środa, 5 lipca 2017

Na dworze Beaty


Beata Szydło myśli już o sukcesji PiS. Dlatego postawiła na strategiczny sojusz Zbigniewem Ziobrą. To jego dawny współpracownik, a dziś główny doradca Szydło, stoi za antyunijną i antyuchodźczą retoryką pani premier           

Renata Grochal

Beata Szydło przyjęła strategię na woła. Nie zrobi nic, co ułatwi Jarkowi wyrzucenie jej ze stanowiska premiera. On będzie ją okła­dał kijem, a ona będzie stać jak wół - tłu­maczy obrazowo ważny polityk PiS. Przed kongresem partii, planowanym na 1 lipca, czołowi politycy rządowi dwoją się i troją, żeby przypodobać się prezesowi.
   Gdy media zaczęły spekulować, że pozycja Beaty Szydło jest zagrożona, w Kancelarii Premiera rozpoczęło się gorączko­we poszukiwanie sposobu na ucieczkę do przodu. Tak powstał plan, że Szydło przy okazji debaty nad wotum nieufności dla Antoniego Macierewicza uderzy w UE i uchodźców. Jarosław Kaczyński jest bowiem wyczulony na kwestie suwerenności Polski oraz ingerowania Unii w decyzje na­szego rządu. Okazja była dobra, bo debata od­bywała się tuż po zamachu w Manchesterze.
   - Europo, powstań z kolan, bo będziesz co­dziennie opłakiwała swoje dzieci - grzmia­ła Szydło z sejmowej trybuny i powtarzała, że Polska nie zgodzi się na przyjęcie uchodźców.
- Nie będziemy uczestniczyć w szaleństwie brukselskich elit - odgrażała się. Kaczyński był zachwycony. Szydło dostała owacje na sto­jąco od klubu, a prezes kurtuazyjnie ucałował ją w rękę.
   Bliski współpracownik Kaczyńskiego mówi, że Szydło na razie ocaliła stanowisko.
- Dwa miesiące temu dojrzewał plan głębo­kiej rekonstrukcji rządu, ale teraz, gdy son­daże poszybowały, nie ma sensu wymieniać ministrów czy premiera. Szydło wciąż ma do­bre notowania - zauważa mój rozmówca. Je­śli rekonstrukcja w ogóle będzie, to raczej jesienią.
   Według informacji „Newsweeka” za ostrą antyunijną i antyuchodźczą retoryką szefowej rządu stoi Witold Olech. To główny doradca Beaty Szydło, premier ufa mu bezgranicznie.
- Olech pisze większość wystąpień Szydło. Jest trochę kimś takim jak Igor Ostachowicz u Tuska. To on doradza pani pre­mier w sprawach strategicznych, wizerunkowych, ale daje jej także psychiczne wsparcie, uspokaja, że wszystko będzie OK. - opowiada polityk, który bywa w Kancelarii Premiera.

PANI ELA SIĘ WTRĄCA
Olech pracuje w kancelarii od września 2016 r., ale w ostatnich tygodniach jego rola wzrosła. Na skutek konflik­tu z kancelarii odeszli PR-owcy, którzy do tej pory mieli duży wpływ na wizerunek premier i odpowiadali za Centrum In­formacyjne Rządu - Anna Plakwicz i Piotr Matczuk. To daw­ni współpracownicy byłego rzecznika PiS Adama Hofmana. Pracowali przy kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, a póź­niej pomagali Szydło w kampanii parlamentarnej. Według kilku moich rozmówców nie mogli się dogadać z szefową ga­binetu premiera Elżbietą Witek i rzecznikiem rządu Rafałem Bochenkiem.
   - Szydło nie panuje nad ambicjami swoich ludzi. Pani Eli się we wszystko wtrąca. Sam byłem świadkiem awantur o jakieś bzdury, np. o której godzinie ma być konferencja prasowa. Witek potrafi zmieniać decyzje w ostatniej chwili. Tak samo Bochenek - mówi polityk z kierownictwa PiS. Rzecznik rządu zapewnia, że żadnego konfliktu nie było.
   Teraz Olech jest głównym specem od wizerunku pani premier. To dawny współpracownik ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, pomagał mu, gdy ten w 2002 r. kandydował na prezydenta Krakowa. Później odpowiadał za strategie ko lejnych kampanii małopolskiego PiS. Przyjaźni się z bratem Ziobry, Witoldem, dziś szarą eminencją w spółkach skarbu państwa. Urodził się w 1973 r., ukończył psychologię na UJ. Był w seminarium duchownym, ale z niego wystąpił. Z Szydło zbliżył się gdy ta kierowała małopolskim okręgiem PiS W ostatnich wyborach odpowiadał za strategię jej kampanii.

KOMÓRKA OD SONDAŻY
Olech zajmuje się także analizą nastro­jów społecznych. W Kancelarii Premiera działa specjalna komórka, która przygotowu­je raporty na temat sondaży. Raz w tygodniu trafiają one na biurka pani premier, Olecha Bochenka i Elżbiety Witek.
   Według moich rozmówców to Olech miał przekonać Szydło, że kwestia uchodźców może być paliwem dla PiS na najbliższe lata, bo Smoleńsk się wypala, a programem 500+ kolejnych wyborów już się nie wygra.
   - Z uchodźcami jest jak z karą śmierci przed laty. Niby wiadomo, że w cywilizowanym świecie się jej nie wykonuje, ale 70 proc. ludzi ją popiera. Liberalnym eli­tom to może się nie podobać, ale w sytuacji, gdy w Europie co chwilę dochodzi do zamachów, PiS może sporo ugrać na podsycaniu lęków przed uchodźcami - mówi mi ważny poli­tyk PiS.
   Pewnie dlatego premier próbowała nawiązać do kwestii uchodźców także w Auschwitz, mówiąc, że „Auschwitz to lek­cja tego, że należy zrobić wszystko, aby chronić swoich obywa­teli”. Chociaż Szydło zapewniała później, że „nie chodziło jej o migrantów”, to i w Polsce, ale i na świecie była krytykowana za swoją wypowiedź.
To były słowa zaczerpnięte z przemówienia Andrzeja Dudy, ale zostały zacytowane nieprecyzyjnie, stwarzając pole do interpretacji. Może to był celowy zabieg Olecha, żeby wy­słać Polakom komunikat, że rząd zrobi wszystko, by uchronić ich przed uchodźcami - spekuluje poseł PiS.
   Wrażenie chaosu pogłębiają znikające wpisy na twitterowym profilu PiS. Najpierw znikł wpis z wypowiedzią Szydło z Auschwitz. A później na profilu PiS pojawił się apel do Pola­ków: „Nie dajcie sobie wmówić, że nie­chęć do uchodźców to coś złego. Polacy nie są wyjątkiem w Europie”. Gdy me­dia nagłośniły sprawę, wpis szybko zo­stał usunięty. Przy okazji wyszło na jaw, że za partyjne konto na Twitterze od­powiada Paweł Szefernaker, sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, który zaj­muje się mediami społecznościowymi.
To on przeprosił za niefortunny wpis - zapewnił, że „zostaną wyciągnięte wnioski”. Wpadki Szefernakera coraz bardziej irytują otoczenie Szydło, choć w kampanii uchodził za cudowne dzie­cko PiS od internetu.
   - Szefernaker w kampanii miał cały sztab ludzi i kilka firm, które zasuwa­ły na niego i partię. Teraz się okazało,
że nie ma wyczucia, co można publikować w internecie, a cze­go nie - ocenia polityk z kierownictwa PiS. Dodaje, że Szyd­ło i Witek nie ufają Szefernakerowi, bo jest on uważany za wtyczkę Joachima Brudzińskiego - to na jego prośbę został zatrudniony w kancelarii. Dlatego nie jest dopuszczany do najważniejszych spraw.

ONA JEST JAK ODTWARZACZ PŁYT KOMPAKTOWYCH
Czy to możliwe, by premier, która lubi podkreślać swoje przywiązanie do katolicyzmu i fotografować się z synem księdzem, była tak niewrażliwa na los uchodźców?
   Ludwik Dorn, były polityk PiS, uważa, że Szydło nie ma poglądów. - Ona jest jak odtwarzacz płyt kompaktowych, jak się włoży płytkę, to odtwarza to, co tam jest. Coś tam jej napisali PR-owcy, to odczyta­ła, niewiele myśląc - mówi Dorn.
   Według politologa Aleksandra Smolara antyeuropejska retoryka PiS jest obliczo­na na pozyskiwanie wyborców, ale nie tylko. - Nie wiem, jak często pani Szydło wyjeżdża za granicę, pewnie nieczęsto. Ona swoją wiedzę o świecie czerpie z wywiadów Legutki, Krasnodębskiego, z tego, co mówi Pawłowicz. Ona myśli tak samo jak Pawłowicz. Mentalnie należy do świata prowincjonalnych de­wotek - ocenia Smolar.
   Ale ci, którzy znają Szydło od lat, mówią, że jej poglądy na tle PiS były zawsze wolnorynkowe, bliżej centrum niż pra­wej ściany. Jednak odkąd została premierem, postanowiła się z tym nie obnosić.
Szydło odrobiła lekcję Kazimierza Marcinkiewicza, wie, że jeśli będzie za bardzo samodzielna, to przestanie być premie­rem. Dlatego się nie wychyla. Jeśli Jarosław przyjmuje ostry kurs, to ona też - mówi polityk z kierownictwa PiS.
   Z kolei rzecznik rządu Rafał Bochenek przekonuje, że pre­mier w Auschwitz nie miała na myśli uchodźców. - Chodziło o to, że trzeba chronić obywateli przed totalitaryzmami, bo mogą one prowadzić do tragedii - podkreśla rzecznik.

LIPIŃSKI NA EMIGRACJI
Według moich rozmówców 80 proc. czasu Szydło i jej współpracowników pochłania od­gadywanie, czego chce Kaczyński, a nawet wy­przedzanie jego oczekiwań. Tutaj istotną rolę odgrywa szefowa gabinetu premiera Elżbie­ta Witek. To jedna z najbliższych przyjació­łek Szydło, była dyrektorka szkoły w Jaworze koło Legnicy. Pomagała Szydło w kampanii.
To ona miała namówić premier do natych­miastowej reakcji po niedawnym ujawnieniu zdjęć z imprezy w należącej do KGHM Hu­cie Miedzi Głogów. Hostessy witały tam gości z modelem samolotu, na którego skrzydłach widniał napis „TU POLEWAJ”. Szydło inter­weniowała osobiście i dyrektor huty stracił stanowisko.
   W kancelarii wybuchła panika, że jak się prezes dowie, to będzie afera, bo wiadomo, jaki on jest wrażliwy na punkcie Smoleńska. I zanim Jarosław zdążył usłyszeć o sprawie, dy­rektora huty już wywalili - opowiada polityk PiS.
Wcześniej Szydło za namową Witek zmarginalizowa­ła w kancelarii Adama Lipińskiego, wiceprezesa partii. Kie­dyś Lipiński odpowiadał za kontakty rządu z parlamentem. Ale Szydło z Witek uważały go za wtyczkę Kaczyńskiego, ko­goś, kto ma patrzeć na ręce pani premier i donosić na Nowo­grodzką. Dlatego został pełnomocnikiem ds. społeczeństwa obywatelskiego i równego traktowania, co do dziś wywołuje ironiczne komentarze w partii.
   - Wiadomo, jakie znaczenie ma pełnomocnik ds. równego traktowania w prawicowym rządzie. To funkcja czysto fasa­dowa - przyznaje jeden z PiS-owców. Witek przy okazji za­łatwiła własny interes, bo wojowała z Lipińskim w okręgu legnickim, którego on jest szefem. Nie podobało jej się, że pre­zesem KGHM został kolega Lipińskiego, Krzysztof Skóra (już odwołany).
   Do degradacji Lipińskiego przyłożyła się też minister edu­kacji Anna Zalewska, kolejna przyjaciółka pani premier. Za­lewska nie mogła mu zapomnieć, że z pierwszego miejsca na liście w jej okręgu startował Michał Dworczyk, a nie ona. Gdy się o tym dowiedziała, zapłakana pobiegła do Szydło i obie po skarżyły się Kaczyńskiemu. Jednak ten decyzji Lipińskiego nie zmienił. - Szydło ma taką słabość, że nie jest w stanie od­mówić swoim przyjaciółkom. Decyzje są często podejmowa­ne przez pryzmat osobistych animozji - mówi jeden z moich rozmówców.
   Ale Lipińskiemu to bycie na marginesie nawet odpowiada bo ostry kurs PiS niezbyt mu się podoba. Jak mówią w partii’ udał się na wewnętrzną emigrację. Wśród znajomych opowia­dał niedawno, że spotkał się z rzecznikiem praw obywatel­skich Adamem Bodnarem. Nie mógł się go nachwalić, że zna się na swojej robocie, a PiS niepotrzebnie go zwalcza.
   Szydło, żeby nie narazić się prezesowi, ograniczyła kontak­ty z prezydentem Dudą. W pałacu mają pretensje do premier, że nie wkroczyła w konflikt Dudy z Macierewiczem i że ostatnio pozwoli­ła szefowi MSZ Witoldowi Waszczykowskiemu zaatakować prezydenta za niepodpisane nominacje ambasadorskie. - Widać, że na­pięcie w Kancelarii Premiera i rządzie przed lipcowym zjazdem jest wielkie. Dlatego robią głupstwa, bo gdy takie spory wychodzą na ze­wnątrz, to szkodzą i PiS, i prezydentowi - na­rzeka bliski współpracownik głowy państwa.

STANOWISKO DLA MAGIEROWSKIEGO
Prezes w zaufanym gronie narzeka, że Szydło nie ma formatu premiera, nie zna się na polityce zagranicznej. Ale po jej ostrych wystąpieniach w Sejmie albo w Brukse­li mówi, że jeszcze będą z niej ludzie. Jed­nak to, że trwa na stanowisku, zawdzięcza głównie brakowi alternatywy. Mateusz Morawiecki jeszcze za mało osadził się w PiS, a sam Kaczyński nie chce być premierem. Rola oso­by pociągającej za sznurki z tylnego siedzenia bardziej mu odpowiada.
   Bliski współpracownik prezesa mówi, że Kaczyński roz­grywa Szydło i prezydenta. Kiedy jego relacje z Andrzejem Dudą są dobre, Szydło ma pod górkę i na odwrót. Ostatnio, gdy premier chciała, żeby Marek Magierowski, były rzecznik prezydenta, został wiceministrem spraw zagranicznych, oso­biście przyszła na Nowogrodzką, żeby prosić prezesa o zgodę. O posadę dla Magierowskiego zabiegała u Szydło jej kolej­na przyjaciółka Małgorzata Sadurska, zaprzyjaźniona także z Magierowskim. Ale pomysł nie bardzo się spodobał szefowi MSZ Witoldowi Waszczykowskiemu. Za to Kaczyński przystał na to z wielkim entuzjazmem.
   - Prezes się ucieszył, że może dowalić Dudzie, który jest skon­fliktowany z Magierowskim - mówi osoba z Nowogrodzkiej.

TANDEM Z ZIOBRĄ
Poza sprawami wizerunkowymi i zapewnianiem komfor­tu psychicznego Kaczyńskiemu kluczową kwestią w Kancelarii Premiera jest obsada spółek skarbu państwa. Dzieląc stołki, politycy budują swoją pozycję. Do tego zadania Szydło odde­legowała Henryka Kowalczyka, szefa komitetu stałego Rady Ministrów. Kowalczyk to jeden z najbardziej zaufanych ludzi pani premier. Podlega mu komitet nominacyjny, do którego trafiają nazwiska kandydatów do władz spółek.
   - Heniu to swój chłop. Ma w sobie taki chłopski spryt, cho­ciaż orłem nie jest - mówi polityk PiS. Gdy okazało się, że Małgorzata Sadurska dostanie stanowisko w zarządzie PZU, Kowalczyk bez żenady mówił, że w spółce potrzebny jest ktoś, kto będzie reprezentował linię partii.
   O stanowisko dla Sadurskiej osobiście zabiegała Szydło - wszystkie nominacje do kluczowych firm z udziałem skarbu państwa zatwierdza Kaczyński. Szydło przekonała prezesa, że koszty wizerunkowe obsadzenia Sadurskiej, która nie zna się na biznesie, nie będą duże, chociaż nawet w partii w nieoficjal­nych rozmowach ta nominacja była krytykowana.
   Ostatnio w spółkach coraz bardziej umacnia się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Swoją pozycję buduje dzię­ki premier Szydło. Ich strategiczny sojusz budzi w PiS wiele komentarzy. Gdy ludzie Ziobry zostali wycięci z PZU przez ekipę wicepremiera Morawieckiego, Szydło osobiście inter­weniowała u Kaczyńskiego i spółka wróciła w orbitę mini­stra sprawiedliwości. Teraz ludzie Ziobry przejmują Pekao SA. Prezesem banku ma być Michał Krupiński, były pre­zes PZU, a na czele Alior Banku stanął Michał Chyczewski. Obaj są dobrymi znajomymi Witolda Ziobry - brata ministra sprawiedliwości.
   Szydło widzi, że Kaczyński jest coraz starszy, a Brudziński i Macierewicz ustawiają się w kolejce do sukcesji. Sama jest zbyt słaba, żeby z nimi konkurować, więc stworzyła sojusz z Ziobrą - tłumaczy jeden z moich rozmówców.
   Dodaje, że Szydło i Ziobro dają swoim ludziom dobrze płat­ne stanowiska, licząc, że gdy będą potrzebowali pieniędzy na własną kampanię, to ci się odwdzięczą.
   W tandemie mogą być dużym zagrożeniem dla Kaczyńskie­go. Dlatego wielu w PiS uważa, że prezes, który niedawno ogra­niczył wpływy Macierewicza, za chwilę weźmie się za tandem Ziobro - Szydło. Kaczyński nigdy tak naprawdę nie zaufał Szydło, bo pamięta, że to Ziobro wprowadzał ją do polityki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz