Pani Agnieszka, której prof. Bogdan Ghazan nie zezwolił na aborcję, nie rozmawia z
prasą. Dla „Wprost” zrobiła wyjątek i wraz z
mężem kilka dni przed pogrzebem syna opowiadają o tym, co przeszli
w ostatnich miesiącach. Prof. Chazana oskarżają o kłamstwo, manipulacje
i niedopełnienie obowiązków.
Na początku czerwca Agnieszka była w 32. tygodniu ciąży. Nosiła w
brzuchu dziecko z wodogłowiem, nierozwijającym się mózgiem, pozbawione części
kości twarzoczaszki. Miała dokument podpisany
przez prof. Bogdana Chazana, odmawiający jej przerwania ciąży.
Zdecydowała się ze mną rozmawiać. Na łamach „Wprost” opowiedziała, jak
wyglądała jej batalia. To po tej rozmowie wróciła w Polsce dyskusja o aborcji, ochronie
życia, roli Kościoła w życiu społecznym i politycznym, klauzuli sumienia, łamaniu prawa przez
ginekologów.
Pierwszy
widok jest trudny do przeżycia. Pod koniec życia naszego synka płyn w głowie
się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu, schowało się -
opowiadają rodzice dziecka, którym prof. Bogdan Chazan odmówił legalnego
przerwania ciąży.
Rozmawiała: MAGDALENA RIGAMONTI
Jak długo żyło?
Jacek: 10 dni. W 22. tygodniu wiedzieliśmy, że nasz syn nie ma
szansy na przeżycie. Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy
musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień.
Agnieszka: Byliśmy u niego codziennie, dwa razy dziennie. Ale
krótko.
Jacek: Nie dawaliśmy rady więcej. Godzina, najdłużej dwie. Żona
brała go na ręce.
Agnieszka: Raz z tobą. Pomogłeś mi. Przytuliłam. (Pani Agnieszka
płacze).
Ty też brałeś. Moja mama chciała
zobaczyć, ale nie mogła podejść, bo akurat pielęgniarki się nim zajmowały. Może
lepiej. Teściowa przy nim była.
Bardzo przeżywała. Pod koniec
życia płyn w głowie się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu,
schowało się, zmieniło pozycję. Ten widok stał się mniej drastyczny.
Jacek: Pierwsze spojrzenie, pierwszy widok jest trudny do
przeżycia, a potem myślę, że się powoli przyzwyczajaliśmy. Byliśmy przygotowani
na to, czego mogliśmy się spodziewać. Jednak tego się nie da opisać.
Agnieszka: Ten widok był bolesny tym bardziej, że reszta ciała była
idealna.
Jacek: Skoro prof. Chazan przeprowadzał aborcję tak,
jak to opisuje, to widok naszego dziecka nie zrobiłby na nim żadnego wrażenia.
Pogrzeb dopiero będzie.
Co teraz przede wszystkim
czujecie? Smutek?
Agnieszka: Nie wiem, czy smutek, czy taki ciężki stan, czy depresję.
Potrzebuję chwili wytchnienia, ale jestem osobą upartą i wiem, że z mężem nie
odpuścimy.
Jacek: Byliśmy dziś w prokuraturze, rozmawialiśmy z panią
prokurator o bezpośrednim narażeniu na utratę
życia lub zdrowia.
Agnieszka: Mówiłam o cesarskim cięciu, usłyszałam, że przecież pani
prokurator miała dwa i wszystko w porządku. Zbyłam to milczeniem. Biegli się
będą wypowiadać.
Jacek: Dziś zawieźliśmy wszystkie dokumenty.
Agnieszka: I zdjęcie USG.
Jacek: Prokurator podejmie decyzję na podstawie opinii biegłych.
Żonę już przesłuchali wcześniej.
Agnieszka: W zeszłą środę. Potem wieczorem synek umarł.
Ile razy już pani była przesłuchiwana?
Agnieszka: Pięć albo sześć. Przez różne instytucje. Musiałam
opowiadać, jak wszystko krok po kroku wyglądało - w zasadzie od momentu, kiedy
zaszłam w ciążę, aż do odmowy przerwania ciąży przez prof. Bogdana Chazana. A nawet dalej, jak trafiłam do kolejnego
szpitala, jak tam mi powiedzieli, że nie mogą wykonać zabiegu, bo jestem w 25.
tygodniu ciąży.
Mąż był z panią przy
przesłuchaniach?
Agnieszka: Nie. Mężowi nie pozwolono wejść.
Jacek: Ja jestem traktowany jak piąte koło u wozu. Nikt nigdy
nie zaproponował, bym był przy badaniu. Nie pytano też mnie, jaka jest moja
decyzja. Ojciec nie ma żadnej możliwości wypowiedzenia swojego zdania.
Agnieszka: Na pierwszym spotkaniu z prof. Chazanem
byłam ja, dr Maciej Gawlak, mój lekarz prowadzący ze szpitala na Madalińskiego,
i rzeczniczka praw pacjenta. Męża nie zaproszono.
Jacek: Po odmowie przerwania ciąży, kiedy trafiliśmy do innego
szpitala, byłem już przy wszystkich rozmowach. Jednak na wszystkich komisjach
żona była sama. Ja nie mogłem uczestniczyć.
Agnieszka: W izbie lekarskiej przesłuchanie trwało sześć godzin. I
byłam zupełnie sama. Wcześniej mówiłam to samo rzecznikowi praw pacjenta i
konsultantowi krajowemu w dziedzinie ginekologii i położnictwa. I jeszcze w
urzędzie miasta, no i w prokuraturze.
Jacek: U konsultanta i w urzędzie miasta byliśmy razem, ale to
tylko ze względu na stan zdrowia żony.
Agnieszka: Nie wiem, z czego to wynika, że każda kolejna rozmowa była
coraz dłuższa. W izbie lekarskiej pan prowadzący miał przygotowanych 40 pytań.
Sam przyznał, że kilka jest podchwytliwych.
Na przykład?
Agnieszka: Czy w szpitalu na Madalińskiego zostałam zapoznana z
prawami pacjenta? Jak pani pewnie wie, na każdej izbie przyjęć wszyscy pacjenci
podpisują jakiś dokument. Za pierwszym razem byłam w 14. tygodniu ciąży, przed
zabiegiem założenia szwu na szyjkę macicy, a za drugim zwijałam się z bólu,
więc tym bardziej nic nie czytałam. A za trzecim... Pan odnotował, że skoro
podpisałam, to się zapoznałam. Ten człowiek na początku powiedział, że do prowadzenia
naszej sprawy wyznaczył swojego zastępcę, i dodał: z przyczyn pani się domyśla
jakich.
Jacek: Uznał, że nie będzie obiektywny. Nie wiem, czyjego
zastępca będzie. Nasze prawo do informacji zostało pogwałcone. Nie
wiedzieliśmy, do kiedy możemy prze - rwać ciążę. A skoro nie znaliśmy terminu,
to nie mogliśmy reagować. Dr Gawlak, nasz lekarz prowadzący, mówił, że wykona
ten zabieg, tylko musi mieć zgodę dyrektora, prof. Chazana.
Sprawa była zawieszona, i dr Gawlak, i my czekaliśmy na decyzję profesora.
Gdyby na początku kwietnia, dwa, trzy dni po wszystkich badaniach, dr Gawlak
powiedział nam, że nie ma decyzji albo że decyzja profesora
jest odmowna, i wypisał
skierowanie na zabieg do innego szpitala, to wszystko potoczyłoby się zupełnie
inaczej. Mielibyśmy jeszcze dwa tygodnie na działanie.
Czy w ostatnich tygodniach
lekarz prowadzący kontaktował się z państwem?
Agnieszka: Dwa razy.
Agnieszka: Dwa razy.
Przerażony?
Jacek: Nie.
Agnieszka: Raczej zdenerwowany, bo nie zachował sobie np.
dokumentacji z Instytutu Matki i Dziecka. Wie, że nie dopełnił obowiązków.
Jacek: Kiedy 2 kwietnia żonę odsyłano z Instytutu Matki i
Dziecka do szpitala na Madalińskiego, to wręczono jej wyniki badań. Żona tę
całą dokumentację przekazała pielęgniarce na Madalińskiego. Pielęgniarka miała wszystko
skserować i następnego dnia oddać nam oryginały. Oddała, ale nie wiemy, czy
skserowała, a jeśli skserowała, to co się stało z kopiami. W szpitalu ich nie
ma.
Agnieszka: Już kiedy były komisje, przesłuchania, dr Gawlak do mnie
zadzwonił i zapytał, czy mogę mu udostępnić tę dokumentację, bo wszystkie
komisje żądały od niego pełnej dokumentacji.
Dr Gawlak dopełnił swoich
obowiązków?
Jacek: Bał się prof. Chazana. Czytałem jego wypowiedzi
w projekcie raportu pokontrolnego, który został umieszczony na stronie urzędu
miasta.
Agnieszka: Mam poczucie, że on się boi. Boi się, że zostanie kozłem
ofiarnym.
Jacek: Kiedy zeznawał w urzędzie miasta, dyrektorem szpitala na
Madalińskiego był jeszcze prof. Chazan, więc moim zdaniem on się
bał swojego przełożonego.
Agnieszka: Myślę, że chciał zmienić rzeczywistość szpitala z naszą
pomocą.
Jacek: W jego zeznaniach jest niewiele na temat tego, że chciał
wykonać ten zabieg i również o tym, że informował prof. Chazana o naszym stanowisku. Z tego raportu nie wynika,
czy nasz lekarz prowadzący szedł do profesora po radę, czy po zapytanie o
zgodę. My jednak wiemy, że dr Gawlak szedł po zgodę na wykonanie aborcji. Sam
nie miał żadnych wątpliwości, miał wszystkie badania, wielokrotnie
potwierdzone, i jest doświadczonym lekarzem. Nie rozumiemy, dlaczego musiał się
konsultować z dyrektorem.
Agnieszka: Wszystko wskazuje na to, że prof. Chazan uważał, że może zawiadywać sumieniami wszystkich
swoich podwładnych. Gdyby dr Gawlak nie zapytał o zgodę, tylko przerwał ciążę, to pewnie
od razu straciłby pracę. Nie
uzyskał zgody.
Nie wiedzieliście, że w
szpitalu na Madalińskiego nie wykonuje się aborcji?
Jacek: Nie.
Agnieszka: Na komisji w izbie lekarskiej pytali mnie, czy znałam
poglądy profesora, czy słyszałam o nim. Nie słyszałam. Tak jak nie znam
życiorysów i poglądów dyrektorów innych szpitali.
Ja nawet nie wiedziałam, że on
jest czynnym lekarzem. Byłam przekonana, że pełni po prostu funkcję dyrektora.
O jego poglądach dowiedzieliśmy się z odmowy wykonania aborcji. Widziałam go
dwa razy - 14 i 16 kwietnia - i nigdy więcej nie miałam z nim kontaktu.
Jacek: Zrozumieliśmy, że w zasadzie cały szpital, którym kieruje prof. Chazan, nie wykonuje aborcji, lekarze nie przepisują
tabletek antykoncepcyjnych i nie przeprowadzają badań prenatalnych. Czy pani
wie, że prof. Chazan zamienił przyszpitalną, ogólnodostępną przychodnię
ginekologiczną w miejsce, w którym konsultowane są teraz tylko pacjentki
szpitala?
Agnieszka: Pan
prof. Chazan wyjaśnił, że studentki
przychodziły do tej przychodni jak na „pogotowie antykoncepcyjne” i on
postanowił ten proceder ukrócić.
Jacek: Dla mnie to jest niewyobrażalne . Prof. Chazan zachowywał się przez lata jak władca, jak właściciel
państwowego szpitala.
Agnieszka: Kiedy z nim rozmawiałam, nie był w kitlu, tylko w
cywilnych ubraniach. Nie badał mnie. Byłam przekonana, że ta rozmowa z nim
jest formalnością, że dyrektor szpitala chce się upewnić, iż nie byłam
namawiana przez lekarzy że jestem
stuprocentowo przekonana. Przecież ja przyjechałam na tę rozmowę z torbą, byłam
gotowa na przyjęcie do szpitala i na przerwanie ciąży. W trakcie rozmowy
okazało się, że to nie jest formalność. Na początku usłyszałam, że moja
ustna i pisemna prośba o przerwanie ciąży mają taką
samą wagę. Kiedy do niego przyszłam, wiedział doskonale, jaka jest moja ustna
prośba, teraz kłamie, że dowiedział się o moim istnieniu dopiero 14 kwietnia.
Wiem, że gdybym ja tego pisma nie napisała, to prof. Chazan by
mi nie odpowiedział i dzisiaj pewnie nie byłoby żadnej sprawy, dalej oszukiwałby
kobiety, manipulował nimi.
Mieliście państwo okazję się z
nim spotkać w ostatnich tygodniach?
Agnieszka:
Na szczęście nie. Mogłoby to się źle skończyć,
dlatego że z jego winy wszystko to, czego się obawiałam i czego nie chciałam,
się stało. To on nas zmusił do urodzenia dziecka, które bardzo...
Jacek: Niech pani o to nie pyta. Nie chcę, żeby żona...
Agnieszka:
Mąż nie chce, żebym płakała.
Jacek: W tym wszystkim najbardziej cierpiało nasze dziecko.
Kiedy się urodziło, to nikt z żadnych ruchów pro-life, z
żadnych fundacji, nikt z popierających prof. Chazana,
żaden ksiądz, dosłownie nikt nie zgłosił się, żeby chociaż zapytać, jak można
pomóc, co można zrobić.
Agnieszka:
Kuria wolała zbierać pieniądze na karę dla prof. Chazana, niż chociażby pomodlić się za nasze dziecko.
Jacek: Gdzie jest empatia dla tego - jak twierdzą niektórzy -
„uratowanego przez prof.
Chazana” dziecka? Gdzie był Kościół? Gdzie był
prof. Chazan po urodzeniu naszego dziecka?
W odmowie przerwania ciąży
napisał, że proponuje państwa dziecku hospicjum.
Agnieszka:
Ta odpowiedź była ostatnią „pomocą” prof. Chazana dla nas. Zrobił to, co mógł najgorszego. Kiedy się
urodziło nasze dziecko, nie zająknął się słowem w sprawie jakiejkolwiek pomocy.
I nie mam tu na myśli pomocy finansowej.
Jacek: A co do hospicjum, to po urodzeniu dziecka
dowiedzieliśmy się od pań z tego hospicjum, że to jest hospicjum domowe. To
oznaczało, że musielibyśmy zabrać dziecko do domu, co odradzały nam te panie.
Pani Magdo, nasze dziecko oddychało, serce mu biło, ale tak naprawdę było
martwe!
Agnieszka: Sądzę, że prof. Chazan doskonale wiedział, że to
jest hospicjum domowe.
Jacek: Jednak nie napisał tego w tej odmowie. Zrobił to
specjalnie, żeby prze - konać żonę, by nie rozwiązywała ciąży. Mówił nawet, że
dzwonił i załatwi miejsce. Kolejne kłamstwo profesora. Wie pani, będziemy się odwoływać od tego raportu. Bo w tym raporcie w
urzędzie miasta jest napisane, że mieliśmy możliwość odwołania się od decyzji prof. Chazana. Wie pani, że to są jakieś bzdury, bo my tak naprawdę
nie dostaliśmy żadnej decyzji. Dokument od prof. Chazana był
wystawiony po czasie, w 25. tygodniu ciąży. Teraz wiemy, że prawnie powinno
wyglądać to tak: po 27 marca, po stwierdzeniu wad u naszego dziecka, dr Gawlak
powinien nam wystawić zaświadczenie o spełnieniu warunków do rozwiązania ciąży.
Podobne zaświadczenie powinniśmy dostać od Instytutu Matki i Dziecka.
Dlaczego pani się znalazła w
Instytucie Matki i Dziecka? Przecież była pani pacjentką szpitala na
Madalińskiego?
Agnieszka:
Wypisano mnie ze szpitala na Madalińskiego,
przewieziono karetką do IMiD, tam przeszłam przez izbę przyjęć i zostałam
pacjentką. I wykonano mi badania zlecone przez szpital na Madalińskiego - echo
serca i rezonans magnetyczny, a także dodatkowe badania genetyczne zlecone
przez IMiD, polegające na pobraniu krwi pępowinowej. Tu kolejny paradoks, bo
teoretycznie prof. Chazan czekał właśnie na te badania zlecone przez IMiD. W
jego szpitalu ich nie zlecono, bo to pewnie kolidowałoby z sumieniem prof. Chazana.
Jacek: Naprawdę trudno sobie wyobrazić, że szpital
specjalistyczny nie wykonuje badań genetycznych. Gdyby były zlecone, to nie
przekroczylibyśmy terminu. To w IMiD podjęliśmy decyzję o przerwaniu ciąży.
Agnieszka:
Usłyszałam tylko, że ciążę przerywa się na
wniosek, zbiera się komisja etyczna i ona podejmuje decyzję. Wyjaśnili mi, że
przerwanie ciąży polega na tym, że urodzę całe dziecko, a nie takie, jak to
mówi prof. Chazan w mediach, rozkawałkowane. Na takie rozwiązanie nie
zgodzilibyśmy się.
Jacek: W tym czasie dr Gawlak dzwonił do lekarzy w IMiD z prośbą,
by przerwali naszą ciążę. Z raportu wynika, że lekarze odpowiedzieli, iż nie są
terminatorami i tego nie wykonają.
Agnieszka:
Nie wiedzieliśmy o tym aż do wczoraj, do
przeczytania tego raportu.
Jacek: Dziwię się, dlaczego lekarze o tym wtedy nie
poinformowali, skoro decyzja ustna ma taką samą wartość jak pisemna. IMiD nie
odmówił nam przerwania ciąży, więc nie mieliśmy się od czego odwoływać.
Tamtejsi lekarze nas po prostu zbyli.
Agnieszka: Zdążyłam się uspokoić i
już po dwóch godzinach byliśmy przewiezieni do szpitala na Madalińskiego.
Lekarze z IMiD umyli ręce.
Jacek: Wie pani, że skierowania od dr. Gawlaka do Szpitala
Bielańskiego nie ma w dokumentacji?
Agnieszka: Dostaliśmy je pod stołem od dr. Gawlaka, po tym jak prof. Chazan wręczył nam odmowne pismo.
Jacek: Chciał nam pomóc. Jednak to nie było skierowanie na
zabieg, tylko na konsultację. Poza tym to było po terminie, o czym wtedy nie wiedzieliśmy. Będziemy się odwoływali w
sprawie raportu urzędu miasta.
„Za nagonką na prof. Chazana stoi mafia in vitro”.
Agnieszka:
Leżałam w szpitalu na Madalińskiego w
czteroosobowej sali. Trzy z nas były w ciąży z in vitro. Czyli
mafia dobrze działa. A na serio, to dr Gawlak miał bardzo dobrą opinię,
prowadził wiele ciąż z in vitro.
W którym tygodniu ciąży została
pani jego pacjentką?
Agnieszka: W dziesiątym.
Jacek: Dr Gawlak był naszym lekarzem prowadzącym. Wybraliśmy go,
bo wiedzieliśmy, że jest dobry, że jest ordynatorem w szpitalu na
Madalińskiego, więc gdyby coś się działo, to mamy dobrą opiekę. Dr Gawlak już
na początku powiedział, że to będzie trudna ciąża. Nie bez przyczyny założył
szew na szyjkę macicy. Kiedy się dowiedziałam o wadach dziecka, dziewczyna z
sali powiedziała mi, że ona już kiedyś była w takiej sytuacji jak ja i teraz
przede mną najtrudniejsza w życiu decyzja.
Zlecił pani badania prenatalne?
Agnieszka: Nie. Pytano mnie też o to na tych komisjach. Teraz wiem,
że z automatu powinnam być skierowana na test PAPP-A.
Jacek: Nikt nie zaproponował tego testu.
Agnieszka:
Dr Gawlak zrobił nam jedynie USG w 13.
tygodniu ciąży.
Jacek: Prof. Chazan twierdzi, że nie wykonuje
badań prenatalnych, bo one służą do tego, żeby zabijać dzieci. Dlatego jego
podwładni nie zlecają tych testów.
Agnieszka: W izbie lekarskiej pan mnie zapytał, czy słyszałam o
teście podwójnym i potrójnym. Zgodnie z prawdą
odpowiedziałam, że nie, i zapytałam, co bada ten test. Ale usłyszałam tylko:
„A to pani sobie w domku, w internecie sprawdzi”. Taką pracę domową mi zadał.
Nie rozumiem, dlaczego nie mógł powiedzieć, że ogólnie przyjęta nazwa tego
testu to test PAPP-A.
Po tym zrozumiałam, że izba
lekarska chce zrzucić całą winę na dr. Gawlaka. A to przecież prof. Chazan wpływał na decyzję mojego lekarza i innych
pracowników tego szpitala.
Jacek: Oczywiście, nie ma żadnej dokumentacji, że prof. Chazan zabraniał przeprowadzania badań prenatalnych, że
lekarze ze strachu przed nim takich badań nie zlecali.
Agnieszka:
Prof. Chazan też się wypiera, że lekarze muszą do niego
przychodzić i prosić go o zgodę na wykonanie
świadczeń.
Jacek: Dyrektor musiał wydać jakieś polecenie swoim pracownikom,
że to on podejmuje decyzje dotyczące m.in. przerywania ciąży. Przecież to jest mobbing.
Agnieszka:
Dlatego po tym, jak dostałam odmowę przerwania
ciąży, po złożeniu skarg postanowiłam rodzić w zupełnie innym szpitalu. Od 4
czerwca byłam pod opieką Szpitala Bielańskiego.
To dlaczego prof. Chazan mówił w dwóch telewizjach, że pani jest nadal pod
opieką kierowanego przez niego szpitala? Że są dobre rokowania, pani dziecko
przejdzie operacje?
Agnieszka:
Jak ja to usłyszałam, to nie wierzyłam, że
człowiek, który mówi, że jest katolikiem, może tak kłamać. On działał z
premedytacją.
Jacek: On kłamie oficjalnie, a jego zwolennicy mu przyklaskują.
To jest chrześcijanin, katolik? Nie boi się, nie wstydzi się. Nie pojmuję tego.
Agnieszka:
Przecież siedmiu innych lekarzy oficjalnie
potwierdziło, że nasze dziecko ma nieodwracalne wady, że żadne operacje tu nie
pomogą, a on jeden, człowiek, który ani razu mnie nie zbadał, nagle twierdzi,
że rokowania są dobre. On nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę robi innym.
Jacek: Kiedy nasze dziecko się urodziło, pojawiły się pytania,
czy żałujemy, że podjęliśmy decyzję o przerwaniu ciąży.
Bałam się zapytać.
Jacek: Jesteśmy tak samo pewni naszej decyzji, jak w tym 22.
tygodniu ciąży, kiedy byliśmy po wszystkich badaniach i rozmowach z lekarzami.
Wiemy, że podjęliśmy najlepszą decyzję dla naszego dziecka, choć była to
najgorsza decyzja w naszym życiu.
Agnieszka: Lekarze pomijali męża, ale my tę decyzję podjęliśmy
wspólnie. Wszystko się potwierdziło, lekarze się nie mylili.
Pojawiają się głosy, i wcale
nie pojedyncze, że chcieliście postąpić wygodnie, wygodnie dla siebie.
Jacek: Wygodnie to można spać.
Agnieszka: Strata dziecka nie ma nic wspólnego z wygodą.
Gdyby decyzję o aborcji
wykonano w 22.-24. tygodniu ciąży...
Jacek: To dziecko urodziłoby się martwe.
Agnieszka: Albo by zmarło zaraz po porodzie.
Jacek: Nie cierpiałoby tak strasznie jak przez te ostatnie dni.
Staliście się państwo
przedmiotem gry politycznej, mówi się nawet o wojnie religijnej.
Agnieszka: Przecież pani wie, że kobiet, którym odmówiono przerwania
ciąży, jest znacznie więcej. Ja teraz sama wiem, że gdyby nie ta wrzawa, to
nasza sprawa, jak i wiele innych podobnych, zostałaby zamieciona pod dywan,
wyciszona, nie zajmowałaby się nią prezydent Warszawy czy minister zdrowia.
Widzieliście państwo
konferencję Hanny Gronkiewicz-Waltz, kiedy odwoływała prof. Chazana?
Agnieszka: Była bardzo zdenerwowana.
Jacek: Wydaje mi się, że widziała zdjęcia naszego syna.
Prof.
Romuald Dębski został oskarżony przez Naczelną
Izbę Lekarską, że złamał prawo, bo powiedział, jak wyglądało państwa dziecko.
Jacek: Nie złamał prawa. Miał nasze upoważnienie.
Agnieszka: Jakoś nie dopatrzono się złamania tajemnicy lekarskiej u prof. Chazana, kiedy mówił w telewizji o tym, że to była moja
piąta ciąża, że in
vitro.
Mówiła pani o tym w rozmowie ze
mną.
Agnieszka: Ale prof. Chazana do tego nie upoważniałam. Ja mogę mówić o sobie, on
o mnie nie. Wie pani, przeszłam piekło. Zaczęło się dla mnie 27 marca.
Jacek: Najgorzej, że my, tzw. zwykli ludzie, najbardziej
cierpimy. Natomiast pan profesor na razie tylko stracił pracę. Wydaje się, że
wiele więcej nie straci, nie poczuje żalu,
smutku, którego przysporzył innym. Mam nadzieję, że sąd go jeszcze ukarze.
Chciałbym, żeby Naczelna Izba Lekarska też wyciągnęła konsekwencje.
Jakie?
Jacek: Moim zdaniem powinien mieć odebrany tytuł profesora, a do
tego zakaz wykonywania zawodu. Bo przecież prof. Chazan podjął
decyzje medyczne, ani razu nie badając pacjentki, nie zrobił USG. Moim zdaniem
powinien mieć przede wszystkim kompletną wiedzę medyczną, żeby postąpić zgodnie
ze swoim sumieniem.
Agnieszka: On musi ponieść karę za
to, co zrobił nam i naszemu dziecku. Ta kara musi być przykładem dla innych
lekarzy. Mamy swoje prawa i własne sumienie.
Odwróciliście się państwo od
Boga?
Jacek: Nie. Bóg jest. Jesteśmy wierzący. Odwróciliśmy się od
Kościoła, od kardynałów, biskupów. Będziemy się tłumaczyć przed Bogiem ze
swojego życia. Żaden kardynał nie może nam mówić, czy zrobiliśmy dobrze, czy
źle. Mieliśmy prawo do takiej decyzji. Ona była zgodna z naszym sumieniem.
Bardzo chętnie porozmawiałbym z kard. Kazimierzem Nyczem. Proszę mi w tym
pomóc. Mam nadzieję, że miałby odwagę. Ja mam. Myślę, że on nie zna faktów, bo
przecież prof. Chazan przedstawia ideologię, a nie fakty.
A mnie się wydaje, że kard.
Nycz miałby jeden argument: pana dziecko żyło, było na tym świecie. A gdyby
doszło do aborcji, to znaczyłoby, że pan by je zabił.
Jacek: I tu jest pytanie o to, gdzie jest miłosierdzie dla
naszego dziecka i dla nas.
Bardzo cierpiało?
Jacek: Nie potrafię tego określić, jak bardzo.
Agnieszka: Lekarze robili wszystko, żeby jak najmniej. Dostawało
morfinę. Zwiększali dawki, więc musieli zauważyć oznaki bólowe.
Jacek K: Myślę, że kardynał rozmawiałby ze mną szczerze.
Agnieszka: Mam żal, ludzki żal. Nie przestałam wierzyć w istnienie
Boga, przestałam natomiast w boską dobroć, w miłosierdzie. W takich chwilach
przestaje się wierzyć w boskie miłosierdzie.
Ale to są moje całkowicie prywatne
porachunki. Pamiętam, jak rozmawiałam z księdzem przed naszym pierwszym in vitro. Mówiłam, że się boję, a on mi na to: „Próbuj, dziecko,
próbuj”. Nie mogę teraz słuchać bredni o in vitro wypowiadanych
przez księży. A co do grzechów, to nie, nie
porównuję moich grzechów z
grzechami prof. Chazana, bo nie ma jak porównać. Ja po prostu chciałam
oszczędzić naszemu dziecku cierpienia, a on pozbawiał życia istnienia ludzkie.
Sam mówi o tysiącach aborcji zdrowych dzieci, które przeprowadził. I on, mimo
tych swoich działań z niedalekiej przeszłości, nie jest potępiany przez
hierarchów Kościoła, a my tak. Jedna z naszych koleżanek powiedziała, że
przestaje dawać na tacę, bo obawia się, iż jej pieniądze miałyby być
przeznaczone na pomoc prof. Chazanowi.
Boi się pani?
Agnieszka: Chcemy żyć spokojnie.
To ważne, że udało nam się
utrzymać anonimowość. Szpital Bielański, w którym urodziło się nasze dziecko,
bardzo strzegł, by nikt postronny się nie dowiedział, że jesteśmy „tymi od
Chazana”.
Jacek: Dziennikarze z jakiejś telewizji próbowali wejść, ale
wywieszono kartkę: „Zagrożenie epidemiologiczne! Może przebywać tylko jedna
osoba”.
Agnieszka: Miałam salę pojedynczą, bezpłatną.
Jacek: Na Madalińskiego za jedynkę trzeba zapłacić kilkaset zł
za dobę.
Agnieszka: Poza tym lekarze w pewien sposób zabezpieczyli mnie
emocjonalnie, bo położyli mnie na oddziale ginekologicznym, a nie położniczym.
Pan był przy porodzie?
Jacek: Nie. Byłem na korytarzu. Żonę uśpili. Musiała mieć
cesarskie cięcie.
Agnieszka: Dzięki temu mógł być potem przy naszym dziecku. Mnie
przewieziono na salę pooperacyjną. Była tam ze mną jeszcze jedna pani, której,
ze względu na mnie, dziecko przyniesiono tylko na chwilę.
Jacek: Mówiliśmy o anonimowości. Opowiem coś pani. Kiedy syn się
urodził, to cały personel, który był przy porodzie, a także neonatolodzy,
patrzyli na mnie bardzo dziwnie. Z jakimś wyrzutem.
Dlaczego?
Jacek: Wcześniej nie wiedzieli, że to dziecko jest tak strasznie
chore, zniekształcone. Nie wiedzieli, że to my. Spojrzenia w moją stronę były
bardzo krytyczne. Czułem, że wszyscy mają do mnie pretensję, że dziecko
urodziło się w tak strasznym stanie, że nie przerwaliśmy tej ciąży wcześniej.
Obarczali mnie tym, że skazałem dziecko na takie cierpienie. Oni wiedzą
najlepiej, jakie to męki, bo niejedno dziecko odprowadzili na tamten świat.
Nie miało to jednak wpływu na to,
jak się wspaniale naszym synem zajmowali.
Stopniowo dowiadywali się, jaką
decyzję podjęliśmy.
Podpisała pani prośbę, żeby nie
reanimować syna?
Agnieszka: Od razu. Nie chciałam, żeby nasze dziecko było uporczywie
podtrzymywane przy życiu. Wystarczyło, że musiało mieć zwiększane dawki
morfiny.
Kiedy rozmawialiśmy na początku
czerwca, mówił pan, że się jeszcze ze swoim dzieckiem nie pożegnał.
Jacek: Wtedy się jeszcze syn nie urodził.
A teraz już się urodził, już
umarł, już się z nim pożegnałem. Pożegnaliśmy się już wiele razy. Pożegnamy się
do końca, jak maluszek będzie w grobie. Myślę, że to pożegnanie nas uspokoi.
Wtedy już nikt go nie będzie dotykał, przewoził, nie będzie żadnych czynności
do wykonania. Jeszcze kilka dni.
W przyszłym tygodniu?
Jacek: Musiała być zrobiona sekcja. Również sądowa.
Agnieszka: Uznaliśmy, że tak będzie dobrze. Bo gdyby tej sekcji nie było,
to prof. Chazan mógłby sobie dalej roztaczać swoje optymistyczne
opcje. Wczoraj się odbyła sekcja, więc dzisiaj mogliśmy zacząć przygotowania do
pogrzebu.
Jacek: Ochrzciliśmy syna. Pogrzeb będzie z księdzem. Bez mszy,
bo dziecko jest bez grzechu.
Agnieszka: Gdybyśmy przerwali ciążę w 22. tygodniu, to też byśmy
dziecko ochrzcili i pochowali.
Jacek: Proszę pamiętać, że to my poprosiliśmy o chrzest, bo
żadnemu księdzu, a przecież wielu ich się mądrzy w naszej sprawie w mediach,
nie przyszło do głowy, żeby zapytać, czy ochrzcić państwa dziecko. Ciekawe, czy
Kościół ochrzciłby dziecko w brzuchu? Przecież człowiek jest od początku.
Na koniec chcę państwa zapytać
o nadzieję.
Jacek: Mamy ją od 12 lat. Wypalała się wielokrotnie, ale zawsze
się odradzała. Gdyby jej nie było, to by pewnie nas nie było.
Agnieszka: Ale jest jej coraz mniej. Może to będzie straszne, co
teraz powiem, ale uważam, że kara dla prof. Chazana może
wrócić mi nadzieję. Ta kara potrzebna jest mi do moich przeżyć. Mam potrzebę
zemsty. Nic na to nie poradzę. Jeśli nie zostanie ukarany, to przynajmniej
będę miała świadomość, że zrobiliśmy wszystko, żeby udowodnić jego winę.
KALENDARIUM
9 STYCZNIA 2014
Pani Agnieszka w 10. tygodniu
ciąży zgłasza się do dr. Macieja Gawlaka ze szpitala na Madalińskiego. Dr
Gawlak zostaje jej lekarzem prowadzącym.
27 MARCA 2014
Dr Maciej Gawlak przeprowadza
USG i stwierdza
poważne wady płodu. Diagnozę potwierdzają inni lekarze poproszeni o
konsultację. Dr Gawlak informuje kobietę, że jej przypadek, zgodnie z prawem,
kwalifikuje się do przerwania ciąży „ze względu na ciężkie i nieodwracalne upośledzenie
płodu”. O sprawie
informuje też prof. Chazana,
dyrektora szpitala.
28 MARCA
2014
Pacjentka zostaje
przewieziona karetką do Instytutu Matki i Dziecka w celu wykonania kolejnych
badań diagnostycznych. Tam również kobieta otrzymuje informację, że ma prawo do
aborcji. Podejmuje decyzję, że chce przerwać ciążę, i ustnie informuje o tym
lekarzy.
2
KWIETNIA 2014
Pacjentka zostaje znów
przewieziona do szpitala na Madalińskiego. Tam dr Gawlak
informuje pacjentkę, że na aborcję musi uzyskać zgodę
dyrektora Chazana.
3 KWIETNIA 2014
Pacjentka zostaje wypisana do
domu.
7 KWIETNIA 2014
Dr Gawlak informuje kobietę,
że prof. Chazan czeka na wyniki badań z Instytutu Matki i Dziecka.
Dopiero po ich otrzymaniu podejmie decyzję o spotkaniu z panią Agnieszką.
14 KWIETNIA 2014
Spotkanie pani Agnieszki z prof. Chazanem i dr. Gawlakiem. Podczas spotkania prof. Chazan namawia pacjentkę na zmianę decyzji. Sugeruje, by dziecko oddać do adopcji lub hospicjum.
Kobieta podtrzymuje decyzję o przerwaniu ciąży. W odpowiedzi słyszy, że profesor musi się skonsultować z
prawnikami. Za radą dr. Gawlaka pacjentka pisze oficjalne podanie o przerwanie
ciąży.
16 KWIETNIA 2014
Prof. Chazan spotyka się z pacjentką.
Powołując się na klauzulę sumienia, wręcza jej na piśmie odmowę wykonania
zabiegu. Twierdzi, że w jego szpitalu aborcji, nawet legalnych, się nie
dokonuje. Dr Gawlak wręcza pacjentce skierowanie na konsultację do Szpitala Bielańskiego. Tam
pacjentka się dowiaduje, że 25. tydzień ciąży
to faza zbyt zaawansowana, by wykonać zabieg
przerwania ciąży.
9 CZERWCA 2014
We „Wprost” ukazuje się
wywiad z panią Agnieszką, w którym kobieta ujawnia sprawę.
13 CZERWCA 2014
Na wiecu swoich zwolenników
prof. Chazan informuje, że rokowania dziecka są dobre i może ono długo żyć.
30 CZERWCA 2014
Rodzi się dziecko pani
Agnieszki. Stara noworodka potwierdza najgorsze diagnozy.
9 LIPCA 2014
Po 10 dniach dziecko umiera.
Tego samego dnia prof. Chazan zostaje
odwołany z funkcji dyrektora szpitala na Madalińskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz