Do europarlamentu
idzie po to, żeby obalać Unię za unijne pieniądze. Demokracja jest głupia, lud
ciemny, a kobieta powinna być własnością mężczyzny. Janusz Korwin-Mikke jeszcze
raz chce wrócić do gry politycznej.
ALEKSANDRA PAWLICKA
Jesteśmy jedyną nadzieją białych! Przy czym
przez białych rozumiem wszystkich, którzy nie są czerwoni! - Janusz
Korwin-Mikke wzbudza burzę oklasków. Przemawia do zebranych na przedwyborczym
wiecu Kongresu Nowej Prawicy, który odbył się w ubiegłym tygodniu. Na sali
głównie młodzi ludzie, z flagami w dłoniach.
Według ostatnich sondaży Korwin-Mikke zyskuje kosztem partii
Janusza Palikota. Rozczarowani działaniami Twojego Ruchu idą do Nowej Prawicy,
której sondaże dają od 5 do 7 procent. Korwin-Mikke startował dotychczas w 17
różnych wyborach. Szesnaście razy przegrał.
Marks i Kisiel
Z Januszem Korwin-Mikkem spotykam się w jego podwarszawskim
domu. Ponad stuletni drewniany „świdermajer” wyróżnia się w okolicy. Niewiele
już takich zostało na linii otwockiej.
Rozmawiamy w bibliotece. Od podłogi po sufit półki z
książkami. Na środku stary stół bilardowy, ale pierwsze, co rzuca się w oczy,
to duży portret gospodarza w towarzystwie dżentelmena przypominającego do
złudzenia Karola Marksa. Marks trzyma w ręku pustą butelkę. Ma nonszalancko
rozpiętą koszulę i wzrok nieco mętny.
- „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie
jednak o to, aby go zmienić” - wie pani, kto to powiedział? Karol Marks - mówi
Korwin-Mikke, sadowiąc się na kanapie ustawionej obok portretu.
- Nie szkoda panu energii na zajmowanie się polityką? -
pytam. Korwin-Mikke ma 72 lata.
- Oczywiście że szkoda. Z natury jestem uczonym, ale Stefan
Kisielewski powiedział mi kiedyś, że najlepiej robię politykę i mam ją robić.
Więc robię.
Kisielewski w „Abecadle Kisiela” pisał: „Janusz Korwin-Mikke
- mój przyjaciel. Prezydent liberałów w Warszawie. Troszeczkę fantasta, robi
wrażenie pomylonego, ale swoje osiąga i realizuje. Drukuje, wydaje, robi
jakieś historyjki. Szalenie pracowity. Poza tym imponuje mi, bo on tę kostkę
węgierską w minutę załatwia, nie patrząc, a mnie się to jeszcze do dzisiaj nie
udało. A więc geniusz, nie?”.
Kisielewski to filar działalności politycznej
Korwin-Mikkego. To między innymi z nim w 1987 r. - w pokoju, w którym dziś
rozmawiamy - podpisał deklarację Ruchu Polityki Realnej, przekształconego później
w UPR. Wspólne polityczne przedsięwzięcie planowali zresztą już w roku 1981.
Chcieli powołać Narodową Federację na rzecz Wolnej Gospodarki, ale plany pokrzyżował
stan wojenny.
Eurorzesza i
eurosocjalizm
- Po co panu ten Strasburg? - pytam.
- Jak to po co? Żeby mieć czas w telewizji. Przez siedem lat
w ogóle mnie nie pokazywano. Poza tym jeżeli wejdziemy do Parlamentu
Europejskiego, to zniknie ważny powód, dla którego ludzie mówili, że nie warto
na nas głosować. Ciągłe słyszałem: macie rację, ale to zmarnowany głos. A
jeśli przebijemy się do europarlamentu, to w wyborach do Sejmu dostaniemy 15
procent.
- Czyli eurowybory to tylko trampolina do polityki krajowej?
- Można to tak nazwać, ale unijne pieniądze, immunitety,
darmowe przejazdy nie są bez znaczenia. Wykorzystamy je bezczelnie. Weźmiemy
pieniądze od Unii i będziemy za jej pieniądze tę Unię obalać od środka.
- A dlaczego ta Unia jest taka zła?
- Bo to twór zawłaszczony przez bandę socjalistów. Pod
okupacją UE nawet kraj taki jak Niemcy jest dorzynany. Cała ta zgniła struktura zdycha, nie ma rozwoju gospodarczego, nie
rodzą się dzieci. Kompletny upadek moralny. Tych ludzi trzeba by rozstrzelać
za ludobójstwo.
- Kogo?
- Tak zwanych przywódców, którzy
doprowadzają kraje do upadku. Irlandia była tygrysem Europy. Gdy wprowadziła
euro i podniosła CIT, po dwóch miesiącach skończył się cud. Daję pani argumenty
rzeczowe. Dziękuję.
Na przedwyborczym wiecu partii
Korwina każde wystąpienie ocieka antyunijnym jadem: okupacja Brukseli,
eurorzesza, banda złodziei. Polska od pierwszego dnia, gdy jest w UE, dokłada
do tego interesu. Europejskie fundusze to jałmużna. Budżet UE -
eurosocjalizm. Traktat lizboński - nowa Targowica. Kolejne dokumenty darte na
oczach zwolenników Janusza Korwin-Mikkego i przy ich aplauzie lądują w koszu.
Demokracja i genetyka
- Co chciałby pan zmienić w
Polsce? - pytam.
- Na przykład konstytucję, bo dziś
to zbędny kawałek papieru. Czytamy w niej, że Polska to kraj demokratyczny,
państwo prawa, respektujące zasady sprawiedliwości społecznej. Otóż te trzy
człony są ze sobą sprzeczne, bo albo jesteśmy państwem prawa, albo
demokratycznym, albo respektujemy zasady sprawiedliwości społecznej.
- Demokratyczne nie może być państwem
prawa?
- Oczywiście, że nie. W demokracji
lud może wyrzucić prawo do kosza. Demokracja jest głupia, powtarzam to od lat.
A lud ciemny. Czy pani wie, że 70 procent ludzi nie rozumie rozkładu jazdy na
przystanku autobusowym? To o czym my mówimy?
- Może trzeba lepiej edukować?
- Ludu nie da się wyedukować.
Genetyki pani nie zmieni. Wyedukowany idiota jest gorszy od niewyedukowanego
idioty.
- Bo?
- Bo myśli, że nie jest idiotą.
Korwin-Mikke jak każdy polityk
wie, że im bardziej kontrowersyjną wygłosi
opinię, im mocniej przywali, tym będzie częściej cytowany. - Ale w jego
przypadku to nie jest cała prawda. On, dopuszczony do głosu, zaczyna walić
słowami na oślep. Ostatnio wpadł już w kompletny chaos myśli - mówi dawny
zwolennik, dziś poza polityką. Prosi o anonimowość, bo od czasu do czasu
spotyka się z Korwin-Mikkem, ale jego ostatnimi występami jest przerażony.
A Korwin-Mikke właśnie powiedział,
że pić wino z gwinta to dla dżentelmena dużo gorsze, niż zgwałcić kelnerkę. Bo
jego były partyjny kompan, dziś poseł PO Tomasz Tomczykiewicz, opowiedział, że
w przeszlości Korwin-Mikke na partyjnym spotkaniu pil wino z gwinta.
Korwin-Mikke odwinął się, mówiąc, że Tomczykiewicz zgwałcił kelnerkę. Dopiero
potem wyjaśnił, że chodziło mu tylko o pokazanie absurdalności zarzutu.
Jeszcze dalej posunął się w
obronie umów śmieciowych. Stwierdził, że „ludzie pracujący w obozie w
Oświęcimiu bardzo by się cieszyli, gdyby mogli zawierać umowy śmieciowe, a nie
pracować na umowach standardowych, zapewniających gwarantowane wyżywienie i
gwarantowane godziny pracy”.
- Gdyby liczący się polityk, a
nawet szeregowy poseł dopuścił się podobnych wypowiedzi, zostałby przez opinię
publiczną zlinczowany. Korwin-Mikkemu uchodzi to na sucho tylko dlatego, że
nikt nie tratuje go poważnie - mówi znajomy polityka.
Strajk i muszka
Korwin-Mikke trafił do polityki
jeszcze jako student. W1964 r. został aresztowany za kolportaż ulotek
nawołujących do protestu przeciwko represjom wobec sygnatariuszy Listu 34
(list przeciwko zaostrzaniu cenzury podpisało 34 intelektualistów).
Korwin-Mikke, wówczas student piątego roku matematyki, stracił prawo do
robienia magisterium. Po wyjściu z aresztu zaczął studiować prawo, psychologię
i socjologię. Kontynuował też zaczętą wcześniej filozofię. I tylko ją
ostatecznie skończył. W międzyczasie był jeszcze aresztowany za udział w
wydarzeniach Marca ’68, gdy paradował obwieszony gwiazdami Dawida. Należał
wtedy już do partii - Stronnictwa Demokratycznego. Rozstał się z nią dopiero w
1982 r., gdy SD poparło ustawę o przymusie pracy.
Sympatyzował z Solidarnością. W
roku 1980 za wszelką cenę chciał się wkręcić w strajkową działalność, ale
ponieważ Gdańsk był mocno obsadzony, pojechał do Szczecina, by tam odegrać rolę
intelektualisty doradzającego robotnikom. Pojawiał się jak zwykle w garniturze
i muszce.
- W muszkach chodzę od czasów liceum.
Pierwszą przywiozła mi w 1956 roku ciotka z Brazylii. Cały establishment chodził
w krawatach, więc jako konserwatysta zacząłem nosić muszki. Mam ich ze czterdzieści
- mówi.
Nie muszka jednak zniechęciła przywódców
strajku do Korwin-Mikkego, ale jego radykalne poglądy, które mogły zaprzepaścić
szansę na porozumienie z władzą. Gdy Korwin-Mikke zaczął wciskać robotnikom
własne broszurki polityczne, Marian Jurczyk, szef szczecińskiego strajku,
polecił wyprowadzić go silą za bramę stoczni.
Urban i dziewica
Korwin-Mikkego trudno jednoznacznie
zaklasyfikować światopoglądowo. W roku 1978 stworzył niezależne wydawnictwo
Oficyna Liberałów, które wydawało literaturę drugiego obiegu, i był w stanie
wojennym internowany. Ale też współpracował z Jerzym Urbanem, a o generale Wojciechu Jaruzelskim
mówił: „przyzwoity facet, choć komunista”.
„Ofiary stanu wojennego? - kpił. -
Nie żartujmy. Przez pierwsze pół roku stanu wojennego ograniczono ruch drogowy,
co pozwoliło obniżyć liczbę ofiar wypadków o trzy
tysiące”. Urban do tekstów Korwin-Mikkego podchodził z rezerwą, i to nie tylko
z powodu wywrotowych poglądów. „Strach było zamieścić jego tekst, ponieważ to
znaczyło, że nazajutrz, zachęcony, przyniesie 10 nowych” - twierdził Urban.
Pisarska płodność pozostała mu do
dziś. Znajomi twierdzą, że to jego główne źródło dochodów, bo plotkom o grze
na giełdzie stanowczo zaprzecza. Korwin-Mikke pisze felietony do stworzonego
przez siebie w 1990 r, tygodnika „Najwyższy Czas”, wydaje książki (głównie
zbiory własnych przemówień i publikacji prasowych), zapełnia obszernymi
wpisami swój internetowy blog. Można tam znaleźć i pochwałę chilijskiego
dyktatora Augusta Pinocheta, i wykład o tym, dlaczego należy obniżyć wiek
zamążpójścia kobiet - bo „na skutek globalnego ocieplenia i hormonów dojrzewają
szybciej i w przeciwnym razie dziewczyna - nie da rady: puści się, a Trzecie
Prawo Archimedesa powiada: ciało raz puszczone w ruch - puszcza się dalej”.
Ekonomiczny liberalizm Korwin-Mikkego
idzie w parze z ortodoksyjnym wręcz konserwatyzmem światopoglądowym.
Kobieta ma wychodzić za mąż jako dziewica i rodzić mężowi dzieci. Zajmować się
domem i rodziną. „Mężczyzna musi czuć się w pełni właścicielem swojej kobiety.
Tylko wtedy gotów jest harować dla niej i swoich z nią dzieci. Kobietę z
przeszłością porzuca się o wiele łatwiej”.
Zona Janusza Korwin-Mikkego, Małgorzata,
w wywiadzie, którego udzieliła w czasie kampanii prezydenckiej jako kandydatka
na pierwszą damę, przyznała, że całe życie marzyła o byciu gospodynią domową
oraz że jej mąż „lekceważy kobiety, które usiłują konkurować z mężczyznami”.
Małgorzata Szmit, magister
historii UW, wychowała troje dzieci Janusza z pierwszego małżeństwa i troje
ich wspólnych. Jest nieoficjalną asystentką męża. Wyszukuje tematy, które mogą
go zaciekawić, i robi korektę jego teksów.
Dziś, gdy wokół Korwin-Mikkego nie
ma żadnych znanych nazwisk (w przeszłości współpracowali z nim m.in. Julia
Pitera, Cezary Grabarczyk czy Ryszard Czarnecki) - listy wyborcze zapełnia
rodzina nosząca rzecz jasna nazwisko Korwin-Mikke. W wyborach do
europarlamentu startuje syn, dwie synowe i córka Koryn- na. Ta ostatnia
przyznaje, że ojciec wpisał ją na listę bez jej wiedzy. Rzecznik Nowej Prawicy,
Tomasz Sommer, tłumaczy, że na listach wyborczych „część kandydatów jest
tylko po to, żeby zapełnić listy, szczególnie panie, które jak wiadomo
nieszczególnie interesują się tymi wyborami”.
- Co było największym błędem 25
łat transformacji w Polsce? - pytam Korwin-Mikkego.
- Brak pełnej prywatyzacji. Poza
koszarami i paroma budynkami rządowymi nie powinno być cienia własności
państwowej. No i nie zrobiliśmy lustracji. Byłem człowiekiem naiwnym. Nie zastanawiałem
się nad elementarną rzeczą: jeżeli wszystkim rządzi układ, to jakim cudem ten
układ dopuścił do tego, że Antoni Macierewicz został ministrem spraw
wewnętrznych? Wierzyłem, że Macierewicz wykona uchwałę lustracyjną, tymczasem
on jako człowiek układu ujawnił wyłącznie byłych agentów, podczas gdy na sali
sejmowej według różnych szacunków siedziało od 200 do 300 aktywnych esbeków.
Janusz Korwin-Mikke był istotnym
elementem planu lustracyjnego Macierewicza. To on zgłosił w Sejmie projekt
uchwały wzywającej rząd do ujawnienia agentów. Na jej podstawie 4 czerwca 1992
roku Antoni Macierewicz odczytał listy agentów, wśród nich byty nazwiska
prezydenta Lecha Wałęsy i marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego. W wyniku
tych wydarzeń upadł rząd Jana Olszewskiego. Był to jedyny raz, gdy
Korwin-Mikke miał wpływ na wydarzenia polityczne. I jedyny raz, gdy był posłem.
W wyborach 1991 roku nie obowiązywał
próg wyborczy. UPR, zdobywając 2,26 proc. głosów, wprowadziła do Sejmu trzech
posłów. Od tamtego czasu nigdy nie otarła się nawet o próg wyborczy.
W poprzednich wyborach do europarlamentu
w 2009 roku sondaże dawały partii 1-1,5 proc. poparcia, dostała - 1,1 proc.
W 2009 roku Korwin-Mikke opuścił
UPR i założył nową partię przekształconą dwa lata temu w obecny Kongres Nowej
Prawicy.
- Z czego jest pan dumny? - pytam.
Długo milczy i w końcu odpowiada: - Nie mnie oceniać. Napisałem na przykład najlepszą
na świecie książkę o ubezpieczeniach i żadna krytyka jej nie zauważa. Nikt.
Wie pani, co chciałbym, aby pisali w rocznicę mojej śmierci?
-Co?
- Był taki anarchista i radykał,
nazywał się Machajski. Mówił, że robotnicy nie powinni walczyć o socjalizm, bo
socjalizm to rząd nieudacznych urzędników i nieudacznej inteligencji, a nie
klasy robotniczej. W rocznicę śmierci Machajskiego w Związku Radzieckim pisali
o niebezpieczeństwie machajewszczyzny. Ja chciałbym, żeby pisali o
niebezpieczeństwie korwinizmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz