Dyspozycyjni
sędziowie i wyroki na zamówienie rządzącej partii. Taki jest prawdziwy cel
rozpoczętej przez PiS reformy sądownictwa.
Aleksandra Pawlicka
To nie
jest obawa, to jest realne zagrożenie. W tej reformie chodzi o zastraszenie
sędziów - uważa Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Jeśli PiS zdoła przeforsować zapowiadane zmiany, do czego
ma parlamentarną większość, to wartość orzeczeń sądowych będzie taka jak
wyroków w stanie wojennym - mówi Cezary Grabarczyk, były minister sprawiedliwości,
i dodaje: - Kaczyński cofa Polskę do czasów mrocznego PRL, gdy partyjni
urzędnicy decydowali o karaniu sędziów wydających wyroki niezgodne z linią
partii.
ZACHWIANY TRÓJKĄT
Plan wydaje się prosty. Po paraliżu Trybunału
Konstytucyjnego, zawłaszczeniu mediów
publicznych i przekształceniu ich w tubę propagandową, po podporządkowaniu
prokuratury i przygotowaniu ustawy inwigilacyjnej pozwalającej podsłuchiwać i
śledzić każdego obywatela PiS planuje skok na sądy. Ostatnią niezależną instytucję
broniącą obywatela przed wszechwładzą rządzących.
- Bez niezawisłych sądów władza będzie mogła każdemu
udowodnić wszystko. Wyroki będą zapadały na zamówienie Nowogrodzkiej i
trójpodział władzy ostatecznie przestanie w Polsce obowiązywać - uważa Cezary
Grabarczyk.
Trójpodział władzy to - według prof. Ewy Łętowskiej, która była rzecznikiem praw obywatelskich i
sędzią Trybunału Konstytucyjnego - trójkąt równoboczny. - Można próbować
wydłużyć któryś z boków, wzmacniając na przykład egzekutywę kosztem
jurysdykcji, tyle że zmieniają się kąty i rozkład sił. Trójkąt niby nadal jest
trójkątem, ale z zachwianą równowagą - mówi „Newsweekowi”.
PiS pierwszy krok w tym kierunku już wykonało. Ministerstwo
Sprawiedliwości przedstawiło właśnie projekt ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. To organ konstytucyjny
stojący na straży niezależności i niezawisłości sądów oraz sędziów.
Odpowiedzialny za ich wybór i ocenę
działalności.
- PiS próbuje zmienić Krajową Radę Sądownictwa w wydmuszkę,
tak jak próbował zrobić to z Trybunałem Konstytucyjnym. Formalnie KRS będzie
istnieć, ale pozbawiona kompetencji i wpływu na rzeczywistość sądową - ostrzega
Jerzy Stępień.
- To kolejny zamach na konstytucję - dodaje mec. Roman
Giertych. - PiS wydaje się nie rozumieć, że ustawą nie można wygaszać kadencji
organów konstytucyjnych, niezależnie od tego, czy jest to Krajowa Rada
Sądownictwa, Trybunał Konstytucyjny, czy urząd prezydenta.
Nowa ustawa zakłada, że cztery miesiące od chwili wejścia
w życie prawa obecna Krajowa Rada Sądownictwa
przestanie istnieć. To próba
„szybkiej wymiany kadr”, „wielka czystka”, „polowanie na sędziów, którzy
respektują wyroki Trybunału Konstytucyjnego” - mówią moi rozmówcy.
WIELKA CZYSTKA
PiS chce nie tylko zmienić skład Krajowej Rady
Sądownictwa. Przede wszystkim zamierza zmienić
zasady powoływania członków KRS, tak
by już na starcie wyeliminować sędziów z największym doświadczeniem, dorobkiem
i autorytetem. Czyli prezesów i wiceprezesów sądów. Podobną zmianę PiS forsowało już w czasie poprzednich
rządów, wiatach 2005-2007, ale wtedy Krajowa Rada Sądownictwa zaskarżyła
rozwiązanie do Trybunału Konstytucyjnego, a ten uznał, że blokowanie kariery
sędziów narusza ich niezależność. Trybunał Konstytucyjny wciąż wydaje
niezawisłe wyroki, tyle że rząd ich nie drukuje ani nie respektuje. W sprawie
KRS postąpi z pewnością tak samo.
Do tego dochodzi budzący sporo kontrowersji pomysł, aby
ostateczna decyzja o wyborze kandydata na sędziego należała do prezydenta.
Obecnie prezydent jedynie nominuje kandydata wskazanego przez KRS. Według
nowej ustawy ma otrzymywać propozycje dwóch kandydatur do wyboru.
- Konstytucja mówi o powoływaniu sędziów na wniosek Krajowej
Rady Sądownictwa, a nie o wyborze przez prezydenta. Ustawodawca celowo zrobił
tak, aby to nie polityk jednoosobowo decydował o tym, kto ma być sędzią, bo
wtedy może dochodzić do różnego rodzaju pozakulisowych gier w stylu: „kto będzie
bardziej przychylny dla mojej opcji politycznej, to tego wskażę” - tłumaczy
rzecznik KRS Waldemar Żurek. Przyznaje, że KRS odbiera propozycję ustawy jako
zemstę za to, że w sprawie Trybunału Konstytucyjnego skrytykował działania
rządu.
Co więcej, nowa ustawa zwiększa kompetencje ministra
sprawiedliwości w typowaniu kandydatów do KRS. Przyznaje mu bowiem prawo
wyznaczania w sposób dowolny okręgów, w których wybierani są kandydaci. Czytaj:
konstruowania ich pod konkretnych, wygodnych dla władzy sędziów.
- Ustawa o KRS to zaledwie próbka tego, co PiS chce zrobić z
całym sądownictwem. To podglebie dla zmian, których główny wysyp przed nami -
uważa Grabarczyk.
Rzeczniczka PiS, Beata Mazurek, która sędziów Sądu
Najwyższego nazwała „bandą kolesi”, zdaje się te obawy potwierdzać: „Ta ustawa
to początek reformy wymiaru sprawiedliwości, o której mówiliśmy w kampanii”.
- Czystka na szczycie szybko obejmie wszystkie szczeble
sądownictwa. Temu służy przygotowywana w resorcie
ustawa o sądach powszechnych - mówi pracownik Ministerstwa Sprawiedliwości,
proszący o zachowanie anonimowości.
Ustawa zakłada łączenie sądów (m.in. likwidację sądów
apelacyjnych). Wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak już w marcu
zapowiedział reorganizację sądownictwa, która ma polegać na „łączeniu sądów
małych - dzieleniu dużych, bo średnie są
najbardziej efektywne i rzadko dochodzi w nich do nieprawidłowości”.
Oznacza to wymianę prezesów i wiceprezesów tych sądów, bo
w sytuacji gdy powstają nowe jednostki, trzeba powołać na nowo ich
kierownictwo. Minister Ziobro otrzyma więc potężne narzędzie wywierania na
sędziów presji. - Nietrudno się domyślić, według jakiego klucza będzie się to
działo: awans dla spolegliwych, degradacja dla zbuntowanych - mówi Grabarczyk.
- Co więcej, na prezesach i wiceprezesach, a nawet szefach
wydziałów ta czystka się nie skończy - uważa mec. Bartłomiej Piotrowski, śląski
działacz KOD. - Powołanie nowej jednostki sądowej oznacza wręczenie na nowo
nominacji każdemu sędziemu, co stwarza okazję do weryfikacji całych składów i
eliminowania tych sędziów, którzy swoimi wyrokami narazili się nowej władzy.
Niewygodni mogą usłyszeć, że nie dają rękojmi wykonywania zawodu.
EFEKT MROŻĄCY
Środowisko sędziowskie spodziewa się też działań
podobnych do tych, jakie zastosowano w
zreformowanej już prokuraturze: prokuratorzy zajmujący się sprawą smoleńską w
sposób niezgodny z oczekiwaniami PiS zostali oddelegowani do pracy na
prowincji.
- Nie wiemy, co się wydarzy, ale te ustawy naprawcze
działają także poprzez efekt mrożący. Nie lekceważyłabym go. To arsenał
zarządzania strachem. Wtedy ludzie sami odchodzą, zanim jeszcze pojawią się
niekorzystne dla nich decyzje władz. Dla sędziów to szczególnie niebezpieczne
- mówi prof. Ewa Łętowska.
I nie są to przewidywania na wyrost. Sędzia Wojciech
Łączewski, ten, który wydał nieprawomocny wyrok więzienia dla szefa CBA
Mariusza Kamińskiego (ułaskawionego przed uprawomocnieniem się wyroku przez
prezydenta Dudę), już podjął taką decyzję. Na własne życzenie został
przeniesiony z wydziału karnego do wydziału cywilnego rozpatrującego mało
kontrowersyjne sprawy.
Środowisko prawnicze najbardziej niepokoi jednak zapowiedź
przesyłania spraw z jednego sądu do drugiego i możliwość oddelegowania do
prowadzenia takich spraw sędziów wyznaczonych przez ministra Ziobrę.
- Nietrudno sobie wyobrazić, że sprawy wymagające
natychmiastowego i przykładnego ukarania będą trafiały do sędziów sprzyjających
władzy - mówi mec. Piotrowski. - Rozmawiamy na razie o sytuacji hipotetycznej -
dodaje. - Ale biorąc pod uwagę, że niezależność sądów jest tym, co PiS boli
najbardziej, można zakładać, że władza zrobi wszystko, aby skutecznie
wyeliminować np. tych sędziów, którzy respektują wyroki Trybunału
Konstytucyjnego.
- Mamy się wszyscy bać. Sędziowie, że będą pozbawiani
awansów, prowadzenia prestiżowych spraw, a może wręcz usuwani ze służby. A
obywatele, że zgodnie z zasadą: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”,
każdy może stać się winny - mówi Grabarczyk.
- Jedno jest pewne. W Polsce śpi się coraz gorzej, a panem
snu nas wszystkich chce być minister Ziobro - dodaje mec. Piotrowski.
DEPOZYTARIUSZE DEMOKRACJI
Przeczuwając zbliżające się zagrożenie, pierwsza
prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf wystosowała
do środowiska sędziowskiego list kończący się słowami: „Chciałabym prosić
wszystkich polskich sędziów, aby mieli odwagę. Dzisiaj nie są oni »ustami
ustawy«, lecz powiem to bez cienia patosu i przesady - depozytariuszami wartości polskiej demokracji, a przy tym
piastunami władzy publicznej”.
Innymi słowy: to od ich nieustępliwości i wytrwałości
zależy obrona niezależności i niezawisłości sądów w Polsce. Tak jak postawa
prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego, wspieranego przez
opozycję i społeczny sprzeciw, zdołała pohamować - przynajmniej na razie
- apetyt PiS na całkowitą destabilizację tej
instytucji.
Na początku czerwca Polskę odwiedzi prezes Trybunału
Sprawiedliwości Unii Europejskiej Koen Lenaerts. Dotychczas instytucje unijne
niepokoił skok na Trybunał. Teraz przedmiotem rozmów mają być także
„wątpliwości dotyczące niezawisłości sąd ów w Polsce”.
- Nie twierdzę, że sytuacja w polskim sądownictwie do czasu
wygranej PiS była idealna. Sam jestem zwolennikiem dwustopniowego wymiaru
sprawiedliwości i oczekiwałbym reformy w tym zakresie. Tyle że nawet słuszne
rozwiązania proponowane przez PiS toną w masie zmian, które nie pozostawiają
cienia złudzeń, że w tej reformie chodzi nie o naprawę, ale o podporządkowanie
środowiska sędziowskiego. To zaś oznacza koniec praworządności - mówi Jerzy
Stępień.
- Diagnoza PiS ma momentami sens - dodaje prof. Łętowska. - Problem w tym, że lekarstwo okazuje się gorsze
od zarazy, którą chce się leczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz