Europosłowie PiS
zatrudniają Ludzi na fikcyjnych etatach. Załapały się na nie m.in. makijażystki
prezesa i pracownicy partii, którzy nie wiedzą nawet, gdzie mieszczą się biura
ich deputowanych.
MICHAŁ KRZYMOWSKI
Październik 2014
roku. W przededniu wyborczego maratonu PiS szuka oszczędności. W centrali
przy Nowogrodzkiej zapada decyzja o likwidacji kilkudziesięciu etatów w partii
i rozwiązaniu kilkunastu umów cywilnoprawnych. Ale pracowników nie można
pozbyć się ot tak, bo bez nich partyjna machina przestałaby działać.
Współpracownicy prezesa ściągają
na Nowogrodzką europosłów PiS, schodzą się też pracownicy. Pada propozycja nie
do odrzucenia: dać ludziom etaty asystentów
deputowanych, żeby od teraz płacił im europarlament.
Opowiada osoba z Nowogrodzkiej: -
Żartowaliśmy, że urządzono targ niewolników. Po sali krążyły karteczki z nazwiskami
pracowników i ich pensjami. Deputowani i asystenci byli parowani przypadkowo,
czasem nawet się nie znali.
„Newsweek” przez kilka tygodni
badał kulisy tych transferów. Wnioski są jednoznaczne. Operacja była czystą fi
keją. Asystenci europosłów PiS nadal pracują w partyjnym aparacie. Część z
nich nawet nie wie, gdzie mieszczą się biura ich deputowanych, część nadal
siedzi w partyjnej centrali przy Nowogrodzkiej, a jedna z asystentek
opiekowała się chorą mamą prezesa. Wśród europosłów, którzy przejęli pracowników
partii, znaleźli się m.in. Andrzej Duda, Zbigniew Kuźmiuk, Tomasz Poręba i
Ryszard Legutko.
Opiekunki mamy i makijażystki
Eurodeputowany z Podkarpacia
Tomasz Poręba to jeden z najbardziej zaufanych współpracowników prezesa. Etaty
asystenckie mają u niego m.in. Bożena Meszka-Stefanowska i Natalia Grządziel.
Meszka-Stefanowska mieszka w Skierniewicach,
mieście oddalonym od Rzeszowa (gdzie mieści się biuro poselskie Poręby) o 300 km, i jest także
zatrudniona jako pielęgniarka w warszawskim szpitalu przy ul. Szaserów. Do
Poręby trafiła jeszcze w 2011 roku. Jednocześnie prywatnie zajmowała się niedomagającą mamą prezesa. Przyjeżdżała do
niej do domu i się nią opiekowała. Na początku sprawa była czysta. -
miała podpisaną osobną umowę z panią Jadwigą i dostawała za swoje usługi
pieniądze. W 2011 roku zarobiła w ten sposób 35 tys. zł (wiadomo o tym, bo
Meszka w zeszłej kadencji była radną i wypełniała oświadczenia majątkowe).
Gdy w styczniu 2013 roku Jadwiga
Kaczyńska zmarła, prezes wygłosił podczas jej pogrzebu wzruszające przemówienie,
w którym wspomniał pielęgniarkę ze Skierniewic. - Chciałem podziękować pani
Bożenie Meszce, która w ciągu ostatnich 20 miesięcy mimo tylu zajęć tak bardzo
się mamą opiekowała - powiedział.
Oznacza to, że Meszka musiała opiekować
się panią Jadwigą od kwietnia 2011 roku nieprzerwanie aż do jej śmierci. W jej
oświadczeniach majątkowych za lata 2012-2013 nie ma jednak śladu po kolejnych
umowach z mamą prezesa. Są tylko dochody uzyskiwane u Poręby: ok. 5 tys. zł
miesięcznie. Całkiem przyzwoicie, zważywszy, że przeciętne wynagrodzenie
asystenta europosła oscyluje wokół 3 tys. zł.
Czy w takim razie za opiekę nad
mamą prezesa de facto płacił europarlament? Dlaczego deputowany PiS zdecydował
się płacić niemałe pieniądze pielęgniarce z warszawskiego szpitala? Jakie kompetencje
ma Meszka, by pracować jako asystentka deputowanego i co należy do jej
obowiązków? Poręba nie odpowiedział na te pytania.
Meszka pracuje u niego do dziś.
Nie jest już jednak radną, więc nie ujawnia oświadczeń majątkowych i nie
wiadomo, czy nie zmieniła się wysokość jej pensji.
O pracy u europosła nie chce
rozmawiać.
Podczas pogrzebu mamy prezes dziękował
też „wolontariuszce Wioletcie Zydowicz”, która - jak powiedział - spędziła
wiele nocy przy łóżku pani Jadwigi. Zydowicz kilka lat temu została zatrudniona
w recepcji przy Nowogrodzkiej, a na jesieni zeszłego roku dodatkowo otrzymała
etat u bydgoskiego europosła Kośmy Złotowskiego.
Druga z asystentek Poręby to
Natalia Grządziel. Jej także próżno szukać w biurze podkarpackiego europosła.
Mieszka w Warszawie i na co dzień pracuje w partyjnej centrali przy
Nowogrodzkiej. Na oficjalnej stronie internetowej PiS można przeczytać, że
jest koordynatorem ds. struktur partyjnych odpowiedzialnym za okręgi wyborcze
położone w zachodniej Polsce: Zieloną Górę, Poznań, Konin, Kalisz i Piłę.
Etat asystencki na Podkarpaciu,
praca biurowa w Warszawie i koordynacja struktur w Lubuskiem oraz Wielkopolsce
- rozrzut jest imponujący.
Grządziel też nie jest przesadnie
rozmowna. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że ma dwa etaty: jeden w partii, a
drugi u Poręby. Pensję asystentki europosła dostała - jak większość - w ramach wspomnianych jesiennych roszad.
Rozmówca z biura PiS: - Etat u
Poręby to dla niej finansowy bonus. Nie słyszałem, żeby cokolwiek dla niego
robiła. A czym zajmuje się na Nowogrodzkiej? Załatwia sprawy zlecane przez
Joachima Brudzińskiego, a jak trzeba, to bierze kuferek z partyjnymi
kosmetykami i maluje prezesa. Jest jedną z dwóch dziewczyn, które się tym
zajmują.
Druga z makijażystek prezesa to
Anna Krupka, znana z kampanii w 2011 roku, kiedy to odgrywała rolę jednego z
tak zwanych aniołków Kaczyńskiego. Krupka od lat jest na pensji w partii, a od
kilku miesięcy ma też etat u zachodniopomorskiego europosła Marka Gróbarczyka.
I podobnie jak Grządziel na co dzień urzęduje przy Nowogrodzkiej.
Partyjna robota
Asystentem Andrzeja Dudy jest
Michał Ciechowski - młody chłopak, który na co dzień pracuje w centrali przy
Nowogrodzkiej. Do jesieni zeszłego roku dostawał pieniądze z partii, potem
jego etat zlikwidowano, a za to przydzielono go do europosła.
Ciechowski twierdzi, że jego praca
u Dudy polega na „jeżdżeniu z kandydatem po kraju”. Kłopot w tym, że unijne
przepisy na to nie zezwalają. Szefowa działu prasowego europarlamentu Marjory van den Broeke w odpowiedzi na pytania „Newsweeka” pisze, że
udział asystenta w kampanii wyborczej w godzinach jego pracy jest
niedopuszczalny.
- Wie pan o tym? - pytam Michała
Ciechowskiego.
- Jestem w kontakcie z asystentką
w Brukseli, a podczas podróży po Polsce pojawiają się też sprawy związane z
europarlamentem.
- A za pracę na Nowogrodzkiej kto
panu płaci? Dostaje pan pensję z partii?
- Jestem asystentem europosła, to
mój jedyny etat.
Jednak ze strony internetowej PiS
wynika, że Ciechowski nadal pełni funkcję koordynatora ds. struktur w
Małopolsce i Swiętokrzyskiem.
Jesienią asystentem Dudy został
też Włodzimierz Pietras, który podobnie jak Ciechowski wcześniej był
zatrudniony w PiS. Pobrał tylko jedną miesięczną pensję: 3 tys. zł. Czym się
zajmował w tym czasie?
- Pomagałem przy sprawie zmiany
planu miejscowego w Krakowie. Pytał o to jeden z mieszkańców.
- Duda zlecił panu przygotowanie
tej odpowiedzi?
- Nie, poprosił mnie o
konsultację.
- Przygotował ją pan na piśmie?
- upewniam się.
- Przekazałem to ustnie.
Po miesiącu kontrakt rozwiązano,
ale Pietrus nie został na lodzie. Przeniósł się na etat do innego krakowskiego
europosła - profesora Ryszarda Legutki. Co tam robi? Nie ma na ten temat wiele
do powiedzenia. Gdy pytam, czy pojawia się w biurze Legutki, mówi, że tak, ale
podaje adres... siedziby krakowskich struktur PiS, która mieści się przy
zupełnie innej ulicy. To tam w rzeczywistości można go zastać.
Pietrus nie zna się na pracy
europosłów, ale sprawy partyjne ma w małym palcu. Kilkanaście dni temu wysłałem
e-mail na ogólnodostępny adres podany na stronie krakowskich struktur PiS.
Przedstawiłem się w nim jako przedsiębiorca chcący przystąpić do partii.
Odpowiedział mi właśnie Pietrus, przysyłając zaproszenie na spotkanie w biurze
partii.
Dotarliśmy też do niedawnego
e-maila Pietrasa adresowanego do małopolskich struktur PiS. Umieścił w nim
szczegółowe instrukcje dotyczące zbierania podpisów pod kandydaturą Dudy.
Zaleca też stosowanie odpowiednich procedur i prosi o zgłaszanie miejsc, w których
można by za darmo rozwiesić wyborcze banery. Klasyczna partyjna robota.
Jesienne roszady dotyczyły też
innego z profesorów Prawa i Sprawiedliwości, europosła Zdzisława
Krasnodębskiego. Jesienią etat dostał u niego Robert Szkudlarek, który
wcześniej pobierał pensję w warszawskim PiS. Pytam go, czy zajmuje się jeszcze
partyjnymi strukturami.
- To się w sumie wiąże - odpowiada
bez wahania Szkudlarek.
Europejski Urząd ds. Zwalczania
Nadużyć Finansowych (OLAF) jest w tej sprawie innego zdania, ale asystent
profesora się tym nie przejmuje. Mówi, że koordynuje działalność trzech biur
swojego deputowanego. Dziwne, bo Krasnodębski na swojej stronie internetowej
podaje adres tylko jednego biura.
Europejski zaciąg Macierewicza
Dzwonię do radomskiego biura Zbigniewa
Kuźmiuka, mazowieckiego europosła PiS. Proszę o kontakt z jego asystentką
Grażyną Matyszczak.
- Przykro mi, u nas taka osoba nie
pracuj e. Na pewno na stronie europarlamentu pan ją znalazł? - dziwi się głos
w słuchawce.
- Jeszcze raz, jak jej nazwisko?
- Jeszcze raz, jak jej nazwisko?
Grażyna Matyszczak, działaczka PiS
z Częstochowy, etat u Kuźmiuka dostała w ramach jesiennych przegrupowań. W
działalności europosła orientuje się słabo, ale zarzeka się, że pracuje dla
niego właśnie, nie dla partii.
- Wykonuję rzeczy związane z
obsługą biura.
- Dzwoniłem do tego biura i pani
nazwisko jest tam nieznane. A wie pani w ogóle, gdzie mieści się biuro posła
Kuźmiuka?
- On ma kilka biur.
- Nieprawda. Deputowany Kuźmiuk ma
tylko jedno biuro, to w Radomiu. Pani twierdzi, że je obsługuje?
- Mam zlecenia na telefon,
przygotowuję spotkania - ucina Matyszczak.
Dragi z asystentów Kuźmiuka Władysław
Bukowski ma do Radomia jeszcze dalej. Na co dzień pracuje w Krośnie na
Podkarpaciu. Miał etat w PiS, ale jesienią przesunięto go do europosła.
Kuźmiuk, gdy go pytam o
asystentów, bardzo się denerwuje. W kółko powtarza, że Matyszczak i Bukowski
pracują dla niego, a nie dla partii. Ale tego, na czym miałaby ta praca polegać, zdradzić już nie chce. -
Proszę traktować poważnie deputowanego po czterech dniach ciężkiej pracy.
Musielibyśmy spotkać się osobiście - zastrzega. Kiedy proszę o wyznaczenie
terminu, zaczyna piętrzyć problemy: - Dziś wracam z lotniska, jutro mam
obowiązki w Radomiu, w weekend kampania, potem znów wylatuję. A jeszcze muszę
znaleźć czas dla rodziny...
Etaty u europosłów od niedawna ma
też grupa byłych pracowników PiS związanych z Antonim Macierewiczem. Asystentem
Kazimierza Ujazdowskiego, deputowanego z Wrocławia, jest na przykład Marcin
Gugulski, na co dzień warszawski radny. Na czym polegaj ego praca?
- Doradza mi w zakresie edukacji i
kultury - odpowiada oszczędnie Ujazdowski.
Dragi z ludzi Macierewicza -
Bartłomiej Misiewicz, który do niedawna był
na partyjnym garnuszku - dziś ma etat Beaty Gosiewskiej. Ona działa w Świętokrzyskiem, on urzęduje w Warszawie przy
zespole smoleńskim.
Kaczyński jak Le Pen
Opłacanie pracowników partii z
pieniędzy europejskich jest nielegalne, więc cała sprawa może się skończyć dla
PiS przykrymi konsekwencjami. Szef europarlamentu Martin Schulz kilka dni temu
zawiadomił OLAF i francuską minister sprawiedliwości o podobnej aferze w
szeregach Frontu Narodowego. Według doniesienia deputowani partii Marine Le Pen też zatrudniali fikcyjnych asystentów.
Czy w takim razie Martin Schulz zamierza
skierować do OLAF zawiadomienie o nieprawidłowościach? Rzecznik prasowy
europarlamentu Jaume Duch nie wyklucza, że tak. - Będziemy badać tę sprawę -
zapowiada w rozmowie z „Newsweekiem”.
A Pan Karol Karski też zatrudnia, np. aktorkę z filmu Smoleńsk - chyba, że to wsparcie PE dla polskiej kinematografii?
OdpowiedzUsuń