PiS
w kampanii 2010 r. zlecało portrety psychologiczne Donalda Tuska i Bronisława
Komorowskiego. Rok później PO badała przepływy impulsów w mózgach wyborców.
ANNA GILEWSKA, AGNIESZKA BURZYŃSKA
Analizy były prowadzone według metodologii
NLP, czyli programowania neurolingwistycz- nego. Czego można się było
dowiedzieć o Donaldzie Tusku? „Głównym źródłem [jego] motywacji jest
przyjemność, satysfakcja, wpływ i władza. Gra polityczna go cieszy” - czytamy.
Co ciekawe, analiza NLP na potrzeby PiS wypada dla Tuska dosyć korzystnie.
Znajdujemy w niej na przykład takie zdanie, dotyczące relacji Tuska z
Jarosławem Kaczyńskim: „Autentyczny żal po katastrofie smoleńskiej. Ogólne
relacje pod hasłem: jak ty nie zaczniesz - ja też nie zacznę. Zawieszenie
broni. Tusk mimo wszystko jest bardziej otwarty na Kaczyńskiego niż Kaczyński
na niego” - stwierdzają autorzy opracowania.
Odpowiadają też na pytanie, co
może być wyzwaniem dla Donalda Tuska. Jak czytamy, mogą to być m.in. „pytania
o decyzje personalne, związane z odejściem bądź usunięciem z jego otoczenia
najbardziej charakterystycznych postaci. Pytanie, jaki z niego w związku z tym
przyjaciel czy człowiek”. Inny pomysł to „pytanie o fakty i faktyczne dokonania jego rywali politycznych czy
opozycji, za co mógłby ich pochwalić”
Tuska - jak wynika z analizy NLP -
charakteryzuje „żywa gestykulacja, w sytuacjach napięcia i stresu lekko się
uśmiecha, kiedy przekroczy granice, też lekko się uśmiecha, nauczył się
zmieniać tempo wypowiedzi, co nadaje mu plastykę i wyrazistość”.
CZUŁY PUNKT PREMIERA
Identycznej analizie został
poddany wówczas Bronisław Komorowski. Czytamy w niej m.in.: „Podobnie jak u
Jarosława Kaczyńskiego, dla Bronisława Komorowskiego ranga i funkcja
determinują wagę i poczucie własnej wartości. Efekt podobny, choć mechanizm
jest inny”. Zdaniem autorów opracowania „w sytuacji konfrontacyjnej z kimś dużo
niższym rangą Komorowski nie powie »s...aj, dziadu« tylko raczej »kodeks
Boziewicza mówi, że dorożkarz | nie jest w stanie obrazić dżentelmena«”. Symbol
przypisywany Komorowskiemu przed katastrofą smoleńską to „miś koala jednoczący
wszystko na własnych zasadach” Z kolei po katastrofie - „kamień węgielny, słoń
w składzie porcelany”.
W badaniach prowadzonych kilka lat temu dla sztabowców PiS znajdują się
też psychologiczne analizy wypowiedzi medialnych Tuska i Komorowskiego. Na
przykład o wywiadzie z 2009 r. z Piotrem Najsztubem,
w którym Tusk przypomina, że przez lata mówiono o nim „niewyraźny i miękki”,
możemy przeczytać: „Najwyraźniej słowa te trafiają w czuły punkt Donalda
Tuska”. Zdaniem autorów opracowania mogą się wiązać z „wymiarem miłości do ojca
czy też niepewności związanej z miłością ojca i sięgają
wczesnego dzieciństwa” - Niestety, takie badania od dawna pokazują, że Tusk czy
Komorowski wypadają po prostu lepiej niż Kaczyński - przyznaje z rezygnacją
jeden z polityków PiS.
O wnioski z badań chcieliśmy zapytać sztabowców partii, jednak nie
odbierali od nas telefonów. Tydzień temu ujawniliśmy analizę prof. Waldemara Parucha, jedynki do europarlamentu z Lublina. W
wyborach prezydenckich 2010 r. radził on m.in.: „Należy zniszczyć stereotyp
Kaczyńskiego, że jest człowiekiem oderwanym od rzeczywistości, bez samodzielnie
założonej rodziny, bez znajomości spraw »przeciętnego Polaka«”. Paruch przekonywał
m.in., by „bezwzględnie unikać sztampowych wystąpień na mównicy przed
tysiącami ubranych na czarno swoich zwolenników”, za to przedstawiać prezesa
„wplątanego w tłum ludzi ubranych na kolorowo, rozdającego tulipany »Maria
Kaczyńska«”.
Po naszym artykule w sztabie PiS
zawrzało, a współpracownicy Kaczyńskiego przystąpili do poszukiwania „kreta”.
Sam Paruch przekonywał, że jego wyborcze wytyczne to „dokument, który jest dziś
historycznym źródłem” Dopytywany, w jakim zakresie sztabowcy PiS wciąż z nich
korzystają, stwierdził jednak, że „instrumenty kreowania wizerunku są
ponadczasowe”.
DIODY DO GŁÓW
Podobne badania przeprowadzają w
każdych wyborach także sztabowcy Platformy.
We wrześniu 2011 r. w willi
premiera na Parkowej odbywa się specjalna narada przed prezentacją
najgłośniejszego klipu wyborczego: „Oni pójdą na wybory, a Ty Szef rządu jest
niezadowolony. - Zbyt delikatnie, słabe to jakieś - recenzuje. Wspiera go
wówczas Grzegorz Schetyna. - Trzeba dodać zdjęcia Jarosława, gdy przemawia
ostro pod tablicą upamiętniającą Lecha Kaczyńskiego, i rozbudować wątek
kibolski. Dodać mięśniaków z Wiary Lecha. Musimy jechać na ostro - takie
argumenty ma przytaczać Schetyna. Zarówno premier, jak i były wicepremier
skłaniają się ku mocniejszym wersjom klipu,
zawierającym fragmenty wystąpień Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza.
Protestuje ówczesny szef kampanii Jacek Protasiewicz. - Jacek, jak wrócił z
tego spotkania, był wściekły. Mówił, że nie po to podpinał ludziom diody do
głów, żeby koledzy wywrócili mu plan - opowiada pracownik sztabu PO. Platforma
właśnie wtedy zastosowała nowatorską metodę badania reakcji respondentów za
pomocą mierzenia przepływu impulsów elektrycznych przez ich mózgi. Aby
przeprowadzić takie badanie, wystarczą specjalna opaska, zdalny odbiornik
i laptop. Badany musi się tylko wyluzować, założyć
opaskę na głowę i oglądać obrazki.
W tym wypadku były to obrazki
różnych wersji klipu „Oni pójdą na wybory”. Wyniki pokazywały, że ludzie,
widząc Macierewicza czy Kaczyńskiego, reagowali osłabieniem fal mózgowych. To
oznaczało, że nie jest to dla nich ważne. - Okazało się więc, że pokazywanie w
klipie polityków osłabiało przekaz - mówi pracownik sztabu.
Metoda badania fal mózgowych była
sprawdzana jeszcze tak zwanymi fokusami. Ludzie oglądali reklamówkę i po prostu
oceniali, która wersja im się najbardziej podoba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz