Gdy zechce, bez
kłopotu wyrzuci kolegów z myślistwa. Gdy zechce, zbuduje, co chce, bez
pozwolenia w środku Białowieży. Nie boi się biskupa. Księdza Trotyla obawiają
się za to myśliwi z Podlasia, którzy stanęli mu na drodze
Wojciech Cieśla
Sadowne
koło Węgrowa na Mazowszu, cicha noc z 24 na 25 sierpnia. W parterowym
drewnianym domu ktoś tłucze szybę w oknie. Płomień, który pojawia się wkrótce
potem, zwęgla wnętrze budynku, wypala pół dachu. Po kilku dniach policja
stwierdza podpalenie. Wszczyna śledztwo, bo wcześniej doszło do włamania (nic
nie zginęło).
To ostatni akord 70-letniej historii koła łowieckiego Kszyk. Dom należy
do jego byłego łowczego. Koło zostało rozwiązane kilka miesięcy wcześniej, po
usilnych zabiegach księdza Tomasza Duszkiewicza. Dziś spalony dom czeka na
rozbiórkę, nie ma śladu po kole Kszyk. Ale myśliwi z Sądownego przy ogniskach
wciąż wspominają księdza, przyjaciela ministra środowiska Jana Szyszki.
ISKRA POSZŁA W LUFĘ
Ksiądz Tomasz Duszkiewicz ma ciepły uśmiech, łysinę
i lubi publiczne wystąpienia - choć gdy mówi, mocuje się z polszczyzną. Ten
kapelan myśliwych (i myśliwy) nazywany jest księdzem Trotylem, od czasu gdy w
2012 roku zabłysnął kazaniem o Smoleńsku. W kościele w Sadownem mówił wiernym
o trotylu na wraku tupolewa i o tym, że mordercy - sprawcy zamachu - powinni
zostać rozliczeni.
Opowiada mieszkaniec Sądownego: - Ksiądz Tomek już wtedy był mocno w
polityce. Gdy urządzał Hubertusa, święto myśliwych, to patronat nad nim
obejmowała „Gazeta Polska”. Pamięta pan zdjęcia Jana Szyszki w takiej pięknej
karecie z biskupem? To był ten Hubertus. Przyjechali na niego sam redaktor Tomasz
Sakiewicz oraz redaktor Katarzyna Gójska-Hejke, medale od księdza dostali.
Po latach odznaczający i odznaczani odnaleźli się w fundacji Tomasza
Sakiewicza, która za rządów PiS dostała 6 mln zł na stworzenie organizacji
propagującej wizję ochrony Puszczy Białowieskiej przez wycinkę. We wniosku
fundacja powoływała się na trzech ekspertów, w tym na ks. Duszkiewicza.
Parafianin z Sądownego: - Jan Szyszko był tu częstym gościem. To kolega
księdza.
Opowiada jeden z myśliwych z Sądownego (zastrzegł anonimowość, boi się
księdza): - Ksiądz od czasu dobrej zmiany pojawia się w mundurze leśniczego ze
srebrnymi wyłogami, jest kapelanem Lasów Państwowych. Kojarzony jest z ministrem
Szyszką i Lasami. Mało kto wie, że jego prawdziwą pasją jest myślistwo. W
Sadownem mówiliśmy, że księdzu Tomkowi iskra boża zamiast w ewangelizację
poszła w lufę. W domu miał imponujące trofea, chyba nawet chronionych gatunków.
Ludzie się śmiali, że ksiądz idzie do Stołu Pańskiego z krwią na rękach.
KSIĄDZ ZAPRASZA DO LEŚNICZÓWKI
Tomasz Duszkiewicz jako myśliwy najpierw
działa w kole LOT-HAZ z Podlasia. - Dostał tam czarną polewkę - opowiada mój
rozmówca. - Trafił do naszego kola, do Kszyku, miał blisko, bo akurat objął
wikariat w Sadownem.
W kole było jakieś 30-40
myśliwych, wtedy skłóconych ze sobą. Ksiądz bardzo się zapalił, żeby zostać
prezesem. „Ja was pogodzę” - przekonywał.
Został prezesem. Na polowania zaczął do Sądownego przyjeżdżać sam Jan
Szyszko. Koło działa na pięknym terenie, obwód łowiecki na ponad 7 tys.
hektarów zające, kuropatwy, dzikie kaczki, jelenie dziki. Raj.
Inny myśliwy. - Na imprezy jeździliśmy do leśniczówki, którą kupił w
Białowieży, w Topile-Majdanie. Chałupa była kryta eternitem, ale pewnego razu
eternit zastąpiła blacha. Eternitu nie wolno zdejmować bez utylizacji, ale
woleliśmy nie dopytywać, co się stało, żeby nie wypadło niegrzecznie.
W 2016 roku do komisariatów policji w Hajnówce i Drohiczynie trafia
służbowa notatka: dom księdza Duszkiewicza w Topile-Majdanie to samowola budowlana,
ksiądz dobudował do chałupy ogromny ganek - bez pozwolenia.
Sprawą powinien zająć się nadzór budowlany i przekazać ją prokuraturze
(może też nakazać rozbiórkę lub zalegalizować).
SAMOWOLA? JAKA SAMOWOLA!
Pytam nadzór budowlany, co stało się ze sprawą samowoli
księdza? Szef Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego (PINB) w Hajnówce
Romuald Wołkowycki tłumaczy w e-mailu, że „nie była zgłaszana samowola
budowlana, lecz zapytanie, jakie czynności administracyjne należało wykonać
przy wykonywaniu niektórych robót budowlanych”.
Sprawdzam: z policji drogą służbową do PINB nie wyszło zapytanie, ale
doniesienie o samowoli budowlanej. Pokazuję e-mail z nadzoru informatorowi
„Newsweeka”. - To znaczy, że dochodzeniu w sprawie samowoli ukręcono łeb - mówi. - Jestem pewien, że w
takim razie dziś dokumentacja i pozwolenia na budowę księdza są w porządku.
Nadchodzą rządy PiS. Duszkiewicz w TV Trwam z
uśmiechem opowiada, że ekologiczne organizacje Greenpeace i WWF to sekty. I dzieło szatana. Od lutego 2016 roku ksiądz
jest oficjalnym duszpasterzem Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych.
Opowiada jeden z leśników z Białegostoku: - Ksiądz jeszcze kilka lat
temu był gościem Jana Szyszki na jego urodzinach pod Warszawą. Dziś ustawia
kadry w lasach na Podlasiu, opiniuje, kto może być nadleśniczym, a kto nie.
Nikt mu nie podskoczy. Każdy wie, że za nim stoi minister.
Blisko 40-letni ksiądz pochodzi z Podlasia, lubi polować na terenach
między Warszawą a Białowieżą. Jego kariera rozwija się powoli - długo jest
wikarym w maleńkim Sadownem, w końcu zostaje przeniesiony na niższą funkcję do
parafii w Węgrowie. - To niewdzięczna praca za wikt i opierunek, na tym nie
można się dorobić - opowiada nam cywilny pracownik kurii drohiczyńskiej, która
nadzoruje węgrowską parafię św. Ojca Pio.
Za rządów PiS odległa o blisko 140 kilometrów Dyrekcja Lasów
Państwowych z Białegostoku daje księdzu etat (nie musi przychodzić do biura,
oficjalnie pracuje w systemie telepracy). Duszkiewicz często bywa w Sejmie. Z
galerii obserwował debatę nad wnioskiem o odwołanie ministra środowiska.
Pojawia się też na posiedzeniach sejmowej komisji środowiska.
PZŁ I POLITYCZNE NACISKI
Nasz informator: - Jesienią 2015 r., po
objęciu władzy przez PiS, Duszkiewicz zrezygnował z szefowania w kole Kszyk.
Ale potem nagle, po kilku miesiącach, zapragnął znów być prezesem. A jak
ksiądz Trotyl czegoś pragnie, to raczej sprawy idą po jego myśli. Zaczęła się
zadyma.
Myśliwy z Sądownego: - Chodzi o procedurę. Duszkiewicz złożył oświadczenie
woli, że znów jest prezesem. Ale w takim trybie może go wybrać jedynie walne
zebranie członków koła. Wtedy znienacka dostaliśmy pismo z Polskiego Związku
Łowieckiego (PZŁ) z Warszawy, że myk, który wymyślił ksiądz, jest prawnie
możliwy. Nie zgodziliśmy się z tym.
Ale niezgoda myśliwych z Kszyku jest niewiele warta. Zarząd Okręgowy PZŁ
i Rada Okręgowa PZŁ podejmują decyzję o wykluczeniu
koła Kszyk z PZŁ w niezwykle szybkim tempie, w ciągu zaledwie tygodnia. Koło - rzecz niezwykle rzadka - zostaje wykluczone z PZŁ i rozwiązane.
Nasz informator: - Na spotkaniu przed rozwiązaniem koła Gustaw Mroczkowski,
wysoki działacz PZŁ wprost mówił, że w tej sprawie są polityczne naciski.
Pytam rzecznika PZŁ, jakie naciski
miał na myśli Mroczkowski. Nie dostaję odpowiedzi.
Informator: - Gdy rozwiązano koło Kszyk, ksiądz założył nowe, które przejęło
kilka tysięcy hektarów starego koła. Pod wpływem biskupa z Drohiczyna, który
niechętnie patrzy na takie rzeczy, w końcu musiał ustąpić z funkcji prezesa.
Ale to ksiądz Trotyl, biskupa się nie boi, więc zaraz został prezesem
honorowym.
DOBRY KSIĄDZ, JAKI CZŁOWIEK?
Myśliwi z koła Kszyk, zanim zostaną wyrzuceni z PZŁ, zdążą napisać list do biskupa Tadeusza Pikusa z
Drohiczyna: „Okazało się, że ksiądz Tomasz cały czas intryguje, skłócając coraz
bardziej nasze środowisko. W obecnej trudnej sytuacji w kole posunął się nawet
do gróźb i szantażu w stosunku do niektórych członków koła, grożąc, że
wykorzystując swoje prywatne kontakty wyrzuci ich z Polskiego Związku
Łowieckiego czy też z koła. (...) Ksiądz powinien być przykładem dla wszystkich
i dlatego został wybrany na Prezesa. Niestety,
obecnie załatwia swoje prywatne interesy, używając naszego koła jako
instrumentu. Nie przystoi to osobie duchownej, dlatego prosimy o pomoc i wsparcie Waszą Ekscelencję”.
List dochodzi do biskupa za późno. Kilkanaście dni później Kszyk
przestaje istnieć. Mówi jeden z myśliwych: - Mieliśmy też spotkanie z biskupem
w wąskim gronie. Rozłożył ręce. Zapamiętałem jedno zdanie z tego spotkania:
„Zdarza się, że ktoś jest dobrym księdzem, ale niedobrym człowiekiem”.
W Sadownem w nocy z 24 na 25 sierpnia 2016 r. płonie drewniany dom byłego
łowczego koła Kszyk. Ktoś najpierw włamuje się do środka. Rozmówca „Newsweeka”:
- Z domu nie zginęły cenne lornetki. Włamywacz nie wyniósł skrzynki z wódką.
Strażacy stwierdzili, że pożar zaczął się na biurku z dokumentami. W pożarze
spłonęły stare papiery. Dokumenty z walki o ocalenie koła Kszyk były w tym
czasie gdzie indziej. O tym najprawdopodobniej
nie wiedział włamywacz.
Prokuratura umarza śledztwo z powodu niewykrycia sprawcy.
Chciałem wiedzieć, co o sprawie koła Kszyk ma do powiedzenia sam ksiądz
Duszkiewicz. Czy słyszał o politycznych naciskach w PZŁ? Co mógłby opowiedzieć
o swojej pracy z myśliwymi, o swojej
leśniczówce w Białowieży?
Wysyłam do księdza e-mail z pytaniami. Duszkiewicz najpierw próbuje zadzwonić,
ale po chwili dostaję od niego e-mail: „(...) Życzę i będę się modlił za Pana i
»Newsweek«, abyście zawsze swoją pracą służyli Polsce i dobru Polaków. Nie
zamierzam odpowiadać na te pytania, ponieważ za bardzo się cenię. Jak przeprosicie
mnie za wcześniejsze oszczerstwa, wtedy pogadamy. Na razie serdecznie pozdrawiam
i będę się modlił o to, abyście byli ostoją mediów prawych i uczciwych. Z Panem
Bogiem”.
Piszę do księdza jeszcze raz: przepraszam za wszystkie teksty
„Newsweeka”, proponuję spotkanie. Odpowiedź: „Dziękuję serdecznie. Z Pamięcią
w modlitwie. Ksiądz Tomasz”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz