Sesja dla
„Vivy!" z kotkiem i narzeczonym, opowieści o gotowaniu obiadów. Ostra
feministka Kazimiera Szczuka startuje w eurowyborach i ma dla wyborców nowy,
ciepły image.
WOJCIECH CIEŚLA
Sesja zdjęciowa jest
profesjonalna. Między wyznaniami Moniki Richardson, plotkami
z wyższych sfer i zdjęciami piersi Heidi Klum Kazimiera Szczuka przytula
białego kotka i trzyma narzeczonego za rękę. Z ciepłym uśmiechem pozuje w
łazience i w ogródku. Opowiada: „Robert przychodzi z biura, żąda obiadu i
czyta gazetę”.
Albo: „Moja przyjaciółka
astrolożka powiedziała: - To niesamowite, że Robert jest tak konwencjonalnie
męski, leży na kanapie, a ty mu gotujesz”.
Część feministek nie ukrywa, że
teksty o obiadkach oraz kanapie to dla nich niemiły zgrzyt. Nie godzą się na
to, żeby Szczukę - wredną i bystrą złośnicę z teleturnieju „Najsłabsze ogniwo”
- zastąpiła Szczuka w wersji ciepła pańcia. Od kotków i opowieści o obiadkach
wolą Szczukę ze spotu wyborczego, w którym zapewnia, że jakby co, to może dać
w mordę. Albo tę, która niedawno na Kongresie Kobiet krzyczała na Tuska: -
Słaba partia!
Liliana Śnieg-Czapiewska,
przyjaciółka Szczuki: - Wokół Kazi ciągłe pojawiały się plotki, że jest lesbijką, że to, że tamto. Ludzie nie
wiedzieli o istnieniu Roberta. Chciała pokazać, że jest taka sama kobita jak
każda inna. Ze ma w życiu tak samo jak większość z nas. Raz na dekadę można
przecież coś takiego zrobić. Na przykład przed wyborami. Człowiek nie sprzedaje
się, dopóki nie zaistnieje ku temu jakiś ważny powód, prawda?
W oparach testosteronu
Luty 2013 roku. Kazimierę Szczukę
zalewa krew, gdy Janusz Palikot pogardliwie rzuca do wicemarszałek Sejmu
Wandy Nowackiej: - Podświadomie chce zostać zgwałcona.
Słowa Janusza Palikota były skandaliczne
- mówi „Newsweekowi” Kazimiera Szczuka. - Po jego awanturze z Wandą Nowicką na
rok środowisko Kongresu Kobiet zawiesiło kontakty z Palikotem i można było
sądzić, że to już raz na zawsze. W końcu Wanda Nowicka uznała, że jednak przyjmuje
przeprosiny, wraca do współpracy, więc sprawa jakoś została zażegnana.
Mija rok. Luty 2014, salka
konferencyjna w Sejmie, na scenie Szczuka i Barbara Nowacka, córka Izabeli
Jarugi-Nowacldej, posłanki SLD, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. -
Będą naszymi liderkami na listach do Parlamentu Europejskiego - przedstawia je
szef Twojego Ruchu.
- Musimy wchodzić na te listy, które
stwarzają nam szanse, dają równość i uwalniają od tego lęku przed oparami testosteronu,
który ciągle się unosi w polskim parlamencie - deklaruje Szczuka. Ani słowna o
szaleju i seksistowskich tekstach.
- Czy Kazia się zmieniła? -
Liliana Śnieg-Czaplewska nie ma wątpliwości: - Nie. Po prostu w twardej
polityce jest coś za coś. Czasem trzeba się nagiąć. Jak w prawdziwym życiu.
Szczuka jest liderem listy Twojego
Ruchu w okręgu kujawsko-pomorskim. Sama wybrała region, z którego startuje. -
Nie zapomniałam tamtej wypowiedzi Palikota - mówi „Newsweekowi”. - Po niej na
rok środowisko Kongresu Kobiet zawiesiło negocjacje z Palikotem. Dzięki
Wandzie Nowickiej wróciliśmy do tych rozmów, do uzgodnień przed wyborami.
Liliana Śnieg-Czapiewska: -
Namawiałam ich kilka razy na sesję zdjęciową, ale Robert zawsze odmawiał.
Dopiero teraz się złamał.
Robert Kowalski, partner Szczuki:
- Namówiła nas Krystyna Pytlakowska, autorka wywiadu, świetna dziennikarka z
darem przekonywania. Jasne, że ma to związek z kampanią, choć dosyć odległy.
Czy sesja w „Vivie!” to element
kampanii? Warszawski znajomy Szczuki, Krzysztof Benedyk, nie ma wątpliwości:
- Wejście w politykę wymusza pewne rzeczy.
Podziwiam Kazię, to odważna decyzja.
Kazimiera Szczuka: - Już
udzielałam takich wywiadów. Występowałam w programach kulinarnych,
opowiadałam, że lubię gotować, że mam koty i partnera. Jedyną zmianą jest
fizyczne ukazanie się Roberta. Nie sądzę, aby wywiad w kolorowej prasie miał
wpływ na wyniki wyborów. Moje kandydowanie jest jakimś wątkiem w tej rozmowie,
ale zupełnie pobocznym. Pewnie było pretekstem czy okazją, ale to wszystko.
Ludzie, którzy głosują w wyborach do europarlamentu, wciąż stanowią nie tak
liczną część społeczeństwa, bardziej niż inni interesują się polityką. Jeśli
czytają ,yivę!”, to na pewno nie ma to wpływu na ich decyzje.
Na facebookowym profilu Szczuki
pod linkiem do sesji z „Vivy!” zawiedzione komentarze: „Pani Kazimiero, wybory
jasna sprawa, ale »Viva!«? Dlaczego i po co?”. „Pani Kazimiero, po co Pani to
zrobiła?”, „Wywiad i zdjęcia urocze, ale ewidentnie na okoliczność startu w
wyborach, co trochę trąci obciachem”.
Liliana Śnieg-Czapiewska: - Głupie
feministki może jej nie wybaczą. Ale nad głupotą spuśćmy zasłonę
miłosierdzia.
Robert Kowalski: - Znam te
stereotypy. Jak feministka, to obiad może zjeść, ale nie zrobić, a kota
potraktować obcasem, zamiast przytulić.
Znajomy Szczuki z „Krytyki
Politycznej”:
- Kazia robi to, co robić powinna.
Dzięki takim akcjom ma większe szanse. Nikt nie zwraca uwagi na ulotki i
plakaty, wszyscy czytają kolorowe gazetki.
Zaprzyjaźniona ze Szczuką działaczka
samorządowa: - Czytałam ten wywiad. Opowieści o tym, że Robert zostawił dla
niej żonę, trochę mnie poruszyły. O tym się nigdy z nimi nie mówiło. Dla mnie
to o tych kilka zdań za dużo.
Nieoficjalnie wiadomo, że na
obecność partnera Szczuki w wywiadzie i sesji naciskała redakcja „Vivy!”.
Warunek był prosty: Szczuka sama - nie, Szczuka z partnerem - tak.
Wanda Nowicka: - Wszyscy, którzy
znają Kazię, wiedzą, co sobą reprezentuje jako polityczka. To normalna droga.
Od zaangażowania społecznego po partyjne. Bardzo jej kibicuję. Wierzę, że
wygra.
Sesja z „Vivy! ” wypromowała
narzeczonego kandydatki Palikota. „Feministka pokazała partnera!” - ekscytują
się tabloidy. Pytają: „Kim jest Robert Kowalski?”
Tak jak Szczuka ma 48 lat,
najwierniejsi fani programów informacyjnych pamiętają go jako prezentera
„Panoramy” z końca lat 90.
Liliana Śnieg-Czapiewska: -
Wygląda jak generał. Generał Polko, wypisz, wymaluj. Ale gdy go tak nazywam,
strasznie się wkurza.
Po „Panoramie” Kowalski był m.in.
szefem telewizyjnego magazynu kulturalnego „Pegaz”. Gdy wymyślił program
„Dobre książki”, zaprosił Kazimierę Szczukę. Tak się poznali.
Ironia: wówczas, za rządów SLD w
telewizji, był szefem redakcji kulturalnej i uchodził za jednego z najbliższych
współpracowników Sławomira Zielińskiego, szefa Jedynki. Tego samego, którego
na jednej z publicznych imprez - wywołując skandal - Kazimiera Szczuka pocałowała elegancko w rękę.
Gdy w 2004 roku „Dobre książki”
zdjęto z anteny, Kowalski podał się do dymisji. Wkrótce oboje odnaleźli się u
konkurencji, w TVN: ona prowadząc program „Najsłabsze ogniwo”, on produkując
program „Teraz my!”.
Pod koniec rządów PiS Kowalski
kręci „Białe Miasteczko”, dokument o pielęgniarkach protestujących przed
Kancelarią Premiera Jarosława Kaczyńskiego (jedną z bohaterek jest Kazimiera
Szczuka). Publikuje teksty w „Kurierze Białego Miasteczka” wydawanym przez
„Krytykę Polityczną”. W 2011 roku w jednym z programów telewizyjnych
przedstawiany jest jako „dziennikarz związany z Kolorową Niepodległą” - wiecem
i blokadą marszu na 11 Listopada, który współorganizuje Szczuka.
Ale twarz lewicowca nie jest jego
jedyną. Mówi jeden z dziennikarzy: - Kiedy PO objęła rządy, ministrem od dróg
i kolei został Czarek Grabarczyk. Nienawidził spotkań z dziennikarzami. W
którymś momencie próbował ocieplić wizerunek, zaprosił kilku reporterów do
siebie. Ze zdziwieniem odkryłem, że spotkanie organizował Kowalski. Okazało
się, że medialnie doradzał w resorcie.
Andrzej Person, senator PO,
znajomy Kowalskiego: - Kilka lat pracował u Grabarczyka, ma temperament
dziennikarski. Był doradcą medialnym. Grabarczyk dobrze o nim mówił. Robert
dostał też pracę w jakimś prasowym organie PKP. Był chyba nawet jakimś
naczelnym.
Liliana Snieg-Czaplewska: - Śmieje
się, że potrafi już tylko rozmawiać o problemach w kolejnictwie.
Sam Kowalski pracą dla Grabarczyka
nigdzie się nie chwali: - Współpracowałem z jedną z kolejowych spółek,
organizowałem różne wydarzenia dla mediów, poznałem ówczesnego ministra
infrastruktury Cezarego Grabarczyka. Nie byłem jego formalnym doradcą, jedynym
politykiem, któremu doradzałem, jest Kazia. Sukcesy z czasów współpracy z
koleją? Komunikaty dla dziennikarzy pisane były bez błędów ortograficznych i
stylistycznych.
Wioślarz, odżywki, Pasolini
Andrzej Person, jak wielu we Włocławku, wychował się nad rzeką. Tłumaczy: w wioślarstwie nie
wszyscy muszą mieć słuszny wzrost i kupę mięśni. Weźmy takiego sternika:
drobny, mały, ale to od niego zależy, jak siła ośmioosobowej załogi przełoży
się na wynik. Person pamięta z młodości, że Robert Kowalski był dobrym
sternikiem.
Senator Person wzdycha na wspomnienie,
jak przez osiem lat, do 2012 r., Kowalski żył w drodze. W Warszawie pracował w
mediach i doradzał politykom PO, we Włocławku rządził Włocławskim Towarzystwem
Wioślarskim (za jego namową Kazimiera Szczuka zapisała się do wioślarzy).
Były współpracownik Kowalskiego z
Włocławka: - Był swobodnym szefem. Formalności nie były mu w głowic, za to
abstrakcyjne pomysły, owszem. Z Kazią założyli u wioślarzy dyskusyjny klub
filmowy. Widział pan kiedyś wioślarza? On marzy o odżywkach i żeby się wyspać,
a nie gadać o Pasolinim. Dlaczego Robert przestał być prezesem? Nie wiem, może
się obraził.
Pan i pani
Od dwóch lat były sternik Robert
Kowalski w soboty pojawia się w Polskim Radiu przy ul. Malczewskiego w
Warszawie, żeby prowadzić program „Stemiczki”, audycję publicystyczną z
udziałem aktywnych kobiet. Program mocno feministyczny.
Wśród gości regularnie pojawia się
partnerka prowadzącego. Wypowiada się na wiele tematów: audycja o referendum
edukacyjnym, o szkolnictwie wyższym , o religii na maturze. Sprawa Madzi z
Sosnowca? O Euro 2012? O agencie Tomku? Też. Bystra
i kontrowersyjna, pomaga prowadzącemu „Sterniczki” podgrzewać dyskusję.
Narzeczony w programie konsekwentnie tytułuje ją „pani”. - Śmieszne, do
programu pewnie przyjeżdżają jednym samochodem, a w eterze formalnie, „pan”, „pani”. Zawsze to nas bawi - opowiada jedna z
producentek z Malczewskiego.
Radosław Kazimierski, rzecznik
Polskiego Radia, pytany o „Stemiczki”, na wszelki wypadek od razu przekonuje,
że praca Kowalskiego nie ma związku z kampanią wyborczą. Wystarczy spojrzeć na
daty: „Robert Kowalski prowadzi »Stemiczki« od lutego 2012 roku. Kazimiera
Szczuka była ostatni raz gościem audycji 15
lutego br. W tym roku w »Stemiczkach« pojawiła się tylko raz. Poprzednio była w
tej audycji 28 grudnia 2013”
- pisze w e-mailu.
O kampanii nie ma więc mowy Robert
Kowalski potwierdza: - W tym roku Kazia była w mojej audycji tylko raz, w
lutym. Odkąd zaczęła rozważać start w wyborach, przestałem ją zapraszać.
Czekając na zmianę
Luty 2014 r., salka w Sejmie,
prezentacja kandydatek Twojego Ruchu, Kazimiera Szczuka i Barbara Nowacka.
Jeden z dziennikarzy pyta, ilu posłów liczy Parlament Europejski.
Konsternacja. - Nie jesteśmy w
szkole, jeśli pan jest dobrze przygotowany, to proszę założyć, że my też. Nie
rozumiem, dlaczego pierwszym pytaniem, jakie ma pan do nas, jest od razu
podważanie naszych kompetencji? - denerwuje się Nowacka.
Szczuka, zaskoczona sytuacją,
potakuje.
Andrzej Person: - Ona się nie
nadaje do brutalnych walk politycznych. Ma ostry charakter, ale wynika on z
kindersztuby, z wykształcenia, a nie zamiłowania do intryg i gier. Nie sądzę,
żeby jej się spodobała twarda polityka.
Wanda Nowicka: - Jeśli wejdzie do
Parlamentu Europejskiego, czeka ją to, co każdego nowicjusza - szok. Zmiana
jest radykalna, wiem, bo ją już przećwiczyłam. Nagle człowiek przestaje być
postrzegany jako fachowiec, ekspert w swojej dziedzinie, za to na gorąco jest
rozliczany ze wszystkiego, co mówi. Media, które wcześniej głaskały, zmieniają
nastawienie, czekają na każde potknięcie. Zmuszają do wypowiedzi na tematy, o
których nie mamy ochoty się wypowiadać. Ale jeśli Kazia wejdzie do polityki, to
już w niej zostanie. Trzymam za nią kciuki.
Sama Szczuka po trzech miesiącach
kampanii jest optymistką: - Polityka nie jest dziedziną dla wybrańców. Jest
tak, jak mówiła Magda Środa: niesłusznie kobiety się boją, że to coś groźnego
i niebezpiecznego, brudna walka i wystawianie się na strzały. To konkretna
praca. Męcząca, ale ciekawa. Nie ma się czego bać. Panowie nie mają tu żadnych
magicznych umiejętności. Kobiety śmiało mogą wchodzić do polityki.
Piątek, 16 maja, tydzień do
wyborów. Kazimiera Szczuka wrzuca na Twittera fotkę z przedwyborczej trasy po
Kujawach: stoi pod tablicą z nazwą miejscowości Grzeczna Panna.
jak dobrze, że już nie opłacam abonamentu rtv, nie mogę ścierpieć tego kowalskiego, czekam aż pis wygra wybory i wywali go z hukiem z publicznego radi
OdpowiedzUsuńTen Kowalski to debil mówi że monokulturowość Polski to coś bardzo złego!!
OdpowiedzUsuń