poniedziałek, 23 marca 2015

Awantury o partyjne pieniądze



Jeśli firma znajdzie politycznego protektora w najściślejszym kręgu Jarosława Kaczyńskiego, może zrobić interes życia. Gorzej, jeśli protektor wypada z gry.

AGNIESZKA BURZYŃSKA

Boleśnie przekonał się o tym jeden z warszawskich fotografów, który nie otrzymał od PiS 20 tys. zł za wykonane i użyte w dwóch kampaniach wyborczych zdjęcia. W tej chwili sądzi się z partią i zamierza za­wiadomić Państwową Komisję Wyborczą o nieprawidłowościach w partyjnych spra­wozdaniach. Sprawa dziwi tym bardziej, że kwota nie jest wysoka w porównaniu z tymi, jakie PiS lekką ręką wydaje w kampaniach.

WYRAZ Twarzy NR 8
Studio Pin-Up przy Nowogrodzkiej w War­szawie. 1 sierpnia 2014 r. Trwa zamówiona przez Izabelę Kloc sesja fotograficzna. Po­słanka potrzebuje zdjęć do kampanii w wy­borach uzupełniających do Senatu. Chce zamienić fotel w Sejmie na fotel senatora. Jak się później okaże, skutecznie. Na miejscu oprócz fotografa są makijażystka i fryzjerka. Kloc pozuje w zielonej sukience. Włosy raz ma upięte, raz rozpuszczone.
Cztery dni później otrzymuje 17 wybra­nych ujęć. W odpowiedzi prosi o ich obróbkę. Wydaje się zadowolona, choć zgłasza drobne uwagi: „Prośba moja, aby coś zrobić z moim zdjęciem, żeby nie było aż tak wyretuszowane, a najlepiej zrobić kompilację jak z Hillary Clinton, tj. upięty kok ze zdjęcia numer 14 i wyraz twarzy ze zdjęcia numer 9 (ale z retuszem szyi)” - pisze w e-mailu do fotografa. Prośba zostaje spełniona.

Autor zaczyna delikatnie upominać się pieniądze. Skrupulatnie wylicza: „Oświe­tlenie 1000 zł, wykorzystanie studia 500 zł, praca asystenta światła 500 zł, makijażystka
fryzjerka 700 zł, retusz pięciu fotografii 250 zł, licencja na wyłączność 1000 zł oraz honorarium fotografa 1000 zł”. Razem pra­wie 5 tys. zł netto. Izabela Kloc przestaje odpowiadać na e-maile i SMS-y. Nie odbiera telefonów.
Autor zdjęć w tym czasie wykonuje jeszcze inne zlecenia o d partii Prawo i Sprawiedliwość. On i jego współpracownicy zapewniają obsługę fotograficzną ponad 30 wydarzeń, między innymi miesięcznic katastrofy smoleńskiej, panelu dyskusyjnego z udziałem Jarosława Kaczyńskiego na Forum Ekonomicznym w Krynicy czy wizyty prezesa PiS w Rybniku. Usługi zostają wycenione na prawie 20 tys. zł.
Zapłata jednak nie wpływa na konto. Fotograf najpierw sam wysyła pismo do skarbnik PiS Beaty Szydło. Zostaje zlekce­ważony, więc wynajmuje prawnika. Adwokat wysyła kolejne pisma: do pełnomocnika finansowego komitetu wyborczego, do biura PiS i do wspomnianej skarbnik partii. Zwraca uwagę, że zdjęcia wykonane w trakcie sesji Izabeli Kloc zostały wykorzystane wbrew ustaleniom i z naruszeniem majątkowych praw autorskich. Podobnie jak pozostałe fotografie, które zostały opublikowane na portalach społecznościowych i do tej pory można je tam obejrzeć.
Próbujemy wyjaśnić sprawę z samą zainteresowaną. Kloc nie odbiera telefonu. W jej imieniu odpisuje mąż, który informuje, że posłanka źle się czuje i skontaktuje się, gdy jej samopoczucie będzie lepsze. Do ubiegłego piątku parlamentarzystka się nie odezwała.
Ostatecznie autor zdjęć oprócz zapłaty domaga się dodatkowych 25 tys. zł odszko­dowania za złamanie jego praw. - Postano - wiłem zgłosić sprawę do Państwowej Komisji Wyborczej, bo fotografie były robione i użyte podczas dwóch kampanii wyborczych. Ciekawe, co znalazło się w złożonych już sprawozdaniach finansowych - zapowiada autor zdjęć.
Pytam o to Beatę Szydło. Rozmowa przebiega dość dziwnie. Najpierw skarbnik nie może sobie przypomnieć, o co i o kogo chodzi, potem odzyskuje pamięć, ale nie do końca. - Jesteśmy w sporze w tej sprawie, trwa korespondencja, nie uznaliśmy, że te materiały zostały wykorzystane, za część zdjęć chyba zapłaciliśmy.
- A czy to zostało zawarte w sprawozda­niu do PKW? - dopytuję.
- Ja dokładnie nie pamiętam tej sprawy. Muszę sprawdzić - Szydło obiecuje, że wyjaśni problem. Ale dopiero w przyszłym tygodniu. Zgodnie z umową w kolejnym tygodniu proszę o spotkanie. Skarbnik nie odbiera telefonu ani nie reaguje na SMS -y. Dziwne pismo od Szydło dostaje za to foto­graf, który upomina się tym razem o zapłatę za zdjęcie, które zostało wykorzystane pod­czas niedawnej konwencji Andrzeja Dudy. Fotografia bezsprzecznie jest autorstwa mojego rozmówcy i została użyta bez jego zgody. Skarbnik PiS umywa ręce i informuje, że odpowiedzialność za konwencję i mate­riały w niej użyte ponosi prywatna firma, która organizowała imprezę, a nie komitet wyborczy kandydata na prezydenta.
- Przepisy Kodeksu wyborczego mówią jasno, że to komitet wyborczy prowadzi na zasadzie wyłączności kampanię wyborczą na rzecz kandydatów - upiera się fotograf.
Politycy PiS, którzy znają sprawę, nie kryją irytacji. - Powinniśmy zapłacić i mieć to z głowy, a tak narażamy się na kłopoty z Państwową Komisją Wyborczą - mówi jeden z posłów.
- To nie są wielkie kwoty. Po co tak ryzykować? - dopytuję.
- Odpowiedź jest prosta. Fotograf jest kojarzony z Bartłomiejem Rajchertem, byłym dyrektorem zarządzającym biura PiS, który jest skonfliktowany z Joachimem Brudziń­skim. A Joachim jest teraz królem w partii. Widzi pani, PiS potrafi bardzo dobrze płacić, ale tylko tym, którzy znajdują się w orbicie prezesa - wyjaśnia polityk.
- A jak to się dzieje, że takie zlecenia to umowy ustne, niepoparte podpisem pełno - mocnika finansowego albo skarbnika, którzy są później adresatami roszczeń? - pytam innego polityka związanego z PiS.
- Dochodzimy do sedna sprawy. Skarbnik bardzo często jest ostatnią osobą, która do­wiaduje się o tym, że ma zapłacić panu X albo pani Y - mówi i zaczyna opowieść o najwięk­szej awanturze o partyjne pieniądze, która do tej pory nie ujrzała światła dziennego.

500 PIĘKNYCH KOBIET
Siedziba PiS przy Nowogrodzkiej w Warszawie. Czerwiec 2011 r. Prezes PiS informuje swoich współpracowników, że wielką par­tyjną imprezę „Polska najpiękniejszą kobietą w Europie” w hotelu Hilton zorganizuje Sta­nisław Janecki. Obecny felietonista tygodnika „wSieci” jest też prezesem firmy Wspólna Sprawa. - Janecki powiedział prezesowi, że ma wejścia w hotelu Hilton i zapewni najniższą stawkę za wynajęcie sali - potwierdza inny polityk PiS. Impreza odbywa się 9 lipca. Jarosław Kaczyński występuje w otoczeniu 500 kobiet. Każda z pań otrzymuje cebulkę tulipana Maria Kaczyńska.
Sześć dni później do biura PiS trafia kosztorys przygotowany przez spółkę Wspólna Sprawa. Ceny są gigantyczne. Razem 312 tys. zł. Wątpliwości budzi niemal każda pozycja dokumentu. Od wynajęcia sali przez oświetlenie, nagłośnienie, realizację TV, aż po zakup 47 drzewek za ponad 16 tys. zł i cebulek tulipanów za prawie 13 tys. zł. Zaczyna się korespondencja pomiędzy partią a wykonawcą. PiS zarzuca, że obraz w realizacji telewizyjnej był niskiej jakości, dźwięk słaby, 6 0 - osobowa ekipa wymieniona w kosztorysie wystarczyłaby na produkcję wielkiego koncertu telewizyjnego.
„Koszt produkcji został zawyżony o 200 tys. zł” - informuje w poufnym piśmie do prezesa PiS partyjny skarbnik. Wskazuje m.in., że ekran LED z obsługą można wynająć za 15-20 tys., a nie za 45. Wynajęcie dwóch plazm to zaledwie 600 zł, a nie ponad 20 tys. zł, a jedna cebulka tuli­pana Maria Kaczyńska nie jest warta 26 zł, ale co najwyżej 6 zł. To zresztą niejedyne kłopoty. „W kosztorysie wymienione zostały również pozycje, które nie zostały zrealizo­wane lub były całkowicie zbędne, co może świadczyć o próbie wyłudzenia pieniędzy od Prawa i Sprawiedliwości” - czytamy dalej w piśmie. W tym miejscu skarbnik informuje, że drogich plazm nie było w ogóle, podob­nie jak cyfrowego wozu transmisyjnego za 20 tys. zł. Drzewek naliczono o połowę mniej niż w kosztorysie.
Stanisław Janecki nie widzi problemu. Pytany przez nas najpierw twierdzi, że był jedynie gościem na tej imprezie. Po kilku godzinach oddzwania: - Co w tym dziw­nego, że firmy kłócą się o pieniądze? Ja nie wiedziałem o sprawie, bo prowadził ją mój prawnik i księgowy. A awantura toczyła się właściwie nie pomiędzy moją firmą, ale po­między moim podwykonawcą, który zgarnął 90 proc. sumy, a PiS - oznajmia.

KRÓLOWIE ŻYCIA I PREZES
To jednak nie wszystko.
Skarbnik partii zwraca uwagę, że po­dobny problem wystąpił w grudniu 2010 r., kiedy Janecki zorganizował konwencję pod nazwą „Ty jesteś Polską”, której producen­tem była firma Media Logic z Krakowa. Łączny koszt wyniósł ponad 219 tys. zł. „Już wtedy pojawił się problem pana Janeckiego, polegający na działaniu bez oficjalnego zlecenia, bez ustalonego budżetu, bez zatwierdzonego kosztorysu, skutkujący roszczeniem finansowym znacząco prze­kraczającym zdroworozsądkową ocenę kosztów organizacji” - to kolejny fragment poufnego pisma. Największy kłopot w tym, że przykład Janeckiego jest tylko jednym z wielu. „Podobne praktyki mają miejsce od 2006 r., w szczególności w trakcie kam­panii wyborczych. Nagminna jest sytuacja, w której wybrana grupa osób, która akurat prowadzi kampanię, przedstawia ofertę jednej firmy (bądź umówionej grupy firm) w ostatnim podanym terminie, kiedy już nie ma czasu na przegląd rynku, a co gorsza dla wyniku wyborów, na jakąkolwiek wery­fikację i ewentualną rzetelną poprawę bądź zmianę przyjętych założeń. Wszak nietrudno zauważyć, że na przykład gdybyśmy zabuko­wali partie produkcji gadżetów reklamowych trzy miesiące temu, ich koszt mógłby być o około 70 proc. niższy niż w obecnym systemie. Temu podobna niegospodarność, nieodpowiedzialność, a można powiedzieć ludzka nieuczciwość i chęć autopromocji przez wykluczenie systemu demokratycznej oceny kolejnych grup spin doktorów jest stosowana przez wszystkie kolejne grupy prowadzące kampanie” - to puenta pouf­nego dokumentu.
- Każda kampania to kilkanaście mi­lionów złotych. Wydawanych bez żadnej kontroli. Partie polityczne to świetnie działające firmy niezwiązane prawem o zamówieniach publicznych. Bez żadnych regulacji wewnętrznych. Nikt tego nie chce przerwać, bo kiedyś był Kamiński z Bielanem, potem Jakubiak, Hofman, teraz Brudziński, a jutro królem życia mogę być ja - przyznaje jeden z polityków PiS.
- Ale to są pieniądze z budżetu państwa. Pieniądze podatników.
Wszelkie pretensje należy kierować do Jarosława Kaczyńskiego. Prezes jest tylko jeden.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz