sobota, 10 maja 2014

Biała gwiazda Miśka



Kiedyś Paweł M., pseudonim Misiek, pogrążył klub piłkarski Wisła Kraków. A teraz - jak twierdzą niektórzy - chce przejąć wielomilionowy majątek Towarzystwa Sportowego Wisła.

ANNA SZULC, WERONIKA BRUŹDZIAK

W tej opowieści o słynnym kibolu, 35-letnim Pawle M,, pseudonim Misiek, który w 1998 r. podczas meczu krakowskiej Wisły z Parmą zra­nił w głowę włoskiego piłkarza Dino Bag­gio, narratorami będą ludzie, którzy (jak twierdzą) czują totalny dyskomfort psy­chiczny. O Miśku, który dziś w Towarzy­stwie Sportowym Wisła prowadzi sekcję Trenuj Sporty Walki i siłownię White Star Power (od Białej Gwiazdy, symbolu Wi­sły), opowie trzech znanych działaczy TS Wisła. I jeden anonimowy policjant.
Ale opowie o sobie również sam Misiek, chłopak po zawodówce ślusarskiej, z rodzi­ny robotniczej, w której pierwsze skrzypce gra babcia, wiecznie Miśkiem zmartwio­na. Misiek nigdy dotąd żadnemu dzienni­karzowi ze swojego życia się nie spowiadał. Bo żaden z niego ważniak, żaden, za prze­proszeniem, celebryta. Ale OK, chętnie odeprze wszystkie zarzuty. Na przykład ten, że się tak lubi obnosić z markowymi ciuchami. A przecież ta koszulka Hugo Bossa to dlatego, że trudno znaleźć tańsze wyroby na barczyste plecy Miśka.

Słabość w okolicach pępka
Działacz nr 1: - Jak widzę na korytarzu Wi­sły te jego plecy, to mnie jakaś słabość ogarnia w okolicach pępka. Już na sam dźwięk jego ksywy trzęsą mi się ręce. Nic na to nie poradzę. Oczami wyobraźni widzę, jak Mi­siek wbija mi maczetę w brzuch.
- Niczego błagam nie nagrywać - prosi szeptem działacz nr 2 i wyrywa kilka kar­tek ze starego zeszytu, na nich można za­pisywać, co powie, ale i tak nie wszystko. Można zapisać, że Misiek niedługo, naj­dalej za rok, podczas walnego zgromadze­nia delegatów TS Wisła wraz z kumplami w całości ją przejmie.
Działacz nr 3: - Ludzie! Wisła to żyła złota, pal sześć, że ponad 100 lat histo­rii, ale to przecież wielomilionowy majątek, stadion, hale, basen, 6 hektarów ziemi w centrum Krakowa.
Działacz nr 1: - Proszę napisać, że nic nie zapowiadało takiej katastrofy.
Owszem, w 2011 r. na walnym zgroma­dzeniu delegatów Towarzystwa Sporto­wego Wisła (nie mylić ze spółką piłkarską Wisła) wybrano nowy zarząd, do którego starzy wyjadacze nie weszli, ku zdumieniu popierającego ich wieloletniego prezesa TS Wisła, Ludwika Miętty-Mikołajewicza, legendy Towarzystwa, dziś pana po osiemdziesiątce.
Działacz nr3: - Dobrze, że nie weszli. Bo to oni przysporzyli Wiśle 4,5 min długów.
Działacz nr 1: - Weźmy przykład z telefonami. Pracownicy administracji na rachunek Wisły kupili pewnego dnia kil­kadziesiąt abonamentów telefonicznych, które potem grzecznie z kasy Towarzy­stwa spłacano, choć nikt z telefonów nie dzwonił, bo działacze sprzedali aparaty na wolnym rynku. Ale to tylko przykład, je­den z wielu.
Więc gdy w 2011 roku obok Miętty (dzia­łacz nr 3: zostawiono prezesa w charakte­rze kwiatka do kożucha, pożytecznego, bo z układami, jak dzwoni do prezydenta Krakowa albo kardynała Dziwisza, to za­wsze odbierają i pytają: „Co tam słychać, Ludwiku?”) we władzach Wisły pojawi­li się dwaj zagorzali kibice i biznesmeni: Robert Szymański i Piotr Wawro, obaj tro­chę po czterdziestce, a już bogaci - to od razu było wiadomo, że nadchodzą zmiany.
Działacz nr 2: - Wielu starych wyjada­czy wyrzucono wtedy na pysk i długi Wi­sły szybko spadły o ponad połowę.
Więcej, Piotr Wawro, właściciel świet­nie prosperującej firmy Krakbet, pożyczył Wiśle na preferencyjnych warunkach mi­lion złotych.
Działacz nr 1: - Kto wtedy by przypusz­czał, że Wawro pożyczy też kasę Miśko­wi, jak ten po ponad 6 latach zasądzonych mu za zranienie Dino Baggio wyszedł z więzienia?
Po co ta pożyczka? Po to, by - tak ofi­cjalnie mówi się w Wiśle - dać Miśko­wi szansę, wyciągnąć do niego rękę, bo to w sumie dobry chłopak, przecież nie można ciągle wypominać mu błędów młodości! Generalnie trzeba ludziom wy­baczać. Jak, nie przymierzając, papież wy­baczył Ali Agcy. (To argument za Miśkiem w Wiśle, przedstawiony przez preze­sa Mięttę-Mikołajewicza tuż przed kano­nizacją Jana Pawła II. Drugi argument: poprzedni najemca siłownię zdewasto­wał, czynszu nie płacił, same z nim były kłopoty. A Wisła potrzebuje solidnych kontrahentów).

Gwiazda na niebie
A poza tym za Miśkiem tysiące chłopaków z blokowisk idą jak w dym. Do Wisły, do sekcji walk i na siłownię ich sprowadzi. No więc także dlatego zarząd TS Wisła jedno­głośnie przyklepał interes z Pawłem M.
To nic, że Misiek po wyjściu z więzie­nia już kilka razy stawał przed sądem, ostatnio za to, że ukradł ze sklepu macze­ty. Za co pod koniec kwietnia, już po pa­pieskiej kanonizacji, dostał w pierwszej instancji pięć miesięcy bezwzględnego więzienia (jeszcze jest na wolności, liczy na apelację).
No ale przecież ta afera z maczetami była bardzo dawno (to kolejny argument Lu­dwika Miętty-Mikołajewicza), aż rok temu. Inna kwestia, że kradzież była dziwna, bo jak policjanci Miśka złapali, to okazało się, że ma w portfelu sześć tysięcy złotych. Ma­czety (dokładnie karczowniki ogrodowe) kosztowały niewiele ponad 400.
Działacz 1: - Misiek chciał zostać zła­pany, żeby mieć alibi, bo koledzy w tym czasie spuszczali łomot jakiemuś wrogo­wi Miśka.
Anonimowy policjant z Krakowa: - No nie wiem, raczej bym tej sprawy aż tak nie demonizował. Misiek i jego dwaj kumple, których złapaliśmy, nie chcieli rzucać się w oczy przy kasie, że naraz kupują kilka karczowników. Tylko dlatego je kradli. To nie są zwykli ludzie, którzy idą kupić ma­czetę do ogrodu, tylko łyse karki, wytatu­owane mięśniaki, które i tak zwracają na siebie uwagę. Kreują się na wielkich bos­sów, a jak dzieci nie potrafią zasnąć bez swojego „pluszaka”, musieli pojechać po nowe maczety.
Misiek naprawdę jest bossem. Kibole Wisły kochają i chronią go jak... gwiazdę na niebie (cytat z kolegi Miśka).
Policjant z Krakowa: - Bo Misiek to gwiazda. Serio. Gwiazda krakowskie­go kibolstwa. Ale to nie ten typ, co sprze­daje amfę pod szkołą, o nie. Misiek jest ostrożny. Potrafi codziennie zmieniać sa­mochody z wypożyczalni, kiedy robi coś nielegalnego. Bo wiadomo, że policja pod taki wypożyczony samochód GPS nie pod­rzuci. Miśka koledzy dla jego dobra śledzą, stosują kontrobserwację jak na filmach - jeździ za nim drugi samochód, który sprawdza, czy nie jest obserwowany.
Po te maczety Misiek przyjechał porsche panamera, wartym kilkaset tysięcy złotych aucie firmy sponsora Wisły, Piotra Wawry, który zna Miśka od dziecka. Od czasów, gdy chłopak na stadionach, jeszcze przed tym słynnym meczem z Parmą, po którym Wisłę na rok wykluczono z europejskich rozgrywek, robił takie zadymy, że pokazy­wano go w telewizjach. Misiek występo­wał w telewizji półnago, za to ze stalową klamrą na pasku, owiniętym na dłoni. Po­licjanci go pałą, a on ich klamrą. Bohater.

W każdym razie biznesmen Wawro po­życzył Miśkowi, tak brzmi wersja ofi­cjalna, 300 tys. złotych na stworzenie na terenie Wisły siłowni i jeszcze sekcji Tre­nuj Sporty Walki. Teoretycznie to głów­nie kick boxing, w praktyce walki różne, także uliczne.
Policjant z Krakowa: - Ustaliliśmy, że Misiek dostał od sponsora dużo więcej. Niby na rozkręcenie tej sekcji i siłowni. Wydał na nią, owszem, część pieniędzy. Na remont, sprzęt, aranżację miejsca. Wy­kazał formalnie, że wydał całość, ale tak naprawdę sporą część kasy wyprał.
Bo ta siłownia Miśka zdaniem poli­cjantów może być przykrywką do lewych interesów.
Nie można jednak nie zauważyć, że Mi­siek w siłowni w TS Wisła wstawał pięk­ne maszyny. Naprawdę od chwili otwarcia siłowni na przełomie zimy i wiosny jest co podziwiać. Pachnące, wyremontowa­ne sale, bieżnia przy bieżni, a obok równie imponująca sala treningowa, z klatką dla walczących. Strzał w dziesiątkę, dziesiątki chłopaków od pierwszego dnia działalno­ści sekcji. No i - co mocno podkreśla pre­zes Miętta - wszystko zgodnie z prawem.
Działacz nr 1: - Wszystko na pozór cacy, miód i malina.
Działacz nr 2: - Na cacy nas przerobił ten Misiek i jego koledzy. Wystarczy spoj­rzeć na listę płac pracowników admini­stracji: siostry i partnerki kiboli.
To prawda. Ludwik Miętta-Mikołajewicz chwali dziewczynę Miśka: świetna pracownica Wisły, po Uniwersytecie Eko­nomicznym, profesjonalistka.
Działacz nr 3: - Kluczem do całego przekrętu nie jest jednak kumoterstwo i nepotyzm, nawet nie to, że wszyscy się boimy Miśka. Kluczem jest sekcja sztuk walki. Bo najwyższą władzą w klubie jest walne zgromadzenie delegatów. Jeśli czy­jaś sekcja stanie się największa, to zgod­nie ze statutem na walnym zgromadzeniu przegłosują wszystko.
Działacz nr 1: - Wystarczy stworzyć, jak Misiek, sekcję, do której wstęp jest tani. Za członkostwo w sekcji walk trzeba zapłacić 10 złotych. Oczywiście plus koszt karnetu, ale nie trzeba go wcale wykupywać, moż­na być członkiem, nie trenując.
Działacz nr 2: - Załóżmy, że jakaś przy­kładowa sekcja liczy 2500 członków, płaci się po 10 złotych za osobę przez sześć mie­sięcy z rzędu i już się ma 125 delegatów. Teraz trzeba zwołać walne zgromadzenie (najbliższe za rok), tych 125 przegłosu­je całą resztę - dotąd delegatów było 107 - i można zrobić, co się chce. Na przykład zmienić barwy na biało-czerwone pasy. Albo sprzedać ziemię. Albo wybudować dla siebie hotel. Można wszystko. Cytuję statut: „Walne zgromadzenie może udzie­lić zezwolenia zarządowi na zbycie włas­ności lub prawa wieczystego użytkowania nieruchomości innemu podmiotowi”.
Działacz nr 3: - Przez 108 lat Wisły nikt nie wykorzystywał w niecnych celach tak sformułowanego statutu, nikt przy tym nie manipulował. A teraz to się zmienia, niestety.

Kto żyć nie daje
Działacz nr 1: - Oczywiście, że Misiek majątku Wisły nie przejmie, jest na to za cienki. Majątek może przejąć tylko jego promotor, bo ma do tego środki i łeb. Misiek jest potrzebny po to, by do sek­cji sprowadzić ludzi, słupy, które za rok przegłosują co tylko zażyczy sobie wielki dobrodziej Miśka.
Co na to wszystko Piotr Wawro? Biznes­men na to, że TS Wisła nie da się przejąć, bo to jest stowarzyszenie, a nie spółka ak­cyjna. A stowarzyszenia nie da się kupić ani przejąć. Pyta, czy naprawdę musi ko­mentować takie idiotyzmy? Pewnie ten ktoś, kto je wymyślił, nosił mundur niebie­ski, bo tylko tam tacy debile się rodzą.
Misiek też nie lubi niebieskich mundu­rów. Nękają go ciągle, żyć nie dają.
W gruncie rzeczy Misiek to wszystko ma gdzieś. Przy stoliku w restauracji U Wiślaków, na terenie TS Wisła, w towarzystwie kolegi, menedżera siłowni, opowiada ze swadą o swoim życiu, choć do sprawy z Dino Baggio nie chciałby już więcej wra­cać. Dzieckiem wtedy był, 19 lat miał.
Chętniej wspomni więzienie. Czytać tam polubił, Dostojewskiego nawet próbował, ale same nudy. Lepiej mu szło z Coelho, dopiero potem zrozumiał, że to szmira. Siłownię i sekcję sztuk walki (ja­kie tam uliczne, głównie samoobrona) za­łożył dla dzieci, co marnują zdrowie przed komputerem.
Miśkowi teraz życie się odmieniło. Córka właśnie mu się urodziła, 2,1 kilo­grama na starcie, maleństwo. No więc Misiek został tatą i zmienił się. I ma dość absurdalnych zarzutów. Na przy­kład takich, że macza palce w mor­derstwach innych kiboli. Przecież jak w Krakowie zabito Tomasza C., ksywa Człowiek (kibica Cracovii), on podzi­wiał Giewont w Zakopanem. Albo ten zarzut o narkotyki. Kompletna bzdura. Albo że portiera z parkingu przy Wiśle wyrzucił z pracy, bo mu zwrócił uwa­gę, jak parkuje. Czyste chamstwo, takie insynuacje.
Wszystko przez to, że Misiek ma sukce­sy, już kilkaset osób się zapisało do sekcji sztuk walki, o siłowni nie wspominając.
A kradzież maczet? Ech, wszystko przez to, że Misiek piękny nie jest, te ple­cy barczyste, ogolona głowa, uszy duże, ludzie na jego widok gapią się. Jak wchodzi do sklepu, to też się gapią, prowokują. Więc się wkurzył i zakosił maczety, żałuje.
Że w Wiśle się go boją? Boją się, bo mają za uszami, a Misiek, choć uszy ma odstające, nic za nimi nie ma. Bo Misiek kocha Wisłę, krzywdy by jej nie zrobił, ra­czej dałby się za nią pokroić. Dlatego z Wisłą łączy swoją przyszłość na lata. Marzą mu się kolejne siłownie. Wielkie, pach­nące, dla dzieciaków. Jak Misiek zostanie w Wiśle delegatem, takie właśnie spra­wy będzie pewnie zgłaszał na walnym zgromadzeniu.
Pewnie złożonym głównie z kolegów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz