HISTORIA PRZECIEKU Z
PRZECIEKU
Odnalazły się
nagrania czterech podsłuchanych rozmów Zbigniewa Ziobry z Jaromirem Netzlem To
cud, bo prokuratura przez cztery lata twierdziła, że takich taśm nie ma.
MICHAŁ KRZYMOWSKI
Te nagrania pochodzą sprzed
siedmiu lat, ale mogą być dziś dużym problemem dla Zbigniewa Ziobry. Według
Jaromira Netzla, który niedawno ich słuchał, taśmy dowodzą, że były minister
sprawiedliwości popełnił przestępstwo. Były prezes PZU z czasów PiS miesiąc
temu zeznał do sądowego protokołu: „Z treści odtworzonej rozmowy (...)
jednoznacznie wynika, że Zbigniew^ Ziobro ujawnił wobec mnie tajemnicę śledztwa
(...). Dopuścił się przecieku z przecieku”.
Cała historia zaczyna się w letni
wieczór 31 sierpnia 2007 r. Prokuratura kierowana przez ministra Ziobrę
zwołuje konferencję prasową poświęconą przeciekowi z afery gruntowej tropionej
przez CBA. Jej zwieńczeniem miało być kontrolowane wręczenie łapówki
współpracownikom wicepremiera Andrzeja Leppera. W sprawie doszło jednak do
przecieku i akcja spaliła na panewce.
Multimedialną prezentację przypominającą
sceny z „Infiltracji” Martina Scorsesego prowadzi prokurator Jerzy Engelking.
Odtwarza nagrania z podsłuchów, pokazuje mapy i zapisy monitoringu. Cała Polska
widzi, jak były szef MSWiA Janusz Kaczmarek wjeżdża na 40. piętro hotelu
Marriott, idzie na spotkanie z biznesmenem Ryszardem Krauzem i po półgodzinie
wraca bez krawata. Przekaz jest jasny. Przeciek wyszedł od Kaczmarka i jak po
sznurku trafił do Leppera.
Ziobro triumfuje. Dzięki
konferencji, która później przejdzie do historii jako „show Engelkinga” ludzie
mogą wreszcie zobaczyć, jak działa układ. Poparcie dla PiS rośnie.
Grudzień 2010 r. Nie ma już rządu
PiS ani ministra Ziobry. Z konferencji Engelkinga też zostało niewiele:
Kaczmarek został uwolniony od zarzutów. Na posiedzeniu sejmowej komisji
śledczej zeznaje Jaromir Netzel, były szef PZU. Mówi, że w ciągu dwóch tygodni
poprzedzających konferencję Engelkinga Ziobro przekazywał mu przez telefon
informacje ze śledztwa przeciekowego. Twierdzi, że choć był w tym czasie
podsłuchiwany, to nagrań tych połączeń nigdzie nie ma: - Zaginęły, bo zadbał o
to minister.
Ziobro odpowiada, że to kłamstwo,
i szykuje pozew o zniesławienie.
Cudowne
odnalezienie
Oskarżenia byłego szefa PZU brzmiały
niepoważnie. Komisja śledcza do spraw nacisków zaraz po przesłuchaniu Netzla
zwróciła się do prokuratury z pytaniem o podsłuchy rozmów byłego szefa PZU i
ministra Ziobry. Odpowiedź nadeszła w lutym 2011
r.: „Nie ujawniono jakichkolwiek zarejestrowanych rozmów telefonicznych
pomiędzy Jaromirem Netzlem a Zbigniewem Ziobrą”. Pod pismem podpisała się
wiceszefowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie Małgorzata Adamajtys.
Pół roku później stało się coś
zadziwiającego: rozmowy się odnalazły. O tym, jak do tego doszło, Netzel
zeznał do sądowego protokołu: „W sierpniu 2011 r. w prokuraturze w Rzeszowie
prokurator Olewiński przyznał, że w nagranych rozmowach telefonicznych z moim
udziałem są rozmowy ze Zbigniewem Ziobrą. Ta wypowiedź nie była protokołowana.
Była przypadkowa i wystąpiła na schodach. Pan Olewiński powiedział, że on te
rozmowy przesłuchał (...) i że one kompromitują i ośmieszają ówczesnego ministra
sprawiedliwości (...). W styczniu 2012 r. odsłuchaliśmy w obecności
pana Olewińskiego, Zbigniewa Ziobry i Janusza Kaczmarka trzy rozmowy
telefoniczne z 14, 16 i 17 lipca 2007 r. Czynność ta jest zarejestrowana na
taśmie wideo”. Według Netzla prokurator Olewiński na zakończenie tego spotkania
spojrzał na Ziobrę i powiedział: „na szczęście nie wszystkie nagrania się
odnalazły”. Półtora roku później zdarzył się jednak kolejny cud: odszukano
jeszcze jedną taśmę z Ziobrą, tym razem z dnia poprzedzającego prezentację
Engelkinga.
Gdzie przez te cztery lata
podziewały się zaginione podsłuchy? Netzel nie wie. Podobnie jak były minister,
który podczas jednej z rozpraw zeznał, że nie wydawał „polecenia usunięcia
jakichkolwiek dowodów”.
- A o czym pana zdaniem świadczy
ich odnalezienie? - dopytuję Ziobrę.
- O tym, że od czasu, gdy władzę
przejęła PO, w prokuraturze panuje bajzel. Dobrze, że się odnalazły.
Maty świadek
koronny
Do znalezionych nagrań nie ma
dostępu, bo sąd trzyma je w kancelarii tajnej i nie dopuszcza do nich
dziennikarzy. Mimo to mniej więcej wiadomo, co na nich jest, bo Netzel i Ziobro
już po ich odsłuchaniu składali obszerne zeznania.
Wersje oczywiście są różne, ale
można wyciągnąć z nich kilka wspólnych wniosków. Po pierwsze, inicjatorem tych
kontaktów był Ziobro. Po drugie, namawiał on Netzla do dobrowolnych wizyt w
prokuraturze i składania zeznań na temat Kaczmarka, który już wtedy znajdował
się na celowniku służb i prokuratury. Operacja była prowadzona z rozmachem. Na
jedno z przesłuchań Netzla przeprowadzonych w Trójmieście ściągnięto z
Warszawy Pawła Wilkoszewskiego, zaufanego człowieka Ziobry i jego byłego
asystenta. Użyto do tego wojskowego śmigłowca.
Na tym punkty wspólne się kończą.
Z zeznań Netzla: „Ziobro z rozbrajającą szczerością powiedział, że służby
wszystko spieprzyły i on teraz musi wszystko naprawiać (...). Dwukrotnie
ostrzegł mnie, żebym uważał, bo mnie ktoś chce wmanewrować w jakąś sprawę
(...), Pan Ziobro nade mną pracował (...)”.
Z protokołów Ziobry: „Śledztwem
żywo się interesowałem (...). Dostałem od organów ścigania sugestię spotkania
z panem Netzlem, zanim dojdzie do jego spotkania z Kaczmarkiem. Chodziło o jego
przesłuchanie celem ustalenia, jak przebiegały relacje. Wiedzieliśmy, że Janusz
Kaczmarek nie mówi prawdy i wikła w to pana Netzla (...). Prosiłem go, żeby
złożył rzetelną relację (...). Uważałem, że te informacje, które przekazuję świadkowi, nie stoją w
opozycji do interesu śledztwa”.
Przebieg tych rozmów jest istotny,
bo dzień przed konferencją Engelkinga Netzel został doprowadzony do prokuratury,
gdzie zaproponowano mu przyjęcie statusu małego świadka koronnego. To ważne o
tyle, że „Newsweek” dotarł do protokołu oględzin płyty z prezentacją
multimedialną, z której korzystał Engelking. Z dokumentu wynika, że na płycie
brakuje materiałów niekorzystnych dla Netzla, które potem pojawiły się na
konferencji. Może to oznaczać, że show Engelkinga miał dwie wersje: jedną na
wypadek, gdyby Netzel zdecydował się na współpracę z prokuraturą, i drugą
- gdyby odmówił.
Engelking, któremu mówię o oględzinach
jego płyty, jest zaskoczony. Zapewnia, że prezentacja miała tylko jedną
wersję. Tę, którą on przedstawił przed kamerami. Dlaczego w takim razie na
płycie badanej przez prokuraturę nie ma materiałów dotyczących Netzla? Nie
wiadomo.
Wezwanie do prezesa
Sprawa odnalezionych rozmów Ziobry
i Netzla jest zawiła i wielowątkowa. Zeznania zawierające relacje z tych
kontaktów w jednych miejscach są sprzeczne, w innych - zgodne, a w jeszcze
innych prowadzą w boczne uliczki wiodące do nowych wątków. Jednym z nich jest lipcowe
spotkanie w cztery oczy, na które Ziobro i Netzel umówili się podczas rozmowy
telefonicznej.
Do spotkania doszło w
Ministerstwie Sprawiedliwości dwa tygodnie przed show Engelkinga. Według wersji
byłego prezesa PZU Ziobro wypytywał o związki Lecha Kaczyńskiego z Ryszardem
Krauzem. Sprawa kilkakrotnie przewijała się podczas obrad komisji śledczej.
Niby pachniała skandalem, gdyby dać wiarę opowieściom Netzla, trzeba by uznać,
że były minister szukał haków na prezydenta, ale w PiS nikt się nią nie przejmował.
Temat niespodziewanie wrócił w
sierpniu 2011 r., gdy Jarosław Kaczyński spotkał w warszawskiej prokuraturze
Netzla z Kaczmarkiem. Podczas przesłuchania były szef PZU poruszył wątek rzekomego
zainteresowania Zbigniewa Ziobry „biznesowymi relacjami pomiędzy śp. Lechem Kaczyńskim a Ryszardem Krauze”. Kaczyński
zareagował na to z irytacją: „Muszę złożyć kategoryczne oświadczenie. Mojego
śp. brata i Ryszarda Krauze nie łączyły żadne biznesowe interesy. Nic nie wiem
o takim pytaniu Zbigniewa Ziobry”. Chcąc być precyzyjnym, należałoby dodać, że
Lech Kaczyński i Krauze wspólnych interesów nie prowadzili, ale relacje
towarzyskie mieli i to całkiem bliskie.
Tyle znalazło się w protokole.
Netzel twierdzi jednak, że między nim, Kaczmarkiem i prezesem PiS wywiązała
się jeszcze rozmowa, której już nie zapisano.
Wspomina: - Premier Kaczyński był
zaskoczony informacją o zachowaniu swojego byłego ministra. Spytał nas: „To co?
Ziobro wszedł na wysoką górę i skoczył na głowę?” Chwilę sobie podyskutowaliśmy,
Kaczmarek rzucił, że tamto spotkanie też gdzieś się nagrało, a ja dopowiedziałem:
„To już pan wie najlepiej, panie premierze, gdzie Ziobro wchodził, bo to pan go
przecież wysyłał”.
Cała sprawa najwidoczniej nie dawała
Kaczyńskiemu spokoju. Po powrocie z prokuratury wezwał do siebie Ziobrę i
zażądał wyjaśnień. Były minister opowiedział o tym spotkaniu podczas jednego
z przesłuchań: „Moja rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim odbyła się po jego
przesłuchaniu (...). Nie wiem, czy to było w tym samym dniu, czy następnego
dnia, czy dwa dni później. W każdym razie było to zaraz po przesłuchaniu
(...). Pytania, jakie zadał mi J. Kaczyński, dotyczyły okoliczności, czy w
trakcie rozmowy z J. Netzlem rozmawiałem na temat relacji pomiędzy panem
Krauze a panem Kaczyńskim”.
Wersja Ziobry dotycząca spotkania
w Ministerstwie Sprawiedliwości jest oczywiście odmienna od tego, co opowiada
były szef PZU: żadnych pytań o Lecha Kaczyńskiego nie było, a o Krauzem i jego
przeszłości opowiadał sam Netzel.
Jak było naprawdę? Nie wiadomo, bo
mamy słowno przeciwko słowu. Z jednej strony trudno wyobrazić sobie sytuację,
by Ziobro, w tamtym czasie ważny polityk PiS u szczytu kariery, wypytywał
niemal obcego człowieka o tak drażliwą kwestię jak biznesowe kontakty głowy
państwa. Ale z drugiej - Netzel jest pewny swego. Twierdzi, że ma dowody na
prawdziwość swojej wersji. Gdy pytam o szczegóły, mówi, że najpierw chce
przedstawić je w sądzie.
Nagrywanie mechaniczne
Proces dotyczący odnalezionych
rozmów ma jeszcze jeden aspekt - czysto humorystyczny. Na początku jednej z
rozpraw Netzel poprosił swojego obrońcę o zapytanie, czy były minister
przypadkiem nie rejestruje przesłuchań na własną rękę. I trafił. Ziobro
nagrywał posiedzenie sądu, mimo że nie miał na to zgody.
Opis tej sytuacji trafił do akt
sprawy. W protokole zapisano: „Oskarżyciel prywatny [Zbigniew Ziobro - przyp.
red.] oświadcza, że wyraża ubolewanie, że nagrywał rozprawę bez złożenia stosownego
wniosku (...). Obrońca wnosi o zapytanie oskarżyciela pływalnego, czy nagrywał
ostatnią rozprawę. Oskarżyciel oświadcza, że nie nagrywał, a jedynie w dniu
dzisiejszym mechanicznie włączy ł urządzenie rejestrujące dźwięk z uwagi na
zarzuty, jakie były stawiane jego pełnomocnikowi”. Ziobro zapytany o tę sytuację
nie zdecydował się na komentarz. Zajście potwierdza za to Netzel.
- Czym Ziobro chciał rejestrować
rozprawę? - pytam Netzla.
- Tabletem. Poprosiłem obrońcę o
poruszenie tej sprawy, bo byłem pewien, że nagrywa.
- A co to znaczy, że nagrywanie
.włączył mechanicznie”?
- To taki przypadek a la Ziobro - śmieje się
Netzel. I zwraca uwagę na sprzeczność w tłumaczeniu byłego ministra.
Nagrywanie włączyło mu się przez przypadek, ale miało związek z zarzutami formułowanymi
wobec jego pełnomocnika.
Sam Ziobro poproszony o komentarz
bagatelizuje sprawę. Twierdzi, że robienie z niej problemu jest śmieszne, bo
wielu ludzi nagrywa rozprawy bez pytania.
***
W całej sprawie zostały jeszcze
dwie zagadki. Gdzie przez te cztery lata podziewały się zagubione podsłuchy? I
jak je odnaleziono? Odpowiedź na te pytania powinna paść wkrótce. Sąd już
wezwał na przesłuchanie panią prokurator, która twierdziła, że „rozmów Netzla
z Ziobrą nie ujawniono”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz