Chłopski lider
Sławomir Izdebski chce śladami swego mistrza, twórcy Samoobrony, poprowadzić
rolników na barykady.
CEZARY ŁAZAREWICZ
Jest
jak paskuda z Zalewu Zegrzyńskiego, atak sinic na Bałtyk, rój meteorytów,
który ma zniszczyć Ziemię, i jak świńska górka. Jak wiosenne burze, jesienne
przymrozki, zimowe zadymki. Występuje okresowo, zwykle w pierwszym kwartale
roku, na międzynarodowej drodze A2 z Berlina do Moskwy w Zdanach (gmina
Zbuczyn, powiat siedlecki). Choć czasami pojawia się też w Warszawie przed
Sejmem lub Ministerstwem Rolnictwa.
- Jak świnie drgną lekko w górę,
już go nie będzie - wróży 44-letniemu liderowi chłopskich protestów
Sławomirowi Izdebskiemu szef Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji
Rolniczych Władysław Serafin.
Ale na razie Izdebski nie znika. I
zapowiada na najbliższy czwartek inwazję na Warszawę 30 tys. rolników,
górników i pielęgniarek. Choć jeszcze za wcześnie, żeby rozmawiać o konkretnych
liczbach.
- Na razie się przegrupowujemy,
liczymy i szukamy autokarów, które nas dowiozą
- mówi i wcale nie kryje, że
próbuje iść drogą Andrzeja Leppera, który był dla niego nauczycielem i wzorem.
- Tylko nie wiem, gdzie mnie ta droga zaprowadzi.
ŚWINIE KREUJĄ LIDERA
Izdebski, tak jak kiedyś Lepper,
wie, jak wzbudzić zainteresowanie dziennikarzy swoją osobą.
- Jeśli poprosisz ich, żeby
przyszli na ważną konferencję programową, nikt nie przyjdzie, bo nikogo to nie
interesuje. Ale jeśli powiesz, że chłopi idą w marszu gwiaździstym na
Warszawę, to pod Sejmem będą czekały wszystkie ekipy telewizyjne. I wtedy
trzeba mówić ostro, żeby wieczorem poprzez telewizję usłyszała to cała Polska.
Tego nauczyłem się od Leppera. On, jak chciał coś ważnego powiedzieć, wyzywał
ministrów od złodziei i bandytów i wszystkie telewizje to pokazywały -
tłumaczył mi osiem lat temu, gdy przyszedł pod Sejm ze świńskim ryjem
przystrojony w biało-czerwony krawat Samoobrony. Był już wtedy mocno skłócony
z Andrzejem Lepperem, tym samym, który wcześniej przez wiele lat był dla niego
mistrzem, idolem i nauczycielem. I któremu zawdzięczał polityczną karierę.
Lepper oczarował go w 1997 r.
podczas gminnego spotkania we wsi Buczyn, gdzie mówił o Balcerowiczowskim
planie zniszczenia polskiego rolnictwa. Izdebski hodował wtedy świnie w swoim
12- hektarowym gospodarstwie we wsi Borki-Kosy pod Siedlcami. Dwa lata później
stał się ofiarą jednej z największych świńskich górek. Świńska górka to
zjawisko cykliczne, które bierze się z nadprodukcji wieprzowiny. Gdy jest jej
za dużo, ceny na rynku gwałtownie spadają, rolnicy się burzą i wychodzą na
ulicę. Świńskie górki w latach 90. kreowały chłopskich liderów: Jacka Soskę,
Wojciecha Mojzesowicza, Władysława Serafina. Ta z 1999 r. wykreowała Leppera i
lokalnych liderów, takich jak Izdebski.
BLOKADY, CHŁOSTA, PALENIE
KUKIEŁ
29-letni Izdebski dowodził wtedy
jedną z najważniejszych redut na świńskim froncie, blokując TIR-y w Zdanach na
międzynarodowej drodze A2 z Berlina do Moskwy. Mimo siarczystego mrozu ściągnął
2,5 tys. rolników, do których policja strzelała gumowymi kulami.
Zdany stały się legendarnym
szańcem opiewanym na zjazdach, a bohaterstwo Izdebskiego porównywano z odwagą
Konstantego Ordona. Tak wpadł w oko Lepperowi. W 2001 r. został jednym z dwóch
senatorów Samoobrony. Kierowany przez Izdebskiego region siedlecki był potęgą.
Poparcie dla Samoobrony sięgało tam 50 proc. i wydawało się, że w następnej kadencji
szef regionu ma mandat w kieszeni. Tak pewnie by było, gdyby Samoobrona
wystawiła do Senatu jednego kandydata, a nie trzech, którzy sobie nawzajem
zabierali głosy. Skłócił się z Lepperem i wyleciał z Samoobrony.
- Od tej pory jedynym motywem jego
działania stała się zemsta - mówił wtedy obecny minister rolnictwa Marek
Sawicki.
- Jest to osobista zemsta
zausznika, który wypadł z łask.
Do walki z wicepremierem Andrzejem
Lepperem zamierzał wykorzystać cały arsenał jego własnej broni: - Blokady,
chłosta, palenie kukieł, wysypywanie zboża i wyprowadzanie ludzi na ulicę -
wyliczał wtedy. - Lepper to wszystko wymyślił. A że te metody okazały się
skuteczne, to wykorzystamy je przeciw niemu. Bo wieś czeka na przywódcę, który
poprowadzi ją do boju.
NA AUCIE
Przez ostatnie 10 lat Izdebski był
na politycznym aucie. Próbował wrócić do polityki, zwalczając Leppera,
ogłaszał odrodzenie prawdziwej Samoobrony, flirtował z PiS. Wszystko na nic.
Byli posłowie i senatorowie Samoobrony, którzy zostali na lodzie po przegranych
w 2007 r. wyborach, upatrywali w nim lokomotywy, która znów dowiezie ich do
władzy. Ale Ruch Społeczny Samoobrona, który utworzyli, doprowadził ich na
manowce polityki.
Izdebskiemu nie pomagały ani ostre
wystąpienia, ani happeningi ze świńskimi ryjami nabitymi na kij, ani świńskie
górki, od których próbował się odbić. Jedno się nie zmieniało - wciąż można go
było czasem spotkać na blokadach w Zdanach. Ale coraz mniej miejsca poświęcała
mu nawet lokalna, siedlecka prasa. W 2013 r. zapowiadał blokadę biur PiS,
jeśli posłowie tej partii dalej będą lobbowali na rzecz zakazu uboju
rytualnego.
W marcu 2014 r. na kolejnej
blokadzie w Zdanach Izdebski domagał się od rządu interwencyjnego skupu żywca i
odwołania zagrożenia epidemią afrykańskiego pomoru świń.
- Jeśli nie przyjedzie tu premier,
to jutro rusza marsz gwiaździsty na Warszawę - groził. Ale premier nie
przyjechał.
W listopadzie 2014 r. w tym samym
miejscu Izdebski żądał przywrócenia uboju rytualnego.
W styczniu 2015 r. Izdebski znów
zablokował drogę w Zdanach. Postulaty takie jak zwykle: interwencja państwa na
rynku wieprzowiny i mleka, odszkodowania za straty wyrządzane przez dziki i
odwołanie ministra Sawickiego. Kilkanaście dni później 150 rolników rusza
traktorami na Warszawę.
ZWIĄZKOWA WYDMUSZKA
Sławomir Izdebski jest dzisiaj
przewodniczącym Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji
Rolniczych. Siedziba organizacji mieści się w Siedlcach w kamienicy przy ulicy
Świrskiego. Nie można się tam dodzwonić. Ale z oficjalnych dokumentów związku
wynika, że jedyny stacjonarny telefon OPZZRiOR należy do spółki Nasze Zboża
prowadzonej przez syna Izdebskiego
- Damiana. Drugi oficjalny telefon
związku to osobista komórka Izdebskiego.
- To jakaś wydmuszka - mówi Serafin.
- Tam nie ma żadnych biur ani
struktur.
Sam Izdebski twierdzi, że nie jest
nawet w stanie podać liczebności swojego związku, a to dlatego, że wstępują do
niego duże organizacje producentów żywności, wnosząc aportem swoich członków.
Może jest ich 100 tys., a może 10. - Musiałbym to kiedyś policzyć - mówi.
Coś jednak chyba istnieje. Bo
Krzysztof Borkowski, poseł PSL z Siedlec, przyznaje, że był kiedyś na spotkaniu
miejscowego rolniczego OPZZ. - Siedziało tam kilkanaście osób.
Pod koniec stycznia w Szkole
Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie odbył się kongres OPZZ. Prezes
kółek rolniczych Władysław Serafin twierdzi, że działaczy przywieziono tam w
kilku autokarach. - Też miałem zaproszenie, ale nie poszedłem.
Dlaczego? - Zadzwoniłem do Sławka,
a on mi mówi, żebym nie przychodził. Mówił: „Będziemy napierdalać na rząd i
tobie też się dostanie” - opowiada Serafin i drwi, że zamiast niego był tam
ultraliberał Janusz Korwin-Mikke.
- To zadymiarz, który na grzbiecie
skrzywdzonych chłopów szuka ścieżki do własnej kariery politycznej - mówi o Izdebskim
Serafin. - Chłopi dziś czują oddech biedy, więc podpisują się pod każdym, kto
krzyczy w ich obronie. Tylko że krzykiem się niczego nie załatwi, bo dziś
trzeba wszystko wylobbować.
Dlatego 36 organizacji rolniczych
siedzi dziś w Ministerstwie Rolnictwa i szuka, mimo różnic, wspólnych sposobów
wyjścia z tej trudnej sytuacji. - Tylko Sławek nie rozmawia, bo woli dymić.
Tego też nauczył się od Leppera.
To była jego zasada: gdy inni negocjują, trzeba przystąpić do frontalnego
ataku. Niech inni tracą czas na bezowocne dyskusje w Ministerstwie Rolnictwa,
Izdebski zapowiada wtedy blokadę, najazd i paraliż miasta. I kogo wtedy
telewizja pokaże?
Zdaniem Serafina to nie świńska
górka przyczynia się dziś do niedoli chłopa, lecz globalizacja, rosyjskie
embargo, spadek konsumpcji i spekulacyjny rynek. I żaden interwencyjny skup
trzody chlewnej nie pomoże, kiedy rynek zalewa duńska i niemiecka wieprzowina,
bo nie wiadomo, jak miałby ją rząd odróżnić od polskiej. - Świnie nie mają
granic i narodowości, więc trudno je interwencyjnie skupować - mówi.
POTENCJAŁ MA TRYBUNA LUDOWEGO
Adwokat Henryk Dzido właśnie w
Izdebskim upatrywał następcy Andrzeja Leppera. Mówił wtedy o nim, że jest
nieoszlifowanym
diamentem. - Ale żeby wsiąść do
kolejki na Olimp, trzeba trochę cierpliwości. Ja go dopiero hoduję na Leppera.
Pytam po latach, czy hodowla się
udała.
- Ładnie mówi, jest odważny, tylko
nie myśli, co będzie za pięć lat, a skupia się na tym, co jest teraz. Ale ma
potencjał na trybuna ludowego - odpowiada Dzido.
- Lepperowi było łatwiej, bo był
pierwszym, który krzyczał, że rządzą nami złodzieje. A dziś każdy to mówi -
dodaje mecenas Dzido. I mówi, że dostrzega wiele podobieństw między Izdebskim a
Lepperem. - Ta sama dynamika wypowiedzi, ta sama odwaga i ten sam brak
odpowiedzialności za słowo. I z tym musi uważać.
Dlatego Dzido wróży mu jeszcze błyskotliwą
karierę polityczną: - On już swoje wygrał, bo ludzie znów o nim usłyszeli.
Staje się znany.
Tylko w jakiej partii miałby się
realizować? Dzido twierdzi, że najlepszy byłby PiS. - Bo oni dziś realizują
program Samoobrony, najbliższy 10 przykazaniom boskim - wszystkim dać i niczego nie wymagać.
I jeszcze jedno upodobnia
Izdebskiego do Leppera: ogromne długi i ścigający go komornicy. Z tego powodu
kilka lat temu przepisał cały swój majątek na syna, więc nie ma niczego, co
komornik mógłby mu zająć. Oficjalnie przewodniczący Izdebski jest prokurentem w
spółce swojego syna, który handluje zbożem.
ZIELONE MIASTECZKO
- Siłą naszego związku są te
blokady, których 31 zorganizowaliśmy w całym kraju - mówi przewodniczący
Izdebski. A to dopiero początek. Bo w czwartek zjadą do Warszawy ci wszyscy
zapowiadani rolnicy, górnicy i pielęgniarki. Pod kancelarią premiera postawią
zielone namiotowe miasteczko. Izdebski zapowiada, że będzie tam stało tak
długo, aż rząd spełni wszystkie postulaty rolników. Ale czy stanie? Przecież
tydzień wcześniej zapowiadał zablokowanie Warszawy i najazd 100 tys. rolników,
a przyjechało kilkuset.
Zobaczy pan - zapowiada przewodniczący.
- Wystarczy tydzień i tak się przestraszą, że zrealizują wszystkie nasze
żądania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz