poniedziałek, 14 stycznia 2019

Ich dwoje



W Sejmie są prawie nierozłączni. On - introwertyczny intelektualista i miłośnik jazzu, trzyma za twarz opozycję i czuwa nad głosowaniami. Ona - z tupetem i temperamentem przekupki, oprócz opozycji dyscyplinuje też posłów PiS. Kaczyńskiemu to się podoba

Renata Grochal

Tuż przed Wigilią PiS wieczorem zwołu­je prezydium Sejmu. Dziesięć minut przed posiedzeniem opozycyjni wicemarszałko­wie dostają projekt ustawy prądowej. PiS bardzo zależy na uchwaleniu jej przed koń­cem roku, żeby od 1 stycznia prąd nie zdro­żał. W roku wyborczym partię rządzącą mogłoby to słono kosztować. Małgorzata Kidawa-Błońska z PO protestuje, że w takim tempie nie można uchwalać prawa. Mar­szałek Marek Kuchciński przytakuje, ale dodaje, że musi zapy­tać o zdanie klub parlamentarny, który ma większość w Sejmie. Wtedy odzywa się wicemarszałek Ryszard Terlecki, jednocześ­nie szef klubu PiS.
   - Po co nam opozycja? - pyta Terlecki. Kuchciński proponuje, żeby dać klubom więcej czasu na dyskusję. Terlecki ucina, że jak opozycja wygra wybory, to będzie sobie dyskutować. Popiera go Beata Mazurek, która jest drugim wicemarszałkiem z PiS. Opo­zycja jest bezradna.
   PiS chce przepchnąć ustawę w jeden dzień. Terlecki skraca czas na zadawanie pytań podczas debaty do 30 sekund. Jerzy Meysztowicz z Nowoczesnej nazywa go „marszałkiem Sejmu niemego”. Zapowiada, że na znak protestu przeciwko tłumieniu sejmowej debaty będzie milczał pół minuty.
   - Panie pośle Meysztowicz, pajacować to może pan gdzie indziej, a nie w Sejmie - słyszy od Terleckiego.
   - To jest totalna buta i arogancja władzy, a wszystko okraszone cynicznym uśmiechem - denerwuje się Meysztowicz w rozmowie z „Newsweekiem”. Zapowiada, że poda Terle­ckiego do komisji etyki.

KRYZYS KUCHCIŃSKIEGO
- Terlecki jest komisarzem politycznym. To on rządzi Sejmem, Kuchciński się nie liczy - nie ma wątpliwości Marek Sawicki z PSL.
   - Marek strasznie przeżył kryzys z blokowa­niem mównicy przez opozycję w grudniu 2016 roku. Zamknął się w sobie. Odgrodził korytarz marszałkowski kurtyną, jakby chciał się odciąć od świata. Terlecki jest dużo bar­dziej odporny na stres, dlatego prezes postawił na niego - przy­znaje bliski współpracownik lidera PiS. Gdy Jarosław Kaczyński przychodzi do Sejmu, często zamiast do gabinetu Kuchcińskiego idzie prosto do Terleckiego. To z nim ustala, co będzie się dzia­ło w parlamencie.
   Sawicki opowiada, że gdy Kuchciński chce pójść na rękę opo­zycji, Terlecki od razu zgłasza weto. Tak było, gdy PSL domaga­ło się skierowania do trzeciego czytania projektu dotyczącego niezmieniania czasu letniego na zimowy. Według ludowców nie chciał, żeby mieli oni sukces przed wyborami samorządowymi, bo PiS walczy z PSL o głosy na wsi. Zdaniem Sawickiego to Terle­cki stał za próbą pozbawienia ludowców klubu w Sejmie. Wcześ­niej nie zgodził się dać im wicemarszałka i po raz pierwszy po 1989 roku jakiś klub w Sejmie nie ma przedstawiciela w prezy­dium. Żeby jeszcze bardziej pognębić konkurencję, Terlecki przeciągnął do klubu Zjednoczonej Prawicy jednego z posłów PSL. Ludowcom groziło, że stracą miejsca w Konwencie Senio­rowi prezydiach komisji. Uratowali klub, łącząc się z Unią Euro­pejskich Demokratów,

WYJAZDY KONTROLOWANE
Przed grudniowym wyjazdem na Tajwan szef grupy polsko-tajwańskiej Stefan Niesiołowski idzie do gabinetu Terleckiego, który zatwierdza wyjazdy posłów. Spotyka też Mazurek, która jest tam częstym gościem. Mają gabinety obok siebie. Mazurek ogląda skład delegacji i mówi, że mogą jechać wszyscy oprócz Michała Kamińskiego z Unii Europejskich Demokratów. Terle­cki skwapliwie kiwa głową.
   - Beata ma ogromny wpływ na Terleckiego. Większość czasu spędzają razem - mówi ważny polityk PiS.
   Kamiński twierdzi, że to była zemsta, bo w PiS go nie cierpią, odkąd odszedł z tej partii. Ale inni posłowie opozycji też mają pod górkę. Sławomir Nitras z PO, który wiele razy atakował PiS podczas debat w Sejmie, od dwóch lat nie dostał zgody na za­graniczny wyjazd. I to mimo że jest członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Ter­lecki zgadza się na delegację wszystkich człon­ków zgromadzenia z wyjątkiem Nitrasa. Poseł PO oddał sprawę do sądu, powołując się na unijną dyrektywę o zakazie dyskryminacji.
   - To jest dyskryminacja ze względu na poglądy polityczne. Jeżeli Terlecki pozwala sobie nazy­wać mnie na sali plenarnej debilem, uniemoż­liwia mi wykonywanie obowiązków, to jest to publiczne poniżanie, czy nie? - irytuje się Nitras.

TERLECKI STAWIA NA MAZUREK
Terlecki przekonał Kaczyńskiego, żeby po­zwolił mu łączyć funkcję szefa klubu z funkcją wicemarszałka. W PiS mówią, że nie był pew­ny, jak długo utrzyma się w fotelu szefa klubu, a nie chciał być szeregowym posłem. I chciał mieć pensję wice­marszałka, który zarabiał 13 tys. zł brutto, a poseł 9,8 tys. Gdy Sejm przegłosował ustawę o obniżce wynagrodzeń, media wykryły, że pensje wicemarszałków pozostały na starym poziomie. Tabloid „Fakt” nazwał Terleckiego i Mazurek „najszczęśliwszą parą w Sej­mie”. Ale prezydent skorygował błąd i dziś wicemarszałkowie do­stają 10 tys. złotych brutto. Posłowie niecałe osiem tysięcy.
   Według ważnego polityka PiS Terlecki nakłonił też Kaczyń­skiego, by zrobił Mazurek rzeczniczką klubu i partii, a później wicemarszałkiem. Ludwik Dorn, kiedyś marszałek z PiS, a dziś poza polityką, zwraca uwagę, że to ewenement, by wicemarsza­łek Sejmu był rzecznikiem partii. Obowiązywała zasada, że do prezydium kieruje się osoby z „niższym poziomem konfliktowości”. Pierwsza złamała ją PO, robiąc wicemarszałkiem Stefa­na Niesiołowskiego.
   - Ale PiS poszło o krok dalej, ponieważ bycie rzecznikiem oznacza wysoki poziom konfliktu. Rzecznik musi reagować na bieżącą polityczną walkę - podkreśla Dorn. I rzeczywiście, z opozycją Mazurek się nie patyczkuje. Nazywa ją totalną, histe­ryczną, oskarża o nienawiść do PiS i donoszenie za granicę.
   - Zachowuje się tak, jakby chciała osłonić Kaczyńskiego włas­ną piersią - opisuje jeden z opozycyjnych wicemarszałków. Gdy na prezydium omawiane są sankcje dla posłów opozycji, któ­rzy z byle powodu są karani finansowo (w odróżnieniu od po­słów PiS, dla których kary są incydentalne), Mazurek peroruje, że opozycja jest chamska i musi się uspokoić.
   Co ciekawe, w prywatnych relacjach potrafi być - co przyzna­ją w prezydium nawet posłowie opozycji - ciepła i kobieca. Lubi rozprawiać o pielęgnacji roślin, która jest jej pasją. Gdy jednak schodzi na politykę, od razu jest gotowa do ataku.
   To samo dotyczy Terleckiego. Kilku rozmówców podkreśla, że gdy się patrzy, jak podczas obrad łaje posłów opozycji, trud­no uwierzyć, że na prezydiach Sejmu z kurtuazją nalewa herba­tę Barbarze Dolniak z Nowoczesnej.

PAPUŻKI NIEROZŁĄCZKI
W Sejmie są prawie nierozłączni. On - introwertyczny inte­lektualista i miłośnik jazzu, ona - ekstrawertyczka z tupetem i temperamentem przekupki. Razem przechadzają się po kory­tarzach i występują na konferencjach prasowych, bo Mazurek przy Terleckim czuje się pewniej. Przeszło rok temu tygodnik „wSieci” napisał, że kierownictwo partii dyskretnie zasuge­rowało im, żeby przestali się afiszować razem, bo ludzie śmie­ją się z konferencji w tandemie, a kpiny nie robią dobrze partii. Gdy wtedy zapytałam Mazurek o zakaz wystąpień z Terleckim, zaperzyła się. - Jak pani wierzy w jakieś tabloidowe plotki, to pani sprawa. Ja się nie będę odnosić do anonimowych wy­powiedzi - zakończyła rozmowę. Po kilku tygodniach Mazu­rek i Terlecki znowu robili konferencje w tandemie. Teraz na prośbę o spotkanie Mazurek nie zareagowała w ogóle. Terlecki podobnie.
   Tabloidy nazywają ich papużkami nierozłączkami, publikują zdjęcia, jak spacerują po mieście, spędzają czas w barze w sejmo­wym hotelu czy wychodzą roześmiani ze sklepu z bielizną.
   Mazurek jest bardzo oddana Terleckiemu. W PiS nie jest ta­jemnicą, że wicemarszałek nie był zwolennikiem kandydatury Beaty Szydło na premiera. Nisko oceniał jej kompetencje, wojo­wał z nią o wpływy w Małopolsce. Mazurek, która nie przebiera w słowach, potrafiła wygarnąć Szydło na partyjnych nasiadówkach, że za bardzo gra na siebie i popełnia błędy. Terleckiemu, jako mężczyźnie, nie wypadało tak bezpardonowo zaatakować kobiety. Tym bardziej w obecności prezesa, który traktuje płeć przeciwną z kurtuazją.
   Rzeczniczka postawiła sobie za punkt honoru, żeby kontrolo­wać, którzy posłowie chodzą do mediów. Muszą ustalać występy z biurem prasowym.
Mazurek potrafi dzwonić do polityka i objechać go za to, że poszedł do radia czy telewizji bez zgody biura prasowego. Pa­nią rzecznik omija tylko Ryszard Czarnecki, ale jako europoseł i członek władz PiS może sobie na to pozwolić.
   Kaczyński początkowo nie był przekonany, że powiatowa po­słanka z Lubelszczyzny powinna być rzeczniczką partii. W Sej­mie zasiada od 2005 roku, ale nie była szerzej znana. W 2004 roku bez powodzenia kandydowała do Parlamentu Europejskie­go, a w 2002 roku - także bez sukcesu - do Rady Miasta Chełm. Ukończyła warszawskie liceum sióstr zmartwychwstanek i socjologię na KUL. Pracowała w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Chełmie i wojewódzkim urzędzie pracy. Gdy w 2015 roku El­żbieta Witek, ówczesna rzeczniczka PiS, została rzeczniczką rzą­du, Mazurek była kandydatką drugiego wyboru, ale Małgorzata Wassermann odrzuciła posadę.
   W otoczeniu Kaczyńskiego do dziś pa­nuje przekonanie, że Mazurek jest mało elokwentna i zdarzają jej się wpadki. Sę­dziów Sądu Najwyższego nazwała „ze­społem kolesi”. Samotnym matkom, które nie załapały się na 500+, radziła, żeby „ustabilizowały swoją sytuację ro­dzinną i miały więcej dzieci”. Gdy chu­ligani z Młodzieży Wszechpolskiej skopali działacza KOD w Radomiu, Ma­zurek potępiła ich, ale powiedziała, że ich rozumie.
   - Każda akcja wywołuje określoną reak­cję. Dopóki żyjemy, to mamy emocje. I te emocje dały swój upust w Radomiu. To sy­tuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale też ich rozumiem - dodała. Politycy opozycji zarzucili Mazurek jawne sprzy­janie agresji wobec przeciwników rządu i przymykanie oka na działalność nacjo­nalistycznych bojówek. Słowa rzecznicz­ki podchwyciła Associated Press, jedna z największych agencji informacyjnych, a za nią inne światowe media.
   Dziennikarzowi Jarosławowi Kuźniarowi, który kpił na Twitterze z Przemysława Wiplera, napisała: „Panu to jeszcze nikt ło­motu nie spuścił za takie wpisy? Szkoda, to byłoby bezcenne”. Później tłumaczyła, że to nie były groźby, tylko pytanie.
   W PiS panuje przekonanie, że Mazurek nie lubi dziennikarzy i od razu zakłada, że mają złe intencje. Ale - jak mówi bliski do­radca Kaczyńskiego - po trzech latach prezes uznał, że się wyro­biła. Podoba mu się, że jest waleczna. Twardy elektorat, który nie dzieli włosa na czworo, ją uwielbia.

TANDEM IDEALNY
Wielu rozmówców uważa, że Terlecki i Mazurek są cynika­mi, którzy postanowili wykorzystać swój moment. Kaczyński na nich postawił, bo nie mają własnych ambicji politycznych i ni­gdy mu nie zagrożą.
   Mandat posłanki i rzecznikowanie to dla Mazurek szczyt ma­rzeń. A Terlecki nie ustawia się do walki o sukcesję po Kaczyń­skim. Nie chce nawet być ministrem, bo musiałby od ósmej rano być w urzędzie i siedzieć tam do nocy. Prezes nie zawsze jest za­dowolony, jak zarządza klubem. Jeden z liderów Zjednoczonej Prawicy przypomina niedawną wpadkę z wyborem Agnieszki Dudzińskiej na rzeczniczkę praw dziecka. PO zarzuciła jej po­pieranie eutanazji chorych dzieci, wymagających opieki do koń­ca życia. Terlecki wyszedł na sejmową mównicę, żeby jej bronić, ale nawet własnych posłów nie przekonał. Ponad 40 z nich nie wzięło udziału w głosowaniu i Dudzińska została wybrana do­piero za drugim podejściem.
   Bardziej od spraw klubu parlamentarnego Terleckiego zaj­muje to, co dzieje się w Instytucie Pamięci Narodowej, w którym pracował za pierwszych rządów PiS. Uchodzi w partii za roz­grywającego w IPN. Jego przyjaciel Jerzy Szarek został prezesem Instytutu, a prof. Jan Draus, także bliski znajomy wicemar­szałka, wszedł do Kolegium IPN.
   Jednak Kaczyński wybacza mu wpad­ki podczas głosowań, bo trzyma w ryzach sejmową opozycję.
   Znajomi Terleckiego z Krakowa zastana­wiają się, jak to możliwe, że tak bardzo się zradykalizował. Europoseł PO Bogusław Sonik, przyjaciel Terleckiego od lat, uważa, że ma on w sobie potrzebę rewanżu.
   - Pod rządami PO-PSL żył w przekona­niu, że oni byli cały czas marginalizowani, atakowani. Poza tym on jest pewien, że re­alizuje to, co jest najlepsze dla Polski, a je­żeli procedury w tym przeszkadzają, tym gorzej dla procedur. Przeciwników poli­tycznych traktuje jako wrażą siłę, która chce mącić - uważa Sonik.
   Jerzy Fedorowicz, senator PO i reżyser, który zna Terleckiego od kilkudziesięciu lat, mówi, że jakby miał młodemu aktoro­wi powiedzieć, żeby wcielił się w rolę totalnego cynika, dałby mu za wzór wicemarszałka Sejmu.
   - Bo człowiek wykształcony i inteligentny, z takimi korze­niami, nie może być tak radykalnie prawicowy - argumentuje Fedorowicz. Przypomina, że Terlecki to jeden z pierwszych hi­pisów w Polsce, był związany z Korą. Przesiadywał na krakow­skich Plantach obwieszony kolorowymi koralikami i wzbudzał sensację. W latach 70. organizował tajne spotkania krakowskiej opozycji. Współpracował z KOR i Studenckim Komitetem Soli­darności. Jest profesorem nauk humanistycznych i historykiem. W latach 90. wydawał konserwatywny dziennik „Czas Krakow­ski”. Posłem jest od 2007 roku. Do PiS wstąpił rok później, na fali zapraszania do partii środowisk profesorskich.
   Gdy kierował krakowskim oddziałem IPN, w archiwach In­stytutu znalazł dokumenty świadczące o tym, że jego ojciec, pi­sarz Olgierd Terlecki, był tajnym współpracownikiem bezpieki. Zlustrował więc własnego ojca, opisując wszystko w prasie, bo - jak twierdzi Sonik - zawsze był bezwzględnym antykomunistą i zwolennikiem lustracji. To właśnie ów radykalny antykomunizm sprawił, że Terlecki stał się dziś jedną z głównych twarzy pisowskiej rewolucji i ostrego kursu wobec sądownictwa. Tak jak Kaczyński uważa, że sądy są „ostoją postkomuny”, a prote­sty przeciwko łamaniu trójpodziału władzy są dowodem na to, że układ się broni.
   W PiS spekulowano, że Terlecki i Mazurek mają razem kan­dydować w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jednak bliski doradca prezesa mówi, że zostaną w kraju. Ktoś musi pilnować tego, co dzieje się w Sejmie, a im bliżej wyborów, będzie tam coraz goręcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz