Kto jest dziś w
Polsce ważny? Wiadomo - ci, którzy mają dostęp do ucha prezesa Kaczyńskiego.
Andrzeja Dudy nie ma w tym gronie. Zostały mu wypady na narty i tweety od
wielbicielek. Zaszył się w pałacu prezydenckim.
WOJCIECH CIEŚLA, MICHAŁ KRZYMOWSKI
Urzędnik z pałacu prezydenckiego mówi: - To bystry facet. Jest świadomy
własnej niesamodzielności. Stres na nowym urzędzie, opinie, że jest marionetką,
to się na nim fizycznie odbija. Wszystko, co robi PiS, idzie na jego konto. A w
PiS wcale nie jest lubiany. Ludzie Kaczyńskiego rozpowiadają po Warszawie, że
prezydent ze stresu utył i wyłysiał. A jaki on ma wybór? Albo potulność, albo
pójście na nuklearną wojnę z Jarosławem. Ja mu nie zazdroszczę.
MAGNETYCZNY
SZTYWNIAK
Prawnik z Krakowa, 44-letni były członek Unii Wolności, do dziś
grzałby ławy w euro parlamencie, gdyby jesienią 2014 r. prezes PiS nie wpadł na
pomysł wystawienia go w wyborach prezydenckich. W kampanii był prężny i
energetyczny, napędzał wyborców sobie i partii. Dziś pracuje na wizerunek
polityka sterowanego z siedziby PiS przy Nowogrodzkiej. Ale to pod jego
siedzibą, a nie centralą PiS, kończą się demonstracje Komitetu Obrony
Demokracji. Jaki jest Andrzej Duda?
Jeden z naszych rozmówców z otoczenia pałacu mówi: - Wycofany. Poza środowiskami
pisowskimi nie nawiązuje rozmów, brak mu luzu. Na meczu Polska - Irlandia na
Stadionie Narodowym ktoś chciał rozładować atmosferę i zagaił: - A pan, panie
prezydencie, za kim jest w Krakowie? Wisła czy Cracovia?
- No wie pan?! - fuknął. - Oczywiście, że Cracovia, przecież
Wisła to milicyjny klub.
Gość się oddalił speszony.
Niedługo po nim napatoczył się Jan Tomaszewski, były piłkarz, znany brat łata:
- Panie prezydencie, może coś dla rozluźnienia?
- Ja nie piję - odburknął Duda.
Inny świadek rozmowy: - Pamiętam
Aleksandra Kwaśniewskiego, umiał
się odnaleźć w każdej sytuacji, zagadać. Lech Kaczyński też był świetnym
gawędziarzem. Tu jest przepaść.
Pracownik pałacu: - Ale gdy wchodzi w tłum, włącza mu się magnetyzm.
Duda potrafi być czarusiem. Powinien częściej udzielać wywiadów, także
niepisowskim mediom, jeździć na wywiady do redakcji, świetnie wypada w takich
sytuacjach. Ale zorganizowanie takiej wizyty to kosmos, ceregiele, procedury,
BOR, cuda-wianki.
BOR-OWCY LEDWO NADĄŻAJĄ
Otoczenie prezydenta
zwraca dużą uwagę na bezpieczeństwo głowy państwa.
- Jesteśmy po Smoleńsku - tłumaczy
jeden z jego najbliższych współpracowników.
Każde narty prezydenta to wyzwanie
logistyczne. Stok muszą zbadać BOR-owcy i antyterroryści. A Andrzej Duda
wykorzystuje każdą okazję, żeby poszusować: na początku stycznia pobyt w
pałacyku prezydenckim w Wiśle, w lutym Memoriał im. Marii Kaczyńskiej. Od
początku roku już cztery razy był na Podhalu. 4 marca pojechał do Karpacza na
narciarskie mistrzostwa parlamentarzystów. Następnego dnia do Istebnej na
zajęcia szkółki narciarskiej dla dzieci z Wisły.
Jeździ dobrze, stylowo. Pod koniec lutego, po spotkaniu z prezydentem
Słowacji, wybrał się na stok obok zakopiańskiego hotelu Kasprowy. - Wygląda to
komicznie, bo BOR-owcy ledwo za nim nadążają, czasem któregoś trzeba zbierać z
ziemi - opowiada współpracownik Andrzeja Dudy.
Szefem ochrony Dudy został Bartosz Hebda, oficer ranny w Iraku, były
ochroniarz Grzegorza Schetyny. - Jest profesjonalistą, ale przesiąka dworskimi
zwyczajami - mówi jeden z oficerów BOR. - Na kolacji z królową belgijską wbił
się w smoking i siedział przy stole jak gość. Lekki odlot jak na szefa prezydenckiej
ochrony.
Były współpracownik Dudy: - Andrzej nie zaryzykował, jak kiedyś
Kwaśniewski, żeby do kancelarii zaprosić ludzi spoza partii. Prawie wszyscy
doradcy wywodzą się z kręgów PiS. Kompletowanie składu kancelarii tak wspomina
inny współpracownik: - Początkowo szefem kancelarii miał zostać Adam
Kwiatkowski. Zna się z Dudą od lat, ale prezes go nie cierpi. Zapamiętał, że
był kiedyś w Unii Wolności. Od lat wycina go też środowisko Mariusza
Kamińskiego. Andrzej myślał, że może w takim razie weźmie Beatę Szydło, ale
prezes wyznaczył ją na premiera. Wtedy Beata mu podsunęła: „Ja nie mogę, ale
znasz się z Małgosią Sadurską, ona jest świetna”. Może i jest. Ale chemii
między nią a prezydentem nie ma.
Kwiatkowski został szefem gabinetu prezydenta. Ma opinię sprawnego,
pozbawionego polotu biurokraty. Jest uczestnikiem najważniejszych narad. Ale
najbardziej zaufanym człowiekiem Andrzeja Dudy jest Wojciech Kolarski, kiedyś
szef jego biura i radny Krakowa. Odpowiada za sprawy kultury.
Podwładnym Kwiatkowskiego i szarą eminencją pałacu jest Marcin Kędryna,
przyjaciel Dudy z harcerstwa i krakowskiej podstawówki. Był dziennikarzem
motoryzacyjnym, pracował w „Przekroju” i w tygodniku „Ozon”, współpracował z
niesławnym telewizyjnym programem „Misja specjalna” Anity Gargas, był też
jednym z asystentów Dudy w europarlamencie. Jako jeden z niewielu w
prezydenckim otoczeniu płynnie porusza się w tak zwanej warszawce.
- Nie wiem, czym się zajmuje, ale ma mocną pozycję - opowiada jeden z
urzędników.
- Widzę go na oficjalnych galach i
kolacjach, na wyjazdach. Czasem transmituje imprezy przez aplikację Periscope. Jest jak cień Dudy. Gdzie prezydent, tam on. Ludzi z Nowogrodzkiej
doprowadza do szału, bo nie wiedzą, kim jest ekscentryk z hipsterską brodą i w
czarnym meloniku.
Na prawicowym portalu Salon24 miłośnicy PiS spekulują: „Może ten Kędryna
jest popem w Cerkwi prawosławnej? Oni tam się obowiązkowo nie golą. Czy w takiej
firmie jak urząd prezydenta RP nie obowiązuje żaden dress code?”.
Jeden z polityków PiS: - W pałacu
rządzi Kraków. Tego się nie da opisać: siadają, z namaszczeniem zakładają nogę
na nogę, majestatycznie odchylają ramiona na oparciach krzeseł i zaczynają
długie, abstrakcyjne, filozoficzne rozmowy. No, nie są to ludzie czynu.
Kolejny krakus w Kancelarii, Krzysztof Szczerski, profesor UJ, odpowiada
za sprawy zagraniczne. - Teoretycznie to obszar, który daje prezydentowi pole
do popisu - mówi jeden z urzędników Dudy. - Zaczęło się dobrze, od wizyty na
Łotwie, potem była ważna wizyta w Chinach. Ale dziś kancelaria zamyka się w
mrzonkach o Trójkącie Wyszehradzkim, o Międzymorzu. Realnie - nic nie znaczy.
Jeden z ludzi prezydenta: - Szczerski przywiózł ze sobą z Krakowa
grupkę młodzieńców. Opanowali biuro spraw zagranicznych. Wszyscy po
doktoratach; inteligentni, młodzi, języki, do tego pracowici. Ci to dopiero
muszą denerwować Nowogrodzką, są antytezą partyjnej młodzieżówki.
A co z kadrami niższego szczebla? Kancelaria i okolice to w sumie 600
etatów. Spora część starej ekipy przetrwała. Jeden z urzędników: - Prawie cała
obsługa pierwszej damy, oprócz wdowy po Sławomirze Skrzypku, pochodzi z poprzednich
zaciągów. Roman Wilkoszewski, jeden z wicedyrektorów, który przyszedł za
Kaczyńskiego i potem pracował z Komorowskim, chodził z piętnem człowieka,
który za zdradę zawiśnie na pomniku smoleńskim przy Krakowskim Przedmieściu.
Ale przetrwał.
DOSTĘP DO UCHA PREZESA
Inny rozmówca opisuje
nam stosunki w pałacu: - Wyrzucono fotografów. Został jeden.
I wprowadzono nowy zwyczaj: zdjęcia na stronę w internecie cenzuruje żona prezydenta.
I wprowadzono nowy zwyczaj: zdjęcia na stronę w internecie cenzuruje żona prezydenta.
Do urzędniczek, które obsługują żonę prezydenta, dołączyła w styczniu
Bogusława Chwastowska, matematyczka, koleżanka prezydentowej z krakowskiego
liceum.
A jak wyglądają relacje pierwszej damy z prezydentem? Jeden z zaufanych
ludzi Dudy: - To dobra relacja; Andrzej mówi do niej przy ludziach: „myszko”.
Nawet Komorowscy byli pod jej wrażeniem, gdy spotkali się przy przekazywaniu
pałacu, szybko rozładowała napiętą sytuację. Umie się odnaleźć, świetna
inteligencka kindersztuba. Dziwne, że kancelaria w ogóle nie wykorzystuje
wizerunkowe Agaty, choć to duży atut.
Szefem doradców prezydenta jest Maciej Łopiński, były współpracownik
Lecha Kaczyńskiego. - Ma status człowieka, od którego prezes na pewno odbierze
telefon - mówi jeden z pracowników kancelarii. W listopadzie, nocą, w okolice
rządowego hotelu przy Klonowej przyjeżdża limuzyna z Jarosławem Kaczyńskim.
Gazety donoszą potem, że szef PiS potajemnie spotyka się z prezydentem. Nasz
rozmówca: - A Kaczyński przyjechał do kamienicy obok hotelu, przy
Bacciarellego. Tam mieszka Maciek Łopiński. To pokazuje, kto ma dostęp do ucha
prezesa. I nie jest to prezydent.
Poseł PiS: - Jarosław pokazuje Dudzie, gdzie jego miejsce. Widać to
było już w czasie zaprzysiężenia Andrzeja na prezydenta. Jarosław pojawił się
w Sejmie i w kościele, ale nie przyszedł na przekazanie insygniów na Zamku
Królewskim. Potem kompletnie zlekceważył galę tygodnika „wSieci”, na której
brylował Duda i na której trzymano dla niego miejsce. Specjalnie zwołał w tym
czasie posiedzenie ścisłego kierownictwa PiS.
Współpracownik Andrzeja Dudy: - Jarosław co jakiś czas traktuje go z
buta. Tak było z podpisaniem nowelizacji o Trybunale Konstytucyjnym. Po Bożym
Narodzeniu rodzina prezydenta zjechała do pałacyku w Wiśle. Była nawet
ukrywana przed opinią publiczną młodsza siostra prezydenta, Dominika. No, ale
prezes kazał, więc Andrzej rano wsiadł w helikopter, przeleciał prawie 400 kilometrów,
podpisał, co miał podpisać, i dopiero wtedy wrócił na urlop.
PREZYDENT
SAMOTNYCH SERC
Marek Magierowski,
były dziennikarz „gazety Wyborczej”, „Newsweeka”, „Rzeczpospolitej”, ostatnio publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, pojawił się w kancelarii we
wrześniu zeszłego roku jako ekspert do spraw dyplomacji publicznej. Pięć
języków, nienaganne maniery, ogłada i erudycja. Ściągnęła go do pomocy w
kontaktach z zagranicznymi mediami ówczesna szefowa biura prasowego Katarzyna
Adamiak-Sroczyńska. Na własną zgubę.
W grudniu kancelaria wydaje komunikat: nowym rzecznikiem prezydenta
zostaje Marek Magierowski. Adamiak-Sroczyńska odchodzi.
Mówi jeden z urzędników kancelarii: - Miała umowę na czas określony,
formalnie nie była rzecznikiem. A Magierowski szybko poczuł chemię z
najbliższym otoczeniem Dudy, brał udział w kilku wyjazdach za granicę. W czasie
wizyty w Chinach Małgosia Sadurska przekonała prezydenta, że będzie świetnym
rzecznikiem. Kaśce podziękowali. Wróciła do PR.
Inny urzędnik, nieco enigmatycznie: - Kasia poległa w dworskich
gierkach.
Pracownik pałacu: - Magierowski to publicysta z wysokim IQ, nie boi się twardych nawalanek, ale widać, że gryzie się w
język, odpuścił już wojenki na Twitterze. Zajmuje się robotą, briefuje urzędników przed wystąpieniami w mediach. Widać, że nieco
przygniata go PR-owa amatorszczyzna PiS. Jest w stałym kontakcie z prezydentem.
Rozebrał go z krawata i marynarki, i namówił na luźniejszą formułę przykręceniu
klipu na charytatywne przedsięwzięcie Marcina Gortata.
Pracownik biura prasowego: - Awans Magierowskiego wyciszył cichą
wojenkę wewnątrz pałacu. Bo już było tak, że jesienią za politykę informacyjną
prezydenta brali się wszyscy. Na 11 listopada TVN24 dopadł go z
pytaniem, czy się spotka z Ewą Kopacz. Odpowiedział, że tak. W tym samym czasie
Sadurska kazała wypuszczać oficjalne dementi w tej
sprawie. Powstał taki bajzel, jak teraz z tą panienką.
„Panienką” nazywa się w pałacu Magdalenę Żuraw. Działaczka PiS do
niedawna obsługiwała oficjalne konto głowy państwa na Twitterze
(@prezydentpl). 23 lutego. W Polsce burza wokół teczki „Bolka”.
Żuraw wrzuca na prezydenckiego
Twittera wpis: „Popieram wolę odebrania lotnisku imienia Lecha Wałęsy”. Wpis
szybko znika z sieci. - Musiał zniknąć, bo Andrzej tego nie powiedział.
Panienka się zagalopowała - mówi jeden z
urzędników. Magdalena Żuraw za wrzucanie prezydenckich tweetów i zdjęć
odpowiadała od grudnia. - Spore wyzwanie - śmieje się jeden z urzędników.
Przyznaje: - Z kadrami jest
kłopot. Pałac pełen jest specjalistów od tworzenia problemów, które potem
bohatersko sami rozwiązują.
Prywatne konto na Twitterze (@Andrzej Duda) prezydent obsługuje
osobiście. Najczęściej tweetuje w porze obiadu, między 13 a 14, i późnym wieczorem.
Często zdarza mu się wysłać wiadomości koło drugiej w nocy.
Po kilkanaście tweetów Andrzej Duda wymienia z młodymi kobietami, często
studentkami. Gdy jakaś internautka pisze: „Wszystko mnie boli, nic nie zrobiłam
i mi smutno”, prezydent Polski pociesza: „Głowa do góry, smutki precz!
Najserdeczniejsze życzenia urodzinowe! Stu lat!”. Innej, która zwierza się:
„Jak żyć, panie prezydencie, skończył mi się związek”, odpisuje: „Głowa do góry.
Coś się kończy, coś zaczyna”.
Duda ma wierne fanki. Takie jak niejaka Jolanta Solarz, która wrzucając
zdjęcie do sieci, obiecała, że gdy prezydent zaprzysięgnie trzech sędziów
Trybunału Konstytucyjnego, pokaże swoje zdjęcie bez sukienki. Albo Izabela
Pęk, bezpruderyjna modelka, która w walentynki tweetuje do prezydenta Polski:
„W młodości na pewno był Pan ciachem szkoły i znajdywał kartki podrzucone do
plecaka”. Duda odpisuje sucho: „Miałem już wtedy swoją ukochaną walentynkę
Agatkę i w tej materii nic się nie zmieniło od 26 lat”.
ZASZYTY W PAŁACU
Jeden z naszych
rozmówców: - Co może dziś prezydent? Dam
przykład. Między Nowogrodzką a pałacem kręci się Mariusz
Chłopik, też jak Duda harcerz, radny PiS. Już-już miał zostać szefem Stadionu
Narodowego i nie udało się. Kancelaria nie ma dziś żadnego wpływu na kadry.
Spółki skarbu? Nic, zero. Nawet do telewizji Duda nikogo nie wstawił, a mógł
zażądać udziału w tym torcie, bo podpisywał ustawę. Jeden z niewielu udanych
przypadków, o którym słyszałem, to nominacja dla męża Wioletty Pruchnik,
pracownicy pałacu i asystentki Adama Kwiatkowskiego.
Archiwista Tymoteusz Pruchnik, warszawski radny PiS, zasłynął z
protestów przeciwko budowie meczetu na Ochocie. Właśnie został szefem
departamentu komunikacji w PGNiG.
Ale żadnej w tym zasługi
prezydenta.
- Pruchnika na własną rękę
rozprowadził Kwiatkowski, wykorzystując kontakty z ministrem skarbu - mówi
nam jeden z rozmówców.
Inny ruch kadrowy pałacu to rekomendacja Bartosza Zbroi na rzecznika
ministra sportu. Nie wyszło najlepiej. Zbroja w czasie gali Człowiek Roku
tygodnika „Wprost” umieścił na Twitterze szczerą sondę: „Kto najlepiej
nawilżył? Bracia Karnowscy, środowisko Gazpola czy tygodnik Wprost?”.
Następnego dnia podał się do dymisji.
Inny: - Duda nic nie może. Promował komendanta wojewódzkiego z Krakowa
Mariusza Dąbka, którego bardzo nie lubi wiceminister Jarosław Zieliński. Jadąc
do Krakowa na mecz piłki ręcznej Polska - Serbia, prezydent zaprosił nawet
Dąbka na trybunę. Ten zjawił się w towarzystwie szefa policji Maja, więc Duda
postanowił wykorzystać sytuację i poprosił komendanta głównego, żeby nie robił
krzywdy Mariuszowi. Maj przytaknął, a kilka dni później Dąbek wyleciał z
policji. Tyle dziś znaczy opinia prezydenta.
Wysoki pracownik pałacu: - Prezydent nie ma żadnej inicjatywy, Miał
jeździć po Polsce - zaszył się w Pałacu. Brakuje mu kogoś poważnego od wizerunku.
Była taka akcja, że na WOŚP prezydent wystawił swoje narty. To się spodobało. A
wie pan, co chcieli wystawić jego współpracownicy? Koszulkę „Red is bad”, w której leciał do Chin.
Współpracownik Dudy: - Ta
prezydentura nie została wymyślona do dzisiaj. Niech pan znajdzie jakieś
poletko, na którym Andrzej odróżniałby się od poprzednika. Nie ma. Gdzieś
między jednym przecinaniem wstęgi a wręczaniem orderu wszedł w buty po
Komorowskim: działa, ale bez pomysłu na prezydenturę.
Inny współpracownik: - Jest zestresowany tym, że ludzie widzą jego
ubezwłasnowolnienie. Ale dziś jedzie na narty do Karpacza. Może trochę odżyje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz