środa, 21 maja 2014

Słoń, kret i miś koala



PiS w kampanii 2010 r. zlecało portrety psychologiczne Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego. Rok później PO badała przepływy impulsów w mózgach wyborców.

ANNA GILEWSKA, AGNIESZKA BURZYŃSKA

Analizy były prowadzone według metodologii NLP, czyli programowania neurolingwistycz- nego. Czego można się było dowiedzieć o Donaldzie Tusku? „Głównym źródłem [jego] motywacji jest przyjemność, satysfakcja, wpływ i władza. Gra polityczna go cieszy” - czytamy. Co ciekawe, analiza NLP na potrzeby PiS wypa­da dla Tuska dosyć korzystnie. Znajdujemy w niej na przykład takie zdanie, dotyczące relacji Tuska z Jarosławem Kaczyńskim: „Autentyczny żal po katastrofie smoleń­skiej. Ogólne relacje pod hasłem: jak ty nie zaczniesz - ja też nie zacznę. Zawieszenie broni. Tusk mimo wszystko jest bardziej otwarty na Kaczyńskiego niż Kaczyński na niego” - stwierdzają autorzy opracowania.
Odpowiadają też na pytanie, co może być wyzwaniem dla Donalda Tuska. Jak czyta­my, mogą to być m.in. „pytania o decyzje personalne, związane z odejściem bądź usunięciem z jego otoczenia najbardziej charakterystycznych postaci. Pytanie, jaki z niego w związku z tym przyjaciel czy człowiek”. Inny pomysł to „pytanie o fakty i faktyczne dokonania jego rywali politycznych czy opozycji, za co mógłby ich pochwalić”
Tuska - jak wynika z analizy NLP - charakteryzuje „żywa gestykulacja, w sytuacjach napięcia i stresu lekko się uśmiecha, kiedy przekroczy granice, też lekko się uśmiecha, nauczył się zmieniać tempo wypowiedzi, co nadaje mu plastykę i wyrazistość”.


CZUŁY PUNKT PREMIERA
Identycznej analizie został poddany wówczas Bronisław Komorowski. Czytamy w niej m.in.: „Podobnie jak u Jarosława Kaczyń­skiego, dla Bronisława Komorowskiego ranga i funkcja determinują wagę i poczu­cie własnej wartości. Efekt podobny, choć mechanizm jest inny”. Zdaniem autorów opracowania „w sytuacji konfrontacyjnej z kimś dużo niższym rangą Komorowski nie powie »s...aj, dziadu« tylko raczej »kodeks Boziewicza mówi, że dorożkarz | nie jest w stanie obrazić dżentelmena«”. Symbol przypisywany Komorowskiemu przed katastrofą smoleńską to „miś koala jednoczący wszystko na własnych zasadach” Z kolei po katastrofie - „kamień węgielny, słoń w składzie porcelany”.
  W badaniach prowadzonych kilka lat temu dla sztabowców PiS znajdują się też psychologiczne analizy wypowiedzi medial­nych Tuska i Komorowskiego. Na przykład o wywiadzie z 2009 r. z Piotrem Najsztubem, w którym Tusk przypomina, że przez lata mówiono o nim „niewyraźny i miękki”, możemy przeczytać: „Najwyraźniej słowa te trafiają w czuły punkt Donalda Tuska”. Zdaniem autorów opracowania mogą się wiązać z „wymiarem miłości do ojca czy też niepewności związanej z miłością ojca i sięgają wczesnego dzieciństwa” - Niestety, takie badania od dawna pokazują, że Tusk czy Komorowski wypadają po prostu lepiej niż Kaczyński - przyznaje z rezygnacją jeden z polityków PiS.
   O wnioski z badań chcieliśmy zapytać sztabowców partii, jednak nie odbierali od nas telefonów. Tydzień temu ujawniliśmy analizę prof. Waldemara Parucha, jedynki do europarlamentu z Lublina. W wyborach prezydenckich 2010 r. radził on m.in.: „Nale­ży zniszczyć stereotyp Kaczyńskiego, że jest człowiekiem oderwanym od rzeczywistości, bez samodzielnie założonej rodziny, bez znajomości spraw »przeciętnego Polaka«”. Paruch przekonywał m.in., by „bezwzględnie unikać sztampowych wystąpień na mów­nicy przed tysiącami ubranych na czarno swoich zwolenników”, za to przedstawiać prezesa „wplątanego w tłum ludzi ubranych na kolorowo, rozdającego tulipany »Maria Kaczyńska«”.
Po naszym artykule w sztabie PiS za­wrzało, a współpracownicy Kaczyńskiego przystąpili do poszukiwania „kreta”. Sam Paruch przekonywał, że jego wyborcze wytyczne to „dokument, który jest dziś hi­storycznym źródłem” Dopytywany, w jakim zakresie sztabowcy PiS wciąż z nich korzy­stają, stwierdził jednak, że „instrumenty kreowania wizerunku są ponadczasowe”.

DIODY DO GŁÓW
Podobne badania przeprowadzają w każdych wyborach także sztabowcy Platformy.
We wrześniu 2011 r. w willi premiera na Parkowej odbywa się specjalna narada przed prezentacją najgłośniejszego klipu wyborcze­go: „Oni pójdą na wybory, a Ty Szef rządu jest niezadowolony. - Zbyt delikatnie, słabe to jakieś - recenzuje. Wspiera go wówczas Grzegorz Schetyna. - Trzeba dodać zdjęcia Jarosława, gdy przemawia ostro pod tablicą upamiętniającą Lecha Kaczyńskiego, i roz­budować wątek kibolski. Dodać mięśniaków z Wiary Lecha. Musimy jechać na ostro - takie argumenty ma przytaczać Schetyna. Zarówno premier, jak i były wicepremier skłaniają się ku mocniejszym wersjom klipu, zawierającym fragmenty wystąpień Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macie­rewicza. Protestuje ówczesny szef kampanii Jacek Protasiewicz. - Jacek, jak wrócił z tego spotkania, był wściekły. Mówił, że nie po to podpinał ludziom diody do głów, żeby koledzy wywrócili mu plan - opowiada pra­cownik sztabu PO. Platforma właśnie wtedy zastosowała nowatorską metodę badania reakcji respondentów za pomocą mierzenia przepływu impulsów elektrycznych przez ich mózgi. Aby przeprowadzić takie badanie, wystarczą specjalna opaska, zdalny odbiornik i laptop. Badany musi się tylko wyluzować, założyć opaskę na głowę i oglądać obrazki.
W tym wypadku były to obrazki różnych wersji klipu „Oni pójdą na wybory”. Wyniki pokazywały, że ludzie, widząc Macierewicza czy Kaczyńskiego, reagowali osłabieniem fal mózgowych. To oznaczało, że nie jest to dla nich ważne. - Okazało się więc, że pokazywanie w klipie polityków osłabiało przekaz - mówi pracownik sztabu.
Metoda badania fal mózgowych była sprawdzana jeszcze tak zwanymi fokusami. Ludzie oglądali reklamówkę i po prostu oceniali, która wersja im się najbardziej podoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz