O tym, jak senator Bierecki odbił bankom spółdzielczym grób Franciszka Stefczyka, ich patrona.
Violetta Krasowska
Eugeniusz
Laszkiewicz zna osobiście Grzegorza Biereckiego. Spotykali się nie raz na niwie
bankowej, są po imieniu. Tym większy ma żal, że Bierecki nie skontaktował się,
tylko od razu na papierze z orłem i nadrukiem „senator Rzeczypospolitej” napisał
do Rady Miasta Lwowa, żeby natychmiast usunięto tablice z grobu Franciszka
Stefczyka. Jedna, 40 na 20 cm,
była z białego marmuru: „Pionierowi Polskiej Bankowości Spółdzielczej doktorowi
Franciszkowi Stefczykowi w 80. rocznicę śmierci Krajowy Związek Banków Spółdzielczych”.
Druga, mniejsza, niżej, pod napisem „Sursum Corda”, też na marmurze, złotymi
literami: „Bank Spółdzielczy w Brodnicy, najstarszy bank spółdzielczy, w
hołdzie Franciszkowi Stefczykowi w jubileusz 150-lecia polskiej spółdzielczości
bankowej”.
Pisał senator Bierecki, że tablice
zostały tam umieszczone bez zgody rodziny zmarłego i bezprawnie. A także, że
„niszczą zabytkowy pomnik oraz poważnie zaniżają jego wartość nie tylko
historyczną, lecz również sentymentalną”. - Gdy zbieraliśmy środki na odbudowę i renowację tego grobu,
wysłaliśmy też pismo do Kasy Krajowej SKOK, by włączyli się do tej zbiórki
- opowiada Eugeniusz Laszkiewicz. - Nie
dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Wtedy sam zadzwoniłem do Biereckiego. Powiedział,
że nie jest tym zainteresowany.
Laszkiewicz, który wtedy był
prezesem Krajowego Związku Banków Spółdzielczych, pamięta, że był zawiedziony.
W tamtym właśnie czasie reklamy SKOK wisiały wszędzie, widać było, że szastają
pieniędzmi. - Podczas gdy my, banki
spółdzielcze, płaciliśmy 18 proc. podatku od każdej złotówki osiągniętego
dochodu, musieliśmy łożyć rezerwy do NBP, płacić na Bankowy Fundusz
Gwarancyjny, oni byli zwolnieni od tego wszystkiego - opowiada. - My przy
nim byliśmy „biedakami”, ale sprawa grobu Stefczyka to była dla nas sprawa
honorowa.
W chaszczach
Miejsce pochówku prekursora
bankowości spółdzielczej, którego spółdzielcy uważali od zawsze za swojego
patrona, osobiście odszukał Eugeniusz Laszkiewicz. Zajęło mu to wiele lat. Z
przekazów przedwojennych wiadomo było, że pochowano go w 1924 r., we Lwowie,
przy żonie. Ze starych zdjęć Laszkiewicz wiedział, jak wyglądał nagrobek-
dłuta rzeźbiarza Periera, ufundowany przez spółdzielców. Tylko nie wiadomo
było, gdzie się ten grób znajduje.
Laszkiewicz kilkakrotnie jeździł
do Lwowa, chodził po cmentarzu Łyczakowskim i szukał. I było to, wspomina,
szukanie po omacku, przedzieranie się przez chaszcze. Ale zimą 1997 r., tuż
przed nocą, z dala od głównych dróg wypatrzył w końcu kawałek cylindrycznego
kamienia, przypominający zwieńczenie kolumny na grobie ze zdjęć. A dalej, na
ziemi, zobaczył leżący kamienny krzyż, który kiedyś stał na szczycie kolumny.
Niedaleko, w zaroślach odnalazł też sam grób z cokołem. Wykonany z piaskowca,
miał brzydkie nacieki, litery były ledwo widoczne. W tych emocjach, jeszcze
tego samego wieczoru, zaczął wyrywać chaszcze, potem odnalazł i pozbierał porozrzucane
w okolicy leżące luzem figury, które kiedyś otaczały kolumnę.
Dyrektor cmentarza nie był zachwycony
odkryciem grobu Stefczyka. Mówił, że od pochówku minęło 70 lat, a skoro nikt
się nie opiekował, to wobec znacznego zniszczenia pomnika należy dokonać jego
likwidacji. W końcu Laszkiewicz sięgnął po osobisty argument: swoje kresowe
pochodzenie. - Swojaka nie poprzesz? - rzucił dyrektorowi w rozpaczy i widać, że desperacja na
jego twarzy musiała być przekonująca, bo ten machnął w końcu ręką, zgadzając
się na remont grobu.
Cmentarz Łyczakowski podlega zarządowi
miasta Lwowa i wszystko, co tam się dzieje, odbywa się pod ścisłą kontrolą.
Wszystko musi mieć parafkę dyrektora. Przy cmentarzu jest pracownia konserwatorsko-urbanistyczna,
bez której zgody nie można nic na nim zrobić. Jest też wchodzący w skład służb
technicznych cmentarza zespół kamieniarsko-urbanistyczny, wykonujący zlecone
przez konserwatora i podpisane przez dyrektora prace przy grobach. Laszkiewicz
wystąpił do tej pracowni o sporządzenie dokumentacji do przeprowadzenia
renowacji. Wyliczyli, że będzie kosztować ponad 60 tys. zł. Stąd potrzebna była
zbiórka publiczna. Krajowy Związek Banków Spółdzielczych wystąpił do MSW o
zgodę na zebranie funduszy na odbudowę grobu Stefczyka. Wydrukowano cegiełki
po 50,100 i 500 zł.
Cegiełki wykupiło blisko 300
banków spółdzielczych. SKOK - odmówił. Gdy zebrano pieniądze, firma
kamieniarska, na podstawie dokumentacji i projektu przycmentarnej pracowni
konserwatorskiej, rozpoczęła renowację. - Pamiętam, że farbę woziliśmy z
Polski, bo jej na miejscu nie było - wspomina Danuta Twardowska z
Muzeum Historii Spółdzielczości, mieszczącego się w słynnym Domu Pod Orłami przy Jasnej 1
w Warszawie (własność Banku Towarzystw Spółdzielczych), gdzie jest wiele
pamiątek po Stefczyku (a wśród nich nawet figura woskowa).
W końcu kwietnia 1999 r., z
ogromną pompą, odbyło się uroczyste odsłonięcie odrestaurowanego grobu, na
które zjechali kilkoma autokarami liczni spółdzielcy z całej Polski, przybyli
również goście z Rady Miasta Lwowa, konsul Polski we Lwowie i miejscowi Polacy. Była msza w katedrze lwowskiej, pochód z
biało-czerwonymi wieńcami, występ chóru lwowskiej katedry.
Umówiono się, że grobem na miejscu
będzie opiekowało się towarzystwo polonijne, koszty wziął na siebie Kraj owy Związek
Banków Spółdzielczych.
Tuż przed odsłonięciem
odrestaurowanego nagrobka odnalazła się w Ameryce prawnuczka Franciszka
Stefczyka, która o uroczystości odsłonięcia pomnika wyczytała w polonijnej
gazecie. Stan zdrowia
nie pozwalał jej przyjechać.
Eugeniusz Laszkiewicz rozmawiał z nią telefonicznie. Dziękowała za uhonorowanie
pradziadka, rozmawiali też o SKOK i korzystaniu przez nie z imienia Franciszka
Stefczyka. Była zdziwiona, że Krajowy Związek Banków Spółdzielczych i SKOK,
nowy twór, założony przez zainspirowanego amerykańską bankowością
spółdzielczą Grzegorza Biereckiego, to zupełnie różne i niezwiązane ze sobą
byty. - Była zbulwersowana, że w takim razie ktoś nadużywa imienia
pradziadka. Mówiła mi, że trzeba coś z tym zrobić - opowiada
Eugeniusz Laszkiewicz.
No, ale nikt nic nie zrobił. Nasz
błąd - przyznaje dziś Laszkiewicz.
Z pieczęcią
Tymczasem w 2010 r., zbudowany
przez Biereckiego SKOK im. Stefczyka zmienił nazwę na „Kasy Stefczyka”. Choć
tak dokładnie nazywały się Kasy zakładane przez Franciszka Stefczyka, ze
szczytnymi ideami: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, samopomoc,
pieniądze bogatych mają służyć biedniejszym, jeden udział - jeden głos, po to
by bogatszy nie miał większego wpływu na działania kasy. Kasy otwierano
lokalnie: w miasteczkach, gminach czy parafiach, co powodowało, że znano
sytuację osoby występującej o pożyczkę. W 1939 r. istniało już 3,5 tys. Kas
Stefczyka, w których zrzeszyło się 1,5 min osób. W systemie SKOK natomiast
pojawił się też Spółdzielczy Instytut Naukowy. Tak właśnie nazywał Franciszek
Stefczyk komórkę, która miała zajmować się szkoleniami i edukowaniem społeczeństwa
- za darmo. W gazetkach Kas Stefczyka systemu SKOK pisano o nim „nasz patron”.
2grudnia 2011 r., w
rocznicę śmierci Franciszka Stefczyka, do Lwowa zjechali już przedstawiciele
SKOK i Spółdzielczego Instytutu Naukowego. Była uroczysta msza koncelebrowana
przez nowego metropolitę Lwowa arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego. Wtedy
pojawił się pomysł beatyfikacji dr. Stefczyka. O wszczęcie procesu do
arcybiskupa Mokrzyckiego wystąpili oficjalnie m.in. prezes SKOK Bierecki i
prezes Kasy Stefczyka Andrzej Sosnowski.
Niemal rok później, pod koniec
2012 r., odnotowano wizytę zaduszną na grobie Stefczyka delegacji polskich
SKOK: przewodniczącego Rady Nadzorczej Krajowej SKOK Grzegorza Biereckiego i
prezesa Krajowej SKOK Rafała Matusiaka. Na zdjęciu zamieszczonym pod tekstem
widać, jak stawiają kosz z kwiatami pod postumentem. W kadrze widać również
białe marmurowe tabliczki fundatorów renowacji nagrobka - Banków
Spółdzielczych. Potem senator Bierecki wystosował do Rady Miasta Lwowa
wspomniany już list z żądaniem usunięcia tablic.
O tym, że je wyrwano, Eugeniusz
Laszkiewicz, wtedy już emeryt, dowiedział się od prezesa Banku Spółdzielczego z
Giżycka. Spółdzielcy z różnych banków często jeździli do Lwowa, na cmentarz
Łyczakowski, żeby odwiedzić patrona. Widząc ślady po wyrwanych tablicach,
podnieśli larum. Poprosili konsula o wyjaśnienie sprawy i wtedy dowiedzieli się
o liście Biereckiego. Ówczesny prezes Krajowego Związku Banków Spółdzielczych
pisemnie poprosił wtedy Biereckiego o „wyjaśnienie bardzo niepokojących
informacji". Bierecki odpisał jednak, że o usunięciu tablic dowiedział
się z j ego listu - ale dobrze się stało, bo pomnik ten jest nieodłączną częścią
polskiego dziedzictwa narodowego, a nie reklamowym słupem. Tymczasem w „Czasie
Stefczyka”, gazecie Kas Stefczyka, ukazał się niepodpisany artykuł pod tytułem
„Nagrobek to nie słup reklamowy” zaczynający się słowami: „Dzięki
zaangażowaniu przewodniczącego Rady Nadzorczej SKOK - senatora Grzegorza
Biereckiego, przywrócono należyty wygląd grobowcowi Franciszka Stefczyka.
Wcześniej został on oszpecony tablicami reklamowymi”.
Z nadziejami
Józef Mitura, prezes najstarszego
Banku Spółdzielczego w Brodnicy, założonego w 1862 r. - skromny starszy pan -
w tej sprawie nie przebiera w słowach. - On sumienia nie ma. Nie kiwnął
palcem, żeby powstrzymać niszczenie pomnika, a tym listem pokazał tylko, że my
Polacy, nawet nad grobem, potrafimy się jedynie kłócić - mówi.
W sierpniu 2014 r. władze
Krajowego Związku Banków Spółdzielczych wystąpiły oficjalnie do Rady Miasta
Lwowa w sprawie tablic. Opisały cały proces społecznego gromadzenia środków
na renowację grobu, a prezes Mitura od siebie dopisał: „W dziele tym nigdy nie
uczestniczył senator Bierecki ani organizacja SKOK. Swoim listem wyprowadził w
błąd władze miasta Lwowa, posługując się fałszywą argumentacją dotyczącą
wyglądu pomnika i umieszczonych tam epitafiów
w postaci okolicznych tablic”. Na razie jednak nie ma odpowiedzi.
A z samym pomnikiem na razie nic
się nie dzieje. A to przecież piaskowiec. Szybko niszczeje i wymaga częstych
napraw. Krystyna Majerczyk-Żabówka, prezes Krajowego Związku Banków Spółdzielczych,
przygotowuje wniosek do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, by objęło
go ochroną.
Podobnie nic się nie dzieje z
ogłoszonym trzy lata temu procesem beatyfikacyjnym Franciszka Stefczyka.
Pytania w
tej sprawie skierowane do Spółdzielczego Instytutu Naukowego pozostały bez
odpowiedzi. Sam Instytut jest już dziś tylko prywatną spółką m.in. Grzegorza
Biereckiego. Senator na próby kontaktu ze strony POLITYKI nie odpowiedział.
Piękny przykład pisowskiej uczciwości. Gdy w grę wchodzą pieniądze wszystko inne schodzi na dalszy plan, a złodziej Bierecki jest senatorem RP. Jedyny warunek kraść dużo.
OdpowiedzUsuń