piątek, 18 stycznia 2019

Ułan gryziony w kostkę



W Grajewie mówią, że jako poseł zachorował na krótką pamięć. Mówią po cichu. Boją się, że Adam, dawny kolega z blokowiska na Osiedlu Centrum, jako minister dostanie długich rąk

Wojciech Cieśla

Adam Andruszkiewicz na­rodził się w Grajewie, w centrum miasta, pod pomnikiem niepodległo­ści. Narodził się jako poli­tyk z megafonem w ręku. Wcześniej nikt go nie znał. - Pięć, siedem lat temu po­mniki to była jego działka - wspomina jeden z radnych. - Działał w Młodzieży Wszechpolskiej. Co roku zbierał to to­warzystwo i oddawali hołd wyklętym, którzy 8 maja 1945 roku odbili miasto z rąk UR. Rozwijał się w oczach. Była ich tu garstka, pomieszani z kibolami. Za­czynali demonstracje w kilkunastu, po­tem miał ich przynajmniej czterdziestu. Ściągał kolegów z Białegostoku.
   - Rzeczowy, twardo stojący na zie­mi - charakteryzuje go współpracow­nik z czasów Młodzieży Wszechpolskiej.
   - Tylko zaciągał niemożebnie, bardziej niż obecnie. Gdy pierwszy raz zadzwonił, myślałem, że ktoś mnie wkręca, że prze­cież już nikt tak nie mówi.
   W 2015 r. Andruszkiewicz został po­słem Kukiz’15, potem był w kilku innych inicjatywach. Właśnie został wicemini­strem cyfryzacji w rządzie PiS.
   Dziś, ponad trzy lata po wyborach, Grajewo i okolice pełne są ludzi zawie­dzionych. Nie dlatego, że Adam odszedł od narodowców i sprzedał się rządzą­cej partii. Znajomi, którzy wozili go na spotkania z Pawłem Kukizem, byli pra­codawcy i koledzy z ruchu narodowego - wszyscy mają żal o jedno: że Adam za­chorował na krótką pamięć. Że przestał odbierać telefon.

I
Grajewo: skraj Podlasia, 22 tysią­ce mieszkańców. Miasto chlubi się mle­kiem Łaciatym. Bezrobocie około 13 procent, ponad dwa razy więcej niż śred­nia krajowa. Po żydowskich mieszkań­cach (przed wojną Żydzi stanowili grubo ponad połowę) nie ma śladu, w miejscu spalonej synagogi stoi dom kultury. Nie ma też śladów przedwojennych nastro­jów, gdy ONR i Stronnictwo Narodowe trzymały rząd dusz na zachodnim Pod­lasiu. W radzie miasta rządzi lokalny ko­mitet, wójtem jest PSL-owiec. Wybory w 2015 r. wygrał Andrzej Duda i PiS. An­druszkiewicz przekonał do siebie raptem 345 obywateli.
   Za ulicą Ełcką, między Tesco a Biedronką, rozciąga się blokowi­sko. Kilkadziesiąt identycznych czteropiętrowców, łososiowo-szare ściany, blaszane garaże, sklep z alkoholem. W jednym z domów z wielkiej płyty wy­chował się wiceminister cyfryzacji.
   Adam Andruszkiewicz - choć w War­szawie wynajął mieszkanie na modnym Powiślu - gdy przyjeżdża do Grajewa, pomieszkuje u rodziców. - Filmiki, które wrzuca na Facebooka, nagrywa w dużym pokoju - śmieje się jeden z grajewskich znajomych.
   Nauczyciele z „dwójki” o byłym uczniu rozmawiają niechętnie - w podstawów­ce wciąż pracuje matka posła, specjalist­ka nauczania początkowego z 30-letnim stażem.
   - Wśród młodzieży zdarzają się różne typy, czasem chuligani, ale większość do dziś kłania mi się na ulicy. Adam ostenta­cyjnie nie poznaje nauczycieli - mówi je­den z pedagogów. - Był przeciętny. Raczej nijaki. Wyczytaliśmy gdzieś, że jego pasją jest historia. No, nie wiem, w pokoju na­uczycielskim, gdy Ola nie słyszała, mieli­śmy z tego niezły ubaw. Ale nie sprawiał większych problemów.
   Fakty przeczą opiniom, bo Andrusz­kiewicz wygrał miejscowy konkurs hi­storyczny „Żeby Polska była Polską”. „Podkreślić trzeba, że gimnazjaliści wy­kazali się dużą wiedzą, wykraczającą znacznie poza obowiązujący program na­uczania” - napisze jury.

II
O tym, kim są najbliżsi wicemini­stra, można się dowiedzieć tylko tyle, ile sam zdradza.
   O ojcu opowiada tylko raz, na biało­ruskim portalu sb.by. Stąd wiadomo, że w PRL Zbigniew Andruszkiewicz, absol­went technikum, pracował w Telekomu­nikacji Polskiej. Gdy firmę w 2001 roku sprywatyzowano, wylądował na bru­ku. - Musiał iść budować drogi - żali się poseł.
   Gdy Zbigniew wraca po 10 miesiącach pracy w Wiedniu, mówi synowi, że może w Polsce będzie kiedyś jak w Austrii: mało pracy, dużo pieniędzy. - Moi rodzi­ce myśleli, że obudzimy się rano i będzie jak w Niemczech. Tak mówiła propagan­da przed referendum unijnym, żeby lu­dzie szli głosować. I ludzie w to uwierzyli - ubolewa Andruszkiewicz.
   Skąd wyznania w rosyjskojęzycznym portalu? Gdy został posłem, reaktywował polsko-białoruską grupę parlamentar­ną. Często gości z oficjalnymi delegacja­mi u urzędników Łukaszenki, narzeka tam na Unię Europejską. - Gdy w 2005 r. zdelegalizowano Związek Polaków na Białorusi, Sejm zawiesił oficjalne rela­cje z parlamentem białoruskim. Nikt - ani PiS, ani PO - nie miał wątpliwości, że trzeba się od reżimu trzymać z daleka.
I nagle w 2016 r. z inicjatywą ocieplenia relacji wyskakuje nacjonalista Andrusz­kiewicz - mówi Robert Tyszkiewicz, po­seł PO, specjalista od spraw wschodnich.
   - Czy Andruszkiewicze to ofiary trans­formacji? Grajewska przeciętna. Ani za­możni, ani specjalnie biedni - mówi mi jeden z samorządowców. - Adamowi i jego starszej siostrze dali to, co można dać dzieciom: wykształcenie.

III
Na zabytkowym dworcu w Graje­wie (zabity deskami, grozi zawaleniem) w ubiegłym wieku pracował dziadek Le­cha i Jarosława Kaczyńskich. Dziś ru­dera upstrzona jest błękitnym graffiti: „Seks, alkohol, mordobicie”, pod ścianą w śniegu zamarznięte flaszki z browaru
Łomża. Większość napisów głosi chwałę czwartoligowej Warmii Grajewo.
   Zbigniew Andruszkiewicz kilkanaście lat temu pełnił krótko funkcję kierow­nika drużyny (na zdjęciu na Facebooku w czerwonym dresie). W czerwcu 2016 r. poleciał aż do Marsylii, żeby oglądać z sy­nem mecz Polski z Ukrainą na mistrzo­stwach Europy.
   Podobnie jak Adam, Zbigniew Andruszkiewicz nie boi się internetu. Regularnie dyskutuje o polityce. Gdy Przemysław Wipler w 2016 r. zapewnia, że „antysystemowcy” będą zgodnie współpracować przez całą kadencję, tata posła komentu­je: „A Winnicki mówi, że pana rozegra”.
   W czasie, gdy syn związany jest z Ru­chem Narodowym, tata basuje Witoldowi Tumanowiczowi z narodowców: „Szacu­nek panie Witoldzie za wspólną antysystemową walkę”. Ale gdy Andruszkiewicz junior opuszcza ruch, senior trolluje po­sła Krzysztofa Bosaka: „Jakie ma pan wy­kształcenie, panie Krzysztofie, jako lider Ruchu Narodowego?”.
   Ojciec ministra jest dziś woźnym w podstawówce im. Henryka Sienkie­wicza. Na pytanie o syna usztywnia się: - Trwa na niego nagonka, a on służy Pol­sce. I ja go za to szanuję. Nie będę roz­mawiał. Teraz coś powiedzieć będzie niebezpiecznie.

IV
Piętrowy budynek przy głównym skrzyżowaniu, Galerię Centrum zna każdy, kto w Grajewie skręca na Ełk albo Augustów. Do biura posła Andruszkiewi­cza nie prowadzi żadna wskazówka. Wy­borca musi się wysilić: przy dmuchanym bałwanie skręcić w lewo, za półką z zie­lonymi trampkami jeszcze raz w lewo - drzwi do biura schowały się za zało­mem. Na drzwiach szyld z nazwiskiem posła i zaklejone białą taśmą logo Kukiz’15 i hasło „Potrafisz Polsko”.
   Drzwi zamknięte na głucho. Daniel Purwin, kolega i asystent Andruszkiewi­cza, najpierw przesuwa spotkanie na na­stępny dzień, a potem wyłącza komórkę. W Internecie broni posła jak lew: „Jak zapewne widzicie, trwa nieludzki atak medialny w sprawie ministra Andrusz­kiewicza. TVN, Gazeta Wyborcza i inni, nazwałbym to już wręcz nękaniem”. I jeszcze: „(...) Rozpoczęła się nagonka mediów powiązanych ze starym układem, z którym Adam Andruszkiewicz walczył od zawsze. Zawistny i podły atak wrogów i ludzi znających się na wszystkim i wie­dzących wszystko”.

V
Podobnie jak z rodzicami i siostrą, Adam Andruszkiewicz nie afiszuje się z narzeczoną - Kamilą. Jej istnienie ogłasza światu po raz pierwszy w świę­ta, gdy wie, że za moment trafi do rządu: wrzuca na Instagram wspólne zdjęcie pod choinką. Kamila, 29-letnia absol­wentka Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, przez kilka lat mieszka­ła w Paryżu. Nie wiadomo, czym mło­da rusycystka zajmowała się we Francji i czym dziś zajmuje się w Polsce. W sie­ci można odnaleźć nieaktywne konto z jej nazwiskiem na rosyjskim portalu vkontakte.ru.
   Jedyny kontekst, w którym Andrusz­kiewicz chętnie wspomina bliskich, to historia. „Moja rodzina zasłużyła się do­brze dla Polski w czasie II wojny świato­wej” - pisze. „(...) Patriotyzm jest w mojej rodzinie obecny od pokoleń i jest zobo­wiązaniem dla mnie, by nigdy nie zdra­dzić Polski. To Wam gwarantuję. Czołem Wielkiej Polsce!”.
   Historia, którą opowiada, jest specy­ficzna: dziadkowie ze strony matki nie mają tu nazwisk, nie sposób ich ziden­tyfikować, nikt postronny nie sprawdzi w źródłach tego, co pisze Andruszkiewicz. Tymczasem poseł swobodnie żongluje faktami. Przykład? Podaje, że pradzia­dek ze strony ojca, Aleksander, bił się w kampanii wrześniowej: „Swoją przygo­dę z wojną zakończył w obozie jenieckim KL Grajewo”. KL to skrót od niemieckie­go „konzentrationslager”, obóz koncen­tracyjny. Ale w 1939 roku Grajewo leżało po rosyjskiej stronie granicy. Żaden „kon­zentrationslager” tu nie istniał.

VI
Z Maciejem Grabowskim z Grajew­skiej Izby Historycznej sprawdzamy informacje o obozach. Za okupacji so­wieckiej 1939-1941 w Grajewie działa­ło więzienie NKWD, obozów nie było. Po ataku Niemców na ZSRR w pobliskich Boguszach był obóz jeńców sowieckich (Stalag 373 i Oflag 56), obóz dla interno­wanych Włochów (Stalag 373 Prostken), dla ludności żydowskiej (SammeHager) i przesiedleńców (Umsiedlungslager). Obozu jenieckiego brak. Pytam ministra cyfryzacji o KL Grajewo. Nie odpowiada.
   Gdy Andruszkiewicz w 201.5 r. po raz pierwszy wrzuca do sieci czarno-bia­łe zdjęcie żołnierza w mundurze, pisze: „Pradziadek ze strony matki, Broni­sław, był podoficerem słynnych Ułanów Krechowieckich”.
W styczniu 2019 r. to samo zdjęcia pod­pisuje inaczej: „Mój pradziadek Piotr - ułan krechowiecki. Od pokoleń walczy­my o silną Polskę. I to się nigdy nie zmie­ni! Zwyciężymy!”.
   Rodzinna historia to wygodne narzę­dzie w polityce. Opowieści o dziadkach Andruszkiewicz kończy dobitnie: „Na­szym obowiązkiem wobec nich - któ­rzy oddali życie i zdrowie za nas - jest te wszystkie kasty do końca wyplenić. Wy­rzucić raz na zawsze, poza nawias. Ska­zać ich i oczyścić naszą kochaną Polskę z ich potomków, którzy nie kryją się nawet ze swoimi poglądami”.
   - Odpowiadają mu wielbiciele: „Panie Adamie, pan jest jak dumny ułan na rumaku, dokoła którego kłębią się wściekłe, zaślinione psy, próbujące kąsać pana po łydkach”.

VII
W Grajewie żal, że Adam jako poseł nie odbiera telefonu, przewija się w wielu rozmowach. Anonimowych, bo wśród moich rozmówców panuje prze­konanie, że jako minister od internetu Andruszkiewicz może mieć długie ręce. A Grajewo jest małe: - Był biznes­men, nazwijmy go Robert, który dał mu jakąś śmieciówkę jeszcze na studiach, pozwolił zarobić parę groszy. Miał póź­niej sprawę - nie, żeby coś załatwić z posłem, raczej chciał prosić o radę, w końcu Adam w samej Warszawie, w telewizorze co drugi dzień. Ale Adam nie znalazł czasu dla Roberta. Zaczął za­dzierać nosa. Zawiódł wielu ludzi.
   Polityk Kukiz’15: - Został pomazań­cem rok temu. Wtedy Morawiecki wie­dział już, że będzie premierem. Chciał zgasić plotki, że nie poradzi sobie, że nie ma zaplecza. Musiał pokazać partii, że załatwi kilku posłusznych posłów, którzy dadzą im ciut więcej ponad 230 głosów w Sejmie. Zaczął regularnie gościć An­druszkiewicza. Pewnie poznał go przez ojca, ale Kornela nie było na tych spot­kaniach. Potem Adama przyjął sam Ka­czyński, wbrew własnej zasadzie, że kto zaczyna politykę przed trzydziestką, ten marnie skończy. Adam się tym ekscyto­wał. Z Morawieckim, choć to dziwne, faktycznie się polubili. Gdy „Newsweek” opisał, jak Morawiecki kuglował w nie­ruchomościach, Adam najgoręcej bronił go na Facebooku.
   Współpracownik z czasów Młodzie­ży Wszechpolskiej: - W TVP Info pro­mowali go Klarenbach z Rachoniem, dali mu głos, zapraszali. A jemu odbiło na własnym punkcie. Ludzie z jego biu­ra w Białymstoku twierdzą, że na spotka­niach rozdawał własne zdjęcia. Kojarzy pan to zdjęcie z tabloidów, które złapa­ły go, jak jedzie do knajpy rządową limu­zyną? Na zdjęciu jest też facet w szarym płaszczu. To Krzysiek Tenerowicz z Kra­kowa, z Solidarnej Polski. To jego jedyne zaplecze. Tylko on mu pozostał. Za Ada­mem nie stoi już nikt.

VIII
Opowiada poseł PiS: - Po nomina­cji dla Andruszkiewicza Gowin się zde­nerwował, zadzwonił do Kaczyńskiego. Umówili się na spotkanie. Gowin usły­szał wtedy: niech się pan nie unosi, przedstawię panu takie fakty, że zro­zumie pan ten ruch. Nie wiem, może na Nowogrodzkiej był profesor Walde­mar Paruch z Centrum Analiz Strate­gicznych z jakąś genialną wizją, z której wynikało, że trzeba go wziąć do rządu? Może Kaczyńskiego przekonał Mora­wiecki? A może po prostu wszyscy je­steśmy za głupi na geniusz Napoleona z Nowogrodzkiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz