niedziela, 18 maja 2014

Król, gubernator i policja



Oddajcie nam króla bursztynu - apeluje rosyjska prokuratura. Jeśli mnie odeślecie, to mnie tam zabiją - odpowiada zainteresowany.

CEZARY ŁAZAREWICZ

Za zakratowanym oknem widać gdański fort, trochę Starówki i park. Ale żeby się tam dostać, trzeba by było pokonać zasieki z drutu kolczastego i kilkume­trowy mur. W pokoju są tylko surowy stół i trzy twarde krzesła. Na jednym z nich czekam, aż przyprowadzą z celi króla bursztynu. Tak rosyjskie media nazywają 45-letniego Wiktora Bogdana, obywatela Federacji Rosyjskiej pochodzenia polskiego.
 -Źle nie jest - mówi aresztant, który wygląda, jakby wrócił właśnie z treningu fitness: granatowe polo, dres i adidasy. - Mogę stąd zadzwonić do żony, odwiedzają mnie koledzy i nawet ze strażnikami można miło porozmawiać.
W lutym prokurator generalny Fede­racji Rosyjskiej poprosił polskie władze o aresztowanie Wiktora Bogdana i ode­słanie go do Rosji, bo jest on oskarżony o próbę oszukania Federacji Rosyjskiej na podatku VAT. Sam Bogdan twierdzi, że jest niewinny. I nie chodzi wcale o VAT, tylko o łapówki, których nie chciał płacić generałowi policji. Odmówił też wsparcia kandydatów prezydenckiej partii Władimira Putina Jedna Rosja.
Bogdan mówi, że samego procesu w Rosji się nie boi.
- Ale chodzi o to, że jak ja tam wrócę, to mogą mnie zabić - tłumaczy.
Dlatego wszelkimi możliwymi sposoba­mi stara się o pozostanie w Polsce.
Jacek Potulski, obrońca Wiktora Bog­dana, mówi, że jego klient wcale nie prze­sadza. Podczas procesu ekstradycyjnego, który toczy się w Gdańsku, zeznawali już w sądzie koledzy Bogdana. Opowiadali, jak w Rosji próbowano na nich wymusić zeznania obciążające torturami, przysta­wiając im pistolet do głowy.

Z BURSZTYNOWEGO MIASTECZKA
Zanim Wiktor Bogdan stał się ściganym przez Federację Rosyjską, był potentatem w handlu bursztynem. Mieszkał w Jantarnym nad brzegiem Bałtyku w obwodzie kaliningradzkim. To sześciotysięczne miasteczko jest światową stolicą bursz­tynu. Tutaj, w miejscowym kombinacie wydobywa się każdego roku ponad 300 ton tego surowca i tu znajduje się 90 proc. światowych jego zasobów. Stąd bursztyn trafia do Polski, na Litwę, do Chin, USA i wszędzie, gdzie tylko się go sprzedaje.
Były marynarz Wiktor Bogdan zaczynał w bursztynowym biznesie 20 lat temu od detalu. Wtedy bursztyn leżał na ogromnych hałdach przed kombinatem w Jantarnym, bo zakład nie potrafił sprzedać go na Za­chód, czyli do Polski. Bogdan jako pierwszy uzyskał na to państwową koncesję.
- Mnie nie interesowało, żeby handlo­wać na czarno - mówi. - Zarabiałem mniej, ale nie bałem się, że mnie okradną. Mój zakład mieścił się na terenie kombinatu, więc wszystko było pod kontrolą.
To właśnie Bogdan przetarł szlaki i uru­chomił nowe rynki zbytu. Bursztyn kupo­wał w państwowym kombinacie, sortował, obrabiał i sprzedawał dalej. Jednoosobową firmę przekształcił w przedsiębiorstwo za­trudniające 300 osób, które wysyłało towar na cały świat. Zaczynał być znany. Kilka lat temu postanowił nawet wystartować w wyborach do Kaliningradzkiej Dumy Obwodowej. Jednak niestety nie z prezy­denckiej partii Jedna Rosja. W tej sytuacji gubernator obwodu kaliningradzkiego Nikołaj Cukanow wysłał do niego umyśl­nych, którzy przekazali mu informację, by nie ściągał na siebie kłopotów. Zrozumiał.
I się wycofał. Później Nikołaj Cukanow wytłumaczył to osobiście: - Ty zostawisz politykę, a ja zostawię twój biznes.
I słowa dotrzymał. Ale tylko do ostatnich lokalnych wyborów. W Jantarnym partia Putina przegrała z kretesem i było to jedno z nielicznych miast w Rosji, gdzie Jedna Rosja nie ma swojego burmistrza. Guber­natorowi Cukanowowi bardzo się Jantamyj nie podobał. Zwłaszcza że radni nie chcieli wybrać wskazanego przez niego kandydata. A na dodatek nie chcieli słuchać dobrych rad gubernatora, gdy prosił ich o pozwolenie, by kombinat wydobywający bursztyn mógł go wydobywać również na plaży. Radni stawali okoniem i mówili, że chcą rozwijać turystyczne walory miasteczka.
A Wiktor Bogdan, nie bacząc na ostrze­żenia, nową władzę wspierał. I od tego, jak twierdzi, zaczęły się jego kłopoty.
Bogdan: - Po wyborach na sesję rady miejskiej przyjechała policja i zabrała dwóch radnych na przesłuchanie, żeby ich skłonić do głosowania na kandydata gu­bernatora Cukanowa. Ale oni byli twardzi, więc policjanci przekazali ich miejscowym bandytom. Ci wywieźli ich nad jezioro i tam trzymali w zamknięciu. Jednemu z nich udało się nawet przez telefon wezwać policję, ale gdy policjanci przyjechali i dowiedzieli się, o co chodzi, to odmówili pomocy. Innemu radnemu porwali żonę i dziecko i wywieźli na Ukrainę.
Radni napisali potem list protestacyjny do prezydenta Władimira Putina.
- Jeszcze na niego nie odpowiedział - mówi Bogdan.
Ze śledztwa urzędu śledczego Mini­sterstwa Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej w obwodzie kaliningradzkim wynika, że Wiktor Przemysławowicz Bogdan dopuścił się przestępstwa po­legającego na próbie oszustwa. Miała je przeprowadzić zorganizowana grupa przestępcza. Ale nawet rosyjski prokurator we wniosku ekstradycyjnym napisał, że nie zostało ono przeprowadzone do końca wskutek okoliczności. Z nadesłanych do Polski dokumentów wynika, że chodzi o podejrzenie wyłudzenia podatku VAT. Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte 11 lipca 2012 r., gdy Inspekcja Federalnej Służby Podatkowej Rosji zaczęła podej­rzewać trzy firmy o wyłudzenie podatku VAT (ale nie było wśród nich należącej do Bogdana firmy Amber Plus). Przez kolejny rok Wiktor Bogdan był w sprawie tylko świadkiem i stawiał się na każde wezwanie prokuratora.
W maju 2013 r. wyjechał na targi bursztynu do Hongkongu. Zamiast do Jantarnego wrócił do Gdańska, gdzie od kilku lat mieszka i prowadzi firmę. Tu zadzwonił do niego znajomy i ostrzegł przed aresz­towaniem. Według informacji przekazanej przez telefon Bogdan miał być zatrzymany, gdy tylko pojawi się w Rosji.
- Nie miałem czego żałować, bo wie­działem już, że jest po mojej firmie - mówi.
- Gdybym wrócił, straciłbym nie tylko fir­mę, ale też wolność. I miałem rację, bo zaraz zaczęły się przeszukania i zaaresztowali cały bursztyn, który miałem, i maszyny. Wiedziałem, że nie mam tam powrotu.

KRÓL I POLICJA
Ten miły pan, który w gdańskim areszcie stara mi się łamaną polszczyzną opowie­dzieć swoje życie, jest według rosyjskiej prasy „bursztynowym królem”, mózgiem zorganizowanej grupy przestępczej, która w latach 2006-2012 ograbiała Federację Rosyjską z podatku VAT i kontroluje prze­pływ niemal całego światowego eksportu bursztynu.
„Umowa między Kaliningradzkim Kom­binatem Bursztynowym a firmą Wiktora Bogdana, lepiej znanego w pewnych krę­gach jako »Balet«, dała mu niewytłuma­czalne przywileje” - pisze rosyjska prasa.
Według kaliningradzkich gazet przy­chylnych miejscowej władzy to właśnie król bursztynu rządził po ostatnich wyborach Jantarnym poprzez swoich radnych, ale gubernatorowi Cukanowowi udało się po ucieczce Bogdana przywrócić w zbun­towanym mieście porządek. Rozwiązał radę miejską i ogłosił nowe wybory, które odbędą się wkrótce.
Moskiewska prasa przy okazji sprawy „bursztynowego króla” pyta natomiast, kto jest odpowiedzialny za to, że na ro­syjskim bursztynie najwięcej zarabiają Polska i Litwa. „Warszawa i Wilno bogacą się naszym kosztem!” - alarmuje gazeta „Wiersija” i oskarża o bezczynność właśnie gubernatora Cukanowa.
W marcu 2014 r. pierwszy program ogólnorosyjskiej telewizji pokazał repor­taż o działalności szefa MSW w obwodzie kaliningradzkim Jewgienija Marty nowa, który kreuje się na pogromcę mafii bursztynowej. Reporterzy połączyli się przez Skype’a z przebywającym w Polsce Wiktorem Bogdanem, który poinformował ich, że gen. Martynow domagał się od niego łapówki za ochronę.
W programie „Wiesti. Na dyżurze” tłu­maczy: „Swojego czasu przyjechali do mnie ludzie, powiedzieli, że są od Martynowa, i zaproponowali, aby się z nimi podzielić. Zaproponowałem im pięćdziesięć procent. Oni odparli, że to jest śmieszne, że chcą 50 proc., potem 30 proc. Odmówiłem, powiedziałem, że będę robił wszystko w ramach prawa. A oni powiedzieli, że tego pożałuję”.
- I pożałowałem - mówi dziś. - Nie mogłem dać im 50 proc. wpływów, bo ja tyle na tym interesie nie zarabiam. Powiedziałem im tylko, że jak chcecie, to weźcie wszystko sami sobie prowadźcie ten interes - tłu­maczy. - Jak się takim raz da, to zaraz będą chcieli więcej. Bo u nas trzeba się bać dwóch rzeczy: bandytów i policji.
Po chwili dodaje: - Z tym że teraz gorsza jest policja.

SKARGA DO PUTINA
Sprawa Wiktora Bogdana stała się dla Moskwy pretekstem do rozprawy z całym Kaliningradzkim Kombinatem Burszty­nowym i biznesem bursztynowym, który powstał wokół niego. Władze w Moskwie oskarżają dotychczasową dyrekcję o mar­notrawstwo, korupcję i działanie na rzecz obcych podmiotów, dlatego że przez lata kombinat eksportował bursztyn poprzez firmę Amber Plus.
Po rozesłaniu listów gończych za Bog­danem największa na świecie kopalnia bursztynu przeszła w ręce państwowego, moskiewskiego koncernu RosTeh. Na czele kopalni prezydent Putin postawił zaufanego człowieka, który kilka miesięcy temu w ogóle przestał sprzedawać bursztyn firmom zewnętrznym. W związku z tym pracę w Jantarnym straciło kilkaset osób, które były zatrudnione w zakładach ko­operujących z kombinatem.
Dziś całe wydobycie zakładu trafia do Chin, dzięki czemu ceny tej żywicy w Europie skoczyły w ciągu kilku miesięcy dziesięciokrotnie.
Zdaniem Wiktora Bogdana dziś kalinin­gradzkie służby usilnie szukają dowodów przeciwko niemu, by go pogrążyć. Według niego świadków nakłania się do składania fałszywych zeznań.
- Dziesięć miesięcy temu przyszli do mojego dawnego współpracownika, które­mu pomogłem otworzyć firmę - opowiada.
- Zamknęli go i kazali napisać coś, co obcią­ży jego i mnie. Powiedzieli: „Jak napiszesz, to ciebie wypuścimy, a Wiktora będziemy ścigać. A jak nie napiszesz, to zabije cię ktoś w więzieniu, a twoją żonę nauczycielkę oskarżymy o handel narkotykami”. Potem go pobili i wyrzucili z samochodu. Napisał skargę do prezydenta Putina, ale prezydent jeszcze jej nie rozpatrzył.

BĘDZIE DUPA?
W marcu Wiktor Bogdan zjawił się na gdańskich targach bursztynu Amberif. Tam wypatrzyli go agenci rosyjskiej FSB. Zaraz potem dowiedział się od sąsiadów, że jego dom i samochód zostały obfotografowane. Tydzień później wyszedł z domu na zakupy i wtedy dowiedział się, że jest aresztowany.
- Pewnie nasza FSB zawiadomiła waszą FSB - tłumaczy.
Od 24 marca przebywa w areszcie eks­tradycyjnym w Gdańsku. W marcu dostał pozwolenie na pobyt czasowy w Polsce. Stara się też o polskie obywatelstwo, bo jego ojciec był Polakiem, przez wiele lat mieszkał koło Grodna.
Jego żona nadal mieszka w Jantarnym z dziesięcioletnią córką, ale Wiktor Bogdan jest już zdecydowany ściągnąć całą rodzinę do Polski. W kwietniu sąd odrzucił wniosek Bogdana o zwolnienie z aresztu. - Przecież do Rosji im nie ucieknę - mówi Bogdan.
Przed sądem w Gdańsku zeznają znajomi Wiktora Bogdana, którzy mają potwierdzić, że sprawa przeciwko niemu jest polityczna i że po powrocie grozi mu niebezpieczeń­stwo. Część zeznań świadków ze względu na ich bezpieczeństwo jest utajniona. Adwokat Jacek Potulski przypuszcza, że sprawa o ekstradycję powinna się zakończyć przed sądem w czerwcu.
- Co z panem będzie? - pytam Wiktora Bogdana, który nerwowo kręci się na wię­ziennym zydlu.
- Słuchajcie - mówi do mnie. - Jak mnie odeślecie do Rosji, to będzie dupa. Ja się tam naprawdę boję wracać.
- Dlaczego?
- Jak wyjdę na wolność, to wam więcej opowiem. Teraz nie mogę, bo jakbyście to napisali, a ja bym tam musiał wrócić, to na pewno by mnie zabili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz