wtorek, 22 lipca 2014

Krzywda i kara



Pani Agnieszka, której prof. Bogdan Ghazan nie zezwolił na aborcję, nie rozmawia z prasą. Dla „Wprost” zrobiła wyjątek i wraz z mężem kilka dni przed pogrzebem syna opowiadają o tym, co przeszli w ostatnich miesiącach. Prof. Chazana oskarżają o kłamstwo, manipulacje i niedopełnienie obowiązków.
Na początku czerwca Agnieszka była w 32. tygodniu ciąży. Nosiła w brzuchu dziecko z wodogłowiem, nierozwijającym się mózgiem, pozbawione części kości twarzoczaszki. Miała dokument podpisany przez prof. Bogdana Chazana, odmawiający jej przerwania ciąży. Zdecydowała się ze mną rozmawiać. Na łamach „Wprost” opowiedziała, jak wyglądała jej batalia. To po tej rozmowie wróciła w Polsce dyskusja o aborcji, ochronie życia, roli Kościoła w życiu społecznym i politycznym, klauzuli sumienia, łamaniu prawa przez ginekologów.

Pierwszy widok jest trudny do przeżycia. Pod koniec życia naszego synka płyn w głowie się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu, schowało się - opowiadają rodzice dziecka, którym prof. Bogdan Chazan odmówił legalnego przerwania ciąży.

Rozmawiała: MAGDALENA RIGAMONTI

Jak długo żyło?
Jacek: 10 dni. W 22. tygodniu wiedzieli­śmy, że nasz syn nie ma szansy na przeży­cie. Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień.
Agnieszka: Byliśmy u niego codziennie, dwa razy dziennie. Ale krótko.
Jacek: Nie dawaliśmy rady więcej. Godzina, najdłużej dwie. Żona brała go na ręce.
Agnieszka: Raz z tobą. Pomogłeś mi. Przytuliłam. (Pani Agnieszka płacze).
Ty też brałeś. Moja mama chciała zobaczyć, ale nie mogła podejść, bo akurat pielęgniarki się nim zajmowały. Może lepiej. Teściowa przy nim była.
Bardzo przeżywała. Pod koniec życia płyn w głowie się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu, schowało się, zmieniło pozycję. Ten widok stał się mniej drastyczny.
Jacek: Pierwsze spojrzenie, pierwszy widok jest trudny do przeżycia, a potem myślę, że się powoli przyzwyczajaliśmy. Byliśmy przygotowani na to, czego mogli­śmy się spodziewać. Jednak tego się nie da opisać.
Agnieszka: Ten widok był bolesny tym bardziej, że reszta ciała była idealna.
Jacek: Skoro prof. Chazan przeprowadzał aborcję tak, jak to opisuje, to widok na­szego dziecka nie zrobiłby na nim żadnego wrażenia. Pogrzeb dopiero będzie.

Co teraz przede wszystkim czujecie? Smutek?
Agnieszka: Nie wiem, czy smutek, czy taki ciężki stan, czy depresję. Potrzebuję chwili wytchnienia, ale jestem osobą upartą i wiem, że z mężem nie odpuścimy.
Jacek: Byliśmy dziś w prokuraturze, rozmawialiśmy z panią prokurator o bezpośrednim narażeniu na utratę życia lub zdrowia.
Agnieszka: Mówiłam o cesarskim cięciu, usłyszałam, że przecież pani prokurator miała dwa i wszystko w porządku. Zbyłam to milczeniem. Biegli się będą wypowiadać.
Jacek: Dziś zawieźliśmy wszystkie dokumenty.
Agnieszka: I zdjęcie USG.
Jacek: Prokurator podejmie decyzję na podstawie opinii biegłych. Żonę już przesłuchali wcześniej.
Agnieszka: W zeszłą środę. Potem wieczorem synek umarł.

Ile razy już pani była przesłuchiwana?
Agnieszka: Pięć albo sześć. Przez różne instytucje. Musiałam opowiadać, jak wszystko krok po kroku wyglądało - w zasadzie od momentu, kiedy zaszłam w ciążę, aż do odmowy przerwania ciąży przez prof. Bogdana Chazana. A nawet dalej, jak trafiłam do kolejnego szpitala, jak tam mi powiedzieli, że nie mogą wykonać zabiegu, bo jestem w 25. tygodniu ciąży.

Mąż był z panią przy przesłuchaniach?
Agnieszka: Nie. Mężowi nie pozwolono wejść.
Jacek: Ja jestem traktowany jak piąte koło u wozu. Nikt nigdy nie zaproponował, bym był przy badaniu. Nie pytano też mnie, jaka jest moja decyzja. Ojciec nie ma żadnej możliwości wypowiedzenia swojego zdania.
Agnieszka: Na pierwszym spotkaniu z prof. Chazanem byłam ja, dr Maciej Gawlak, mój lekarz prowadzący ze szpitala na Madalińskiego, i rzeczniczka praw pacjenta. Męża nie zaproszono.
Jacek: Po odmowie przerwania ciąży, kiedy trafiliśmy do innego szpitala, byłem już przy wszystkich rozmowach. Jednak na wszystkich komisjach żona była sama. Ja nie mogłem uczestniczyć.
Agnieszka: W izbie lekarskiej przesłu­chanie trwało sześć godzin. I byłam zu­pełnie sama. Wcześniej mówiłam to samo rzecznikowi praw pacjenta i konsultantowi krajowemu w dziedzinie ginekologii i położnictwa. I jeszcze w urzędzie miasta, no i w prokuraturze.
Jacek: U konsultanta i w urzędzie miasta byliśmy razem, ale to tylko ze względu na stan zdrowia żony.
Agnieszka: Nie wiem, z czego to wynika, że każda kolejna rozmowa była coraz dłuższa. W izbie lekarskiej pan prowadzą­cy miał przygotowanych 40 pytań. Sam przyznał, że kilka jest podchwytliwych.

Na przykład?
Agnieszka: Czy w szpitalu na Madaliń­skiego zostałam zapoznana z prawami pacjenta? Jak pani pewnie wie, na każdej izbie przyjęć wszyscy pacjenci podpisują jakiś dokument. Za pierwszym razem byłam w 14. tygodniu ciąży, przed zabiegiem założenia szwu na szyjkę macicy, a za drugim zwijałam się z bólu, więc tym bardziej nic nie czytałam. A za trzecim... Pan odnotował, że skoro podpisałam, to się zapoznałam. Ten człowiek na początku powiedział, że do prowadzenia naszej sprawy wyznaczył swojego zastępcę, i do­dał: z przyczyn pani się domyśla jakich.
Jacek: Uznał, że nie będzie obiektywny. Nie wiem, czyjego zastępca będzie. Nasze prawo do informacji zostało pogwałcone. Nie wiedzieliśmy, do kiedy możemy prze - rwać ciążę. A skoro nie znaliśmy terminu, to nie mogliśmy reagować. Dr Gawlak, nasz lekarz prowadzący, mówił, że wykona ten zabieg, tylko musi mieć zgodę dyrektora, prof. Chazana. Sprawa była zawieszona, i dr Gawlak, i my czekaliśmy na decyzję profesora. Gdyby na początku kwietnia, dwa, trzy dni po wszystkich badaniach, dr Gawlak powiedział nam, że nie ma decyzji albo że decyzja profesora
jest odmowna, i wypisał skierowanie na zabieg do innego szpitala, to wszystko po­toczyłoby się zupełnie inaczej. Mielibyśmy jeszcze dwa tygodnie na działanie.

Czy w ostatnich tygodniach lekarz pro­wadzący kontaktował się z państwem?  
Agnieszka: Dwa razy.

Przerażony?
Jacek: Nie.
Agnieszka: Raczej zdenerwowany, bo nie zachował sobie np. dokumentacji z Insty­tutu Matki i Dziecka. Wie, że nie dopełnił obowiązków.
Jacek: Kiedy 2 kwietnia żonę odsyłano z Instytutu Matki i Dziecka do szpitala na Madalińskiego, to wręczono jej wyniki badań. Żona tę całą dokumentację przekazała pielęgniarce na Madalińskiego. Pielęgniarka miała wszystko skserować i następnego dnia oddać nam oryginały. Oddała, ale nie wiemy, czy skserowała, a jeśli skserowała, to co się stało z kopiami. W szpitalu ich nie ma.
Agnieszka: Już kiedy były komisje, prze­słuchania, dr Gawlak do mnie zadzwonił i zapytał, czy mogę mu udostępnić tę do­kumentację, bo wszystkie komisje żądały od niego pełnej dokumentacji.

Dr Gawlak dopełnił swoich obowiąz­ków?
Jacek: Bał się prof. Chazana. Czytałem jego wypowiedzi w projekcie raportu pokontrolnego, który został umieszczony na stronie urzędu miasta.
Agnieszka: Mam poczucie, że on się boi. Boi się, że zostanie kozłem ofiarnym.
Jacek: Kiedy zeznawał w urzędzie miasta, dyrektorem szpitala na Madalińskiego był jeszcze prof. Chazan, więc moim zdaniem on się bał swojego przełożonego.
Agnieszka: Myślę, że chciał zmienić rzeczywistość szpitala z naszą pomocą.
Jacek: W jego zeznaniach jest niewiele na temat tego, że chciał wykonać ten zabieg i również o tym, że informował prof. Cha­zana o naszym stanowisku. Z tego raportu nie wynika, czy nasz lekarz prowadzący szedł do profesora po radę, czy po zapytanie o zgodę. My jednak wiemy, że dr Gawlak szedł po zgodę na wykonanie aborcji. Sam nie miał żadnych wątpliwo­ści, miał wszystkie badania, wielokrotnie potwierdzone, i jest doświadczonym lekarzem. Nie rozumiemy, dlaczego musiał się konsultować z dyrektorem.
Agnieszka: Wszystko wskazuje na to, że prof. Chazan uważał, że może zawiadywać sumieniami wszystkich swoich pod­władnych. Gdyby dr Gawlak nie zapytał o zgodę, tylko przerwał ciążę, to pewnie
od razu straciłby pracę. Nie uzyskał zgody.

Nie wiedzieliście, że w szpitalu na Ma­dalińskiego nie wykonuje się aborcji?
Jacek: Nie.
Agnieszka: Na komisji w izbie lekar­skiej pytali mnie, czy znałam poglądy profesora, czy słyszałam o nim. Nie słyszałam. Tak jak nie znam życiorysów i poglądów dyrektorów innych szpitali.
Ja nawet nie wiedziałam, że on jest czynnym lekarzem. Byłam przekonana, że pełni po prostu funkcję dyrektora. O jego poglądach dowiedzieliśmy się z odmowy wykonania aborcji. Widziałam go dwa razy - 14 i 16 kwietnia - i nigdy więcej nie miałam z nim kontaktu.
Jacek: Zrozumieliśmy, że w zasadzie cały szpital, którym kieruje prof. Cha­zan, nie wykonuje aborcji, lekarze nie przepisują tabletek antykoncepcyjnych i nie przeprowadzają badań prenatalnych. Czy pani wie, że prof. Chazan zamienił przyszpitalną, ogólnodostępną przychod­nię ginekologiczną w miejsce, w którym konsultowane są teraz tylko pacjentki szpitala?
Agnieszka: Pan prof. Chazan wyjaśnił, że studentki przychodziły do tej przychodni jak na „pogotowie antykoncepcyjne” i on postanowił ten proceder ukrócić.
Jacek: Dla mnie to jest niewyobrażalne . Prof. Chazan zachowywał się przez lata jak władca, jak właściciel państwowego szpitala.
Agnieszka: Kiedy z nim rozmawiałam, nie był w kitlu, tylko w cywilnych ubra­niach. Nie badał mnie. Byłam przekonana, że ta rozmowa z nim jest formalnością, że dyrektor szpitala chce się upewnić, iż nie byłam namawiana przez lekarzy że jestem stuprocentowo przekonana. Przecież ja przyjechałam na tę rozmowę z torbą, byłam gotowa na przyjęcie do szpitala i na przerwanie ciąży. W trakcie rozmowy okazało się, że to nie jest for­malność. Na początku usłyszałam, że moja ustna i pisemna prośba o przerwanie ciąży mają taką samą wagę. Kiedy do niego przyszłam, wiedział doskonale, jaka jest moja ustna prośba, teraz kłamie, że dowiedział się o moim istnieniu dopiero 14 kwietnia. Wiem, że gdybym ja tego pisma nie napisała, to prof. Chazan by mi nie odpowiedział i dzisiaj pewnie nie byłoby żadnej sprawy, dalej oszukiwałby kobiety, manipulował nimi.

Mieliście państwo okazję się z nim spo­tkać w ostatnich tygodniach?
Agnieszka: Na szczęście nie. Mogłoby to się źle skończyć, dlatego że z jego winy wszystko to, czego się obawiałam i czego nie chciałam, się stało. To on nas zmusił do urodzenia dziecka, które bardzo...
Jacek: Niech pani o to nie pyta. Nie chcę, żeby żona...
Agnieszka: Mąż nie chce, żebym płakała.
Jacek: W tym wszystkim najbardziej cierpiało nasze dziecko. Kiedy się uro­dziło, to nikt z żadnych ruchów pro-life, z żadnych fundacji, nikt z popierających prof. Chazana, żaden ksiądz, dosłownie nikt nie zgłosił się, żeby chociaż zapytać, jak można pomóc, co można zrobić.
Agnieszka: Kuria wolała zbierać pieniądze na karę dla prof. Chazana, niż chociażby pomodlić się za nasze dziecko.
Jacek: Gdzie jest empatia dla tego - jak twierdzą niektórzy - „uratowanego przez prof. Chazana” dziecka? Gdzie był Kościół? Gdzie był prof. Chazan po urodzeniu naszego dziecka?

W odmowie przerwania ciąży napisał, że proponuje państwa dziecku hospi­cjum.
Agnieszka: Ta odpowiedź była ostatnią „pomocą” prof. Chazana dla nas. Zrobił to, co mógł najgorszego. Kiedy się urodziło nasze dziecko, nie zająknął się słowem w sprawie jakiejkolwiek pomocy. I nie mam tu na myśli pomocy finansowej.
Jacek: A co do hospicjum, to po urodze­niu dziecka dowiedzieliśmy się od pań z tego hospicjum, że to jest hospicjum domowe. To oznaczało, że musielibyśmy zabrać dziecko do domu, co odradzały nam te panie. Pani Magdo, nasze dziecko oddychało, serce mu biło, ale tak napraw­dę było martwe!
Agnieszka: Sądzę, że prof. Chazan doskonale wiedział, że to jest hospicjum domowe.
Jacek: Jednak nie napisał tego w tej odmowie. Zrobił to specjalnie, żeby prze - konać żonę, by nie rozwiązywała ciąży. Mówił nawet, że dzwonił i załatwi miejsce. Kolejne kłamstwo profesora. Wie pani, będziemy się odwoływać od tego raportu. Bo w tym raporcie w urzędzie miasta jest napisane, że mieliśmy możliwość odwołania się od decyzji prof. Chazana. Wie pani, że to są jakieś bzdury, bo my tak naprawdę nie dostaliśmy żadnej decyzji. Dokument od prof. Chazana był wysta­wiony po czasie, w 25. tygodniu ciąży. Te­raz wiemy, że prawnie powinno wyglądać to tak: po 27 marca, po stwierdzeniu wad u naszego dziecka, dr Gawlak powinien nam wystawić zaświadczenie o spełnieniu warunków do rozwiązania ciąży. Podobne zaświadczenie powinniśmy dostać od Instytutu Matki i Dziecka.

Dlaczego pani się znalazła w Instytu­cie Matki i Dziecka? Przecież była pani pacjentką szpitala na Madalińskiego?
Agnieszka: Wypisano mnie ze szpitala na Madalińskiego, przewieziono karetką do IMiD, tam przeszłam przez izbę przyjęć i zostałam pacjentką. I wykonano mi badania zlecone przez szpital na Madalińskiego - echo serca i rezonans magnetyczny, a także dodatkowe badania genetyczne zlecone przez IMiD, polegające na pobraniu krwi pępowinowej. Tu kolejny paradoks, bo teoretycznie prof. Chazan czekał właśnie na te badania zlecone przez IMiD. W jego szpitalu ich nie zlecono, bo to pewnie kolidowałoby z sumieniem prof. Chazana.
Jacek: Naprawdę trudno sobie wyobrazić, że szpital specjalistyczny nie wykonuje badań genetycznych. Gdyby były zlecone, to nie przekroczylibyśmy terminu. To w IMiD podjęliśmy decyzję o przerwaniu ciąży.
Agnieszka: Usłyszałam tylko, że ciążę przerywa się na wniosek, zbiera się komisja etyczna i ona podejmuje decyzję. Wyjaśnili mi, że przerwanie ciąży polega na tym, że urodzę całe dziecko, a nie takie, jak to mówi prof. Chazan w mediach, rozkawałkowane. Na takie rozwiązanie nie zgodzilibyśmy się.
Jacek: W tym czasie dr Gawlak dzwonił do lekarzy w IMiD z prośbą, by przerwali naszą ciążę. Z raportu wynika, że lekarze odpowiedzieli, iż nie są terminatorami i tego nie wykonają.
Agnieszka: Nie wiedzieliśmy o tym aż do wczoraj, do przeczytania tego raportu.
Jacek: Dziwię się, dlaczego lekarze o tym wtedy nie poinformowali, skoro decyzja ustna ma taką samą wartość jak pisemna. IMiD nie odmówił nam przerwania ciąży, więc nie mieliśmy się od czego odwoły­wać. Tamtejsi lekarze nas po prostu zbyli.
Agnieszka: Zdążyłam się uspokoić i już po dwóch godzinach byliśmy przewiezieni do szpitala na Madalińskiego. Lekarze z IMiD umyli ręce.
Jacek: Wie pani, że skierowania od dr. Gawlaka do Szpitala Bielańskiego nie ma w dokumentacji?
Agnieszka: Dostaliśmy je pod stołem od dr. Gawlaka, po tym jak prof. Chazan wręczył nam odmowne pismo.
Jacek: Chciał nam pomóc. Jednak to nie było skierowanie na zabieg, tylko na konsultację. Poza tym to było po terminie, o czym wtedy nie wiedzieliśmy. Będziemy się odwoływali w sprawie raportu urzędu miasta.

„Za nagonką na prof. Chazana stoi mafia in vitro”.
Agnieszka: Leżałam w szpitalu na Madalińskiego w czteroosobowej sali. Trzy z nas były w ciąży z in vitro. Czyli mafia dobrze działa. A na serio, to dr Gawlak miał bardzo dobrą opinię, prowadził wiele ciąż z in vitro.

W którym tygodniu ciąży została pani jego pacjentką?
Agnieszka: W dziesiątym.
Jacek: Dr Gawlak był naszym lekarzem prowadzącym. Wybraliśmy go, bo wiedzieliśmy, że jest dobry, że jest ordynatorem w szpitalu na Madalińskiego, więc gdyby coś się działo, to mamy dobrą opiekę. Dr Gawlak już na początku powiedział, że to będzie trudna ciąża. Nie bez przyczyny założył szew na szyjkę ma­cicy. Kiedy się dowiedziałam o wadach dziecka, dziewczyna z sali powiedziała mi, że ona już kiedyś była w takiej sytuacji jak ja i teraz przede mną najtrudniejsza w życiu decyzja.

Zlecił pani badania prenatalne?
Agnieszka: Nie. Pytano mnie też o to na tych komisjach. Teraz wiem, że z auto­matu powinnam być skierowana na test PAPP-A.
Jacek: Nikt nie zaproponował tego testu.
Agnieszka: Dr Gawlak zrobił nam jedynie USG w 13. tygodniu ciąży.
Jacek: Prof. Chazan twierdzi, że nie wy­konuje badań prenatalnych, bo one służą do tego, żeby zabijać dzieci. Dlatego jego podwładni nie zlecają tych testów.
Agnieszka: W izbie lekarskiej pan mnie zapytał, czy słyszałam o teście podwójnym i potrójnym. Zgodnie z prawdą odpowie­działam, że nie, i zapytałam, co bada ten test. Ale usłyszałam tylko: „A to pani sobie w domku, w internecie sprawdzi”. Taką pracę domową mi zadał. Nie rozumiem, dlaczego nie mógł powiedzieć, że ogólnie przyjęta nazwa tego testu to test PAPP-A.
Po tym zrozumiałam, że izba lekarska chce zrzucić całą winę na dr. Gawlaka. A to przecież prof. Chazan wpływał na decyzję mojego lekarza i innych pracowników tego szpitala.
Jacek: Oczywiście, nie ma żadnej dokumentacji, że prof. Chazan zabraniał przeprowadzania badań prenatalnych, że lekarze ze strachu przed nim takich badań nie zlecali.
Agnieszka: Prof. Chazan też się wypiera, że lekarze muszą do niego przychodzić i prosić go o zgodę na wykonanie świad­czeń.
Jacek: Dyrektor musiał wydać jakieś polecenie swoim pracownikom, że to on podejmuje decyzje dotyczące m.in. prze­rywania ciąży. Przecież to jest mobbing.
Agnieszka: Dlatego po tym, jak dostałam odmowę przerwania ciąży, po złożeniu skarg postanowiłam rodzić w zupełnie innym szpitalu. Od 4 czerwca byłam pod opieką Szpitala Bielańskiego.

To dlaczego prof. Chazan mówił w dwóch telewizjach, że pani jest nadal pod opieką kierowanego przez niego szpitala? Że są dobre rokowania, pani dziecko przejdzie operacje?
Agnieszka: Jak ja to usłyszałam, to nie wierzyłam, że człowiek, który mówi, że jest katolikiem, może tak kłamać. On działał z premedytacją.
Jacek: On kłamie oficjalnie, a jego zwolennicy mu przyklaskują. To jest chrześcijanin, katolik? Nie boi się, nie wstydzi się. Nie pojmuję tego.
Agnieszka: Przecież siedmiu innych lekarzy oficjalnie potwierdziło, że nasze dziecko ma nieodwracalne wady, że żadne operacje tu nie pomogą, a on jeden, człowiek, który ani razu mnie nie zbadał, nagle twierdzi, że rokowania są dobre. On nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę robi innym.
Jacek: Kiedy nasze dziecko się urodziło, pojawiły się pytania, czy żałujemy, że podjęliśmy decyzję o przerwaniu ciąży.

Bałam się zapytać.
Jacek: Jesteśmy tak samo pewni naszej decyzji, jak w tym 22. tygodniu ciąży, kiedy byliśmy po wszystkich badaniach i rozmo­wach z lekarzami. Wiemy, że podjęliśmy najlepszą decyzję dla naszego dziecka, choć była to najgorsza decyzja w naszym życiu.
Agnieszka: Lekarze pomijali męża, ale my tę decyzję podjęliśmy wspólnie. Wszystko się potwierdziło, lekarze się nie mylili.

Pojawiają się głosy, i wcale nie pojedyn­cze, że chcieliście postąpić wygodnie, wygodnie dla siebie.
Jacek: Wygodnie to można spać.
Agnieszka: Strata dziecka nie ma nic wspólnego z wygodą.

Gdyby decyzję o aborcji wykonano w 22.-24. tygodniu ciąży...
Jacek: To dziecko urodziłoby się martwe.
Agnieszka: Albo by zmarło zaraz po porodzie.
Jacek: Nie cierpiałoby tak strasznie jak przez te ostatnie dni.

Staliście się państwo przedmiotem gry politycznej, mówi się nawet o wojnie religijnej.
Agnieszka: Przecież pani wie, że kobiet, którym odmówiono przerwania ciąży, jest znacznie więcej. Ja teraz sama wiem, że gdyby nie ta wrzawa, to nasza sprawa, jak i wiele innych podobnych, zostałaby zamieciona pod dywan, wyciszona, nie zajmowałaby się nią prezydent Warszawy czy minister zdrowia.

Widzieliście państwo konferencję Han­ny Gronkiewicz-Waltz, kiedy odwoływa­ła prof. Chazana?
Agnieszka: Była bardzo zdenerwowana.
Jacek: Wydaje mi się, że widziała zdjęcia naszego syna.

Prof. Romuald Dębski został oskarżony przez Naczelną Izbę Lekarską, że zła­mał prawo, bo powiedział, jak wygląda­ło państwa dziecko.
Jacek: Nie złamał prawa. Miał nasze upoważnienie.
Agnieszka: Jakoś nie dopatrzono się złamania tajemnicy lekarskiej u prof. Cha­zana, kiedy mówił w telewizji o tym, że to była moja piąta ciąża, że in vitro.

Mówiła pani o tym w rozmowie ze mną.
Agnieszka: Ale prof. Chazana do tego nie upoważniałam. Ja mogę mówić o sobie, on o mnie nie. Wie pani, przeszłam piekło. Zaczęło się dla mnie 27 marca.
Jacek: Najgorzej, że my, tzw. zwykli ludzie, najbardziej cierpimy. Natomiast pan profesor na razie tylko stracił pracę. Wydaje się, że wiele więcej nie straci, nie poczuje żalu, smutku, którego przysporzył innym. Mam nadzieję, że sąd go jeszcze ukarze. Chciałbym, żeby Naczelna Izba Lekarska też wyciągnęła konsekwencje.

Jakie?
Jacek: Moim zdaniem powinien mieć odebrany tytuł profesora, a do tego zakaz wykonywania zawodu. Bo przecież prof. Chazan podjął decyzje medyczne, ani razu nie badając pacjentki, nie zrobił USG. Moim zdaniem powinien mieć przede wszystkim kompletną wiedzę medyczną, żeby postąpić zgodnie ze swoim sumie­niem.
Agnieszka: On musi ponieść karę za to, co zrobił nam i naszemu dziecku. Ta kara musi być przykładem dla innych lekarzy. Mamy swoje prawa i własne sumienie.

Odwróciliście się państwo od Boga?
Jacek: Nie. Bóg jest. Jesteśmy wierzący. Odwróciliśmy się od Kościoła, od kardy­nałów, biskupów. Będziemy się tłumaczyć przed Bogiem ze swojego życia. Żaden kardynał nie może nam mówić, czy zrobi­liśmy dobrze, czy źle. Mieliśmy prawo do takiej decyzji. Ona była zgodna z naszym sumieniem. Bardzo chętnie porozma­wiałbym z kard. Kazimierzem Nyczem. Proszę mi w tym pomóc. Mam nadzieję, że miałby odwagę. Ja mam. Myślę, że on nie zna faktów, bo przecież prof. Chazan przedstawia ideologię, a nie fakty.

A mnie się wydaje, że kard. Nycz miałby jeden argument: pana dziecko żyło, było na tym świecie. A gdyby doszło do aborcji, to znaczyłoby, że pan by je zabił.
Jacek: I tu jest pytanie o to, gdzie jest miłosierdzie dla naszego dziecka i dla nas.

Bardzo cierpiało?
Jacek: Nie potrafię tego określić, jak bardzo.
Agnieszka: Lekarze robili wszystko, żeby jak najmniej. Dostawało morfinę. Zwiększali dawki, więc musieli zauważyć oznaki bólowe.
Jacek K: Myślę, że kardynał rozmawiałby ze mną szczerze.
Agnieszka: Mam żal, ludzki żal. Nie przestałam wierzyć w istnienie Boga, przestałam natomiast w boską dobroć, w miłosierdzie. W takich chwilach przestaje się wierzyć w boskie miłosierdzie.
Ale to są moje całkowicie prywatne porachunki. Pamiętam, jak rozmawiałam z księdzem przed naszym pierwszym in vi­tro. Mówiłam, że się boję, a on mi na to: „Próbuj, dziecko, próbuj”. Nie mogę teraz słuchać bredni o in vitro wypowiadanych przez księży. A co do grzechów, to nie, nie
porównuję moich grzechów z grzechami prof. Chazana, bo nie ma jak porównać. Ja po prostu chciałam oszczędzić naszemu dziecku cierpienia, a on pozbawiał życia istnienia ludzkie. Sam mówi o tysiącach aborcji zdrowych dzieci, które przepro­wadził. I on, mimo tych swoich działań z niedalekiej przeszłości, nie jest potępia­ny przez hierarchów Kościoła, a my tak. Jedna z naszych koleżanek powiedziała, że przestaje dawać na tacę, bo obawia się, iż jej pieniądze miałyby być przeznaczone na pomoc prof. Chazanowi.

Boi się pani?
Agnieszka: Chcemy żyć spokojnie.
To ważne, że udało nam się utrzymać anonimowość. Szpital Bielański, w którym urodziło się nasze dziecko, bardzo strzegł, by nikt postronny się nie dowiedział, że jesteśmy „tymi od Chazana”.
Jacek: Dziennikarze z jakiejś telewizji próbowali wejść, ale wywieszono kartkę: „Zagrożenie epidemiologiczne! Może przebywać tylko jedna osoba”.
Agnieszka: Miałam salę pojedynczą, bezpłatną.
Jacek: Na Madalińskiego za jedynkę trzeba zapłacić kilkaset zł za dobę.
Agnieszka: Poza tym lekarze w pewien sposób zabezpieczyli mnie emocjonalnie, bo położyli mnie na oddziale ginekolo­gicznym, a nie położniczym.

Pan był przy porodzie?
Jacek: Nie. Byłem na korytarzu. Żonę uśpili. Musiała mieć cesarskie cięcie.
Agnieszka: Dzięki temu mógł być potem przy naszym dziecku. Mnie przewieziono na salę pooperacyjną. Była tam ze mną jeszcze jedna pani, której, ze względu na mnie, dziecko przyniesiono tylko na chwilę.
Jacek: Mówiliśmy o anonimowości. Opowiem coś pani. Kiedy syn się urodził, to cały personel, który był przy porodzie, a także neonatolodzy, patrzyli na mnie bardzo dziwnie. Z jakimś wyrzutem.

Dlaczego?
Jacek: Wcześniej nie wiedzieli, że to dziecko jest tak strasznie chore, zniekształcone. Nie wiedzieli, że to my. Spojrzenia w moją stronę były bardzo kry­tyczne. Czułem, że wszyscy mają do mnie pretensję, że dziecko urodziło się w tak strasznym stanie, że nie przerwaliśmy tej ciąży wcześniej. Obarczali mnie tym, że skazałem dziecko na takie cierpienie. Oni wiedzą najlepiej, jakie to męki, bo niejedno dziecko odprowadzili na tamten świat.
Nie miało to jednak wpływu na to, jak się wspaniale naszym synem zajmowali.
Stopniowo dowiadywali się, jaką decyzję podjęliśmy.

Podpisała pani prośbę, żeby nie reanimować syna?
Agnieszka: Od razu. Nie chciałam, żeby nasze dziecko było uporczywie podtrzymywane przy życiu. Wystarczy­ło, że musiało mieć zwiększane dawki morfiny.

Kiedy rozmawialiśmy na początku czerwca, mówił pan, że się jeszcze ze swoim dzieckiem nie pożegnał.
Jacek: Wtedy się jeszcze syn nie urodził.
A teraz już się urodził, już umarł, już się z nim pożegnałem. Pożegnaliśmy się już wiele razy. Pożegnamy się do końca, jak maluszek będzie w grobie. Myślę, że to pożegnanie nas uspokoi. Wtedy już nikt go nie będzie dotykał, przewoził, nie będzie żadnych czynności do wykonania. Jeszcze kilka dni.

W przyszłym tygodniu?
Jacek: Musiała być zrobiona sekcja. Również sądowa.
Agnieszka: Uznaliśmy, że tak będzie dobrze. Bo gdyby tej sekcji nie było, to prof. Chazan mógłby sobie dalej roztaczać swoje optymistyczne opcje. Wczoraj się odbyła sekcja, więc dzisiaj mogliśmy zacząć przygotowania do pogrzebu.
Jacek: Ochrzciliśmy syna. Pogrzeb będzie z księdzem. Bez mszy, bo dziecko jest bez grzechu.
Agnieszka: Gdybyśmy przerwali ciążę w 22. tygodniu, to też byśmy dziecko ochrzcili i pochowali.
Jacek: Proszę pamiętać, że to my poprosiliśmy o chrzest, bo żadnemu księdzu, a przecież wielu ich się mądrzy w naszej sprawie w mediach, nie przyszło do głowy, żeby zapytać, czy ochrzcić państwa dziecko. Ciekawe, czy Kościół ochrzciłby dziecko w brzuchu? Przecież człowiek jest od początku.

Na koniec chcę państwa zapytać o nadzieję.
Jacek: Mamy ją od 12 lat. Wypalała się wielokrotnie, ale zawsze się odradzała. Gdyby jej nie było, to by pewnie nas nie było.
Agnieszka: Ale jest jej coraz mniej. Może to będzie straszne, co teraz powiem, ale uważam, że kara dla prof. Chazana może wrócić mi nadzieję. Ta kara potrzebna jest mi do moich przeżyć. Mam potrzebę zemsty. Nic na to nie poradzę. Jeśli nie zo­stanie ukarany, to przynajmniej będę miała świadomość, że zrobiliśmy wszystko, żeby udowodnić jego winę.


KALENDARIUM

9 STYCZNIA 2014
Pani Agnieszka w 10. tygodniu ciąży zgłasza się do dr. Macieja Gawlaka ze szpitala na Madalińskiego. Dr Gawlak zostaje jej lekarzem prowadzącym.

27 MARCA 2014
Dr Maciej Gawlak przeprowadza USG i stwierdza poważne wady płodu. Diagnozę potwierdzają inni lekarze poproszeni o konsultację. Dr Gawlak informuje kobietę, że jej przypadek, zgodnie z prawem, kwalifikuje się do przerwania ciąży „ze względu na ciężkie i nieodwracalne upośledzenie płodu”. O sprawie informuje też prof. Chazana, dyrektora szpitala.

28 MARCA 2014
Pacjentka zostaje przewieziona karetką do Instytutu Matki i Dziecka w celu wykonania kolejnych badań diagnostycznych. Tam również kobieta otrzymuje informację, że ma prawo do aborcji. Podejmuje decyzję, że chce przerwać ciążę, i ustnie informuje o tym lekarzy.

2 KWIETNIA 2014
Pacjentka zostaje znów przewieziona do szpitala na Madalińskiego. Tam dr Gawlak informuje pacjentkę, że na aborcję musi uzyskać zgodę dyrektora Chazana.

3 KWIETNIA 2014
Pacjentka zostaje wypisana do domu.

7 KWIETNIA 2014
Dr Gawlak informuje kobietę, że prof. Chazan czeka na wyniki badań z Instytutu Matki i Dziecka. Dopiero po ich otrzymaniu podejmie decyzję o spotkaniu z panią Agnieszką.

14 KWIETNIA 2014
Spotkanie pani Agnieszki z prof. Chazanem i dr. Gawlakiem. Podczas spotkania prof. Chazan namawia pacjentkę na zmianę decyzji. Sugeruje, by dziecko oddać do adopcji lub hospicjum. Kobieta podtrzymuje decyzję o przerwaniu ciąży. W odpowiedzi słyszy, że profesor musi się skonsultować z prawnikami. Za radą dr. Gawlaka pacjentka pisze oficjalne podanie o przerwanie ciąży.

16 KWIETNIA 2014
Prof. Chazan spotyka się z pacjentką. Powołując się na klauzulę sumienia, wręcza jej na piśmie odmowę wykonania zabiegu. Twierdzi, że w jego szpitalu aborcji, nawet legalnych, się nie dokonuje. Dr Gawlak wręcza pacjentce skierowanie na konsultację do Szpitala Bielańskiego. Tam pacjentka się dowiaduje, że 25. tydzień ciąży to faza zbyt zaawansowana, by wykonać zabieg przerwania ciąży.

9 CZERWCA 2014
We „Wprost” ukazuje się wywiad z panią Agnieszką, w którym kobieta ujawnia sprawę.

13 CZERWCA 2014
Na wiecu swoich zwolenników prof. Chazan informuje, że rokowania dziecka są dobre i może ono długo żyć.

30 CZERWCA 2014
Rodzi się dziecko pani Agnieszki. Stara noworodka potwierdza najgorsze diagnozy.

9 LIPCA 2014
Po 10 dniach dziecko umiera. Tego samego dnia prof. Chazan zostaje odwołany z funkcji dyrektora szpitala na Madalińskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz