Postulat, by państwo
przestało finansować naukę religii w szkole, słychać coraz głośniej. To
początek politycznej wojny z Kościołem czy tylko przedwyborcze obiecanki?
Aleksandra Pawlicka
Ksiądz na każdej
akademii, krzyż w każdej klasie, obowiązkowe msze na początek i koniec roku
szkolnego, rekolekcje zamiast lekcji także dla uczniów niewierzących,
wykluczenie części uczniów. Lista grzechów związanych z lekcjami religii w
szkole jest długa. Barbara Nowacka, szefowa Inicjatywy Polskiej, ogłosiła w
Święto Trzech Króli krucjatę przeciwko finansowaniu religii z budżetu. Nie
jest pierwsza, ale jej propozycja spotkała się z wyjątkowo silnym odzewem.
- Religia zawsze była w szkole, z wyjątkiem około 40 lat czasów komunistycznych.
Wyrzucanie jej ze szkoły jest wracaniem do tych czasów - zareagował nerwowo
rzecznik episkopatu Paweł Rytel-Andrianik.
- Inicjatywa Nowackiej budzi sympatię wielu ludzi w PO i nie tylko w
PO. Jestem zwolennikiem bardzo poważnej redefinicji relacji państwo - Kościół.
Uważam, że jest to próba ucywilizowania tych relacji - zadeklarował Grzegorz
Schetyna, szef największej partii opozycyjnej.
TRZY POSTULATY
- Jeżdżę od paru lat po kraju i słyszę, że trzeba coś
zrobić w sprawie relacji
państwo - Kościół, a zwłaszcza w sprawie religii w szkole. Pracowaliśmy nad
projektem kilka miesięcy. Początek roku to dobry
moment na rozpoczęcie debaty w tej ważnej kwestii - mówi „Newsweekowi” Barbara
Nowacka.
Zniesienie finansowania z budżetu lekcji religii to w projekcie
Nowackiej pierwszy krok. Kolejnym ma być likwidacja Funduszu Kościelnego i
zastąpienie licznych komisji ds. współpracy państwo - Kościół jedną. Religia w
szkole jest jednak kluczowa, bo pochłania najwięcej publicznych pieniędzy -
1,36 mld zł z puli 1,8 mld zł, która rocznie płynie z budżetu do biskupów.
Prowadzenie katechezy od przedszkola do matury wymaga zatrudnienia przeszło
31 tys. katechetów (dane za 2017 rok). Lekcje religii odbywają się dwa razy w
tygodniu, co oznacza, że w obowiązkowym cyklu nauczania jest ich co najmniej
800 - więcej niż lekcji historii, biologii czy geografii.
Nowacka oprócz zmiany zasad finansowania postuluje także egzekwowanie
przepisu o umieszczaniu katechezy na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej,
co dziś jest teorią daleką od praktyki. Według ubiegłorocznego raportu Fundacji
Wolność od Religii aż w 66 proc. szkół lekcje religii są wciskane pomiędzy zajęcia
obowiązkowe, co skutkuje tym, że uczniowie niechodzący na religię mają
„okienka” i spędzają ten czas w świetlicy, na korytarzu lub w szatni. Takiego
układania planów lekcji domagają się od dyrektorów szkół katecheci. Doskonale
wiedzą, że na religię wcześnie rano albo na końcu zajęć będzie chodzić mniej
uczniów. W Łodzi, gdzie ten przepis obowiązuje w większości szkół, z religii
zrezygnowało 55 proc. uczniów, a rzecznik archidiecezji łódzkiej ks. Paweł
Kłys przyznał, że „problem leży w umiejscowieniu religii w planie lekcyjnym”.
Trzeci postulat Nowackiej dotyczy umieszczania oceny z religii na świadectwie,
a tym samym wliczania jej do średniej, co zostało wprowadzone w końcówce rządów
PiS decyzją ministra edukacji Romana Giertycha. Warto zresztą przypomnieć, że
negocjacjom w tej sprawie przewodził ze strony rządu wicepremier Ludwik Dorn,
każde obrady otwierała wspólna modlitwa, a reprezentujący Kościół kard.
Kazimierz Nycz domagał się nie tylko włączenia oceny z religii do średniej, ale
także uczynienia jej przedmiotem obowiązkowym (alternatywnie z etyką).
UTRATA DZIEWICTWA
Historia kościelnych nacisków w sprawie lekcji religii
w III RP jest tak długa jak historia polskiej transformacji. Religia
wróciła do szkół za rządu Tadeusza Mazowieckiego, wprowadzona rozporządzeniem
ministra edukacji pisanym pod dyktando biskupów. Ministrem był wówczas prof. Henryk Samsonowicz, ale
odpowiedzialność za decyzję wziął na siebie Jacek Kuroń, To on negocjował z
biskupami, którzy grozili, że wyprowadzą ludzi na ulice, jeśli religia nie
wróci do szkół. „Zastanawiałem się potem, czy słusznie zrobiłem, ulegając
naciskom. Przed wojną religijną nas to nie uchroniło, a straciliśmy dziewictwo
władzy praworządnej” - pisał Kuroń w książce „Siedmiolatka, czyli kto ukradł
Polskę?”.
Decyzja o wprowadzeniu lekcji religii z sierpnia 1990 roku wywołała
protesty wielu rodziców. W zrobionych wtedy sondażach opinii publicznej tylko
14 proc. badanych uznało, że religia powinna być przedmiotem szkolnym. Choć
wczasach PRL TNS OBOP odnotowywał 30-proc. poparcie dla nauki religii w szkole,
a wtedy była ona uczona w kościołach. Jednak już jesienią 1990 r., po
rozpoczęciu roku szkolnego, szeregi przeciwników nauczania religii w szkole
stopniały - z 59 proc. do 20 proc. Zwyciężył konformizm rodziców, na co
liczyli i wciąż liczą biskupi.
RELIGIA DLA RODZICÓW
We wrześniu 2018 roku „Gazeta Wyborcza” opublikowała
badania, według których 49 proc. Polaków chce
pozostawienia religii w szkole (39 proc. jest przeciw). Gdy jednak ten wynik
rozbije się na grupy wiekowe, okazuje się, że zwolennicy stanowią większość
wśród rodziców, a w grupie 15-24 lata wyprowadzenia religii ze szkół chce 57
proc.
Podobna jest sytuacja, gdy pada pytanie: kto powinien finansować lekcje
religii? Zadała je w czerwcu ubiegłego roku sondażownia
IPSOS na zlecenie portalu oko.press. Okazało się, że 44 proc. badanych popiera
obecne rozwiązanie, a tylko 35 proc. uważa, że za religię w szkole powinien
płacić Kościół. Tyle że zwolennicy przeważają wśród osób starszych, a w
najmłodszej grupie badanych więcej jest przeciwników finansowania nauki religii
przez państwo.
Biskupi doskonale zdają sobie z tego sprawę. Rzecznik episkopatu Paweł
Rytel-Andrianik, komentując inicjatywę Nowackiej, przyznał: - Kościół tylko pomaga
rodzicom. To rodzice chcą lekcji religii i rodzice mają prawo do zapewnienia
dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi
przekonaniami.
W najbliższych dniach do Sejmu trafi bliźniaczy do propozycji Nowackiej
projekt przygotowany przez Nowoczesną, ale zakładający dodatkowo obniżenie
wieku, w którym uczeń sam będzie mógł decydować o uczestnictwie w lekcjach
religii. - Dziś to 18 lat, my proponujemy 15, czyli moment, gdy uczeń kończy
podstawówkę - mówi szefowa partii Katarzyna Lubnauer.
Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w szkołach
ponadpodstawowych spada liczba uczniów uczestniczących w lekcjach religii. W
2015 roku chodziło na nie 87,6 proc. uczniów, dwa lata później - już tylko 76,3
procent.
Za tym, by skończyć z finansowaniem religii z publicznych pieniędzy,
jest także Robert Biedroń. To obok zniesienia Funduszu Kościelnego i
opodatkowania tacy jeden z głównych punktów jego programu „Świeckie państwo”
ogłoszonego jesienią ubiegłego roku. Rywalizacja wśród tych, którzy chcą
pozbawić Kościół 1,36 mld zł, jest więc spora. Pozostaje pytanie, kto okaże
się skuteczny.
ZAMRAŻARKA i ODWILŻ
Budżet nie zawsze finansował nauczanie religii. Gdy rząd Mazowieckiego wyraził zgodę na wejście katechetów
do szkół, Kościół zrezygnował z pobierania wynagrodzenia. Jednak kiedy Polska
rozpoczęła negocjacje w sprawie konkordatu, podpisanego w 1993 roku, kwestia
płac powróciła. Dziś episkopat, broniąc finansowania religii z budżetu,
powołuje się na konstytucję, konkordat i prawo pracy. I daje do zrozumienia,
że tej sprawy nie zamierza odpuścić.
Konkordat zagwarantował Kościołowi także całkowitą kontrolę nad tym,
kto i jak naucza katechezy. Ani Ministerstwo Edukacji, ani kuratoria nie mają
wpływa i na program nauczania, podręczniki i kadrę katechetyczną przysyłaną
przez kurię do szkoły. To argument koronny Nowackiej, Lubnauer i Biedronia,
którzy zgodnie pytają: dlaczego mamy płacić z publicznych pieniędzy za coś,
nad czym instytucje państwa nie mają żadnej kontroli? Wcześniej to samo pytanie
zadawał Leszek Jażdżewski, szef czasopisma „Liberte!”, który w 2015 roku stał
się twarzą inicjatywy Świecka Szkoła. Wtedy obywatelski projekt ustawy, pod
którym podpisało się 150 tys. osób, trafił do Sejmu, ale utknął w sejmowej
zamrażarce. Współtwórczynią tamtej inicjatywy była Lubnauer, a podpisali się
pod nią i Nowacka, i Biedroń.
- Dlaczego nie sięgną po gotowy projekt leżący w Sejmie? Cieszę się, że
podejmują temat, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w zgłaszanych dziś inicjatywach
chodzi o wyborczy PR i kilka dni istnienia w mediach - mówi Jażdżewski.
Barbara Nowacka ripostuje: - Nie mam wpływu na to, co utknęło w sejmowej
zamrażarce. Jeśli nie potrafią o tę ustawę zawalczyć jej twórcy, posłowie, to
znaczy, że potrzeba nowego projektu, który zmobilizuje Polaków do dyskusji.
- Próbowałam odblokować projekt Świecka Szkoła - zapewnia „Newsweek”
Lubnauer. - Ale to wymaga zgody prezydium Sejmu, a tam tylko Nowoczesna jest
tym zainteresowana. Dlatego przygotowaliśmy nowy projekt, nad którym prace
będą pretekstem do sięgnięcia także po ten z zamrażarki.
Pierwszym, który szedł do wyborów z hasłem wyprowadzenia religii ze szkoły,
był Janusz Palikot. Współpracowali z nim Biedroń i Nowacka. Tyle że Palikot działał w czasach, gdy nastroje
antyklerykalne nie były powszechne. - Dziś mamy antyklerykalną odwilż i można
stawiać o wiele odważniejsze postulaty - uważa
Jażdżewski.
Polakom nie podoba się zaangażowanie Kościoła w politykę - 55 proc. badanych
krytykuje opiniowanie ustaw parlamentarnych przez biskupów, a 84 proc. nie
akceptuje zaangażowania Kościoła w wyborach (CBOS 2015). Zdecydowana
większość - 73 proc. - domaga się jawności w walce z kościelną pedofilią
(IBRIS 2018). Także film „Kler”, który bił rekordy oglądalności, przygotował
grunt pod debatę o roli i miejscu Kościoła w życiu publicznym. Moment na podjęcie
tematu religii w szkole wydaje się więc sprzyjający jak nigdy w III RP. Pytanie tylko, czynie skończy
się na wyborczych obietnicach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz