To wojna pozycyjna.
Siedzimy w okopach. Linia frontu przecina nasze rodziny. Wykańcza nas
prowadzenie walk zaczepno-obronnych
Małgorzata Święchowigz, Renata Kim, Ewelina
Lis
To jest trójkąt dramatyczny: mama, brat i
ja - mówi Anna. Jest nauczycielką języka polskiego, działaczką wrocławskiego
KOD. Brat prawicowy - pianista, robi habilitację w Akademii Muzycznej. Mama,
lat 81, działaczka solidarnościowej opozycji, internowana, zawsze mocno
zaangażowana w sprawy polityczne.
- Pomagała tworzyć PO, ale po dwóch latach wystąpiła. Kiedy PiS
doszło do władzy po raz pierwszy, była absolutnie przeciwko. Teraz jest
absolutnie „za”. Ma te same poglądy co brat. Codziennie odbywają długie
rozmowy telefoniczne, później mama mi opowiada, czego się od brata
dowiedziała: że wszystkiemu jest winna Platforma, że w Trybunale Konstytucyjnym
są pozostałości systemu komunistycznego, że KOD rządzą byli ubecy - opowiada
Anna.
Gdy Jarosław Kaczyński wygłosił przemówienie z okazji wyboru
Anny Marii Anders na senatora, w którym obrażał ludzi KOD i odmawiał im prawa
do noszenia biało-czerwonej flagi, Anna napisała do niego list: „Modlę się
szczerze, aby Bóg Panu wybaczył, bo sądzę, że wielu Polakom trudno będzie się
na to wybaczenie zdobyć”.
- Później od mamy usłyszałam, że KOD to ludzie, którzy potracili
stołki, dlatego wychodzą na ulice. Nawet rozmowy dotyczące konstytucji już nam
nie wychodzą. Pytam: „Czy naprawdę uważasz, że porządek prawny, który proponuje
PiS, jest zgodny z konstytucją?”. W odpowiedzi słyszę: „Bo wy, koderzy, elity
salonowe, ludzie oderwani od koryta, jesteście nienawistni, zajadli,
obrzucacie prawicę obelgami...”.
Ten sam brak porozumienia widać, gdy rozmawiamy o narodowcach.
Mówię mamie: „Miałaś mnóstwo przyjaciół wśród Żydów. Jak możesz teraz patrzeć,
gdy na rynku wrocławskim pali się kukłę Żyda? Nie razi cię to?”. Mama:
„Oczywiście, to jest okropne”. Ja: „Nie przeszkadza ci, że takie akcje nie są
potępiane przez rząd?”. Mama: „A może to jest takie delikatne puszczenie oczka?
Nie bardzo nam się to podoba, ale z drugiej strony rozumiemy entuzjazm
chłopców”. Ja: „Zdumiewające, że cię to nie razi”. Mama: „Oczywiście, że mnie
razi, ale PO...”. I tu zaczyna się wyliczanie wszystkich grzechów Platformy. I
tak jest za każdym razem. Ja mówię: „Zobacz, znowu z radiowej Trójki wyrzucili
dziennikarza”. A mama na to: „Platforma też wyrzucała. Oni to wszystko
zaczęli”.
- Pytam: „Czy uważasz, że jeżeli sąsiad coś mi ukradł, to ja mogę ukraść
sąsiadowi trzy razy więcej?”. A ona na to: „Jak ty nienawidzisz tego PiS”.
Z bratem też już nie ma spokojnej
rozmowy. Gdy dzwonią do siebie, zaczyna się od przekrzykiwania, a kończy tym,
że on rzuca słuchawką. - Myślę, trudno, mieszka daleko, na szczęście widujemy
się tylko w święta. Z mamą jest inna sytuacja, mieszkamy razem, muszę się nią
opiekować, bo jest chora. I zawsze była dla mnie autorytetem, wzorcem
intelektualnym i moralnym. Jest profesorem, oczytana, inteligentna. I nagle
stała się tak impregnowana na argumenty. To przerażające. Nie mogę się z tym
pogodzić.
JEDEN DRUGIEGO NIE ROZUMIE
Sytuacja jest
nieznośna. Ludzie
tak się podzielili, że jeden drugiego już nie rozumie - przyznaje prof. Marcin Król, filozof polityki
i historyk idei. To, że silnie się skonfliktowaliśmy, nie byłoby aż tak nadzwyczajne,
gdyby nie to, jak biegnie linia podziału. - Jeśli przyjrzeć się historii,
także przypadkom w innych krajach, to konflikty wybuchały zwykle między różnymi
grupami, także rodzinami, ale nie wewnątrz nich - tłumaczy profesor.
Uważa, że takich pęknięć w rodzinach jak dziś nie było nawet w czasach
komunizmu. - Choć zdarzało się, że w jednej był i ten, kto działał w
podziemiu, i ten, kto pracował w UB. Niemal każdy miał jakiegoś wujka czy
kuzyna w milicji. To może nie było pochlebne, ale też nie skandaliczne. A
często wręcz wykorzystywane. Ten, kto był umocowany w państwowych strukturach,
mógł pomóc temu, kto umocowany nie był - tłumaczy prof. Król.
W Polsce był zawsze wysoki poziom tego, co socjologowie nazywają
familizmem - rodzina trzymała ze sobą, ufała sobie. Chwaliliśmy się zawsze
świetnymi relacjami rodzinnymi.
A teraz? - Pyskówki. Jedni drugich obwiniają o to, co się stało w
kraju. Atmosfera napięta, nerwowa - dr Maciej Dębski, socjolog z Uniwersytetu
Gdańskiego, szef Centrum Doradztwa i Badań
Społecznych Socjogram, opowiada, jak rodziny potrafią sobie popsuć święta,
spotkanie imieninowe, uroczystość z okazji Pierwszej Komunii. Każda okazja jest
dobra, żeby się pokłócić.
Na własnej skórze odczuł, jak polityka potrafi rozsadzić rodzinę. Ci,
którzy zawsze chcieli siedzieć przy stole obok siebie, teraz chcą być od siebie
jak najdalej. Tak jak on z wujkiem. A zaczęło się od tego, że wujek wszedł na
temat poprzedniego rządu, narzekał, że to było osiem zmarnowanych lat, że układ,
że kolesie, że załatwiali swoje interesy, a dla ludzi nic nie zrobili.
- Nie było przestrzeni do dyskusji - wspomina dr Dębski. Można się było
tylko albo z wujkiem zgodzić, albo w ogóle nie odzywać. Gdy się odezwał,
usłyszał: „Jesteś jak tamci!”, „Jesteś z tamtego układu!”.
SIOSTRA NIE WYTRZYMUJE, WYCHODZI
Paweł, 40 lat,
ekonomista z Krakowa: - Mama to wyznawczyni
Jarosława. Trzyma z ciocią, która myśli tak samo. Z kolei wujek ma alergię na
PiS, podobnie jak moja lewicująca siostra. Zawsze lubiliśmy się spotykać -
latem wspólne ogniska, zimą gry planszowe. Teraz siadamy nad planszą i
wystarczy drobna aluzyjka, jakieś z pozoru niewinne nawiązanie do polityki i
już podniesione głosy, rzucanie kąśliwych uwag, aż w końcu lecą inwektywy.
Próbuję to napięcie rozbrajać żartami, ale siostra nie wytrzymuje, warczy,
wychodzi.
Iwona, 20 lat, studiuje dziennikarstwo w Warszawie: - Każda impreza
rodzinna to kłótnia. Dziadek atakuje. Gdy w ramach praktyk studenckich robiłam
wywiad z Henryką Krzywonos, legendą Solidarności, powiedział, że to żadna
legenda. Gdy pochwaliłam się, że rozmawiałam z Bronisławem Komorowskim,
prychnął, żebym jeszcze zrobiła wywiad z samym diabłem. Nie cierpi
Komorowskiego, Tuska, Wałęsy. Jego idolem stał się Zbigniew Ziobro. Gdy czasami
patrzę, jak dziadek się zachowuje i co mówi,
to widzę prokuratora generalnego. Już nie potrafimy się ze sobą porozumieć.
Jest przekonany, że w Smoleńsku był zamach, a Kościół płaci podatki. Trybunał
Konstytucyjny? Po co komu trybunał? Każda kłótnia z nim autentycznie mnie boli.
Wcześniej zawsze był dla mnie dobry, opowiadał o historii.
Agnieszka, nauczycielka z Poznania:
- Jestem rozwiedziona, mój były
mąż to zdecydowany zwolennik PiS, podobnie jak jego rodzice i dalsza rodzina.
Ze mną nie rozmawiają, ale moje córki widują się z nimi. Nasłuchają się, że
wreszcie w kraju mamy porządek, tak właśnie trzeba rządzić, a PO i inne partie
to złodzieje. Ojciec ostentacyjnie rozkłada na stole życiorys Beaty Szydło,
próbuje córki wciągać w dyskusje o polityce, ale obydwie to ucinają. Młodsza
wraca potem do domu wkurzona i mówi o ojcu: „Idiota, pierdolony idiota”. Starsza
delikatniej: „Ha, ha, idiota”. To jest ich ojciec, więc nie chce, żeby zerwały
z nim kontakt. Trzeba to jakoś poukładać.
SYN STAJE PRZECIWKO OJCU
Karolina, graficzka z
Katowic (45 lat, dwoje dzieci, mąż), jest zwolenniczką PiS. Mówi,
że musiała zweryfikować listę tych, z którymi kontakt jest jeszcze możliwy.
Rodzinę ma liczną, rozpolitykowaną. Na Facebooku stworzyli grupę, w sumie ze
30 osób. -1 tam idzie na ostro, brat staje przeciw bratu, syn przeciw ojcu.
Nad tym już chyba nie sposób zapanować - mówi.
Wielu krewnych, którzy głosowali na PO, poblokowała. Także wielu
znajomych. - Nie chcę patrzeć na to, jak ta elita teraz panikuje. Elita
oczywiście w cudzysłowie. Atakują ostro, odgryzają się, są przerażeni, nie mogą
się pogodzić z przegraną. To koniec ich świata. Czasami, gdy na siebie
wpadniemy, traktują mnie z pobłażaniem, powiedziałabym nawet, że z pogardą.
Mają się za lepszych. Nie chce mi się z nimi rozmawiać, szkoda czasu i wysiłku
- tłumaczy. - Są okopani na swoich pozycjach. Tak jak moi rodzice. Jak tylko
do nich przyjeżdżam, zaczynają nadawać na PiS w
kółko to samo: Jak możesz ich popierać? Jak możesz myśleć tak jak oni? Jak
możesz tak mówić? Nie rzucamy w siebie sałatką jarzynową, bo to nie ten poziom
- mówi. Mama jest tłumaczką, ojciec - wykładowcą akademickim, więc u nich rzuca
się starannie dobieranymi słowami. - Ale poziom emocji jest tak wysoki, że nie
wytrzymuję, wstaję, wychodzę. Ojciec coś mi tam wpisuje na Facebooku, odgraża
się, że nikt, kto jest za PiS, nie ma już wstępu do jego domu. Kilka razy go
zablokowałam.
- Od wyborów skasowałam ponad 60 osób - mówi Olga (33 lata, popiera PiS,
mieszka w Warszawie, pracuje w branży IT). Usunęła
głównie „platfusów”. A „platfusy” z kolei ją, jako „pisówę”. - Wstajesz,
wchodzisz na fejsa, a tam lista znajomych krótsza niż wczoraj. Okazuje się, że
już nie masz rodziny, zniknęli kuzyni, pousuwały się kuzynki. Znaliśmy się od
dziecka, a teraz przestaliśmy się znać. Wszystkie te lata, gdy byliśmy ze sobą
tak blisko, można wyrzucić do kosza. Może to i dobrze? - twierdzi Olga, -
Przynajmniej jest w rodzinie jasność, kto jest po czyjej stronie.
Jedna z kuzynek, która mieszka w USA, zawsze, gdy przylatywała do
kraju, wpadała na kawę, ciacho, ploteczki. Teraz już nie wpada. Ostatnim razem
zatrzymała się u kuzynki, która nie jest za PiS. Rodzina tak się podzieliła, że
widuje się tylko, jak nie ma wyjścia. Ostatnio na pogrzebie. I nawet wtedy
jedni od drugich trzymali się z dala, tylko „cześć”, „cześć”.
- Polityka wepchnęła się już chyba wszędzie. Ostatnio w pracy szef
rzucił, że nie lubi „Kaczora”. Odpowiedziałam, choć tylko pod nosem: Jestem
pisiorem i co się tak gapisz? Znajoma z pracy zdradziła mi, że głosowała na
PO. Dostałam od niej zaproszenie na Facebooku, nie przyjęłam. Po co mam
przyjmować, skoro ona nie dźwignie tego, co się dzieje na moim wallu? Lepiej,
żeby jedni nie trzymali z drugimi. Jak ktoś zajdzie na nie swoje podwórko, to
jest niczym prowokator. Są kłótnie, nie tylko o wpisy, ale nawet zdjęcia. Ktoś
z jednego obozu wrzuci zdjęcie Petru, a drugi obóz się wścieka. Jak drugi
wrzuci zdjęcie Kaczyńskiego, to wściekają się tamci. A żeby wejść w jakieś
bliższe relacje z kimś, kto nie jest z twojego obozu? Nigdy w życiu! - mówi
Olga.
Miała kilka dziwnych randek. - Umawiamy się na kawę, jest miło, tematy
niepolityczne, potem dodajemy się do znajomych czar
pryska. Ja widzę, że on polubił stronę „Nie lubię PiS-u”.
On widzi, co ja myślę. Jeśli jeszcze jest jakaś rozmowa, to jedynie w
stylu: „ale jesteś głupia”, „sam jesteś głupi”, „masz sprany mózg”, „sam masz
sprany mózg”. Kiedyś zdarzyła mi się randka z kodziarzem. Masakra. Zachwycony
tym całym KOD, chodzi na te marsze. Nawet rzucił pomysł, żebyśmy poszli razem.
Zabiłam go wzrokiem. Już nigdy się nie spotkaliśmy.
KTOŚ NAS OBRAZIŁ!
- Te spory nie byłyby aż tak
bardzo niebezpieczne, gdyby była możliwość uzgodnienia stanowiska. Niestety,
nie ma tej możliwości - mówi prof. Król. - To nie jest kłótnia o
jakąś konkretną rzecz. To nie jest też żaden z klasycznych sporów ideowych. Tu
chodzi o sposób postrzegania świata. Dlatego spór jest tak gwałtowny.
- To, że jesteśmy już prawie non stop online, jeszcze tylko
podgrzewa kocioł politycznych emocji - twierdzi Jakub Kuś, psycholog nowych
technologii z Uniwersytetu SWPS. - Nie musimy czekać nawet tych kilku godzin,
aż wrócimy z pracy, żeby móc pokłócić się z kimś o politykę. Jesteśmy permanentnie
załogowani, więc możemy kłócić się cały czas. Wystarczy kilkanaście sekund i
już ktoś dostaje od nas wiadomość. Ta natychmiastowość i łatwość, z jaką można
przekazać swoją opinię, pociąga za sobą ogromne skutki. Wydaje nam się, że ktoś
nas obraził, to natychmiast pod wpływem wzburzenia też musimy mu dowalić.
- Partia rządząca porusza czułe struny, podrzuca nam tematy, które wiążą
się z najbardziej głębokimi wartościami: religia, prawo do życia, wolność,
sprawiedliwość społeczna. Ale przy tym robi to tak, że akcentuje podziały -
tłumaczy psycholog dr Rafał Jaros, prezes agencji badań społecznych INSE
Research. - Ostatnie pół roku to koncentrowanie się na tym, co nas jako
społeczeństwo dzieli. Podziały to temat w telewizji, w gazetach. O podziałach
mówi się na imieninach, przy obiedzie. W ogóle już nie mówi się o tym, co nas
łączy. To dla społeczeństwa duży krok wstecz. Trudno będzie go odrobić.
Zostanie w nas taki sposób patrzenia na innych: pokaż, na ile różnisz się ode
mnie - mówi dr Jaros.
A z
tym, kto się różni, coraz trudniej będzie znaleźć wspólny język. - Ci, którzy
czytają„wSieci”, nie zajrzą do „Gazety Wyborczej”. W internecie interesuje ich
to, co podaje Republika i Nie- zależna.pl. Tam znajdują informacje, które
potwierdzają ich tok myślenia - tłumaczy dr Konrad Maj, psycholog społeczny z
Uniwersytetu SWPS - Później, gdy natkną się na kogoś, kto czerpie wiedzę z
innego źródła, będzie przerzucanie się: „twoje media kłamią”, „nie, to twoje
kłamią”, „jesteś zmanipulowany”, „nie, to ty jesteś zmanipulowany”.
KAŻDA ROZMOWA KOŃCZY
SIĘ KŁÓTNIĄ
Mama nie chce oglądać
nic innego niż publiczna telewizja, Republika i Trwam, więc każda rozmowa o polityce
kończy się kłótnią. To jest naprawdę straszne, bo ja miałam z nią zawsze świetny kontakt. Byłyśmy kumpelkami, rozmawiałyśmy o
wszystkim. W tej chwili to się połamało. Od pół roku nie ma normalnej rozmowy,
nie potrafimy posiedzieć ze sobą 40 minut, zjeść obiadu bez emocji. Za dużo
słów już padło - mówi Marta, działaczka KOD z Wałbrzycha.
Gdy przedstawia mamie argumenty, cytuje wypowiedzi polityków, pokazuje
ustawy, tłumaczy, że źle je w Sejmie przeprowadzono, ona nie przyjmuje tego do
wiadomości. - Mówi, że to dobra zmiana. Może nie wszystko się udaje, ale
czasami musi być najpierw gorzej, żeby potem było lepiej. A kiedy już nie wie,
co powiedzieć, zaczyna płakać. I powtarza: „Nie tak cię wychowałam”.
Mam lewicowe poglądy, mama zawsze popierała prawicę, była
działaczką opozycji, działała w Solidarności. Rodzina - szlachecka tradycja, herbowa
- zawsze zaangażowana historycznie. KOD to ich zdaniem zdrada. Mama nie może
znieść, że z bratem tam działamy. Gdy mamy wyjść na demonstrację KOD,
natychmiast źle się czuje, ktoś musi z nią zostać w domu. Śmieję się, że moja
PiS-matka stosuje takie same metody, z jakich korzysta jej partia: techniki
manipulacyjne, granie na emocjach, wymuszanie poczucia winy - mówi Marta.
Ostatnich świąt wielkanocnych nie spędziła z rodziną. Uciekła. Nie
zniosłaby widoku płaczącej mamy. - Bo mama robi przy stole przepiękne sceny, wręcz oscarowe. To jest okazja, by kolejny
raz powiedzieć, że działalność w KOD to zdrada. Nie tylko niszczenie Polski,
ale również niszczenie rodziny. Ludzie tacy jak moja mama nie robią tego
specjalnie. Nie wywołują awantur, żeby dowalić kodowcom. Ich naprawdę boli, że
my myślimy inaczej. Traktują to w kategoriach osobistej porażki.
- Mamy front, na którym strony się okopały - mówi dr Maciej Dębski. -
Przesunięcie linii frontu wydaje się niemożliwe. Każdy siedzi w swoim okopie.
Cyprian Kamil Norwid mówił, że powinniśmy się różnić pięknie, ale w tej chwili
mamy tylko swoje pięknie usypane rowy.
Co będzie dalej? Pobijemy się? - Boję się tego - mówi dr Jaros.
- To dużo bardziej prawdopodobne
niż kiedykolwiek.
- Czekają nas marne czasy - dodaje prof. Król. -
Przełamanie barier jest możliwe tylko wtedy, gdy pojawi się bunt. Nie chcę
mówić, że rewolucja. Bunt społeczny, absolutnie pozasystemowy. Inaczej będziemy
tkwić w tym, co teraz mamy. Jeśli PiS przegra następne wybory, to zapewne
poprawi się sytuacja Trybunału Konstytucyjnego, ale nie zasypie się podziałów
między ludźmi. One będą nadal. Chyba że znajdzie się ktoś taki jak kiedyś
Charles de Gaulle we Francji... Może ktoś taki jak Wałęsa w 1980 roku? Tacy
ludzie pojawiają się czasami przypadkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz