Nowa ustawa medialna
przypieczętuje zawłaszczenie telewizji publicznej przez PiS. TVPiS, jak
nazywają ją złośliwcy, dostanie znacznie grubszy niż dotąd portfel. Na ten
portfel złożymy się wszyscy - nawet jeśli jej nie oglądamy
Miłosz Węglewski
Od
początku maja bardzo popularny turecki serial „Wspaniale stulecie” wyświetlany
jest tuż przed głównym wydaniem „Wiadomości”. Mato powstrzymać odpływ widzów
programu informacyjnego, którym nie w smak rządowa tuba propagandowa.
Desperacja, z jaką szefowie TVP walczą z lecącymi na łeb na szyję
wskaźnikami oglądalności, sama w sobie jest niezłym spektaklem medialnym. Na
razie śmiesznym, ale wkrótce w walkę zaangażowane zostaną poważne pieniądze - z
opłaty audiowizualnej, którą od przyszłego roku zapłaci każdy, kto ma licznik
energii elektrycznej.
REJTERADA WIDZÓW
Odpływ widzów zaczął
się po wyborach, ale przyspieszył po styczniowej „dobrej zmianie” W TVP, gdy gabinet
prezesa zajął Jacek Kurski, a programy informacyjne i publicystyczne zaczęły
budować front poparcia dla obozu władzy. Telewizja publiczna traci z każdym
miesiącem po kilkadziesiąt tysięcy widzów i ma już najmniejszą oglądalność,
odkąd zaczęto nad Wisłą prowadzić badania telemetryczne.
Ostatnie kwietniowe dane są druzgoczące dla publicznego nadawcy. W prime timie (godziny 19-23) Jedynka straciła prawie 27 proc.
widzów, spadła z pierwszej aż na czwartą pozycję, wyraźnie przegrywając nawet z
siostrzanym kanałem TVP2.
Rejteradę widzów najwyraźniej
widać w najbardziej atrakcyjnej dla reklamodawców tzw. grupie komercyjnej
(16-49 lat). Udział TVP1
wyniósł tu w kwietniu zaledwie 6,16 proc. i
był ponad dwa razy mniejszy niż udział T VN czy Polsatu. - Widownię TVP ratują głównie fani seriali typu „M jak miłość”, „Na dobre
i na złe” czy „Ojciec Mateusz”, wciąż gromadzących po 4-6 min widzów. Ale już
nie rekompensują spadku oglądalności programów publicystycznych i
informacyjnych - zauważa ekspert dużego domu mediowego.
„Wiadomości” mają ponad 750
tysięcy widzów mniej niż rok temu. Daje to im najniższy w historii udział w
ogólnopolskiej widowni, nieco poniżej 20 proc. Konkurencyjne „Fakty” TVN zyskały za to ponad 120 tys. widzów i mają już prawie jedną
czwartą udziału.
WINNY TERMOMETR
Prezes Jacek Kurski
najpierw próbował zaklinać rzeczywistość,
przekonując, że w miejsce tych widzów, „którzy świetnie się czuli w
telewizji Tomasza Lisa i Piotra Kraśki (...), napłynęli sympatycy obozu, który
wygrał ostatnie wybory, tyle że w żaden sposób nie są wykazywani w panelach
badawczych”. Ostatnio zaostrzył ton, zarzucając nierzetelność firmie Nielsen Audience Measurement, która prowadzi
ogólnopolskie badania telemetryczne dla wszystkich nadawców telewizyjnych nad
Wisłą. „Wiadomości” w głównym wydaniu wsparły tę tezę za pomocą... lustracji
szefowej polskiego Nielsena Elżbiety Gorajewskiej i konkurencyjnego badania
oglądalności, zleconego firmie TNS Polska, Eksperci śmieją się w kułak, bo
„panel badawczy” objął około 800 osób (odpytanych telefonicznie), a Nielsen
monitoruje telemetrycznie prawie trzy razy więcej gospodarstw domowych. To porównywanie
jabłek z gruszkami, metodologicznie nie do zaakceptowania, co przyznał nawet
sam TNS Polska. Ale „Wiadomości” obwieściły, że ich główne wydanie 9 maja oglądało 4,1 min widzów, o ponad
milion więcej niż w pomiarach Nielsena.
Koszt sondażu telefonicznego to drobiazg w porównaniu z wydatkami, j
akie pochłonąłby własny instytut badań telemetrycznych, którego chciałby
prezes Kurski. - Wydawanie kilkunastu milionów złotych rocznie na odrębne
badania byłoby czystą stratą dla TVP. Taki koncept może wynikać tylko z
magicznego myślenia, podczas gdy TVP funkcjonuje w realnym otoczeniu
rynkowym - twierdzi Jakub Bierzyński, prezes domu mediowego OMD. Ale to
wskazuje, że w walce o słupki oglądalności (i utrzymanie posady szefa TVP) Jacek Kurski nie będzie żałował pieniędzy. Jeśli tylko
dostanie je do ręki.
Na razie w kasie TVP widać dno. Z abonamentu RTV dostaje co miesiąc skromne 25-30 min zł, a wraz z
pikującymi wskaźnikami oglądalności maleją też wpływy z reklamy. Ale przecież
już od przyszłego roku kasa ma być i to taka, o jakiej poprzedni szefowie TVP mogli tylko marzyć.
OPŁATA OD GNIAZDKA
Opłata audiowizualna
ma zastąpić powszechnie lekceważony abonament RTV (22,7 zł miesięcznie). Będzie się
od niej trudniej wymigać, bo zostanie doliczona do rachunku za prąd, a jej
ściągalność mają kontrolować urzędy skarbowe. Stawka nie jest jeszcze
przesądzona (mówiono o 15 zł miesięcznie, teraz przebąkuje się o niższej
kwocie), ale i tak ma przynieść bez porównania większe wpływy niż abonament.
Szacuje się, że przy 80-proc. ściągalności z ponad 17 min gospodarstw domowych
i firm (tyle jest zarejestrowanych w kraju punktów
poboru prądu) opłata audiowizualna może przynieść 2-2,5 mld zł. Do kasy samej TVP mogłoby trafić nawet 1,5 mld zł rocznie, pięć razy więcej
niż dziś z abonamentu.
Rodacy na forach internetowych już pomstują na tę nową daninę. W branży
medialnej wskazuje się, że ma ona finansować nie misję publiczną, ale zwykłą
komercję. - Trudno uzasadnić sens płacenia obowiązkowej składki na takie same
filmy, seriale czy programy, jakie można obejrzeć w stacjach prywatnych
- komentują w Polsacie.
Środowisko mediów od lat bezskutecznie apeluje o ograniczenie
działalności komercyjnej TVP. Polska telewizja publiczna to
jedyny nadawca w Europie, który finansuje się głównie (w ponad 70 proc.) z
wpływów z reklamy. - TVP
nie powinna być przedsięwzięciem komercyjnym,
mając zapewnione finansowanie z opłaty audiowizualnej na realizację swej misji.
Konieczne jest przejrzyste oddzielenie misji od komercji - przekonuje Dariusz
Dąbski, prezes i właściciel TV Puls.
Ale nic nie wskazuje, aby politycy PiS i szefowie TVP zamierzali ograniczyć jej działalność komercyjną.
Pilotujący sprawę nowej ustawy wiceminister kultury Krzysztof Czabański nie pozostawia
złudzeń: - Dla twórców ustawy ważne jest, aby media narodowe nie traciły
oglądalności i słuchalności. A pozycja na rynku reklamy jest miernikiem
popularności mediów.
Pozycja TVP na tym rynku słabnie jednak z miesiąca na miesiąc, w ślad
za spadkiem oglądalności. W zeszłym roku wpływy telewizji publicznej z reklam
sięgały 900 min zł (dla porównania TVN i Polsat mają z nich po 1,1-1,2 mld zł rocznie), w tym zapewne
nie przekroczą 800 min zł. Czy publiczny nadawca może się posunąć do cenowego
dumpingu, aby ściągnąć jak najwięcej reklam? - TVP bez problemu
sprzedaje cały czas antenowy, jaki może przeznaczyć na reklamy, więc sztuczne
obniżanie cen czy zwiększanie rabatów byłoby irracjonalne - uważa Maciej Kita,
dyrektor w Havas Media Group.
SEZAMIE, OTWÓRZ SIĘ
Wpływy z reklamy i z
opłaty audiowizualnej uczynią z TVP najbogatszą telewizję w kraju, z
budżetem grubo ponad 2mld zł. To o jedną
trzecią więcej, niż mają finansowane z reklam TVN czy Polsat.
Trudno im będzie rywalizować z państwową konkurencją.
Jaka część tej potężnej kasy pójdzie na misję publiczną? Dobre pytanie,
na które nie ma dziś dobrej odpowiedzi. Tym bardziej że misyjną działalność,
na której nadawcy trudno zarobić, władze TVP starają się
finansować z innych źródeł. Pod koniec kwietnia, tuż przed premierą sztuki
„Ludzie i anioły” w Teatrze Telewizji, Jacek Kurski uroczyście podpisał umowę
z Piotrem Woźniakiem, prezesem PGNiG. Jedna z największych państwowych spółek
będzie mecenasem tego teatru w Jedynce. Szefowie innych kontrolowanych przez
rząd koncernów zapewne nie będą chcieli być gorsi. Na co w takim razie mają iść
pieniądze podatników?
Na pewno na sport, zwłaszcza piłkę nożną. W kwietniu TVP zakupiła prawa do transmisji najważniejszych wydarzeń
piłkarskich najbliższych lat - m.in. mistrzostw świata 2018 i 2022 roku oraz Euro 2020. Wkrótce potem kupiła od
Polsatu sublicencję na kilkanaście meczów tegorocznych mistrzostw Europy we
Francji, Łączne koszty tych transakcji fachowcy szacują na przynajmniej 80 min
euro, czyli ok. 350 min zł. TVP na pewno na tym nie zarobi. - Jeśli
Polacy zawiodą w rozgrywkach - oglądalność nie
będzie nadzwyczajna, z reklam wpłynie najwyżej 100 min zł. Jeśli będą sukcesy,
może uda się sfinansować połowę poniesionych kosztów - mówi ekspert z dużego
domu mediowego. Jednak nie pieniądze są tu najważniejsze. Jak przekonuje prezes
Kurski: - Piłka nożna łączy Polaków, to wymiar nowoczesnego patriotyzmu i
odbudowy wspólnoty. Inaczej smakuje mecz reprezentacji narodowej w TVP, a inaczej w telewizji komercyjnej.
- Sport nie jest i nie będzie misją publiczną. To dla polityków sposób,
aby podlizać się wyborcom - wzrusza ramionami Jakub Bierzyński z OMD. Dodaje: -
Trzeba się zresztą liczyć z tym, że gdy TVP będzie siadać
do negocjacji jako jedyny zdeterminowany i zasobny w pieniądze partner, ceny
praw do transmisji mogą pójść w górę.
MISJA W SERIALACH
Wytyczane są też inne
kierunki działalności TVP. Kierujący
Jedynką Jan Pawlicki ekscytuje się rozpoczęciem prac nad kostiumowym serialem
pod roboczym tytułem „Złoty wiek”. Akcja ma się toczyć na dworach królów z
dynastii Jagiellonów i obfitować w romanse i intrygi. Już zaczęły się spekulacje,
kto zagra główne role: mówi się o Grażynie Szapołowskiej, Piotrze Adamczyku, no
i Jerzym Zelniku, pupilku obecnej władzy. Można śmiało zakładać, że będzie to
jeden z najdroższych seriali w historii TVP.
Przestrogą dla TVP powinien
być wyświetlany właśnie serial „Bodo” o gwiazdorze kina i kabaretu Polski
międzywojennej, który na zlecenie TVP wyprodukowało
Akson Studio. W branży mówi się o wysokich kosztach - rzędu 1,5 min zł za
odcinek - ale widownia wciąż topnieje, od prawie 4 min przy premierowym odcinku
do 2,3 min osób ostatnio.
Jeszcze dwa-trzy lata temu TVP oglądała dwa razy każdą złotówkę,
nie kupując seriali droższych niż 500 tys. zł za odcinek. Preferowano tańsze,
kręcone taśmowo i w pomieszczeniach telenowele oraz sitcomy. Ale teraz pojawi
się duża kasa, więc można będzie poszaleć.
Na tym jednak nie koniec
mocarstwowych planów, TVP planuje bowiem dwa seriale historyczne,
podlane sosem patriotyzmu a la
PiS. Ten w Jedynce opowie o losach fikcyjnego oddziału
żołnierzy wyklętych, który toczy walkę z Sowietami i Niemcami, a po wojnie z
NKWD i komunistami. Jan Pawlicki zapowiada, że „będzie to opowieść o polskich
superbohaterach z krwi i kości”, na podstawie historii m.in. Łupaszki i
Zapory. Serial w Dwójce będzie z kolei adaptacją powieści „Legion” Elżbiety
Cherezińskiej, o szlaku bojowym Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił
Zbrojnych.
A na deser ma być jeszcze współczesny serial obyczajowy z ambicjami.
Wszystkie te produkcje TVP chce zrealizować własnym sumptem
lub z niewielkim współfinansowaniem. Eksperci ostrzegają, że produkcje własne
telewizji publicznej zwykle bywały droższe od kupowanych na zewnątrz i rzadko
się zwracały. - Władze TVP zakładają, że zaangażowanie dużych
pieniędzy poprawi atrakcyjność programów i przyciągnie widzów. Osobiście
wątpię. Obawiam się natomiast, że jeśli media publiczne, a zwłaszcza telewizja,
będą traktowane tak instrumentalnie jak dziś, to za trzy lata zostaną całkiem
zmarginalizowane - mówi Bierzyński.
Zapewne spora część pieniędzy z opłaty audiowizualnej pójdzie na walkę
o widza. Zwłaszcza o najważniejszego widza - tego z siedziby PiS na
Nowogrodzkiej.
[ JAK EUROPA FINANSUJE MEDIA PUBLICZNE ]
W części krajów europejskich
media publiczne żyją z subwencji budżetowych, w innych głównie z abonamentu bądź podobnych opłat. W samej
Unii Europejskiej ponad 64 proc. zasilania „mediów misyjnych” pochodziło w 2012
r. właśnie z abonamentu; w wielu krajach (Hiszpania, Bułgaria czy państwa
skandynawskie) było to nawet 95 proc.
U nas ten udział nigdy nie
przekraczał 40 proc. W 2012 r. spadł do kilkunastu procent, a dziś oscyluje
wokół 25 proc. W Polsce abonament płaciło w ostatnich latach średnio 6-8 proc.
gospodarstw domowych, podczas gdy w UE przeciętnie tyle go nie płaci. Nawet
wśród skrajnie niechętnych podatkom Włochów odsetek płacących abonament
przekracza 70 proc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz