wtorek, 15 stycznia 2019

Gra o miliard



Postulat, by państwo przestało finansować naukę religii w szkole, słychać coraz głośniej. To początek politycznej wojny z Kościołem czy tylko przedwyborcze obiecanki?

Aleksandra Pawlicka

Ksiądz na każdej akade­mii, krzyż w każdej kla­sie, obowiązkowe msze na początek i koniec roku szkolnego, rekolekcje za­miast lekcji także dla uczniów niewie­rzących, wykluczenie części uczniów. Lista grzechów związanych z lekcja­mi religii w szkole jest długa. Barbara Nowacka, szefowa Inicjatywy Polskiej, ogłosiła w Święto Trzech Króli krucjatę przeciwko finansowaniu religii z budże­tu. Nie jest pierwsza, ale jej propozycja spotkała się z wyjątkowo silnym odze­wem.
   - Religia zawsze była w szkole, z wy­jątkiem około 40 lat czasów komuni­stycznych. Wyrzucanie jej ze szkoły jest wracaniem do tych czasów - zareagował nerwowo rzecznik episkopatu Paweł Rytel-Andrianik.
   - Inicjatywa Nowackiej budzi sym­patię wielu ludzi w PO i nie tylko w PO. Jestem zwolennikiem bardzo poważ­nej redefinicji relacji państwo - Kościół. Uważam, że jest to próba ucywilizowa­nia tych relacji - zadeklarował Grzegorz Schetyna, szef największej partii opozy­cyjnej.

TRZY POSTULATY
- Jeżdżę od paru lat po kraju i sły­szę, że trzeba coś zrobić w sprawie relacji państwo - Kościół, a zwłaszcza w sprawie religii w szkole. Pracowaliśmy nad projektem kilka miesięcy. Począ­tek roku to dobry moment na rozpoczę­cie debaty w tej ważnej kwestii - mówi „Newsweekowi” Barbara Nowacka.
   Zniesienie finansowania z budżetu lekcji religii to w projekcie Nowackiej pierwszy krok. Kolejnym ma być likwi­dacja Funduszu Kościelnego i zastą­pienie licznych komisji ds. współpracy państwo - Kościół jedną. Religia w szko­le jest jednak kluczowa, bo pochłania najwięcej publicznych pieniędzy - 1,36 mld zł z puli 1,8 mld zł, która rocznie pły­nie z budżetu do biskupów.
   Prowadzenie katechezy od przedszko­la do matury wymaga zatrudnienia prze­szło 31 tys. katechetów (dane za 2017 rok). Lekcje religii odbywają się dwa razy w tygodniu, co oznacza, że w obo­wiązkowym cyklu nauczania jest ich co najmniej 800 - więcej niż lekcji historii, biologii czy geografii.
   Nowacka oprócz zmiany zasad finan­sowania postuluje także egzekwowanie przepisu o umieszczaniu katechezy na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyj­nej, co dziś jest teorią daleką od praktyki. Według ubiegłorocznego raportu Funda­cji Wolność od Religii aż w 66 proc. szkół lekcje religii są wciskane pomiędzy za­jęcia obowiązkowe, co skutkuje tym, że uczniowie niechodzący na religię mają „okienka” i spędzają ten czas w świet­licy, na korytarzu lub w szatni. Takie­go układania planów lekcji domagają się od dyrektorów szkół katecheci. Dosko­nale wiedzą, że na religię wcześnie rano albo na końcu zajęć będzie chodzić mniej uczniów. W Łodzi, gdzie ten przepis obo­wiązuje w większości szkół, z religii zre­zygnowało 55 proc. uczniów, a rzecznik archidiecezji łódzkiej ks. Paweł Kłys przyznał, że „problem leży w umiejsco­wieniu religii w planie lekcyjnym”.
   Trzeci postulat Nowackiej dotyczy umieszczania oceny z religii na świa­dectwie, a tym samym wliczania jej do średniej, co zostało wprowadzone w końcówce rządów PiS decyzją mini­stra edukacji Romana Giertycha. War­to zresztą przypomnieć, że negocjacjom w tej sprawie przewodził ze strony rządu wicepremier Ludwik Dorn, każde obra­dy otwierała wspólna modlitwa, a repre­zentujący Kościół kard. Kazimierz Nycz domagał się nie tylko włączenia oceny z religii do średniej, ale także uczynienia jej przedmiotem obowiązkowym (alter­natywnie z etyką).

UTRATA DZIEWICTWA
Historia kościelnych nacisków w sprawie lekcji religii w III RP jest tak długa jak historia polskiej transfor­macji. Religia wróciła do szkół za rządu Tadeusza Mazowieckiego, wprowadzo­na rozporządzeniem ministra edukacji pisanym pod dyktando biskupów. Mini­strem był wówczas prof. Henryk Samso­nowicz, ale odpowiedzialność za decyzję wziął na siebie Jacek Kuroń, To on ne­gocjował z biskupami, którzy grozili, że wyprowadzą ludzi na ulice, jeśli religia nie wróci do szkół. „Zastanawiałem się potem, czy słusznie zrobiłem, ulega­jąc naciskom. Przed wojną religijną nas to nie uchroniło, a straciliśmy dziewi­ctwo władzy praworządnej” - pisał Ku­roń w książce „Siedmiolatka, czyli kto ukradł Polskę?”.
   Decyzja o wprowadzeniu lekcji religii z sierpnia 1990 roku wywołała protesty wielu rodziców. W zrobionych wtedy son­dażach opinii publicznej tylko 14 proc. badanych uznało, że religia powinna być przedmiotem szkolnym. Choć wczasach PRL TNS OBOP odnotowywał 30-proc. poparcie dla nauki religii w szkole, a wte­dy była ona uczona w kościołach. Jednak już jesienią 1990 r., po rozpoczęciu roku szkolnego, szeregi przeciwników naucza­nia religii w szkole stopniały - z 59 proc. do 20 proc. Zwyciężył konformizm rodzi­ców, na co liczyli i wciąż liczą biskupi.

RELIGIA DLA RODZICÓW
We wrześniu 2018 roku „Gazeta Wy­borcza” opublikowała badania, we­dług których 49 proc. Polaków chce pozostawienia religii w szkole (39 proc. jest przeciw). Gdy jednak ten wynik roz­bije się na grupy wiekowe, okazuje się, że zwolennicy stanowią większość wśród rodziców, a w grupie 15-24 lata wypro­wadzenia religii ze szkół chce 57 proc.
   Podobna jest sytuacja, gdy pada pyta­nie: kto powinien finansować lekcje reli­gii? Zadała je w czerwcu ubiegłego roku sondażownia IPSOS na zlecenie portalu oko.press. Okazało się, że 44 proc. bada­nych popiera obecne rozwiązanie, a tyl­ko 35 proc. uważa, że za religię w szkole powinien płacić Kościół. Tyle że zwolen­nicy przeważają wśród osób starszych, a w najmłodszej grupie badanych wię­cej jest przeciwników finansowania na­uki religii przez państwo.
   Biskupi doskonale zdają sobie z tego sprawę. Rzecznik episkopatu Paweł Rytel-Andrianik, komentując inicjatywę Nowackiej, przyznał: - Kościół tylko po­maga rodzicom. To rodzice chcą lekcji religii i rodzice mają prawo do zapew­nienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoi­mi przekonaniami.
   W najbliższych dniach do Sejmu trafi bliźniaczy do propozycji Nowackiej pro­jekt przygotowany przez Nowoczesną, ale zakładający dodatkowo obniżenie wieku, w którym uczeń sam będzie mógł decydować o uczestnictwie w lekcjach religii. - Dziś to 18 lat, my proponujemy 15, czyli moment, gdy uczeń kończy pod­stawówkę - mówi szefowa partii Kata­rzyna Lubnauer.
   Według danych Instytutu Statysty­ki Kościoła Katolickiego w szkołach ponadpodstawowych spada liczba ucz­niów uczestniczących w lekcjach religii. W 2015 roku chodziło na nie 87,6 proc. uczniów, dwa lata później - już tylko 76,3 procent.
   Za tym, by skończyć z finansowaniem religii z publicznych pieniędzy, jest tak­że Robert Biedroń. To obok zniesienia Funduszu Kościelnego i opodatkowania tacy jeden z głównych punktów jego pro­gramu „Świeckie państwo” ogłoszone­go jesienią ubiegłego roku. Rywalizacja wśród tych, którzy chcą pozbawić Koś­ciół 1,36 mld zł, jest więc spora. Pozosta­je pytanie, kto okaże się skuteczny.

ZAMRAŻARKA i ODWILŻ
Budżet nie zawsze finansował na­uczanie religii. Gdy rząd Mazo­wieckiego wyraził zgodę na wejście katechetów do szkół, Kościół zrezygno­wał z pobierania wynagrodzenia. Jed­nak kiedy Polska rozpoczęła negocjacje w sprawie konkordatu, podpisanego w 1993 roku, kwestia płac powróciła. Dziś episkopat, broniąc finansowania religii z budżetu, powołuje się na konsty­tucję, konkordat i prawo pracy. I daje do zrozumienia, że tej sprawy nie zamierza odpuścić.
   Konkordat zagwarantował Kościo­łowi także całkowitą kontrolę nad tym, kto i jak naucza katechezy. Ani Mini­sterstwo Edukacji, ani kuratoria nie mają wpływa i na program naucza­nia, podręczniki i kadrę katechetycz­ną przysyłaną przez kurię do szkoły. To argument koronny Nowackiej, Lub­nauer i Biedronia, którzy zgodnie pytają: dlaczego mamy płacić z pub­licznych pieniędzy za coś, nad czym instytucje państwa nie mają żadnej kontroli? Wcześniej to samo pytanie zadawał Leszek Jażdżewski, szef czaso­pisma „Liberte!”, który w 2015 roku stał się twarzą inicjatywy Świecka Szkoła. Wtedy obywatelski projekt ustawy, pod którym podpisało się 150 tys. osób, trafił do Sejmu, ale utknął w sejmowej zamra­żarce. Współtwórczynią tamtej inicja­tywy była Lubnauer, a podpisali się pod nią i Nowacka, i Biedroń.
   - Dlaczego nie sięgną po gotowy pro­jekt leżący w Sejmie? Cieszę się, że po­dejmują temat, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w zgłaszanych dziś inicja­tywach chodzi o wyborczy PR i kilka dni istnienia w mediach - mówi Jażdżewski.
   Barbara Nowacka ripostuje: - Nie mam wpływu na to, co utknęło w sejmo­wej zamrażarce. Jeśli nie potrafią o tę ustawę zawalczyć jej twórcy, posłowie, to znaczy, że potrzeba nowego projektu, który zmobilizuje Polaków do dyskusji.
   - Próbowałam odblokować projekt Świecka Szkoła - zapewnia „Newsweek” Lubnauer. - Ale to wymaga zgody pre­zydium Sejmu, a tam tylko Nowoczesna jest tym zainteresowana. Dlatego przy­gotowaliśmy nowy projekt, nad którym prace będą pretekstem do sięgnięcia tak­że po ten z zamrażarki.
   Pierwszym, który szedł do wyborów z hasłem wyprowadzenia religii ze szko­ły, był Janusz Palikot. Współpracowali z nim Biedroń i Nowacka. Tyle że Pali­kot działał w czasach, gdy nastroje antyklerykalne nie były powszechne. - Dziś mamy antyklerykalną odwilż i można stawiać o wiele odważniejsze postulaty - uważa Jażdżewski.
   Polakom nie podoba się zaangażowa­nie Kościoła w politykę - 55 proc. ba­danych krytykuje opiniowanie ustaw parlamentarnych przez biskupów, a 84 proc. nie akceptuje zaangażowania Koś­cioła w wyborach (CBOS 2015). Zdecy­dowana większość - 73 proc. - domaga się jawności w walce z kościelną pedofi­lią (IBRIS 2018). Także film „Kler”, któ­ry bił rekordy oglądalności, przygotował grunt pod debatę o roli i miejscu Kościo­ła w życiu publicznym. Moment na pod­jęcie tematu religii w szkole wydaje się więc sprzyjający jak nigdy w III RP. Py­tanie tylko, czynie skończy się na wybor­czych obietnicach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz