Jeśli firma znajdzie
politycznego protektora w najściślejszym kręgu Jarosława Kaczyńskiego, może
zrobić interes życia. Gorzej, jeśli protektor wypada z gry.
AGNIESZKA BURZYŃSKA
Boleśnie przekonał się o tym jeden z
warszawskich fotografów, który nie otrzymał od PiS 20 tys. zł za wykonane i
użyte w dwóch kampaniach wyborczych zdjęcia. W tej chwili sądzi się z partią i
zamierza zawiadomić Państwową Komisję Wyborczą o nieprawidłowościach w
partyjnych sprawozdaniach. Sprawa dziwi tym bardziej, że kwota nie jest wysoka
w porównaniu z tymi, jakie PiS lekką ręką wydaje w kampaniach.
WYRAZ Twarzy NR 8
Studio Pin-Up przy Nowogrodzkiej w Warszawie. 1 sierpnia
2014 r. Trwa zamówiona przez Izabelę Kloc sesja fotograficzna. Posłanka potrzebuje
zdjęć do kampanii w wyborach uzupełniających do Senatu. Chce zamienić fotel w
Sejmie na fotel senatora. Jak się później okaże, skutecznie. Na miejscu oprócz
fotografa są makijażystka i fryzjerka. Kloc pozuje w zielonej sukience. Włosy
raz ma upięte, raz rozpuszczone.
Cztery dni później otrzymuje 17 wybranych ujęć. W
odpowiedzi prosi o ich obróbkę. Wydaje się zadowolona, choć zgłasza drobne
uwagi: „Prośba moja, aby coś zrobić z moim zdjęciem, żeby nie było aż tak
wyretuszowane, a najlepiej zrobić kompilację jak z Hillary Clinton, tj. upięty
kok ze zdjęcia numer 14 i wyraz twarzy ze zdjęcia numer 9 (ale z retuszem
szyi)” - pisze w e-mailu do fotografa. Prośba zostaje spełniona.
Autor zaczyna delikatnie upominać się pieniądze.
Skrupulatnie wylicza: „Oświetlenie 1000 zł, wykorzystanie studia 500 zł, praca
asystenta światła 500 zł, makijażystka
fryzjerka 700 zł, retusz pięciu fotografii 250 zł, licencja
na wyłączność 1000 zł oraz honorarium fotografa 1000 zł”. Razem prawie 5 tys.
zł netto. Izabela Kloc przestaje odpowiadać na e-maile i SMS-y. Nie odbiera
telefonów.
Autor zdjęć w tym czasie wykonuje jeszcze inne zlecenia o d
partii Prawo i Sprawiedliwość. On i jego współpracownicy zapewniają obsługę
fotograficzną ponad 30 wydarzeń, między innymi miesięcznic katastrofy
smoleńskiej, panelu dyskusyjnego z udziałem Jarosława Kaczyńskiego na Forum
Ekonomicznym w Krynicy czy wizyty prezesa PiS w Rybniku. Usługi zostają
wycenione na prawie 20 tys. zł.
Zapłata jednak nie wpływa na konto. Fotograf najpierw sam wysyła
pismo do skarbnik PiS Beaty Szydło. Zostaje zlekceważony, więc wynajmuje
prawnika. Adwokat wysyła kolejne pisma: do pełnomocnika finansowego komitetu
wyborczego, do biura PiS i do wspomnianej skarbnik partii. Zwraca uwagę, że
zdjęcia wykonane w trakcie sesji Izabeli Kloc zostały wykorzystane wbrew
ustaleniom i z naruszeniem majątkowych praw autorskich. Podobnie jak pozostałe
fotografie, które zostały opublikowane na portalach społecznościowych i do tej
pory można je tam obejrzeć.
Próbujemy wyjaśnić sprawę z samą zainteresowaną. Kloc nie
odbiera telefonu. W jej imieniu odpisuje mąż, który informuje, że posłanka źle
się czuje i skontaktuje się, gdy jej samopoczucie będzie lepsze. Do ubiegłego
piątku parlamentarzystka się nie odezwała.
Ostatecznie autor zdjęć oprócz zapłaty domaga się
dodatkowych 25 tys. zł odszkodowania za złamanie jego praw. - Postano - wiłem
zgłosić sprawę do Państwowej Komisji Wyborczej, bo fotografie były robione i
użyte podczas dwóch kampanii wyborczych. Ciekawe, co znalazło się w złożonych
już sprawozdaniach finansowych - zapowiada autor zdjęć.
Pytam o to Beatę Szydło. Rozmowa przebiega dość dziwnie.
Najpierw skarbnik nie może sobie przypomnieć, o co i
o kogo chodzi, potem odzyskuje pamięć, ale nie do końca. - Jesteśmy w sporze w
tej sprawie, trwa korespondencja, nie uznaliśmy, że te materiały zostały
wykorzystane, za część zdjęć chyba zapłaciliśmy.
- A czy to zostało zawarte w
sprawozdaniu do PKW? - dopytuję.
- Ja dokładnie nie pamiętam tej
sprawy. Muszę sprawdzić - Szydło obiecuje, że wyjaśni problem. Ale dopiero w
przyszłym tygodniu. Zgodnie z umową w kolejnym tygodniu proszę o spotkanie.
Skarbnik nie odbiera telefonu ani nie reaguje na SMS -y. Dziwne pismo od Szydło
dostaje za to fotograf, który upomina się tym razem o zapłatę za zdjęcie,
które zostało wykorzystane podczas niedawnej konwencji Andrzeja Dudy.
Fotografia bezsprzecznie jest autorstwa mojego rozmówcy i została użyta bez
jego zgody. Skarbnik PiS umywa ręce i informuje, że odpowiedzialność za
konwencję i materiały w niej użyte ponosi prywatna firma, która organizowała
imprezę, a nie komitet wyborczy kandydata na prezydenta.
- Przepisy Kodeksu wyborczego
mówią jasno, że to komitet wyborczy prowadzi na zasadzie wyłączności kampanię
wyborczą na rzecz kandydatów - upiera się fotograf.
Politycy PiS, którzy znają sprawę,
nie kryją irytacji. - Powinniśmy zapłacić i mieć to z głowy, a tak narażamy się
na kłopoty z Państwową Komisją Wyborczą - mówi jeden z posłów.
- To nie są wielkie kwoty. Po co
tak ryzykować? - dopytuję.
- Odpowiedź jest prosta. Fotograf
jest kojarzony z Bartłomiejem Rajchertem, byłym dyrektorem zarządzającym biura
PiS, który jest skonfliktowany z Joachimem Brudzińskim. A Joachim jest teraz
królem w partii. Widzi pani, PiS potrafi bardzo dobrze płacić, ale tylko tym,
którzy znajdują się w orbicie prezesa - wyjaśnia polityk.
- A jak to się dzieje, że takie
zlecenia to umowy ustne, niepoparte podpisem pełno - mocnika finansowego albo
skarbnika, którzy są później adresatami roszczeń? - pytam innego polityka
związanego z PiS.
- Dochodzimy do sedna sprawy.
Skarbnik bardzo często jest ostatnią osobą, która dowiaduje się o tym, że ma
zapłacić panu X albo pani Y - mówi i zaczyna opowieść o największej
awanturze o partyjne pieniądze, która do tej pory nie ujrzała światła
dziennego.
500 PIĘKNYCH KOBIET
Siedziba PiS przy Nowogrodzkiej w
Warszawie. Czerwiec 2011 r. Prezes PiS informuje swoich współpracowników, że
wielką partyjną imprezę „Polska najpiękniejszą kobietą w Europie” w hotelu Hilton zorganizuje Stanisław Janecki. Obecny felietonista
tygodnika „wSieci” jest też prezesem firmy Wspólna Sprawa. - Janecki powiedział
prezesowi, że ma wejścia w hotelu Hilton i zapewni najniższą stawkę za
wynajęcie sali - potwierdza inny polityk PiS. Impreza odbywa się 9 lipca.
Jarosław Kaczyński występuje w otoczeniu 500 kobiet. Każda z pań otrzymuje
cebulkę tulipana Maria Kaczyńska.
Sześć dni później do biura PiS
trafia kosztorys przygotowany przez spółkę Wspólna Sprawa. Ceny są gigantyczne.
Razem 312 tys. zł. Wątpliwości budzi niemal każda pozycja dokumentu. Od
wynajęcia sali przez oświetlenie, nagłośnienie, realizację TV, aż po zakup 47 drzewek za ponad 16 tys. zł i cebulek
tulipanów za prawie 13 tys. zł. Zaczyna się korespondencja pomiędzy partią a
wykonawcą. PiS zarzuca, że obraz w realizacji telewizyjnej był niskiej jakości,
dźwięk słaby, 6 0 - osobowa ekipa wymieniona w kosztorysie wystarczyłaby na
produkcję wielkiego koncertu telewizyjnego.
„Koszt produkcji został zawyżony o
200 tys. zł” - informuje w poufnym piśmie do prezesa PiS partyjny skarbnik.
Wskazuje m.in., że ekran LED z obsługą można wynająć za 15-20 tys., a nie za
45. Wynajęcie dwóch plazm to zaledwie 600 zł, a nie ponad 20 tys. zł, a jedna
cebulka tulipana Maria Kaczyńska nie jest warta 26 zł, ale co najwyżej 6 zł.
To zresztą niejedyne kłopoty. „W kosztorysie wymienione zostały również
pozycje, które nie zostały zrealizowane lub były całkowicie zbędne, co może
świadczyć o próbie wyłudzenia pieniędzy od Prawa i Sprawiedliwości” - czytamy
dalej w piśmie. W tym miejscu skarbnik informuje, że drogich plazm nie było w
ogóle, podobnie jak cyfrowego wozu transmisyjnego za 20 tys. zł. Drzewek naliczono
o połowę mniej niż w kosztorysie.
Stanisław Janecki nie widzi
problemu. Pytany przez nas najpierw twierdzi, że był jedynie gościem na tej
imprezie. Po kilku godzinach oddzwania: - Co w tym dziwnego, że firmy kłócą
się o pieniądze? Ja nie wiedziałem o sprawie, bo prowadził ją mój prawnik i
księgowy. A awantura toczyła się właściwie nie pomiędzy moją firmą, ale pomiędzy
moim podwykonawcą, który zgarnął 90 proc. sumy, a PiS - oznajmia.
KRÓLOWIE ŻYCIA I PREZES
To jednak nie wszystko.
Skarbnik partii zwraca uwagę, że
podobny problem wystąpił w grudniu 2010 r., kiedy Janecki zorganizował
konwencję pod nazwą „Ty jesteś Polską”, której
producentem była firma Media Logic z Krakowa. Łączny koszt wyniósł ponad 219
tys. zł. „Już wtedy pojawił się problem pana Janeckiego, polegający na
działaniu bez oficjalnego zlecenia, bez ustalonego budżetu, bez zatwierdzonego
kosztorysu, skutkujący roszczeniem finansowym znacząco przekraczającym
zdroworozsądkową ocenę kosztów organizacji” - to kolejny fragment poufnego pisma.
Największy kłopot w tym, że przykład Janeckiego jest tylko jednym z wielu.
„Podobne praktyki mają miejsce od 2006 r., w szczególności w trakcie kampanii
wyborczych. Nagminna jest sytuacja, w której wybrana grupa osób, która akurat
prowadzi kampanię, przedstawia ofertę jednej firmy (bądź umówionej grupy firm)
w ostatnim podanym terminie, kiedy już nie ma czasu na przegląd rynku, a co
gorsza dla wyniku wyborów, na jakąkolwiek weryfikację i ewentualną rzetelną
poprawę bądź zmianę przyjętych założeń. Wszak nietrudno zauważyć, że na
przykład gdybyśmy zabukowali partie produkcji gadżetów reklamowych trzy
miesiące temu, ich koszt mógłby być o około 70 proc. niższy niż w obecnym
systemie. Temu podobna niegospodarność, nieodpowiedzialność, a można powiedzieć
ludzka nieuczciwość i chęć autopromocji przez wykluczenie systemu
demokratycznej oceny kolejnych grup spin doktorów jest stosowana przez
wszystkie kolejne grupy prowadzące kampanie” - to puenta poufnego dokumentu.
- Każda kampania to kilkanaście milionów
złotych. Wydawanych bez żadnej kontroli. Partie polityczne to świetnie
działające firmy niezwiązane prawem o zamówieniach publicznych. Bez żadnych
regulacji wewnętrznych. Nikt tego nie chce przerwać, bo kiedyś był Kamiński z
Bielanem, potem Jakubiak, Hofman, teraz Brudziński, a jutro królem życia mogę
być ja - przyznaje jeden z polityków PiS.
- Ale to są pieniądze z budżetu
państwa. Pieniądze podatników.
Wszelkie pretensje należy kierować
do Jarosława Kaczyńskiego. Prezes jest tylko jeden.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz