piątek, 18 lipca 2014

Konwent Jarosława



Operacja zjednoczenia prawicy pod sztandarem Jarosława Kaczyńskiego zakończyła się, zanim na dobre się rozpoczęła.

AGNIESZKA BURZYŃSKA

Początek czerwca 2014 r., war­szawskie mieszkanie znajomego Jarosława Kaczyńskiego. Oprócz prezesa PiS przy stole siedzi Jaro­sław Gowin. Spotkanie wstępnie umówiono półtora roku temu, kiedy Gowin był jeszcze ministrem sprawiedliwości, ale już myślał o odejściu z PO. Dokładnie wtedy, gdy toczyły się dyskusje na temat reformy sądów. Gowin miał wtedy deklarować chęć opuszczenia Platformy i nawiązania współpracy z Prawem i Sprawiedliwością. Prezes PiS zaproponował natomiast, by do kolejnego spotkania doszło już po wyborach do europarlamentu.
I tak też się dzieje. Jarosław Gowin spę­dza w towarzystwie prezesa siedem godzin. Główne ustalenie to zwołanie kongresu zjednoczeniowego prawicy pod koniec wakacji albo na początku września. Były szef resortu sprawiedliwości wychodzi pod wrażeniem lidera opozycji. - Jarek przeżywa to, co wszyscy oczarowani przez prezesa. Na po­czątku zawsze jest fascynacja - mówi współ­pracownik Gowina. - Po spotkaniu opowiadał zachwycony, jak bardzo różni się Kaczor od Donalda. Powtarzał, że pierwszy troszczy się o państwo, a drugi jedynie o czystą władzę. Jeden umie rozmawiać o reformach, drugiego takie dysputy nudzą, a jedyne, czego chce się dowiedzieć, to jak można ładnie opakować decyzje polityczne i jaki będzie z tego zysk - dodaje polityk Polski Razem.
trzeba zorganizować już w połowie lipca. Nie informują o tym Zbigniewa Ziobry. Lider Solidarnej Polski podobno dowiaduje się o pomyśle dopiero z telewizji. Zaproszenie na spotkanie z prezesem PiS przychodzi w ostatniej chwili. Do jego rozmowy z Kaczyńskim dochodzi w poniedziałek tydzień temu. Po kilkudziesięciu minutach wzajemnego czarowania Ziobro wyjmuje kartkę i przed­stawia swoje żądania. Konkretne: chce bardzo dobrych miejsc na listach samorządowych dla 16 działaczy terenowych oraz kilku jedynek wszystkich czwórek w wyborach parlamentarnych dla obecnych posłów SP. - To nie były wygórowane oczekiwania - przekonują współpracownicy Ziobry.
Ale według polityków PiS, żądania Ziobry wydały się Kaczyńskiemu niebezpieczne. Uznał on bowiem, że stronnicy byłego mi­nistra sprawiedliwości urośliby w przyszłym parlamencie w zbyt dużą siłę. Mogliby nawet po wyborach stworzyć oddzielne koło albo klub.
- Tymczasem zjednoczenie musi się odbyć na naszych warunkach. Nie może być tak, że Gowin czy Ziobro wejdą z naszych list do Sejmu, a potem będą budować odrębne podmioty polityczne - zgodnie przyznają współpracownicy Kaczyńskiego.
W trakcie rozmowy prezes PiS daje jasno do zrozumienia Ziobrze, że na takie warunki zgody nie będzie. Obiecuje jednak, że się z nim skontaktuje za kilka dni. Zamiast osobistego kontaktu, dwa dni później Kaczyński przysyła do klubu Solidarnej Polski odręcznie podpisane zaproszenia na sobotni kongres. Dostają je wszyscy posłowie z wyjątkiem... Ziobry. Takie same zaproszenia otrzymują również posłowie związani z Gowinem. Ale tu też jest pewna selekcja - pominięci zostają z kolei politycy PJN, na czele z Pawłem Kowa­lem. - Nie ma zgody na Kowala, bo zdradził, a poza tym jako były współpracownik Lecha Kaczyńskiego kreował się na kogoś lepszego niż my. Zresztą prezes nie lubi PJN-owców - mówi współpracownik Jarosława Kaczyń­skiego.
Na listach PiS nie ma też miejsca dla Adama Bielana, który współpracuje z Gowinem. - Prezes uznał, że Adam tylko by nam szkodził, codziennie w gazetach czytalibyśmy przecieki z tego, co się u nas dzieje - tłumaczy polityk PiS.


W KLATCE LWA
W Prawie i Sprawiedliwości jeszcze w środę panuje przekonanie, że Gowin, wprzeciwieństwie do Ziobry, został przez Kaczyńskiego kupiony. Podobne nastroje słychać w Pol­sce Razem. - Zbyszek wie, czym się może skończyć zbyt duże zbliżenie z prezesem. Jak się wchodzi do klatki lwa, to nie należy się zachwycać tym, jaką ma piękną grzywę, tylko zadbać, aby z tej klatki w miarę bezpiecznie wyjść. Powiedzieć: „Okej, Jarek, robimy pięk­ny show dla ludożerki, ale nie przyszedłem tu po to, aby mnie skonsumowano”. Bo lew wie, po co ma wielkie zęby, tymczasem nasz gapcio Gowin jakby o tym zapomniał - kpi były współpracownik szefa Polski Razem.
Jednak dzień później to podobno Gowin zrywa rozmowy z prezesem PiS. Choć gowinowcy uparcie twierdzą, że to Kaczyński wywrócił stolik negocjacyjny, proponując biorące miejsca na listach tylko dla sześciu polityków Polski Razem. Nasi rozmówcy z PiS przekonują z kolei, że poszło o pieniądze i oddzielny budżet po wyborach, którego domagał się dla swojej partii Gowin. - A na to nie możemy się zgodzić, bo nie chcemy, by na naszym grzbiecie panowie wjechali do Sejmu, a potem się od nas odcięli - mówi członek ścisłego kierownictwa PiS.

ROZGRYWAJĄCY RYDZYK
Politycy partii Kaczyńskiego są przekonani, że do rozgrywki włączył się też o. Tadeusz Rydzyk. Dyrektorowi Radia Maryja zjedno­czenie Ziobry z Kaczyńskim nie jest bynaj­mniej na rękę. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, to właśnie z Torunia Zbigniew Ziobro otrzymywał sygnały, by z liderem PiS negocjować twardo i stawiać warunki. Ry­dzyk wspiera bowiem raczej ideę współpracy Solidarnej Polski z konkurencyjnym wobec partii Kaczyńskiego radykalnym Ruchem Narodowym. Dlaczego? - Bo Rydzykowi od dawna zależy, by na prawicy powstał alter­natywny wobec PiS podmiot. I nie chodzi wcale o zastąpienie partii Kaczyńskiego, tylko możliwość rozgrywania konkuren­cyjnych ugrupowań. W takim układzie głos o. Rydzyka znaczyłby po prostu dużo więcej. Tymczasem, jeśli Ziobro się dogada z PiS, redemptorysta utraci tę możliwość - tłu­maczy polityk PiS.
Faktem jest, że w ostatnim czasie do programów w Radiu Maryja i TV Trwam wyjątkowo często zapraszani są wspólnie ziobryści i politycy Ruchu Narodowego. To na pewno nie przypadek. Tyle że politycy Solidarnej Polski na razie odcinają się od scenariusza połączenia sił z narodowcami.

KŁOPOT WIZERUNKOWY
W ostatni piątek Ziobro i Gowin założyli w Sejmie wspólny klub. W ciągu najbliższych tygodni mają ogłosić wspólny start w wyborach samorządowych. - Nie mają struktur, nie mają ludzi ani pieniędzy. Przegrają i przyjdą na kolanach. Poza tym, co to za twór? Ludzie tego nie kupią - prorokuje współpracownik Kaczyńskiego.
Gowinowcy mają jednak nieco inny plan. Liczą, że do rozmów o jednoczeniu prawicy wrócą nie po wyborach samorządowych, ale prawie rok później, po prezydenckich. Przewidują, że PiS je sromotnie przegra, bo z Bronisławem Komorowskim nie ma szans nawet Jarosław Kaczyński. Nie mówiąc już o prof. Piotrze Glińskim, o którego wystawie­niu poważnie myśli lider PiS. - Z kandydatem na prezydenta rzeczywiście jest u nas krucho - przyznaje polityk Prawa i Sprawiedliwo­ści. - Myśleliśmy nawet o Gowinie, ale kto by chciał wydawać miliony złotych, aby budować tak niepewnego zawodnika. Nie­wykluczone więc, że przy okazji wyborów prezydenckich partia zawyje i zmusi do startu Jarosława.
Kampania prezydencka to jednak na razie odległa przyszłość. PiS ma zaś spory kłopot wizerunkowy. Kaczyński na kongresie miał pokazać, że jest zdolny do rozmów, a wszyst­kie drobniejsze podmioty na prawicy do niego lgną. Wyszło inaczej. - Trzeba będzie zmienić narrację. Przekonywać, że my, owszem, bardzo chcieliśmy, ale Ziobrze i Gowinowi chodziło tylko o pieniądze i kupczenie sta­nowiskami - opowiada polityk PiS.
Współpracownik Jarosława Kaczyńskiego dodaje: - Jakby na pocieszenie, w piątek przed kongresem zadzwonił do nas Jacek Kurski, do niedawna prawa ręka Ziobry. Sam zadeklarował chęć przybycia na kongres, mimo że kilka tygodni temu ogłaszał, że na rok wycofuje się z polityki.
Niedawny kolega Kurskiego z Solidarnej Polski: - Specjalnie nas to nie zdziwiło. „Kura” wróci do PiS najszybciej z nas wszyst­kich. Roku na politycznej emeryturze z całą pewnością nie wytrzyma. Wszystko wskazuje na to, że będzie mu łatwiej. „Zdrajca” Kurski, w przeciwieństwie do innych „zdrajców”, takich jak Ziobro czy Kowal, jest w kierow­nictwie partii łubiany i ceniony. I jako spec od kampanii może się okazać przydatny. Na nim jednak sukcesy w jednoczeniu prawicy mogą się skończyć.
Cała operacja coraz bardziej bowiem przypomina Konwent Świętej Katarzyny z 1995 r. Wtedy też prawica chciała się zjednoczyć, a podzieliła się jeszcze bardziej. Teraz, podobnie jak wtedy, do rozmów usiedli zawodnicy, którzy mają jedno przekonanie: że każdy z partnerów chce wyrolować całą resztę. Gowin tak myśli o Kaczyńskim i Ziobrze, Ziobro o Kaczyńskim i Gowinie, a Kaczyński o Gowinie i Ziobrze.
I na razie właśnie w tym klinczu tkwi największa siła Donalda Tuska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz