Matka obcięła mu
kieszonkowe, więc zabił.
HELENA KOWALIK
Drobny
chłopak, który wchodzi do lombardu przy jednej z bocznych ulic w Kłodzku, ma
czapkę głęboko nasuniętą na oczy. Nie widać twarzy. Tak rejestruje to ukryta w
pomieszczeniu kamera. Na kolejnym ujęciu widać głowę starszego mężczyzny po
drugiej stronie lady. Początek rozmowy między tymi osobami zagłusza włączone
radio. W pewnej chwili przez głos spikera przebijają się wypowiedziane
podniesionym tonem słowa: „Nic z tego, jeśli nie zobaczę pieniędzy!”.
Kamera wciąż pracuje: starszy mężczyzna
szuka czegoś w kieszeni. W tym momencie napastnik wyciąga z plecaka nóż, rzuca
się na właściciela lombardu. Widać uniesioną do góry rękę tego starszego.
Kolejne ujęcie: chłopak przyciąga głowę mężczyzny i trzymając go za kark,
nachyla twarzą do lady. Uderza. Nie pomaga zasłanianie się przed kolejnymi
ciosami; napastnik ma dogodną pozycję, bo leży na ladzie, a jego ofiara jest na
podłodze. Krzyk, jęki, zagłuszane trzaskiem spadających z półek przedmiotów.
Teraz chłopak wskakuje na ladę
kolanami, jest już po drugiej stronie. Odgłosy rytmicznych uderzeń,
niewyraźne, bełkotliwe słowa: „Spierdalaj, k.. jebana”. A po chwili: „No,
chodź, chodź szybko, nie uciekaj, chodź do mnie”. Poruszone radio samo się
podgłaśnia, wyraźnie słychać Tinę Turner śpiewającą „Private Dancer”. Starszy mężczyzna znika z kadru.
Z kolei z prawej strony pojawia
się mało wyraźna twarz młodego człowieka, tym razem bez czapki. Jego długie,
opadające lokami włosy są w nieładzie, przysłaniają oczy. Chłopak przechodzi w
głąb pomieszczenia, skrzypią odsuwane szuflady. Następnie wraca, kładzie na
ladzie jakieś rzeczy, wyjmuje z plecaka reklamówkę. Porusza się powoli, ciągle
coś wkłada do plastikowej torby. W pewnej chwili wyjmuje z plecaka butelkę z
colą, spokojnie pije.
Otwierają się drzwi lombardu,
wchodzi klient z charakterystycznymi wąsami. Chłopak za ladą jest tyłem do
kamery. Cicho mówi coś do tego mężczyzny, ale nic nie można zrozumieć. Słychać
tylko prośbę wychodzącego klienta: „To ja przepraszam, jak przyjdzie, niech do
mnie dryndnie”. Chłopak przekręca klucz w oszklonych drzwiach. Pół godziny
później do lombardu puka młoda kobieta, która bezskutecznie naciska na klamkę.
Chłopak rozmawia z nią przez szybę, po chwili mówi głośniej: „Tak, na pewno
będzie za godzinę”.
Klientka odchodzi. Młody człowiek
nadal buszuje na zapleczu. Jeszcze łączy się z kimś z telefonu właściciela.
Słychać pytanie: „O której dziś wracasz? To bądź na przerwie w palarni”.
Napastnik opuszcza lombard, nie zamykając drzwi na klucz.
Data na końcu nagrania: 26
listopada 2012 r., godzina 3.28 po południu.
MOŻE BRAKUJE MU PIENIĘDZY
Pół godziny później do lombardu
wróciła klientka, która już wcześniej była pod drzwiami. Gdy tym razem nie
zastała nikogo, zaczęła nawoływać, a potem zaniepokojona widokiem krwi na
drzwiach zajrzała do pokoiku na zapleczu. Zobaczyła martwego właściciela
lombardu z licznymi ranami na całym ciele. Zaalarmowała policję.
60-letni Tadeusz P. prowadził w
Kłodzku lombard od 23 lat. Był znanyw mieście, bo chętnie angażował się w akcje
charytatywne. Specjalizował się w skupie i sprzedaży wyrobów ze złota. Pogodny,
ufający ludziom, już kiedyś został okradziony. Wtedy uległ namowom żony i
zainstalował w lombardzie kamerę ukrytą w radioodbiorniku.
Dzięki niej szybko odszukano mężczyznę
z wąsami. Okazało się, że był to siostrzeniec Tadeusza P. Bezrobotny, chorujący
na silne bóle kręgosłupa, korzystał z pomocy finansowej krewnego. Tego dnia
był w lombardzie dwa razy. Najpierw około godziny 12, gdy wracał z receptą od
lekarza. Dostał od wujka pieniądze na wykupienie zastrzyków i napił się z nim
kawy. Tadeusz P. pytał go, czy na uliczce stoi jeszcze taki drobny chłopak z
plecakiem, bo od godziny raz po raz pojawia się przy oknie wystawowym.
Siostrzeniec potwierdził, że owszem, widział jakiegoś młokosa, pewnie to ćpun.
- Za szybko osądzasz ludzi -
zganił go właściciel lombardu. - Może matka tego biednego dziecka coś zastawiła
u mnie i teraz on chciałby to odebrać, ale brakuje mu pieniędzy.
Pokazano przesłuchiwanemu film nagrany
ukrytą kamerą. Napastnik sylwetką przypominał chłopaka krążącego koło lombardu.
Trzy godziny później policja
zatrzymała na jednej z ulic Kłodzka 18 -letniego Konrada S. Znaleziono przy
nim zrabowane z lombardu złoto (kilkadziesiąt pierścionków) , banknoty
po50złitelefony komórkowe. Wszystko o łącznej wartości 100 tys. zł. W parkowym
koszu leżały oderwane przez S. metryczki od biżuterii, a w rowie zakrwawiony
nóż. Ponadto zatrzymany miał w plecaku młynek do mielenia suszu z konopii
indyjskich.
WSZYSTKO MACIE NA FILMIE
Na komendzie policji Konrad S.
podniósł krzyk, że go się wrabia w morderstwo. Groził funkcjonariuszom
Strasburgiem. Spokorniał dopiero wtedy, kiedy pokazano mu film z monitoringu w
lombardzie.
- Przyznaję się - zaczął składanie
wyjaśnień. - Myślałem, że pchnięć nożem było kilka, a nie kilkadziesiąt. Jak
już zacząłem, nie miałem wyjścia: albo go zabiję, albo on zadzwoni na policję.
Nóż wziąłem z domu, z kuchennej
szuflady - na wypadek komplikacji, bo nie potrafiłem przewidzieć, co się tam
stanie.
Liczył się z niespodziankami, choć
napad starannie zaplanował; dwa tygodnie wcześniej poszedł do lombardu na
rekonesans. Pretekstem było zastawienie telefonu. - Nie potrzebowałem
pieniędzy, co miesiąc przychodziło ponad 900 zł renty po ojcu, ale byłem zły,
bo matka obcięła mi kieszonkowe. Chciałem się zorientować, co jest
wartościowego na półkach. Zobaczyłem, że w gablocie leży sporo złotej
biżuterii. Pomyślałem, że łatwo będzie to ukraść, bo właściciel ma swoje lata,
dam sobie z nim radę.
- Co robiłeś w dniu zabójstwa? -
zapytał śledczy.
- Babcia jak zwykle zawiozła mnie
swoim samochodem do szkoły, bo ja mieszkam pod Kłodzkiem. Gdy tylko odjechała,
zrobiłem w tył zwrot i opuściłem szkolny dziedziniec. Pół godziny później
stałem pod lombardem. Właściciel był już w środku. Czekałem na odpowiedni
moment.
Przesłuchiwany nie chciał zdawać
szczegółowej relacji z mordowania Tadeusza P. - Po co to powtarzać - bronił
się. - Przecież wszystko macie na filmie.
Gdy zobaczył, że mężczyzna leży
nieruchomo, schował złoto i pieniądze do plecaka. Opuścił lombard, nie zamykając
drzwi. Na mieście zaszedł na hamburgera do pizzerii. Potem kupił sobie dżinsy,
bo na starych były plamki krwi, i plecak za 105 zł. Przebrał się w toalecie na
dworcu PKS. Niepotrzebne rzeczy wrzucił w reklamówce do przepływającej przez
miasto Nysy.
Następnie nabył smartfon za 1950
zł. Powałęsał się jeszcze trochę po mieście, bo babcia miała go zabrać spod
szkoły o 16.30. Czekał na nią na chodniku, gdy podjechał policyjny radiowóz.
BEZRADNOŚĆ KURATORA
Konrada S. wychowywała matka,
funkcjonariuszka Straży Granicznej. Ojciec, uzależniony od alkoholu, zmarł
przed rokiem, już w okresie separacji rodziców. 18-latek był uczniem drugiej
klasy kłodzkiej szkoły zawodowej. Powtarzał rok z powodu wa- garowania. Matka
robiła wszystko, aby sprowadzić syna ze złej drogi. Chodziła z nim do szkolnego
psychologa, a ponieważ wciąż miała trudności z nawiązaniem z dzieckiem
kontaktu, zdecydowała się na prywatną psychoterapię.
Nic nie pomagało. Przeciwnie,
Konrad zaczął kraść. Nie miał obiekcji przed zwinięciem w sklepie telefonu
komórkowego, bo akurat chciał mieć nowy model. Gdy tego rodzaju sytuacje się
powtarzały, stanął przed sądem; jako niepełnoletni dostał rok w zawieszeniu. Do
wychowywania włączyła się babcia, która kontrolowała czas wolny wnuka, wożąc go
do szkoły i z powrotem. Chłopiec dostał też kuratora.
Do akt sądowych mordercy
właściciela lombardu zostały dołączone sprawozdania z nadzoru kuratorskiego.
„Marzec 2012 r. Podopiecznego cechuje
duża kultura osobista, lubi czytać, bywać w teatrze. Otwarty w kontaktach
personalnych. Jego autorytetem jest Paulo Coelho. Do nadzoru kuratora odnosi
się pozytywnie; rozumie, że musi ponieść konsekwencje tego, co zrobił. Ogromnie
żałuje, że ukradł ten ostatni telefon. Tak naprawdę nie miał potrzeby
posiadania nowej komórki. Jak sam mówi, wyłączyło mu się myślenie”.
Kolejny raport, po miesiącu:
„Dozorowany nie uporał się z dwoma przedmiotami, grozi mu, że nie otrzyma
promocji. Konrad ma zdolność przewidywania konsekwencji swego lenistwa. Jest
zmotywowany na sukces, bo dziadek obiecał mu sprezentować wyjazd zagraniczny w
wakacje, jeśli tylko zda do następnej klasy. Matka załatwiła korepetycje.
Trzeba zauważyć, że pani S. wzorowo organizuje swym dzieciom (chłopiec ma
jeszcze siostrę) wolny czas”.
Czerwiec 2012 r. Niestety, ubolewa
w raporcie kuratorka, Konrad nie zdał do następnej klasy. To jest już czwarta
szkoła, która nie spełnia jego oczekiwań. „Porażka nie pozbawiła chłopca
dobrego nastroju. Jeśli coś chce mieć, a akurat nie ma pieniędzy, nic nie jest
w stanie go powstrzymać. Znów coś ukradł w sklepie. Matce udało się powstrzymać
właściciela przed zgłoszeniem sprawy na policję. Oczywiście naprawiła szkodę.
Pani S. bardzo się stara, ale nie zawsze panuje nad sytuacją; z tego stresu
wpadła w depresję. Skarży się, że syn w stosunku do niej staje się coraz
bardziej obcy. Konrad naprawdę stanowi dla mnie zagadkę. Prawdopodobnie drogą
nadzoru kuratorskiego nie uda się jej rozwiązać, bo ta opieka już się kończy z
powodu osiągnięcia przez chłopca pełnoletności”.
JOANNA O’ARC TO JA
Oskarżony o zabójstwo został
poddany obserwacji psychologiczno-psychiatrycznej. Psychologowi przedstawił
się jako anarchista. - Pół Kłodzka zamazałem znakiem anarchii [litera A
wpisana w koło - red.] - pochwalił się. Wygłosił swój polityczny manifest: -
Identyfikuję się z Joanną d’Arc. Jestem za zniesieniem instytucji
państwa. Prawdziwe życie powinno się odbywać bez zasad narzucanych przez kogoś
innego. Wszelka władza stoi na przeszkodzie równości społecznej i poszanowaniu
wolności.
Matka nie przejawiała zrozumienia
dla jego poglądów. - Uznałem, że nie możemy razem mieszkać z powodu różnic w
pojmowaniu hierarchii wartości i stylu życia. Ja chciałem żyć spontanicznie,
nie stać w miejscu. Obdarzony wolną wolą, kieruję się zasadami, które sam sobie
wyznaczyłem. Nie tak jak moi rodzice; dla nich najważniejszy jest obowiązek, a
dopiero potem przyjemność. Dlatego zamieszkałem z koleżanką.
Na pytanie, dlaczego ubiera się na
czarno, Konrad wyjaśnił chełpliwie, że należy do subkultury heavy metalu. Wierzy, że szatan nie jest czystym złem, które
należy odrzucić. A ofiara krwi ma moc oczyszczającą. - Gdy zaplanowałem pójście
do lombardu, zabrałem nóż, bo chciałem przeżyć jakiś szał emocjonalny, który
by sprawił, że się dowiem, co jest ważne. Dzięki popełnionej zbrodni odnalazłem
poprawny system wartości; stałem się lepszym człowiekiem. Tylko nie mogę sobie
darować, że nie przewidziałem ukrytej kamery w lombardzie.
Po tygodniu pobytu w szpitalu na
obserwacji S. do tatuażu anarchisty na ramieniu dodał rysunek splecionych demonów
zła i anielskiej miłości. Psychiatrze skarżył się, że ma koszmary, wszędzie
widzi zmasakrowaną twarz swej ofiary. Ma dość życia w Polsce, po wyjściu z
więzienia wyjedzie do Anglii.
Biegli sądowi orzekli, że badany
jest bardzo odporny na stres. Nie mając poczucia winy, w czasie rozmów z
psychologiem i psychiatrą cynicznie posługuje się różnymi technikami
manipulacyjnymi, dba o stwarzanie pozorów.
Jego osobowość postrzegana jest jako pasywno - agresywna.
Akt oskarżenia wpłynął do Sądu
Okręgowego w Świdnicy. Prokurator wyeksponował w nim szczególne okrucieństwo
- brak poczucia winy podsądnego.
Podczas procesu oskarżony już się
nie popisywał anarchistycznymi przekonaniami; pod wpływem adwokatów przyjął
inną linię obrony. Mówił cicho, na samym początku rozprawy kilka razy
przeprosił zarówno rodzinę zamordowanego, jak i swoją, której, jak się
domyśla, też przysporzył sporo bólu. Twierdził, że tuż przed wejściem do
lombardu połknął działkę amfetaminy, co wywołało u niego nieposkromioną
agresję. Sam się zdiagnozował psychiatrycznie: od dawna cierpi na depresję
spowodowaną śmiercią ojca i samobójstwem koleżanki, z którą wynajmował
mieszkanie. Nie pamięta, co się działo w lombardzie: „Byłem pod silnym wpływem
narkotyków”. Wie tylko, że zapragnął mieć na własność złoto i pieniądze
Tadeusza P.
Na pytanie sędziego, dlaczego
zabił, odparł: „Nie miałem wyjścia. Gdyby ten człowiek przeżył, poszedłby na
policję”.
Sędzia odczytał wyjaśnienia, które
Konrad S. złożył po zatrzymaniu przez policję. Oskarżony pytany, czy podtrzymuje
to, co powiedział w śledztwie, zasłonił się niepamięcią. Ale uznał, że skoro
się podpisał pod protokołem, to pewnie tak było.
Obecny na procesie biegły
psycholog uznał, że demonstrowany przez oskarżonego brak pamięci to świadomie
przyjęta linia obrony: „Analiza zarejestrowanego przez kamerę zachowania S. w
lombardzie nie wskazuje na występowanie u niego zaburzeń świadomości”. Tę
opinię potwierdziły zeznania świadków.
Koledzy Konrada nie dostrzegli
też, żeby przeżywał śmierć współlokatorki. To nie była jego dziewczyna, chodził
z inną. Tego wieczoru, gdy samobójczyni skoczyła z mostu do wody, bawił się na
prywatce. Nie zrobił nic, aby powstrzymać desperatkę. Zachowały się ich
ostatnie SMS-y: „Idę się zabić. Zrzuci mnie z mostu”. On w odpowiedzi:
„Pogadajmy”. Ona: „O czym? Jestem już na moście”. Na tym korespondencja się
kończy.
Obrońca nadal twierdził, że jego
klient zachowywał się w lombardzie jak w malignie. Na korzyść oskarżonego
miała też świadczyć rozmowa między mordercą a ofiarą w ostatnich chwilach jej
życia. Niestety, nagranie nie obejmowało wydarzeń od momentu, gdy oskarżony
przeskoczył przez ladę. Dalszy rozwój wypadków był możliwy do odtworzenia
wyłącznie na podstawie słów, jakie słychać na nagraniu, oraz wyjaśnienia S.
Zdaniem adwokata słowa „Spierdalaj, k.. jebana” oraz „Chodź szybko, chodź, nie
uciekaj, chodź do mnie” wypowiedział Tadeusz P. A skoro tak, to można przypuszczać,
że w pewnym monecie oskarżony zaprzestał ataku, chciał się wycofać, co
właściciel lombardu odebrał jako próbę ucieczki. I dlatego krzyknął do
napastnika: „Chodź do mnie”. Niewykluczone zatem, że te słowa sprowokowały
nastolatka do ponownego ataku.
Sądy okręgowy, a następnie
apelacyjny odrzuciły ten wniosek obrony, uznając, że są to okoliczności bez
znaczenia, bowiem słowa padły już po ciosach. Nawet gdyby wypowiedziała je
ofiara, nie zirytowałaby nimi sprawcy, bo już wcześniej sięgnął po nóż.
Konrad S. został skazany na dożywocie.
Kasacja wniesiona przez obrońców do Sądu Najwyższego nie została jeszcze
rozpatrzona.
Inicjały mordercy zostały zmienione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz