W Sejmie są prawie
nierozłączni. On - introwertyczny intelektualista i miłośnik jazzu, trzyma za
twarz opozycję i czuwa nad głosowaniami. Ona - z tupetem i temperamentem
przekupki, oprócz opozycji dyscyplinuje też posłów PiS. Kaczyńskiemu to się
podoba
Renata Grochal
Tuż przed Wigilią
PiS wieczorem zwołuje prezydium Sejmu. Dziesięć minut przed posiedzeniem
opozycyjni wicemarszałkowie dostają projekt ustawy prądowej. PiS bardzo zależy
na uchwaleniu jej przed końcem roku, żeby od 1 stycznia prąd nie zdrożał. W
roku wyborczym partię rządzącą mogłoby to słono kosztować. Małgorzata
Kidawa-Błońska z PO protestuje, że w takim tempie nie można uchwalać prawa. Marszałek
Marek Kuchciński przytakuje, ale dodaje, że musi zapytać o zdanie klub
parlamentarny, który ma większość w Sejmie. Wtedy odzywa się wicemarszałek
Ryszard Terlecki, jednocześnie szef klubu PiS.
- Po co nam opozycja? - pyta Terlecki. Kuchciński proponuje, żeby dać
klubom więcej czasu na dyskusję. Terlecki ucina, że jak opozycja wygra wybory, to
będzie sobie dyskutować. Popiera go Beata Mazurek, która jest drugim
wicemarszałkiem z PiS. Opozycja jest bezradna.
PiS chce przepchnąć ustawę w jeden dzień. Terlecki skraca czas na
zadawanie pytań podczas debaty do 30 sekund. Jerzy Meysztowicz z Nowoczesnej
nazywa go „marszałkiem Sejmu niemego”. Zapowiada, że na znak protestu przeciwko
tłumieniu sejmowej debaty będzie milczał pół minuty.
- Panie pośle Meysztowicz, pajacować to może pan gdzie indziej, a nie w
Sejmie - słyszy od Terleckiego.
- To jest totalna buta i arogancja władzy, a wszystko okraszone
cynicznym uśmiechem - denerwuje się Meysztowicz w rozmowie z „Newsweekiem”.
Zapowiada, że poda Terleckiego do komisji etyki.
KRYZYS KUCHCIŃSKIEGO
- Terlecki jest
komisarzem politycznym. To on rządzi Sejmem, Kuchciński się nie
liczy - nie ma wątpliwości Marek Sawicki z
PSL.
- Marek strasznie przeżył kryzys z blokowaniem mównicy przez opozycję w
grudniu 2016 roku. Zamknął się w sobie. Odgrodził korytarz marszałkowski
kurtyną, jakby chciał się odciąć od świata. Terlecki jest dużo bardziej
odporny na stres, dlatego prezes postawił na niego - przyznaje bliski
współpracownik lidera PiS. Gdy Jarosław Kaczyński przychodzi do Sejmu, często
zamiast do gabinetu Kuchcińskiego idzie prosto do Terleckiego. To z nim ustala,
co będzie się działo w parlamencie.
Sawicki opowiada, że gdy Kuchciński chce pójść na rękę opozycji,
Terlecki od razu zgłasza weto. Tak było, gdy PSL domagało się skierowania do
trzeciego czytania projektu dotyczącego niezmieniania czasu letniego na zimowy.
Według ludowców nie chciał, żeby mieli oni sukces przed wyborami samorządowymi,
bo PiS walczy z PSL o głosy na wsi. Zdaniem Sawickiego to Terlecki stał za
próbą pozbawienia ludowców klubu w Sejmie. Wcześniej nie zgodził się dać im
wicemarszałka i po raz pierwszy po 1989 roku
jakiś klub w Sejmie nie ma przedstawiciela w prezydium. Żeby jeszcze bardziej
pognębić konkurencję, Terlecki przeciągnął do klubu Zjednoczonej Prawicy
jednego z posłów PSL. Ludowcom groziło, że stracą miejsca w Konwencie Seniorowi
prezydiach komisji. Uratowali klub, łącząc się z Unią Europejskich Demokratów,
WYJAZDY KONTROLOWANE
Przed grudniowym
wyjazdem na Tajwan szef grupy
polsko-tajwańskiej Stefan Niesiołowski idzie do
gabinetu Terleckiego, który zatwierdza wyjazdy posłów. Spotyka też Mazurek,
która jest tam częstym gościem. Mają gabinety obok siebie. Mazurek ogląda skład
delegacji i mówi, że mogą jechać wszyscy oprócz Michała Kamińskiego z Unii
Europejskich Demokratów. Terlecki skwapliwie kiwa głową.
- Beata ma ogromny wpływ na Terleckiego. Większość czasu spędzają razem
- mówi ważny polityk PiS.
Kamiński twierdzi, że to była zemsta, bo w PiS go nie cierpią, odkąd
odszedł z tej partii. Ale inni posłowie opozycji też mają pod górkę. Sławomir
Nitras z PO, który wiele razy atakował PiS podczas debat w Sejmie, od dwóch lat
nie dostał zgody na zagraniczny wyjazd. I to mimo że jest członkiem
Zgromadzenia Parlamentarnego Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.
Terlecki zgadza się na delegację wszystkich członków zgromadzenia z wyjątkiem
Nitrasa. Poseł PO oddał sprawę do sądu, powołując się na unijną dyrektywę o
zakazie dyskryminacji.
- To jest dyskryminacja ze względu na poglądy polityczne. Jeżeli
Terlecki pozwala sobie nazywać mnie na sali plenarnej debilem, uniemożliwia
mi wykonywanie obowiązków, to jest to publiczne poniżanie, czy nie? - irytuje
się Nitras.
TERLECKI STAWIA NA MAZUREK
Terlecki przekonał
Kaczyńskiego, żeby pozwolił
mu łączyć funkcję szefa klubu z funkcją wicemarszałka. W PiS mówią, że nie był
pewny, jak długo utrzyma się w fotelu szefa klubu, a nie chciał być szeregowym
posłem. I chciał mieć pensję wicemarszałka, który zarabiał 13 tys. zł brutto,
a poseł 9,8 tys. Gdy Sejm przegłosował ustawę o obniżce wynagrodzeń, media
wykryły, że pensje wicemarszałków pozostały na starym poziomie. Tabloid „Fakt” nazwał Terleckiego i
Mazurek „najszczęśliwszą parą w Sejmie”. Ale prezydent skorygował błąd i dziś
wicemarszałkowie dostają 10 tys. złotych brutto. Posłowie niecałe osiem
tysięcy.
Według ważnego polityka PiS Terlecki nakłonił też Kaczyńskiego, by
zrobił Mazurek rzeczniczką klubu i partii, a później wicemarszałkiem. Ludwik
Dorn, kiedyś marszałek z PiS, a dziś poza polityką, zwraca uwagę, że to
ewenement, by wicemarszałek Sejmu był rzecznikiem partii. Obowiązywała zasada,
że do prezydium kieruje się osoby z „niższym poziomem konfliktowości”. Pierwsza
złamała ją PO, robiąc wicemarszałkiem Stefana Niesiołowskiego.
- Ale PiS poszło o krok dalej, ponieważ bycie rzecznikiem oznacza wysoki
poziom konfliktu. Rzecznik musi reagować na bieżącą polityczną walkę -
podkreśla Dorn. I rzeczywiście, z opozycją Mazurek się nie patyczkuje. Nazywa
ją totalną, histeryczną, oskarża o nienawiść do PiS i donoszenie za granicę.
- Zachowuje się tak, jakby chciała osłonić Kaczyńskiego własną piersią
- opisuje jeden z opozycyjnych wicemarszałków. Gdy na prezydium omawiane są
sankcje dla posłów opozycji, którzy z byle powodu są karani finansowo (w
odróżnieniu od posłów PiS, dla których kary są incydentalne), Mazurek
peroruje, że opozycja jest chamska i musi się uspokoić.
Co ciekawe, w prywatnych relacjach potrafi być - co przyznają w prezydium
nawet posłowie opozycji - ciepła i kobieca. Lubi rozprawiać o pielęgnacji
roślin, która jest jej pasją. Gdy jednak schodzi na politykę, od razu jest
gotowa do ataku.
To samo dotyczy Terleckiego. Kilku rozmówców podkreśla, że gdy się
patrzy, jak podczas obrad łaje posłów opozycji, trudno uwierzyć, że na
prezydiach Sejmu z kurtuazją nalewa herbatę Barbarze Dolniak z Nowoczesnej.
PAPUŻKI NIEROZŁĄCZKI
W Sejmie są prawie
nierozłączni. On
- introwertyczny intelektualista i miłośnik jazzu, ona - ekstrawertyczka z
tupetem i temperamentem przekupki. Razem przechadzają się po korytarzach i
występują na konferencjach prasowych, bo Mazurek przy Terleckim czuje się
pewniej. Przeszło rok temu tygodnik „wSieci” napisał, że kierownictwo partii
dyskretnie zasugerowało im, żeby przestali się afiszować razem, bo ludzie śmieją
się z konferencji w tandemie, a kpiny nie robią dobrze partii. Gdy wtedy
zapytałam Mazurek o zakaz wystąpień z Terleckim, zaperzyła się. - Jak pani
wierzy w jakieś tabloidowe plotki, to pani sprawa. Ja się nie będę odnosić do
anonimowych wypowiedzi - zakończyła rozmowę. Po kilku tygodniach Mazurek i Terlecki znowu robili konferencje w tandemie. Teraz
na prośbę o spotkanie Mazurek nie zareagowała w ogóle. Terlecki podobnie.
Tabloidy nazywają ich papużkami nierozłączkami, publikują zdjęcia, jak
spacerują po mieście, spędzają czas w barze w sejmowym hotelu czy wychodzą
roześmiani ze sklepu z bielizną.
Mazurek jest bardzo oddana Terleckiemu. W PiS nie jest tajemnicą, że
wicemarszałek nie był zwolennikiem kandydatury Beaty Szydło na premiera. Nisko
oceniał jej kompetencje, wojował z nią o wpływy w Małopolsce. Mazurek, która
nie przebiera w słowach, potrafiła wygarnąć Szydło na partyjnych nasiadówkach,
że za bardzo gra na siebie i popełnia błędy. Terleckiemu, jako mężczyźnie, nie
wypadało tak bezpardonowo zaatakować kobiety. Tym bardziej w obecności prezesa,
który traktuje płeć przeciwną z kurtuazją.
Rzeczniczka postawiła sobie za punkt honoru, żeby kontrolować, którzy
posłowie chodzą do mediów. Muszą ustalać występy z biurem prasowym.
Mazurek potrafi dzwonić do
polityka i objechać go za to, że poszedł do radia czy telewizji bez zgody biura
prasowego. Panią rzecznik omija tylko Ryszard Czarnecki, ale jako europoseł i
członek władz PiS może sobie na to pozwolić.
Kaczyński początkowo nie był przekonany, że powiatowa posłanka z Lubelszczyzny
powinna być rzeczniczką partii. W Sejmie zasiada od 2005 roku, ale nie była
szerzej znana. W 2004 roku bez powodzenia kandydowała do Parlamentu Europejskiego,
a w 2002 roku - także bez sukcesu - do Rady Miasta Chełm. Ukończyła warszawskie
liceum sióstr zmartwychwstanek i socjologię na KUL. Pracowała w Miejskim
Ośrodku Pomocy Społecznej w Chełmie i wojewódzkim urzędzie pracy. Gdy w 2015
roku Elżbieta Witek, ówczesna rzeczniczka PiS, została rzeczniczką rządu,
Mazurek była kandydatką drugiego wyboru, ale Małgorzata Wassermann odrzuciła
posadę.
W otoczeniu Kaczyńskiego do dziś panuje przekonanie, że Mazurek jest
mało elokwentna i zdarzają jej się wpadki. Sędziów Sądu Najwyższego nazwała
„zespołem kolesi”. Samotnym matkom, które nie załapały się na 500+, radziła,
żeby „ustabilizowały swoją sytuację rodzinną i miały więcej dzieci”. Gdy chuligani
z Młodzieży Wszechpolskiej skopali działacza KOD w Radomiu, Mazurek potępiła
ich, ale powiedziała, że ich rozumie.
- Każda akcja wywołuje określoną reakcję. Dopóki żyjemy, to mamy
emocje. I te emocje dały swój upust w Radomiu. To sytuacja, która nie powinna
mieć miejsca, ale też ich rozumiem - dodała. Politycy opozycji zarzucili
Mazurek jawne sprzyjanie agresji wobec przeciwników rządu i przymykanie oka na
działalność nacjonalistycznych bojówek. Słowa rzeczniczki podchwyciła
Associated Press, jedna z największych agencji informacyjnych, a za nią inne
światowe media.
Dziennikarzowi Jarosławowi Kuźniarowi, który kpił na Twitterze z
Przemysława Wiplera, napisała: „Panu to jeszcze nikt łomotu nie spuścił za
takie wpisy? Szkoda, to byłoby bezcenne”. Później tłumaczyła, że to nie były
groźby, tylko pytanie.
W PiS panuje przekonanie, że Mazurek nie lubi dziennikarzy i od razu
zakłada, że mają złe intencje. Ale - jak mówi bliski doradca Kaczyńskiego - po
trzech latach prezes uznał, że się wyrobiła. Podoba mu się, że jest waleczna.
Twardy elektorat, który nie dzieli włosa na czworo, ją uwielbia.
TANDEM IDEALNY
Wielu rozmówców
uważa, że Terlecki i Mazurek są cynikami, którzy
postanowili wykorzystać swój moment. Kaczyński na nich postawił, bo nie mają
własnych ambicji politycznych i nigdy mu nie zagrożą.
Mandat posłanki i rzecznikowanie to dla Mazurek szczyt marzeń. A
Terlecki nie ustawia się do walki o sukcesję po Kaczyńskim. Nie chce nawet być
ministrem, bo musiałby od ósmej rano być w urzędzie i siedzieć tam do nocy.
Prezes nie zawsze jest zadowolony, jak zarządza klubem. Jeden z liderów
Zjednoczonej Prawicy przypomina niedawną wpadkę z wyborem Agnieszki Dudzińskiej
na rzeczniczkę praw dziecka. PO zarzuciła jej popieranie eutanazji chorych
dzieci, wymagających opieki do końca życia. Terlecki wyszedł na sejmową
mównicę, żeby jej bronić, ale nawet własnych posłów nie przekonał. Ponad 40 z
nich nie wzięło udziału w głosowaniu i Dudzińska została wybrana dopiero za
drugim podejściem.
Bardziej od spraw klubu parlamentarnego Terleckiego zajmuje to, co
dzieje się w Instytucie Pamięci Narodowej, w którym pracował za pierwszych
rządów PiS. Uchodzi w partii za rozgrywającego w IPN. Jego przyjaciel Jerzy
Szarek został prezesem Instytutu, a prof. Jan Draus, także bliski znajomy
wicemarszałka, wszedł do Kolegium IPN.
Jednak Kaczyński wybacza mu wpadki podczas głosowań, bo trzyma w ryzach
sejmową opozycję.
Znajomi Terleckiego z Krakowa zastanawiają się, jak to możliwe, że tak
bardzo się zradykalizował. Europoseł PO Bogusław Sonik, przyjaciel Terleckiego
od lat, uważa, że ma on w sobie potrzebę rewanżu.
- Pod rządami PO-PSL żył w przekonaniu, że oni byli cały czas
marginalizowani, atakowani. Poza tym on jest pewien, że realizuje to, co jest
najlepsze dla Polski, a jeżeli procedury w tym przeszkadzają, tym gorzej dla
procedur. Przeciwników politycznych traktuje jako wrażą siłę, która chce mącić
- uważa Sonik.
Jerzy Fedorowicz, senator PO i reżyser, który zna Terleckiego od
kilkudziesięciu lat, mówi, że jakby miał młodemu aktorowi powiedzieć, żeby
wcielił się w rolę totalnego cynika, dałby mu za wzór wicemarszałka Sejmu.
- Bo człowiek wykształcony i inteligentny, z takimi korzeniami, nie
może być tak radykalnie prawicowy - argumentuje Fedorowicz. Przypomina, że
Terlecki to jeden z pierwszych hipisów w Polsce, był związany z Korą.
Przesiadywał na krakowskich Plantach obwieszony kolorowymi koralikami i
wzbudzał sensację. W latach 70. organizował tajne spotkania krakowskiej
opozycji. Współpracował z KOR i Studenckim Komitetem Solidarności. Jest
profesorem nauk humanistycznych i historykiem. W latach 90. wydawał
konserwatywny dziennik „Czas Krakowski”. Posłem jest od 2007 roku. Do PiS
wstąpił rok później, na fali zapraszania do partii środowisk profesorskich.
Gdy kierował krakowskim oddziałem IPN, w archiwach Instytutu znalazł
dokumenty świadczące o tym, że jego ojciec, pisarz Olgierd Terlecki, był
tajnym współpracownikiem bezpieki. Zlustrował więc własnego ojca, opisując
wszystko w prasie, bo - jak twierdzi Sonik - zawsze był bezwzględnym
antykomunistą i zwolennikiem lustracji. To właśnie ów radykalny antykomunizm
sprawił, że Terlecki stał się dziś jedną z głównych twarzy pisowskiej rewolucji
i ostrego kursu wobec sądownictwa. Tak jak Kaczyński uważa, że sądy są „ostoją
postkomuny”, a protesty przeciwko łamaniu trójpodziału władzy są dowodem na
to, że układ się broni.
W PiS spekulowano, że Terlecki i Mazurek mają razem kandydować w
majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jednak bliski doradca prezesa
mówi, że zostaną w kraju. Ktoś musi pilnować tego, co dzieje się w Sejmie, a im
bliżej wyborów, będzie tam coraz goręcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz