Jednemu brakuje
wizji, drugi budzi politowanie. Choć Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru powinni
iść ręka w rękę, to nawet ze sobą nie rozmawiają. Żaden z nich nie zostanie
polskim Emmanuelem Macronem
Michał Krzymowski
Polityk PiS: - Współczuję
Schetynie i Petru. Przejście 200 metrów z sejmowego autokaru na plac
Krasińskich, na którym przemawiał Trump, musiało być traumą. Członkowie
klubów „Gazety Polskiej” zgotowali im tam niezłą ścieżkę zdrowia.
Członek władz PO z satysfakcją: - Jaka trauma? Na
Grzegorza PiS-owcy reagowali nienawiścią: „Złodzieje! Szmaty!” Czyli
prawidłowo, uważają Schetynę za realnego przeciwnika. Gorzej z Ryśkiem, na
którego widok wybuchały salwy śmiechu: „Ty! Sześciu króli!”. Jego już nikt nie
traktuje poważnie, zostały mu tylko drwiny.
RYSZARD I JEGO CIEŃ
Rok 2016, trwa posiedzenie władz
Nowoczesnej. Nazwanie tego polityczną naradą byłoby jednak przesadą. Ryszard
Petru siedzi z nogami na biurku, posłanka Joanna Scheuring-Wielgus z nosem w
komórce co chwilę podskakuje na fotelu. Ogólne rozprężenie - notowania rosną,
partię chwalą komentatorzy, wszystko robi się samo.
Sielankę przerywa przewodniczący. - Musimy mocniej napierd... w PiS - oznajmia
znienacka. Z sali odzywa się głos dyżurnego malkontenta. To poseł Michał
Stasiński, który za kilka miesięcy odejdzie do Platformy. - Skąd taki wniosek?
Zamówiliśmy sondaż, mamy jakąś analizę? - pyta Stasiński.
Petru: - Nie, byłem niedawno na spotkaniu w Szczecinie. Ludzie mieli
pretensje, że za mało napierd...
Dziś po tamtym rozprężeniu nie ma
śladu. Poparcie dla Nowoczesnej spadło poniżej 10 procent, w niektórych badaniach
ugrupowanie balansuje na granicy progu wyborczego. Partia jest po fali odejść
- z Petru pożegnało się czworo posłów i spin doktor Jakub Bierzyński - i wciąż zmaga się z kryzysem przywództwa, spowodowanym
noworoczną eskapadą lidera do Portugalii.
Ale w rzeczywistości utrata autorytetu Petru zaczęła się pół roku
wcześniej.
Posiedzenie klubu Nowoczesnej przed sejmową debatą na temat audytu
rządów PO-PSL. Petru rekomenduje głosowanie przeciwko audytowi, bo - jak przez ministrów Beaty Szydło jest nierzetelny.
Z sali padają głosy sprzeciwu: Nowoczesna nie może bronić rządów Donalda Tuska
i Ewy Kopacz, bo przecież została ufundowana na proteście przeciwko stylowi
sprawowania władzy przez Platformę. Dochodzi do głosowania, w którym górą są
zwolennicy przyjęcia audytu. Petru jest w szoku, to pierwszy raz, gdy klub
opowiedział się przeciw niemu. - Ten wynik nie ma znaczenia. W sali sejmowej
macie głosować tak, jak każe wam prezydium - odzywa się w jego imieniu Joanna
Scheuring-Wielgus. Petru ignoruje opinię klubu i nakazuje głosowanie przeciwko
audytowi. Część posłów na znak protestu wyjmuje karty z pulpitów w sali
sejmowej.
Kilka miesięcy później, podczas kryzysu parlamentarnego, Petru odwiedza
nocujących w sali plenarnej posłów Nowoczesnej. Ma selfie stick, pozuje do zdjęć i po kilku godzinach znika. Parę dni
później, gdy w Warszawie nadal będzie trwała okupacja Sejmu, poleci na urlop
do Lizbony.
- Wie pan, jaki zasięg w portalach społecznościowych miała afera z
wyjazdem do Portugalii? 10 mln ludzi. Gdy Ryszard wrócił do Polski i odczuł
ten hejt, przeraził się. Potem jeszcze osłabiony próbował negocjować z
Kaczyńskim zakończenie kryzysu i dostał kolejny cios. Do dziś się z tego nie
otrząsnął, nie odzyskał pewności siebie. Przed Portugalią Nowoczesna miała
Ryszarda, dziś został jego cień - ocenia jeden z posłów.
Człowiek z otoczenia Petru: - Kłopot z Ryszardem jest taki, że on
nikogo nie słucha. Uważa, że jest najmądrzejszy i nie przyjmuje żadnych
sugestii. Albo inaczej - twierdzi, że przyjmuje, ale z nich nie korzysta.
Przychodzi doradca z pomysłem, Petru mówi, że koncepcja jest świetna i z niej
skorzysta. Ale mija tydzień, drugi i nic się nie dzieje. Po miesiącu znów się
spotykają i Ryszard przyznaje: „Słuchaj, to niesamowite, ale miałeś rację,
trzeba było robić, jak mówiłeś”. Po czym dostaje kolejną radę, znów mówi, że
super, i znów nic nie robi. To tak, jakby ktoś mu doradził, żeby wziął
parasol, bo pada deszcz, Petru nie bierze, wraca mokry i
się dziwi: „No, geniusz. Jak na to wpadłeś, że zmoknę?”. I tak w kółko.
Jeden z posłów: - Petru poznałem przed wyborami, kandydowałem z
jedynki. Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania. Odebrałem Ryszarda ze
spotkania i miałem go zawieźć do lokalnej telewizji. Jechaliśmy około 40 minut.
Przez ten czas nie zamienił ze mną nawet jednego słowa. Całą drogę grzebał w
internecie lub gadał przez telefon. Potraktował mnie jak szofera. Rozumiem, że
nie byłem superważną postacią, ale mógł z grzeczności zapytać o rodzinę, pracę, cokolwiek. Nie chciało mu się. W trakcie
kadencji było to samo. Odbyłem z nim w sumie dwie niedługie rozmowy. Na tyle
było go stać. Dla Ryszarda ludzie to pozycje w arkuszu kalkulacyjnym.
MURZYNI W CZASIE APARTHEIDU
Grzegorz Schetyna jest przeciwieństwem Ryszarda Petru. Dla
każdego ma czas, regularnie spotyka się z szeregowymi posłami, osobiście zleca
zadania, radzi się. Wie, który parlamentarzysta interesuje się historią, a
który jest kibicem, umiejętnie buduje relacje. Kiedy gra NBA, w nocy wysyła
esemesa do jednego z posłów debiutantów z uwagami dotyczącymi gry jego ulubionej
drużyny. A gdy PiS szykuje nowelizację ustawy o abonamencie RTV, prosi pozyskanego z Nowoczesnej Grzegorza Furgo o przyjście
na posiedzenie zarządu PO i przedstawienie analizy zmian.
Lata sekretarzowania w Platformie
Tuska nauczyły go, jak dbać o morale posłów i dopieszczać partyjny aparat.
Poseł PO wypatrujący powrotu Tuska: - Nie należę do tanich pochlebców
Grzegorza, ale dostrzegam jego zalety. Sprawnie zarządza ludźmi, nie traci
czasu na bicie piany, jest słowny. Jak coś obieca, to wiem, że to zrobi. Za
Donalda nie miałem takiej pewności. Jego deficyty są gdzie indziej. Brakuje mu
wyrazistości, źle przemawia, miota się, nie ma koncepcji.
Inny: - PiS ma swoją wizję państwa i ją realizuje. Można się z nią nie
zgadzać, ale nie można mu zarzucić braku koncepcji. A jaki pomysł ma PO? „Nie
dla PiS” - to hasło niedawnej rady krajowej. Schetyna wygrał rywalizację z
Ryszardem Petru, ale gdy stanął naprzeciwko Jarosława Kaczyńskiego, okazało
się, że nie ma nic do zaoferowania.
Problem przywództwa Schetyny - braku
strategii, ale też braku taktyki - ostatnio
dał o sobie znać przy okazji wizyty Trumpa. Lider PO najpierw sugerował, że
nie pojawi się na placu Krasińskich, bo sytuacja, w której zaprasza go
ambasador USA, a nie prezydent Polski, mu uwłacza. Po czym w ciągu kilku dni
zmienił zdanie i przyszedł.
Polityk Platformy zapytany o to zamieszanie twierdzi, że było tak: pierwotny
plan zakładał, że Andrzej Duda wygłosi na pl. Krasińskich wprowadzające
przemówienie. Jako gospodarz miał też zaprosić parlamentarzystów PiS i
ministrów. Z kolei posłowie opozycji mieli pojawić się w sektorze amerykańskim,
do którego zapraszała ambasada USA. Gdy Schetyna dał do zrozumienia, że taka
formuła mu nie odpowiada, ambasador Paul Jones poprosił go o rozmowę. Do
spotkania doszło w sejmowej „pieczarze”, czyli gabinecie szefa sejmowej
komisji spraw zagranicznych. Jones miał tam usłyszeć od Schetyny, że nie
pozwoli, by posłowie opozycji i były prezydent Lech Wałęsa byli traktowani
przez polski rząd jak „Murzyni w czasie apartheidu”. W efekcie zmieniono formułę
wiecu: usunięto z programu intro Andrzeja Dudy i przyjęto, że wszystkie
zaproszenia, także te dla posłów PiS, będzie
wysyłać ambasador. Dzięki temu uda się uniknąć dyplomatycznego skandalu i na
placu pojawią się przedstawiciele rządu, opozycji i byli prezydenci.
Mówi polityk PiS znający kulisy wizyty Trumpa: - To jakaś bzdura. Od
początku było ustalone, że gospodarzem wydarzenia będą Amerykanie, a nie
prezydent Duda, ani przez chwilę nie rozważano innej możliwości. Nie wiem, po
co Platforma opowiada te bajki, może chce przykryć swoją kompromitację?
Przecież gdy Schetyna mówił w mediach, że PO może zbojkotować Trumpa, wszyscy
posłowie, łącznie z naszymi, mieli już zaproszenia od ambasadora.
KANDYDAT PO TRUPIE PRZEWODNICZĄCEGO
Schetyna i Petru od czasu kryzysu sejmowego z
przełomu roku rozmawiają ze sobą wyłącznie przez media. Po raz ostatni
widzieli się trzy miesiące temu, ale spotkanie było czysto kurtuazyjne.
Ostatnią prawdziwą rozmowę odbyli w styczniu. Zakończyła się nieprzyjemnym
zgrzytem. Petru pouczał Schetynę, a Schetyna drwił: - Ty chcesz mi politykę
tłumaczyć? Ty?
Czy w tej sytuacji możliwe jest porozumienie? Teoretycznie Platforma i
Nowoczesna, chcąc konkurować z PiS, są skazane na współpracę. Pierwszą okazją
są przyszłoroczne wybory samorządowe. - Jeśli Petru nie zrozumie, że musimy
się porozumieć, to skończy jak Palikot w 2014 roku. Bez struktur, bez
pieniędzy, nawet nie zarejestruje list do sejmików we wszystkich województwach.
Ale paradoksalnie to nam bardziej zależy dziś na wspólnej liście - utyskuje
polityk PO. Współpracownik Petru: - Schetyna mówi, że chce współpracy, ale dyktuje warunki nie
do przyjęcia. Ryszard twierdzi, że jeśli się na nie zgodzimy, to rozpuścimy
się w Platformie. A na to nie ma zgody.
Skutek jest taki, że Platforma zapowiedziała bez uzgodnienia z
Nowoczesną, że wystawi w wyborach na prezydenta Wrocławia swoją posłankę Alicję
Chybicką. Z kolei w Warszawie Nowoczesna zgłosiła kandydaturę Pawia Rabieja.
Rabiej jest kompetentny i ambitny, ale nie ma szans. Słabo wypada w sondażach
- deklaruje, że Jarosław Kaczyński jest wybitnym
politykiem, co podważa jego wiarygodność w liberalnym elektoracie. Poza tym
będzie musiał walczyć o głosy z lewicą. - Jeszcze nie zapadły żadne decyzje,
ale namawiamy na start Barbarę Nowacką, która jest w Warszawie bardzo
popularna - twierdzi były poseł SLD. Do tego niejasne są relacje Rabieja z
Petru, który jeszcze kilka miesięcy temu, rozzłoszczony samodzielnością swojego
współpracownika, deklarował na zamkniętych spotkaniach, że Rabiej po jego
trupie dostanie wyborczą nominację. - Paweł w zeszłym roku podpisał z Katarzyną
Lubnauer deklarację dotyczącą rywalizacji Nowoczesnej z Platformą. Zrobił to
samowolnie, pod nieobecność przewodniczącego. Petru był na to wściekły, a
podobnych wyskoków było jeszcze kilka. Ryszard nie toleruje takiego
zachowania. Nie rozumiem, dlaczego zgodził się na start Pawła - mówi poseł
PO.
Platforma wciąż waha się w Warszawie między Rafałem Trzaskowskim a
Andrzejem Halickim. - Wstrzymujemy się ze względu na prace komisji
weryfikacyjnej Patryka Jakiego. Gdybyśmy dziś ogłosili nominację, nasz
kandydat musiałby komentować każde posiedzenie komisji, szybko umoczono by go w
aferze reprywatyzacyjnej. Do stycznia sprawa
może przyschnie - wyjaśnia polityk PO.
W sondażach zamawianych przez partię lepiej wypada Trzaskowski, ale
Halicki jest bliżej Schetyny i przestrzega go przed wystawieniem byłego europosła.
W Warszawie – przekonuje - kandydat Platformy
zwycięży tak czy inaczej. Nawet jeśli on osiągnie gorszy wynik, to i tak
zostanie następcą Hanny Gronkiewicz-Waltz. Po co więc ryzykować z
Trzaskowskim, po co go wzmacniać? Przecież to potencjalny rywal, w przypadku
porażki PO w wyborach parlamentarnych stanie się naturalnym kandydatem na
nowego lidera. Schetyna jest na takie przestrogi wyczulony - wszak sam przejął
partię z rąk Ewy Kopacz, która wcześniej powierzyła mu funkcję ministra spraw
zagranicznych.
Polityk z władz PO: - Halicki intensywnie lobbuje przeciw Trzaskowskiemu,
ale jeżeli przegramy wybory parlamentarne, to Schetyna i tak pewnie straci
przywództwo w partii. Bez względu na to, kto będzie prezydentem Warszawy. Poza
tym proszę spojrzeć na to z drugiej strony. Kandydatem PO zostaje Halicki,
przegrywa wybory i dopiero robi się kłopot.
Wszyscy powiedzą, że Schetyna złożył stolicę na ołtarzu partyjnych kalkulacji,
bo Trzaskowski by wygrał.
Tak czy inaczej, szanse na to, że
Platforma i Nowoczesna wystawią wspólne listy w wyborach samorządowych, są
znikome.
* * *
Polityk opozycji, spoza PO i Nowoczesnej: -
Wszyscy wypatrujemy polskiego Macrona. Schetyna nim nie jest, to jasne. Czy
jest nim Petru? Choć z początku dobrze rokował, to też nie. Tusk? Nie sądzę,
by chciał wracać do tego bagna. Cały czas zostawia sobie uchylone drzwi, ale
jak przyjdzie co do czego, wybierze to, co Aleksander Kwaśniewski
wysokie zarobki i spokojne życie.
Musi objawić się ktoś nowy. Wszyscy na niego czekamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz