Powiedzieć, że Janina
Goss jest dziś ważną postacią w PiS, to zdecydowanie za mało. Jeśli chodzi o
realną władzę i wpływ na Jarosława Kaczyńskiego, to ta 74-latka nie ma dziś
sobie równych.
W
rozmowach o niej padają stwierdzenia: apodyktyczna, demoniczna zielarka,
nieufna, konfliktowa, szamanka, nawet „wiedźma”, ale jak zastrzega partyjny
kolega, to od słowa „wiedzieć”. Na co dzień żyje poza głównym nurtem
politycznego i partyjnego życia. Ale „wiedźma” wie więcej niż inni i pierwsza
poznaje plany prezesa PiS. I choć ma niejasną pozycję w partyjnej społeczności, to darzona jest
wielkim szacunkiem. Jego źródła szukać trzeba w relacjach z najpotężniejszą
siłą, z prezesem, zwłaszcza po śmierci Jadwigi Kaczyńskiej, jego matki. - Rzeczywiście
ta wiedźma do niej pasuje, a dołożyć trzeba jeszcze to, że w stosunku do
wiedźmy wszyscy zachowują rezerwę, dystans i lęk. Tak dokładnie jest z Janiną
Goss - mówi osoba z bliskiego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. - Proszę
też zobaczyć, jak ona się nosi – spostrzega nasz
rozmówca. Rozwichrzone włosy, o wypłowiałym
rudym kolorze, odziana w długie szaty i wydziergane na drutach swetry, a zimą
naturalne futra do kostek. Choć naprawia u szewca schodzone buty, to na
ulubione perfumy potrafi wydać kilkaset złotych. Taka ekstrawagancja. Z zamiłowana
zielarka; już do legendy przeszły jej mikstury na wszelkie dolegliwości.
Jadwidze Kaczyńskiej przywoziła lecznicze zioła i domowe konfitury. A
prezesowi PiS suszone kasztany, które miały neutralizować negatywne promieniowanie
wokół niego. Kaczyński przymyka oko na te dziwactwa, bo ma swoje ważne powody.
Poznali się w dzieciństwie, kiedy Bracia zostali obsadzeni w filmowej roli „O
dwóch takich, co ukradli księżyc”. Jadwiga Kaczyńska zatrzymała się wtedy w
łódzkim mieszkaniu Goss. - Dla Jarosława i Lecha całe dzieciństwo urosło do
rangi mitycznej opowieści. Wszystko, co się wtedy działo, ludzie, których
spotkali, a przede wszystkim ci, którzy byli ważni dla ich matki, stawali się
częścią pięknej legendy- opowiada współpracownik braci Kaczyńskich. Janina
Goss jest postacią z tej opowieści.
Janka trwa
To było gdzieś w połowie lat 90., na posiedzeniu zarządu łódzkiego
Porozumienia Centrum. Po kilku godzinach debatowania nad jakąś uchwałą, bo
wtedy jeszcze się coś wspólnie ustalało, wreszcie została przegłosowana. - Wtedy
wpadła do sali Janina Goss, krzycząc, co myśmy najlepszego wymyślili.
Rzuciła, że zaraz zadzwoni do pani Kaczyńskiej i wszystko naprostuje
- wspomina działacz PC. Potem zadzwonił telefon z
centrali PC w Warszawie i uchwała została anulowana.
Choć nie pamiętają Janiny Goss z czasów podziemia, burzliwej
Solidarności i stanu wojennego, to wszyscy mówią, że od początku lat 90. była
przy Jarosławie. Mniej przy Lechu, bo brat miał swoją Marylkę, a Janina była
dla tej pary zbyt szorstka na przyjaźń. W miesięczniku „Na ziemi Zgierskiej”
sprzed 20 lat znajdujemy wzmiankę o wyborach prezesa PC ziemi łódzkiej.
„Henryk Tomczak, został prezesem partii na 3 lata, zostawiając w pobitym polu
jedynego kontrkandydata, Janinę Goss”. Za to ona Jarosława nigdy nie zostawiła
w pobitym polu. - PC było rozdyskutowane i targane konfliktami. Jeśli dziś
miałbym wręczać medal za lojalność wobec Braci, to Janina nie ma konkurencji
- mówi Tomczak, który w tym czasie sam odszedł z PC.
Wykazała się, kiedy Jarosław Kaczyński chciał pozbyć się dwóch łódzkich
działaczy. Większość się za nimi ujęła i odeszli, a Goss została. Stanęła na
czele lokalnej komórki PC, a dokładniej na czele kilkunastu działaczy.
Tabliczkę „Zarząd Regionu PC” przybiła do drzwi swojego mieszkania.
Ukuto nawet powiedzenie, że w tamtejszym PC został sztandar i Janka. - Jest
wierna ideałom, ale dawała też dowody swojej lojalności w przyziemnych
sprawach. Jak choćby to, że płaciła czynsz za siedzibę, bo ze składek nie
starczało, a nie żądała nic w zamian - opowiada
Czesław Telatycki, przez prawie dwie dekady bliski współpracownik
Goss, dziś już poza PiS. Nie
trzeba więcej, by zrozumieć, dlaczego Jarosław Kaczyński wymienił ją w wydanej
dziesięć lat temu książce „O dwóch takich...” wśród creme de la creme
partyjnych, najwierniejszych. „Nie zawiodłem się na Adamie Lipińskim, Ludwiku
Dornie, Przemku Gosiewskim, Danucie i Leonardzie Krasulskich, Janinie Goss i
Jolancie Szczypińskiej”.
Dziś Dorn jedną nogą jest w PO, Gosiewski zginął w katastrofie
smoleńskiej; o Jolancie Szczypińskiej w kolejnej książce wspomni Kaczyński, że
ona złapała się na opowieść mediów o rzekomym love story. „Umocniła swoją pozycję jako »narzeczona« premiera czy
później prezesa”. Tyle i tylko tyle. - Janka
politykę traktuje bardzo osobiście. Mówiła wiele razy, że nigdy nie wybacza
politycznej zdrady, po prostu jej nie rozumie - mówi Leonard Krasulski, elbląski
poseł PiS. Z tego wąskiego grona bohaterów prezesa tylko Goss nie zajmowała
żadnych formalnych politycznych pozycji. Lipiński to wiceprezes, Krasulski -
członek wąskiego Komitetu Politycznego, Szczypińska - wciąż posłanka.
Kiedy PC przeistaczało się w PiS, Goss przeszła na zawodową emeryturę.
Liczyła się już tylko praca dla Kaczyńskiego. Skończyła prawo na łódzkim
uniwersytecie. Przez 12 lat była radcą prawnym w Wojewódzkim Inspektoracie
Ochrony Środowiska i równolegle członkiem Samorządowego Kolegium Odwoławczego
w Łodzi, w Społem, Banku Gospodarki Żywnościowej, na umowy-zlecenia doradzała
czasami samorządowcom PiS.
Opinie o jej prawniczej sprawności są podzielone. Jedni mówią, że
świetnie orientuje się w papierach, inni nie dostrzegli w niej radcowskiej
lotności. - Jest tradycjonalistką, nosi pod pachą segregatory z papierami i
ustawami. Podejście do prawa ewoluuje, są różne wykładnie, w których ona się
gubi-mówi osoba, która przez wiele lat z nią współpracowała. Ale nikt z
naszych licznych rozmówców nie powie, że pani Janina gubi się w partyjnej sieci
zależności. Wszak nie bez powodu łodzianie związani z PiS mówią o niej Tekla.
Przypomina im bowiem tę mało sympatyczną pajęczycę z bajki. Formalnie jest
dziś tylko skarbniczką łódzkiego PiS, ale wszyscy wiedzą, że Tekla rządzi w Łodzi.
To miasto nie dorobiło się swojego posła w PiS. Krosno ma Kuchcińskiego,
Radom Suskiego, Lublin Elżbietę Kruk, a w Łodzi zawsze spadochroniarze. Od
kilku miesięcy pełnomocnictwa prezesa (formalne!) ma sejmowa debiutantka Beata
Mateusiak-Pielucha. Dodajmy - mieszkanka oddalonego od Łodzi Pajęczna, bez
prawa jazdy. Marcin Mastalerek miał ambicje być prawdziwym szefem struktur.
- Janina chciała go sobie
podporządkować przez „ usynowienie”, ale nie dał się -mówi znajomy Mastalerka. - Jego strata, bo z listy
wyborczej Marcin został eksportowany do Orlenu. Ani Antoni Macierewicz, ani
Witold Waszczykowski, ani Piotr Gliński - to też posłowie z łódzkiego -
nie mają tu tyle do powiedzenia co Goss. Gliński, dziś wicepremier, przekonał
się o tym dość spektakularnie. Przyjechał w kampanii do miasta spotkać się z
ważną kościelną personą. Poprosił o klucz do siedziby PiS, ale dowiedział się,
że pani Goss nie kazała wydawać, bo profesor nie opłacił składek.
Joanna Kluzik-Rostkowska była łódzkim spadochroniarzem PiS w 2007 r.: - Do
pomocy w kampanii zaprosiłam lokalną, sprawną działaczkę PiS. Po kilku dniach
zadzwonił do mnie sam Jarosław Kaczyński, wtedy, przypomnę, premier, i
poprosił, abym z nią nie współpracowała, bo Janina Goss go o to poprosiła. One
nie przepadały za sobą. Byłam szczerze zadziwiona, że pani Goss zawraca
prezesowi głowę takimi sprawami. Dodaje, że nie uległa w tej sprawie, ale
poczuła, ile znaczy Janina Goss. Decyduje o listach sejmowych i samorządowych,
kandydatach do obsadzenia stanowisk, kto wchodzi, a kto przepadnie na zawsze.
Goss
podnosi głos
Współpraca z nią do łatwych nie należy. Nie jest wylewna i rozmowna.-Pani
Janina, gdy nie chce odpowiadać na zadawane jej pytanie, mówi: nie pana
interes. I to dotyczyło wszystkich, bez wyjątków. Gardzi karierowiczami -
opowiada Czesław Telatycki. - Gdy w dniu jej imienin ustawiała się kolejka
pochlebców, to przyjmowała ich w sposób dość chłodny. Jeden z nich wręczył jej
ogromny bukiet kwiatów. Zaraz po jego wyjściu nakazała asystentowi wyrzucić te
kwiaty do kosza.
W każdy czwartek partyjny kierowca wiezie ją do Łodzi, bo w piątki
przyjmuje w biurze partii. Czasami zorganizuje jakieś zebranie, rozsiada się
za stołem prezydialnym i czasami pozwala komuś dojść do głosu. -Ale nie
jest cierpliwym słuchaczem. Przerywa i mówi, że ona to lepiej opowie. A z tych
partyjnych posiedzeń nie uświadczy się żadnego protokołu- opowiada lokalny
działacz.
Słuchając opinii o Janinie Goss, nie można się oderwać od skojarzeń z samym
Jarosławem Kaczyńskim. Mówią - niej: lubi
sączyć, insynuuje, praktykuje strategię „wiem, ale nie powiem”, tworzy dziwny
klimat wokół różnych osób, kreuje konflikty, zawsze ktoś albo coś za czymś stoi.
Sprawnie przejęła od Kaczyńskiego technologię sprawowania władzy. - Trzyma
wszystkich w niepewności, konfliktuje - blokuje.
Nie sposób się z nią porozumieć, negocjować, bo na koniec powie „pan prezes
polecił przekazać, pan prezes sobie życzy” - opowiada jeden z działaczy PiS.
Posłowie już się przyzwyczaili, że na ważnych spotkaniach przy
Nowogrodzkiej Goss prawie nigdy nie zabiera głosu. – Ale o jej ważności świadczy to, że zaraz po ogólnych naradach
zamyka się z prezesem w gabinecie i ustalają swoje. Czasami się pokłócą, a ona
wtedy, chyba jak nikt inny i nigdy,
podnosi głos na prezesa - relacjonuje
członek Rady Politycznej PiS. Ale nigdy w obecności osób trzecich nie mówi
o nim per Jarek, choć przecież są po imieniu.
Kaczyński obsadził ją w funkcjonalnej roli: wymusza na ludziach antyszambrowanie,
wystawanie w kolejkach do niego, proszenie i stawia go w roli rozjemcy, ostatecznej
wyroczni. Z własnego wyboru nie robi partyjnej, sformalizowanej kariery bo przy
jej zadaniach to błahostka. Goss zajmuje się bazą, ma władzę na odcinku
kontroli kapitałowo-finansowej.
Uzdrowicielka
Gdy gdzieś zaistnieje potrzeba uzdrowienia, Janina Goss wychodzi z
ukrycia. Kiedy PiS po raz pierwszy przejmowało władzę, Kaczyński powierzył jej
misję w mediach publicznych. Ale bynajmniej nie misję publiczną, zresztą nigdy
nie miała specjalnego serca do mediów. „Jadę zrobić porządek w Warszawie ” -
miała rzucić do łódzkich działaczy. Została członkiem rady nadzorczej TVP i na jej wniosek błyskawicznie odwołano Bronisława Wildsteina.
Poszło o to, że chciał robić telewizję zbyt mało nastawioną na promowanie
partii, co braciom Kaczyńskim się nie spodobało. Najpierw zastąpiła Wildsteina
partyjnym działaczem, przyjacielem Lecha i Jarosława, zmarłym właśnie Andrzejem
Urbańskim, a potem w nagrodę awansowała na przewodniczącą rady nadzorczej TVP Z Urbańskim spotykała się na kawie, przy której omawiali
plany programowe, zwolnienia i listy kandydatów do telewizyjnej roboty.
Kiedy minister skarbu, już z PO, w trybie nagłym wygasił kadencję rady TVP, to w ramach koalicji medialnej PiS-SLD Janina Goss
przeszła do rady Polskiego Radia. Została w niej do 2011 r., rok później
weszła do zarządu spółki Srebrna. Spółka przejęła w latach 90. dwa warszawskie
biurowce po Fundacji Prasowej Solidarność. To takie zaplecze finansowe
wiernych kompanów Kaczyńskiego, które pozwoliło im przetrwać chude lata. Cały
zarząd i rada nadzorcza Srebrnej to zaufani ludzie prezesa, w tym asystent,
kierowca, żona Adama Lipińskiego i niezastąpiona sekretarka pani Basia.
W sierpniu 2012 r. spółka Geranium (zależna od Srebrnej) przejmuje
pakiet kontrolny w spółce wydającej „Gazetę Polską Codziennie”. Spółkę
ochrzciła Goss - geranium to zioło o właściwościach przeciwwirusowych i
odkażających. - Chodziło o odkażenie„GPC”z ambicji Sakiewicza
i znalezienie
platformy do promocji PiS. Daliśmy pieniądze, ale w zamian Jarosław zdecydował,
że prezesem spółki wydającej gazetę ma zostać Janina Goss. Tomasz Sakiewicz
pozostał tylko na stanowisku naczelnego „GPC", bo Jarosław bał się, że na
pieniądzach PiS wyrośnie mu jakiś lider prawicy -mówi osoba znająca kulisy przejęcia „GPC”.
Nie bawiła się w dyplomację, zwalniała, ograniczała wydatki, obniżała
pensje. Ale jak mówią w PiS, popłynęła za daleko. Akurat tego dnia, kiedy
dziennikarze „GPC” zrobili prowokację wobec sędziego gdańskiego w związku z
aferą Amber Gold, dziennika nigdzie nie było w kioskach. Goss zerwała umowę z
firmą Rejtan (był z nią związany teść Sakiewicza), która kolportowała gazetę.
Nawet wielcy zwolennicy PiS, jakich w „GPC” nie brakuje, nie mogli zdzierżyć
rządów Goss. Odeszła po dwóch miesiącach, ale nie żeby w atmosferze skandalu
czy z odium utraty zaufania prezesa PiS. Nic z tych rzeczy.
Pod koniec lutego minister skarbu wymieniał ludzi w Polskiej Grupie
Energetycznej. Do rady nadzorczej strategicznej spółki PGE (prawie 30 mld zł
dochodu rocznie, 40 tys. zatrudnionych) wchodzi Janina Goss. Tak jak wcześniej
nie miała doświadczenia w zarządzaniu mediami, tak o energetyce też nie ma pojęcia. To nagroda w postaci
wysokiej pensji za lojalność? -Ależ skąd! To sygnał dla tych, którzy tam
rządzą, że prezes ma oko na to, co się tam dzieje. PGE to ogromna kasa, a przy
pani Janinie nikt tam kasy na lewo nie zarobi - mówi nasz dobrze zorientowany informator. Szczególnie że
PGE będzie budować
elektrownię atomową. Bo pani
Janina w takich wypadkach nie bawi się w dyplomację.
W ogóle dyplomacja nie jest jej najmocniejszą stroną. - Ona nie
wchodzi w relacje przyjacielskie, jak ktoś się do niej mizdrzy, to mu nie
zaufa. Myślę, że jej prawdziwym, chyba jedynym przyjacielem jest Jarosław
Kaczyński - mówi Leonard Krasulski. Janina nie lubi ludzi. - Wielokrotnie
mówiła, że większość to głupcy. Ona jest inteligentna, ma bardzo analityczny
umysł, dosłownie „rozbiera” człowieka po półgodzinnej rozmowie - opowiada
Telatycki.
Opiekunka wpływa
Do operatora TVN,
który podbiegł do niej z kamerą, rzuciła:
„Niedługo się przewróci głupiec”. Z dziennikarzami nie rozmawia. Kiedy w 2007
r. reporterka „Gazety Wyborczej” poszła na jej dyżur do łódzkiej siedziby PiS,
natychmiast pokazała jej drzwi. Jej współpracownicy mówią, że z podziwem
wyraża się tylko o intelekcie i charyzmie Jarosława. Partyjny aktyw to dla
niej, w większości, też głupcy. Sama bardzo dużo czyta, chodzi do teatru.
Często bywała u krytyka filmowego Zygmunta Kałużyńskiego. Czasami chwali się
tą przyjaźnią. Kiedy na warszawskim Tor- warze Kaczyński ogłasza, że Szydło
będzie premierem, ona nie podrywa się z krzesła jak inni, nie bije braw. To nie
jest też typ katolickiej fundamentalistki, choć w rocznice katastrofy
smoleńskiej stoi w archikatedrze obok prezesa.
Inny nasz rozmówca zwraca uwagę, że Goss jest do Kaczyńskiego bardzo podobna.
Nie prowadzi samochodu, pieniądze do partyjnej kasy chętniej przyjmuje do ręki
niż na konto bankowe. Goss nie ma dzieci, nie miała też męża. Opowiadała kiedyś
dobremu znajomemu o jakiejś nieszczęśliwej miłości z młodości. Miał być ślub,
ale nic z niego nie wyszło. Pozostała samotna. Dość dobrze żyje ze swoim bratem.
-Nie kupuje ubrań bez konieczności, mieszka wM-3 w zwyczajnym wieżowcu
i w zasadzie nie zmienia mebli - opowiada Telatycki. Goss lubi pisać na maszynie, a
telefonu komórkowego zaczęła używać dopiero, gdy została szefową rady TVP, bo musiała.
Po śmierci Lecha to Janina Goss stała się największym wsparciem
Jarosława, opiekunką rodziny, jeszcze większą przyjaciółką żoliborskiego domu.
Dowoziła zioła na poprawę zdrowia Jadwigi Kaczyńskiej i, jak ujawniła POLITYKA,
to od niej Jarosław Kaczyński pożyczył pieniądze na leczenie matki. Z 200
tys. do spłaty pozostało jeszcze 80 tys. zł. Mówi ważny polityk PiS: - To ona po śmierci Jadwigi
najmocniej wpływa dziś na nastroje, decyzje i nastawienie do świata prezesa
Kaczyńskiego.
Anna Dąbrowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz