poniedziałek, 24 lipca 2017

PiSądy



PiS właśnie rozmontowuje ostatnie bezpieczniki sędziowskiej niezawisłości i niezależności sądownictwa. Być może doczekamy czasów, w których sądzenie według prawa i sumienia będzie aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa.

W stanie wojennym sędziowie, którzy wydawali uniewinniające wyroki z dekretu o stanie wojennym, lądo­wali w wydziałach wieczystoksięgowych i mieli sprawy dyscyplinarne. Wzorce więc są.
   W nocy z piątku na sobotę Senat, bez poprawek, przyjął zmiany w usta­wie o ustroju sądów powszechnych i Krajowej Radzie Sądownictwa. Jeśli wszystko pójdzie po myśli PiS, za dwa miesiące sprawę legal­ności mianowania Julii Przyłębskiej na prezesa Trybunału Konsty­tucyjnego rozstrzygnie w Sądzie Najwyższym skład wyznaczony przez komisarza mianowanego przez Zbigniewa Ziobrę. Sędziów wybierze wyznaczona przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa.
   Jeśli wszystko pójdzie po myśli PiS, to za kilka tygodni sądy, do których trafiają sprawy obywateli czynnie protestujących w trakcie kontrmiesięcznic smoleńskich, zaczną wydawać wy­roki więzienia za „zakłócanie obrzędów religijnych”. Kierowca fiata seicento okaże się winnym staranowania pod Oświęcimiem kolumny wiozącej premier Beatę Szydło. Wrocławski sąd aresz­tuje Józefa Piniora i szybko wyda wyrok, że jest łapówkarzem. Władysław Frasyniuk zostanie uznany winnym czynnej napaści na policjantów, którzy wynosili go z blokady miesięcznicy smo­leńskiej. A Donald Tusk przy pierwszej wizycie w Polsce zostanie aresztowany w sprawie przyczynienia się do śmierci 96 osób w ka­tastrofie smoleńskiej.
   Jeśli tak się nie stanie, to wyłącznie dlatego, że PiS nie będzie miało w danym momencie takiej woli politycznej. Bo po 28 la­tach przerwy prawo i sprawiedliwość znowu będą zależeć od par­tii rządzącej.
   Przejmowanie wymiaru sprawiedliwości przebiega według lo­gicznego planu. PiS zaczął od przechwycenia Trybunału Konstytu­cyjnego, by zlikwidować możliwość eliminowania z systemu praw­nego sprzecznego z konstytucją prawa, jakie zamierza uchwalać.

Partyjna KRS
Potem przyszła kolej na Krajową Radę Sądownictwa, czyli ciało, które - w drodze konkursów - decyduje o tym, kto może zostać sędzią i który sędzia może awansować. Ustawa przyjęta bez po­prawek przez Senat w nocy z piątku na sobotę przerywa kadencję obecnej Krajowej Rady, mimo że konstytucja daje jej członkom czteroletnią kadencję.
   Ustawa przewiduje, że Sejm - czyli partia rządząca - będzie wybierać do KRS nie tylko przedstawicieli Sejmu, ale także „przedstawicieli sędziów”. O „przedstawicielach sędziów” mówi konstytucja i trudno to zrozumieć inaczej jak obowiązek, by wy­bierali ich sędziowie. PiS uważa inaczej. A argumentów do tego dostarczył mu przejęty wcześniej Trybunał Konstytucyjny, wyda­jąc wbrew swoim konstytucyjnym prerogatywom rozstrzygnięcie, w uzasadnieniu którego wypowiada się na temat ustawy, która wtedy nie była jeszcze ustawą, tylko projektem procedowanym w Sejmie. Ale po to właśnie PiS potrzebował Trybunału. W tym kuriozalnym uzasadnieniu TK podżyrował też partii Kaczyńskie­go, że zgodne z konstytucją jest podzielenie KRS na dwie izby: po­lityczną i sędziowską, dzięki czemu polityczna może zablokować każdą sędziowską nominację, która się rządzącym nie spodoba. Według konstytucji KRS jest ciałem jednolitym, ale konstytucja to nie problem dla dzisiejszego Trybunału.

Przejęcie sądów powszechnych
Razem z ustawą o KRS Senat „klepnął” bez poprawek zmianę ustawy o ustroju sądów powszechnych. Daje ona ministrowi sprawiedliwości prawo do odwołania wszystkich dotych­czasowych prezesów sądów i powołania nowych. Samorząd sędziowski nie będzie już opiniował kandydatów, a KRS nie będzie ich odrzucała, bo zostanie przejęta. Minister dostaje też władzę odwoływania prezesów przed końcem kadencji, jeśli nie spodoba mu się ich praca. Zgodę musi wydać KRS... zagarnięty przez PiS.
   Mianowani przez ministra prezesi będą mogli manipulować składami sądzącymi tak, by sprawy ważne dla władzy trafiały do odpowiednich sędziów. Sprawy mają być, co prawda, przy­dzielane losowo, ale jak - to określi minister sprawiedliwości w rozporządzeniu (dziś obowiązuje porządek alfabetyczny). Jednak gdyby ważna dla władzy sprawa trafiła do „niewłaściwe­go” sędziego, prezes sądu mógłby przenieść go, bez jego zgody, do wydziału rejestrowego, a sprawę dać sędziemu „dyżurnemu”. Zasady wyznaczania sędziów dyżurnych też określi minister. A manipulowanie składami ułatwi przewidziana w ustawie wy­miana przewodniczących wydziałów.
   W PRL PZPR nie miała większości sędziów. Ale miała swoich prezesów, swoich przewodniczących wydziałów i jednego lub kil­ku zaufanych sędziów w każdym sądzie czy wydziale. To pozwa­lało partii rządzącej kontrolować orzecznictwo. PiS głosi, że nowy sposób przydzielania spraw sędziom będzie „obiektywny” i ma­nipulowania nie będzie. Po co w takim razie wymyśla przepisy, które manipulowanie ułatwiają?
   Obie ustawy zostały uznane za łamiące standardy niezawi­słości sędziów i niezależności sądów przez polskie i zagranicz­ne organy, m.in. Komisję Wenecką, Komisarza Praw Obywatel­skich Rady Europy, Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE, Radę Praw Człowieka ONZ. A także m.in: rzecznika praw obywatelskich, KRS, Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny, stowarzyszenia sędziowskie, w tym orga­nizację Sędziowie Europejscy na rzecz Demokracji i Wolności (MEDEL), Europejską Sieć Rad Sądownictwa, przez prezesów Sądów Najwyższych krajów Unii Europejskiej i Radę Konsul­tacyjną Sędziów Europejskich. Przez samorządy adwokacki i radcowski, Stowarzyszenie Prokuratorów Lex Super Omnia, organizacje pozarządowe zajmujące się prawami człowieka i praworządnością. I Kongres Prawników Polskich. Na PiS nie robi to większego wrażenia.
   Za sprzeczne z konstytucją uznało je też Biuro Legislacyjne Senatu. Senatorowie PiS z senackiej komisji praw człowieka, praworządności i petycji, którzy rekomendowali przyjęcie tych
ustaw bez poprawek, pytani przez senatorów opozycji o opi­nię BL, stwierdzili, że się z nią nie zapoznali. I zupełnie im to nie przeszkadza.

Teraz Sąd Najwyższy
Przypieczętowaniem przejęcia przez partię rządzącą sądow­nictwa powszechnego będzie przejęcie Sądu Najwyższego. Pro­jekt PiS wniesiony w zeszłym tygodniu przewiduje, jak w wypad­ku KRS, rozwiązanie obecnego Sądu Najwyższego i powołanie nowego. Wbrew konstytucji, która mówi, że sędziowie są nieusu­walni do osiągnięcia stanu spoczynku. Minister sprawiedliwości zdecyduje, którzy sędziowie mogą w SN zostać. Resztę wybierze przejęta przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa. A sędzią SN będzie mógł zostać nawet prokurator z pięcioletnim stażem w prokura­turze, byle był choć przez chwilę zatrudniony w IPN. To rozwiąza­nie dostarczy Sądowi Najwyższemu sędziów przyzwyczajonych do realizacji poleceń przełożonych.
   Do czasu wyboru nowego pierwszego prezesa SN jego obo­wiązki będzie pełnił wyznaczony przez ministra Zbigniewa Ziobrę komisarz. Wszystkie sprawy cywilne, karne, gospodar­cze, pracy i ubezpieczeń społecznych sądzić będzie jedna izba - Prawa Prywatnego. Dzięki temu prezes tej izby, wyznaczony przez komisarza Zbigniewa Ziobry, będzie mógł komponować do każdej sprawy, która interesuje władzę, skład gwarantujący odpowiednie rozstrzygnięcie.
   Ustawa dymisjonuje nie tylko wszystkich sędziów, ale - wzo­rem „naprawczej” ustawy o Trybunale Konstytucyjnym - wyrzuca całą obsługę prawną Sądu Najwyższego. Zwolnią się więc miejsca pracy dla prawników „dobrej zmiany”.
   Możliwe, że PiS nieco złagodzi projekt. Np. wyrzuci przepis, że Zbigniew Ziobro wskaże palcem, który z dotychczasowych sędziów SN może w nim zostać. Może nawet zrezygnuje z pomy­słu wyrzucania wszystkich sędziów, choć już dziś uzasadnia, że to zgodne z konstytucją, bo ona pozwala przenieść sędziego z urzędu w stan spoczynku „w razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych” (art. 180 ust. 5 konstytucji). Sebastian Kaleta, do niedawna rzecznik Ministerstwa Spra­wiedliwości, napisał na Twitterze, że dzięki temu przepisowi można „zaorać sądownictwo”. Uznał widocznie, że można zaorać też zasadę trójpodziału władzy, niezależności sądów, niezawisłości sędziów i prawa do bezstronnego sądu. Jednak konstytucję trzeba interpretować w całości, a nie rozumować na podstawie pojedynczych przepisów i wyrwanych z kontek­stu zdań.
   PiS może z tego rozwiązania zrezygnować, bo w projekcie są inne, które pozwolą mu osiągnąć ten sam skutek. Np. usta­la wiek spoczynku dla sędziów SN na 65 lat, a tyle kończy w listo­padzie obecna pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf. A wspo­mniane już rozpatrywanie wszystkich spraw w jednej izbie SN pozwoli na dokooptowanie do niej „słusznych” sędziów i zadba­nie, by to oni dostawali wrażliwe dla władzy sprawy.
   Sędziów z zaufaniem PiS będzie też można wybrać do nowo tworzonej Izby Dyscyplinarnej. Zachętą będzie o 40 proc. wyż­sze niż w Izbie Prawa Prywatnego uposażenie. To też może być sposób na skorumpowanie sędziów: za 140 proc. wynagrodze­nia lżej będzie wydalać z zawodu sędziów wskazanych przez prokuratora generalnego, który będzie wnosił na nich wnioski do Izby Dyscyplinarnej.
   Teraz pozostaje przejąć sądownictwo administracyjne - prawne wzorce przejęcia są gotowe.
   PiS - np. ustami wiceministra sprawiedliwości Marcina War­choła, który odpowiadał na pytania senatorów PO podczas 12-godzinnej dyskusji nad ustawami w Senacie - twierdzi, że trzeba wymienić kadry sędziowskie, bo dotychczasowi sędziowie byli „na telefon” i wykonywali polecenia poprzedniej władzy. Mają temu służyć przepisy, które uzależnią sędziów i sądy od partii rządzącej obecnie. „Środowisko prokuratorskie doświadczyło już obowiązywania tak tworzonego prawa, a także bezwzględności jego wykorzystywania przez Ministra Sprawiedliwości Proku­ratora Generalnego dla osiągnięcia swoich celów” - napisało w oświadczeniu dotyczącym sędziowskich ustaw Stowarzyszenie Prokuratorów Lex Super Omnia.

Usprawnianie przez wymianę kadr
Kolejny cel deklarowany przez PiS: usprawnienie pracy są­downictwa. Ze wszech miar godzien poparcia. Tylko że żaden z przepisów ustaw o ustroju sądów, KRS czy Sądzie Najwyższym nie zawiera usprawniających rozwiązań. A przepis wrzucający wszystkie sprawy w SN do jednej izby ją sparaliżuje, bo każdy sądzący w niej sędzia ma być multidyscyplinarny, zamiast sądzić te sprawy, w których jest wybitnym fachowcem. Warto wspo­mnieć, że PiS ustawami „naprawczymi” usprawnił już Trybunał Konstytucyjny tak, że praktycznie przestał orzekać.
   PiS twierdzi, że sprawność polskich sądów jest dziś dramatyczna. Europej­skie statystyki lokują nas jednak w środ­ku stawki wśród 27 państw unijnych, a w niektórych przypadkach w czołówce.
Opublikowane niedawno unijne badanie „Europejska tablica wymiaru sprawiedli­wości - 2013-2015 r.” daje nam czwarte miejsce w liczbie spraw (bez spraw kar­nych) na 100 tys. mieszkańców. Mimo tak wielkiego wpływu mamy piąte miejsce pod względem liczby spraw rozpatrywa­nych poniżej 100 dni.
    „Tablica wymiaru sprawiedliwości” za­daje też kłam PiS, który twierdzi, że rozwią­zanie, w którym to parlament lub władza wykonawcza ma wpływ na sędziowskie nominacje, jest w Europie powszechne. Okazuje się, że tylko w dwóch krajach wpływ na wybór sędziów ma parlament: to Litwa i Słowenia. W trzech państwach jest to decyzja rządu, po zaopinio­waniu przez niezależne ciało: to Francja, Malta i Irlandia.

Gniew opinii publicznej
PiS przygotował sobie grunt pod pacyfikację sądów. Przeko­nywał opinię publiczną, że są niesprawne, skorumpowane, nie­sprawiedliwe, zblatowane z partiami opozycyjnymi. A sędziowie to komuchy, złodzieje, łapówkarze i alkoholicy kierujący po pi­janemu. W rządowej telewizji w każdym miesiącu ukazywał się przynajmniej jeden materiał, który tego „dowodził”. Sędziowie to „kasta”, „święte krowy”, wyobcowane i nieliczące się z ludźmi. W dodatku bez demokratycznego mandatu. PiS twierdzi, że jeśli to posłowie będą mieli wpływ na wybór sędziów, to tak, jakby sędziów wybierał sam naród.
   Mimo to sądy mają wciąż wyższe zaufanie społeczne niż Sejm. A obywatele od piątku spontanicznie demonstrowali dniem i nocą pod Sejmem, potem pod Sądem Najwyższym i Pałacem Prezy­denckim, w obronie niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Oczywiście ci obywatele, których nie przekonuje, że partyjni sędziowie będą sprawiedliwsi i bardziej bezstronni niż sędzio­wie niezawiśli.
   W obronie sędziowskiej niezawisłości wystąpiły wszystkie środowiska prawnicze, studenci prawa, rzecznik praw obywatel­skich. Przekonują, że chodzi nie tylko o abstrakcyjne wartości, ale i o interes każdego, kto będzie miał w sądzie spór z władzą: np. o podatki, odszkodowanie, zasiłek czy emeryturę. „Prokurator generalny będzie mógł wnieść twoją sprawę do Sądu Najwyższe­go, występować w niej przeciwko tobie i wpłynąć na skład sądu” - pisze Helsińska Fundacja Praw Człowieka, wymieniając, jakie konsekwencje dla każdego klienta sądów będzie miała pisowska rewolucja w sądownictwie.
    „Wzywamy posłów, senatorów i Pana Prezydenta do niedo­puszczenia do wprowadzenia do naszego porządku prawnego ustaw, które mogą na trwałe pozbawić Rzeczpospolitą pozycji demokratycznego państwa prawa” - napisali w liście otwartym do władzy byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego: Andrzej Rzepliński, Marek Safjan, Jerzy Stępień i Bohdan Zdziennicki.

Reperkusje międzynarodowe
Tak zmieniony ustrój polskiego sądownictwa nie będzie speł­niał europejskich ani oenzetowskich standardów niezależności i bezstronności. Skutkiem będzie np. to, że osoby podejrzane o przestępstwo będą się mogły skutecznie odwoływać od eks­tradycji do Polski, także w ramach euro­pejskiego nakazu aresztowania. Wpraw­dzie przepisy unijne nie regulują ustroju sądów, ale stawiają warunki: sądownic­two ma być niezależne od władzy wy­konawczej, sprawne i zapewniać prawo do sprawiedliwego sądu. Jeśli polskie są­downictwo nie będzie ich spełniało - nie będzie współpracy między wymiarami sprawiedliwości polskim i innych krajów Unii. Precedensy już są. Trybunał Spra­wiedliwości UE kilkakrotnie uznawał, że więziennictwo rumuńskie i bułgarskie nie spełnia wymogów humanitarnego traktowania zawartych w Karcie Praw Podstawowych UE i nie godził się na wy­danie do tych krajów osób podejrzanych.
   Podobnie może być z oceną rozstrzy­gania np. spraw gospodarczych, szcze­gólnie tych, których dotyczą przepisy unijne. Np. celnych, podatkowych, ochrony środowiska, prze­targowych. Polscy i zagraniczni przedsiębiorcy mogą się skarżyć Komisji Europejskiej i Unia może uznać, że rozstrzygnięcia pol­skich sądów nie dają gwarancji niezależności i sprawiedliwości. To może się skończyć nałożeniem kar pieniężnych za niewyko­nywanie przez Polskę unijnego prawa. Nie mówiąc o międzyna­rodowym wstydzie.

Wybory
PiS podkreśla, że szanuje demokrację. Jego zdaniem przejawia się ona głównie - jeśli nie wyłącznie - w akcie wyborczym. A wy­brana władza dostaje mandat do robienia, co zechce. Jednocze­śnie PiS tworzy sobie narzędzie do fałszowania wyborów. Protesty wyborcze rozpatrują sądy, a o ważności wyborów w całym kraju rozstrzyga Sąd Najwyższy. Jeśli w najbliższych wyborach samorzą­dowych wyniki w poszczególnych okręgach będą dla PiS nieko­rzystne, prężny, dotowany dziś hojnie przez władzę Ruch Kontroli Wyborów będzie składał protesty wyborcze do sądów. I sądy mogą takie wybory unieważniać. Taką możliwość PiS sobie stworzył.
   Ustawy o KRS i ustroju sądów powszechnych czekają na pod­pis prezydenta. Tylko zawetowanie byłoby realnym sprzeciwem, bo wtedy Sejm ponownie musiałby je przyjąć większością trzech piątych posłów. A tylu PiS nie ma.
   Trwa obywatelski protest. Być może nadszedł czas na czynny sprzeciw sędziów. Jeśli ustawa o Sądzie Najwyższym zostanie uchwalona, żaden z sędziów nie powinien się zgłaszać do naboru do Sądu Najwyższego „dobrej zmiany”. Ani godzić na zgłoszenie do KRS.
Ewa Siedlecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz