piątek, 11 stycznia 2019

Sopocki klub tenisa biznesowego



Prawnicy od lat reprezentujący prezesa PiS i partię, była minister sportu w jego rządzie i zaprzyjaźniony z nią kontrowersyjny deweloper, a w tle firmy powiązane z rosyjskimi oligarchami. Taki team w atmosferze ostrego konfliktu z prezydentem Sopotu chce przejąć atrakcyjne grunty tenisowe, na których może powstać apartamentowiec.

To historia związana z miejscem, które szczyci się 120-letnią tradycją i jest uważane niekiedy za jeden z symboli Sopotu wraz z molo, hipodromem i Operą Leśną. Trudno znaleźć w Polsce podobne miejsce, w dodatku tak atrakcyjnie położone - spacer z kortu centralnego do plaży zajmuje nie więcej niż pięć mi­nut. Korty oraz hala widowiskowa Sopockiego Klubu Tenisowego gościły największe międzynarodowe turnieje, grały na nich sła­wy światowego tenisa - od Wojciecha Fibaka po Rafaela Nada- la i Agnieszkę Radwańską. Dziś to przeszłość. Kort centralny, na którym bywał niegdyś prezydent Aleksander Kwaśniewski oglądający mecze w towarzystwie miliardera Ryszarda Krauze, dawno nie gościł żadnej istotnej imprezy tenisowej.
   Po wycofaniu się Krauzego ze wspierania SKT pod koniec ubie­głej dekady klub podupadł. Stał się miejscem, w którym spotkały się interesy ludzi związanych niegdyś z SLD, skazanych za wyko­rzystywanie pieniędzy klubu tenisowego na prywatne cele, z posta­ciami mającymi wpływy nie tylko w PiS, ale i kontakty na Kremlu. Jest tu również syndyk wyspecjalizowany w prowadzeniu upadłości SKOK, w tym owianego złą sławą SKOK Wołomin, i deweloper z Poznania znany tam m.in. ze sprzedaży mieszkań, do których nabywcy nie mogli się wprowadzić. To historia przypominająca matrioszkę - pod każdą kolejną kryje się następna, o równie wąt­pliwej reputacji. Prześledźmy tę biznesowo-polityczną układankę.

Nadmorskie manewry
SKT jest teraz o krok od przejęcia liczącego kilka hektarów miejskiego terenu obejmującego przede wszystkim halę widowi­skowo-sportową, kort centralny, 13 kortów towarzyszących oraz budynki klubowe. Działaczy klubu wspiera kancelaria prawna GKK obsługująca PiS i Jarosława Kaczyńskiego oraz była mini­ster sportu w jego rządzie Elżbieta Jakubiak. W tle są firmy po­wiązane z rosyjskimi oligarchami, tymi samymi, których ślady można znaleźć w aferach reprywatyzacyjnej i podsłuchowej. Co ciekawe, prawnicy GKK współpracowali również z firmami Marka Falenty, głównego organizatora nagrywania polityków w stołecznych restauracjach.
   W sprawie także występują inni ciekawi aktorzy, np. Kornel Morawiecki, który w ostatnich wyborach firmował swoim nazwi­skiem lokalny komitet, popierający SKT w walce o korty. Mate­riały pokazujące władze Sopotu jako głównego winowajcę sporu, który od trzech lat toczy się w wojennej atmosferze, regularnie przedstawia TVP, m.in. w programie Anity Gargas.
   Po drugiej stronie barykady stoi sopocki urząd miasta, kie­rowany od 20 lat przez prezydenta Jacka Karnowskiego, który właśnie przedłużył swoje urzędowanie o kolejne pięć lat już w pierwszej turze wyborów.
   Gra idzie o atrakcyjne tereny, których wartość inwestycyjna szacowana jest na co najmniej 80 mln zł. Aby zrozumieć, dla­czego tak cenne miejsce może zostać przejęte z pomocą koalicji złożonej z ludzi bliskich PiS, trzeba cofnąć się o 18 lat.
   To była akcja ponad politycznymi podziałami. Najpierw w sierpniu 1997 r. Sejm zdominowany przez SLD i PSL uchwa­lił, a w styczniu 2000 r. pod rządami koalicji AWS-UW poprawił ustawę o gospodarce nieruchomościami (po tym gdy część jej zapisów Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z ustawą zasadniczą). Jednym z nich był art. 207. Po poprawkach przewi­dywał on, że osoby, które 5 grudnia 1990 r. posiadały nierucho­mości państwowe lub gminne i nadal je dzierżyły do 1 stycznia 1998 r., otrzymały prawo żądania oddania ich w użytkowanie wieczyste, zaś w przypadku budynków - nieodpłatnego prze­kazania na własność.
   Z tego tzw. małego uwłaszczenia skorzystało wiele podmiotów, także sportowych. W Sopocie było trochę inaczej. Prezydent mia­sta, chcąc uniknąć oddania w inne ręce cennych i ważnych dla kurortu nieruchomości, porozumiał się z działającymi na jego te­renie stowarzyszeniami i podpisał z nimi nowe umowy dzierżawy na 30 lat. Władze SKT, który od czasów powojennych zarządzał terenami kortów, miały jednak inny pomysł. Niedługo po wej­ściu w życie ustawy z 1997 r. postanowiły skorzystać z jej dobro­dziejstw i jednak przejąć grunty w użytkowanie wieczyste, budyn­ki zaś na własność. Ponieważ Jacek Karnowski nie wyrażał zgody, sprawa trafiła do sądu. Spór po wieloletniej batalii ostatecznie rozstrzygnął dopiero w 2009 r. Sąd Najwyższy. Korty z reprezen­tacyjnym kortem centralnym włącznie, budynkiem klubowym i halą widowiskową przypadły SKT w formie wieczystego użytko­wania, czyli na 99 lat. Mniejsza część terenu, z nowszą, ale mniejszą halą tenisową została w rękach gminy Sopot. Stało się tak dlatego, że halę wybudowała gmina, nie SKT.

Sądowe potyczki
Prawomocne rozstrzygnięcie nie kończyło jednak sporu, który z czasem przerodził się w gorący konflikt, gdzie obie strony się­gają po różne instrumenty, by zatrzymać przeciwnika.
   SKT długo nie mógł przejąć przyznanych nieruchomości z bra­ku pieniędzy. Aby stać się wieczystym użytkownikiem kortów, musiał uregulować opłatę w wysokości 700 tys. zł. Kapitulować nie zamierzał również Jacek Karnowski, który jako prezydent był na mocy prawa o stowarzyszeniach organem nadzorującym SKT. W walce o zachowanie kortów dla miasta zyskał niedawno jednogłośne wsparcie rady miejskiej. „Istnieje duże zagrożenie, że zabytkowe korty utracą funkcję sportowo-rekreacyjną. Dlatego apelujemy, aby obiekty i tereny sopockich kortów zawsze były własnością Miasta Sopotu oraz aby nie było możliwości uwłasz­czenia się na nich w przyszłości i zabudowy” - orzekli radni.
   Karnowski zaczął walczyć ostro, nawet przeciwstawiając się prawomocnym wyrokom sądów. Jak wtedy, gdy mimo orzecze­nia sądów, z SN włącznie, postanowił nie wydawać wypisu i wy- rysu z rejestru gruntów, co na jakiś czas zablokowało możliwość przejęcia kortów przez SKT w użytkowanie wieczyste. Klub za­wiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Karnowskiego - postępowanie prowadzi gdańska „okrę- gówka”. Władze SKT domagają się postawienia mu zarzutów za „niedopełnienie obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej”, a nawet aresztowania.
   W październiku 2015 r. Karnowski sięgnął po inną „broń ato­mową” - złożył wniosek do sądu o zawieszenie zarządu klubu oraz o rozwiązanie stowarzyszenia SKT, natomiast wiosną 2016 r. - wniosek o postawienie go w stan upadłości, m.in. z powodu zadłużenia. Sąd zarząd zawiesił i ogłosił upadłość klubu. Sprawa o rozwiązanie nadal się toczy. Prezydent doprowadził również do usunięcia klubu z kortów jako ich dzierżawcy i przekazał je w kolejną dzierżawę na 20 lat nowo powołanemu Sopot Tenis Klubowi (STK). Twierdzi, że robi to, by korty nie wyszły spod wła­dzy miasta.
   Tymczasem SKT jest już o krok od przejęcia kortów. Mimo braku wypisu i wyrysu z rejestru gruntów syndyk stowarzysze­nia uzyskał w październiku tego roku akt notarialny, w którym stwierdził przyjęcie ich w użytkowanie wieczyste, zaś budynków na własność. Złożył go w wydziale ksiąg wieczystych sopockiego sądu rejonowego razem z gwarancją finansową, dzięki której będzie można uregulować opłatę wpisową. Jeśli sąd zatwierdzi wniosek, SKT dopnie swego. To właściwie formalność.

Dwaj panowie B.
Najważniejszymi osobami w klubie są 67-letni Waldemar Bia- łaszczyk, który jest w nim „od zawsze”, i jego syn Bartłomiej. Pierwszy to wieloletni wiceprezes zarządu SKT oraz jego dyrek­tor, a także wiceprezes Polskiego Związku Tenisowego w latach 2001-03. Jego szefem był tam wówczas Lew Rywin. Co cieka­we, to właśnie Waldemar Białaszczyk zastąpił go na stanowisku prezesa związku, gdy Rywin podał się do dymisji po wybuchu pamiętnej afery.
   Działaczem PZT był również Bartłomiej Białaszczyk, czyli ostatni prezes zawieszonego przez sąd zarządu SKT, a zarazem dyrektor do spraw sportowych. Obaj rządzili klubem w sposób co najmniej kontrowersyjny.
   W październiku 2016 r. sąd prawomocnie skazał Waldemara Białaszczyka na rok i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Była to kara za poświadczenie nieprawdy w doku­mentach finansowych i wyłudzenie z kasy klubu niemal 30 tys. zł, które wydał na budowę domu pod Kościerzyną oraz wykończe­nie mieszkania w Sopocie.
   Problemy z prawem ma też 44-letni Bartłomiej Białaszczyk, który za rządów PO-PSL zajmował lukratywne posady w pań­stwowych spółkach (był m.in. doradcą prezesa Krajowej Spółki Cukrowej oraz członkiem zarządu Przedsiębiorstwa Zbożo­wo-Młynarskiego PZZ w Stoisławiu). Prokuratura oskarżyła go o to, że powoływał się na wpływy w resorcie skarbu w roz­mowach ze znajomym biznesmenem, który chciał kupić jedną z państwowych spółek. Wiceministrem w tym resorcie był kolega Bartłomieja ze studiów Tomasz L. (on z kolei ma zarzuty m.in. o płatną protekcję). Białaszczyk był wówczas kimś w rodza­ju jego doradcy. Sprawę wykryła ABW jeszcze przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, co w 2013 r. doprowadziło do dy­misji Tomasza L. Trzy lata później do sądu trafił akt oskarżenia. Do tego duetu w kontekście prywatyzacji prowadzonych przez resort skarbu jeszcze wrócimy.
   To nie jedyne osobliwości w działaniach Białaszczyków i trak­towaniu przez nich SKT. Obaj pobierali wysokie prowizje z umów sponsorskich zawieranych przez klub - „od znalezionego spon­sora” - sięgające nawet 25 proc. Waldemar Białaszczyk tylko w 2013 r. przyjął ponad 100 tys. zł. Inny członek zarządu - 65 tys.
   Tymczasem klub miał poważne problemy finansowe. Tyl­ko na koniec 2012 r. strata klubu wynosiła 134 tys. zł, a więc o 31 tys. mniej, niż wynosiły prowizje, które niedługo potem do­stali dwaj członkowie zarządu SKT. W 2014 r. strata przekroczyła już pół miliona złotych.
   Niedługo przed przesłaniem do sądu przez miasto Sopot wniosku o zawieszenie zarządu część działaczy SKT zaalarmowała ratusz, że jego władze szukają inwestora, z którym chcieliby zbudować aparthotel w miejscu, gdzie stoi dziś hala widowiskowa.
   To kilkudziesięcioletni obiekt, który choć z zewnątrz prezentuje się mało okazale, wewnątrz robi wrażenie głównie ze wzglę­du na drewniany sufit i wykończenia.
Jeszcze osiem lat temu grała tu Agnieszka Radwańska, dziś trenują w niej młodzi tenisiści. Z kolei aparthotel to po prostu apartamentowiec z mieszkaniami na wy­najem krótkoterminowy - na doby, a nawet na godziny.

Z oligarchami w tle
Z dokumentów, do których zyska­liśmy dostęp od zawieszonych władz SKT, wynika, że ze sprzedażą części majątku klubu zarząd nosił się co najmniej od 2013 r., gdy pisał do prezydenta So­potu, że jeśli ten nie wesprze SKT (m.in. umarzając podatek od nieruchomości za lata 2003-04), będzie musiał rozważyć „zbycie części nieruchomości”. W marcu 2015 r. władze SKT skonkretyzowały swój pomysł. Na spotkaniu zarządu prezes Białaszczyk poinformował o trwających poszukiwaniach „partnera strategicznego” i dwóch opcjach znalezienia do­datkowego finansowania klubu - dobudowaniu aparthotelu do hali widowiskowej (miasto zgadzało się jedynie na hotel) lub na jej miejscu, po uprzedniej rozbiórce, co było dla ratusza nie do przyjęcia.
   Ten sam plan zarząd klubu przyjął w maju 2015 r. Rekomen­dował walnemu zebraniu członków SKT podpisanie „umowy z przyszłym inwestorem na budowę aparthotelu w miejsce Hali Widowiskowej w celu zabezpieczenia środków finansowych na funkcjonowanie działalności Klubu i pokrycie strat”.
   Jeden z członków zarządu, bliski współpracownik prezesa Białaszczyka, zaproponował zorganizowanie spotkania inwestora z zarządem. Jego nazwa nie padła. Z dokumentów, do których POLITYKA uzyskała dostęp, wynika, że chodziło o grupę Radius, która specjalizuje się w nieruchomościach, a konkretnie o powią­zaną z nią spółkę DK Investment Holding. Jak można przeczytać w piśmie prawnika klubu z końca 2015 r., „grupa kapitałowa Ra­dius Projekt od 2012 r. przekazuje corocznie wsparcie finansowe dla stowarzyszenia w kwocie 500 tys. zł”. A więc sponsorowała klub. Wiele wskazuje na to, że nie tylko. Sopocki ratusz przyzna­je, że to informacja o możliwości podjęcia współpracy tej firmy z SKT ostatecznie zdecydowała o złożeniu wniosku o rozwiąza­nie klubu.
   Za Radiusem stoi multimilioner z rosyjskimi koneksjami i gambijskim paszportem Robert Szustkowski. Miesiąc przed zawieszeniem zarządu klubu przez sąd jeden ze współpracow­ników Szustkowskiego Maciej Falkowski wysłał do SKT propo­zycję zawarcia umowy inwestycyjnej przewidującej powołanie spółki celowej. Połowę udziałów miał mieć w niej klub, połowę reprezentowany przez Falkowskiego inwestor. Przy czym SKT pokryłaby udziały wniesieniem do spółki gruntu. Na nim po­wstałaby niedookreślona „inwestycja budowlana”.
   Wiele wskazuje na to, że partnerem klubu w tej inwestycji miała być DK Investment Holding. Pierwszym właścicielem firmy był Jerzy Kuprijaniuk, czyli jeden z dwóch najbliższych współpracowników Szustkowskiego w Polsce (obok Macieja Domżały). Prezesem DK IH wtedy i teraz jest ta sama osoba - Anna Buczyńska, która zasiadała również we władzach innych spółek grupy, m.in. była prokurentem w Radius Projekt SPV 1. Tu ciekawostka - kilka lat temu prezesem tej firmy był, nazwany przez media ze względu na związki z grupą Radius „rosyjskim łącznikiem”, Jacek Kotas, czyli wicemi­nister obrony narodowej w rządzie Jaro­sława Kaczyńskiego. Co najmniej jedna firma z grupy Radius brała zaś udział w warszawskiej reprywatyzacji.
   Ciekawy jest obecny skład właściciel­ski DK IH. Spółka należy do trzech firm, w których władzach znajdziemy wspo­mnianego Kuprijaniuka, bliskich Ma­cieja Domżały (m.in. syna). Jedną z tych firm jest kolejna firma z kręgu Radiusa, zarejestrowana na Cyprze Ringwood Fi­nancial Limited. Ta sama, która w 2012 r. chciała kupić w ramach prywatyzacji państwowy Polski Holding Nierucho­mości. W czasie gdy decydowały się losy PHN, wiceministrem w resorcie skar­bu odpowiedzialnym m.in. za prywatyzację był Tomasz L., z którym znał się i współpracował młodszy Białaszczyk. Jak pamiętamy, w tym samym też czasie grupa Radius wspiera­ła SKT.
   Ostatecznie do kupna PHN przez Radiusa nie doszło. We­dług naszych informacji mogły mieć na to wpływ zastrze­żenia zgłoszone przez służby specjalne podczas proce­su prywatyzacyjnego.
   Ale skąd się wzięła DK Investment Holding w Sopockim Klubie Tenisowym? Odpowiedź jest prosta - przejmując dług w wysokości 250 tys. zł, jaki SKT miał wobec innej spółki związanej z Robertem Szustkowskim, czyli R-SixTeam. Fir­ma powstała w 2014 r. Jej właścicielką i prezeską w czasie, gdy pożyczki trafiały na konto SKT, była Agnieszka Szustkowska, czyli była żona Roberta. Ale firma jest mocniej z nim zwią­zana, niż wynika to ze struktury właścicielskiej i składu za­rządu. Na stronie internetowej R-SixTeam można przeczytać, że „to zespół sportowy założony przez Roberta Szustkowskie­go, startujący w licznych rajdach samochodowych oraz rega­tach żeglarskich”, a „nazwa jest grą słów nawiązującą do na­zwiska założyciela”.

Kto pożycza
Szustkowski to pochodzący z Piaseczna, a mieszkający na stałe w Szwajcarii multimilioner, który stoi za interesami grupy Radius i od co najmniej 20 lat robi interesy z Rosjanami. Ma powiązania z bliskimi Kremlowi oligarchami. Jego najważ­niejszymi kontaktami w Rosji są Andriej Skocz i Lew Kwietnoj. Według rankingu rosyjskiej edycji magazynu „Forbes” pierwszy zajmuje 23. miejsce wśród najbogatszych Rosjan, drugi - 102.
Obaj działają w przemyśle ciężkim, Skocz jest deputowanym do rosyjskiej Dumy z ramienia putinowskiej partii Jedna Ro­sja. USA umieściły ich na liście oligarchów objętych sank­cjami po agresji Rosji na Ukrainę.
   Spółka R-SixTeam pożyczyła SKT pieniądze w pięciu transzach, wypłacanych od października 2014 do czerwca 2015 r. Dodatko­wo w 2013 r. powstała umowa pożyczki między nim a nieistnieją­cą już dziś inną spółką z grupy Radius o nazwie Jerozolimskie 200. Na jej podstawie SKT miało dostać od niej na rok 100 tys. zł. Kto był jednym z prezesów tej spółki? Jacek Kotas. Kto prokurentem? Syn Roberta Szustkowskiego.
   Do czego były potrzebne SKT te pożyczki? Czy po to, by ure­gulować najbardziej palące długi, które mocno obciążały klub? Czy też by móc wreszcie przejąć korty w użytkowanie wieczy­ste, co bez wpłacenia 700 tys. zł nie jest możliwe?
   SKT twierdzi, że od kiedy zostało postawione w stan upadło­ści, nie współpracuje z firmami z grupy Radius, a pożyczki były wyłącznie kwotami związanymi ze sponsoringiem sporto­wych przedsięwzięć klubu. Umów spon­sorskich nie potrafi jednak przedstawić.
   Faktem jest, że o sprawie pożyczek po zawiadomieniu prezydenta Sopotu wiedziała ABW, dziś bada ją gdańska prokuratura okręgowa.To mogło znie­chęcić firmy związane z Szustkowskim do dalszej współpracy z SKT. Pytanie, czy ostatecznie.
   Rok temu prezes Bartłomiej Białaszczyk wraz z drugim członkiem zarządu klubu w liście do sędzi komisarza nadzorującej jego proces upadłościowy napisał, że klub nie tylko ma pieniądze na spłatę wierzytelności, ale również na pokrycie kosztów postępowania upadłościowe­go. Trzy miesiące później w liście do tej samej sędzi komisarz piszą już o tajemniczym „darczyńcy” gotowym pokryć nie tylko te wydatki, ale również koszt wpisu dzierżawy wieczystej do ksiąg wieczystych. Warunkiem zre­alizowania tej obietnicy było dokonanie wpisu.

Z Sopotu do Siedlec
Nowym „donatorem”, który ma pokryć pierwszą ratę wyma­ganą przy wpisie użytkowania wieczystego i prawdopodobnym partnerem w inwestycjach SKT jest Dariusz Wechta, właściciel firm deweloperskich z Wielkopolski. Działalność biznesmena jest często opisywana przez poznańskie media. Tamtejsza „Gaze­ta Wyborcza” przedstawiała go jako osobę niecieszącą się dobrą opinią, „często działającą na granicy prawa”. Zasłynął ostatnio m.in. z tego, że na wybudowanych przez swoją firmę osiedlach nabywcy wielu mieszkań nie mogli się wprowadzić, bo nie było dla nich miejsc parkingowych, które przewidywało pozwolenie na budowę. Także w sprawach SKT Wechta dał się poznać z dość zaskakującej strony. Jedna z jego firm kupiła od syndyka należą­cą do klubu 18-hektarową działkę pod Starogardem Gdańskim za 1,25 mln zł. To około dwóch razy więcej, niż określała wycena gruntu. Zaskakująca hojność.
   Wechta to bliski znajomy Elżbiety Jakubiak, przedstawicielki SKT od maja 2017 r. (powołanej przez sąd), a wcześniej minister sportu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. To właśnie Jakubiak namówiła go do pomocy klubowi. Stała też za inną decyzją podjętą przez klub. Chodzi o przeniesienie jego siedziby do... Siedlec, do mieszkań w jednym z bloków. Stało się to zaledwie miesiąc po objęciu przez nią funkcji. Skąd te Siedlce? Elżbieta Jakubiak przyznaje wprost, że chodziło o wyjście spod nadzoru prezydenta Sopotu.

Prawnicy Kaczyńskiego
Z finansami SKT jest jeszcze jedna zagadka - wynajęcie re­nomowanej kancelarii do obsługi prawnej. Chodzi o znaną nie tylko w Trójmieście gdańską GKK, której adwokaci co najmniej od stycznia 2014 r. reprezentowali SKT, także w sporach z sopoc­kim samorządem i rozmowach z syndykiem dotyczących spłaty zadłużenia i pokrycia kosztów wpisu do ksiąg wieczystych. Jed­nym z prawników, którzy zajmowali się tą sprawą na rzecz klu­bu, był adwokat Grzegorz Kuczyński, który kiedyś reprezentował samego Jarosława Kaczyńskiego. GKK bywa nazywana „zaufaną kancelarią PiS”, gdyż od kilku lat odpowiada za obsługę prawną partii i jej najważniejszych polityków z prezesem włącznie. GKK osiem lat temu reprezentowała Elżbietę Jakubiak w przegranym przez nią procesie, jaki wytoczył jej TVN za słowa, że stacja „do­stała pół miliarda na stadion w Warszawie”. Ostatnio prawnicy tej kancelarii - m.in. Bogusław Kosmus - reprezentowali premiera Mateusza Morawieckiego w dwóch głośnych procesach wybor­czych, wytoczonych przez Koalicję Obywatelską, a później przez prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskie- go. Oba premier przegrał. Mec. Kosmus jest pełnomocnikiem prezesa PiS w jego ostat­nim procesie z Lechem Wałęsą.
   Prawnicy GKK znani są również ze współpracy z firmami Marka Falenty, głównego organizatora podsłuchów. Warto przypomnieć, że nagrania powstały m.in. w restauracji Sowa i Przyjaciele, założonej przez firmy, którymi kierowali dwaj mene­dżerowie występujący we władzach. firm z grupy Radius.
   Kuczyński zasiadał w radach nadzor­czych trzech spółek, których był udzia­łowcem Falenta. W jednej z nich człon­kami rady byli również siostra i szwagier Falenty, Krzysztof Rybka, skazany w spra­wie podsłuchowej na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu.
W kolejnej - ojciec Falenty Waldemar. Z naszych informacji wynika, że Kuczyńskiego z Falentą oprócz biznesowych łączą do dziś bliskie relacje koleżeńskie.
   W radach spółek Falenty byli również inni adwokaci i radco­wie z GKK, czyli adwokaci Łukasz Syldatk, który prowadzi spra­wy SKT, i Krzysztof Kufel. Ten ostatni reprezentował premiera Morawieckiego w procesie wytoczonym mu za słowa o tym, że prezydent Krakowa nic nie zrobił w walce ze smogiem. To me­cenas Kufel był autorem głośnych słów, że „nic to nie to samo co zero”.
   Dziś SKT zaprzecza, by chciał na terenach kortów wznosić ja­kiekolwiek inwestycje typu aparthotel, twierdząc, że z tego po­mysłu wycofał się już w październiku 2015 r. Dowo dem ma być protokół z posiedzenia zarządu, który taką decyzję podjął. Tyle że nikt spoza SKT istnienia tego dokumentu nie potwierdza. Były sądowy przedstawiciel klubu Wiesław Pedrycz twierdził nawet, że takiego zapisu nie było. Elżbieta Jakubiak zapewnia, że Dariusz Wechta nie zamierza niczego budować na terenach kortów, chce być tylko sponsorem klubu.
   Ale co innego o planach SKT można się dowiedzieć z pisma pełnomocnika klubu mec. Syldatka. W grudniu 2015 r. napisał do sądu, że „budowa aparthotelu (...) byłaby korzystna z finan­sowego punktu widzenia”, bo klub pokryłby długi, miałby pie­niądze na działalność, uniezależniłby się od dotacji miejskich i „zdezaktualizowałaby się potrzeba szukania sponsorów” (sic!).
   Tak czy inaczej, przy takim polityczno-biznesowo-prawnym wsparciu władze SKT ze spokojem mogą patrzeć w przyszłość: gdy już zdobędą grunty, nikt ich realizacji raczej nie zagrozi.
Grzegorz Rzeczkowski

3 komentarze:

  1. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałbym podziękować firmie Della Taylor za pożyczkę o wartości 40 000 euro. jeśli potrzebujesz pilnej pożyczki, unikaj oszustwa ze strony fałszywych pożyczkodawców i złóż wniosek za pośrednictwem prawdziwej firmy pożyczkowej za pośrednictwem poczty elektronicznej yawnerstaylor@gmail.com lub WhatsApp +1 (876) 398-8103

    OdpowiedzUsuń