poniedziałek, 28 stycznia 2019

Kurs będzie nadal ostry



Padało hasło: będzie nagonka na tego człowieka. I wtedy od rana asystenci przeszukiwali telewizyjne archiwum, zbierali wszystko, co może w niego uderzyć. A potem wylewaliśmy na niego pomyje

Renata Kim, Renata Grochal

To były ciężkie dni w redak­cji „Wiadomości”. We wto­rek 15 stycznia, dwa dni po zabójstwie prezyden­ta Gdańska, na telewizyj­nych korytarzach gruchnęła plotka, że prezes TVP Jacek Kurski straci stanowi­sko. Poleci za wyemitowany dzień wcześ­niej w „Wiadomościach” skandaliczny 25-minutowy materiał, w którym winą za śmierć Pawła Adamowicza obarczono mowę nienawiści uprawianą przez polity­ków. A następnie pokazano wyłącznie po­lityków opozycji: Donalda Tuska, który mówił: „wyginiecie jak dinozaury”, Radka Sikorskiego i jego „dorzynanie watahy”, a także słowa szefa PO Grzegorza Schetyny o „PiS-owskiej szarańczy”.
   - Kiedy przez moment wydawało się, że dymisja „Kury” jest bardzo re­alna, na placu Powstańców wybuchła panika. Gwiazdy „Wiadomości” miały migotanie przedsionków. Danka Holecka wpadła w jakiś obłęd, Krzyś Ziemiec, który prowadził tamto wydanie, paniko­wał i nawet zwykle butny Michał Adam­czyk miał niepewną minę. Ale teraz już liżą rany po odparciu kolejnego ataku. „Kura” się według nich umocnił i są bez­pieczni - mówi nam osoba pracująca na placu Powstańców w Warszawie, gdzie mieści się redakcja najważniejszego pro­gramu informacyjnego TVP. Nie poda nazwiska ani nie powie, czym się w tele­wizji zajmuje, bo straciłaby pracę.
   Kiedy w środę TVP Info nadała trans­misję mszy za zmarłą sześć lat temu Ja­dwigę Kaczyńską, matkę prezesa PiS, gruchnęła kolejna plotka: w ten sposób prezes Kurski usiłuje zmyć hańbę z TVP i uratować własną głowę.
   - Msza z okazji rocznicy pogrzebu pani Jadwigi była transmitowana także rok temu i nikt tego nie zauważył. Do­piero w tym roku podniosło się larum - śmieje się z tych plotek wieloletni pra­cownik TVP Info. On nie widział strachu w znajdującej się po sąsiedzku redak­cji „Wiadomości”. - Jaki strach? W po­łowie zeszłego tygodnia połowa redakcji na Placu, w tym autor materiału o mowie nienawiści Maciej Sawicki, pakowała się już do Panamy na Światowe Dni Mło­dzieży. Pojechali w nagrodę na wyciecz­kę i mieli w nosie doniesienia, że ich los wisi na włosku - tłumaczy.
   Jest przekonany, że plotki o dymisji Kurskiego są nieprawdziwe. - „Kura” jest na razie nieusuwalny, bo naczelnik ma do niego sentyment. TVP ma tylko jednego widza, prezesa Kaczyńskiego. Dopóki najważniejszy widz jest zadowo­lony, „Kura” może spać spokojnie.

KURSKI TRZYMA SIĘ MOCNO
Ważny polityk z władz PiS potwier­dza: Kurski zostaje na stanowisku.
- Prezes rzadko podejmuje decyzje pod wpływem presji, zwłaszcza publicznej - mówi. Dzień po zabójstwie Adamowicza w siedzibie PiS przy ulicy Nowogrodz­kiej zwołano naradę ścisłego kierowni­ctwa partii. Według naszych rozmówców premier Mateusz Morawiecki przekony­wał, że należy łagodzić linię partii, bo ostry kurs może zmobilizować centrowy elektorat przeciwko PiS.
   Podczas narady pojawił się temat dy­misji prezesa TVP. Morawiecki zabiega o nią od czasu wyborów samorządowych, bo jego zdaniem toporna propaganda TVP zaszkodziła PiS-owi, gdyż zmobili­zowała wyborców w wielkich miastach do głosowania na PO.
   Za dymisją Kurskiego jest także wie­lu posłów PiS, którym nie podoba się to, że promuje na antenie polityków Soli­darnej Polski Zbigniewa Ziobry. - Gdy­by było tajne głosowanie w klubie, to 70 procent posłów zagłosowałoby za od­wołaniem Kurskiego - mówi nam ważny polityk Zjednoczonej Prawicy.
   Temat drążą też członkowie Rady Me­diów Narodowych - Krzysztof Czabański i Joanna Lichocka. Ta ostatnia jest wymieniana w PiS, obok Doroty Gawry­luk z Polsatu, jako ewentualna kandydat­ka na następczynię Kurskiego. Własnego kandydata ma też premier Morawiecki: to Wojciech Surmacz, prezes Polskiej Agencji Prasowej. Jednak w PiS ta kan­dydatura się nie podoba, bo Surmacz nie jest związany z partią.
   Zwolennicy dymisji Kurskiego przeko­nują prezesa Kaczyńskiego, że TVP nie jest skutecznym narzędziem propagandy, bo nikt już nie wierzy w to, co pokazuje. Poza tym coraz mniej ludzi ogląda telewi­zję publiczną, a „Fakty” TVN zwiększają przewagę nad „Wiadomościami”.
   - Kaczyński wciąż uważa jednak, że propaganda TVP może i jest toporna, ale nadal skuteczna, skoro poparcie dla PiS utrzymuje się na wysokim pozio­mie - zdradza nam doradca Kaczyńskie­go. Poza tym prezes uważa, że ostra jazda „Wiadomości” i atakowanie opozycji daje twardemu elektoratowi poczucie odwetu na znienawidzonej PO. Obawia się rów­nież, że zabójstwo Adamowicza może być dla opozycji tym, czym dla PiS była ka­tastrofa smoleńska, czyli mitem założy­cielskim nowej politycznej wspólnoty, który da opozycji wiatr w żagle. Dlate­go w piątek 18 stycznia, gdy trumnę z cia­łem Adamowicza żegnało w Europejskim Centrum Solidarności ponad 30 tys. osób, prezes Kaczyński nie zjawił się w Gdań­sku. Na Wawelu modlił się na grobie swo­jego brata Lecha oraz jego małżonki.
   - Pojechali tam również czołowi po­litycy PiS, żeby przypomnieć, że brat prezesa zginął w katastrofie, bo mit smo­leński już nie wywołuje emocji nawet w naszym elektoracie - przyznaje ważny polityk tej partii.
   Już po tragedii w Gdańsku Jarosław Kaczyński wezwał nawet Kurskiego do siebie, ale efektem ich rozmowy była decyzja, że ostry kurs PiS i TVP zostanie utrzymany. To dlatego Kurski przy­brał butną postawę i zagroził pozwami wszystkim, którzy będą wiązać śmierć Adamowicza z materiałami w TVR

COŚ W RODZAJU PARANOI
Dziś redakcja „Wiadomości” to oblę­żona twierdza. - Kontakty ze światem ze­wnętrznym ograniczone są do minimum. Ludzie są przekonani, że służbowe tele­fony mają na podsłuchu, nie gadają na­wet w social mediach, bo się boją. Nie ma się co dziwić, jak człowiek ciągle słyszy, że jest pracownikiem „przemysłu pogar­dy”, że się sprzedał, to nie chce już z nikim rozmawiać. Więc rozmawia tylko ze swoi­mi. Tak, jest coś w rodzaju paranoi - opo­wiada nasz informator.
   - Ziemca to mi nawet szkoda. Dostał napalmem za materiał z Gdańska, a na­wet go nie widział. Dostał do przeczytania gotową białą, czyli zapowiedź relacji, i po prostują przeczytał, to samo ze wsteczną, czyli tekstem już po materiale. To nor­malne w redakcji, że „Wiadomości” już trwają, a materiały jeszcze są montowane albo poprawiane - dodaje inny pracownik „Wiadomości”. Krzysztof Ziemiec jest te­raz na urlopie, podobno nie wytrzymał fali hejtu, jaka na niego spadła po tamtym wydaniu.
   - Mam wrażenie, że w tygodniu po zabójstwie prezydenta Gdańska wszyscy uważnie patrzyli na ręce dziennikarzom telewizji publicznej. Oni z kolei bardzo się pilnowali, ale oczywiście dopuścili się kilku karygodnych manipulacji. Prze­de wszystkim był ten skandaliczny ma­teriał o mowie nienawiści, ale również relacja z pogrzebu, w której przy słowach ojca Ludwika Wiśniewskiego o tym, że krajem nie może rządzić człowiek przepełniony nienawiścią, pokazano Donalda Tuska - mówi autorka popu­larnego na Facebooku fanpage’a „Tym­czasem w Wiadomościach”. Od początku „dobrej zmiany” ogląda flagowy program informacyjny TVP i robi zdjęcia najbar­dziej absurdalnych podpisów pod emito­wanymi w nim materiałami.
   - Poetyka tych tzw. pasków jest kurio­zalna. Na przykład: „Komu przeszkadza silna polska gospodarka?”, „Komu prze­szkadza patriotyzm Polaków?”. Jest jakiś wróg, któremu przeszkadza coś, co jest dobre dla Polski. A ta Polska to rząd PiS, zaś Polacy to wyborcy tej partii - mówi autorka fanpage’a.
   Zauważyła, że hasła na paskach często się powtarzają, i to słowo w słowo, zmie­niają się tylko ofiary prowadzonych przez ekipę „Wiadomości” nagonek. Byli nimi: Bartosz Kramek, szef Fundacji Otwarty Dialog, która organizowała marsz w obro­nie sądów, jego żona, Donald Tusk, finan­sista i filantrop George Soros, posłowie Michał Szczerba, Stanisław Gawłowski i Krzysztof Brejza. I oczywiście prezy­dent Gdańska.
   - Ta nagonka trwała wyjątkowo długo i była niezwykle zajadła. Ja, osoba, któ­ra nie zna Gdańska ani tamtejszej poli­tyki, przy całej dozie krytycyzmu, z jaką oglądam te materiały, zostałam jednak po nich z wrażeniem, że Paweł Adamo­wicz ma coś poważnego na sumieniu. Bo przecież takie zarzuty nie biorą się zni­kąd, prezydent Gdańska ma mnóstwo spraw w prokuraturze, coś w tym musi być. Uparcie powtarzana sugestia, podob­nie jak uparcie powtarzane kłamstwo czy oszczerstwo, wchodzi do głowy, nawet je­śli nam się wydaje, że potrafimy krytycz­nie oglądać media - dodaje.

PO PROSTU PASTWIENIE SIĘ
- Padało hasło będzie nagonka na tego człowieka. I wtedy od rana asysten­ci przeszukiwali telewizyjne archiwum, zbierali wszystko, co może w niego ude­rzyć. A potem wylewaliśmy na niego pomyje. Pamiętam, że prezydentowi Adamowiczowi wyciągano jego oświadczenie majątkowe, a także wiązano go ze spra­wą Amber Gold. Dziennikarze z Gdań­ska biegali za nim z kamerami, mieli go dopaść i zadać mu pytanie. Robiło się wydania specjalne, zapraszało gości do programów publicystycznych, by godzi­nami rozmawiali o jego podejrzanych in­teresach. To było po prostu pastwienie się - wspomina Piotr Owczarski, były wieloletni pracownik TVP.
   Po tym jak w 2017 roku został zwolniony z TVP Info, rozpoczął walkę z te­lewizją. Listy, w których opisywał, co się tam dzieje, wysłał wszędzie: do Kancela­rii Prezydenta, ówczesnej premier Beaty Szydło, do prezesa PiS Jarosława Kaczyń­skiego, do ministra kultury Piotra Gliń­skiego, do Rady Mediów Narodowych, Rzecznika Praw Obywatelskich, do szefa PO Grzegorza Schetyny oraz do Minister­stwa Rodźmy, Pracy i Polityki Społecznej. Tylko ten ostatni resort zareagował, wzy­wając TVP do wyjaśnień, ale nic z tego nie wynikło, więc Owczarski napisał pismo do Parlamentu Europejskiego. Po wielu miesiącach dostał zaproszenie do Bruk­seli. We wtorek 22 stycznia wystąpił na forum PE.
   - Powiedziałem, że po raz pierwszy od 1989 roku telewizja nie jest publicz­na, tylko należy do jednej partii - Prawa i Sprawiedliwości. Kiedy szef tej partii przyjeżdża na wywiad, osobiście wita go prezes TVP, zresztą polityk PiS. Mówiłem też o tym, jak doświadczonych dziennika­rzy i wydawców zastępuje się dzieciakami z Telewizji Trwam i TV Republika, które nic nie umieją, za to gorliwie wypełniają polecenia przełożonych. Łatwo nimi ste­rować, by realizowali partyjny przekaz. Wszyscy żyją w strachu, że przestaną do­stawać dyżury, aż w końcu w ogóle nie pojawią się w grafiku. To będzie oznaczać, że nie będą zarabiać, bo w TVP etaty mają nieliczni dziennikarze - wspomina Piotr Owczarski.
   Twierdzi, że wszelkie decyzje o tym, jakie materiały powstaną, zapadają na górze: w gabinecie szefa „Wiadomości” Jarosława Olechowskiego, a nawet wyżej: u prezesa Kurskiego. Pamięta nawet sytu­ację, gdy w jego obecności Kurski dzwonił do kogoś i wydawał mu polecenia, co ma być w danym materiale i kiedy powinien zostać wyemitowany. - Często wydaw­cy dostawali telefon i dyktowali dzienni­karzowi, co ma pisać na tym słynnym już pasku - mówi Owczarski.
   - Zmień to, napisz tamto, uważaj. Cza­sem sam Olechowski dzwoni i każe zmie­nić. Jak tego nie zrobi, to on będzie miał telefon z góry. Dyżur paskowy to 9 tysięcy miesięcznie, więc dla kasy trzaska się w klawiaturę aż miło - potwierdza pracownik TVP Info. Dodaje, że w TVP zarob­ki wciąż są dużo wyższe niż u konkurencji.
- Zwykły dziennikarz zarabia nawet 15 ty­sięcy złotych, więc nikt się nie wychyla.
   Według niego tematów politycznych nigdy nie uzgadnia się na kolegiach, de­cyzje w tej sprawie zapadają w gabinecie Olechowskiego. - Są tam dwie, trzy oso­by i to one przekazują informacje dzien­nikarzom. Często jest też tak, że dzwonią z prywatnego telefonu na prywatny, żeby nie zostawiać śladów. Na kolegiach nie ma zgłaszania tematów śledczych czy po­litycznych. Powód? W newsroomie pra­cują ludzie, którzy niczego nie potrafią, nie mają żadnych kontaktów, niczego sami nie potrafią znaleźć. Czytają depesze PAP, nie są w stanie zadzwonić do żadne­go eksperta, bo go nie znają.

PROPAGANDA PRZEZ CAŁĄ DOBĘ
- Dla mnie najbardziej wstrząsa­jące było pastwienie się nad Jackiem Majchrowskim w Krakowie. Przed dru­gą turą wyborów samorządowych pre­zydent Majchrowski miał debatę z panią Wassermann, usiłował jej zadać pyta­nie i przez 30 sekund przewracał kartki, chcąc coś przeczytać, zwlekał. To oczy­wiście było nudne, ale potem w „Wiadomościach” zrobiono z tego materiały wręcz wyśmiewające prezydenta. Po­kazali licznik odliczający te sekundy zwłoki - mówi Andrzej Krajewski, były korespondent zagraniczny TVP.
   W czasie niedawnych wyborów sa­morządowych razem z innymi człon­kami Towarzystwa Dziennikarskiego przez miesiąc monitorował „Wiadomo­ści”. Efekt? Raport, z którego wynika, że telewizja publiczna oddała obozowa rządzącemu znacznie więcej czasu an­tenowego niż opozycji, przekonywała, że głos oddany na opozycję będzie głosem straconym, a samorządy, które chcą do­stać pieniądze z budżetu, powinny do­brze żyć z rządem. - To jest wciąż źródło informacji dla ponad 2 mln ludzi. A je­śli policzyć jeszcze widzów „Panoramy” i „Teleexpressu”, to do niedawna było 5,5 mln ludzi. A więc niezależnie od tego, jaką odrazę budzi w nas TVP, odwracanie się od tego, co pokazuje, nie jest żadnym rozwiązaniem. Bo to jest kłamstwo za nasze pieniądze, Kurski co roku dostaje ostatnio z budżetu blisko miliard złotych na TVP. A poza tym prezes TVP cynicz­nie, bezczelnie i konsekwentnie łamie prawo, bo artykuł 21 ustawy o radiofonii i telewizji mówi dokładnie, jakie mają być media publiczne. A ich najważniej­sze cechy to: pluralizm, bezstronność, wyważenie i niezależność. Kurski to od­rzuca. „Wiadomości” uprawiają prorządową propagandę, a na dodatek robią to niefachowo i obrzydliwie - tłumaczy An­drzej Krajewski.
   - Czy pamiętam jakieś szczególnie bulwersujące wydanie tego progra­mu? - zastanawia się chwilę autorka fanpage’a „Tymczasem w Wiadomoś­ciach”. A potem odpowiada, że właści­wie każde obraża rozum. - Każde jest jednostronne i przedstawia wyłącz­nie sukcesy rządu oraz grzechy opozy­cji. Poza tym „Wiadomości” to jedno, ale jest przecież jeszcze redakcja publicy­styki, czyli całe TVP Info, gdzie tezy wy­pisane na paskach powtarzane są jako tematy dyskusji publicystów. Więc to nie tak, że seans propagandowy w TVP nadawany jest tylko o 19.30. On trwa przez całą dobę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz