środa, 28 maja 2014

Lewe interesy w prawicowej kasie



SKOK Wołomin udzielał lewych kredytów może nawet na ćwierć miliarda złotych - twierdzi prokuratura. Ale na tej jednej kasie się nie kończy. Żeby uratować z opresji tonące SKOK-i, wszyscy będziemy musieli się zrzucić.

RADOSŁAW OMACHEL

W liczącym ponad 600 lat zamku w Głogówku w czasie szwedz­kiego potopu mieszkał wraz z liczącym dwa tysiące ludzi dworem sam król Jan Kazimierz. Na początku XIX wie­ku gościł tam Ludwig van Beethoven. Dziś z elewacji zabytkowego gmachu odpa­da zagrzybiały tynk, przez przerdzewiały dach cieknie woda. Dekadę temu kupił go prywatny inwestor, miał urządzić w nim eksklu­zywny ho­tel i restaurację.
Nic z tego nie wy­szło. Kiedy poirytowa­ne jego bezczynnością władze gminy próbowały zamek przejąć, okazało się, że hipoteka nieruchomości jest zajęta - pod zastaw ruiny ktoś wziął kredyty na przeszło 10 milionów złotych.
W innej podopolskiej gminie, Głucho­łazach, w centrum miejscowości stoi Dom Wczasowy Polonia. W PRL był oblegany przez turystów. Dziś jest w stanie nie lep­szym niż zamek w Głogówku. Wart jest najwyżej kilkaset tysięcy złotych, a hipote­kę też ma obciążoną sześcioma milionami złotych kredytu.
Dlaczego właściwie ktoś daje kredyty hipoteczne o wartości dużo wyższej niż wartość gwarantującej je nieruchomości? Przecież na tym nie można zarobić?
Zarobić pieniędzy nie sposób, ale wy­prać - owszem. Według prokuratorów SKOK Wołomin, druga w Polsce pod względem wartości aktywów spółdziel­cza kasa oszczędnościowo-kredytowa, na podstawie rozmaitych lewych dokumen­tów porozdawała takich kredytów na pra­wie ćwierć miliarda złotych.


Mniej niż milion
Według gorzowskiej prokuratury kasa udzielała pokaźnych kredytów osobom, które nie powinny dostać złamanego gro­sza nawet na zakup roweru. - Podejrze­wamy, że nawet ok. 200 kredytów mogło zostać udzielonych przez SKOK Woło­min na podstawie sfałszowanych formu­larzy o zatrudnieniu i zarobkach, a także na podstawie wątpliwych zabezpieczeń - mówi prowadząca sprawę Agniesz­ka Leszczyńska z Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.
W większości były to kredyty na sumy pomiędzy 995 a 999 tys. zł. Dlaczego aku­rat tyle? Wygląda na to, że w jakimś stop­niu przez „Newsweek”.
Otóż rok temu pisaliśmy o sprawie, jaką pod nadzorem warszawskiej proku­ratury prowadzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W trakcie śledztwa pro­kuratorzy sprawdzali wszystkie umowy kredytowe na kwoty od miliona złotych w górę. Okazało się, że fikcyjni kredyto­biorcy, tak zwane słupy, ludzie bez istot­nych dochodów i majątku, wzięli od SKOK-u Wołomin przynajmniej 25 min zł i oddali w zamian za nie­wielkie wynagrodzenie swym ta­jemniczym mocodawcom.
Ale skoro prokuratorzy sprawdzali tylko umo­wy na ponad milion, to przestępcy uzna­li, że jeśli chodzi o mniejsze kwoty, to hulaj dusza, pieklą nie ma. - I dlate­go właśnie lewe kredyty zaciągane w 2013 roku były minimalnie niższe niż milion złotych - tłumaczy osoba znająca kulisy postępowania.
Miesięczna rata takiego kredytu - roz­łożonego na przykład na 10 lat - to wraz z oprocentowaniem około 11 tys. zł. Żeby tyle spłacać, trzeba być człowiekiem ma­jętnym. Tymczasem te ogromne po­życzki brali w SKOK-u Wołomin ludzie niezamożni, a jednak w miarę regularnie je spłacali. Jakim cudem?
W zeszłym roku w SKOK-u Wołomin wyraźnie wzrosła liczba udzielanych poży­czek. - Wygląda na to, że ktoś, kto stał za tą całą kombinacją, zaciągał nowe pożycz­ki, żeby spłacić stare zobowiązania - zasta­nawia się prokurator Leszczyńska.
Jaki to ma sens? - Prawdopodobnie w SKOK-u Wołomin prano pieniądze - mówi osoba znająca kulisy sprawy.
Kto kierował pralnią? Ruscy, jak su­geruje jeden z naszych rozmówców, czy raczej rodzimi przestępcy? A może - jak dywaguje jeden z naszych rozmówców - SKOK Wołomin był wykorzystywany przez grupę powiązaną z peerelowskimi służbami specjalnymi?

Anioł
Kasa Krajowa SKOK, czyli instytucja ko­ordynująca działanie kas (i do niedawna główny nadzorca tego systemu), wspiera prawicowe niepokorne media. Twórca fi­nansowej i politycznej potęgi SKOK-u, były prezes Kasy Krajowej Grzegorz Bierecki, jest senatorem PiS, a związana z nim spółka Fratria wydaje PiS-owskie periodyki.
SKOK Wołomin jest trochę z innej baj­ki. Jego twórca i prezes Mariusz Gazda też wydaje swój tygodnik „Dobry Znak”, w którym publikują prawicowi publi­cyści. On sam został kiedyś odznaczony przez mieszkańców ziemi wołomińskiej tytułem Anioła Stróża za wspieranie war­tości patriotycznych. Wspierał je nie tyl­ko słowami, lecz także hojną ręką, m.in. wykładając 20 min złotych na film „1920 Bitwa Warszawska” upamiętniający Cud nad Wisłą.
- Ale relacje Gazdy z Biereckim za­wsze były napięte - mówi były pracow­nik SKOK-u Wołomin. Kasa wywodzi się (inaczej niż większość SKOK-ów, które powstawały najczęściej w zakładach pra­cy, przy komórkach Solidarności) raczej ze „starego układu”. Powstała w jednej z miejscowych spółdzielni mieszkanio­wych (Gajda był jej prezesem), a spółdziel­nie to branża, w której karty rozdawała komunistyczna nomenklatura.
Gazda odmawia komentarza na temat sytuacji w firmie, choć zazwyczaj nie uni­ka rozgłosu - kilka tygodni temu na hucz­nym balu w hotelu Marriott na Okęciu odebrał kolejną nagrodę dla Osobowości Roku. W tym samym czasie gorzowska prokuratura pisała już wniosek o areszt dla wiceprezes SKOK-u Wołomin Joan­ny P. Ttafiła za kratki z zarzutami udzia­łu w zorganizowanej grupie przestępczej i działania na szkodę firmy.
Chodzi oczywiście o te dziwne kredy­ty. Aresztowanie odbyło się w dość dra­matycznych okolicznościach - Joanna P. niedawno została bowiem matką - pra­cownicy wołomińskiego SKOK-u szepczą po kątach, że prokuratorzy zastosowali wobec niej „areszt wydobywczy”, że kilka tygodni w odosobnieniu skłoni ją do zło­żenia zeznań.
Afera wokół wołomińskiego SKOK-u dopiero się rozkręca. Taka reklama z para­grafami w tie to ostatnia rzecz, jaldej w tej chwili potrzebują kasy.

Plus czy minus
- Chyba ich pogięło - wiceprezes jednego z banków komercyjnych nie kryje irytacji planami Komisji Nadzoru Finansowego. KNF chce zaprząc banki do akcji ratowa­nia SKOK-ów z finansowych kłopotów. Kilku bankom, które w ostatnim czasie przymierzały się do przejęcia konkuren­tów, komisja złożyła propozycję: albo przy okazji przejmą którąś z podupadających kas, albo nici z transakcji.
Na razie szantaż się nie powiódł, ża­den ze SKOK-ów nie zmienił właściciela. Dochodowe banki nie mają zamiaru uże­rać się z bankrutami.
- Trzeba zrobić wszystko, żeby insty­tucje przyjmujące depozyty były stabilne finansowo. Ale SKOK-i i banki komercyj­ne to dwa różne modele biznesowe i typy własności. Łączenie ich w jeden organizm jest praktycznie niewykonalne - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związ­ku Banków Polskich.
W spółdzielczych kasach oszczędnoś­ciowo-kredytowych pożycza pieniądze i lokuje oszczędności co dziesiąty dorosły Polak. Zsumowane aktywa kas to prawie 20 mld złotych - mniej więcej 1 proc. war­tości całego polskiego rynku finansowego. Niby nie tak dużo, ale wygląda na to, że bez pomocy finansowej banków nie wyjdą na prostą. Tyle że banki wcale się do tego nie kwapią. Mówią, że to stajnia Augiasza, w której nie sposób się nie pobrudzić.
Prosty przykład - wydawałoby się, że wyliczenie, czy takie instytucje finansowe zarabiają na swej działalności, czy tracą, to prosta formalność. A jednak nie. Same SKOK-i najpierw twierdziły, że w ze­szłym roku zarobiły na czysto 251 min zł, ale parę dni temu prezes Kasy Krajowej Rafał Matysiak sprostował, że jednak zysk wyniósł tylko 83 min zł. Tymczasem KNF szacuje, że 2013 rok kasy zamknęły 400 min strat.
Andrzej Dunajski, rzecznik Kasy Kra­jowej SKOK, tłumaczy te rozbieżności ciągłymi zmianami zasad, na podsta­wie których SKOK-i prowadzą rachun­kowość. W ciągu półtora roku reguły gry zmieniały się już trzy razy, a na 2015 r. Ministerstwo Finansów szykuje kolejną zmianę.
Obrońcy kas uważają, że to celowe destabilizowanie sytuacji finansowej SKOK-ów ze względu na ich powiązania z PiS. Tak naprawdę jednak objęcie kas nowymi rygorami było ceną za otworze­nie przez państwo parasola ochronnego nad klientami SKOK-ów.
Jesienią 2012 roku kasy trafiły pod nadzór KNF, rok później depozy­ty klientów zostały objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Dzięki temu oszczędności Polaków ulo­kowane w SKOK-ach są całkowicie bez­pieczne. Bez gwarancji BFG klienci części kas nie mogliby spać spokojnie.

W ubiegłym tygodniu KNF wprowadzi­ła zarząd komisaryczny w SKOK-u Weso­ła. To czwarty taki przypadek i raczej nie ostatni. Komisja przygotowuje bowiem 18 kolejnych tego typu decyzji (ogółem działa 55 SKOK-ów). W ostatnich kwar­tałach system kas wyraźnie się sypie finansowo.
SKOK-i zawsze oferowały oprocento­wanie lokat terminowych lepsze niż ban­ki. Mniej więc na tych lokatach zarabiały, a na dodatek mniej ostrożnie niż banki do­bierały sobie klientów, którym udzielały pożyczek finansowanych tymi lokatami. Z najnowszego raportu KNF wynika, że w 2013 r. pula przeterminowanych kredy­tów i pożyczek wzrosła w kasach o 10 proc. i wynosi już prawie 4 mld zł. Byłoby więcej, gdyby nie sprzedaż pakietu niespłacanych kredytów luksemburskiej spółce SKOK Holding. Ale i bez tej operacji kasy mają problem z odzyskaniem co trzeciej złotów­ki z udzielonych kredytów i pożyczek.
Na wypadek problemów z egzekucją wierzytelności gwarancją silnych funda­mentów instytucji takich jak banki czy SKOK-i jest kapitał własny. Z ustawy o SKOK-ach wynika, że na każde 100 zł pożyczek kasy powinny mieć 5 złotych własnego kapitału. Tymczasem według inspektorów KNF na koniec 2013 r. mia­ły średnio... minus trzy złote. Żeby spro­stać ustawowym wymogom, należałoby wpompować w kasy 1,4 mld złotych.
Szef KNF Andrzej Jakubiak zażą­dał niedawno, żeby SKOK-i i związa­ne z nimi podmioty sięgnęły głębiej do kieszeni. Z Funduszu Stabilizacyjnego (w którym kasy zbierały środki na czar­ną godzinę), pożyczki z Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych SKOK i dywi­dendy luksemburskiej spółki SKOK Hol­ding miałoby pochodzić 400 min zł na zaspokojenie najpilniejszych potrzeb fi­nansowych. To wciąż o miliard za mało. Wcześniej czy później trzeba będzie za­pukać do Bankowego Funduszu Gwa­rancyjnego, który ma na kontach prawie 13 mld zł. To pieniądze pochodzące głów­nie ze składek banków. A więc pośrednio od nas - ich klientów. Wygląda na to, że będziemy się musieli zrzucić na wypro­wadzenie SKOK-ów na prostą.
ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz