie Jagiellońskim i razem robili
aplikację prokuratorską. Święczkowski trafił do niewielkiej prokuratury w Sosnowcu,
a Ziobro zaczął polityczną karierę. Gdy w 2001 r. został wiceministrem w
kierowanym przez Lecha Kaczyńskiego resorcie sprawiedliwości, ściągnął
Święczkowskiego do Warszawy.
- Gdyby Zbyszek nie podał mu wtedy ręki, Bogdan jeszcze wiele lat
prowadziłby gówniane śledztwa na prowincji. A tak trafił do Prokuratury
Krajowej, przydzielono go do zespołu rozpracowującego podwarszawską mafię.
Święczkowski uznał, że ma do spłacenia dług wdzięczności. Ich relacje są
niezwykłe. Ziobro jest dwa razy mniejszy i brakuje mu siły bijącej od Bogusia.
Z kolei Święczkowski to despota, do tego impulsywny, ale w Ziobrę patrzy jak w
obrazek - opowiada znajomy Godzilli.
Przed Święczkowskim kariera stanęła otworem po zwycięstwie PiS w 2005
r., gdy najpierw został szefem biura do spraw walki
z przestępczością zorganizowaną, a potem objął kierownictwo w ABW. Po odejściu
z prokuratury w 2010 roku związał się z PiS i napisał książkę .Afery czasów
Donalda Tuska”. - Każdy prokurator chcący iść z duchem czasu powinien się
zapoznać z tą pozycją - ironizuje jeden z rozmówców. Albo chociaż przejrzeć
tytuły rozdziałów: „afera stoczniowa”, „afera hazardowa”, „tragedia pod
Smoleńskiem”, „Amber
Gold”, „afera antykomor.pl”...
Dziś Święczkowski pełni funkcję wiceministra sprawiedliwości. Choć nowe
prawo o prokuraturze zostało przyjęte jako projekt poselski (bo przedstawienie
dokumentu przez rząd wydłużyłoby procedurę), to na posiedzeniach sejmowej
komisji z największym znawstwem bronił go Święczkowski. Jak słyszymy na Nowogrodzkiej,
to on jest głównym autorem ustawy.
Powrót Święczkowskiego do prokuratury budzi mieszane uczucia. - Nie
jest to typ intelektualisty. Raczej twardziel, który weźmie prokuraturę za
pysk - mówi człowiek sympatyzujący z Godzillą. - Zamierza ściągnąć do Krajowej
Szkoły Sądownictwa i Prokuratury
specjalistów z FBI, którzy będą uczyć technik przesłuchań. Chce też stawiać na
młodych. Ci, którzy będą chcieli pracować, mogą liczyć na podwyżki i szybką
karierę.
Prokurator z drugiej strony barykady: - Ludzie
się go boją. To despota.
Po gmachu Prokuratury Generalnej krążą o Święczkowskim legendy: że jako
szefów tzw. pezetów, czyli wydziału ds. walki z przestępczością zorganizowaną,
podczas narad rzucał popielniczkami. A jako szef ABW miał nakazać zakup specjalnego
fotela, który nie pęknie pod jego ciężarem. I że ma słabość do gadżetów.
- Ludzie z jego środowiska
preferują określony styl. Przyciemniane okulary, czarne koszule, kabury pod
marynarką, jazda po mieście na bombach, wizyty na strzelnicy - opowiada osoba
znająca Święczkowskiego. To ostatnie zresztą widać w ustawie jego autorstwa,
dzięki której każdy śledczy będzie mógł teraz jeździć samochodem z kogutem na
dachu i nosić pistolet. Ustawa nakazuje szefom prokuratur wygospodarować w
podległych budynkach
specjalne miejsce na „zdeponowanie
broni palnej oraz amunicji”.
BAT
NA SĘDZIÓW I PROKURATORÓW
Dariusz Barski w czasach IV RP był Prokuratorem
Krajowym. Teraz ma zostać doradcą
Zbigniewa Ziobry, czyli przyszłego prokuratora generalnego. Chyba że w obsadę
stanowisk zaingeruje Jarosław Kaczyński. - Jeżeli Ziobro ma zielone światło, to
krajowym będzie Święczkowski. Ale gdyby decydować miał prezes, to najważniejsze
stanowisko objąłby Barski. Jarosławowi bardzo podobała się jego słynna
konferencja dotycząca wizyty Janusza Kaczmarka w Marriocie - twierdzi nasz
rozmówca z biura PiS przy Nowogrodzkiej. Człowiek z prokuratury dodaje: -
Barski to zupełnie inny typ niż Godzilla.
Bardziej wyrafinowany, mający więcej ogłady. Do tego indywidualista.
Jeździ na motorze, ma żonę artystkę, bardzo zamożny.
Ostatni z tej trójki, czyli Marek Pasionek, to były prokurator
katowickich pezetów i wieloletni znajomy Święczkowskiego. Do 2010 r.
nadzorował śledztwo smoleńskie. Dziś pracuje w Ministerstwie Sprawiedliwości i
koordynuje likwidację prokuratury wojskowej. W nowej strukturze zapewne znów
obejmie nadzór nad postępowaniem dotyczącym Smoleńska. A kto to postępowanie
poprowadzi? Może któryś z ochotników.
Rozmówca z Prokuratury Generalnej: - Antoni Macierewicz kilka miesięcy
temu przekazał Andrzejowi Seremetowi nazwiska prokuratorów, którzy zgłosili mu
chęć przejęcia tego śledztwa. Jarosław Polanowski, Stanisław Wieśniakowski
i państwo Kiecowie. Wszystko wieloletni prokuratorzy
z doświadczeniem.
Ofertę wejścia do nowego kierownictwa odrzucił za to były zastępca Zbigniewa
Ziobry w latach 2006-2007 Jerzy Engelking. - Wymówił się względami osobistymi,
ale myślę, że będzie z nami współpracował - zapewnia pracownik Ziobry. Ludzie
ze środowiska prokuratorskiego powątpiewają w to tłumaczenie.
- Engelking to jedyny człowiek z
najwęższego zaplecza Ziobry, który zachował stanowisko w Prokuraturze
Generalnej za czasów Andrzeja Seremeta - mówi jeden
ze śledczych. I dodaje: -
Pisowskie kręgi podobno nie uznały tego za zdradę, ale można odnieść wrażenie,
że to Engelking nabrał dystansu do czasów IV RP. To człowiek inteligentny i
zdolny do refleksji, w towarzystwie wygłaszał bardzo zgryźliwe uwagi pod
adresem nowej ustawy. Myślę, że praca pod Święczkowskim, człowiekiem o -
mówiąc oględnie - innej konstrukcji psychicznej, mu się nie uśmiecha.
Prokurator z Prokuratury Generalnej: - Sprawiał
wrażenie, że docenia sposób, w jaki potraktowała go ekipa Seremeta. Jakby
zrozumiał, że zmiana rządu nie musi się wiązać z upokarzaniem poprzedników.
Ludzie bardzo liczyli, że to Engelking zostanie krajowym. Zaprowadziłby nowe
porządki, ale w cywilizowany sposób, nie czołgałby ludzi, nie pastwiłby się.
W środowisku prokuratorskim najwięcej obaw budzą właśnie porachunki
wewnątrz korporacyjne. A tak odczytuje się pomysł powołania biura spraw wewnętrznych,
które ma prowadzić śledztwa dotyczące sędziów i prokuratorów. - Powołanie
takiej komórki w pewnym sensie zrównuje nasze korporacje z grupami
przestępczymi. Bo skoro biuro spraw wewnętrznych będzie działać obok pezetów,
to znaczy, że władza chce wziąć nas na celownik w takim samym stopniu jak
pospolitych bandytów. Nie mam wątpliwości, że ma to być bat na sędziów i
prokuratorów - twierdzi jeden ze śledczych.
SPRAWA WSTYDLIWA I
PORAŻAJĄCA
Bogdan Święczkowski lubi powtarzać, że nowa
ustawa p prokuraturze przeszła niezbędne konsultacje społeczne, a jedną z
organizacji opiniujących jej zapisy było Niezależne Stowarzyszenie Prokuratorów
Ad Vocem. O Ad Vocem wiadomo tyle, że działają w nim
śledczy sympatyzujący z ministrem Ziobrą. I że rok temu współpracę
zaproponowało mu węgierskie stowarzyszenie prokuratorów. To wszystko.
Jeden z naszych rozmówców - śledczy z prokuratury okręgowej - twierdzi,
że próbował nawiązać kontakt korespondencyjny z Ad Vocem, ale list, który wysłał pod adresem stowarzyszenia, po
kilkunastu dniach wrócił. Inny zwraca uwagę na brak informacji dotyczącej
liczby członków Ad Vocem:
- W środowisku panuje przekonanie, że do
organizacji należy dziesięć osób, czyli tylko ci, którzy zasiadają w jej
władzach.
Próbowaliśmy to zweryfikować, ale pytania, które wysłaliśmy do Ad Vocem, pozostały bez odpowiedzi. Ze
strony internetowej stowarzyszenia też trudno się czegokolwiek dowiedzieć -
tamtejszy dział aktualności zatrzymuje się na 2012 r. Czy to oznacza, że
organizacja istnieje tylko na papierze?
Nie do końca. Szefowa Ad Vocem Małgorzata Bednarek właśnie
wraca pomiędzy żywych. - W IV RP działała na pierwszej linii, ale po 2007 r.
słuch o niej zaginął. Zaszyła się w katowickiej apelacji, nie robiła głośnych
spraw i jakoś przezimowała. Uaktywniła się niedawno, zaczęła się pojawiać na sejmowej komisji sprawiedliwości, na
której omawiano nową ustawę - twierdzi jeden z rozmówców. W środowisku
prokuratorskim mówi się, że Bednarek zostanie szefową prokuratury regionalnej
w Warszawie lub Katowicach. W myśl nowej ustawy prokuratury regionalne
zastąpią dotychczasowe apelacje. - To wszystko się jeszcze uciera, nie ma
ostatecznej decyzji, ale Bednarek na pewno weźmie któreś z kluczowych stanowisk
- potwierdza osoba z otoczenia ministra sprawiedliwości, - To dobra
prokurator.
Na pewno sprawdzona. Na koncie ma prowadzenie jednego ze śledztw paliwowych
(w czasach IV RP było to oczko w głowie Zbigniewa
Ziobry) i od lat zna się ze Święczkowskim. Jej mąż Paweł Bednarek to były
skarbnik śląskiego PiS - w 2005 roku znajdował się o włos od stanowiska
wicewojewody. Gdy wyszło na jaw, że w jego komunikatorze Gadu-Gadu widnieje
motto z hymnu hitlerowskich bojówek SA, musiał obejść się smakiem. Dziś działa
na Twitterze. Niedawno zamieścił tam mem z trzema byłymi prezydentami biorącymi
udział w „Familiadzie”. - Rzeczownik zakończony na „-ówka” kojarzący się z
urzędem prezydenckim? Wałęsa: - Motorówka. Kwaśniewski:
- Półlitrówka. Komorowski: - Sokowirówka.
Co do kompetencji prokurator Bednarek, sędziowie z Bielska-Białej
pewnie by polemizowali z opiniami współpracowników ministra Ziobry.
2 października 2006 r., apogeum pierwszych rządów PiS. TVN24 przerywa program, żeby pokazać konferencję katowickiej
prokuratury apelacyjnej. - Bielscy sędziowie usłyszą zarzuty korupcji,
powoływania się na wpływy i kierowania grupą przestępczą - pada zza stołu, za
którym siedzą Małgorzata Bednarek i Jerzy Engelking.
Koronnym dowodem mają być zeznania skruszonego sędziego łapówkarza. Prawnik
obciąża kolegów w zamian dostaje status tzw.
małego świadka koronnego. Nad śledztwem szybko zaczyna się unosić aura niezwykłości.
Bednarek porusza się po Śląsku w eskorcie uzbrojonej ochrony, dostaje specjalną
komórkę do szyfrowanych połączeń, a sprawę „sędziowskiej ośmiornicy” uznaje
za punkt honoru. Choć nie prowadzi
śledztwa bezpośrednio, to osobiście pojawia się na sali sądowej. Mimo tego
zaangażowania sprawa ostatecznie zakończy się klapą: śledztwo zostało
umorzone, a prokuratura musiała wypłacić pomówionym sędziom odszkodowania
idące w setki tysięcy złotych.
Wieloletni prokurator komentuje: - To symptomatyczna historia. Nowa
ekipa to tacy rewolwerowcy, którzy zaczynają strzelać jeszcze przed
wyciągnięciem pistoletów z kabur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz