wtorek, 13 maja 2014

Ziobro na podsłuchu



HISTORIA PRZECIEKU Z PRZECIEKU

Odnalazły się nagrania czterech podsłuchanych rozmów Zbigniewa Ziobry z Jaromirem Netzlem To cud, bo prokuratura przez cztery lata twierdziła, że takich taśm nie ma.

MICHAŁ KRZYMOWSKI

Te nagrania pochodzą sprzed siedmiu lat, ale mogą być dziś dużym problemem dla Zbi­gniewa Ziobry. Według Jaromira Netzla, który niedawno ich słuchał, taśmy do­wodzą, że były minister sprawiedliwości popełnił przestępstwo. Były prezes PZU z czasów PiS miesiąc temu zeznał do są­dowego protokołu: „Z treści odtworzo­nej rozmowy (...) jednoznacznie wynika, że Zbigniew^ Ziobro ujawnił wobec mnie tajemnicę śledztwa (...). Dopuścił się przecieku z przecieku”.

Cała historia zaczyna się w letni wieczór 31 sierpnia 2007 r. Prokuratura kierowa­na przez ministra Ziobrę zwołuje konfe­rencję prasową poświęconą przeciekowi z afery gruntowej tropionej przez CBA. Jej zwieńczeniem miało być kontrolo­wane wręczenie łapówki współpracow­nikom wicepremiera Andrzeja Leppera. W sprawie doszło jednak do przecieku i akcja spaliła na panewce.
Multimedialną prezentację przypo­minającą sceny z „Infiltracji” Martina Scorsesego prowadzi prokurator Jerzy Engelking. Odtwarza nagrania z podsłuchów, pokazuje mapy i zapisy monitoringu. Cała Polska widzi, jak były szef MSWiA Janusz Kaczmarek wjeżdża na 40. piętro hotelu Marriott, idzie na spotkanie z biznesme­nem Ryszardem Krauzem i po półgodzi­nie wraca bez krawata. Przekaz jest jasny. Przeciek wyszedł od Kaczmarka i jak po sznurku trafił do Leppera.
Ziobro triumfuje. Dzięki konferencji, która później przejdzie do historii jako „show Engelkinga” ludzie mogą wreszcie zobaczyć, jak działa układ. Poparcie dla PiS rośnie.
Grudzień 2010 r. Nie ma już rządu PiS ani ministra Ziobry. Z konferencji Engel­kinga też zostało niewiele: Kaczmarek został uwolniony od zarzutów. Na posie­dzeniu sejmowej komisji śledczej zeznaje Jaromir Netzel, były szef PZU. Mówi, że w ciągu dwóch tygodni poprzedzających konferencję Engelkinga Ziobro przekazy­wał mu przez telefon informacje ze śledz­twa przeciekowego. Twierdzi, że choć był w tym czasie podsłuchiwany, to nagrań tych połączeń nigdzie nie ma: - Zaginę­ły, bo zadbał o to minister.
Ziobro odpowiada, że to kłamstwo, i szykuje pozew o zniesławienie.


Cudowne odnalezienie
Oskarżenia byłego szefa PZU brzmia­ły niepoważnie. Komisja śledcza do spraw nacisków zaraz po przesłuchaniu Netzla zwróciła się do prokuratury z py­taniem o podsłuchy rozmów byłego szefa PZU i ministra Ziobry. Odpowiedź nade­szła w lutym 2011 r.: „Nie ujawniono ja­kichkolwiek zarejestrowanych rozmów telefonicznych pomiędzy Jaromirem Netzlem a Zbigniewem Ziobrą”. Pod pismem podpisała się wiceszefowa Prokuratu­ry Okręgowej w Warszawie Małgorzata Adamajtys.
Pół roku później stało się coś zadziwia­jącego: rozmowy się odnalazły. O tym, jak do tego doszło, Netzel zeznał do są­dowego protokołu: „W sierpniu 2011 r. w prokuraturze w Rzeszowie prokurator Olewiński przyznał, że w nagranych roz­mowach telefonicznych z moim udzia­łem są rozmowy ze Zbigniewem Ziobrą. Ta wypowiedź nie była protokołowana. Była przypadkowa i wystąpiła na scho­dach. Pan Olewiński powiedział, że on te rozmowy przesłuchał (...) i że one kom­promitują i ośmieszają ówczesnego mi­nistra sprawiedliwości (...). W styczniu 2012 r. odsłuchaliśmy w obecności pana Olewińskiego, Zbigniewa Ziobry i Janu­sza Kaczmarka trzy rozmowy telefonicz­ne z 14, 16 i 17 lipca 2007 r. Czynność ta jest zarejestrowana na taśmie wideo”. Według Netzla prokurator Olewiński na zakończenie tego spotkania spojrzał na Ziobrę i powiedział: „na szczęście nie wszystkie nagrania się odnalazły”. Półto­ra roku później zdarzył się jednak kolej­ny cud: odszukano jeszcze jedną taśmę z Ziobrą, tym razem z dnia poprzedzają­cego prezentację Engelkinga.
Gdzie przez te cztery lata podziewały się zaginione podsłuchy? Netzel nie wie. Podobnie jak były minister, który podczas jednej z rozpraw zeznał, że nie wyda­wał „polecenia usunięcia jakichkolwiek dowodów”.
- A o czym pana zdaniem świadczy ich odnalezienie? - dopytuję Ziobrę.
- O tym, że od czasu, gdy władzę prze­jęła PO, w prokuraturze panuje bajzel. Dobrze, że się odnalazły.

Maty świadek koronny
Do znalezionych nagrań nie ma dostępu, bo sąd trzyma je w kancelarii tajnej i nie dopuszcza do nich dziennikarzy. Mimo to mniej więcej wiadomo, co na nich jest, bo Netzel i Ziobro już po ich odsłuchaniu składali obszerne zeznania.
Wersje oczywiście są różne, ale moż­na wyciągnąć z nich kilka wspólnych wniosków. Po pierwsze, inicjatorem tych kontaktów był Ziobro. Po drugie, nama­wiał on Netzla do dobrowolnych wizyt w prokuraturze i składania zeznań na te­mat Kaczmarka, który już wtedy znajdo­wał się na celowniku służb i prokuratury. Operacja była prowadzona z rozmachem. Na jedno z przesłuchań Netzla prze­prowadzonych w Trójmieście ściągnię­to z Warszawy Pawła Wilkoszewskiego, zaufanego człowieka Ziobry i jego byłe­go asystenta. Użyto do tego wojskowego śmigłowca.
Na tym punkty wspólne się kończą. Z zeznań Netzla: „Ziobro z rozbrajającą szczerością powiedział, że służby wszyst­ko spieprzyły i on teraz musi wszyst­ko naprawiać (...). Dwukrotnie ostrzegł mnie, żebym uważał, bo mnie ktoś chce wmanewrować w jakąś sprawę (...), Pan Ziobro nade mną pracował (...)”.
Z protokołów Ziobry: „Śledztwem żywo się interesowałem (...). Dostałem od organów ścigania sugestię spotka­nia z panem Netzlem, zanim dojdzie do jego spotkania z Kaczmarkiem. Chodziło o jego przesłuchanie celem ustalenia, jak przebiegały relacje. Wiedzieliśmy, że Ja­nusz Kaczmarek nie mówi prawdy i wi­kła w to pana Netzla (...). Prosiłem go, żeby złożył rzetelną relację (...). Uwa­żałem, że te informacje, które przekazuję świadkowi, nie stoją w opozycji do interesu śledztwa”.
Przebieg tych rozmów jest istotny, bo dzień przed konferencją Engelkinga Netzel został doprowadzony do proku­ratury, gdzie zaproponowano mu przy­jęcie statusu małego świadka koronnego. To ważne o tyle, że „Newsweek” dotarł do protokołu oględzin płyty z prezen­tacją multimedialną, z której korzystał Engelking. Z dokumentu wynika, że na płycie brakuje materiałów niekorzyst­nych dla Netzla, które potem pojawiły się na konferencji. Może to oznaczać, że show Engelkinga miał dwie wersje: jed­ną na wypadek, gdyby Netzel zdecydował się na współpracę z prokuraturą, i drugą - gdyby odmówił.
Engelking, któremu mówię o oglę­dzinach jego płyty, jest zaskoczony. Za­pewnia, że prezentacja miała tylko jedną wersję. Tę, którą on przedstawił przed kamerami. Dlaczego w takim razie na płycie badanej przez prokuraturę nie ma materiałów dotyczących Netzla? Nie wiadomo.

Wezwanie do prezesa
Sprawa odnalezionych rozmów Ziobry i Netzla jest zawiła i wielowątkowa. Ze­znania zawierające relacje z tych kontak­tów w jednych miejscach są sprzeczne, w innych - zgodne, a w jeszcze innych prowadzą w boczne uliczki wiodące do nowych wątków. Jednym z nich jest lip­cowe spotkanie w cztery oczy, na które Ziobro i Netzel umówili się podczas rozmowy telefonicznej.
Do spotkania doszło w Ministerstwie Sprawiedliwości dwa tygodnie przed show Engelkinga. Według wersji byłego prezesa PZU Ziobro wypytywał o związ­ki Lecha Kaczyńskiego z Ryszardem Krauzem. Sprawa kilkakrotnie prze­wijała się podczas obrad komisji śled­czej. Niby pachniała skandalem, gdyby dać wiarę opowieściom Netzla, trzeba by uznać, że były minister szukał haków na prezydenta, ale w PiS nikt się nią nie przejmował.
Temat niespodziewanie wrócił w sierp­niu 2011 r., gdy Jarosław Kaczyński spot­kał w warszawskiej prokuraturze Netzla z Kaczmarkiem. Podczas przesłucha­nia były szef PZU poruszył wątek rze­komego zainteresowania Zbigniewa Ziobry „biznesowymi relacjami pomiędzy śp. Lechem Kaczyńskim a Ryszardem Krauze”. Kaczyński zareagował na to z irytacją: „Muszę złożyć kategoryczne oświadczenie. Mojego śp. brata i Ryszar­da Krauze nie łączyły żadne biznesowe interesy. Nic nie wiem o takim pytaniu Zbigniewa Ziobry”. Chcąc być precyzyj­nym, należałoby dodać, że Lech Kaczyń­ski i Krauze wspólnych interesów nie prowadzili, ale relacje towarzyskie mieli i to całkiem bliskie.
Tyle znalazło się w protokole. Netzel twierdzi jednak, że między nim, Kacz­markiem i prezesem PiS wywiązała się jeszcze rozmowa, której już nie zapisano.
Wspomina: - Premier Kaczyński był zaskoczony informacją o zachowaniu swojego byłego ministra. Spytał nas: „To co? Ziobro wszedł na wysoką górę i sko­czył na głowę?” Chwilę sobie podysku­towaliśmy, Kaczmarek rzucił, że tamto spotkanie też gdzieś się nagrało, a ja do­powiedziałem: „To już pan wie najlepiej, panie premierze, gdzie Ziobro wchodził, bo to pan go przecież wysyłał”.
Cała sprawa najwidoczniej nie dawa­ła Kaczyńskiemu spokoju. Po powrocie z prokuratury wezwał do siebie Ziobrę i zażądał wyjaśnień. Były minister opo­wiedział o tym spotkaniu podczas jed­nego z przesłuchań: „Moja rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim odbyła się po jego przesłuchaniu (...). Nie wiem, czy to było w tym samym dniu, czy następnego dnia, czy dwa dni później. W każdym ra­zie było to zaraz po przesłuchaniu (...). Pytania, jakie zadał mi J. Kaczyński, do­tyczyły okoliczności, czy w trakcie roz­mowy z J. Netzlem rozmawiałem na temat relacji pomiędzy panem Krauze a panem Kaczyńskim”.
Wersja Ziobry dotycząca spotkania w Ministerstwie Sprawiedliwości jest oczywiście odmienna od tego, co opo­wiada były szef PZU: żadnych pytań o Le­cha Kaczyńskiego nie było, a o Krauzem i jego przeszłości opowiadał sam Netzel.
Jak było naprawdę? Nie wiadomo, bo mamy słowno przeciwko słowu. Z jed­nej strony trudno wyobrazić sobie sytu­ację, by Ziobro, w tamtym czasie ważny polityk PiS u szczytu kariery, wypytywał niemal obcego człowieka o tak drażli­wą kwestię jak biznesowe kontakty gło­wy państwa. Ale z drugiej - Netzel jest pewny swego. Twierdzi, że ma dowody na prawdziwość swojej wersji. Gdy py­tam o szczegóły, mówi, że najpierw chce przedstawić je w sądzie.

Nagrywanie mechaniczne
Proces dotyczący odnalezionych rozmów ma jeszcze jeden aspekt - czysto humo­rystyczny. Na początku jednej z rozpraw Netzel poprosił swojego obrońcę o zapy­tanie, czy były minister przypadkiem nie rejestruje przesłuchań na własną rękę. I trafił. Ziobro nagrywał posiedzenie sądu, mimo że nie miał na to zgody.
Opis tej sytuacji trafił do akt spra­wy. W protokole zapisano: „Oskarży­ciel prywatny [Zbigniew Ziobro - przyp. red.] oświadcza, że wyraża ubolewanie, że nagrywał rozprawę bez złożenia sto­sownego wniosku (...). Obrońca wnosi o zapytanie oskarżyciela pływalnego, czy nagrywał ostatnią rozprawę. Oskarży­ciel oświadcza, że nie nagrywał, a jedynie w dniu dzisiejszym mechanicznie włączy ł urządzenie rejestrujące dźwięk z uwagi na zarzuty, jakie były stawiane jego peł­nomocnikowi”. Ziobro zapytany o tę sy­tuację nie zdecydował się na komentarz. Zajście potwierdza za to Netzel.
- Czym Ziobro chciał rejestrować roz­prawę? - pytam Netzla.
- Tabletem. Poprosiłem obrońcę o po­ruszenie tej sprawy, bo byłem pewien, że nagrywa.
- A co to znaczy, że nagrywanie .włą­czył mechanicznie”?
- To taki przypadek a la Ziobro - śmie­je się Netzel. I zwraca uwagę na sprzecz­ność w tłumaczeniu byłego ministra. Nagrywanie włączyło mu się przez przy­padek, ale miało związek z zarzutami for­mułowanymi wobec jego pełnomocnika.
Sam Ziobro poproszony o komentarz bagatelizuje sprawę. Twierdzi, że robie­nie z niej problemu jest śmieszne, bo wie­lu ludzi nagrywa rozprawy bez pytania.

***
W całej sprawie zostały jeszcze dwie za­gadki. Gdzie przez te cztery lata podziewały się zagubione podsłuchy? I jak je odnaleziono? Odpowiedź na te pytania powinna paść wkrótce. Sąd już wezwał na przesłuchanie panią prokurator, któ­ra twierdziła, że „rozmów Netzla z Ziobrą nie ujawniono”.

ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz