wtorek, 8 marca 2016

Zjazd



Kto jest dziś w Polsce ważny? Wiadomo - ci, którzy mają dostęp do ucha prezesa Kaczyńskiego. Andrzeja Dudy nie ma w tym gronie. Zostały mu wypady na narty i tweety od wielbicielek. Zaszył się w pałacu prezydenckim.

WOJCIECH CIEŚLA, MICHAŁ KRZYMOWSKI

Urzędnik z pałacu prezydenckiego mówi: - To bystry facet. Jest świadomy własnej niesamodzielności. Stres na nowym urzędzie, opinie, że jest marionet­ką, to się na nim fizycznie odbija. Wszystko, co robi PiS, idzie na jego konto. A w PiS wcale nie jest lubiany. Ludzie Kaczyńskiego rozpowiadają po Warszawie, że prezydent ze stresu utył i wyłysiał. A jaki on ma wybór? Albo potulność, albo pójście na nuklearną wojnę z Jarosławem. Ja mu nie zazdroszczę.

MAGNETYCZNY SZTYWNIAK
Prawnik z Krakowa, 44-letni były członek Unii Wolności, do dziś grzałby ławy w euro parlamencie, gdyby jesienią 2014 r. prezes PiS nie wpadł na pomysł wystawienia go w wyborach prezydenckich. W kam­panii był prężny i energetyczny, napędzał wyborców sobie i partii. Dziś pracuje na wizerunek polityka sterowanego z siedziby PiS przy Nowo­grodzkiej. Ale to pod jego siedzibą, a nie centralą PiS, kończą się demon­stracje Komitetu Obrony Demokracji. Jaki jest Andrzej Duda?
   Jeden z naszych rozmówców z otoczenia pałacu mówi: - Wy­cofany. Poza środowiskami pisowskimi nie nawiązuje rozmów, brak mu luzu. Na meczu Polska - Irlandia na Stadionie Naro­dowym ktoś chciał rozładować atmosferę i zagaił: - A pan, pa­nie prezydencie, za kim jest w Krakowie? Wisła czy Cracovia?
   - No wie pan?! - fuknął. - Oczywiście, że Cracovia, przecież Wisła to milicyjny klub.
Gość się oddalił speszony. Niedługo po nim napatoczył się Jan Tomaszewski, były piłkarz, znany brat łata: - Panie prezydencie, może coś dla rozluźnienia?
   - Ja nie piję - odburknął Duda.
   Inny świadek rozmowy: - Pamiętam
Aleksandra Kwaśniewskiego, umiał się od­naleźć w każdej sytuacji, zagadać. Lech Ka­czyński też był świetnym gawędziarzem. Tu jest przepaść.
   Pracownik pałacu: - Ale gdy wchodzi w tłum, włącza mu się magnetyzm. Duda po­trafi być czarusiem. Powinien częściej udzie­lać wywiadów, także niepisowskim mediom, jeździć na wywiady do redakcji, świetnie wypada w takich sytuacjach. Ale zorgani­zowanie takiej wizyty to kosmos, ceregiele, procedury, BOR, cuda-wianki.

BOR-OWCY LEDWO NADĄŻAJĄ
Otoczenie prezydenta zwraca dużą uwa­gę na bezpieczeństwo głowy państwa.
- Jesteśmy po Smoleńsku - tłumaczy jeden z jego najbliższych współpracowników.
Każde narty prezydenta to wyzwanie lo­gistyczne. Stok muszą zbadać BOR-owcy i antyterroryści. A Andrzej Duda wykorzy­stuje każdą okazję, żeby poszusować: na początku stycznia pobyt w pałacyku pre­zydenckim w Wiśle, w lutym Memoriał im. Marii Kaczyńskiej. Od początku roku już cztery razy był na Podhalu. 4 marca pojechał do Kar­pacza na narciarskie mistrzostwa parlamentarzystów. Na­stępnego dnia do Istebnej na zajęcia szkółki narciarskiej dla dzieci z Wisły.
   Jeździ dobrze, stylowo. Pod koniec lutego, po spotkaniu z pre­zydentem Słowacji, wybrał się na stok obok zakopiańskiego ho­telu Kasprowy. - Wygląda to komicznie, bo BOR-owcy ledwo za nim nadążają, czasem któregoś trzeba zbierać z ziemi - opowia­da współpracownik Andrzeja Dudy.
   Szefem ochrony Dudy został Bartosz Hebda, oficer ranny w Iraku, były ochroniarz Grzegorza Schetyny. - Jest profesjo­nalistą, ale przesiąka dworskimi zwyczajami - mówi jeden z ofi­cerów BOR. - Na kolacji z królową belgijską wbił się w smoking i siedział przy stole jak gość. Lekki odlot jak na szefa prezyden­ckiej ochrony.
   Były współpracownik Dudy: - Andrzej nie zaryzykował, jak kiedyś Kwaśniewski, żeby do kancelarii zaprosić ludzi spo­za partii. Prawie wszyscy doradcy wywodzą się z kręgów PiS. Kompletowanie składu kancelarii tak wspomina inny współ­pracownik: - Początkowo szefem kancelarii miał zostać Adam Kwiatkowski. Zna się z Dudą od lat, ale prezes go nie cierpi. Za­pamiętał, że był kiedyś w Unii Wolności. Od lat wycina go też środowisko Mariusza Kamińskiego. Andrzej myślał, że może w takim razie weźmie Beatę Szydło, ale prezes wyznaczył ją na premiera. Wtedy Beata mu podsunęła: „Ja nie mogę, ale znasz się z Małgosią Sadurską, ona jest świetna”. Może i jest. Ale che­mii między nią a prezydentem nie ma.
   Kwiatkowski został szefem gabinetu pre­zydenta. Ma opinię sprawnego, pozbawio­nego polotu biurokraty. Jest uczestnikiem najważniejszych narad. Ale najbardziej za­ufanym człowiekiem Andrzeja Dudy jest Wojciech Kolarski, kiedyś szef jego biu­ra i radny Krakowa. Odpowiada za sprawy kultury.
   Podwładnym Kwiatkowskiego i szarą emi­nencją pałacu jest Marcin Kędryna, przy­jaciel Dudy z harcerstwa i krakowskiej podstawówki. Był dziennikarzem motory­zacyjnym, pracował w „Przekroju” i w tygo­dniku „Ozon”, współpracował z niesławnym telewizyjnym programem „Misja specjalna” Anity Gargas, był też jednym z asystentów Dudy w europarlamencie. Jako jeden z nie­wielu w prezydenckim otoczeniu płynnie porusza się w tak zwanej warszawce.
   - Nie wiem, czym się zajmuje, ale ma moc­ną pozycję - opowiada jeden z urzędników.
- Widzę go na oficjalnych galach i kolacjach, na wyjazdach. Czasem transmituje impre­zy przez aplikację Periscope. Jest jak cień Dudy. Gdzie prezydent, tam on. Ludzi z No­wogrodzkiej doprowadza do szału, bo nie wiedzą, kim jest ekscentryk z hipsterską bro­dą i w czarnym meloniku.
   Na prawicowym portalu Salon24 miłośnicy PiS spekulują: „Może ten Kędryna jest popem w Cerkwi prawosławnej? Oni tam się obowiązkowo nie golą. Czy w takiej firmie jak urząd pre­zydenta RP nie obowiązuje żaden dress code?”.
Jeden z polityków PiS: - W pałacu rządzi Kraków. Tego się nie da opisać: siadają, z namaszczeniem zakładają nogę na nogę, majestatycznie odchylają ramiona na oparciach krzeseł i zaczynają długie, abstrakcyjne, filozoficzne rozmowy. No, nie są to ludzie czynu.
   Kolejny krakus w Kancelarii, Krzysztof Szczerski, profesor UJ, odpowiada za sprawy zagraniczne. - Teoretycznie to obszar, który daje prezydentowi pole do popisu - mówi jeden z urzęd­ników Dudy. - Zaczęło się dobrze, od wizyty na Łotwie, potem była ważna wizyta w Chinach. Ale dziś kancelaria zamyka się w mrzonkach o Trójkącie Wyszehradzkim, o Międzymorzu. Re­alnie - nic nie znaczy.
   Jeden z ludzi prezydenta: - Szczerski przywiózł ze sobą z Kra­kowa grupkę młodzieńców. Opanowali biuro spraw zagranicz­nych. Wszyscy po doktoratach; inteligentni, młodzi, języki, do tego pracowici. Ci to dopiero muszą denerwować Nowogrodzką, są antytezą partyjnej młodzieżówki.
   A co z kadrami niższego szczebla? Kancelaria i okolice to w sumie 600 etatów. Spora część starej ekipy przetrwała. Je­den z urzędników: - Prawie cała obsługa pierwszej damy, oprócz wdowy po Sławomirze Skrzypku, pochodzi z poprzed­nich zaciągów. Roman Wilkoszewski, jeden z wicedyrektorów, który przyszedł za Kaczyńskiego i potem pracował z Komo­rowskim, chodził z piętnem człowieka, który za zdradę zawiś­nie na pomniku smoleńskim przy Krakowskim Przedmieściu. Ale przetrwał.

DOSTĘP DO UCHA PREZESA
Inny rozmówca opisuje nam stosunki w pałacu: - Wyrzuco­no fotografów. Został jeden. 
I wprowadzono nowy zwyczaj: zdjęcia na stronę w internecie cenzuruje żona prezydenta.
   Do urzędniczek, które obsługują żonę prezydenta, dołączyła w styczniu Bogusława Chwastowska, matematyczka, koleżanka prezydentowej z krakowskiego liceum.
   A jak wyglądają relacje pierwszej damy z prezydentem? Jeden z zaufanych ludzi Dudy: - To dobra relacja; Andrzej mówi do niej przy ludziach: „myszko”. Nawet Komorowscy byli pod jej wrażeniem, gdy spotkali się przy przekazywaniu pałacu, szybko rozładowała napiętą sytuację. Umie się od­naleźć, świetna inteligencka kindersztuba. Dziwne, że kan­celaria w ogóle nie wykorzystuje wizerunkowe Agaty, choć to duży atut.
   Szefem doradców prezydenta jest Maciej Łopiński, były współ­pracownik Lecha Kaczyńskiego. - Ma status człowieka, od które­go prezes na pewno odbierze telefon - mówi jeden z pracowników kancelarii. W listopadzie, nocą, w okolice rządowego hotelu przy Klonowej przyjeżdża limuzyna z Jarosławem Kaczyńskim. Gazety donoszą potem, że szef PiS potajemnie spotyka się z prezydentem. Nasz rozmówca: - A Kaczyński przyjechał do kamienicy obok ho­telu, przy Bacciarellego. Tam mieszka Maciek Łopiński. To poka­zuje, kto ma dostęp do ucha prezesa. I nie jest to prezydent.
   Poseł PiS: - Jarosław pokazuje Dudzie, gdzie jego miejsce. Wi­dać to było już w czasie zaprzysiężenia Andrzeja na prezyden­ta. Jarosław pojawił się w Sejmie i w kościele, ale nie przyszedł na przekazanie insygniów na Zamku Królewskim. Potem kom­pletnie zlekceważył galę tygodnika „wSieci”, na której brylował Duda i na której trzymano dla niego miejsce. Specjalnie zwołał w tym czasie posiedzenie ścisłego kierownictwa PiS.
   Współpracownik Andrzeja Dudy: - Jarosław co jakiś czas traktuje go z buta. Tak było z podpisaniem nowelizacji o Try­bunale Konstytucyjnym. Po Bożym Narodzeniu rodzina prezy­denta zjechała do pałacyku w Wiśle. Była nawet ukrywana przed opinią publiczną młodsza siostra prezydenta, Dominika. No, ale prezes kazał, więc Andrzej rano wsiadł w helikopter, przeleciał prawie 400 kilometrów, podpisał, co miał podpisać, i dopiero wtedy wrócił na urlop.

PREZYDENT SAMOTNYCH SERC
Marek Magierowski, były dziennikarz „gazety Wybor­czej”, „Newsweeka”, „Rzeczpospolitej”, ostatnio publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, pojawił się w kancelarii we wrześniu ze­szłego roku jako ekspert do spraw dyplomacji publicznej. Pięć języków, nienaganne maniery, ogłada i erudycja. Ściągnęła go do pomocy w kontaktach z zagranicznymi mediami ówczesna szefowa biura prasowego Katarzyna Adamiak-Sroczyńska. Na własną zgubę.
   W grudniu kancelaria wydaje komunikat: nowym rzeczni­kiem prezydenta zostaje Marek Magierowski. Adamiak-Sroczyńska odchodzi.
   Mówi jeden z urzędników kancelarii: - Miała umowę na czas określony, formalnie nie była rzecznikiem. A Magierowski szyb­ko poczuł chemię z najbliższym otoczeniem Dudy, brał udział w kilku wyjazdach za granicę. W czasie wizyty w Chinach Małgo­sia Sadurska przekonała prezydenta, że będzie świetnym rzecz­nikiem. Kaśce podziękowali. Wróciła do PR.
   Inny urzędnik, nieco enigmatycznie: - Kasia poległa w dwor­skich gierkach.
   Pracownik pałacu: - Magierowski to publicysta z wysokim IQ, nie boi się twardych nawalanek, ale widać, że gryzie się w język, odpuścił już wojenki na Twitterze. Zajmuje się robotą, briefuje urzędników przed wystąpieniami w mediach. Widać, że nie­co przygniata go PR-owa amatorszczyzna PiS. Jest w stałym kontakcie z prezydentem. Rozebrał go z krawata i marynarki, i namówił na luźniejszą formułę przykręceniu klipu na charyta­tywne przedsięwzięcie Marcina Gortata.
   Pracownik biura prasowego: - Awans Magierowskiego wyci­szył cichą wojenkę wewnątrz pałacu. Bo już było tak, że jesienią za politykę informacyjną prezydenta brali się wszyscy. Na 11 listopada TVN24 dopadł go z pytaniem, czy się spotka z Ewą Kopacz. Odpowiedział, że tak. W tym samym czasie Sadurska kazała wypuszczać oficjalne dementi w tej sprawie. Powstał taki bajzel, jak teraz z tą panienką.
   „Panienką” nazywa się w pałacu Magda­lenę Żuraw. Działaczka PiS do niedawna obsługiwała oficjalne konto głowy pań­stwa na Twitterze (@prezydentpl). 23 lu­tego. W Polsce burza wokół teczki „Bolka”.
Żuraw wrzuca na prezydenckiego Twittera wpis: „Popieram wolę odebrania lotnisku imienia Lecha Wałęsy”. Wpis szybko znika z sieci. - Musiał zniknąć, bo Andrzej tego nie powiedział. Panienka się zagalopowała - mówi jeden z urzędników. Magdalena Żu­raw za wrzucanie prezydenckich tweetów i zdjęć odpowiadała od grudnia. - Spore wyzwanie - śmieje się jeden z urzędników.
Przyznaje: - Z kadrami jest kłopot. Pa­łac pełen jest specjalistów od tworzenia problemów, które potem bohatersko sami rozwiązują.
   Prywatne konto na Twitterze (@Andrzej Duda) prezydent ob­sługuje osobiście. Najczęściej tweetuje w porze obiadu, między 13 a 14, i późnym wieczorem. Często zdarza mu się wysłać wiado­mości koło drugiej w nocy.
   Po kilkanaście tweetów Andrzej Duda wymienia z młodymi kobietami, często studentkami. Gdy jakaś internautka pisze: „Wszystko mnie boli, nic nie zrobiłam i mi smutno”, prezydent Polski pociesza: „Głowa do góry, smutki precz! Najserdeczniej­sze życzenia urodzinowe! Stu lat!”. Innej, która zwierza się: „Jak żyć, panie prezydencie, skończył mi się związek”, odpisuje: „Gło­wa do góry. Coś się kończy, coś zaczyna”.
   Duda ma wierne fanki. Takie jak niejaka Jolanta Solarz, która wrzucając zdjęcie do sieci, obiecała, że gdy prezydent zaprzysięgnie trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego, po­każe swoje zdjęcie bez sukienki. Albo Izabela Pęk, bezpruderyjna modelka, która w walentynki tweetuje do prezydenta Polski: „W młodości na pewno był Pan ciachem szkoły i znajdywał kart­ki podrzucone do plecaka”. Duda odpisuje sucho: „Miałem już wtedy swoją ukochaną walentynkę Agatkę i w tej materii nic się nie zmieniło od 26 lat”.

ZASZYTY W PAŁACU
Jeden z naszych rozmówców: - Co może dziś prezydent? Dam przykład. Między Nowogrodzką a pałacem kręci się Ma­riusz Chłopik, też jak Duda harcerz, radny PiS. Już-już miał zostać szefem Stadionu Narodowego i nie udało się. Kancela­ria nie ma dziś żadnego wpływu na kadry. Spółki skarbu? Nic, zero. Nawet do telewizji Duda nikogo nie wstawił, a mógł zażą­dać udziału w tym torcie, bo podpisywał ustawę. Jeden z nie­wielu udanych przypadków, o którym słyszałem, to nominacja dla męża Wioletty Pruchnik, pracownicy pałacu i asystentki Adama Kwiatkowskiego.
   Archiwista Tymoteusz Pruchnik, warszawski radny PiS, za­słynął z protestów przeciwko budowie meczetu na Ochocie. Właśnie został szefem departamentu komunikacji w PGNiG.
Ale żadnej w tym zasługi prezydenta.
- Pruchnika na własną rękę rozprowa­dził Kwiatkowski, wykorzystując kontak­ty z ministrem skarbu - mówi nam jeden z rozmówców.
   Inny ruch kadrowy pałacu to rekomen­dacja Bartosza Zbroi na rzecznika mini­stra sportu. Nie wyszło najlepiej. Zbroja w czasie gali Człowiek Roku tygodni­ka „Wprost” umieścił na Twitterze szcze­rą sondę: „Kto najlepiej nawilżył? Bracia Karnowscy, środowisko Gazpola czy tygo­dnik Wprost?”. Następnego dnia podał się do dymisji.
   Inny: - Duda nic nie może. Promo­wał komendanta wojewódzkiego z Krako­wa Mariusza Dąbka, którego bardzo nie lubi wiceminister Jarosław Zieliński. Ja­dąc do Krakowa na mecz piłki ręcznej Pol­ska - Serbia, prezydent zaprosił nawet Dąbka na trybunę. Ten zjawił się w towarzystwie szefa policji Maja, więc Duda posta­nowił wykorzystać sytuację i poprosił komendanta głównego, żeby nie robił krzywdy Mariuszowi. Maj przytaknął, a kilka dni później Dąbek wyleciał z policji. Tyle dziś znaczy opinia prezydenta.
   Wysoki pracownik pałacu: - Prezydent nie ma żadnej inicja­tywy, Miał jeździć po Polsce - zaszył się w Pałacu. Brakuje mu kogoś poważnego od wizerunku. Była taka akcja, że na WOŚP prezydent wystawił swoje narty. To się spodobało. A wie pan, co chcieli wystawić jego współpracownicy? Koszulkę „Red is bad”, w której leciał do Chin.
Współpracownik Dudy: - Ta prezydentura nie została wy­myślona do dzisiaj. Niech pan znajdzie jakieś poletko, na któ­rym Andrzej odróżniałby się od poprzednika. Nie ma. Gdzieś między jednym przecinaniem wstęgi a wręczaniem orde­ru wszedł w buty po Komorowskim: działa, ale bez pomysłu na prezydenturę.
   Inny współpracownik: - Jest zestresowany tym, że ludzie widzą jego ubezwłasnowolnienie. Ale dziś jedzie na narty do Kar­pacza. Może trochę odżyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz