Kiedyś
Paweł M., pseudonim Misiek, pogrążył klub piłkarski Wisła Kraków. A teraz - jak
twierdzą niektórzy - chce przejąć wielomilionowy majątek Towarzystwa Sportowego
Wisła.
ANNA SZULC, WERONIKA BRUŹDZIAK
W tej opowieści o
słynnym kibolu, 35-letnim Pawle M,, pseudonim Misiek, który w 1998 r. podczas
meczu krakowskiej Wisły z Parmą zranił w głowę włoskiego piłkarza Dino Baggio, narratorami będą ludzie, którzy (jak twierdzą) czują
totalny dyskomfort psychiczny. O Miśku, który dziś w Towarzystwie Sportowym
Wisła prowadzi sekcję Trenuj Sporty Walki i siłownię White Star Power (od Białej Gwiazdy, symbolu Wisły), opowie
trzech znanych działaczy TS Wisła. I jeden anonimowy policjant.
Ale opowie o sobie również sam
Misiek, chłopak po zawodówce ślusarskiej, z rodziny robotniczej, w której
pierwsze skrzypce gra babcia, wiecznie Miśkiem zmartwiona. Misiek nigdy dotąd
żadnemu dziennikarzowi ze swojego życia się nie spowiadał. Bo żaden z niego
ważniak, żaden, za przeproszeniem, celebryta. Ale OK, chętnie odeprze
wszystkie zarzuty. Na przykład ten, że się tak lubi obnosić z markowymi
ciuchami. A przecież ta koszulka Hugo Bossa to dlatego, że trudno znaleźć
tańsze wyroby na barczyste plecy Miśka.
Słabość w okolicach pępka
Działacz nr 1: - Jak widzę na
korytarzu Wisły te jego plecy, to mnie jakaś słabość ogarnia w okolicach
pępka. Już na sam dźwięk jego ksywy trzęsą mi się ręce. Nic na to nie poradzę.
Oczami wyobraźni widzę, jak Misiek wbija mi maczetę w brzuch.
- Niczego błagam nie nagrywać -
prosi szeptem działacz nr 2 i wyrywa kilka kartek ze starego zeszytu, na nich
można zapisywać, co powie, ale i tak nie wszystko. Można zapisać, że Misiek
niedługo, najdalej za rok, podczas walnego zgromadzenia delegatów TS Wisła
wraz z kumplami w całości ją przejmie.
Działacz nr 3: - Ludzie! Wisła to
żyła złota, pal sześć, że ponad 100 lat historii, ale to przecież
wielomilionowy majątek, stadion, hale, basen, 6 hektarów ziemi w
centrum Krakowa.
Działacz nr 1: - Proszę napisać,
że nic nie zapowiadało takiej katastrofy.
Owszem, w 2011 r. na walnym zgromadzeniu
delegatów Towarzystwa Sportowego Wisła (nie mylić ze spółką piłkarską Wisła)
wybrano nowy zarząd, do którego starzy wyjadacze nie weszli, ku zdumieniu
popierającego ich wieloletniego prezesa TS Wisła, Ludwika Miętty-Mikołajewicza,
legendy Towarzystwa, dziś pana po osiemdziesiątce.
Działacz nr3: - Dobrze, że nie
weszli. Bo to oni przysporzyli Wiśle 4,5 min długów.
Działacz nr 1: - Weźmy przykład z
telefonami. Pracownicy administracji na rachunek Wisły kupili pewnego dnia kilkadziesiąt
abonamentów telefonicznych, które potem grzecznie z kasy Towarzystwa spłacano,
choć nikt z telefonów nie dzwonił, bo działacze sprzedali aparaty na wolnym
rynku. Ale to tylko przykład, jeden z wielu.
Więc gdy w 2011 roku obok Miętty
(działacz nr 3: zostawiono prezesa w charakterze kwiatka do kożucha,
pożytecznego, bo z układami, jak dzwoni do prezydenta Krakowa albo kardynała
Dziwisza, to zawsze odbierają i pytają: „Co tam słychać, Ludwiku?”) we władzach Wisły pojawili się dwaj zagorzali
kibice i biznesmeni: Robert Szymański i Piotr Wawro, obaj trochę po
czterdziestce, a już bogaci - to od razu było wiadomo, że nadchodzą zmiany.
Działacz nr 2: - Wielu starych
wyjadaczy wyrzucono wtedy na pysk i długi Wisły szybko spadły o ponad połowę.
Więcej, Piotr Wawro, właściciel
świetnie prosperującej firmy Krakbet, pożyczył Wiśle na preferencyjnych
warunkach milion złotych.
Działacz nr 1: - Kto wtedy by
przypuszczał, że Wawro pożyczy też kasę Miśkowi, jak ten po ponad 6 latach
zasądzonych mu za zranienie Dino Baggio wyszedł z więzienia?
Po co ta pożyczka? Po to, by - tak
oficjalnie mówi się w Wiśle - dać Miśkowi szansę, wyciągnąć do niego rękę, bo
to w sumie dobry chłopak, przecież nie można ciągle wypominać mu błędów
młodości! Generalnie trzeba ludziom wybaczać. Jak, nie przymierzając, papież
wybaczył Ali Agcy. (To argument za Miśkiem w Wiśle, przedstawiony przez prezesa
Mięttę-Mikołajewicza tuż przed kanonizacją Jana Pawła II. Drugi argument:
poprzedni najemca siłownię zdewastował, czynszu nie płacił, same z nim były
kłopoty. A Wisła potrzebuje solidnych kontrahentów).
Gwiazda na niebie
A poza tym za Miśkiem tysiące
chłopaków z blokowisk idą jak w dym. Do Wisły, do sekcji walk i na siłownię ich
sprowadzi. No więc także dlatego zarząd TS Wisła jednogłośnie przyklepał
interes z Pawłem M.
To nic, że Misiek po wyjściu z
więzienia już kilka razy stawał przed sądem, ostatnio za to, że ukradł ze
sklepu maczety. Za co pod koniec kwietnia, już po papieskiej kanonizacji,
dostał w pierwszej instancji pięć miesięcy bezwzględnego więzienia (jeszcze
jest na wolności, liczy na apelację).
No ale przecież ta afera z
maczetami była bardzo dawno (to kolejny argument Ludwika
Miętty-Mikołajewicza), aż rok temu. Inna kwestia, że kradzież była dziwna, bo
jak policjanci Miśka złapali, to okazało się, że ma w portfelu sześć tysięcy
złotych. Maczety (dokładnie karczowniki ogrodowe) kosztowały niewiele ponad
400.
Działacz 1: - Misiek chciał zostać
złapany, żeby mieć alibi, bo koledzy w tym czasie spuszczali łomot jakiemuś
wrogowi Miśka.
Anonimowy policjant z Krakowa: -
No nie wiem, raczej bym tej sprawy aż tak nie demonizował. Misiek i jego dwaj
kumple, których złapaliśmy, nie chcieli rzucać się w oczy przy kasie, że naraz
kupują kilka karczowników. Tylko dlatego je kradli. To nie są zwykli ludzie,
którzy idą kupić maczetę do ogrodu, tylko łyse karki, wytatuowane mięśniaki,
które i tak zwracają na siebie uwagę. Kreują się na wielkich bossów, a jak
dzieci nie potrafią zasnąć bez swojego „pluszaka”, musieli pojechać po nowe
maczety.
Misiek naprawdę jest bossem.
Kibole Wisły kochają i chronią go jak... gwiazdę na niebie (cytat z kolegi
Miśka).
Policjant z Krakowa: - Bo Misiek
to gwiazda. Serio. Gwiazda krakowskiego kibolstwa. Ale to nie ten typ, co
sprzedaje amfę pod szkołą, o nie. Misiek jest ostrożny. Potrafi codziennie
zmieniać samochody z wypożyczalni, kiedy robi coś nielegalnego. Bo wiadomo, że
policja pod taki wypożyczony samochód GPS nie podrzuci. Miśka koledzy dla jego
dobra śledzą, stosują kontrobserwację jak na filmach - jeździ za nim drugi samochód, który sprawdza, czy nie jest
obserwowany.
Po te maczety Misiek przyjechał
porsche panamera, wartym kilkaset tysięcy złotych aucie firmy sponsora Wisły, Piotra
Wawry, który zna Miśka od dziecka. Od czasów, gdy chłopak na stadionach,
jeszcze przed tym słynnym meczem z Parmą, po którym Wisłę na rok wykluczono z
europejskich rozgrywek, robił takie zadymy, że pokazywano go w telewizjach.
Misiek występował w telewizji półnago, za to ze stalową klamrą na pasku,
owiniętym na dłoni. Policjanci go pałą, a on ich klamrą. Bohater.
W każdym razie biznesmen Wawro pożyczył
Miśkowi, tak brzmi wersja oficjalna, 300 tys. złotych na stworzenie na terenie
Wisły siłowni i jeszcze sekcji Trenuj Sporty Walki. Teoretycznie to głównie kick boxing, w praktyce walki
różne, także uliczne.
Policjant z Krakowa: -
Ustaliliśmy, że Misiek dostał od sponsora dużo więcej. Niby na rozkręcenie tej
sekcji i siłowni. Wydał na nią, owszem, część pieniędzy. Na remont, sprzęt,
aranżację miejsca. Wykazał formalnie, że wydał całość, ale tak naprawdę sporą
część kasy wyprał.
Bo ta siłownia Miśka zdaniem policjantów
może być przykrywką do lewych interesów.
Nie można jednak nie zauważyć, że
Misiek w siłowni w TS Wisła wstawał piękne maszyny. Naprawdę od chwili
otwarcia siłowni na przełomie zimy i wiosny jest co podziwiać. Pachnące, wyremontowane sale, bieżnia przy bieżni, a obok
równie imponująca sala treningowa, z klatką dla walczących. Strzał w
dziesiątkę, dziesiątki chłopaków od pierwszego dnia działalności sekcji. No i
- co mocno podkreśla prezes Miętta - wszystko zgodnie z prawem.
Działacz nr 1: - Wszystko na pozór
cacy, miód i malina.
Działacz nr 2: - Na cacy nas przerobił
ten Misiek i jego koledzy. Wystarczy spojrzeć na listę płac pracowników administracji:
siostry i partnerki kiboli.
To prawda. Ludwik
Miętta-Mikołajewicz chwali dziewczynę Miśka: świetna pracownica Wisły, po
Uniwersytecie Ekonomicznym, profesjonalistka.
Działacz nr 3: - Kluczem do całego
przekrętu nie jest jednak kumoterstwo i nepotyzm, nawet nie to, że wszyscy się
boimy Miśka. Kluczem jest sekcja sztuk walki. Bo najwyższą władzą w klubie jest
walne zgromadzenie delegatów. Jeśli czyjaś sekcja stanie się największa, to
zgodnie ze statutem na walnym zgromadzeniu przegłosują wszystko.
Działacz nr 1: - Wystarczy
stworzyć, jak Misiek, sekcję, do której wstęp jest tani. Za członkostwo w
sekcji walk trzeba zapłacić 10 złotych. Oczywiście plus koszt karnetu, ale nie
trzeba go wcale wykupywać, można być członkiem, nie trenując.
Działacz nr 2: - Załóżmy, że jakaś
przykładowa sekcja liczy 2500 członków, płaci się po 10 złotych za osobę przez
sześć miesięcy z rzędu i już się ma 125 delegatów. Teraz trzeba zwołać walne
zgromadzenie (najbliższe za rok), tych 125 przegłosuje całą resztę - dotąd
delegatów było 107 - i można zrobić, co się
chce. Na przykład zmienić barwy na biało-czerwone pasy. Albo sprzedać ziemię.
Albo wybudować dla siebie hotel. Można wszystko. Cytuję statut: „Walne
zgromadzenie może udzielić zezwolenia zarządowi na zbycie własności lub prawa
wieczystego użytkowania nieruchomości innemu podmiotowi”.
Działacz nr 3: - Przez 108 lat
Wisły nikt nie wykorzystywał w niecnych celach tak sformułowanego statutu, nikt
przy tym nie manipulował. A teraz to się zmienia, niestety.
Kto żyć nie
daje
Działacz nr 1: - Oczywiście, że
Misiek majątku Wisły nie przejmie, jest na to za cienki. Majątek może przejąć
tylko jego promotor, bo ma do tego środki i
łeb. Misiek jest potrzebny po to, by do sekcji sprowadzić ludzi, słupy, które
za rok przegłosują co tylko zażyczy sobie wielki dobrodziej Miśka.
Co na to wszystko Piotr Wawro?
Biznesmen na to, że TS Wisła nie da się przejąć, bo to jest stowarzyszenie, a
nie spółka akcyjna. A stowarzyszenia nie da się kupić ani przejąć. Pyta, czy
naprawdę musi komentować takie idiotyzmy? Pewnie ten ktoś, kto je wymyślił,
nosił mundur niebieski, bo tylko tam tacy debile się rodzą.
Misiek też nie lubi niebieskich
mundurów. Nękają go ciągle, żyć nie dają.
W gruncie rzeczy Misiek to
wszystko ma gdzieś. Przy stoliku w restauracji U Wiślaków, na terenie TS Wisła,
w towarzystwie kolegi, menedżera siłowni, opowiada ze swadą o swoim życiu, choć
do sprawy z Dino Baggio
nie chciałby już więcej wracać. Dzieckiem
wtedy był, 19 lat miał.
Chętniej wspomni więzienie. Czytać
tam polubił, Dostojewskiego nawet próbował, ale same nudy. Lepiej mu szło z
Coelho, dopiero potem zrozumiał, że to szmira. Siłownię i sekcję sztuk walki
(jakie tam uliczne, głównie samoobrona) założył dla dzieci, co marnują
zdrowie przed komputerem.
Miśkowi teraz życie się odmieniło.
Córka właśnie mu się urodziła, 2,1 kilograma na starcie, maleństwo. No więc
Misiek został tatą i zmienił się. I ma dość absurdalnych zarzutów. Na przykład
takich, że macza palce w morderstwach innych kiboli. Przecież jak w Krakowie
zabito Tomasza C., ksywa Człowiek (kibica Cracovii), on
podziwiał Giewont w Zakopanem. Albo ten zarzut o narkotyki. Kompletna bzdura.
Albo że portiera z parkingu przy Wiśle wyrzucił z pracy, bo mu zwrócił uwagę,
jak parkuje. Czyste chamstwo, takie insynuacje.
Wszystko przez to, że Misiek ma
sukcesy, już kilkaset osób się zapisało do sekcji sztuk walki, o siłowni nie
wspominając.
A kradzież maczet? Ech, wszystko
przez to, że Misiek
piękny nie jest, te plecy barczyste, ogolona
głowa, uszy duże, ludzie na jego widok gapią się. Jak wchodzi do sklepu, to też
się gapią, prowokują. Więc się wkurzył i zakosił maczety, żałuje.
Że w Wiśle się go boją? Boją się,
bo mają za uszami, a Misiek, choć uszy ma odstające, nic za nimi nie ma. Bo
Misiek kocha Wisłę, krzywdy by jej nie zrobił, raczej dałby się za nią
pokroić. Dlatego z Wisłą łączy swoją przyszłość na lata. Marzą mu się
kolejne siłownie. Wielkie, pachnące, dla dzieciaków. Jak Misiek zostanie w
Wiśle delegatem, takie właśnie sprawy będzie pewnie zgłaszał na walnym
zgromadzeniu.
Pewnie złożonym głównie z kolegów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz