Nawet na niego nie
głosowałem, ale lubiłem go bardzo. Dziwne, nie? - mówi pan Andrzej, zapalając
znicz pod Neptunem. Gdańsk rozpacza po swoim prezydencie, ale za chwilę się
wścieknie
Dawid Karpiuk
Monice
z kawiarni na Aniołkach ta historia przewija się w głowie jak film. Finał
Wielkiej Orkiestry, Światełko do Nieba, prezydent przemawia, Monika czyta SMS
od koleżanki, z którą się szukają w tłumie: „Obejrzyj się”. I obie wybuchają
śmiechem, bo stoi tuż za nią. Monika odwraca się do koleżanki, coś tam jej
próbuje powiedzieć do ucha, a tłum odlicza: „Dziesięć, dziewięć, osiem” i zaraz
strzelają fajerwerki. A potem, jakby coś się stało, tłum zaczyna falować. Z
głośników słychać jakiś inny głos. Ludzie krzyczą.
- Cztery dni minęły - mówi Monika, przecierając ekspres do kawy. - A ja
dalej nie do końca rozumiem. O co mu chodziło? Temu mordercy. Całe miasto
jakby w letargu, ludzie chodzą, palą znicze. Chce się krzyczeć ze złości, z
bezradności. Starsi ludzie mówią, że to się tak łatwo nie skończy, bo tu jest
Gdańsk. Gdańsk nie odpuści.
Kiedy w piątek przez miasto przechodził kondukt z trumną, Monika stała w
pierwszym rzędzie. Ludzie stali i płakali, ale czuć w nich było jakąś siłę.
Jakby coś w nich wzbierało.
I
Miasto żegnało Pawła
Adamowicza przez cały tydzień. W poniedziałek pod pomnikiem
Neptuna na Długim Targu. We wtorek przed
urzędem miasta. W środę na placu Solidarności; zapalono prawie trzydzieści
tysięcy zniczy. W czwartek na Ołowiance i pod Europejskim Centrum Solidarności.
Na mieście rozdawano flagi Gdańska. Po pięćset sztuk, co pół godziny. Ludzie ustawiali się w kolejce na sto pięćdziesiąt metrów.
W piątek tłumy odprowadzały trumnę z ciałem prezydenta do bazyliki Mariackiej,
biły dzwony.
Pan Andrzej zapala znicz pod Neptunem, tuż obok transparentu ze
zdjęciem Adamowicza i napisem: „Hodowcy gołębi dziękują i żegnają Cię,
Prezydencie”.
- Przyszedłem, bo to był nasz prezydent - mówi. - Wie pan, nawet na
niego nie głosowałem, ale lubiłem go bardzo. Dziwne, nie? Niewielu jest w
Polsce polityków, których się da lubić. Albo jeszcze gorzej: którymi nie trzeba
gardzić. Śmieszny ten transparent: od hodowców gołębi. W całym mieście w
witrynach wiszą jego zdjęcia, niech pan sam popatrzy. Wszyscy go żegnają: kelnerzy,
księgarze, malarze, urzędnicy, pocztowcy, kierowcy.
Pan Wojtek stał pod ECS parę godzin i zmarzł na kość. - To był bardzo
specyficzny polityk - zaczyna. - Budził autentyczną sympatię, nie potrzebował speca od wizerunku, żeby się
nauczyć, jak być łubianym. To jest w ogóle jakiś absurdalny wymysł. Biorą tych
polityków i im tłumaczą: rączki rozkładamy tak, nóżki tak, to wyborca uwierzy,
że pan nie kłamie. Polityka się teraz najczęściej wybiera z nienawiści do innego
polityka albo ze strachu, że przyjdzie jeszcze gorszy.
Pan Wojtek jest z wykształcenia inżynierem, a z zamiłowania filozofem.
Kocha Platona i mówi, że kochałby Hegla, gdyby go lepiej rozumiał. Urodził się
w tym samym roku, w którym umarł Stalin i może dlatego ma alergię na ten typ.
Na zamordystów, znaczy.
- Na Adamowicza ludzie głosowali od dwudziestu lat, bo był fajny facet -
mówi pan Wojtek. - I nasz, osobny taki. Tak samo jak Gdańsk jest osobny. Za
komuny był i teraz też jest. Niby mamy te same Gosia
kłopoty co wszyscy, ale jakoś zawsze czuliśmy, że u nas jest trochę
swobodniej. Gierek z Jaruzelskim tu nie całkiem sięgali i Kaczyński też nie.
Kaczyńskiemu mogą klaskać, mogą się go bać, mogą go traktować jak obiekt
kultu, ale nigdy go nie polubią. Nigdy nikt nie powie: Jarek jest OK, Jarek
jest fajny gość. A Paweł taki był. To był człowiek, w którym każdy faszysta,
cynik mógł się przejrzeć jak w lustrze i zobaczyć, czego mu brakuje.
II
Fotoreporter Maciej
Kosycarz znal Adamowicza od dziecka. - Paweł... to znaczy prezydent
- poprawia się. - Ja do niego mówiłem Paweł, ale jak pan mnie będzie cytował,
proszę pisać: prezydent. Mieszkaliśmy na sąsiednich podwórkach, chodziliśmy do
jednej podstawówki, tyle że ja byłem rok wyżej. Potem to samo liceum, słynne,
bo Jedynka tuż przy Stoczni. Cały Ruch Młodej Polski tam chodził: Donald Tusk,
Aleksander Hall. Krzysztof Skiba, Rudi Schubert - artyści, opozycja.
- Wychowaliśmy się w okolicach św. Brygidy - opowiada Kosycarz. -
Byliśmy z różnych podwórek, ale nie skonfliktowanych. W tamtych czasach
podwórka miewały ze sobą wojny. Na wrogie podwórko strach było wejść. Ale u nas
Paweł zawsze był bezpieczny. Typ inteligenta: wysoki, szczupły. Taki patyczak.
Ile ja mu zdjęć zrobiłem! Na przykład w czasie strajku w 1988 roku. Mam takie
zdjęcie: maj, strajk się kończy, ludzie wychodzą ze Stoczni. Na czele pochodu
Wałęsa, Mazowiecki, bracia Kaczyńscy. A przed nimi Paweł Adamowicz, ochrania
ich. Ironia losu, prawda?
Kosycarz wspólnie z artystką Magdaleną Benedą prowadzą Galerię Sztuk
Różnych na Ogarnej. Niewielkie pomieszczenie, dużo zdjęć Gdańska. W oknach
zdjęcia Adamowicza. - On był otwarty, pamiętam zlot gdańszczan z ubiegłego
roku. Do niego była kolejka ludzi, żeby zrobić sobie selfie. Jak do gwiazdy.
W taniej książce niedaleko św. Brygidy o Adamowiczu mówią „przyjaciel”.
- Odwiedzał naszą księgarnię regularnie - opowiada pan Witek. - Co najchętniej
kupował? Książki o Gdańsku, ale też o zarządzaniu, politologiczne. Ulubiony
autor? Chyba Timothy
Snyder. Ludzie go tu opłakują, bo czują, że on
był jednym z nas. Kochał Gdańsk. Jak Lechia
spadła do IV ligi, to dalej jeździł na te trawiaste, łąkowe boiska,
kibicował, chciał pomagać.
- Jednej rzeczy nie mogę sobie darować - dodaje pani Gosia.
- Że się za prezydentem nie
wstawiłam, jak go jeden facet zaatakował. Zaczął mu ubliżać, krzyczeć na
niego, że obrońca lewaków. Adamowicz nic nie powiedział, podszedł do kasy,
uśmiechnął się, podał rękę na pożegnanie. To nie był agresywny człowiek.
III
Ze Sławą Rafalak z
gdańskiego Komitetu Obrony Demokracji spotykam się w restauracji na
Żabiance. Ostatni klienci zbierają się do domów. - Dwa dni ryczenia - uśmiecha
się smutno. - Choć przecież to był obcy człowiek. Pewnie niewielu ludzi z tych
tłumów, które go teraz żegnają, znało go osobiście. A przychodzą, stoją na
mrozie, płaczą. Dwadzieścia minut po tym, jak usłyszeliśmy, że został
zaatakowany, byliśmy już przed szpitalem. Siedzieliśmy tam do trzeciej, aż do
oficjalnego komunikatu. Od rana krążyły niedobre plotki. Miasto już się
obudziło jakby inne, jakby chmura zawisła. Ludzie wstrzymali oddech.
Rafalak długo nie interesowała się polityką. Na poważnie zaangażowała
się dopiero po skoku na Trybunał Konstytucyjny.
- Zawsze myślałam: jak nas w końcu
zawiną albo jak to się jeszcze bardziej rozrusza, to on nas obroni - opowiada.
- Wspierał nas bardzo, przychodził do nas przed sąd, tam gdzie stoimy co
tydzień od dwóch lat. W ten ostatni wieczór też przyszedł. Zdołał jeszcze po
całym dniu zbierania pieniędzy przyjść do tej naszej grupki oszołomów. A teraz
ludzie się naprawdę zaczynają bać. W Polsce mogły się różne rzeczy dziać, ale
my tu mieliśmy naszą małą ojczyznę. Byliśmy wyspą, enklawą. Kiedy w Polsce
rozpętało się pisowskie szaleństwo, mieliśmy jakieś poczucie bezpieczeństwa.
„Przynajmniej my mamy Pawła”, tak sobie mówiliśmy On był za wielokulturowością,
za otwartym społeczeństwem, chciał pomagać uchodźcom, otwierał marsze
tolerancji. Uosabiał wszystko to, czego władza nienawidzi. Przypominał jej też
ojej wadach.
- I co się dalej stanie w Gdańsku? - pytam.
- Ludzie są zrozpaczeni, a zaczynają być wściekli. I się z tej
wściekłości w końcu ruszą, Nastroje wśród ulicznych grup buzują. Ktoś jest
temu winny, nie ukrywajmy tego. To był mord polityczny. Ta fala hejtu,
nienawiści. To się nakręca od lat, wiadomo, kto tym kieruje. Chcemy ukarania
winnych. Dosyć już tego. Inaczej to my się pozabijamy.
- Po Smoleńsku też się podniosły głosy, że trzeba ukarać winnych.
- No tak, tyle że to była katastrofa lotnicza, a to jest mord
polityczny.
- To
zależy, którą telewizję się ogląda.
- Ja jestem idealistką. Myślę, że tamta strona oprzytomnieje.
- A jeśli oni czekają na to samo, tylko w drugą stronę? - pytam.
- To już sama nie wiem. Nawet trochę to rozumiem: w TVP świat jest taki prosty. Polska jest wspaniała, najlepsza na
świecie i ma paru wrogów, z którymi trzeba sobie poradzić. I już. A w naszej
bańce same problemy: Kościół, faszyści, Kaczyński, strach, że wyjdziemy z Unii,
strach o sądy. Najbardziej to się boję, że ludzie się zaczną jeszcze bardziej
nienawidzić.
IV
- Bo to jest, proszę
pana, platońska jaskinia - tłumaczy pan Wojtek, ten, co chce
zrozumieć Hegla. - Nikt z tej jaskini nie wylezie, bo i po co? Oni tam śpią,
udają, że nie widzą, że świat szykuje się na prawdziwe zagrożenia. Powinniśmy
się martwić o klimat, o środowisko, o przyszłość, o to, jak się w niej
odnaleźć. A my tylko Bóg, honor, ojczyzna. Niech pan się rozejrzy po ludziach -
oni są zrozpaczeni nie tylko dlatego, że umarł przyzwoity człowiek, w dodatku
ojciec rodziny. Przecież to jest koszmar. Ale chodzi też o co innego - to
morderstwo każdego z nas tu, w Gdańsku, wciągnęło z powrotem głębiej w ten
polski koszmar. Myśleliście, że jesteście inni? Że możecie sobie oddychać
pełną piersią? Nic z tego! Nie pozwolimy wam na to, Polska was znowu dopadła.
- Czyli ci ludzie tak ze strachu przed Polską? - pytam.
- No przecież nie przed Polską, z której jesteśmy dumni, tylko przed tym
potworkiem, który udaje Polskę.
- Bardzo to skomplikowane.
- A moim zdaniem właśnie proste. Może my tu, w Gdańsku, trochę za dobrze
się ze sobą czuliśmy. Ile razy było słychać, jak władza fundowała nam jakiś
nowy absurd, że na szczęście u nas w Gdańsku jest inaczej. Że to nas nie
całkiem dotyczy. A jednak.
- To co dalej?
- Jakbym wiedział, tobym sam był prezydentem. Same trudne pytania -
mówi pan Wojtek sokratesowsko. - Mój sąsiad jest pisowcem. Ogląda TVP, lubi Cejrowskiego. Cejrowski pisze na Facebooku czy gdzieś
tam straszne rzeczy; ostatnio,
po zabójstwie prezydenta też. Niech mi pan
wytłumaczy, czyj a mam tego sąsiada lubić, bo znam go piętnaście lat. czy
nienawidzić, bo popiera ludzi, którzy w mojej ocenie niszczą kraj? Głosuje na
ludzi Kaczyńskiego i tym samym powoduje, że moje życie jest nieco bardziej
okropne. Co mam o nim myśleć?
- Jest jakaś odpowiedź?
- Pewnie jest, tylko ja jej nie znam. A jeszcze niech mi pan powie, jak
to jest: jest katastrofa lotnicza, ginie prezydent. Winni są Tusk i wszyscy,
którzy nie kochali prezydenta. Teraz prezydent Adamowicz zostaje zamordowany po
trzech latach sączenia nienawiści przez władzę i jej przystawki. I co?
Wiadomo: dzieło szaleńca, nie ma winnych.
- No ale za chwilę będą dwie sekty smoleńskie. I będą się nawzajem
oskarżać.
- Bardzo to skomplikowane, prawda? Prawda jest taka, że musimy się tu,
w Gdańsku, i w ogóle w Trój mieście przyznać sami przed sobą, że ponieważ mamy
ostatnio jako takie szczęście do lokalnych polityków, to zaczęliśmy się za
dobrze czuć. Za bezpiecznie.
V
W piątkowy wieczór w kawiarni na głównym mieście ludzie przypominają sobie ostatnie słowna Adamowicza:
„Gdańsk dzieli się dobrem. Gdańsk chce być
miastem solidarności. To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. To jest
najcudowniejsze miasto na świecie! Dziękuję wam!”.
- Scenarzysta filmowy nie wymyśliłby bardziej absurdalnego, bardziej
tragicznego zakończenia - mówi Iwona. Trzydzieści pięć lat, prawniczka,
pochodzi z Koszalina. W Gdańsku od dekady z groszem. - I już się stąd nie ruszę
- mówi. Zapuściła korzenie: mąż, dwoje dzieci, w porządku praca. - Jestem jakby
trochę z zewnątrz, więc może więcej widzę - tłumaczy. - Przede wszystkim szok
tych ludzi. Tu się tę tragedię przeżywa zupełnie inaczej. Mniej po polsku.
Nikt tu nie wpisuje tego zabójstwa w polską martyrologię. Nikt nie próbuje na
siłę wpisywać go w ogólnie podłą historię Polski, na którą uwziął się los. My
tu trochę inaczej myślimy.
- Inaczej niż kto?
- Choćby wy w Warszawie. Ludzie tu rozumieją, że patriotyzm to jest
robienie rzeczy wspólnie, dbanie o miasto, budowanie dróg. U was patriotyzm
jest wtedy, jak się pamięta o spalonym mieście, jak się miało dziadka w AK albo
chociaż wujka w konspiracji. Was przynajmniej ratują młodzi, liberalni. A w
innych miejscach? Na wschodzie? Kościół, naród i tępy mesjanizm.
Im bliżej wieczoru, tym atmosfera robi się bardziej bojowa. Ludzie klną,
wskazują winnych, przypominają zabójstwo Narutowicza. Tam też był wariat. -
Widzisz - uśmiecha się gorzko Iwona. - Jeszcze dziś i jutro Gdańsk rozpacza.
Ale za chwilę się wścieknie. Każdy polityk z Warszawy, który choć trochę pamięta
historię, powinien się wk...ego Gdańska bać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz