Komisja smoleńska
Antoniego Macierewicza jakby zapadła się pod ziemię. Ale to mylące wrażenie.
Ciągle zatrudnia, zleca, płaci. Nie ma już wydzielonego budżetu, z którego
musiałaby się wyliczać. Teraz ma do dyspozycji formalnie cały budżet MON,
prawie 45 mld zł.
Kolska to mała ślepa uliczka, zakończona cmentarnym murem Powązek. Znana w
Polsce ze znajdującej się tu izby wytrzeźwień. Tu właśnie, prosto z
ministerialnej willi przy Klonowej, sprowadziła się Podkomisja do Ponownego
Zbadania Katastrofy Lotniczej pod przewodnictwem zdymisjonowanego ministra
obrony Antoniego Macierewicza. Mówiąc w skrócie: komisja smoleńska. Nie ma
nawet tabliczki, wciśnięta na końcu gdzieś między Pracownią Cieczy Roboczych a
Zarządem Integracji Systemów C4ISR Instytutu Techniki Wojsk Lotniczych.
Niewielka działeczka ogrodzona siatką zakończoną potężnymi zwojami drutu
kolczastego, ze szlabanem, za którym poszczekują dwa leniwe burki. Niezapowiedziany
nie wejdzie. Można zostawić prośbę o kontakt na wartowni, ale i tak nikt nie
oddzwoni, a na podany na stronie numer telefonu można dzwonić bezskutecznie.
Sekretariat komisji
mieści się jeszcze gdzie indziej, bo na Mokotowie. Pod tym samym adresem co
siedziba Departamentu Wojskowych Spraw Zagranicznych MON. Od dawna nikogo z
komisji tam nie widziano. Ostatnio - 11 kwietnia 2018 r. - na uroczystej
prezentacji tzw. raportu technicznego, na której zresztą nie pokazała się nawet
telewizja publiczna. Nie było nawet pewne, czy wszyscy członkowie komisji
wezmą w niej udział. Okazało się, że niektórym pokończyły się umowy i nie
poinformowano członków, czy i kiedy będą w ogóle przedłużone.
Tajne nazwiska
Tak samo tajne, jak rozlokowanie podkomisji, jest to, kto
jest teraz jej członkiem. Marta Palonek, podpisująca się jako sekretarz
komisji, nie chce podać jej składu. Odsyła do Inspektoratu Ministerstwa Obrony
Narodowej do spraw Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu. Jak pisze - „w sprawie
składu osobowego KBWL LP”. To skrót od Komisji Badania Wypadków Lotniczych
Lotnictwa Państwowego, zajmującej się od lat badaniem wypadków maszyn wojska,
policji czy straży granicznej, która w strukturze lokuje się ponad smoleńską
podkomisją. Komisja musi składać się ze specjalistów szkolenia lotniczego,
techniki lotniczej, nawigacji, ruchu lotniczego, ratownictwa lotniczego,
meteorologii, łączności, prawa lotniczego lub medycyny - prawo wyraźnie to
precyzuje, dokładając „minimum pięcioletnią praktykę w danej dziedzinie, a w
przypadku lekarzy - udokumentowaną specjalizację”. Macierewicz rozstroił ten
system. Po to, żeby ludzie zaangażowani wcześniej w Zespół Parlamentarny ds.
zbadania Przyczyn Katastrofy Tu 154-M 10 kwietnia 2010 - jak choćby Wacław
Berczyński, Tadeusz Nowaczyk czy Wiesław Binienda - zostali włączeni do MON i
jego budżetu.
Gdy tylko
Macierewicz został ministrem obrony narodowej, wydał rozporządzenie, w którym
dał sobie niespotykane w świecie uprawnienie do wznawiania badań wypadków
lotniczych i powoływania w tym celu podkomisji. I dokleił ją i jej członków do
Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Do tego powiększył
ją dwa razy- do 60 osób - z dopiskiem, że w razie konieczności minister może
też powołać do komisji „inne osoby niezbędne do przeprowadzenia czynności
badawczych”. - Te decyzje Macierewicza były nagięciem prawa, by powołać ciało
polityczne, podkomisję, która stała się ważniejsza niż komisja. System badania
wypadków lotnictwa państwowego został rozmontowany - mówi Tomasz Siemoniak,
były minister obrony narodowej.
I zrobiło się tak, że nie ma jawnego składu ani komisji, ani
podkomisji.
„Nie mamy obowiązku informowania o tym, kto u
nas pracuje” - podaje Marta Palonek. Bo też i chwalić się nie ma czym.
Pouciekali nieliczni profesorowie, jako nowi eksperci przyszli ludzie, o
których wiadomo tylko, że jeden to geolog, a inny - artysta, z doświadczeniem
na portalu pomniksmolensk.pl. Nie wiadomo nawet, kim jest sama Marta Palonek, na
funkcji sekretarza komisji zastępująca dr. inż. Bogdana Gajewskiego z Katedry
Automatyki i Robotyki Politechniki Białostockiej, członka Międzynarodowego
Towarzystwa Badania Wypadków Lotniczych (ang. ISASI) i pracownika kanadyjskiej
agencji National Aircraft Certification, który zrezygnował z pracy w komisji
smoleńskiej.
„Fakt”, tropiąc przeszłość Marty Palonek,
napisał: „wtajemniczeni twierdzą, że tak naprawdę to blogerka Martynka, która
wielokrotnie pisała dla sprzyjającego rządowi portalu wPolityce.pl”. Spytaliśmy
Palonek, czy blogerka Martynka to faktycznie ona. Poprosiła, by „zwolnić ją z
odpowiedzi”. Cóż, 10 tys. zł miesięcznie pensji za samo członkostwo w komisji
smoleńskiej - a takie informacje o pensjach docierają z różnych źródeł - to
może mało przy 60 tys. zł jak w NBP ale zawsze coś. Szczególnie że - jak
zapowiedział Jarosław Kaczyński - teraz musimy już czekać tylko na wyniki badań
amerykańskich naukowców.
Tajne umowy
Chodzi o zlecone przez komisję smoleńską badania, jakie
wiosną ubiegłego roku przeprowadzał na lotnisku w Mińsku Mazowieckim
pięcioosobowy zespół z Uniwersytetu Wichita w stanie Kansas (USA). Kierował nim
dr Gerardo Olivares, dyrektor Laboratorium Dynamiki Katastrof i Modeli
Komputerowych Narodowego Instytutu Badań Lotniczych mieszczącego się na tym
uniwersytecie. W Mińsku skanowali oni z dokładnością do jednej tysięcznej
milimetra całą powierzchnię bliźniaczego samolotu Tu-154M z numerem bocznym
102. Ma to posłużyć do sporządzenia komputerowej symulacji ostatnich minut
lotu.
Jak przebiegają
prace, na jakim są etapie - nie wiadomo. Jak wyjaśniała Polskiej Agencji
Prasowej rzeczniczka Instytutu: „Dr Olivares i członkowie jego zespołu na
podstawie umowy podpisanej z Polską nie mogą udzielać mediom wywiadów o
przebiegu ich badań”. Podobnie jest z inną umową, jaką w 2017 r. zawarł resort
obrony w związku z katastrofą smoleńską. MON zlecił argentyńskiemu prokuratorowi,
byłemu oskarżycielowi w Trybunale Karnym w Hadze, a obecnie właścicielowi
firmy consultingowej, Luisowi Moreno-Ocampo działania, które doprowadzą do
zwrotu wraku TU -154 przez Rosjan. Argentyńczyk wziął się stąd, że, jak opowiadał:
„pewien student zadzwonił do mnie z prośbą: czy nie mógłbym pomóc Polsce”. Tym
studentem był młody doradca Antoniego Macierewicza Edmund Janniger.
Moreno-Ocampo
spotkał się z Macierewiczem i podpisali umowę.
Ministerstwo wydało w tej sprawie komunikat: „Profesor
Ocampo wyraził zgodę na przygotowanie dla MON analizy w sprawie dalszego
procedowania badania katastrofy smoleńskiej, ze szczególnym uwzględnieniem
kwestii zwrotu wraku samolotu. Będzie także ekspertem w pracach Podkomisji ds.
Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem”. Na początek były prokurator
poprosił o przysłanie z Polski nagrań z czarnych skrzynek, bo - wyjaśniał w
jednym z wywiadów: „ważną rzeczą jest, by zarówno Polacy, jak i Rosjanie byli
zgodni co do tego, co powiedziano w kabinie pilotów. Rzecz w tym, żeby znaleźć
wspólną płaszczyznę dla wszystkich stron tej sprawy”. Po pewnym czasie
OKO.press zapytał resort o szczegóły umowy i efekty prac prokuratora. MON
odpowiedziało, że to informacje o charakterze niejawnym, których, jak wynika z
ustawy o ochronie informacji niejawnych, „nieuprawnione ujawnienie spowodowałoby
lub mogłoby spowodować szkody dla Rzeczypospolitej Polskiej albo byłoby z
punktu widzenia jej interesów niekorzystne”.
MON dodało także,
że było to zamówienie z dziedziny obronności i bezpieczeństwa oraz zostało
udzielone z wyłączeniem prawa o zamówieniach publicznych. Zgodnie z nim takie
wyłączenia mogą dotyczyć umów, których wartość nie przekracza 418 tys. euro
(wtedy ok. 1,7 mln zł). Po prokuratorze słuch zaginął po tym, jak w ramach
międzynarodowego dziennikarskiego śledztwa Panama Papers wyszło na jaw, że za
3 mln dol. doradzał libijskiemu miliarderowi, jak uniknąć oskarżenia o popełnione
zbrodnie.
Inny współpracujący
z komisją smoleńską zagraniczny ekspert Frank Taylor w jednym z wywiadów
wspomniał tylko o tym, że komisja „negocjuje kontrakt” z „innym ekspertem
międzynarodowym specjalizującym się w odczycie tzw. rejestratorów
katastroficznych FDR i CVR”. Określenie „negocjuje kontrakt” brzmi bardzo
poważnie. I drogo. - Jest rynek takich usług, więc jeżeli ktoś chce płacić,
chętni do przeprowadzenia badań zawsze się znajdą - mówi Maciej Lasek, były
szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. I dodaje, że to wszystko
powinno zostać rozliczone, ktoś będzie musiał odpowiedzieć za taką niegospodarność
publicznymi środkami.
Tajne śledztwo
Ile zawarto podobnych umów i kontraktów, z kim, na co i za
ile - nie wiadomo. Na razie komisja smoleńska robi wszystko, by ta wiedza nie
wyszła na jaw. Prawie dwa lata trwał proces przed Wojewódzkim, a potem
Naczelnym Sądem Administracyjnym w sprawie o bezczynność komisji na wniosek o
udostępnienie skanów umów cywilnoprawnych. Choć z dotychczasowego orzecznictwa
sądowego wynika bezdyskusyjnie, że takie umowy, płacone pieniędzmi podatników,
są informacją publiczną i trzeba je pokazać.
Komisja zasłaniała
się prawem lotniczym, stwierdzając, że całe jej działanie odbywa się w trybie
niejawnym. Twierdziła, że „może udzielać tylko informacji dotyczących
aktualnych badań i eksperymentów, na umotywowany wniosek i wyłącznie w celu
zapobiegania zdarzeniom lotniczym”. A generalnie, że „udzielanie informacji na
temat działania Podkomisji w trakcie prowadzenia przez nią dochodzenia może w
sposób istotny wpłynąć na swobodę prowadzenia badań przez jej członków,
ekspertów czy innych uczestników postępowania - co niewątpliwie może mieć
wpływ na efekt końcowy raportu”. Dodając, że „wszelkie informacje, w
szczególności dane ekspertów, rodzaj ekspertyz mogą wskazywać na kierunek
badań. A o eksperymentach opinia publiczna zostanie powiadomiona w raporcie
końcowym”. Wcześniej wszystko jest tajne. Takie stanowisko komisja przyjęła
przed sądem.
To samo prawo
lotnicze, na które się powołują, nie przeszkadza członkom komisji smoleńskiej
w ich publicznych wystąpieniach. Choćby w cotygodniowym programie
telewizyjnym „10.04.2010. Fakty” w telewizji Republika poświęconym - jak
zapowiadają prowadzący - ustaleniom komisji. Ostatnio częstym gościem jest
członek komisji smoleńskiej, architekt z wykształcenia Tomasz Ziemski, przedstawiony
w programie jako przewodniczący działu analiz. Drobiazgowo omawiał swoją
analizę sytuacji meteorologicznej nad lotniskiem pod Smoleńskiem tuż przed
katastrofą. Według niego mgła nie pojawiła się tam przypadkiem, została tam
wręcz sprowadzona. Rzucił w przestrzeń pytanie: przez kogo? „Bezprecedensowa
sytuacja - w jednym miejscu różnice ciśnień. To jest rzecz niepojęta!
Synoptycy, klimatolodzy powinni to zbadać!” - mówił podekscytowany. Pytanie,
czy to nie jest aby wstęp do zlecenia kolejnych badań?
Co do udostępniania
informacji publicznej i sprawy sądowej z komisją, która słowa o niejawności
śledztwa powtarzała jak mantrę - sądy stwierdzały, że nie o śledztwo tu
chodzi, tylko o umowy płacone z podatków. Że jest to informacja publiczna,
którą trzeba ujawnić, i tyle. Prawomocny wyrok Naczelnego Sądu
Administracyjnego w tej sprawie pochodzi z lipca 2018 r. Ale odnosi się tylko
do zarzutu bezczynności, mówi, że komisja musi odpowiedzieć na wniosek o udostępnienie
umów. Ale jak odpowie, to już inna sprawa. I być może kolejny proces. Z
wyrokiem może za kilka lat.
Tajna kasa
Tego, jak działa ta państwowa, jakkolwiek by było, komisja,
nie mogą się dowiedzieć nawet posłowie. Pytania w interpelacjach na jej
temat, a to o ilość odbytych posiedzeń czy prośby o wgląd w jej dokumenty, wiceminister
MON Wojciech Skurkiewicz kwituje stale tak samo: „Minister Obrony Narodowej nie
jest uprawniony do ingerowania w prace ww. Podkomisji
wyniki jej prac”. Koniec kropka. Również premier Morawiecki
nic nie wie ojej działalności i kosztach działania. MON zbywa pytania o
wydawanie przez komisję publicznych pieniędzy: przecież mówiono już o tym
kiedyś na posiedzeniu sejmowej komisji obrony. Tak, ostatnio to było na
początku 2018 r., kiedy Macierewicz podsumowywał dwa lata działalności komisji
- w 2016 i 2017 r. O kosztach jej działania w ciągu tych dwóch lat powiedział:
„pięć milionów dziewięćset, z jakimiś groszami”. Z różnych wyliczeń wynika, że
na działalność podkomisji początkowo przeznaczono 3,5 mln zł, potem dołożono
0,5 mln, zaś w budżecie resortu obrony zabezpieczono jeszcze kolejne 2 mln.
Serwis Defense24 podaje w sumie kwotę 12 mln zł.
Według naszych
rozmówców, żeby uciąć temat wysokości budżetu dla komisji smoleńskiej, w tym
roku w budżecie MON nie ma na nią wyodrębnionych środków. Co oznacza, że
komisja ma teraz formalnie do dyspozycji cały 45-miliardowy budżet MON, a
kwoty wydane na potrzeby komisji rozpłyną się i będą już zupełnie nie do
wychwycenia. Sekretarz komisji pytanie POLITYKI o wydatki komisji kwituje
prościej: „Całościowa informacja o środkach budżetowych będzie udostępniona po
zakończeniu prac Podkomisji”.
Czyli kiedy? No
właśnie. „To nie jest konkurs piękności, nie jesteśmy instytucją, która na
wyścigi publikuje nowe informacje. Przez długi czas pracowaliśmy nad raportem
technicznym, który jest podsumowaniem naszych wieloletnich prac wskazujących na
materiał dowodowy pokazujący, że samolot został zniszczony przez eksplozje.
Teraz przygotowujemy raport końcowy, to potrwa dłuższy czas” - mówił Antoni Macierewicz.
Dodając, że Telewizja Republika co tydzień „pokazuje na bieżąco nasze prace,
tak jak one są przeprowadzane. Zapraszam wszystkich ciekawych tej kwestii do
Telewizji Republika”. Jak długo jeszcze będzie szedł ten program?
Violetta Krasnowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz