Ta historia zacznie
się śmiesznie - od żartów z papieża i od złotego byka, który nie stanie na
warszawskim placu Trzech Krzyży. A skończy strasznie - wizją państwa
wyznaniowego, w którym prawo ma być zgodne z doktryną Kościoła. Oto sześć
pierwszych przykazań tego prawa.
WOJCIECH STASZEWSKI
I
Nie będziesz stawiać byka przy kościele
Amerykański rzeźbiarz Arturo di Modica zakłada się w nocy przed budynek nowojorskiej
giełdy. Jest grudzień 1989 r. Nielegalnie stawia wykonaną przez siebie rzeźbę
byka. To symbol hossy na giełdzie, hołd dla amerykańskiej gospodarki, która
właśnie pokonała kryzys. Mieszkańcy Nowego Jorku pokochają symbol, stanie się
atrakcją miasta, turyści będą go chcieli poklepać na szczęście.
Pięć odlewów z tej samej formy
może być uznanych za oryginał. Jeden z nich jest w Polsce, anonimowy biznesmen
zaproponował ustawienie go przed budynkiem Giełdy Papierów Wartościowych w
Warszawie.
Rzecznik Giełdy Maciej Wewiór przygotował
prezentację o byku i poszedł do sąsiadującej z giełdą parafii św. Aleksandra.
Zdążył tylko powiedzieć dwa zdania. - Ależ to jest cielec! - przerwał mu
ksiądz prałat. Po czym zmobilizował wiernych. Rada duszpasterska wydała stanowisko:
„Powstanie wrażenie, że rzeźby są integralnie złączone z budynkiem kościoła,
co może budzić mylne przekonanie, iż są symbolem biblijnego cielca spod góry
Synaj, symbolu pogańskiego kultu”.
- Chcieliśmy, żeby byk stał blisko
ministerstw gospodarki, skarbu, pracy, kancelarii Sejmu i Senatu, a także
samej giełdy i kościoła - kluczowych instytucji życia społecznego. Żeby
wszystkim przypominał: „Gospodarka, głupcze” - tłumaczy Wewiór. - Może
postawimy byka w innym miejscu. Ale trzeba się zastanowić, czy to nie za duże
ryzyko. Ta rzeźba jest warta miliony dolarów.
Z księdzem prałatem nie udało mi
się skontaktować. Ale w rolę jego adwokata wcielił się ks. prof Andrzej Draguła z Uniwersytetu Szczecińskiego: - Byk może
oznaczać bożka mamony. Ale ja bym się na byka zgodził. I pokazywałbym parafianom
- oto symboliczny wyraz, jak giełda może stać się religią.
II
Nie będziesz
żartować z papieża
Papież „puszcza bąki, zjada,
przełyka, trawi”. „To nie zabierają tego anioły?! Nie, to jest zwykły facet” -
żartuje na poważnie Abelard
Giza w skeczu kabaretu Limo. Za pokazanie tej
scenki TVP zapłaciła w zeszłym roku 5 tysięcy złotych kary.
Teraz skecz zobaczyła w internecie
Joanna Lelek, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Rabce-Zdroju. I
uznała, że kabaret Limo w miejskim amfiteatrze nie wystąpi. - Są wartości, z
których nie należy się naśmiewać. Wylajkowanie Wielkiego Piątku, wyśmiewanie
się z papieża?! - wyjaśnia clyr. Lelek.
- To coraz gorętszy konflikt
religijny - komentuje Szymon Jachimek z kabaretu Limo, - Nie podoba mi się,
kiedy ludzie przeszkadzają w wystawieniu „Golgoty Pienie” w teatrze, ale nie
podoba mi się też, kiedy Pussy Riot robią show w cerkwi. Dawniej
każdy miał swoje budynki: kościoły, teatry, burdele, Sejm i Senat. Dziś to
zostało zaburzone.
Jachimek niespodziewanie
przechodzi na dragą stronę: - Dziś przyznanie się do wiary bywa faux pas. Nieraz słyszałem w pubie wyśmiewanie się, jak ktoś
mówił, że chodzi do komunii. Nie podoba mi się też, kiedy warszawska młodzież
wyśmiewa obrońców krzyża.
- A bąki papieża są śmieszne?
- Bąki nie. Ale śmieszne jest, że człowiek,
który dowodzi Kościołem, ma status półboga. Z żadną jego myślą nie wolno
dyskutować, stoi na piedestale.
- Papież Franciszek trochę z niego
zszedł.
- Można zapytać, dlaczego papież
Polak tego nie zrobił. Papież Franciszek pewnie by się z tego skeczu uśmiał.
Ale po aferze w telewizji już tego nie gramy. Zresztą w telewizji monolog był
skrócony, wypadły np. kawałki o masturbacji.
III
Nie będziesz ćwiczyć jogi
„Demoniczny charakter, zagrożenie
duchowe, diabelstwo” - tak pisze o jodze prawicowy portal Fronda.pl. I wezwał wiernych do protestów, bo w Poznaniu przy wsparciu
władz miasta rozpoczęły się bezpłatne, otwarte zajęcia „Joga przy fontannie”.
- Co jest złego w jodze? - pytam
księdza Radosława Siwińskiego, egzorcystę z Domu Miłosierdzia w Koszalinie.
- Kiedy wchodzimy w to świadomie,
zło przychodzi do naszego życia. Jak dotykamy rzeczy brzydkich - bagna, błota
- to się ubrudzimy. Tak samo jak dotykamy nieczystej duchowości. A joga to
najpierw filozofia, a dopiero potem ćwiczenia.
- Ale przecież adepci nie oddają
czci Krisznie!
- Ci, którzy uczą jogi, oddają się
medytacji. Otwierają się na obcą duchowość, na wielobóstwo, nieznane postaci i
energie, co może być niebezpieczne. Osoby, które głęboko w to weszły, mają
poważne dręczenia diabelskie.
- Jak wyglądają takie dręczenia?
- Czują czyjąś obecność, nie mogą
spać, są zalęknieni. W rzadkich przypadkach dzieją się też rzeczy
niewytłumaczalne. My, egzorcyści, wyrzucamy złe duchy. Każdy duch ma swoją
działkę, jedne są odpowiedzialne za uzdrawianie, inne za herezje, są też duchy
jogi. One otwierają człowieka na niebezpieczną, diabelską duchowość.
- Słyszałem kiedyś, że przy
pozycjach odwróconych w jodze szatan może wejść w człowieka przez odbyt.
- No nie, to już rzeczywiście
śmieszne - zgadza się ksiądz.
Szef klubu Joga Poznań nie dziwi
się obawom księdza. Do niego też zgłaszają się nawiedzeni instruktorzy. Łatwo
ich rozpoznać, bo np. chcą uczyć jogi za darmo albo „wiedzą, jakie są inne
światy”:
- Wariaci są wszędzie. I w
kulturze indyjskiej, i w chrześcijaństwie. U nas też można spotkać
nawiedzonego księdza, który robi Kościół w Kościele.
Joga w jego klubie ma służyć
przede wszystkim rozładowaniu stresu: - Stres w ciele wpływa na jakość życia.
Ważna jest też strona psychologiczna, ale zalecamy, żeby tym zajmowali się psychoterapeuci.
To dla człowieka Zachodu najlepsze połączenie.
Apel Frondy przyniósł odwrotny
efekt. Na zajęcia w Poznaniu przyszło 300 osób - 10 razy więcej niż poprzedniego lata.
- Witałyśmy się „Cześć, satanistki”
- opowiada Joanna Majka, pracownica korporacji po trzydziestce. Na jogę
zaczęła chodzić trzy miesiące temu, po śmierci ojca. Bo ojciec umarł od
nadmiaru stresu i wtedy Joanna zauważyła, że ma zbyt stresującą pracę.
- Teraz radzę sobie ze stresem
dużo lepiej. Jak wracam z zajęć, to nawet kot, który dawniej nie chciał do
mnie podejść, sam się łasi - opowiada. - Takie akcje, jak Frondy, dziwią w
czasach, gdy Kościół traci wiernych. Była przez to tylko większa frekwencja,
wiele osób przyszło pierwszy raz na jogę, nie wiedziały, że trzeba wziąć matę,
i ćwiczyły na trawniku. Może chciały po prostu przeciwstawić się temu, że
wszystko zamierzają nam oprotestować. Bo my nie chcemy krzyczeć i walczyć jak
tamci, możemy tylko przyjść na czytanie sztuki albo na jogę, by pokazać, że
jest nas wielu.
IV
Nie będziesz oglądał „Golgoty”
w teatrze
Katarzyna Tórz z Malta Festival Poznań była pod wrażeniem, jak sacrum pomieszało się z
profanum. 26 czerwca siedziała w Nowym Teatrze na czytaniu sztuki „Golgota
Pienie” Rodriga Garcii. Ze sceny płynęły
dźwięki utworu Josepha Haydna „Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu”, a
zza okna dobiegały krzyki, gwizdy, kocia muzyka. - My, niedobrzy, bluźnierczy
profani, siedzimy w skupieniu w świątyni teatru. A na zewnątrz obrońcy sacrum
zachowują się jak ostatni profani.
Historię spektaklu „Golgota
Pienie” każdy zna. Zapowiedź jego wystawienia podczas poznańskiego Malta Festival tak oburzyła wojujących katolików, że zagrozili, iż nie
dopuszczą do przedstawienia. Dyr. Michał Merczyński, obawiając się zamieszek
i nie czując wsparcia ze strony władz miasta, odwołał spektakl. Wtedy obrońcy
wolności słowa zainicjowali w teatrach całego kraju zbiorowe
prof. Wiktor Osiatyński
czytanie tekstu sztuki. Wszędzie
towarzyszyły im protesty, blokady, poszturchiwania, wyzwiska i kocia muzyka.
- Bóg nie pozwoli z siebie
szydzić. Jeśli my nie będziemy go bronić, to gdzie swoich obrońców znajdzie? -
tak w Białymstoku przemawiał do wojujących ks. Grzegorz Sniadoch z Instytutu
Dobrego Pasterza.
- W przestrzeni publicznej od dawna
dokonuje się krytyka religii. Teraz mamy też reakcję na to - uważa ks. prof.
Andrzej Draguła. Obie strony odwołują się w bardzo emocjonalny sposób do
absolutyzowanych punktów odniesienia. Wierzący do wolności sumienia i religii,
a świat sztuki do wolności kreacji artystycznej. Zamiast manifestowania obrazy
uczuć religijnych przydałaby się merytoryczna krytyka.
- Nikt nikogo nie zmuszał przecież
do kupna biletów i pójścia do teatru!
- Francuskie sądy - odpowiada ks.
Draguła - w podobnych sprawach orzekały, że to, co jest w sali teatru,
istotnie nie podlega ograniczeniom. Ale to, co jest ogólnie dostępne -
plakaty, materiały prasowe - tak. A samo zestawienie słów „Golgota” i „piknik”
już jest obrazoburcze.
Jan Klata, dyrektor Starego Teatru
w Krakowie, zdębiał, kiedy przed czytaniem i pokazem wideo „Golgota Pienie” w
swoim teatrze zobaczy! plakaty „Kościół walczący!” i „Grunwald 2014”.
- To znaczy, że ja jestem po złej,
germańskiej stronie, a oni jak Jagiełło odprawiają mszę przed atakiem? - pyta
dyr. Klata. I dodaje: - Nie czuję niechęci do tych ludzi. To bardzo piękne i
odważne, żeby wyjść na ulicę i się modlić. Mam za to pretensje do tych, którzy
tym ludziom wskazują wrogów. Znam wiele bardziej obrazoburczych sztuk. Sam
kilka lat temu wystawiałem „Jerry Springer - The Opera”, gdzie
jest np. barokowa aria, w której Jezus i szatan na zmianę wyśpiewują dwa słowa
- „fuck” i „you”. Skąd teraz taki atak? Jakby ktoś stwierdził, że trzeba
„odzyskać” placówki kultury.
- W Białymstoku jeden z
uczestników pikiety mówi: „Jakby ktoś zrobił taki spektakl przeciwko Żydom
albo muzułmanom, to byście protestowali. Ale przeciw katolikom wolno?”. Może
dlatego?
- A jaki jest sens protestować w
Polsce przeciwko Żydom albo muzułmanom? Nie mamy w Polsce problemu fanatyków
islamskich, a izraelskie wojsko nie burzy nikomu domów.
- A jaki masz problem z
katolikami?
- Szedłem raz w Paryżu z procesją
Bożego Ciała - opowiada Klata. - Przemykaliśmy bocznymi uliczkami z nędznymi
proporcami, klimat katakumb. Kierowcy na nas trąbili z pogardą. Tam było
prawdziwe chrześcijaństwo. A nie, kiedy ludzie idą do teatru poszturchiwani,
wyzywani i uderzani różańcami przez tłum. Ja też mam różaniec, ale nikogo nim
nie okładam.
V
Nie pomyślisz o aborcji
Podwarszawski powiat wołomiński
bywa nazywany IV RP w miniaturze. To tutaj znalazł zatrudnienie kwiat urzędników
Kancelarii Prezydenta pracujących wcześniej dla Lecha Kaczyńskiego. Tutaj
wyrósł drugi co do wielkości SKOK. Tutaj starosta Piotr Uściński organizował
z Tomaszem Terlikowskim spotkania antygenderowe,
radni miejscy chcieli ustawić popiersie Lecha Kaczyńskiego przed urzędem, a
radziecki czołg-pomnik z 1944 r. na granicy Wołomina i Kobyłki wywieźli do
szkoły wojskowej. Ili taj w parku w Os- sowie, który ma upamiętniać Bitwę Warszawską,
rosną już „dęby Kaczyńskiego”.
Wołomiński radny PO Igor Sulich
nazywa to betonem zaściankowym oraz lekkim talibanem.
Kiedy wybuchła sprawa prof. Bogdana Chazana, rada powiatu udzieliła profesorowi
wsparcia specjalną uchwałą. Oraz wydała drugą, która zobowiązuje wołomiński
szpital do kierowania się „bezwzględnie zasadą ochrony życia ludzkiego”.
- To wynika z humanizmu i jest w
pełni zgodne z konstytucją - tłumaczy starosta Uściński.
- Ale narusza ustawę
antyaborcyjną. Zgodnie z nią są przypadki, kiedy aborcja jest dozwolona.
- Każdy przypadek jest inny -
odpowiada starostwo - nie odbieramy lekarzom prawa do ich analizowania. Chodzi
tu o życie zarówno dziecka, jak i matki.
- Wymuszacie na lekarzach, żeby
nie dokonywali aborcji.
- Niczego nie wymuszamy. Do maja
mieliśmy na ginekologii przekroczony kontrakt z NFZ o 34 proc., więc widać,
że w ramach kontraktu nie możemy realizować wszystkich zabiegów. Jeżeli lekarz
będzie miał pacjentkę, która chce mieć aborcję, i pacjentkę np. z torbielą, to
będzie musiał dokonać wyboru zgodnie ze statutem szpitala. Oczywiście pacjentka
w ciąży np. z niepełnosprawnym dzieckiem zostanie objęta troską, otrzyma formy
wsparcia, jak np. leczenie dziecka w czasie ciąży.
- Czego by pan jeszcze chciał
zakazać? Np. sprzedaży erotyki w wołomińskich kioskach?
- To nie należy do kompetencji
powiatu. Ale powiem panu, że gdyby w Polsce miało zostać uchwalone prawo, że sprzedawca
musi oferować pornografię lub wskazać inny kiosk, w którym można ją kupić, to
byłbym przeciw. Nie można zmuszać ludzi, by działali wbrew swoim przekonaniom.
Farmaceuta nie powinien być zmuszony do sprzedaży środków wczesno poronnych, a
pracownik sklepu wielko- powierzchniowego do pracy w niedzielę - kończy
starosta.
VI
Ani o żadnej rzeczy, której nie
ma w Piśmie
„Nie jest ważne, czy w Polsce
będzie kapitalizm, wolność słowa, czy będzie dobrobyt - najważniejsze, aby
Polska była katolicka” - to najsłynniejszy cytat Henryka Goryszewskiego, w
latach 90. wicepremiera, dziś współwłaściciela dwóch kancelarii adwokackich i
doradcy prezydenta Bronisława Komorowskiego. Premier Goryszewski nie znalazł
teraz czasu, by się do tych słów odnieść.
Adwokatem premiera niech będzie
ks. prof. Draguła: - Idziemy w kierunku właściwym dla społeczeństwa
liberalnego, w którym będą zabezpieczone prawa wszystkich, a nie tylko
niektórych. Np. klauzula sumienia okazała się niewystarczająca. Ale mamy XXI
wiek, może wystarczy umieścić na stronie ministerstwa listę lekarzy
wykonujących zabieg aborcji?
Prof. Wiktor Osiatyński, prawnik, bije na alarm: - To, co się
dzieje, to prosta droga do państwa wyznaniowego. Widać na różnych frontach
ofensywę Kościoła wspieraną przez środowiska prawicowe. To najpoważniejszy do
tej pory kryzys wolności. Chcą stworzyć państwo wyznaniowe metodą faktów
dokonanych. A to, że byk, joga, spektakl albo tęcza w przestrzeni publicznej
ma naruszać czyjeś wartości, to czysta uzurpacja.
Zdaniem prof. Osiatyńskiego anachronizmem w polskim prawie jest „obraza
uczuć religijnych”: - To znaczy, że ktoś narusza czyjeś wyobrażenie o tym, jak
powinno być. Jak np. powinien być przedstawiany Jezus, a jak papież. To nie ma
sensu. Powinna w prawie pozostać ochrona miejsc kultu i czci oraz
zniesławienie. Nie chcę, żeby jacyś nadwrażliwcy mówili mi, co mogę wyrażać.
Jeśli nie postawimy tamy tej krzykliwej mniejszości, to będzie ciężko. Ludziom
się nie chce? W 2006 r., jak trzeba było przerwać rządy PiS, to im się
zachciało. Może teraz zachce im się wcześniej, zanim dostaniemy w dupę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz