niedziela, 22 maja 2016

Lekarstwo gorsze od zarazy



Dyspozycyjni sędziowie i wyroki na zamówienie rządzącej partii. Taki jest prawdziwy cel rozpoczętej przez PiS reformy sądownictwa.

Aleksandra Pawlicka

To nie jest obawa, to jest realne zagrożenie. W tej reformie chodzi o zastra­szenie sędziów - uważa Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
   Jeśli PiS zdoła przeforsować zapo­wiadane zmiany, do czego ma parlamen­tarną większość, to wartość orzeczeń sądowych będzie taka jak wyroków w stanie wojennym - mówi Cezary Gra­barczyk, były minister sprawiedliwo­ści, i dodaje: - Kaczyński cofa Polskę do czasów mrocznego PRL, gdy partyj­ni urzędnicy decydowali o karaniu sę­dziów wydających wyroki niezgodne z linią partii.

ZACHWIANY TRÓJKĄT
Plan wydaje się prosty. Po para­liżu Trybunału Konstytucyjne­go, zawłaszczeniu mediów publicznych i przekształceniu ich w tubę pro­pagandową, po podporządkowaniu prokuratury i przygotowaniu ustawy inwigilacyjnej pozwalającej podsłuchiwać i śledzić każdego obywatela PiS planuje skok na sądy. Ostatnią niezależną insty­tucję broniącą obywatela przed wszech­władzą rządzących.
   - Bez niezawisłych sądów władza bę­dzie mogła każdemu udowodnić wszyst­ko. Wyroki będą zapadały na zamówienie Nowogrodzkiej i trójpodział władzy ostatecznie przestanie w Polsce obowią­zywać - uważa Cezary Grabarczyk.
Trójpodział władzy to - według prof. Ewy Łętowskiej, która była rzecznikiem praw obywatelskich i sędzią Trybunału Konstytucyjnego - trójkąt równobocz­ny. - Można próbować wydłużyć któryś z boków, wzmacniając na przykład eg­zekutywę kosztem jurysdykcji, tyle że zmieniają się kąty i rozkład sił. Trójkąt niby nadal jest trójkątem, ale z zachwia­ną równowagą - mówi „Newsweekowi”.
   PiS pierwszy krok w tym kierunku już wykonało. Ministerstwo Sprawiedliwo­ści przedstawiło właśnie projekt ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. To or­gan konstytucyjny stojący na straży nie­zależności i niezawisłości sądów oraz sędziów. Odpowiedzialny za ich wybór i ocenę działalności.
   - PiS próbuje zmienić Krajową Radę Sądownictwa w wydmuszkę, tak jak pró­bował zrobić to z Trybunałem Konstytu­cyjnym. Formalnie KRS będzie istnieć, ale pozbawiona kompetencji i wpływu na rzeczywistość sądową - ostrzega Je­rzy Stępień.
   - To kolejny zamach na konstytu­cję - dodaje mec. Roman Giertych. - PiS wydaje się nie rozumieć, że ustawą nie można wygaszać kadencji organów kon­stytucyjnych, niezależnie od tego, czy jest to Krajowa Rada Sądownictwa, Trybunał Konstytucyjny, czy urząd prezydenta.
   Nowa ustawa zakłada, że cztery mie­siące od chwili wejścia w życie pra­wa obecna Krajowa Rada Sądownictwa
przestanie istnieć. To próba „szybkiej wymiany kadr”, „wielka czystka”, „po­lowanie na sędziów, którzy respektu­ją wyroki Trybunału Konstytucyjnego” - mówią moi rozmówcy.

WIELKA CZYSTKA
PiS chce nie tylko zmienić skład Krajowej Rady Sądownictwa. Prze­de wszystkim zamierza zmienić zasady powoływania członków KRS, tak by już na starcie wyeliminować sędziów z naj­większym doświadczeniem, dorobkiem i autorytetem. Czyli prezesów i wicepre­zesów sądów. Podobną zmianę PiS forsowało już w czasie poprzednich rządów, wiatach 2005-2007, ale wtedy Krajowa Rada Sądownictwa zaskarżyła rozwiąza­nie do Trybunału Konstytucyjnego, a ten uznał, że blokowanie kariery sędziów narusza ich niezależność. Trybunał Konstytucyjny wciąż wydaje niezawisłe wyroki, tyle że rząd ich nie drukuje ani nie respektuje. W sprawie KRS postąpi z pewnością tak samo.
   Do tego dochodzi budzący sporo kon­trowersji pomysł, aby ostateczna decyzja o wyborze kandydata na sędziego nale­żała do prezydenta. Obecnie prezydent jedynie nominuje kandydata wskazane­go przez KRS. Według nowej ustawy ma otrzymywać propozycje dwóch kandy­datur do wyboru.
   - Konstytucja mówi o powoływaniu sędziów na wniosek Krajowej Rady Są­downictwa, a nie o wyborze przez prezy­denta. Ustawodawca celowo zrobił tak, aby to nie polityk jednoosobowo decy­dował o tym, kto ma być sędzią, bo wte­dy może dochodzić do różnego rodzaju pozakulisowych gier w stylu: „kto bę­dzie bardziej przychylny dla mojej opcji politycznej, to tego wskażę” - tłumaczy rzecznik KRS Waldemar Żurek. Przy­znaje, że KRS odbiera propozycję ustawy jako zemstę za to, że w sprawie Trybuna­łu Konstytucyjnego skrytykował działa­nia rządu.
   Co więcej, nowa ustawa zwiększa kompetencje ministra sprawiedliwości w typowaniu kandydatów do KRS. Przy­znaje mu bowiem prawo wyznaczania w sposób dowolny okręgów, w których wybierani są kandydaci. Czytaj: konstru­owania ich pod konkretnych, wygodnych dla władzy sędziów.
   - Ustawa o KRS to zaledwie próbka tego, co PiS chce zrobić z całym sądow­nictwem. To podglebie dla zmian, któ­rych główny wysyp przed nami - uważa Grabarczyk.
   Rzeczniczka PiS, Beata Mazurek, któ­ra sędziów Sądu Najwyższego nazwała „bandą kolesi”, zdaje się te obawy po­twierdzać: „Ta ustawa to początek refor­my wymiaru sprawiedliwości, o której mówiliśmy w kampanii”.
   - Czystka na szczycie szybko obejmie wszystkie szczeble sądownictwa. Temu służy przygotowywana w resorcie usta­wa o sądach powszechnych - mówi pra­cownik Ministerstwa Sprawiedliwości, proszący o zachowanie anonimowości.
   Ustawa zakłada łączenie sądów (m.in. likwidację sądów apelacyjnych). Wi­ceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak już w marcu zapowiedział re­organizację sądownictwa, która ma polegać na „łączeniu sądów małych - dzieleniu dużych, bo średnie są najbar­dziej efektywne i rzadko dochodzi w nich do nieprawidłowości”.
   Oznacza to wymianę prezesów i wice­prezesów tych sądów, bo w sytuacji gdy powstają nowe jednostki, trzeba powo­łać na nowo ich kierownictwo. Minister Ziobro otrzyma więc potężne narzędzie wywierania na sędziów presji. - Nietrud­no się domyślić, według jakiego klucza będzie się to działo: awans dla spole­gliwych, degradacja dla zbuntowanych - mówi Grabarczyk.
   - Co więcej, na prezesach i wicepre­zesach, a nawet szefach wydziałów ta czystka się nie skończy - uważa mec. Bartłomiej Piotrowski, śląski działacz KOD. - Powołanie nowej jednostki sądo­wej oznacza wręczenie na nowo nomina­cji każdemu sędziemu, co stwarza okazję do weryfikacji całych składów i elimi­nowania tych sędziów, którzy swoi­mi wyrokami narazili się nowej władzy. Niewygodni mogą usłyszeć, że nie dają rękojmi wykonywania zawodu.

EFEKT MROŻĄCY
Środowisko sędziowskie spodziewa się też działań podobnych do tych, jakie zastosowano w zreformowanej już prokuraturze: prokuratorzy zajmujący się sprawą smoleńską w sposób niezgod­ny z oczekiwaniami PiS zostali oddelego­wani do pracy na prowincji.
   - Nie wiemy, co się wydarzy, ale te usta­wy naprawcze działają także poprzez efekt mrożący. Nie lekceważyłabym go. To arsenał zarządzania strachem. Wtedy ludzie sami odchodzą, zanim jeszcze po­jawią się niekorzystne dla nich decyzje władz. Dla sędziów to szczególnie nie­bezpieczne - mówi prof. Ewa Łętowska.
   I nie są to przewidywania na wyrost. Sędzia Wojciech Łączewski, ten, który wydał nieprawomocny wyrok więzienia dla szefa CBA Mariusza Kamińskiego (ułaskawionego przed uprawomoc­nieniem się wyroku przez prezydenta Dudę), już podjął taką decyzję. Na włas­ne życzenie został przeniesiony z wy­działu karnego do wydziału cywilnego rozpatrującego mało kontrowersyjne sprawy.
   Środowisko prawnicze najbardziej niepokoi jednak zapowiedź przesyłania spraw z jednego sądu do drugiego i moż­liwość oddelegowania do prowadzenia takich spraw sędziów wyznaczonych przez ministra Ziobrę.
   - Nietrudno sobie wyobrazić, że spra­wy wymagające natychmiastowego i przykładnego ukarania będą trafiały do sędziów sprzyjających władzy - mówi mec. Piotrowski. - Rozmawiamy na razie o sytuacji hipotetycznej - dodaje. - Ale biorąc pod uwagę, że niezależność sądów jest tym, co PiS boli najbardziej, można zakładać, że władza zrobi wszystko, aby skutecznie wyeliminować np. tych sę­dziów, którzy respektują wyroki Trybu­nału Konstytucyjnego.
   - Mamy się wszyscy bać. Sędziowie, że będą pozbawiani awansów, prowadzenia prestiżowych spraw, a może wręcz usu­wani ze służby. A obywatele, że zgodnie z zasadą: „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”, każdy może stać się winny - mówi Grabarczyk.
   - Jedno jest pewne. W Polsce śpi się coraz gorzej, a panem snu nas wszyst­kich chce być minister Ziobro - dodaje mec. Piotrowski.

DEPOZYTARIUSZE DEMOKRACJI
Przeczuwając zbliżające się za­grożenie, pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf wystosowała do środowiska sę­dziowskiego list kończący się słowami: „Chciałabym prosić wszystkich pol­skich sędziów, aby mieli odwagę. Dzi­siaj nie są oni »ustami ustawy«, lecz powiem to bez cienia patosu i przesady - depozytariuszami wartości polskiej demokracji, a przy tym piastunami wła­dzy publicznej”.
   Innymi słowy: to od ich nieustę­pliwości i wytrwałości zależy obro­na niezależności i niezawisłości sądów w Polsce. Tak jak postawa prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrze­ja Rzeplińskiego, wspieranego przez opozycję i społeczny sprzeciw, zdoła­ła pohamować - przynajmniej na razie - apetyt PiS na całkowitą destabilizację tej instytucji.
   Na początku czerwca Polskę odwiedzi prezes Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Koen Lenaerts. Dotychczas instytucje unijne niepokoił skok na Try­bunał. Teraz przedmiotem rozmów mają być także „wątpliwości dotyczące nieza­wisłości sąd ów w Polsce”.
   - Nie twierdzę, że sytuacja w polskim sądownictwie do czasu wygranej PiS była idealna. Sam jestem zwolennikiem dwustopniowego wymiaru sprawied­liwości i oczekiwałbym reformy w tym zakresie. Tyle że nawet słuszne roz­wiązania proponowane przez PiS toną w masie zmian, które nie pozostawiają cienia złudzeń, że w tej reformie chodzi nie o naprawę, ale o podporządkowanie środowiska sędziowskiego. To zaś ozna­cza koniec praworządności - mówi Je­rzy Stępień.
   - Diagnoza PiS ma momentami sens - dodaje prof. Łętowska. - Problem w tym, że lekarstwo okazuje się gorsze od zarazy, którą chce się leczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz