Zaczynał jako
liberał, kończy jako konserwatysta z PiS. Prof. Ryszard Legutko zajął przy
prezesie Kaczyńskim miejsce Ludwika Dorna, którego kiedyś nazywano w partii
trzecim bliźniakiem.
ALEKSANDRA PAWLICKA
Jarosław Kaczyński do krakowskiego domu
Ryszarda . - Legutki przyjeżdża co parę tygodni. Jest stałym gościem
seminariów organizowanych przez profesora specjalnie dla prezesa. Domowa
atmosfera, obiad, psy łaszące się do nóg. Gdy przyjechał po katastrofie
smoleńskiej, powiedział, że poczuł się jak w rodzinnym domu. Po raz pierwszy
od Smoleńska znowu normalnie.
- Te seminaria to nie jest partyjne pałkarstwo, tylko ideowe
debaty o strategiach - mówi polityk PiS i dodaje: Legutko zastąpił prezesowi
Ludwika Dorna, który był wcześniej partnerem do takich rozmów, ale zdradził
PiS.
Czy prof. Legutko ma bezpośredni dostęp do ucha prezesa? -
pytam.
Profesor nie musi startować w wyścigu chłopców do ucha
prezesa ani wysiadywać godzinami na wycieraczce, aby doczekać się audiencji.
Rysiek Legutko to nie jest Rysiek Czarnecki
odpowiada mój rozmówca.
Legutko
O prof. Legutce zrobiło się ostatnio głośno, gdy jako
kandydat na eurodeputowanego z Krakowa poparł decyzję profesorów UJ, którzy nie
zgodzili się | na przyznanie doktoratu honoris causa szefowi Komisji
Europejskiej Jose , Manuelowi Barroso.
Prof. Legutko, także wykładowca UJ, stwierdził, że Barroso
powinien ! po rękach całować profesorów za to, że w ogóle brali jego
kandydaturę pod uwagę oraz że wysoka funkcja bez dodatkowych osiągnięć jest za
niska, by otrzymać zaszczytny tytuł najstarszej polskiej uczelni Według
Legutki, Barroso „nie wyróżnia się niczym szczególnym poza tym, że wygłasza
długie nudne przemówienia w tym swoim języku europejskim”.
Dziwi mnie ocena prof. Legutki, bo rzadko bywa na sali
obrad, gdy przewodniczący Barroso wygłasza w parlamencie comiesięczne
sprawozdanie z pracy Komisji Europejskiej - mówi Róża Thun (PO). Jest podobnie
jak Legutko eurodeputowraną od 2009 r. Dziś oboje startują z Krakowa i prowadzą
najciekawszą chyba rywalizację w Polsce.
Gdy prof. Legutko wypuścił spot wyborczy, w którym w
czterech językach opowiada o dziedzictwie europejskim, Thun odpowiedziała mu
spotem również w czterech językach, w którym mówi, że jeżeli „ktoś przez pięć
lat nie opracował żadnego prawa europejskiego, to może dobrze by było, aby
taki talent filozoficzny nie marnował się w Parlamencie Europejskim”. Thun
przekonuje, że tam jest jeszcze dużo rzeczy do zrobienia i dodaje z uśmiechem:
„Nikt nie mówił, że będzie lekutko”.
Międzylądowanie
Próbuję zapytać Ryszarda Legutkę, co z pięcioletniej pracy w
Strasburgu uważa za swoje najważniejsze osiągnięcie, ale nie chce
rozmawiać z „Newsweekiem”. Występuje w mediach prawej strony: „Gazecie
Polskiej” „wSieci” „Do Rzeczy” „Naszym Dzienniku”. W imieniu profesora
odpowiada jego asystent Mirosław Sanek. Twierdzi, że najważniejszymi
osiągnięciami szefa w PE są raporty o Rosji i Ukrainie.
W ogóle nie przypominam sobie pracy prof. Legutki nad
raportem o Ukrainie, a przygotowywałem go od początku do końca - mówi Jacek
Saryusz-Wolski, europoseł PO i członek komisji spraw zagranicznych europarlamentu.
- A jeśli chodzi o raport o Rosji, jego twórcą nie był, ale jeśli ktoś
dopisuje w aneksie do raportu swoje uwagi, to zwykle uznaje się go za
współautora. W ten sposób raport może mieć i kilkunastu autorów.
Zaglądam do zestawienia VoteWatch Europę, niezależnej
organizacji monitorującej pracę urzędników unijnych instytucji. Wyniki prof
Legutki na tle średniej polskich eurodeputowanych nie imponują. Raportów o
istotnym znaczeniu - 0. Poprawek do raportów - 31 (przy czym średnia polska to
63). Jedyna kategoria, w której aktywność europarlamentama prof. Legutki jest
wyższa niż średnia krajowa (czterokrotnie) to podpisane rezolucje. Tyle że
rezolucje nie mają żadnego znaczenia legislacyjnego, są jedynie opiniami.
Prof. Legutko to wybitna sprawność intelektualna, jego
wystąpień wygłaszanych nienaganną angielszczyzną
słucha się z przyjemnością, lecz ich wykwintna forma jest zwykle pozbawiona
treści mających wpływ na debatę. Aktywność profesora w europarlamencie jest
równie marginalna jak aktywność frakcji konserwatystów, do której należy -
ocenia Jacek Saryusz-Wolski.
Prof. Legutlco lubi powtarzać partyjnym kolegom, że odkąd zaczął
pracę w Strasburgu, ma wreszcie czas na czytanie
książek, a dzięki licznym podróżom i międzylądowaniom zdołał ukończyć pisaną
od 20 lat, liczącą blisko 700 stron, książkę o Sokratesie.
Zaufany
Ma 65 lat, jest profesorem
filozofii. Gdy zaczynał studia, nie można było wybrać filozofii jako pierwszego
kierunku, więc zaczął od anglistyki. Stąd dobra znajomość języka. Jeszcze jako
student zaangażował się w działalność nieformalnej grupy Mirosława
Dzielskiego, opozycjonisty i filozofa, twórcy tzw. antykomunizmu twórczego,
który zakładał współpracę z reżimem komunistycznym w zamian za wprowadzenie
liberalizmu gospodarczego. Dzielski był kontrkandydatem Janusza Onyszkiewicza
na stanowisko rzecznika prasowego pierwszego zjazdu Solidarności w Gdańsku w
1981 r. Legutko uchodził za jego pierwszego ucznia.
- W środowisku „Znaku” i
„Tygodnika Powszechnego”, z którymi współpracował, miał opinię zatwardziałego
liberała gospodarczego - wspomina Jarosław Gowin.
- Jako wykładowca uniwersytecki
był niezwykle pryncypialny. Nie znosił kompromisów. Bardzo mi zaimponował w
stanie wojennym, gdy na znak protestu z dnia na dzień zaczął do wszystkich
pracowników instytutu, którzy nie odeszli z PZPR, mówić na pan i pani.
Gowin i Legutko razem zaczynali
przygodę w polityce parlamentarnej. Startowali wprawdzie z list różnych
partii, ale ponieważ był rok 2005 i wybory odbywały się w oczekiwaniu na
PO-PiS, prowadzili wspólną kampanię. - Na spotkaniach z wyborcami spijali
sobie z dzióbków. Byli w świetnej komitywie - wspomina krakowski działacz Platformy.
Legutko i Gowin startowali do Senatu,
obaj zdobyli mandaty, ale gdy znaleźli się w parlamentarnych ławach, z ich
współpracy niewiele pozostało. Podobnie jak z PO-PiS. - Rysiek bardzo szybko
przeszedł ewolucję. Stał się jednym z najbardziej zaufanych ludzi prezesa Pis
- mówi Gowin.
W 2007 roku, gdy rozpadła się
rządowa koalicja PiS-LPR-Samoobrona, premier Jarosław Kaczyński zaproponował
Legutce objęcie Ministerstwa Edukacji po Romanie Giertychu. Trwały protesty
nauczycieli, którzy domagali się podwyżek. - Premier chciał, żeby Legutko
rozpoczął z nimi negocjacje, ale on oświadczył na posiedzeniu rządu, że to
niemożliwe, bo z rozmów z ministrem finansów wynikało, że nie ma szans na
podwyżki. Pamiętam, że to stawianie się premierowi i demonstrowanie autonomii
wielu ministrów irytowało - wspomina Elżbieta Jakubiak, wówczas minister
sportu.
Legutko był ministrem przez trzy
miesiące. PiS zdecydowało się na przedterminowe wybory, które przegrało.
Legutko również. Nie zdobył mandatu i wtedy na ratunek przyszedł mu Lech
Kaczyński, proponując objęcie stanowiska sekretarza stanu w kancelarii
prezydenta.
- Najmocniejszym doświadczeniem politycznym
pracy u prezydenta była dla prof. Legutki rażąca niesprawiedliwość
oceny Lecha Kaczyńskiego. Gdy konfrontował to, co widział, z tym, co mówili
politycy przeciwnych partii i media, był wściekły - mówi Mirosław Sanek.
Legutko był jednym z pierwszych,
którzy po katastrofie smoleńskiej zaczęli głosić, że pośrednią jej przyczyną
była zmasowana krytyka, a właściwie nagonka na Lecha Kaczyńskiego. Sformułował
tezę o panoszącym się w Polsce antykaczyzmie. Zjawisko opisał w książce o takim
tytule.
Czym jest antykaczyzm? W 2010 roku
prof. Legudco tłumaczył to Igorowi Jankę: „Antykaczyzm to nie
jest zwykła niechęć do partii, (...) to jest nienawiść. Zwolennicy PiS są
traktowani jak niższe plemię, które powinno zniknąć i być usunięte jak
nowotwór. Walka z nimi to święta wojna, to dzisiejszy dżihad, gdzie wszystkie
środki są dozwolone i wszystkie zasady mogą być złamane”.
W innym wywiadzie dodawał: „Z powodu
antykaczystowskiego wariactwa, jakie ogarnęło sfery rządzące i część polskiego
społeczeństwa, wszystko jest lepsze, nawet lokajstwo wobec Rosjan, nawet upokarzanie
państwa polskiego, byle tylko nie wzmocniło się PiS. To jest chore”.
Do antykaczyzmu wraca także
podczas obecnej kampanii wyborczej. Na spotkaniach z wyborcami tłumaczy, że
antykaczyzm to efekt narodowych kompleksów: tego, że przez dziesięciolecia
Polacy żyli w systemie zniewalającym, że nasze elity zostały wymordowane i
jako naród mamy z tego powodu poczucie niższości. Nie pragniemy więc wolności i
suwerenności, ale jedynie tego, by o nas dobrze mówiono. Gdy PiS próbuje
używać innego niż obowiązujący w głównym nurcie języka, jest oskarżane o - jak
to nazywa prof. Legutko - zbrodniomyśl.
Prof. Legutko przekonuje swoich wyborców, że praca w Parlamencie
Europejskim tylko utwierdziła go w przekonaniu, że Polacy przez lata komunizmu
byli zmuszani do modernizacji na sposób sowiecki, a teraz są zmuszani do
modernizacji na sposób europejski. A przecież w rzeczywistości to nic innego
jak tylko „prikaz każący zapominać o naszej polskości, naszej kulturze, naszej
tradycji”.
Jako przejawy tego szkodliwego modernizowania
wymienia: walkę z krzyżem, promowanie gender, batalię o
prawa dla homoseksualistów. W sprawie krzyża przegrał. W 2009 r. nazwał
wrocławskich licealistów organizujących debatę na temat obecności krzyża w
szkołach „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami”, a samą
inicjatywę „szczeniacką zadymą”. Pozwany do sądu przez uczniów, wspieranych
przez Helsińską Fundację Praw Człowieka, próbował początkowo zasłaniać się
mandatem eurodeputowanego, ale sąd uznał, że zajście miało miejsce, gdy był
jeszcze prezydenckim ministrem, i immunitet nie pomoże. Przegrał we
wszystkich instancjach. Po czterech latach procesu Sąd Najwyższy nakazał
Ryszardowi Legutce przeproszenie licealistów.
- Mocno przeżył tę sprawę. Zamknął
się w sobie i nie chciał o niej rozmawiać - mówi Sanek. - Profesor uznał, że wyrok
jest niesprawiedliwy nie tylko dla niego, ale przede wszystkim jest krzywdzący
dla polskiej tradycji i rodziny. Podważa naturalny porządek rzeczy, bo przecież
nie powinno być tak, że starszy człowiek nie może zwrócić uwagi młodym.
- On zawsze uważał, że świat
istnieje w oparciu o to, co trwałe, i rolą polityków jest pozostawienie świata
takim, by mogły się w nim odnaleźć nasze dzieci - mówi Elżbieta Jakubiak.
W świecie prof. Legutki nie ma miejsca dla homoseksualistów, którzy domagają
się dla siebie praw. Nazywa ich „świętymi krowami o dużym stopniu
szkodliwości”. W jednym z wywiadów mówi: „Znam wielu homoseksualistów, ale oni
problemy z własną pożądliwością załatwiają sobie sami i na własny rachunek.
Nie chcą zmieniać prawa i nie chcą biegać po ulicach z kolorowymi piórami w
zadkach”.
W spotach wyborczych deklaruje się
jako orędownik zdrowego rozsądku. Występuje w towarzystwie dwóch z trzech
swoich wnuczek (trzecia to jeszcze niemowlę).
Jak łatwo się domyślić, jest
zagorzałym przeciwnikiem ideologii gender. Od początku batalii rozpętanej
przez Kościół mówi z biskupami jednym głosem. Na przedwyborczych spotkaniach
przekonuje: „Unii Europejskiej grozi podążanie w kierunku cywilizacji
śmierci. Wara Unii od naszego wychowania!” Na swojej stronie internetowej
zamieścił petycję, którą radzi wysyłać do urzędów marszałkowskich. Zawiera ona
protest przeciwko wykorzystywaniu funduszy unijnych „do zmuszania dzieci od
wieku przedszkolnego do szkodliwej seksualizacji, łamania barier wstydu i
stosowności. (...) Od czasu systemu komunistycznego nie mieliśmy do czynienia
z podobnie skandalicznym rodzajem nacisku ideologicznego”.
Ideologię gender nazywa „wytycznymi feministycznego politbiura”.
Lenin
Kraków oblepiony jest plakatami prof. Legutki. Wielu mieszkańców żartuje, że łysiejący i z brodą
zawsze przypominał wodza radzieckiej rewolucji, ale po wyborczym liftingu
upodobnił się do niego jeszcze bardziej. „Wypisz wymaluj: Lenin wiecznie żywy!”
- mówią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz