środa, 23 marca 2016

Wojna w rodzinie



Plan był prosty: Jacek Kurski wchodzi do telewizji i bierze na siebie odium czystki. Nikt nie przewidział, że dawny bulterier Jarosława Kaczyńskiego okaże się nie dość gorliwy. Czy rewolucja pożre prezesa TVP?

Michał Krzymowski

Prezes ma wyśrubowane oczekiwania wobec me­diów. Kiedy byliśmy w opo­zycji, czasem zerkał na TV Republika. Czy byt z niej zadowolony? Skądże! Strasznie na nią narzekał - wspomina polityk PiS zbli­żony do Jarosława Kaczyńskiego. I opo­wiada historię sprzed kilku miesięcy, z czasów przedwyborczych.
   W biurze przy Nowogrodzkiej trwa narada. Nagle prezes popada w dygresję: - Mam w domu telewizor, który czasem się otwiera, a czasem nie, ale wczoraj się otworzył. I co widzę? W Republi­ce atakuje nas poseł PSL. Tak dalej być nie może, oni muszą się wreszcie zde­cydować. Albo są z nami, albo przeciw nam. Na takie dziennikarstwo przyjdzie czas, ale to jeszcze nie teraz. Dopiero jak przejmiemy władzę.

WITANIE JAROSŁAWA
Czy ten czas już nadszedł? Prawo i Sprawiedliwość od ponad dwóch mie­sięcy z otwartą przyłbicą rządzi Telewi­zją Polską. Na jej czele stoi były polityk tej partii Jacek Kurski, a doradzają mu dwie osoby: kuzyn Jarosława Kaczyń­skiego Jan Maria Tomaszewski, oraz - od niedawna - Małgorzata Raczyńska,
przyjaciółka prezesa i była dziennikarka telewizji internetowej TV PiS.
   Biurem kadr telewizji kieruje były działacz PiS Marek Makuch, a gabine­tem Kurskiego - Paweł Gajewski, czło­nek młodzieżówki Solidarnej Polski. W radzie nadzorczej telewizji publicznej zasiadaj ą z kolei stołeczny radny PiS Da­riusz Lasocki oraz Przemysław Tejkowski - przyjaciel Joachima Brudzińskiego, prawej ręki Kaczyńskiego, i współautor kilku kampanii wyborczych PiS. W za­rządzie telewizji jest jeszcze rekomen­dowany przez klub poselski Kukiz’15 Maciej Stanecki, do niedawna związany z Telewizją Republika.
   Pod rządami Jacka Kurskiego TVP przechodzi kadrową rewolucję. W ciągu dwóch i pół miesiąca samą Telewizyjną Agencję Informacyjną opuściło 40 pra­cowników: 28 osób wyrzucono, reszta, spodziewając się wypowiedzenia, ode­szła sama. W ich miejsce przyszli nowi - głównie dziennikarze i wydawcy zwią­zani z Telewizją Republika i „Gazetą Polską”.
   Ostatnie roszady odbyły się kilka dni temu. Z TVP Info zwolniono wydawczy­nie Izabelę Leśkiewicz i Magdalenę Sie­miątkowską oraz reporterkę Małgorzatę Serafin. Pierwsze dwie straciły pracę za sprzeciw wobec wydanego przez kie­rownictwo stacji zakazu relacjonowania na żywo protestu Komitetu Obrony De­mokracji. Serafin musiała odejść, bo nie zgodziła się na emisję materiału podkre­ślającego, że PiS zezwala na antyrządowe marsze, podczas gdy za czasów koalicji PO-PSL pałowano demonstrantów. Ta właśnie teza królowała tego dnia w prze­kazach polityków PiS.
    Mówi wieloletni dziennikarz TVP: - Zwolnienie Małgosi Serafin zszokowa­ło wszystkich. Do jej obiektywizmu ni­gdy nie było zastrzeżeń. Za poprzedniego zarządu uchodziła nawet za ulubienicę ludzi PiS. Była jedyną dziennikarką, do której chętnie przychodził Antoni Ma­cierewicz. A kuzyn prezesa na koryta­rzach całował ją po rękach, bił pokłony, że jest jej fanem. Widać - nie wystarczy­ło. Atmosfera po odejściu dziewczyn? Jak w rodzinnym grobowcu.
   Inny z rozmówców twierdzi, że to nie koniec rewolucji kadrowej, bo ludzie nowej ekipy są przekonani, że starzy pracownicy sabotują ich pracę. I opo­wiada dwie historie z ostatnich tygodni. Pierwsza wydarzyła się w „Wiadomoś­ciach”: jeden z nowych reporterów przygotował materiał do głównego wy­dania serwisu. Zrobił to na ostatnią chwilę, przez co reportaż nie przeszedł wymaganej kolaudacji i trzeba było puścić go ręcznie, prosto ze stanowi­ska montażowego. Niestety, technikowi omsknął się palec i w świat poszedł ma­teriał z zakłóceniami. W redakcji rozpę­tała się awantura - montażysta dostał karę finansową, a pod adresem zespołu padły zarzuty o dywersję.
   Druga historia rozegrała się w dniu demonstracji KOD w obronie Lecha Wałęsy. Szef TVP Info Grzegorz Adam­czyk wymyślił, że stacja na głównym ekranie pokaże protest, a w ramce obok - teczkę tajnego współpracow­nika „Bolka”. Pech chciał, że w trakcie transmisji zepsuło się urządzenie, któ­re wyświetla zawartość ramki, i akta zniknęły z wizji. Adamczyk wpadł do reżyserki i oskarżył wydawczynię o sabotaż.
    Dziennikarz: - Ale czasem jest też zabawnie. Kilka dni temu w TVP Info gościł Jarosław Kaczyński. Na placu [chodzi o plac Powstańców, gdzie mie­ści się redakcja stacji - przyp. red.] wita­li go Kurski z Macierewiczem. Pierwszy na co dzień pracuje na Woronicza [od­legła o sześć kilometrów główna siedzi­ba telewizji - przyp. red.], ale specjalnie przyjechał, żeby wszystkiego dopilno­wać. A drugi godzinę wcześniej sam był gościem, ale został do przyjazdu Jarosława.

POPŁOCH W KAPRYSIE
Styczeń, pierwsze dni funkcjono­wania ekipy Kurskiego. Główna siedzi­ba TVP przy ul. Woronicza. Jan Maria Tomaszewski wpada do Macieja Staneckiego. - Ładnie tu u ciebie - zauważa. Kilka dni później pracownicy telewizji wynoszą z gabinetu Staneckiego kom­plet mebli gdańskich i przenoszą go do Tomaszewskiego.
   - Hierarchia jest taka. Pierwszy w te­lewizji jest prezes Kurski, druga najważ­niejsza osoba to kuzyn, który nawet zajął gabinet po byłym wiceprezesie. Stanecki ma niewiele do powiedzenia - twierdzi człowiek z Woronicza. - Tomaszewski zachowuje się, jakby sam był tu preze­sem. Gwiżdże na kierowców, budzi po­płoch na korytarzach, pokrzykuje, kogo zwolnią, a kogo zdegradują. Jak wchodzi do Kaprysu [restauracja w siedzibie TVP - przyp. red,], to inni wychodzą. Ludzie się go boją.
   Jan Maria Tomaszewski prywatnie związany jest z grającą główną rolę w fil­mie „Smoleńsk” Beatą Fido. Wśród lu­dzi z Woronicza krąży opowieść o tym, jak na spotkaniu poświęconym niedaw­nej gali wręczenia nagród aktorskich Orły 2016 Tomaszewski rzucił: - Przy­szłoroczną galę mamy już z głowy. Wia­domo, kto dostanie główną nagrodę. Moja Beatka!
   Polityk PiS: - Kurski i Tomaszew­ski żyją w symbiozie. Gdy pozycja Ja­cka słabnie, Janek jedzie na Żoliborz z misją udobruchania Jarka. W zamian Jacek daje kuzynowi zarobić na stano­wisku doradcy i pozwala mu harcować w dziedzinie, w której są największe pieniądze. Czyli przy zewnętrznych produkcjach. Jego przyjaciel Wojciech Hoflik został dyrektorem Agencji Pro­dukcji Telewizyjnej i Filmowej, a żona innego z kolegów - szefową Telewi­zji Polonia. Niektórzy mówią, że kuzyn prezesa Kaczyńskiego został dorad­cą, żeby patrzeć Kurskiemu na ręce, ale moim zdaniem to Kurski powinien pil­nować kuzyna!
   Wsparcie Tomaszewskiego na pewno się przydaje, bo pozycja Kurskiego sy­stematycznie słabnie. Głównie za spra­wą konfliktu z „Gazetą Polską”. Kurski wszedł na wojenną ścieżkę ze środowi­skiem Tomasza Sakiewicza już w pierw­szym dniu urzędowania, gdy do zarządu telewizji trafił razem z nim Stanecki, a szefem TVP1 został Jan Pawlicki.
   - Sakiewicz był wściekły na te nomi­nacje. Tuż przed ich oficjalnym ogło­szeniem pojechał w nocy na Żoliborz do Kaczyńskiego z misją zablokowa­nia Staneckiego, ale nic nie wskórał - opowiada człowiek związany z „Gazetą Polską”.
   Poszło o konflikt jeszcze sprzed roku, kiedy to branżowy portal Wirtualne- Media.pl podał, że pracownicy Repub­liki wystosowali list do kierownictwa, skarżąc się na obniżkę płac i na to, że ich telewizja stała się czymś w rodzaju kanału z telezakupami. Z naszych infor­macji wynika, że inicjatorami tego pro­testu byli właśnie Stanecki i Pawlicki, którzy niebawem odeszli z Republiki.
- Stanecki rozstał się w nieprzyjemnej atmosferze. Zabrano mu kartę i zakaza­no wstępu na teren firmy. Pawlicki od­szedł sam - twierdzi nasz rozmówca.
   Kurski nie spełniał też innych ocze­kiwań Sakiewicza. Zaczęły padać zarzu­ty, że blokuje ludzi „Gazety Polskiej” i układa się z koteriami od lat zado­mowionymi na Woronicza i na placu.
- Nagle się okazało, że Kurski jest nie­wystarczającym PiS-owcem, że telewi­zja pod jego rządami to za mało cukru w cukrze. Ludzie Sakiewicza domagali się opcji zerowej, chcieli wyczyścić te­lewizję do spodu, a Kurski ich hamował - opowiada dziennikarz z placu.
   Konflikt wyszedł na jaw kilkanaście dni temu, gdy Kurski pozbawił Michała Rachonia, byłego dziennikarza Telewizji Republika, funkcji wiceszefa TVP Info. Odwet nastąpił błyskawicznie. Jerzy Targalski, współautor książki „Resor­towe dzieci” i mentor Rachonia, oskar­żył Kurskiego o „obronę ubekistanu”. Ciężkie działa wytoczyła także „Gaze­ta Polska”, publikując wywiad z wdową po gen. Andrzeju Błasiku. Kurski został w nim zaatakowany za zatrudnienie by­łego wydawcy z TVN24, rzekomo odpo­wiedzialnego za publikację materiałów uderzających w pamięć dowódcy pol­skiego lotnictwa wojskowego, który zgi­nął w katastrofie smoleńskiej.

CZEKAJĄ NA SYGNAŁ DO ATAKU
Grę przeciwko Kurskiemu od kilku tygodni prowadzi też wiceminister kul­tury Krzysztof Czabański, autor projek­tu dużej nowelizacji medialnej, która za kilka miesięcy ma wejść w życie. W jej myśl abonament zostanie zastąpiony opłatą audiowizualną doliczaną do ra­chunku za prąd, a telewizja przeistoczy się ze spółki w państwową osobę prawną nadzorowaną przez pięcioosobową Radę Mediów Narodowych. Będzie też na niej spoczywać ustawowy obowiązek respek­towania chrześcijańskiego systemu war­tości. Mimo że projekt jest gotowy od trzech miesięcy („Newsweek” dotarł do dokumentu datowanego na 22 grudnia 2015 roku), to Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się najpierw uchwalić małą nowelizację, dzięki której Kurski został prezesem.
   - Chodziło o jak najszybsze obsadze­nie telewizji swoimi ludźmi - tłuma­czy polityk PiS. - Założenie było takie, że Kurski wchodzi, robi czystkę i bierze na siebie związane z tym odium. Po pół roku PiS przegłosowuje nową ustawę, ster telewizji trafia w nowe ręce i robimy nowe otwarcie. Plan był świetny, ale nikt nie przewidział, że Kurski zamiast iść na ostro, obierze kurs zachowawczy.
   O tym, że notowania Kurskiego słab­ną, świadczy pojawienie się na Woro­nicza Małgorzaty Raczyńskiej, która w lutym została drugim obok Toma­szewskiego doradcą zarządu. Ludzie z telewizji nie mają wątpliwości: Ra­czyńska to komisarz polityczny, który ma pilnować, by żar rewolucji nie przy­gasał. Jej wejście to wotum nieufności wobec szefa telewizji.
   Czy to oznacza, że Kurski wkrótce straci stanowisko? - Wiele osób twier­dzi, że do zmiany prezesa dojdzie jesz­cze przed uchwaleniem dużej ustawy. Ale nie wykluczam, że Jacek zrzuci z sań Staneckiego, a sam się utrzyma - twier­dzi jeden z posłów. Z jego opowieści wy­nika, że Kurski prowadzi cichą wojnę z Sakiewiczem, ale też zabezpiecza so­bie tyły w partii. Raz, dwa razy w tygo­dniu melduje się u Kaczyńskiego na Nowogrodzkiej (do biura dostaje się tyl­nym wejściem od strony podwórka), za­trudnia ludzi Joachima Brudzińskiego, czyli numeru dwa w PiS (jednym z dy­rektorów w telewizji został jego prote­gowany Piotr Głod) i odbudowuje relacje z dotychczasowymi wrogami (pojed­nał się z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą).
   Komentuje doradca z Nowogrodzkiej: - Kurski siedzi na beczce z prochem. Może wytrwa jeszcze kilka tygodni, a może półtora roku, ale alternatywna ekipa, z Czabańskim, Raczyńską i ludź­mi „Gazety Polskiej”, już czeka w peł­nym rynsztunku. Gdy czas nadejdzie, Jarosław da im sygnał do ataku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz