Kiedyś nie było tego,
co teraz w Kościele mi przeszkadza, tego teatru, mówienia o polityce, szczucia,
opowiadania dyrdymałów – mówi Grzegorz
Markowski wokalista Perfectu. I brat bp.
Rafała Markowskiego, który go spowiada.
Rozmawiała MAGDALENA RIGAMONTI
Wie pan, że widzieliśmy się tu
nad Wisłą 12 lat temu?
Na dole mamy garaż. Tu od lat
gramy próby. Będziemy rozmawiać na „pan”, „pani”, żeby trzymać dystans? Boję
się trochę, że za dużo informacji ze mnie wyciągniesz.
Na śmierć się pan szykuje?
Pytam, bo posłuchałam nowej płyty Perfectu „DaDaDam”. Jest pełna emocji i
prawie cała o odchodzeniu, umieraniu.
Zaraz ktoś sobie dopowie, że już
nic więcej nie nagramy, że to nasze ostatnie piosenki, że Perfect zawiesza działalność. Jak będziemy zawieszać, to oficjalnie
to ogłosimy i wtedy zagramy ostatni koncert. Na razie żadnych rozdziałów nie
chcę zamykać. Zresztą znam takich, co już nieraz zamykali. Ze łzami w oczach
żegnali się z publicznością. A po roku wracali, otwierali kolejny etap. OK, jestem
już stary i nie chcę mi się już tak, jak mi się kiedyś chciało, ale gram,
spalam się, jestem uczciwy wobec ludzi, którzy przychodzą na koncerty. Mówmy
sobie po imieniu.
Masz 61 lat - to niewiele w
porównaniu do chłopaków z Rolling Stones.
I dlatego oni przez rok grają
trasę zło - żoną z 25 koncertów, a my tylko w maju i czerwcu zagramy 26. Jednak
jak patrzę na Marylę Rodowicz, która jest ode mnie osiem lat starsza, to
zazdroszczę jej napędu. Mnie czasami dopada myśl, by być emerytem.
Mógłbyś?
Musiałbym tylko oszczędnie żyć.
Nie, teraz tak sobie myślę, że nie wytrzymałbym. Rozniosłoby mnie. Ty już to
wszystko nagrywasz?
Nagrywam.
OK. Jestem dorosły, wiem, co
mówię.
To samo powiedziałeś mi wtedy,
12 lat temu, i nie chciałeś autoryzować wywiadu.
Teraz też nie chcę. Wystarczy, jak
Agnieszka, nasza menedżerka, przeczyta, czy głupot nie nagadałem. Ja nie mam
e-maila, nie mam komórki.
O brata chciałam zapytać.
O Rafała? Został biskupem. Pracuje
z kard. Nyczem. Oprócz tego, że brat i ta sama krew, to jeszcze przyjaciel.
Kocham go po prostu.
Mówi, że przeszliście podobną
drogę.
Nic w prezencie nie dostaliśmy.
Sami się formowaliśmy, on, jak miał 14 lat, już był w seminarium, ja zacząłem
śpiewać. Nic ani nikt za nami nie stał, nie ułatwiał.
Wiesz, jak to jest, kiedy np.
ojciec jest znanym lekarzem, to i syn, jak będzie chciał zostać lekarzem, to
zostanie.
Twoja córka chciała zostać
piosenkarką i została.
I myślisz, że jej to ułatwiałem?
Wystarczyło nazwisko.
Bzdura. Świadomie jej nie
pomagałem i nie pomagam w karierze. Nie
śpiewała ze mną w zespole, nie zabierałem jej na koncerty, nie promowałem. Są
koledzy, bez których ich córki by nie istniały w show-biznesie.
Początek lat 70., warszawski
Teatr Rampa. Biskup Markowski mówi: „To
był dla Grzesia okres formacji”.
Od pani choreograf słyszałem, że
dupę ciągnę za sobą jak ruski tank. Recenzowała mnie przy całym zespole
teatralnym. Mój zawód to jest robota na granicy obłędu. Niby trzeba wydać parę
dźwięków paszczą, ale jak się temu całkowicie oddam, jak naprawdę szczerze
zaśpiewam „Autobiografię”, „Niepokonanych”, „Niewiele ci mogę dać” albo
„Rycerz, król i mag” to... Nie wiem, do czego to porównać, do skoku na bungee, do narkotyków, do alkoholu.
Do tysiąca orgazmów? Pamiętam,
jak kiedyś o tym marzyłeś.
Magdusia, ja jestem dziadkiem
sześcioletniego Filipka! Jak to mówią: Panie Boże, zabrałeś możliwości,
zabierz i chęci. Mogę mówić o innych organach, o płucach, gardle.
Słyszałam waszą próbę.
I co, OK z tymi organami? Muzyka
mnie kompletnie pochłania. Tak jak Rafała Kościół. W tym jesteśmy podobni. Mnie
po koncercie trzęsie jeszcze dwa dni. Kiedy gramy trzy koncerty w tygodniu, to
cały tydzień chodzę jak galareta.
Widzę też, że z latami emocje
schodzą coraz wolniej. Koncert to jest dla mnie teraz wysiłek psychofizyczny.
Ale pójść w chałtury sobie nie wyobrażam. Jakieś playbacki, półplaybacki. Z
biologicznego punktu widzenia byłoby najlepiej, gdybym miał jeden koncert na
dwa tygodnie, wtedy gardło wytrzymuje, dusza wytrzymuje, wszystko wytrzymuje.
Nie narzekam, żebyś nie myślała. Nie oszczędzam się, nie mogę, nie chcę. Jakby
tak było, to zaraz ktoś by mnie nagrał telefonikiem i by było, że dziadzio
Markowski niedomaga.
A gdy przyjdzie mój czas, gdy
pokryje mnie rdza...
Cytujesz nowy Perfect.
Ten fragment o śmierci.
Dlaczego nie ma na waszej nowej płycie żadnych manifestów
społeczno-politycznych?
Gdyby teksty pisał nam Bogdan
Olewicz, to jak go znam, śpiewalibyśmy teraz jakiś manifest. Ale poprosiliśmy o
nie innych piszących kolegów, m.in. Wojtka Waglewskiego, Roberta Gawlińskiego,
Andrzeja Mogielnickiego. Nawet Jacka Cygana. I to on poszedł w te śmiertelne
tony. A co do manifestów społeczno-politycznych, to gdyby muzycy tak grali, jak
politycy uprawiają politykę, to byłaby to jedna wielka chałtura, dysonans,
fałsz i kompletna amatorka.
Mówisz i o jednej, i o drugiej
stronie sceny politycznej?
Tak, choć w Tusku widzę męża
opatrznościowego. Facet z klasą, który dużo znosi. Pewnie gdybym był na jego
miejscu, to już bym kupił z sześć razy kałacha i kolegów polityków
powystrzelał, a resztę towarzystwa rozpędził. I z prawa, i z lewa, i ze
środka. Mówię oczywiście w przenośni. Większość polskich polityków to mało
wykształceni ludzie, łasi na kasę, na apanaże. Oni powinni służyć nam, a nie
myśleć o tym, jak się nachapać. Opowiem ci coś. W ostatnich miesiącach dostałem
kilka propozycji udziału w reklamach.
A to, żebym wódkę promował, a z Patrycją
jakieś rajtuzy, ubrania. Mówię do córki: „Pundziol, dostaniemy trochę pieniędzy
i potem w majtkach w kropki będziemy na plakatach wisieć?”. Pomyślałem, że
byłbym bezwstydnikiem, gdybym przyjął reklamę lodów, batonów czy gorzałki.
Zresztą jakbym zobaczył reklamę, jak żrę batonika, to bym się zapił w ciągu
miesiąca. Mam jeszcze poczucie wstydu.
A politycy nie mają - to chcesz
powiedzieć?
Przechodzą z partii do partii, z
lewa do prawa, patrząc ludziom w oczy z ekranów telewizorów, kłamią. Nie boją
się własnych żon, Boga się nie boją.
Masz bluzę z napisem „Religion”.
Jestem wierzącym człowiekiem. A bluzę nałożyłem przypadkiem, nie wiedziałem, że będziesz mnie chciała pytać o religię.
Jestem wierzącym człowiekiem. A bluzę nałożyłem przypadkiem, nie wiedziałem, że będziesz mnie chciała pytać o religię.
Ale twoje nowe piosenki właśnie
do takiej rozmowy skłaniają, do pytań o Boga,
Kościół, wiarę.
Chcesz znać historię mojej
religijności? W Józefowie mieszkaliśmy przy kościele i matka nas tam gnała. Mnie to się bardzo podobało. Wtedy nie
było tego, co teraz w kościele mi przeszkadza, tego teatru, mówienia o
polityce. Zresztą, msze się odbywały po łacinie. Wspominam to jako stan
uniesienia. Wspaniały czas formowania się duchowości.
Ucieszyłeś się, kiedy w grudniu
zeszłego roku twój brat został biskupem?
Średnio. Wiesz, jak myślę o swojej córce Patrycji, to wiem, że kolejny sukces jest okupiony jeszcze większym stresem. U Rafała jest to samo. Kiedy został biskupem, to powiedziałem: „Super, pięknie, wspaniale”. Ale pomyślałem od razu też: „Zajedzie się chłopak”. On jest całkowicie oddany Bogu, wierze, ale i instytucji. Nie ma żadnej asekuracji, nie zatrzymuje się, działa. Ja go podziwiam po prostu. Siłą go wyciągam z nami na wakacje.
Średnio. Wiesz, jak myślę o swojej córce Patrycji, to wiem, że kolejny sukces jest okupiony jeszcze większym stresem. U Rafała jest to samo. Kiedy został biskupem, to powiedziałem: „Super, pięknie, wspaniale”. Ale pomyślałem od razu też: „Zajedzie się chłopak”. On jest całkowicie oddany Bogu, wierze, ale i instytucji. Nie ma żadnej asekuracji, nie zatrzymuje się, działa. Ja go podziwiam po prostu. Siłą go wyciągam z nami na wakacje.
Jedzie?
Szantażuję. Mówię: „Zapłaciłem za
te wczasy, więc jak nie pojedziesz, to musisz mi zwrócić...” I podaję podwójną
cenę, żeby się spietrał. Ale i tak sądzę, że on się nie zorientował, że ponad
20 lat temu była denominacja. Oczywiście bierze ten swój kapownik i zapisuje
datę wczasów. Po dwóch tygodniach dzwonię, pytam: „Pamiętasz?” A on: „A kiedy
jedziemy?”. Gdybym nie włączył presji, to pracowałby bez przerwy.
On jest teraz we władzach
Kościoła w Polsce.
I ja bym chciał tego mojego Rafała
sklonować, bo jakby takich oddanych księży było więcej, to ten polski Kościół
byłby inny. Nie twierdzę, że on jest jedyny, że
takich facetów w Kościele brak, ale raz, że ich trochę za mało, a dwa, że są
rozrzuceni po całym kraju. Kler powinien być taką formacją jak legiony rzymskie
- zespół ludzi oddanych Bogu, wierze, sprawie i kompletnie nieczułych na pieniądze,
na błyskotki, na robienie kariery. Chciałbym, żeby każda parafia była takim
oddziałem legionów.
I pewnie w każdej parafii jest
jeden świetny ksiądz.
Ale jak taką parafię porównać do
kapeli rockowej...
No...
Wyobrażasz sobie, że kapela z
jednym dobrym wokalistą i czterema przeciętnymi muzykami odnosi sukcesy? Mam
nadzieję, że dzięki papieżowi Franciszkowi więcej ludzi będzie wstępowało do
seminariów i to oni za 15-20 lat będą kreowali rzeczywistość Kościoła.
Mam rozumieć, że ta obecna ci
się nie podoba?
Nie mam zamiaru generalizować. Są
rzeczy, które mi się nie podobają, jak np. to kłamanie, szczucie, opowiadanie
dyrdymałów w radiu Rydzykowym. Kiedyś tam usłyszałem, że bomby atomowe na Hiroszimę
i Nagasaki spadły dlatego, że to były w Japonii ośrodki chrześcijaństwa.
Zagotowałem się. Moim zdaniem Kościół nie może kłamać, bo wtedy wszystko idzie
w łeb. Wkurza mnie też to łapanie się za takie tematy jak gender, dorabianie filozofii do jakiegoś niegroźnego marginalnego
zjawiska.
Dzwonisz do brata z pretensjami?
O co? Żeby powiedzieć, co myślę na
temat zaangażowania Kościoła w dyskusję o gender albo in vitro? Nie, on zna moje poglądy. Po co mam mu zawracać głowę.
Kilka miesięcy temu spotkaliśmy się z kard. Nyczem. Jeszcze zanim Rafał został
biskupem. Rozmawialiśmy bardzo szczerze. Ale to prywatne rozmowy.
Mogę tylko powiedzieć, że było tak
przyjemnie, że jeszcze moment, a zacząłbym
przeklinać (śmiech). Pilnowałem
się, bo gdzieś tam z tyłu głowy zdaję sobie sprawę, że hierarchowie patrzą na
mnie jak na zwierzę. Magduniu, pytałaś mnie o Kościół.
U jego podstaw leżą dobroć, miłość, współczucie, wybaczenie i właśnie w takim wymiarze jest nam potrzebny. Te wartości
niwelują nasze słabości. Z troską patrzę na młodych, którzy są zajęci wszystkim
oprócz spraw duchowych. Widzę, że Kościół się odnawia, oczyszcza, zmienia,
więc jest szansa, że ich przyciągnie.
Na razie Watykan ogłosił, że w
ciągu ostatnich dziesięciu lat 800 księży pedofilów zostało odsuniętych od
posługi kapłańskiej.
Bardzo trudno jest robić rewolucję
po cichu. Kiedyś Kościoła nikt nie rozliczał, media się nim nie interesowały,
był ponad wszystko. Instytucja bardziej boska niż ludzka, więc nie ma co się
dziwić, że księża wierzyli, że są prawie doskonali. Zresztą do dziś część ludzi
patrzy na księży i na rockandrollowców jak na kogoś niemal boskiego.
Na szczęście każdy ksiądz ma
stałego spowiednika, również po to, by ten go
sprowadzał na ziemię.
Też masz spowiednika?
Nie. Ostatnio kilka razy
spowiadałem się u Rafała, choć wiem, że nie powinno się tego robić. Ale w
soboty i niedziele zwykle jestem gdzieś w rozjazdach, więc dostęp do kościoła
mam ograniczony. Z kolei w tygodniu w ciągu
dnia kościoły są z reguły pozamykane.
To musi być niesamowite, jak
się brat bratu spowiada.
On tak bardzo nie pyta, nie jest
dociekliwy.
0 tysiąc orgazmów nie pyta?
Nie (śmiech). Jeszcze na koniec
mam złamać tajemnicę spowiedzi? Co to, to nie. Mogę o muzyce powiedzieć.
Proszę bardzo.
Trzeba bardzo kochać muzykę, żeby
w tych czasach nagrywać płyty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz