PiS właśnie
rozmontowuje ostatnie bezpieczniki sędziowskiej niezawisłości i niezależności
sądownictwa. Być może doczekamy czasów, w których sądzenie według prawa i
sumienia będzie aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa.
W stanie wojennym
sędziowie, którzy wydawali uniewinniające wyroki z dekretu o stanie wojennym,
lądowali w wydziałach wieczystoksięgowych i mieli sprawy dyscyplinarne. Wzorce
więc są.
W nocy z piątku na sobotę Senat, bez poprawek, przyjął zmiany w ustawie
o ustroju sądów powszechnych i Krajowej Radzie Sądownictwa. Jeśli wszystko
pójdzie po myśli PiS, za dwa miesiące sprawę legalności mianowania Julii
Przyłębskiej na prezesa Trybunału Konstytucyjnego rozstrzygnie w Sądzie
Najwyższym skład wyznaczony przez komisarza mianowanego przez Zbigniewa Ziobrę.
Sędziów wybierze wyznaczona przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa.
Jeśli wszystko pójdzie po myśli PiS, to za kilka tygodni sądy, do
których trafiają sprawy obywateli czynnie protestujących w trakcie
kontrmiesięcznic smoleńskich, zaczną wydawać wyroki więzienia za „zakłócanie
obrzędów religijnych”. Kierowca fiata seicento okaże się winnym staranowania
pod Oświęcimiem kolumny wiozącej premier Beatę Szydło. Wrocławski sąd aresztuje
Józefa Piniora i szybko wyda wyrok, że jest łapówkarzem. Władysław Frasyniuk
zostanie uznany winnym czynnej napaści na policjantów, którzy wynosili go z
blokady miesięcznicy smoleńskiej. A Donald Tusk przy pierwszej wizycie w
Polsce zostanie aresztowany w sprawie przyczynienia się do śmierci 96 osób w katastrofie
smoleńskiej.
Jeśli tak się nie stanie, to wyłącznie dlatego, że PiS nie będzie miało
w danym momencie takiej woli politycznej. Bo po 28 latach przerwy prawo i
sprawiedliwość znowu będą zależeć od partii rządzącej.
Przejmowanie wymiaru sprawiedliwości przebiega według logicznego planu.
PiS zaczął od przechwycenia Trybunału Konstytucyjnego, by zlikwidować
możliwość eliminowania z systemu prawnego sprzecznego z konstytucją prawa,
jakie zamierza uchwalać.
Partyjna KRS
Potem przyszła kolej na Krajową
Radę Sądownictwa, czyli ciało, które - w drodze konkursów - decyduje o tym, kto
może zostać sędzią i który sędzia może awansować. Ustawa przyjęta bez poprawek
przez Senat w nocy z piątku na sobotę przerywa kadencję obecnej Krajowej Rady,
mimo że konstytucja daje jej członkom czteroletnią kadencję.
Ustawa przewiduje, że Sejm - czyli partia rządząca - będzie wybierać do
KRS nie tylko przedstawicieli Sejmu, ale także „przedstawicieli sędziów”. O
„przedstawicielach sędziów” mówi konstytucja i trudno to zrozumieć inaczej jak
obowiązek, by wybierali ich sędziowie. PiS uważa inaczej. A argumentów do tego
dostarczył mu przejęty wcześniej Trybunał Konstytucyjny, wydając wbrew swoim
konstytucyjnym prerogatywom rozstrzygnięcie, w uzasadnieniu którego wypowiada
się na temat ustawy, która wtedy nie była jeszcze ustawą, tylko projektem
procedowanym w Sejmie. Ale po to właśnie PiS potrzebował Trybunału. W tym
kuriozalnym uzasadnieniu TK podżyrował też partii Kaczyńskiego, że zgodne z
konstytucją jest podzielenie KRS na dwie izby: polityczną i sędziowską, dzięki
czemu polityczna może zablokować każdą sędziowską nominację, która się
rządzącym nie spodoba. Według konstytucji KRS jest ciałem jednolitym, ale
konstytucja to nie problem dla dzisiejszego Trybunału.
Przejęcie sądów powszechnych
Razem z ustawą o KRS Senat
„klepnął” bez poprawek zmianę ustawy o ustroju sądów powszechnych. Daje ona
ministrowi sprawiedliwości prawo do odwołania wszystkich dotychczasowych
prezesów sądów i powołania nowych. Samorząd sędziowski nie będzie już opiniował
kandydatów, a KRS nie będzie ich odrzucała, bo zostanie przejęta. Minister
dostaje też władzę odwoływania prezesów przed końcem kadencji, jeśli nie
spodoba mu się ich praca. Zgodę musi wydać KRS... zagarnięty przez PiS.
Mianowani przez ministra prezesi będą mogli manipulować składami
sądzącymi tak, by sprawy ważne dla władzy trafiały do odpowiednich sędziów.
Sprawy mają być, co prawda, przydzielane losowo, ale jak - to określi minister
sprawiedliwości w rozporządzeniu (dziś obowiązuje porządek alfabetyczny).
Jednak gdyby ważna dla władzy sprawa trafiła do „niewłaściwego” sędziego,
prezes sądu mógłby przenieść go, bez jego zgody, do wydziału rejestrowego, a
sprawę dać sędziemu „dyżurnemu”. Zasady wyznaczania sędziów dyżurnych też
określi minister. A manipulowanie składami ułatwi przewidziana w ustawie wymiana
przewodniczących wydziałów.
W PRL PZPR nie miała większości sędziów. Ale miała swoich prezesów,
swoich przewodniczących wydziałów i jednego lub kilku zaufanych sędziów w
każdym sądzie czy wydziale. To pozwalało partii rządzącej kontrolować
orzecznictwo. PiS głosi, że nowy sposób przydzielania spraw sędziom będzie
„obiektywny” i manipulowania nie będzie. Po co w takim razie wymyśla przepisy,
które manipulowanie ułatwiają?
Obie ustawy zostały uznane za łamiące standardy niezawisłości sędziów i
niezależności sądów przez polskie i zagraniczne organy, m.in. Komisję Wenecką,
Komisarza Praw Obywatelskich Rady Europy, Biuro Instytucji Demokratycznych i
Praw Człowieka OBWE, Radę Praw Człowieka ONZ. A także m.in: rzecznika praw
obywatelskich, KRS, Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny, stowarzyszenia
sędziowskie, w tym organizację Sędziowie Europejscy na rzecz Demokracji i
Wolności (MEDEL), Europejską Sieć Rad Sądownictwa, przez prezesów Sądów
Najwyższych krajów Unii Europejskiej i Radę Konsultacyjną Sędziów
Europejskich. Przez samorządy adwokacki i radcowski, Stowarzyszenie
Prokuratorów Lex Super Omnia, organizacje pozarządowe zajmujące się prawami
człowieka i praworządnością. I Kongres Prawników Polskich. Na PiS nie robi to
większego wrażenia.
Za sprzeczne z konstytucją uznało je też Biuro Legislacyjne Senatu.
Senatorowie PiS z senackiej komisji praw człowieka, praworządności i petycji,
którzy rekomendowali przyjęcie tych
ustaw bez poprawek, pytani przez
senatorów opozycji o opinię BL, stwierdzili, że się z nią nie zapoznali. I
zupełnie im to nie przeszkadza.
Teraz Sąd Najwyższy
Przypieczętowaniem przejęcia przez
partię rządzącą sądownictwa powszechnego będzie przejęcie Sądu Najwyższego.
Projekt PiS wniesiony w zeszłym tygodniu przewiduje, jak w wypadku KRS,
rozwiązanie obecnego Sądu Najwyższego i powołanie nowego. Wbrew konstytucji,
która mówi, że sędziowie są nieusuwalni do osiągnięcia stanu spoczynku. Minister
sprawiedliwości zdecyduje, którzy sędziowie mogą w SN zostać. Resztę wybierze
przejęta przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa. A sędzią SN będzie mógł zostać
nawet prokurator z pięcioletnim stażem w prokuraturze, byle był choć przez
chwilę zatrudniony w IPN. To rozwiązanie dostarczy Sądowi Najwyższemu sędziów
przyzwyczajonych do realizacji poleceń przełożonych.
Do czasu wyboru nowego pierwszego prezesa SN jego obowiązki będzie
pełnił wyznaczony przez ministra Zbigniewa Ziobrę komisarz. Wszystkie sprawy
cywilne, karne, gospodarcze, pracy i ubezpieczeń społecznych sądzić będzie
jedna izba - Prawa Prywatnego. Dzięki temu
prezes tej izby, wyznaczony przez komisarza Zbigniewa Ziobry, będzie mógł
komponować do każdej sprawy, która interesuje władzę, skład gwarantujący
odpowiednie rozstrzygnięcie.
Ustawa dymisjonuje nie tylko wszystkich sędziów, ale - wzorem
„naprawczej” ustawy o Trybunale Konstytucyjnym - wyrzuca całą obsługę prawną
Sądu Najwyższego. Zwolnią się więc miejsca pracy dla prawników „dobrej zmiany”.
Możliwe, że PiS nieco złagodzi projekt. Np. wyrzuci przepis, że Zbigniew
Ziobro wskaże palcem, który z dotychczasowych sędziów SN może w nim zostać.
Może nawet zrezygnuje z pomysłu wyrzucania wszystkich sędziów, choć już dziś
uzasadnia, że to zgodne z konstytucją, bo ona pozwala przenieść sędziego z
urzędu w stan spoczynku „w razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów
sądowych” (art. 180 ust. 5 konstytucji). Sebastian Kaleta, do niedawna
rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości, napisał na Twitterze, że dzięki temu
przepisowi można „zaorać sądownictwo”. Uznał widocznie, że można zaorać też
zasadę trójpodziału władzy, niezależności sądów, niezawisłości sędziów i prawa
do bezstronnego sądu. Jednak konstytucję trzeba interpretować w całości, a nie
rozumować na podstawie pojedynczych przepisów i wyrwanych z kontekstu zdań.
PiS może z tego rozwiązania zrezygnować, bo w projekcie są inne, które
pozwolą mu osiągnąć ten sam skutek. Np. ustala wiek spoczynku dla sędziów SN
na 65 lat, a tyle kończy w listopadzie obecna pierwsza prezes SN Małgorzata
Gersdorf. A wspomniane już rozpatrywanie wszystkich spraw w jednej izbie SN
pozwoli na dokooptowanie do niej „słusznych” sędziów i zadbanie, by to oni
dostawali wrażliwe dla władzy sprawy.
Sędziów z zaufaniem PiS będzie też można wybrać do nowo tworzonej Izby
Dyscyplinarnej. Zachętą będzie o 40 proc. wyższe niż w Izbie Prawa Prywatnego
uposażenie. To też może być sposób na skorumpowanie sędziów: za 140 proc.
wynagrodzenia lżej będzie wydalać z zawodu sędziów wskazanych przez
prokuratora generalnego, który będzie wnosił na nich wnioski do Izby
Dyscyplinarnej.
Teraz pozostaje przejąć sądownictwo administracyjne - prawne wzorce
przejęcia są gotowe.
PiS - np. ustami wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła, który
odpowiadał na pytania senatorów PO podczas 12-godzinnej dyskusji nad ustawami w
Senacie - twierdzi, że trzeba wymienić kadry sędziowskie, bo dotychczasowi
sędziowie byli „na telefon” i wykonywali polecenia poprzedniej władzy. Mają temu służyć przepisy, które uzależnią sędziów i sądy od
partii rządzącej obecnie. „Środowisko prokuratorskie doświadczyło już
obowiązywania tak tworzonego prawa, a także bezwzględności jego wykorzystywania
przez Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego dla osiągnięcia swoich
celów” - napisało w oświadczeniu dotyczącym sędziowskich ustaw Stowarzyszenie
Prokuratorów Lex Super Omnia.
Usprawnianie przez wymianę kadr
Kolejny cel deklarowany przez PiS:
usprawnienie pracy sądownictwa. Ze wszech miar godzien poparcia. Tylko że
żaden z przepisów ustaw o ustroju sądów, KRS czy Sądzie Najwyższym nie zawiera
usprawniających rozwiązań. A przepis wrzucający wszystkie sprawy w SN do jednej
izby ją sparaliżuje, bo każdy sądzący w niej sędzia ma być multidyscyplinarny,
zamiast sądzić te sprawy, w których jest wybitnym fachowcem. Warto wspomnieć,
że PiS ustawami „naprawczymi” usprawnił już Trybunał Konstytucyjny tak, że
praktycznie przestał orzekać.
PiS twierdzi, że sprawność polskich sądów jest dziś dramatyczna. Europejskie
statystyki lokują nas jednak w środku stawki wśród 27 państw unijnych, a w
niektórych przypadkach w czołówce.
Opublikowane niedawno unijne
badanie „Europejska tablica wymiaru sprawiedliwości - 2013-2015 r.” daje nam
czwarte miejsce w liczbie spraw (bez spraw karnych) na 100 tys. mieszkańców.
Mimo tak wielkiego wpływu mamy piąte miejsce pod względem liczby spraw
rozpatrywanych poniżej 100 dni.
„Tablica wymiaru sprawiedliwości”
zadaje też kłam PiS, który twierdzi, że rozwiązanie, w którym to parlament
lub władza wykonawcza ma wpływ na sędziowskie nominacje, jest w Europie
powszechne. Okazuje się, że tylko w dwóch krajach wpływ na wybór sędziów ma
parlament: to Litwa i Słowenia. W trzech państwach jest to decyzja rządu, po
zaopiniowaniu przez niezależne ciało: to Francja, Malta i Irlandia.
Gniew opinii publicznej
PiS przygotował sobie grunt pod
pacyfikację sądów. Przekonywał opinię publiczną, że są niesprawne,
skorumpowane, niesprawiedliwe, zblatowane z partiami opozycyjnymi. A sędziowie
to komuchy, złodzieje, łapówkarze i alkoholicy kierujący po pijanemu. W
rządowej telewizji w każdym miesiącu ukazywał się przynajmniej jeden materiał,
który tego „dowodził”. Sędziowie to „kasta”, „święte krowy”, wyobcowane i
nieliczące się z ludźmi. W dodatku bez demokratycznego mandatu. PiS twierdzi,
że jeśli to posłowie będą mieli wpływ na wybór sędziów, to tak, jakby sędziów
wybierał sam naród.
Mimo to sądy mają wciąż wyższe zaufanie społeczne niż Sejm. A obywatele
od piątku spontanicznie demonstrowali dniem i nocą pod Sejmem, potem pod Sądem
Najwyższym i Pałacem Prezydenckim, w obronie niezależności sądów i
niezawisłości sędziów. Oczywiście ci obywatele, których nie przekonuje, że partyjni
sędziowie będą sprawiedliwsi i bardziej bezstronni niż sędziowie niezawiśli.
W obronie sędziowskiej niezawisłości wystąpiły wszystkie środowiska
prawnicze, studenci prawa, rzecznik praw obywatelskich. Przekonują, że chodzi
nie tylko o abstrakcyjne wartości, ale i o interes każdego, kto będzie miał w
sądzie spór z władzą: np. o podatki,
odszkodowanie, zasiłek czy emeryturę. „Prokurator generalny będzie mógł wnieść
twoją sprawę do Sądu Najwyższego, występować w niej przeciwko tobie i wpłynąć
na skład sądu” - pisze Helsińska Fundacja Praw
Człowieka, wymieniając, jakie konsekwencje dla każdego klienta sądów będzie
miała pisowska rewolucja w sądownictwie.
„Wzywamy posłów, senatorów i Pana
Prezydenta do niedopuszczenia do wprowadzenia do naszego porządku prawnego
ustaw, które mogą na trwałe pozbawić Rzeczpospolitą pozycji demokratycznego
państwa prawa” - napisali w liście otwartym do władzy byli prezesi Trybunału
Konstytucyjnego: Andrzej Rzepliński, Marek Safjan, Jerzy Stępień i Bohdan
Zdziennicki.
Reperkusje międzynarodowe
Tak zmieniony ustrój polskiego
sądownictwa nie będzie spełniał europejskich ani oenzetowskich standardów
niezależności i bezstronności. Skutkiem będzie np. to, że osoby podejrzane
o przestępstwo będą się mogły skutecznie odwoływać od
ekstradycji do Polski, także w ramach europejskiego nakazu aresztowania.
Wprawdzie przepisy unijne nie regulują ustroju sądów, ale stawiają warunki:
sądownictwo ma być niezależne od władzy wykonawczej, sprawne i zapewniać
prawo do sprawiedliwego sądu. Jeśli polskie sądownictwo nie będzie ich
spełniało - nie będzie współpracy między wymiarami sprawiedliwości polskim i
innych krajów Unii. Precedensy już są. Trybunał Sprawiedliwości UE
kilkakrotnie uznawał, że więziennictwo rumuńskie i bułgarskie nie spełnia
wymogów humanitarnego traktowania zawartych w Karcie Praw Podstawowych UE i nie
godził się na wydanie do tych krajów osób podejrzanych.
Podobnie może być z oceną rozstrzygania np. spraw gospodarczych, szczególnie
tych, których dotyczą przepisy unijne. Np. celnych, podatkowych, ochrony
środowiska, przetargowych. Polscy i zagraniczni przedsiębiorcy mogą się
skarżyć Komisji Europejskiej i Unia może uznać, że rozstrzygnięcia polskich
sądów nie dają gwarancji niezależności i sprawiedliwości. To może się skończyć
nałożeniem kar pieniężnych za niewykonywanie przez Polskę unijnego prawa. Nie
mówiąc o międzynarodowym wstydzie.
Wybory
PiS podkreśla, że szanuje
demokrację. Jego zdaniem przejawia się ona głównie - jeśli nie wyłącznie - w
akcie wyborczym. A wybrana władza dostaje mandat do robienia, co zechce.
Jednocześnie PiS tworzy sobie narzędzie do fałszowania wyborów. Protesty
wyborcze rozpatrują sądy, a o ważności wyborów w całym kraju rozstrzyga Sąd
Najwyższy. Jeśli w najbliższych wyborach samorządowych wyniki w poszczególnych
okręgach będą dla PiS niekorzystne, prężny, dotowany dziś hojnie przez władzę
Ruch Kontroli Wyborów będzie składał protesty wyborcze do sądów. I sądy mogą
takie wybory unieważniać. Taką możliwość PiS sobie stworzył.
Ustawy o KRS i ustroju sądów powszechnych czekają na podpis prezydenta.
Tylko zawetowanie byłoby realnym sprzeciwem, bo wtedy Sejm ponownie musiałby je
przyjąć większością trzech piątych posłów. A tylu PiS nie ma.
Trwa obywatelski protest. Być może nadszedł czas na czynny sprzeciw
sędziów. Jeśli ustawa o Sądzie Najwyższym zostanie uchwalona, żaden z sędziów
nie powinien się zgłaszać do naboru do Sądu Najwyższego „dobrej zmiany”. Ani
godzić na zgłoszenie do KRS.
Ewa Siedlecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz