Minister zdrowia
Konstanty Radziwiłł przekazał Naczelnej Izbie Lekarskiej wielomilionową dotację
z budżetu państwa. W tym samym czasie Izba bez konkursu zlecała remonty jego
szwagrowi
Michał Krzymowski, Wojciech Cieśla
Konstanty
Radziwiłł w poważnej polityce jest od kilku miesięcy. Trafił do niej prosto z
władz Naczelnej Izby Lekarskiej, w której przez 18 lat piastował funkcje
sekretarza, prezesa, wiceprezesa i znów sekretarza.
Od chwili objęcia stanowiska w
rządzie Radziwiłł formalnie jest poza samorządem, ale cały czas pozostaje w jego
orbicie. Izbą kieruje dziś jego wieloletni współpracownik i dobry znajomy
Maciej Hamankiewicz. Ludzie Izby obejmują ważne stanowiska w resorcie zdrowia:
dyrektora departamentu prawnego, doradcy w gabinecie politycznym, rzecznika
prasowego. A finansowana przez samorząd „Gazeta Lekarska” od kilku miesięcy
basuje nowemu ministrowi.
Interes jest tu obopólny: Izba czerpie z państwowego źródełka na
niespotykaną do tej pory skalę, a minister trzyma Izbę w kieszeni. Przy okazji
do rodziny Radziwiłła płyną zlecenia z Izby.
MINISTER SYPIE SAMORZĄDOWI
Konstanty Radziwiłł
potrafi zrobić wrażenie. Kiedy w listopadzie ubiegłego roku Jarosław Kaczyński
przyjmuje w swoim gabinecie kandydatów na ministrów, Radziwiłł jako jedyny przyjeżdża
pod siedzibę PiS motocyklem. Na kawasaki vulcan prezentuje
się młodzieżowo: czarna kurtka, skórzane sakwy, lśniący bak. Jeden z branżowych
portali napisze później, że Radziwiłł zrobił wejście w stylu Jamesa Bonda, a
inny - że jako członek rządu będzie szybki jak jego motocykl.
Jedną z pierwszych decyzji ministra Radziwiłła jest przyznanie
Naczelnej Izbie Lekarskiej (NIL) rekordowej dotacji (w sumie chodzi o 16 min
zł). Kiedy na początku stycznia dopytuje o to przewodniczący sejmowej komisji
zdrowia Bartosz Arłukowicz, resort Radziwiłła odpisuje, że pieniądze Izbie się
należą, bo samorząd wyręcza państwo w takich sprawach jak przyznawanie prawa
do wykonywania zawodu czy prowadzenie rejestru lekarzy. Wyjaśnia, że sześć
milionów to pieniądze na bieżącą działalność Izby, a dziesięć - zaległa
refundacja za poprzednie lata. I przypomina, że samorząd wygrał już w tej
sprawie z ministerstwem kilka razy w sądzie. Ale pytany przez Arłukowicza
przyznaje: do tej pory żaden minister nie miał wobec Izby takiego gestu.
Dla porównania za kadencji pięciu poprzedników Radziwiłła izby lekarskie
dostawały średnio 2,7 min zł rocznie.
Samorząd pielęgniarski, który działa na podobnych zasadach, do dziś nie
wie, jaką dotację dostanie w tym roku z budżetu. - Mieliśmy z ministerstwem
dopiero jedno spotkanie i nadal niewierny, na czym stoimy. 16 milionów? Dla nas
to abstrakcja, zazwyczaj dostawaliśmy koło półtora miliona złotych - mówi
„Newsweekowi” jedna z pielęgniarek działających w samorządzie.
KTO USTAWIA KRZESŁA NOCĄ?
Gdy w ministerialnych
dokumentach pojawia się zapis dotyczący dotacji dla lekarzy, w Izbie
ruszają przygotowania do przebudowy siedziby. 18 grudnia prezydium NIL decyduje
o wynajęciu firmy, która zaprojektuje przebudowę pomieszczenia socjalnego i
węzła sanitarnego. Zlecenie nie jest drogie - w sumie sześć tysięcy złotych. W
styczniu tego roku zapadają dwie kolejne uchwały,
tym razem dotyczące aranżacji i remontu sali znajdującej się na parterze.
Koszt - 28 tys. złotych. Oba zlecenia, w sumie na 34 tys. złotych, trafiają do
mało znanej firmy OAK Projekt. W Izbie mówi się jednak, że przebudowę w
rzeczywistości ma projektować nie OAK, ale Joanna Radziwiłł, żona ministra.
„Newsweek” dotarł do nagrania z posiedzenia prezydium samorządu, z
którego wynika, że w zlecenie angażuje się nie tylko Joanna Radziwiłł, z
wykształcenia architekt, ale też sam minister. 18 marca, w czasie dyskusji na
temat remontu, głos zabiera prezes Maciej Hamankiewicz. Z trudem powstrzymuje
się od śmiechu:
- Według pewnej anegdoty wyjdzie
sytuacja, w której pani architekt przyjeżdża wraz z mężem, czyli ministrem
zdrowia, układają krzesła i patrzą, jak to fizycznie w tej małej sali
poukładać. Między drugą a trzecią w nocy minister z żoną układają nam krzesła na
małej sali. Cha, cha, cha!
RADZIWIŁŁOWIE NIE CHODZĄ PO JAŁMUŻNĘ
Czy urzędujący
minister przyjeżdża nocą do byłego pracodawcy i razem z żoną
przestawia meble? Nasz rozmówca, który był na nagranej naradzie, przekonuje, że
prezes Izby opowiadał o realnej wizycie.
Hamankiewicz, którego o to pytamy, milczy. Rzeczniczka Radziwiłła, najpierw
przekazuje, że minister nie chce się odnosić do wypowiedzi ze spotkania, w
którym nie brał udziału. A nazajutrz stwierdza: „Taka sytuacja nie miała
miejsca”.
Próbujemy się czegoś dowiedzieć o firmie, która oficjalnie projektuje
przebudowę. Biuro prasowe Izby w e-mailu przesłanym do „Newsweeka” zapewnia,
że „wybór wykonawcy prac koncepcyjnych i remontu był poddawany szczegółowe
analizie” i przyznaje, że żona ministra zajmuje
się zleceniem jako współpracownica OAK Projekt. A rzeczniczka resortu
wyjaśnia: „Żona ministra zdrowia nie otrzymała wynagrodzenia od Naczelnej Izby
Lekarskiej. Wspierała natomiast - nie pobierając wynagrodzenia - swojego mieszkającego poza Warszawą brata, którego praca polegała
na projektowaniu aranżacji pomieszczeń NIL już po objęciu przez Konstantego
Radziwiłła stanowiska ministra zdrowia”.
To, w jaki sposób Naczelna Izba trafiła do szwagra ministra, pozostaje
zagadką, bo OAK Projekt to firma niezwykle trudna do odnalezienia: nie ma
strony internetowej, profilu na Facebooku, ogólnodostępne bazy przedsiębiorców
nie podają jej telefonu ani adresu mejlowego. Strzępy informacji można odnaleźć
jedynie w wyszukiwarce Centralnej Ewidencji Działalności Gospodarcze: firma
jest nowa, została zarejestrowana w kwietniu ubiegłego roku przez Grzegorza
Dąbrowskiego (Dąbrowska to panieńskie nazwisko żony ministra). Mieści się w
mieszkaniu na Ursynowie, półtora kilometra od domu Radziwiłłów. Według
dokumentów jej działalność to „produkcja wyrobów z drewna, korka, słomy i materiałów
używanych do wyplatania”.
O dorobku zawodowym Joanny Radziwiłł też wiadomo niewiele. Żona ministra
nie prowadzi własnego biura, ojej usługach nie ma też śladu na portalach
społecznościowych. Sprawdzamy dostępną w internecie krajową listę czynnych
architektów: Joanny Radziwiłł na niej nie ma i nie było. W Izbie Architektów
też o niej nie słyszano. Nazwisko Joanna Radziwiłł pojawia się za to w artykułach
poświęconych rodzinom wielodzietnym. „Konstanty Radziwiłł wraz ze swoją żoną
Joanną wychowują ośmioro dzieci. Nie uskarżają się. Nie proszą państwa o
jałmużnę” - pisze w 2006 r. tygodnik „Niedziela”. W innym tekście Radziwiłłowie
opowiadają, jakim wyzwaniem jest zorganizowanie wakacji dla tylu osób. Gdy
dzieci było siedmioro, walizki pakowało się do przyczepy, a rodzina mieściła
się w dziewięcioosobowym busie. Ale gdy na świat przyszła Basia, trzeba było
zacząć podróżowanie na dwa samochody. Sama Joanna Radziwiłł w artykułach
przedstawia się jako osoba, która na pierwszym miejscu stawia dom. „Społecznie
prezesuję małej spółdzielni mieszkaniowej, do której należymy, ale i na to
czasem szkoda czasu” - mówi. Nawet gdy dzieci podrosną, nie otworzy własnego
biura. Będzie prowadzić na Ursynowie prywatną przychodnię założoną przez męża i
noszącą jego imię.
W samorządzie lekarskim Joanna Radziwiłł niezmiennie objawia się jednak
jako architekt. Kiedy w 2007 r. Konstanty piastuje urząd prezesa NIL, ona
projektuje adaptację sali posiedzeń. A siedem lat później przyjmuje zlecenie
na aranżację pomieszczeń w Okręgowej Izbie Lekarskiej w Warszawie, Dostaje za
to siedem tysięcy.
Minister zapewnia dziś „Newsweek”, że nie miał wpływu na zatrudnienie
żony.
Twierdzi, że w tamtym czasie
pełnił jedynie funkcję we władzach centralnych samorządu. Ale zapomina dodać,
że od lat działał też w izbie warszawskiej, a w 2014 r. - czyli w czasie, gdy żona dostawała od niej zlecenie -
został nawet jej wiceprezesem.
RADZIWIŁŁ POKONUJE GIERTYCHA
Jesienią 2015 r., tuż
przed objęciem przez Radziwiłła ministerialnej funkcji, „Gość Niedzielny” publikuje portret
rodzinnego klanu, w którym właśnie zachodzą zmiany: syn Michał słyszy boże
wezwanie do kapłaństwa i porzuca mandat radnego, senior rodu rozstaje się z
samorządem lekarskim i wchodzi do dużej polityki. „Zawsze starałem się
postępować jak państwowiec - tłumaczy Konstanty Radziwiłł. - Wprawdzie nie
należę do żadnej partii, ale nie ukrywam, że program PiS jest najbliższy tym
wartościom, które chcę reprezentować w życiu publicznym”.
Polityczną inicjację Radziwiłł senior przechodzi kilka miesięcy
wcześniej. Dzięki rekomendacji Polski Razem Jarosława Gowina zostaje kandydatem
PiS do Senatu w tzw. obwarzanku podwarszawskim, gdzie ma stoczyć prestiżowy
pojedynek z Romanem Giertychem. O mandat jest niełatwo, Giertych nie szczędzi
pieniędzy na billboardy i stosuje kampanijne sztuczki. Z jednej strony ma
ciche wsparcie Platformy, a z drugiej - dla zmylenia mniej zorientowanych
wyborców rozprowadza pod kościołami ulotki, w których przedstawia się jako
„były wicepremier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego”. Radziwiłł w porównaniu z
Giertychem jest nowicjuszem. Brakuje mu politycznego doświadczenia, całą kampanię
opiera na planie przygotowanym przez należącego do PiS zięcia. Mimo to wyraźnie
pokonuje Giertycha.
Wspomina polityk PiS: - W kampanii pozytywnie nas zaskoczył. Chętnie
współpracował z partyjnymi strukturami, był pracowity, umiał wykorzystać
nazwisko. No i przede wszystkim wykręcił prawie sto tysięcy głosów.
Zaraz po wyborach na Nowogrodzkiej rusza formowanie rządu. Obsada
Ministerstwa Zdrowia okazuje się kłopotliwa, uważany za faworyta Stanisław
Karczewski w ostatniej chwili odmawia. Ławka chętnych do objęcia trudnego
resortu jest krótka, wybór pada na Radziwiłła. - Jakie ma dziś notowania? Nie
ma go na czarnej liście prezesa i samo to jest osiągnięciem. Kaczyński wiesza
psy na wielu ministrach, ale jeszcze nie słyszałem, by miał o coś pretensje do
Radziwiłła. Chyba docenia, że jego resort nie dostarcza partii dodatkowych
kłopotów - twierdzi nasz rozmówca z PiS.
Ludzie ze środowiska lekarskiego są przekonani, że praca w rządzie to
tylko epizod, po którym Radziwiłł będzie chciał wrócić do NIL. - Kostek nigdy
nie zrobił kariery jako specjalista, całe życie pracował jako lekarz rodzinny.
Typ wiecznego działacza, któremu najlepiej w samorządzie lekarskim - twierdzi
jeden z jego znajomych. Rozmówca z Izby dodaje: - To książę. Nie tylko ze
względu na urodzenie, ale też sposób, w jaki tu działał. Nie da się ukryć, że
życie w Naczelnej jest wygodne. Począwszy od prestiżu i zarobków, a skończywszy
na takich drobiazgach jak egzotyczne podróże i wybieranie dzieł sztuki dla
Izby.
Lekarze do dziś opowiadają sobie o tym, jak Izba kilka lat temu kupiła
za 20 tys. zł rozmówca z PiS obraz „Portret lekarza”. Wisi na piętrze, zaraz
obok zabytkowego fotela dentystycznego, kolejnego nabytku z ostatnich lat.
Niektórzy robią sobie z eksponatami zdjęcie - żeby pokazać kolegom, na co idą
ich składki (Izba utrzymuje się z dotacji budżetowej i składek lekarzy, każdy z
nich musi płacić 60 zł miesięcznie). Rozmach działaczy zwrócił uwagę Komisji
Rewizyjnej Izby: w 2014 r. wytknęli Radziwiłłowi i Hamankiewiczowi służbowe
wyjazdy do Kapsztadu, Tokio, Montevideo, Bangkoku i Erewania.
Zarobki osób zasiadających we władzach Naczelnej Izby są niejawne, ale
nieoficjalnie wiadomo, że prezes miesięcznie zarabia ok. 17 tys. zł. Jego zastępcy
i sekretarz - niewiele mniej.
Mówi pracownik resortu zdrowia: - Dziwię się Radziwiłłowi. Pamiętam
czasy pierwszego PiS i głośną historię dr. G rozpętaną
przez Zbigniewa Ziobrę, Radziwiłł jako przedstawiciel samorządu protestował przeciwko
nadaniu kryptonimu „Mengele” operacji CBA. Mówił, że lekarze oczekują
przyzwoitości, wyciągnięcia konsekwencji wobec winnych z CBA i zwykłego
„przepraszam”. Nic takiego nie nastąpiło. Dziś obaj z Ziobrą jakby nigdy nic
serdecznie ściskają sobie dłonie na posiedzeniach rządu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz