Wspiął się na sam
szczyt dziennikarskiej kariery, a dziś jest jak Lance Armstrong polskiej
telewizji: zjeżdża w dół i może liczyć tylko na siebie.
ANNA SZULC
Rodzinna okolica Kamila Durczoka to
Kostuchna, dzielnica Katowic. Kopalnia, familoki i pola uprawne. W latach 70,
biedne śląskie przedmieście.
W rodzinie żywa jest tradycja,
Śląsk, Heimat, jest ważny. Dziadek - sztygar, wujek - ratownik górniczy. Ale
to nie jest najbardziej typowa śląska rodzina. Ojciec Durczoka za PRL ma warsztat
samochodowy, w wolnej Polsce założy salon Suzuki. Sześcioletni Kamil jeździ po
parku na składaku Pelikan 2. To nie rower, to mały motocykl. O takim
prezencie za czasów Gierka jego rówieśnicy mogą tylko pomarzyć.
W podstawówce nauczycielki zachwycają
się ładną, polską dykcją chłopca (w klasie mówi się wyłącznie po Śląsku). W
liceum Durczok gra na gitarze w zespole, zapuszcza długą grzywkę. Chce być
poppersem, ale czuje się wsiokiem. Tak w szkole mówi się o tych, którzy dojeżdżają
z Kostuchny. - Elita dojeżdżała do szkoły tramwajem z Brynowa - wspomni Durczok
w jednym z wywiadów. Brynów to dzielnica bogatych i wpływowych, tam mieszkał
Edward Gierek.
Dziś w innej dzielnicy Katowic,
dzielnicy bogatych i wpływowych, stoi willa małżeństwa Durczoków.
Muzyczka z zębem
Koniec lat 80. Młody Kamil chce
być prawnikiem. Przez przypadek odwiedza studio katowickiego Radia Egida.
Wsiąka.
Studenckie radio to rodzaj
radiowęzła obsługującego kilka akademików, głośniki zamontowane są w każdym
pokoju. Egida jest popularna, ma nieoficjalny, studencki sznyt, nie rusza jej
cenzura. Durczok zostaje DJ-em. Prowadzi audycję o muzyce new romantic (nazywa się „Muzyczka z zębem”), puszcza Duran Duran.
W Egidzie poznaje Marka Czyża
(dziś TVP Info), tworzą audycję satyryczną.
Na korytarzu stoi szafa, w której
radiowcy zbierają puste butelki. Raz do roku sprzedają je i kupują kilka
pełnych flaszek.
Student Durczok, pochłonięty radiem,
rzuca prawo. Potem polonistykę, wreszcie przenosi się na komunikację społeczną.
Ma 23 lata, gdy zaczyna staż w prawdziwym, dorosłym publicznym Radiu Katowice.
Jeszcze niedawno lokalne gazety z
Katowic nęciły studentów ogłoszeniami: „Zrób karierę jak Kamil Durczok. Studenckie
Radio Egida szuka spikerów. Sława czeka!”.
Dyrektor bez doświadczenia
- Pamiętam go jako stażystę -
wspomina jeden z byłych radiowców publicznego radia. - Wiadomo, co robią
stażyści w mediach. Kawę, czasem psa kolegom wyprowadzą. Taka trochę fala. Czy
się wyróżniał? Pracował jak wół.
Durczok ma 23 lata. Pięć razy w
tygodniu wstaje o trzeciej trzydzieści, dwa dni o piątej. Jego nauczycielką zawodu jest wybitna radiowa
dziennikarka Krystyna Bochenek, późniejsza wicemarszałek Senatu, żona
Andrzeja, słynnego śląskiego kardiochirurga. - Krystyna bardzo go ceniła,
miała za osobę niezwykle uzdolnioną, o nieprzeciętnej inteligencji, która jest
potrzebna w dziennikarstwie - mówi prof. Andrzej Bochenek. - Nie każdy tak
szybko kojarzy fakty i potrafi działać. Durczok się wyróżniał.
Jest początek lat 90. Na Śląsku
działa jedno publiczne radio, jedna telewizja i raczkujące Radio Małopolska
Fun, z którego potem powstanie RMF. Durczok w publicznym radiu wytrzymuje rok.
Akurat NSZZ Solidarność tworzy radio TOP FM. Opowiada były pracownik radia: -
Ktoś inny miał być naczelnym, Kamil był szczeniakiem bez doświadczenia. Ale
przekonał do siebie posła, który rozdawał karty w rozgłośni, i tamtego
kandydata zostawili na lodzie.
Ma 24 lata, gdy zostaje szefem
pierwszego komercyjnego radia na Śląsku
.
Choleryk
Krzysztof Mej er, były dziennikarz,
w latach 90. pracował dla konkurencyjnego Radia Flash: - Durczok? Nieprawdopodobnie
ambitny i pracowity. Chwilami bezczelny.
Prof. Andrzej Bochenek: - Był cholerykiem, lubił, żeby praca była
dobrze zrobiona. Stanowisko i pozycja dziennikarska może troszeczkę go
zmanierowały. Uważał, że ma być tak, jak on chce, i koniec.
Dariusz Pawelec, jeden z byłych
dziennikarzy TOP, wspomina, że redaktor naczelny był młodym, groźnym szefem.
Radio działa dobrze. Reklamą
zajmuje się w nim stary znajomy Durczoka, Marek Czyż. Zakłada zewnętrzną
firmę, to przez nią przechodzą reklamy. Właścicielom stacji to się nie podoba.
Durczok z Czyżem gwałtownie żegnają się ze stacją. Myślą o agencji PR, może
reklamowej. Ale w 1994 r. Durczok pracuje już w TVP Katowice. Do tej
samej telewizji trafia Czyż.
Durczok wspominał to tak: „Odezwała
się do mnie szefowa programowa TVP Katowice Ela Piętak i
zaproponowała: wymyśl program i zacznij go robić. Napisałem kilka konspektów.
Pomysły się spodobały”.
Od górnictwa
do polityki
Andrzej Janicki, były dyrektor TVP Katowice za czasów Durczoka, sąsiad jego rodziców: - Młody
i przebojowy. Na początku lat 90. byłem na stażu we Włoszech, poznałem
włoskie media. Ich praca była inna, korzystali z dobrodziejstw technologii.
Kamil mi ich przypominał, działał w nowym stylu.
Durczok prowadzi programy o górnictwie
i hutnictwie. Wkrótce żeni się ze znaną dziennikarką TVP Katowice Marianną Dufek. Na Śląsku to wydarzenie -
złośliwi kpią, że Durczok żeni się z telewizją.
Kto ściągnął go do Warszawy? Kilka
lat temu swoje zasługi w tej sprawie tak opisywał Michał Strąk, były poseł PSL:
- Wiele razy chodziłem do Mariana
Zalewskiego [inny ludowiec, który zasiadał w zarządzie TVP na początku prezesury Roberta Kwiatkowskiego - przyp. red.]
i wierciłem mu dziurę w brzuchu, by zaangażował Kamila na ogólnopolskiej
antenie. Teraz czuję się trochę jak trener, który wśród juniorów odkrył wielki
talent.
To wersja posła. Według innej
Durczok trafia do Warszawy na ogólnej fali wyławiania talentów z regionów. Na
początku ma opinię sztywniaka. Prowadzi nudny program w TVP Polonia „Studio parlamentarne”. - Był pewny siebie,
potrafił opanować emocje, skutecznie wywołując je u rozmówców. Lubi jątrzyć,
gdy kogoś nie lubi, dawał mu to odczuć. I to się spodobało - twierdzi jeden z
jego ówczesnych współpracowników.
W marcu 2001 r. debiutuje w
głównym wydaniu „Wiadomości” TVP. Będzie je prowadził przez pięć
lat.
Facet
spełniony absolutnie
Jarosław Szczepański, dziennikarz
ekonomiczny, w tamtych czasach wicedyrektor Telewizyjnej Agencji
Informacyjnej (TAI), zapamiętał, jak prowadzone przez Durczoka „Wiadomości” podają jakąś
informację o reformatorze Kościoła Marcinie Lutrze. - Ktoś w studiu już miał
przygotowaną na podglądzie twarz Martina Luthera Kinga. Durczok wyłapał pomyłkę,
krzyknął: „Co tu robi ta czarna morda?” i swą błyskawiczną orientacją uratował
serwis - wspomina Szczepański. Ale nie kryje, że za Durczokiem nie przepada: -
Nie podoba mi się dziennikarstwo szpanerskie, takie, kiedy nie liczy się
rzeczowość, ale barokowe ozdobniki.
W 2002 r., rok po debiucie w
„Wiadomościach”, Durczok wyznaje w wywiadzie: „Nie każdemu jest dane wchodzić
do najważniejszych gabinetów w państwie, rozmawiać z najważniejszymi politykami,
recenzować ich wypowiedzi, a nawet krytykować. Czyż nie jest to cudowne, że
można zaprzątać uwagę milionów telewidzów tym, co samemu wydaje się ważne,
istotne? Trzeba tylko korzystać z tego przywileju bardzo ostrożnie i liczyć się
z tym, że to kiedyś minie”. I jeszcze: „Jestem absolutnie spełnionym facetem.
Mam rodzinę, genialnego syna, anielską żonę, więc powiem krótko: żeby to
wszystko trwało szczęśliwie”.
W tym samym roku gra epizod w filmie
„Kariera Nikosia Dyzmy”. Gra siebie - dziennikarza
z telewizji, który robi wywiad z politykami.
Prezydentowa
się wzrusza
Ogólnopolski debiut Durczoka to
początek rządów SLD. Nie wzdraga się przed znajomością z politykami.
Reporterzy z TVP opowiadają o zebraniu redakcji w czasach, gdy szczególnymi
względami publicznej telewizji cieszy się Aleksander Kwaśniewski. Durczok z
nogami na stole recenzuje, który materiał „Wiadomości” pani prezydentowa
uznała za wzruszający.
Ekipa SLD upada długo. Afery -
Rywina, Orlenu, starachowicka. W telewizji Roberta Kwiatkowskiego (który promował
Durczoka) opowiadał o nich właśnie jego protegowany na zmianę ze Sławomirem
Jeneralskim, późniejszym posłem SLD, dziś PR-owcem. - Na tle Jeneralskiego
każdy wydawał się bardzo wyrazisty - śmieje się jeden z dziennikarzy TVN. - Kamil bardzo zyskał w tym tandemie.
Pod koniec 2002 r. Durczok dowiaduje
się, że ma raka. Gdy po chemii traci włosy,
ogłasza publicznie, że choruje na nowotwór. Widzowie zapychają skrzynki
e-mailowe telewizji, solidaryzując się ze swym ulubieńcem.
Wygrywa walkę z rakiem, ale od
tamtej pory na Śląsku można usłyszeć, że Durczoków jest dwóch. Jeden sprzed
raka, drugi po. W którymś z wywiadów sam
przyzna, że choroba stwarza pokusę łagodniejszego traktowania samego siebie,
poczucie bycia kimś, komu więcej należy się od życia.
Prof. Andrzej Bochenek: - Wyszedł z choroby obronną ręką, a kiedy
coś takiego się dzieje, to człowiek myśli: „Rany boskie, ale życie jest
ulotne, może trochę tego życia sobie użyję”.
W TVP notowania
Durczoka winduje kontrakt, jaki niedługo przed odejściem podpisuje z nim Robert
Kwiatkowski na 60 tys. zł miesięcznie.
Transfer na bazie kwasu
- Robert, nie płacz - mówi do
swojego szefa Kamil Durczok. Robert Kozak nie płacze, ale na redakcyjnym
kolegium „Wiadomości” zapada cisza. Durczok ogłasza, że odchodzi do
konkurencyjnej stacji TVN.
Jest wiosna 2006 r., w telewizji
publicznej kończy się era ekipy Jana Dworaka. Rząd PiS lada moment zacznie
roszady. Nowym prezesem zostanie Bronisław Wildstein, a TVP opanuje wzmożenie spod znaku IV RP.
TVN nie chwali się nadmiernie transferem Durczoka. Ekipa
„Faktów” ma mieszane uczucia: Durczok dla części dziennikarzy to człowiek z
przeszłością. Pamiętają mu prezentowanie wiadomości w telewizji Roberta Kwiatkowskiego
i rozmowy w „Gościu Jedynki”, którego wydawcą był Tomasz Borysiuk (syn wpływowego
działacza Samoobrony). - „Fakty” zdobywały zaufanie widzów m.in. dzięki
kontrze do reżimowych „Wiadomości” - opowiada jeden z dziennikarzy „Faktów”. -
A ich twarzą był Kamil. Jego przyjście to nie był zwyczajny, biznesowy transfer
typu: ściągamy najlepszych ludzi na rynku. Wywołało niezły kwas w redakcji.
Człowiek od Kwiatkowskiego, jego ulubieniec, został naszym szefem.
Kierownictwo TVN być może słyszy pomruki z „Faktów” ale zna też wyniki
badań: za wiarygodnego dziennikarza uważa Durczoka co trzeci Polak, rozpoznaje
co drugi.
Bóg jest tylko jeden
Tworzy i prowadzi „Fakty” prawie
dziewięć lat. W wywiadach mówi: „Lubię 19.26, kiedy mamy poczucie, że się udało.
To, co sobie zakładaliśmy jako zespół zostało osiągnięte. Drugim momentem w
pracy, który lubię najbardziej, to dzień po emisji serwisu, kiedy dostaję
wydruk wysokiej oglądalności minionego wydania”.
Kamera go lubi. Robi miny, krzywi
się, uśmiecha, przybiera na wadze, chudnie, właściwie nie jest ważne, co robi,
bo wszystko przysparza mu jeszcze większej sympatii. Jego konkurenci mogą tylko
o tym pomarzyć.
Zespół „Faktów” to 40-50 osób. -
Bardzo specyficzne miejsce - opowiada jeden z dziennikarzy TVN. - Panuje przekonanie, że to najlepszy serwis informacyjny
w Polsce. Top, o jakim może marzyć każdy dziennikarz. Niebo na ziemi. A w niebie
wiadomo - bóg jest tylko jeden.
Durczok rządzi „Faktami” żelazną
ręką. Często nie przebiera w słowach. W 2009 r. internet obiega nagranie, na
którym ruga podwładnych za „ujebany stół”. Z czasem mija odium człowieka
Kwiatkowskiego, współpracownicy zaczynają go szanować. Cenią za akcje takie jak
ta z października zeszłego roku, gdy Durczok osobiście pędzi do Katowic, gdzie
w zwałach kamienicy po wybuchu gazu trwają poszukiwania reportera „Faktów”
Dariusza Kmiecika, jego żony Brygidy i synka Remika. Przy gruzowisku spędza
wiele godzin, aż do późnej nocy. - Opiekował się rodziną Darka, ale też całym
zespołem zdruzgotanych dziennikarzy. Dał nam wszystkim wsparcie - opowiada
Olga Kostrzewska-Cichoń, była dziennikarka „Faktów”.
Kamil ma dobry humor
Ale część łudzi po prostu się
Durczoka boi. Mówi jeden z nich: - Żeby z nim porozmawiać, trzeba było
najpierw pójść do zastępcy Grześka Jędrzejowskiego i spytać, czy można wejść,
jaki ma humor. Potrafił wpaść w szał, jeśli dostał przed emisją długopis
innego koloru, niż sobie życzył. Pycha posunięta do granic absurdu. Efekt - ni
to redakcja, ni to dział w korporacji. Wszystko kręciło się wokół jego kaprysów
i humorów. Czołgał ludzi, upokarzał. Czy molestował - nie wiem. Miał opinię
kobieciarza. Przyjaźnie? Nie wiem, kogo uważał za godnego swojej przyjaźni. W
redakcji było bardzo mało ludzi, którzy nie musieli się bać, zastanawiać, w jakim
humorze jest Kamil. Miał jakieś swoje grono dopuszczone do wspólnych kaw czy
obiadków. Dwór.
Inny dziennikarz: - Na początku
„Faktów” lecą tak zwane heady, zapowiedzi materiałów, najlepsze
zdjęcia i tekst, który o nich opowiada. To jednak bardzo subiektywne, co jest
najlepsze w danym materiale. Biedna dziewczyna od headów nigdy nie mogła być
pewna, co tym razem się spodoba Kamilowi. Rzucał kartkami, wyzywał od debili.
Robił, co chciał. Był dla „Faktów” kimś takim jak Jarosław Kaczyński dla PiS.
Przekonany, że jest lepszy, mądrzejszy, że wszystko mu wolno. Politycznego
reportera P. przeniósł do robienia materiałów o tym, czy ludzie jeżdżą w zapiętych
pasach.
- Miał wsparcie szefów?
- Jeżeli ktoś dostaje ogromne
pieniądze i bezterminowe kontrakty, to jak inaczej to nazwać?
Od dwóch tygodni w TVN działa komisja, która ma wyjaśnić przypadki molestowania
w stacji. Podobno ludzie sami się do niej zgłaszają, komisja zaprasza też do
siebie. Działają bardzo dyskretnie. Z częścią ludzi spotykają się poza stacją.
Wiedzą już bardzo dużo o mobbingu. I to będzie chyba główny wniosek z jej
raportów, że Durczok poniżał ludzi. Dziennikarze TVN prognozują:
zapewne się go pozbędą. Wpuścił stację w najpoważniejszy kryzys od wielu lat.
Porządny śląski synek
Lato 2013 r. Przez Katowice mknie
motocykl z rejestracją FAKTY. To Kamil Durczok zmierza do swojego biura w
oddziale TVN. Odwiedza je, gdy jest na Śląsku. Skórzane meble, duże
biurko. W regionie Durczok jest kimś więcej niż gadającą głową z telewizora. To
ambasador w mitycznej i nie lubianej Warszawie. Najbardziej znany Ślązak. -
Traktujemy go jak arcybiskupa, ale z honorami należnymi bogom - mówi półżartem
osoba zaprzyjaźniona z rodziną dziennikarza.
W spisie powszechnym Durczok
deklaruje dwie narodowości: polską i śląską. Żaden poważny bal w regionie nie
może się obejść bez niego. Wykłady dla studentów, publiczne debaty... Na 45-
urodziny Uniwersytetu Śląskiego odciska swoją dłoń w Uniwersyteckiej Alei
Gwiazd obok metropolity katowickiego Wiktora Skworza.
Zenon Nowak, prezes śląskiego
oddziału Polskapresse: - Dla Ślązaków jest symbolem sukcesu. Ikoną. Gdyby ich
zapytać, z lam Śląsk się kojarzy, to byłby Kutz, Buzek, Bieńkowska i Durczok.
Razem z ojcem i bratem (dealerem
samochodowym, właścicielem dużej knajpy) startuje w rajdach samochodowych.
Robi licencję lotniczą, kupuje Socatę TB 9 Tampico, zgrabną
awionetkę. Jak może, chroni życie prywatne. O tym, że rozstaje się z żoną, nie
wie niemal nikt.
W garażach trzyma samochody, quady i motory. I mercedesa 500 SEC, którego w serialu
„Odwróceni” ujeżdżał gangster „Blacha”. Nazywa go dwudziestoletnią ślicznotką.
W listopadzie zeszłego roku
Zygmunt Łukaszczyk, prezes Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW), wręcza
Durczokowi honorową szpadę za zasługi dla górnictwa.
- Czyli za co? - pytamy
Łukaszczyka.
- Za to, że jest ambasadorem
Śląska, że pokazuje całej Polsce naszą ciężką, górniczą dolę - tłumaczy prezes.
- I za to, że z niego jest porządny, śląski synek.
Jarosław Szczepański: - Pytanie, czy
powinien przyjąć odznaczenie od prezesa spółki skarbu państwa, której
działania jego stacja powinna obserwować i komentować obiektywnie?
To rodzaj ostrzeżenia
Jeszcze w 2014 r. rynek wycenia
Kamila Durczoka na ponad 600 tys. zł. Tyle byłaby warta wielka kampania
promocyjna, której by dał swą twarz.
Luty 2015 r. Być może koniec
kariery. Po oskarżeniach o molestowanie 47-letni Kamil Durczok, najcenniejszy
ze Ślązaków, trafia do szpitala. Jego żona oskarża dziennikarzy „Wprost” o
manipulacje. TVN powołuje wewnętrzną komisję do zbadania przypadków
molestowania, sprawą kokainy z mieszkania, w którym miał przebywać, zajmuje się
prokuratura, do
TVN wkracza Państwowa Inspekcja Pracy.
Obroną utraconej czci dziennikarza
zajmują się wynajęta agencja PR i wzięty adwokat Jacek Dubois. Mówi jeden z
dziennikarzy TVN: - To, że Durczok w tej chwili milczy, nie oznacza, że
umarł. TVN wyrzuci go lada chwila, ale ci, którzy mają go za trupa,
są w błędzie. Będzie pozywał każdego, od „pudelków” po poważne redakcje. Każdego,
kto pomógł mu w drodze na dno. Co zrobi potem? Internet stoi otworem. Może
telewizja internetowa? Duże stacje są już dla niego zamknięte. Wrócił do
punktu wyjścia.
Prof. Andrzej Bochenek: - Publikacje o Durczoku wydały na niego
wyrok. Jestem temu przeciwny. Jestem ostatnią osobą, która podejrzewałabym go
o mobbing. Sam jestem chirurgiem i także jestem bardzo impulsywny.
Syn powiedział mi kiedyś: „Wiesz, tata, jakby tak bliżej się przyjrzeć, jak ty
się zachowujesz, teraz, przy łych nowych standardach, też byś długo nie
pociągnął”. Być może to jest racja. Wszyscy musimy się trochę zastanowić nad
naszym zachowaniem. To jest rodzaj ostrzeżenia.
W 2013 r. w wywiadzie Magdy Mołek z
Durczokiem pada pytanie, co wyniósł z domu.
- Żeby nie robić krzywdy innym
ludziom, punktualność, pracowitość i solidność.
Na pytanie, kogo ostatnio
skrzywdził i dlaczego, z uśmiechem odpowiada: I tu kropka.
Współpraca: Wojciech Cieśla, Weronika
Bruździak, Maria Trepińska
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń