Plan był prosty:
Jacek Kurski wchodzi do telewizji i bierze na siebie odium czystki. Nikt nie
przewidział, że dawny bulterier Jarosława Kaczyńskiego okaże się nie dość
gorliwy. Czy rewolucja pożre prezesa TVP?
Michał Krzymowski
Prezes
ma wyśrubowane oczekiwania wobec mediów. Kiedy byliśmy w opozycji, czasem
zerkał na TV Republika. Czy byt z niej zadowolony? Skądże! Strasznie na
nią narzekał - wspomina polityk PiS zbliżony do Jarosława Kaczyńskiego. I opowiada
historię sprzed kilku miesięcy, z czasów przedwyborczych.
W biurze przy Nowogrodzkiej trwa narada. Nagle prezes popada w dygresję:
- Mam w domu telewizor, który czasem się otwiera, a
czasem nie, ale wczoraj się otworzył. I co widzę? W Republice atakuje nas
poseł PSL. Tak dalej być nie może, oni muszą się wreszcie zdecydować. Albo są
z nami, albo przeciw nam. Na takie dziennikarstwo przyjdzie czas, ale to
jeszcze nie teraz. Dopiero jak przejmiemy władzę.
WITANIE
JAROSŁAWA
Czy ten czas już nadszedł? Prawo i
Sprawiedliwość od ponad dwóch miesięcy z otwartą przyłbicą rządzi Telewizją
Polską. Na jej czele stoi były polityk tej partii Jacek Kurski, a doradzają mu
dwie osoby: kuzyn Jarosława Kaczyńskiego Jan Maria Tomaszewski, oraz - od niedawna - Małgorzata Raczyńska,
przyjaciółka prezesa i była
dziennikarka telewizji internetowej TV PiS.
Biurem kadr telewizji kieruje były działacz PiS Marek Makuch, a gabinetem
Kurskiego - Paweł Gajewski, członek młodzieżówki Solidarnej Polski. W radzie
nadzorczej telewizji publicznej zasiadaj ą z kolei stołeczny radny PiS Dariusz
Lasocki oraz Przemysław Tejkowski - przyjaciel Joachima Brudzińskiego, prawej
ręki Kaczyńskiego, i współautor kilku kampanii wyborczych PiS. W zarządzie
telewizji jest jeszcze rekomendowany przez klub poselski Kukiz’15 Maciej
Stanecki, do niedawna związany z Telewizją Republika.
Pod rządami Jacka Kurskiego TVP przechodzi kadrową rewolucję. W
ciągu dwóch i pół miesiąca samą Telewizyjną Agencję Informacyjną opuściło 40
pracowników: 28 osób wyrzucono, reszta, spodziewając się wypowiedzenia, odeszła
sama. W ich miejsce przyszli nowi - głównie
dziennikarze i wydawcy związani z Telewizją Republika i „Gazetą Polską”.
Ostatnie roszady odbyły się kilka dni temu. Z TVP Info zwolniono wydawczynie Izabelę Leśkiewicz i Magdalenę Siemiątkowską
oraz reporterkę Małgorzatę Serafin. Pierwsze dwie straciły pracę za sprzeciw
wobec wydanego przez kierownictwo stacji zakazu relacjonowania na żywo
protestu Komitetu Obrony Demokracji. Serafin musiała odejść, bo nie zgodziła się
na emisję materiału podkreślającego, że PiS zezwala na antyrządowe marsze,
podczas gdy za czasów koalicji PO-PSL pałowano demonstrantów. Ta właśnie teza
królowała tego dnia w przekazach polityków PiS.
Mówi wieloletni dziennikarz TVP: - Zwolnienie Małgosi Serafin
zszokowało wszystkich. Do jej obiektywizmu nigdy nie było zastrzeżeń. Za
poprzedniego zarządu uchodziła nawet za ulubienicę ludzi PiS. Była jedyną
dziennikarką, do której chętnie przychodził Antoni Macierewicz. A kuzyn
prezesa na korytarzach całował ją po rękach, bił pokłony, że jest jej fanem.
Widać - nie wystarczyło. Atmosfera po odejściu dziewczyn? Jak w rodzinnym
grobowcu.
Inny z rozmówców twierdzi, że to nie koniec rewolucji kadrowej, bo
ludzie nowej ekipy są przekonani, że starzy pracownicy sabotują ich pracę. I
opowiada dwie historie z ostatnich tygodni. Pierwsza wydarzyła się w „Wiadomościach”:
jeden z nowych reporterów przygotował materiał do głównego wydania serwisu.
Zrobił to na ostatnią chwilę, przez co reportaż nie przeszedł wymaganej
kolaudacji i trzeba było puścić go ręcznie, prosto ze stanowiska montażowego.
Niestety, technikowi omsknął się palec i w świat poszedł materiał z
zakłóceniami. W redakcji rozpętała się awantura - montażysta dostał karę
finansową, a pod adresem zespołu padły zarzuty o dywersję.
Druga historia rozegrała się w dniu demonstracji KOD w obronie Lecha
Wałęsy. Szef TVP
Info Grzegorz Adamczyk wymyślił, że stacja na
głównym ekranie pokaże protest, a w ramce obok - teczkę tajnego współpracownika
„Bolka”. Pech chciał, że w trakcie transmisji zepsuło się urządzenie, które
wyświetla zawartość ramki, i akta zniknęły z wizji. Adamczyk wpadł do reżyserki
i oskarżył wydawczynię o sabotaż.
Dziennikarz: - Ale czasem jest też zabawnie. Kilka dni temu w TVP Info gościł Jarosław Kaczyński. Na placu [chodzi o plac
Powstańców, gdzie mieści się redakcja stacji - przyp. red.] witali go Kurski
z Macierewiczem. Pierwszy na co dzień pracuje na Woronicza [odległa o sześć
kilometrów główna siedziba telewizji - przyp. red.], ale specjalnie
przyjechał, żeby wszystkiego dopilnować. A drugi godzinę wcześniej sam był
gościem, ale został do przyjazdu Jarosława.
POPŁOCH W KAPRYSIE
Styczeń, pierwsze dni funkcjonowania ekipy
Kurskiego. Główna siedziba TVP przy ul. Woronicza. Jan Maria
Tomaszewski wpada do Macieja Staneckiego. - Ładnie tu u ciebie - zauważa. Kilka
dni później pracownicy telewizji wynoszą z gabinetu Staneckiego komplet mebli
gdańskich i przenoszą go do Tomaszewskiego.
- Hierarchia jest taka. Pierwszy w telewizji jest prezes Kurski, druga
najważniejsza osoba to kuzyn, który nawet zajął gabinet po byłym wiceprezesie.
Stanecki ma niewiele do powiedzenia - twierdzi człowiek z Woronicza. -
Tomaszewski zachowuje się, jakby sam był tu prezesem. Gwiżdże na kierowców,
budzi popłoch na korytarzach, pokrzykuje, kogo zwolnią, a kogo zdegradują. Jak
wchodzi do Kaprysu [restauracja w siedzibie TVP - przyp.
red,], to inni wychodzą. Ludzie się go boją.
Jan Maria Tomaszewski prywatnie związany jest z grającą główną rolę w
filmie „Smoleńsk” Beatą Fido. Wśród ludzi z Woronicza krąży opowieść o tym,
jak na spotkaniu poświęconym niedawnej gali wręczenia nagród aktorskich Orły
2016 Tomaszewski rzucił: - Przyszłoroczną galę mamy już z głowy. Wiadomo, kto
dostanie główną nagrodę. Moja Beatka!
Polityk PiS: - Kurski i Tomaszewski żyją w symbiozie. Gdy pozycja Jacka
słabnie, Janek jedzie na Żoliborz z misją udobruchania Jarka. W zamian Jacek
daje kuzynowi zarobić na stanowisku doradcy i pozwala mu harcować w
dziedzinie, w której są największe pieniądze. Czyli przy zewnętrznych
produkcjach. Jego przyjaciel Wojciech Hoflik
został dyrektorem Agencji Produkcji Telewizyjnej i Filmowej, a żona innego z
kolegów - szefową Telewizji Polonia. Niektórzy mówią, że kuzyn prezesa
Kaczyńskiego został doradcą, żeby patrzeć Kurskiemu na ręce, ale moim zdaniem
to Kurski powinien pilnować kuzyna!
Wsparcie Tomaszewskiego na pewno się przydaje, bo pozycja Kurskiego systematycznie
słabnie. Głównie za sprawą konfliktu z „Gazetą Polską”. Kurski wszedł na
wojenną ścieżkę ze środowiskiem Tomasza Sakiewicza już w pierwszym dniu
urzędowania, gdy do zarządu telewizji trafił razem z nim Stanecki, a szefem TVP1 został Jan Pawlicki.
- Sakiewicz był wściekły na te nominacje. Tuż przed ich oficjalnym ogłoszeniem
pojechał w nocy na Żoliborz do Kaczyńskiego z misją zablokowania Staneckiego,
ale nic nie wskórał - opowiada człowiek związany z „Gazetą Polską”.
Poszło o konflikt jeszcze sprzed roku, kiedy to branżowy portal
Wirtualne- Media.pl
podał, że pracownicy Republiki wystosowali
list do kierownictwa, skarżąc się na obniżkę płac i na to, że ich telewizja
stała się czymś w rodzaju kanału z telezakupami. Z naszych informacji wynika,
że inicjatorami tego protestu byli właśnie Stanecki i Pawlicki, którzy
niebawem odeszli z Republiki.
- Stanecki rozstał się w
nieprzyjemnej atmosferze. Zabrano mu kartę i zakazano wstępu na teren firmy.
Pawlicki odszedł sam - twierdzi nasz rozmówca.
Kurski nie spełniał też innych oczekiwań Sakiewicza. Zaczęły padać
zarzuty, że blokuje ludzi „Gazety Polskiej” i układa
się z koteriami od lat zadomowionymi na Woronicza i na placu.
- Nagle się okazało, że Kurski
jest niewystarczającym PiS-owcem, że telewizja pod jego rządami to za mało
cukru w cukrze. Ludzie Sakiewicza domagali się opcji zerowej, chcieli wyczyścić
telewizję do spodu, a Kurski ich hamował - opowiada dziennikarz z placu.
Konflikt wyszedł na jaw kilkanaście dni
temu, gdy Kurski pozbawił Michała Rachonia, byłego dziennikarza Telewizji
Republika, funkcji wiceszefa TVP Info. Odwet nastąpił błyskawicznie.
Jerzy Targalski, współautor książki „Resortowe dzieci” i mentor Rachonia,
oskarżył Kurskiego o „obronę ubekistanu”. Ciężkie działa wytoczyła także „Gazeta
Polska”, publikując wywiad z wdową po gen. Andrzeju Błasiku. Kurski został w
nim zaatakowany za zatrudnienie byłego wydawcy z TVN24, rzekomo odpowiedzialnego za publikację materiałów
uderzających w pamięć dowódcy polskiego lotnictwa wojskowego, który zginął w
katastrofie smoleńskiej.
CZEKAJĄ NA SYGNAŁ DO ATAKU
Grę przeciwko Kurskiemu od kilku tygodni
prowadzi też wiceminister kultury Krzysztof Czabański, autor projektu dużej
nowelizacji medialnej, która za kilka miesięcy ma wejść w życie. W jej myśl
abonament zostanie zastąpiony opłatą audiowizualną doliczaną do rachunku za
prąd, a telewizja przeistoczy się ze spółki w państwową osobę prawną
nadzorowaną przez pięcioosobową Radę Mediów Narodowych. Będzie też na niej
spoczywać ustawowy obowiązek respektowania chrześcijańskiego systemu wartości.
Mimo że projekt jest gotowy od trzech miesięcy („Newsweek” dotarł do dokumentu
datowanego na 22 grudnia 2015 roku), to Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się
najpierw uchwalić małą nowelizację, dzięki której Kurski został prezesem.
- Chodziło o jak najszybsze obsadzenie telewizji swoimi ludźmi - tłumaczy
polityk PiS. - Założenie było takie, że Kurski wchodzi, robi czystkę i bierze
na siebie związane z tym odium. Po pół roku PiS przegłosowuje nową ustawę, ster
telewizji trafia w nowe ręce i robimy nowe otwarcie. Plan był świetny, ale nikt
nie przewidział, że Kurski zamiast iść na ostro, obierze kurs zachowawczy.
O tym, że notowania Kurskiego słabną, świadczy pojawienie się na Woronicza
Małgorzaty Raczyńskiej, która w lutym została drugim obok Tomaszewskiego doradcą
zarządu. Ludzie z telewizji nie mają wątpliwości: Raczyńska to komisarz
polityczny, który ma pilnować, by żar rewolucji nie przygasał. Jej wejście to
wotum nieufności wobec szefa telewizji.
Czy to oznacza, że Kurski wkrótce straci stanowisko? - Wiele osób twierdzi,
że do zmiany prezesa dojdzie jeszcze przed uchwaleniem dużej ustawy. Ale nie
wykluczam, że Jacek zrzuci z sań Staneckiego, a sam się utrzyma - twierdzi
jeden z posłów. Z jego opowieści wynika, że Kurski prowadzi cichą wojnę z
Sakiewiczem, ale też zabezpiecza sobie tyły w partii. Raz, dwa razy w tygodniu
melduje się u Kaczyńskiego na Nowogrodzkiej (do biura dostaje się tylnym
wejściem od strony podwórka), zatrudnia ludzi Joachima Brudzińskiego, czyli
numeru dwa w PiS (jednym z dyrektorów w telewizji został jego protegowany
Piotr Głod) i odbudowuje relacje z dotychczasowymi wrogami (pojednał się z
ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą).
Komentuje doradca z Nowogrodzkiej: - Kurski
siedzi na beczce z prochem. Może wytrwa jeszcze kilka tygodni, a może półtora
roku, ale alternatywna ekipa, z Czabańskim, Raczyńską i ludźmi „Gazety
Polskiej”, już czeka w pełnym rynsztunku. Gdy czas nadejdzie, Jarosław da im
sygnał do ataku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz