Rząd PiS prowadzi
politykę wyłuskiwania Polski z rdzenia UE, a być może z Unii w ogóle. Robi to
pod hasłami obrony polskiej suwerenności przed instytucjami unijnymi, ale
skutkiem może być powrót naszego kraju do rosyjskiej strefy wpływów
Przez
cały ubiegły rok stosunki Warszawy z Brukselą zatruwała kwestia niszczenia
przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, demontowania państwa prawa, przygotowań
do likwidacji niezawisłych sądów. Do tego dogodziło upartyjnienie mediów
publicznych, plany podporządkowania mediów Prywatnych czy próba odcięcia
niekontrolowanych przez PiS organizacji pozarządowych od unijnych źródeł
finansowania.
To wszystko dotyczyło jednak „wewnętrznych spraw Polski” - zatem wielu
Polityków w Brukseli, Berlinie czy Paryżu było gotowych przymknąć na to oko,
jeśliby tylko mogli liczyć na Warszawę jako Partnera w realizacji
najważniejszych Unijnych polityk - klimatycznej, obronnej i imigracyjnej.
O wiele poważniej traktowano zerwanie przez Antoniego Macierewicza
kontraktu na francuskie caracale czy wycofanie polskich żołnierzy z
europejskich inicjatyw obronnych. Po brexicie, zwycięstwie Trumpa i
przyjęciu coraz bardziej antyunijnego kursu przez prezydenta Turcji większość
unijnych polityków uznała, że skoro te trzy państwa NATO Przestają być
stabilnymi gwarantami europejskiego bezpieczeństwa, to Unia musi mieć wspólną
politykę obronną, a w przyszłości też wspólną armię. Zaczęto od koordynacji
zakupów uzbrojenia. Już wiadomo, że w kolejnym
budżecie pojawią się wielomiliardowe wydatki na Wspólną politykę obronną. Zaś
Polska znalazła się nawet nie na zewnątrz tej
polityki - Antoni Macierewicz zdefiniował się jako jej otwarty wróg.
Drugą ważną kwestią jest polityka klimatyczna UE. Polska przez dekadę
otrzymywała z Unii miliardy euro (bezpośrednio lub w postaci pozwoleń na
emisję CO ) na modernizację naszej energetyki. Jednak paniczny strach
wszystkich polskich partii politycznych przed węglowym lobby powodował, że
pieniądze te były przez kolejne rządy przeznaczane na finansowanie
najrozmaitszych patologii polskiego górnictwa - utrzymywanie nadmiernego zatrudnienia,
kontynuowanie wydobycia w nieproduktywnych kopalniach, finansowanie
korupcyjnego łańcuszka okołogórniczych firm w znacznej mierze kontrolowanych
przez związkowców.
Rząd PiS przelicytował jednak wszelkie błędy i zaniechania SLD, PO czy
PSL. Witold Waszczykowski faktycznie wycofał Polskę z negocjacji nad kształtem
unijnej polityki klimatycznej. Z państwowych spółek energetycznych, czyli z
kieszeni wszystkich Polaków płacących rachunki za prąd, idą ogromne dotacje dla
kopalń. PiS wprowadziło ustawowe blokady rozwoju nowoczesnej energetyki
odnawialnej w Polsce. Z wielką pompą podejmuje się kolejne decyzje o budowie
elektrowni węglowych niespełniających norm wynikających z polityki
klimatycznej UE czy porozumienia paryskiego.
Wreszcie pojawiła się kwestia imigrantów, którą rząd PiS rozgrywa konfrontacyjnie
wobec Unii, odrzucając jakiekolwiek negocjacje, blokując
symboliczne działania humanitarne, nawet te wspierane przez Caritas i Kościół.
W konsekwencji Polska obrywa przy przeglądzie obecnego budżetu UE (wielkość
funduszy narodowych nie będzie zmieniana, ale w ich obrębie nastąpią przesunięcia
- m.in. na finansowanie polityki imigracyjnej, której Polska wcale nie prowadzi).
Jeszcze bardziej oberwiemy przy tworzeniu kolejnego budżetu. Pojawiają się też
pomysły wykluczenia polskich firm z unijnego rynku usług, a polskich
pracowników z unijnego rynku pracy pod ogólnym hasłem walki z dumpingiem płacowym,
socjalnym i podatkowym.
MITYCZNY
EUROENTUZJAZM
To, co dla zwolenników obecności Polski w Unii jest
koszmarem, dla prawicowych eurosceptyków staje się szansą.
Prof. Witold Orłowski, który sformułował na łamach
„Rzeczpospolitej” najpoważniejsze ostrzeżenie przed konsekwencjami polityki
PiS dla polskiej obecności w UE, przypomina, że „dziś prawie 90 proc. Polaków
popiera obecność naszego kraju w Unii i jest to siła, która nawet polską
antyunijną prawicę zmusza do ostrożności”. Niemniej - zwraca uwagę ekonomista -
„problemem jest fałszywe rozumienie faktycznych zysków wynikających z naszej
obecności w UE; Polska rozwija się dzięki dostępowi do unijnego rynku oraz
dzięki kooperacji gospodarczej, zachodnim inwestycjom i dostępowi do
europejskiej technologii, jednak większość naszych „euroentuzjastów” za główne
zyski z UE uważa miliardy euro z polityki spójności i dopłat dla rolników, a
także możliwość legalnej pracy w Niemczech, Holandii czy Anglii”.
Należy założyć, że polityka Kaczyńskiego z jednej strony, a z drugiej
zmiana unijnych priorytetów, wynikająca z głębszej integracji strefy euro,
spowodują drastyczne zmniejszenie ilości pieniędzy trafiających do Polski;
jednocześnie zaś polscy pracownicy zaczną mieć problemy z zatrudnieniem w
bogatych państwach starej Europy. Orłowski obawia się, że większość Polaków
może w tej sytuacji zobojętnieć na kwestię naszej przynależności do UE. Wtedy
zaś prawicowe hasło odbudowania polskiej mocarstwowości poza Unią nie napotka
silnego społecznego oporu. Zaowocuje to faktycznym powrotem naszego kraju do
rosyjskiej strefy wpływów.
OPOZYCJA NEGOCJUJE
Na razie rząd Beaty Szydło wywołuje kolejne konflikty
z Brukselą, a liberalna
opozycja nie potrafi uwolnić się z klinczu. Gdy politycy PO lub Nowoczesnej
solidaryzują się z działaniami Unii w obronie państwa prawa czy społeczeństwa
obywatelskiego w Polsce, PiS oskarża ich o zdradę, mobilizując swój elektorat
przeciw zdrajcom ojczyzny. Kiedy z kolei Platforma i Nowoczesna próbują
osłaniać Polskę przed sankcjami albo przedstawiają własne propozycje
negocjacyjne mogące osłabić konflikt z Brukselą, oskarżane są - także przez
radykalną lewicę czy spragnioną bardziej wyrazistej polityki część liberalnych
mediów - o nieskuteczność, lawirowanie czy wręcz przyznawanie racji
Kaczyńskiemu.
Jedną z takich prób obniżenia poziomu konfliktu jest inicjatywa PO,
którą przedstawił Grzegorza Schetyna. Jego zdaniem nie ma dziś możliwości
relokacji w Polsce wynegocjowanej przez Ewę Kopacz liczby prawie 7 tys. uchodźców,
ale też Unia już tego od nas nie żąda. - Jednak komunikat „zero imigrantów”,
szczególnie powtarzany w Auschwitz, jest w Brukseli rozumiany jako
wyprowadzenie Polski z Unii w obszarze jednej z najważniejszych dziś europejskich
polityk - mówi przewodniczący PO.
- Dlatego proponujemy rozwiązanie
minimum, które przetestowała już Austria, przyjmując 80 uchodźców wojennych na
zasadach humanitarnych. A ponieważ w Polsce rząd tego nie zrobi, to my chcemy
to zrobić. Nasi samorządowcy przyjmą kilkadziesiąt matek z dziećmi, które
przeszły procedurę sprawdzającą unijnych służb, a ich mężowie czy starsze
dzieci często padły ofiarą wojny w Syrii czy Erytrei.
Z kolei Ryszard Petru, który w czasie ostatniego szczytu UE w Brukseli
spotkał się m.in. z najbardziej dziś wpływowym politykiem europarlamentarnej
grupy ALDE (Porozumienie Liberałów i Demokratów
na rzecz Europy, do którego przystąpiła Nowoczesna) premierem Holandii Markiem
Ruttem, przekonuje europejskich partnerów, że politycy PiS zostali już ukarani
odsunięciem ich od wpływu na decyzje o kształcie UE. Nie należy więc za ich
działania karać ogółu Polaków, np. poprzez wypychanie naszych firm z
europejskiego rynku usług.
- Rozmowy są jednak trudne -
przyznaje Petru. - Słyszymy, że politykom holenderskim, francuskim,
niemieckim trudno jest przekonywać własnych obywateli do solidarności wobec
kraju, którego rząd wszelką solidarność łamie.
ANTYUNIJNE
WUNDERWAFFE
Polityka imigracyjna jest tylko jedną ze spraw, które rządząca prawica przedstawia
jako dowód, że Polacy nie powinni się spodziewać niczego dobrego po Unii.
Kiedy europosłanka PO Róża Thun obwieściła sukces akcji łamania kartelu firm
telekomunikacyjnych i likwidacji opłat za roaming w granicach UE, rząd Beaty Szydło jako jedyny to skrytykował. Minister cyfryzacji Anna Streżyńska stwierdziła,
że zniesienie opłat za roaming uderzy w interesy polskich operatorów,
którzy - inaczej niż np. francuski Orange - nie mają sieci przesyłowej w
Europie. Ten dość subtelny argument propagandowa machina propisowskich mediów
przerobiła na oskarżenie elit. Zniesienie opłat za roaming to ich kolejny przywilej, za który „drogo zapłacą zwykli
Polacy niejeżdżący po Europie”.
Róża Thun dodaje, że na podobną niechęć polskiego rządu natrafiła przy
kolejnej prowadzonej przez nią akcji - walki z geoblokowaniem na terenie UE,
czyli uniemożliwianiem konsumentom, głównie tym z nowej Europy, internetowego
dostępu do tańszych usług i towarów przeznaczanych na rynki Niemiec czy
Francji.
- W przypadku roamingu i geoblokowania
rząd Beaty Szydło postanowił powtórzyć swój wynik 1:27 z głosowania nad
Tuskiem, z niezrozumiałą obojętnością na interesy Polaków - mówi Róża Thun.
Jednak konflikt z Unią, szczególnie o emigrantów, jest narzędziem budowania
siły PiS w polityce wewnętrznej; ponad 30-proc. poparcie sondażowe dla tej
partii zbudowane jest na rozdawnictwie (500+, obniżenie wieku emerytalnego, obsługiwanie
interesów lobby górniczego czy leśniczego) i strachu przed imigrantami.
Jarosław Kaczyński, któremu w kampanii 2015 r. wypowiedzi o „imigrantach
roznoszących niebezpieczne zarazki” dały dodatkowe parę procent poparcia, wie
doskonale, że każde wpuszczone do Polski dziecko z Aleppo (choćby i
chrześcijańskie) oznacza tysiące straconych prawicowych głosów. Stąd
cyniczne, odrzucające nawet sugestie episkopatu powtarzanie przez prawicowych
polityków, że „żaden imigrant, nawet kobieta czy dziecko, nie wjedzie do
Polski, póki rządzi tu PiS”.
Kiedyś Adolf Hitler zbudował totalitarną władzę, posługując się zmanipulowanym
lękiem Niemców przed Żydami. Tych jednak mieszkało w Niemczech kilkaset
tysięcy. Jarosławowi Kaczyńskiemu przywolenie dla niszczenia demokracji udało
się zbudować na lęku przed uchodźcami, których w Polsce nie ma.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz