niedziela, 13 stycznia 2019

Na łańcuszku



Wraz z nominacją      radykalna prawica weszła do rządu. A wraz z nią jej jawna ksenofobia i prorosyjskie sympatie.

Grzegorz Rzeczkowski

Gdy media obiegła wiadomość o nominacji byłego szefa Młodzieży Wszechpolskiej i działacza ONR na wice­ministra cyfryzacji, hitem Facebooka stał się fragment raportu węgierskiego instytutu badawczego Po­litical Capital.
   Opublikowany przed dwoma laty do­kument w całości dotyczy kremlowskiej strategii wywierania wpływu na kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Pokazu­je, jak rosyjskie służby starają się mieszać w polskiej polityce. Najbardziej elektryzu­jącym fragmentem okazała się tabela z na­zwiskami mniej i bardziej znanych polity­ków, którzy świadomie lub nie wspierają rosyjskie wysiłki. Właśnie wśród tych dru­gich znalazł się Adam Andruszkiewicz, czyli polityk, który za wzór stawia sobie premiera Węgier Viktora Orbana, najbar­dziej prorosyjskiego szefa rządu w UE, a za jeden z najważniejszych politycznych celów uważa współpracę z Białorusią.
   28-latek urodzony na Podlasiu z dyplo­mem uniwersytetu w Białymstoku (skoń­czył stosunki międzynarodowe), były szef skrajnie prawicowej i nacjonalistycznej Młodzieży Wszechpolskiej, były działacz Ruchu Narodowego, poseł debiutant, który wszedł do Sejmu z listy Kukiz’15. Tak w skrócie można przedstawić poli­tyczne CV nowego wiceministra. Trudno uznać kompetencje Andruszkiewicza jako przystające do zagadnień związanych z cyfryzacją. Do końca nie wiadomo, czym ma się zajmować, oficjalna formułka mówi o „koordynacji współpracy ministerstwa z parlamentem”. Ale to w sumie nieważne. Andruszkiewicz ma do wykonania o wiele ważniejszą polityczną rolę - przyciągnąć do PiS nacjonalistycznie nastawionych wy­borców, głównie sympatyzujących z Kukizem, ale też osłabić radykałów w rodzaju ojca Rydzyka czy narodowców.

Łukaszenka rządzi
Szerzej znany stał się dzięki regular­nym występom w TVPInfo oraz pobraniu z kasy Sejmu 68 tys. zł (40 tys. zł w 2016, 28 tys. zł w 2017 r.) ryczałtu za paliwo, mimo że sam nie ma prawa jazdy (wozić miał go kierowca). Jest bodaj pierwszym wiceministrem w historii III RP, którego nominacja wywołała tak silną reakcję. Głównie na jego ksenofobiczne wypo­wiedzi w rodzaju „nie chcemy żadnych kolorowych tutaj” czy „islamscy imi­granci są zagrożeniem dla naszego bez­pieczeństwa. Mordują ludzi na ulicach, gwałcą nasze kobiety”. Internauci zna­leźli nagranie z 2009 r., na którym krótko ostrzyżony Andruszkiewicz wykrzyki­wał pod Sejmem do osób LGBT: „Sodo­mici precz z ulicy”.
   Po ogłoszeniu nominacji protestowała opozycja oraz środowiska żydowskie przy­pominające przedwojenną antysemicką przeszłość MW. Złość - choć z innych po­wodów - wyrażali też jego byli już kole­dzy nacjonaliści, którzy podkreślając jego ostatnie parokrotne zmiany politycznych barw, zarzucili mu, że „sprzedał ideę na­rodową” w służbie prounijnego PiS, „zbu­dował karierę na wazelinie” i „robi za pisowskiego pieniacza”. Jedna z działaczek stwierdziła, że Andruszkiewicz nie wie nic o cyfryzacji, a co najwyżej o tym, „jak do­stać łajka”.
   Młodzież Wszechpolska odcięła się od swego niedawnego prezesa, stwier­dzając, że jego wybór był błędem i po­myłką (Andruszkiewicz przewodził tej reaktywowanej w 1989 r. przez Romana Giertycha formacji w latach 2015—16).
   Najmocniej jednak zabrzmiały za­rzuty o prorosyjskość. Na tyle mocno, że do szefa AB W z wnioskiem o infor­mację dotyczącą sprawdzenia Andrusz­kiewicza m.in. pod kątem szpiegostwa zwrócili się posłowie PO. Rzeczywiście, niektóre jego wypowiedzi brzmią jak żywcem wyjęte z propagandy Kremla, która dąży m.in. do rozbicia solidarno­ści członków NATO i UE oraz osłabienia roli USA. Takie zdania jak to, że USA „nie będą nas bronić w razie konfliktu” albo „jeżeli przyjmiemy kiedyś całkowitą kuratelę obcego mocarstwa, miejmy tę świadomość, że będziemy bezradni”, wygłaszał jeszcze w 2015 r. (na manife­stacji, stojąc pod flagami ONR). Dziś już tak nie mówi, a obecność wojsk amery­kańskich na terenie Polski raczej chwa­li. Choć bez entuzjazmu.
   Nie wycofuje się za to ze swojego popar­cia dla białoruskiego dyktatora Aleksan­dra Łukaszenki. „Uważam, że powinni­śmy się zbliżać kulturowo i cywilizacyjnie z Białorusią (...). Musimy patrzeć nie tylko na politykę z narzucenia Brukseli i Berli­na, która każe nam skłócać się z Biało­rusią, tylko prowadzić własne interesy” to mówił już jako poseł Kukiz’ 15. Słowa przekuwa w czyn, działając w polsko-białoruskiej grupie parlamentarnej i jeżdżąc na Białoruś jako reprezentant polskiego Sejmu, czym łamie nieformalny bojkot wyłonionego w kontrolowanych wybo­rach parlamentu w Mińsku.

Radykałowie, łączcie się!
We wspomnianym raporcie Political Ca­pital nowy wiceminister rządu PiS znalazł się w towarzystwie wielu kolegów z rady­kalnej prawicy. Wśród tych, których auto­rzy opracowania wskazali jako pośrednio znajdujących się pod wpływem Kremla, znaleźli się m.in. jeden z poprzedników Andruszkiewicza na stanowisku szefa MW Robert Winnicki, dziś poseł i prezes Ru­chu Narodowego, z którym wszechpolacy są związani. Obu parlamentarzystów łączy nie tylko działalność w MW, ale również w RN, z którego Andruszkiewicz wystąpił w 2016 r., by rok później dołączyć do koła Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego. Identyczną decyzję podjął w tym samym czasie Sylwester Chruszcz, kolejny dawny wszechpolak, który według analityków Political Capital jest bezpośrednio zaanga­żowany we wspieranie działań rosyjskich władz na terenie Polski. Poseł nie bez po­wodu trafił pod skrzydła Morawieckiego - jako nastolatek działał w Solidarności Walczącej. Andruszkiewicza z Chruszczem łączy jeszcze działalność w stowarzysze­niu Endecja, którego nowy wiceminister do niedawna był przewodniczącym. Jego następcą został właśnie Chruszcz.
   Warto przyjrzeć się tej postaci. Wśród tych, którzy mają bezpośrednio działać na rzecz Rosji, znalazł się dobry znajo­my Chruszcza Mateusz Piskorski, który od wiosny 2016 r. przebywa w areszcie oskarżony o szpiegostwo. Chruszcz z Pi­skorskim znają się od wielu lat, jeszcze z czasów młodości, gdy w rodzinnym Szczecinie działali w środowiskach na­cjonalistycznych, razem też w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych jeździli do Rosji, by np. wziąć udział w anty- natowskiej konferencji. Ich ostatnią wspólną inicjatywą było założone 10 lat temu stowarzyszenie Zmiana. W 2015 r. Piskorski - już bez Chruszcza - pod tą samą nazwą utworzył prokremlowską partię, która jednak „partią” jest tylko z nazwy (formalnie nie została za­rejestrowana). Rok później został zatrzy­many przez ABW i trafił do aresztu. Kilka miesięcy temu prokuratura oskarżyła go m.in. o szpiegostwo na rzecz Rosji.

Prorosyjskie tabu
Międzynarodowy zespół ekspertów przygotowujących raport dla Political Capital zapomniał o innej ważnej posta­ci - pośle z klubu Wolni i Solidarni Kor­nelu Morawieckim, który miał polecić Andruszkiewicza do rządu. Morawiecki głośno wypowiada swoje proputinowskie poglądy, nawołując do budowania „wiel­kiej Europy z Rosją” i zbliżenia z Moskwą, co „wzmocni nas na arenie międzynaro­dowej Stwierdził również, że syn premier bez względu na agresję Rosji wobec Ukra­iny powinien zaprosić Putina do Polski.
   Polskie społeczeństwo jest jednym z najbardziej antyrosyjskich nie tylko w UE, ale i na święcie, a co za tym idzie - odpornym na rosyjską propagandę po­dawaną wprost. Wiele skrajnych ugru­powań, określanych jako prorosyjskie, takich jak Młodzież Wszechpolska, ONR, a przede wszystkim Obóz Wielkiej Pol­ski (OWP), jest przyjaźnie nastawionych do Kremla, ale wszystkie zaprzeczają tym sympatiom albo ich nie manifestu­ją. Co innego działacze. Tacy jak choćby Dawid Berezicki, jeden z liderów OWP, który w 2014 r. organizował antyukraińskie manifestacje.
   Pieniądze na to pochodziły od dwóch osób, które do pewnego momentu były głównymi odpowiedzialnymi za budo­wanie sieci rosyjskich wpływów w Pol­sce. Jedną z nich był oligarcha Konstan­tin Małofiejew, który zakłada i finansuje różne inicjatywy o zabarwieniu narodo­wo-religijnym, mające umacniać „ducha Rosji”. Także dywersyjne. Małofiejew opłacał rosyjskich najemników w Don­basie, on również miał maczać palce w niedawnej próbie prorosyjskiego pu­czu w Czarnogórze. Dzięki ukraińskim aktywistom z grupy oporu InfoNapalm, którym udało się przechwycić kore­spondencję ludzi finansowanych przez Małofiejewa, wiemy o ich działalności w Polsce i prawdopodobnych kontaktach z nimi Andruszkiewicza.
   Człowiekiem Małofiejewa, który po­średniczył w kontaktach z polskimi rady­kałami i przelewał im pieniądze, był Bia­łorusin Aleksandr Usowski, który dostał na to co najmniej 100 tys. euro. Za jego pośrednictwem rosyjskie wsparcie, w tym na organizację antyukraińskich wystąpień w kilku miastach Polski, miały otrzymać m.in. Zmiana oraz OWP. Ale Białorusin chwalił się też kontaktami z politykami Kukiz’15. Jak wynika z przechwyconej kore­spondencji między Usowskim a Berezickim - którą szeroko omawia Marcin Rey i jego profil „Rosyjska V Kolumna w Polsce” - ten ostatni latem 2016 r. kontaktował się z jed­nym z posłów Kukiza w sprawie stworzenia za zgodą Rosjan możliwości handlu polski­mi produktami w Rosji pomimo sankcji. Niewykluczone, że tym posłem mógł być właśnie Andruszkiewicz. Poszlaka jest dość mocna-w tej samej konwersacji Berezicki wysłał Usowskiemu link z sejmowym wy­stąpieniem posła Andruszkiewicza z tego samego dnia. Ubolewał on nad kondycją polskich firm dotkniętych antyrosyjski­mi sankcjami.
   Z negocjacji Berezicki-Usowski nic w tej sprawie nie wyszło, bo Białorusin nie wy­raził nią zainteresowania. Niedługo potem stracił wpływy, gdy jego protektorzy zo­stali odsunięci od polskich spraw przez inną grupę, związaną ze znacznie bardziej wpływowym Władisławem Surkowem. To najważniejszy ideolog i strateg Putina. Waśnie z nim miał się kontaktować pod­czas swych pobytów w Moskwie Mateusz Piskorski. Z korespondencji Usowskiego wynika, że Surkow wspierał również Janu­sza Korwin-Mikkego.
   W jednym z wpisów na profilu „V Ro­syjska Kolumna” Marcin Rey zawarł konkluzję, która bardzo dobrze oddaje rosyjskie modus operandi względem Pol­ski i polskich sympatyków Kremla: „Rosja to nie monolit - różni są możnowładcy na Kremlu i wokół Kremla, a konflikty między nimi przekładają się na spory i rywalizację między ich podwykonawcami w Polsce [...]. Niektórzy są bezpośrednio osadzeni w strukturach władzy - jak naczelny kremlowski »polit-technolog« Wladislaw Surkow - a inni też są pod­wykonawcami, jak oligarcha Konstantin Małofiejew, który w ten sposób kupuje sobie spokój dla swoich biznesów. Pod nimi - od Moskwy aż po różne kraje - rozciągają się łańcuszki podwykonawców. Na końcach tych łańcuchów dyndają lu­dzie, którym się wydaje, że działają z wła­snego przekonania”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz