środa, 23 stycznia 2019

Śmierć wojownika




Był niepokorny tak jak Gdańsk, którym rządził dwadzieścia lat

Renata Grochal

Paweł czuł, że w Polsce na­rasta atmosfera nienawiści i może wydarzyć się trage­dia. Ale nigdy nie pomyślał, że to może dotyczyć jego - mówi Piotr Adamowicz. Niedzielną noc, tuż po zamachu, spędził na OIOM-ie Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Za drzwiami trwała operacja jego brata. Piotr miał w ręce jego telefon komórkowy, który dosłownie się grzał od tysięcy esemesów, powiadomień z Facebooka i Twittera o wyrazach wsparcia i solidarności.
   - Emocje falowały, co chwilę były wstrzymania akcji serca, ale wtedy mia­łem jeszcze nadzieję, że nie jest tak źle.
O drugiej w nocy, kiedy skończyła się ope­racja, przyszedł lekarz i powiedział, że ta­kie rany to tylko na woj nie i jak Paweł do rana przeżyje, to będzie cud - opowiada Piotr Adamowicz.
   Wracały w myślach obrazy z prze­szłości, ale odsuwał je od siebie. Musiał myśleć zadaniowo. Trzeba ściągnąć do szpitala rodziców, żeby zdążyli pożegnać się z synem. I żonę Pawła, Magdę, która była z córkami w Stanach Zjednoczonych. Starsza córka prezydenta tam się uczy. On wrócił z USA kilka dni wcześniej, by zdą­żyć na Wielką Orkiestrę Świątecznej Po­mocy. Od lat chodził po mieście z puszką i zbierał pieniądze. Trzy tygodnie to był jego najdłuższy urlop od dwudziestu lat

POLITYK LUDOWY
Nie był politykiem gabinetowym. Mieszkał na Starym Mieście. Chodził do pracy piechotą i po drodze rozmawiał z ludźmi. Tak zapamiętali go mieszkańcy, którzy przez ostatni tydzień przychodzi­li tłumnie przed magistrat złożyć kwiaty i zapalić znicze.
   - Mieszkam obok i często go spotyka­łam. Zawsze się ukłonił, zagadał. W ogóle się nie wywyższał - opowiada pani Maryla.
   - Kiedyś mu powiedziałam na ulicy: pozdrowienia z Koszalina, bo tam miesz­kam, a w Gdańsku bawię dzieci córki. On mnie tak serdecznie przytulił - pani Ire­na wyciera łzy.
   Wychował się w 51-metrowym miesz­kaniu przy ulicy Mniszki, obok Stoczni Gdańskiej. Do dziś mieszkają tam jego ro­dzice. Z Piotrem od najmłodszych lat słu­żył do mszy w pobliskim kościele świętej Brygidy, u księdza Henryka Jankowskie­go, kapelana Solidarności.
   Rodzina przyjechała do Gdańska z Wil­na w 1946 roku. Dom Adamowiczów był skromny, ale pełen książek. Rozmawiało się o historii zakazanej w PRL, o zbrodni katyńskiej, która w oficjalnej propagan­dzie była tematem tabu.
   - Czerwoni są źli, to dla nas było jasne jak amen w pacierzu. Myśmy mieli to za­kodowane - mówi mi Piotr Adamowicz.
   W latach 80. bracia wspólnie drukują ulotki, w plecakach szmuglują do Gdań­ska bibułę od dominikanów z Krakowa. W liceum Paweł wydaje podziemne pismo uczniowskie „Jedynka”, a na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie studiuje prawo, pismo „ABC”. W1988 roku staje na czele studenckiego strajku, który popiera pro­testujących stoczniowców.
   Poznaje Jacka Karnowskiego, dziś pre­zydenta Sopotu. To będzie przyjaźń na całe życie. Adamowicz działa w samo­rządzie studenckim na uniwersytecie, Karnowski na politechnice. - On zawsze bardzo dużo czytał. Może dlatego, że nie zajmował się sportem. Ja mniej czytałem, bo uprawiałem sport - mówi półżartem.
   Adamowicz słynie z tego, że przyja­ciołom i współpracownikom podsuwa lektury. Piotrowi Grzelakowi, wicepre­zydentowi Gdańska, wręczył „Samotną grę w kręgle” Roberta D. Putnama. O tym, że człowiek nie może działać sam, bo tyl­ko dzięki współpracy rodzą się wielkie przedsięwzięcia. Aleksandrze Dulkiewicz, także swojej wychowance, która po jego śmierci jest p.o. prezydenta, podaro­wał książkę o Margaret Thatcher.
   Gdy miesiąc temu wybierał się na imie­niny Aleksandra Halla, swojego mento­ra i przyjaciela, zadzwonił z pytaniem o książkę na prezent. Przyniósł „Legiony Polskie 1914-1918” Andrzeja Chwalby.
   Miał 15 lat, kiedy poznał Halla, obok Bogdana Borusewicza i Lecha Wałęsy główną postać opozycji demokratycznej na Wybrzeżu. Hall był liderem prawico­wego Ruchu Młodej Polski, nawiązującego do endeckiej myśli Romana Dmowskiego, uczył historii w liceum Piotra.
   Jak wspomina Hall, Adamowicz nie był typowym RMP-owcem. Gdy w 1990 roku powstaje Kongres Liberalno-Demokra­tyczny, od razu się do niego zapisuje. Ale po trzech latach odchodzi do Partii Kon­serwatywnej Halla, bo nie podobała mu się deklaracja ideowa KLD. Zapisano w niej, że prawo nie może być stanowio­ne w oparciu o normy jakiejkolwiek religii, a ocena z religii na świadectwie „jest naruszeniem prawa do wolności przeko­nań”. Według Adamowicza to pachniało antyklerykalizmem.
   - Paweł to człowiek autentyczny, dobry z natury. Potrafi słuchać. Ale jest także bardzo emocjonalny - Hall ciągle nie po­trafi mówić o Adamowiczu w czasie prze­szłym. Opowiada, jak prezydent Gdańska łkał, wygłaszając mowę na pogrzebie ar­cybiskupa Tadeusza Gocłowskiego, do którego miał stosunek niemal synowski.

MIASTO WOLNOŚCI I SOLIDARNOŚCI
Jako 24-latek Adamowicz został radnym i najmłodszym w Polsce prorek­torem do spraw studenckich na Uniwer­sytecie Gdańskim.
   Sam o sobie mówił, że z natury jest nie­śmiały, ale w kampaniach sprawiał wra­żenie, że jest w swoim żywiole. Chodził od drzwi do drzwi i rozdawał ulotki. Po ostat­niej kampanii opowiadał nawet, że ktoś poczęstował go whisky i trochę zaszumia­ło mu w głowie, ale głupio było odmówić.
   Twierdził, że do polityki trafił przez przypadek. W 1990 roku sąsiadki rodzi­ców miały go namówić, żeby wystartował w wyborach. Gdy miał 28 lat, został prze­wodniczącym Rady Miasta. W1998 roku, w wieku 33 lat, z poparciem AWS został prezydentem Gdańska. Rok później oże­nił się z Magdą, swoją studentką, dziś prawniczką i nauczycielką akademicką na uniwersytecie. Mają dwie córki - An­toninę i Teresę.
   Był wśród tych, którzy uważali, że nie ma co reformować AWS i trzeba podnieść nowy sztandar centroprawicy. Przystąpił do powstającej właśnie Platformy Oby­watelskiej.
   - On nie wywoływał strachu wśród współpracowników. Nie budował dwo­ru. Prezentował zupełnie inny typ liderowania. Ludzi wiązał na zasadzie przyjaźni, współpracy, zaufania. Tak wy­chował zresztą swoich następców - Olę Dulkiewicz i Piotrka Grzelaka - opowia­da Hall.
   Był krytykowany za to, że za bardzo ulega deweloperom, ale to za jego cza­sów Gdańsk z zapyziałego miasta zmienił się w europejską metropolię. Był wizjo­nerem. Wspierał budowę Europejskie­go Centrum Solidarności, bo uważał, że dziedzictwo wielkiego ruchu z lat 80. po­winno być fundamentem tożsamości „miasta wolności”, jak nazywał Gdańsk.
   Dwa dni przed śmiercią był na radzie ECS. - Rozmawialiśmy o tym, że mini­ster kultury Piotr Gliński obciął o 4 mln złotych dotację dla KCS. To próba naci­sku. PiS chce przejąć ECS tak jak Muze­um II Wojny Światowej. Paweł był tym oburzony - mówi mi Bogdan Boruse­wicz. - Próbowaliśmy wysłać delegację do Glińskiego, ale jej nie przyjął.
   - Piotr Adamowicz opowiada, że jego brat uczył się Gdańska, jego kultury, wie- lonarodowości. - To było miasto nie­pokorne. Gdy zostało wchłonięte przez Prusy po II rozbiorze, radni demonstra­cyjnie zdjęli togi. I Paweł wymyślił, jak został szefem Rady Miejskiej, że radni powinni nosić togi. Dla niektórych to była fanaberia, przebieranki, ale on uważał, że to jest odniesienie do gdańskości, do hi­storii. Sam też był niepokorny - wspomi­na brat prezydenta. Do dziś w gabinecie Adamowicza, do którego po jego śmier­ci wciąż nikt nie ma odwagi wejść, przy biurku wisi toga, na wzór tej osiemnasto­wiecznej. Prezydent zakładał ją na spe­cjalne okazje.

MIASTO RÓWNOŚCI
Do mistrzostw euro 2012 Adamowicz koncentrował się na budowie infra­struktury. W Gdańsku powstał stadion, a pod Martwą Wisłą najdłuższy tunel podwodny w Polsce, który ułatwił komu­nikację w mieście.
   Po Euro Adamowicz zaczął mówić, że nie można spocząć na laurach, bo w mie­ście wolności i solidarności każdy po­winien się dobrze czuć. W 2017 roku córka Antonina namówiła go, żeby po­szedł na paradę równości, bo - jak prze­konywała - prawdziwy lider powinien stanąć po stronie osób dyskryminowa­nych. Adamowicz, który jeszcze w 2005 roku, zasłaniając się „względami formal­nymi”, zakazał organizacji wiecu równo­ści, tym razem zapowiedział, że chciałby otworzyć i poprowadzić trzeci Trójmiej­ski Marsz Równości. Środowiska LGBT przyjęły to z zaskoczeniem.
   - Czasem człowiek zmienia poglą­dy. Moje, kiedyś bardzo konserwatywne, także się zmieniają. Ale niezależnie, czy jesteśmy konserwatystami, czy liberała­mi, a może socjalistami, powinniśmy pa­miętać o szacunku dla drugiego człowieka i prawie do wyrażania swoich poglądów, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy - tłu­maczył prezydent.
   Otwierając marsz, mówił, że „Gdańsk chce być otwarty na różnorodność, bo do­piero spotkanie z inną kulturą, odmien­nością czyni nas bogatszym”. Na koniec w tonie ewangelicznym nawiązał do pol­skiej homofobii. - Jak słyszycie, że ktoś jest zboczony, że ktoś jest zepsuty, to powiem tak: ten jest zboczony, który sieje nienawiść. Ten jest zepsuty, który odnosi się do drugiego z wrogością, trzyma rękę wyciągniętą w nienawiści, chce rzucić ka­mieniem, chce potraktować go patką, ten, który mówi złe słowa, złą energię wysyła do drugiego człowieka, ten jest, przepra­szam, zboczony. My jesteśmy najnormal­niejsi na świecie - mówił do uczestników parady.
   Piotr Adamowicz przyznaje, że ewolucja brata konserwatysty zaskoczyła go.
   - Ale szybko zrozumiałem, że on się zmienił przez rozmowę i poznawanie. Jak się jedzie do Londynu, Amsterdamu czy Paryża, to się widzi, jak wygląda świat. Paweł był daleki od myślenia, że Polska jest pępkiem świata. Polska jest tylko jego elementem - podkreśla mój rozmówca.

AKTY ZGONU ZA UCHODŹCÓW
Gdy premier Beata Szydło oświad­czyła, że rząd PiS nie przyjmie uchodź­ców, Adamowicz ogłosił, że zaprosi uchodźców do Gdańska.
   - Uważam, że obecny polski rząd w Warszawie z powodów moralnych i zo­bowiązań europejskich powinien przyjąć uchodźców - argumentował.
   Ówczesny szef MSWiA Mariusz Błaszczak odpowiedział, że jeśli Adamowicz przyjmie uchodźców, to złamie prawo, bo za politykę migracyjną Odpowiada rząd. Mimo to prezydent Gdańska namówił prezydentów 11 dużych miast do podpisa­nia deklaracji o wspieraniu migracji. Mło­dzież Wszechpolska opublikowała wtedy „polityczne akty zgonu” sygnatariuszy porozumienia. Adamowicz zawiadomił prokuraturę, która jednak umorzyła po­stępowanie, co - jak mówią jego przy­jaciele -- bardzo przeżył. Przygotował zażalenie, ale nie zdążył go złożyć.
   Był jednym z najbardziej wyrazistych obrońców demokracji wśród polskich sa­morządowców. Chodził na marsze prze­ciwko łamaniu konstytucji i w obronie sądów. Już po skoku PiS na Trybunał Konstytucyjny zorganizował w Gdań­sku konferencję z okazji 30-lecia istnie­nia TK.
   - To nie prezes TK, a cały organ jest przedmiotem ataku PiS, które konse­kwentnie podkopuje fundamenty nie­zależnego sądownictwa w Polsce. Za chwilę zostanie pod nie podłożony dy­namit - przestrzegał. Podporządkowa­na rządowi prokuratura natychmiast wszczęła śledztwo, żeby sprawdzić, czy finansując konferencję, Adamowicz po­pełnił przestępstwo, bo organizowanie takich konferencji nie zgadza się z cela­mi gminy. Wiceprezydent Piotr Grzelak opowiada, że prokuratorzy praktycznie zamieszkali w urzędzie miejskim. Dosta­li nawet pokoje.
   - Myśmy o drugiej, trzeciej w nocy do­stawali e-maile z prośbą o dokumenty. Nie wiem, czy chcieli nas zastraszyć, że nawet w nocy nas rozpracowują - zasta­nawia się Grzelak.
   I twierdzi, że Adamowicz był przygo­towany na to, że zaraz on sam albo ktoś z urzędu pójdzie siedzieć. Instruował współpracowników, że w razie nagłego nalotu prokuratury trzeba dokładnie no­tować, jakie zabrali dokumenty i dokąd wywożą zatrzymanych.
   - Była atmosfera zastraszania, pub­licznego zdyskredytowania prezydenta. Nie można o tym zapominać -- mówi mi Grzelak.

NAGONKA
Jest wrzesień 2017 roku. Paweł Ada­mowicz idzie ulicą Wiejską w War­szawie, tuż za nim biegnie reporter TVP Info Łukasz Sitek.
   - Czy panu nie wstyd? - pyta Adamo­wicza.
   - Proszę to wszystko nagrać, umieści­my w internecie - mówi do współpracow­nika Adamowicz.
   - Proszę powiedzieć, dlaczego prosili­ście przestępców o pieniądze? Pan prezy­dent będzie miał zarzuty prokuratorskie. Panie prezydencie, chcemy wiedzieć, kim jest Paweł Adamowicz na liście klientów Amber Gold? Musimy wiedzieć, dlaczego pan wspiera przestępczość w Gdańsku? - pyta reporter na filmie, który można obejrzeć w internecie.
   Prezydent Sopotu Jacek Karnowski z Adamowiczem wiele razy rozmawiali, że nie zgadzają się na brutalizację ży­cia publicznego. - Byliśmy dręczeni przez TVP Gdańsk. Ten sam człowiek jeździł za Pawłem lub za mną. Robił napastliwe ma­teriały. Odmówiliśmy występów w TVP - wspomina Karnowski.
   W ostatnich miesiącach Adamowicz często był czarnym bohaterem „Wiado­mości” TVP. Przedstawiany jako oszust majątkowy, współautor afery Amber Gold, oskarżany o walkę z polskością, na­zizm, komunizm, a nawet ściągnięcie do Gdańska katastrofy ekologicznej.
   - On tę całą „Kurwizję”, redaktora Sit­ka osławionego, postrzegał w kategoriach chamstwa, ale nie zagrożenia - zastrzega Piotr Adamowicz.
   W 2016 roku prokuratura, nad którą sprawuje nadzór Zbigniew Ziobro, skie­rowała do sądu zażalenie na umorzenie postępowania w sprawie nieprawidło­wości w oświadczeniach majątkowych Adamowicza. Sąd wcześniej sprawę wa­runkowo umorzył, nakładając na prezydenta 40 tys. złotych kary, bo nie wykazał w oświadczeniach całego majątku. Pro­kurator popierał wtedy takie orzeczenie, ale zmienił stanowisko.
   W wyborach samorządowych nie po­parła Adamowicza na kolejną kaden­cję Platforma, mimo że był jednym z jej założycieli. Po ujawnieniu problemów z oświadczeniem majątkowym prezy­dent Gdańska sam wystąpił z partii. Plat­forma wystawiła w Gdańsku Jarosława Wałęsę, a PiS Kacpra Płażyńskiego, syna Macieja Płażyńskiego, jednego z założy­cieli PO.
   Mimo to Adamowicz wystartował, bo był przekorny. Tak mówi Bogdan Boruse­wicz, który jako jedyny w PO poparł jego kandydaturę.
   - Wiedziałem, że on wygra, a Platfor­ma popełniła błąd - mówi mi Borusewicz.
Grzelakowi Adamowicz powiedział, że będzie „gryzł trawę”, żeby wygrać. Co­dziennie o siódmej rano zaczynał kampa­nię od rozdawania drożdżówek. Chodził od domu do domu.
   - Pokazywał, że chociaż jest zaszczuwany, to ma megapozytywną energię - mówi wiceprezydent. I Adamowicz do­piął swego.

PODZIĘKOWANIA DLA PRZYJACIÓŁ
Zwycięski wieczór wyborczy po drugiej turze. Prezydent dziękuje trzem osobom - Aleksandrowi Hallowi, Bogdanowi Borusewiczowi i Donaldowi Tuskowi, który wsparł go na Twitterze, pisząc w dniu jego urodzin, że „najlep­szym prezentem dla miasta będzie jego zwycięstwo”.
   Grubo po północy w domu Halla dzwo­ni telefon.
   - Dziękuję, to ty mnie przekonałeś, że­bym kandydował - mówi Adamowicz swojemu mentorowi. Rzeczywiście, pre­zydent wahał się, czy startować. Miał już nawet gotowe oświadczenie, że nie będzie walczył o kolejną kadencję. Aleksander Hall prosił, by jeszcze przemyślał tę decy­zję. Argumentował, że łatwiej będzie mu bronić demokracji, konstytucji i wolnych sądów, będąc prezydentem Gdańska.
   Proszę sobie wyobrazić, co ja teraz czuję - mówi mi Hall. - Mamy bohatera narodowego, mamy męczennika, ale nie mamy Pawła - nie może powstrzymać łez.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz