środa, 16 lipca 2014

Wszystkie maski Romana



Roman Giertych pokazywał, że gotów jest służyć każdej władzy i przywdziewać dowolne maski. Najnowsza operacja zrobienia z niego oświeconego konserwatysty może się jednak nie powieść.

Cezary Łazarewicz

Plan na najbliższe lata: zarobić dużo pieniędzy i wystartować w wyborach na prezydenta Polski - zdradził kilka lat temu swoim zaufanym współpracow­nikom Roman Giertych.
Czy nadal ma takie ambicje? - pytam jego bliskiego współpracownika z dawnych lat, byłego posła LPR Zygmunta Wrzodaka. - Nie wiem, ale on się nawet na sołtysa nie nadaje - mówi.
Po Warszawie krążą nawet plotki, że to mecenas Giertych zastąpi Bartłomieja Sienkiewicza na stanowisku ministra spraw wewnętrznych.
- Te informacje rozpuszczają jego pracownicy z kancelarii prawnej, żeby napompować Romana - przypuszcza Wrzodak. - Bo on im jest ważniejszy, tym ma więcej zleceń.


ROMAN SHOW
Roman Giertych to wnuk ideologa en­deckiego Jędrzeja Giertycha, najbliższego współpracownika Romana Dmowskiego. Ję­drzej wyznawał osobliwe poglądy: wierzył, że Piłsudski był narzędziem w niemieckich rękach i że zlecił zabójstwo pierwszego prezydenta Polski Gabriela Narutowicza. W latach 80. pokładał też wielkie nadzieje w Wojciechu Jaruzelskim. Przekonywał, że wprowadzając stan wojenny, generał nie pozwolił trockistom z KOR wywołać wojny z Rosją. Nie mniejszym oryginałem jest ojciec Romana, prof. Maciej Giertych. Nie wierzy w ewolucję, za to wierzy, że dinozaury wspólnie z człowiekiem za­mieszkiwały Ziemię. Jako fakt historyczny uznaje istnienie arki Noego, obliczył nawet jej wyporność na 14 tys. t. Przewrót 1989 r. Giertychowie postrzegali jako przekazanie władzy przez jednych komunistów drugim komunistom. Maciej jeszcze w 1990 r. apelował, by Polska nie uciekała z RWPG i Układu Warszawskiego.
W takiej osobliwej atmosferze politycz­nej kształtowały się poglądy przyszłego przywódcy ruchu narodowego. Trudno się więc dziwić, że w swojej pierwszej książce wydanej w 1994 r. Roman Giertych apelował o zawarcie sojuszu z Rosją, który zapewniłby Polsce bezpieczeństwo. Domagał się też uzbrojenia Polski w broń atomową i zbu­rzenia masońskiego, czyli europejskiego, porządku.
- Już w podstawówce uważał się za lep­szego od swoich rówieśników - wspominała przed laty w rozmowie ze mną jego nauczy­cielka z Kórnika. - Unikał z nimi kontaktu, dlatego był niezbyt łubiany. Nauczyciele też za nim nie przepadali, bo uważał ich za ignorantów i półinteligentów - opowiadała.
Nie interesowała go bieżąca polityka, bo miał dalekosiężny plan zdobycia władzy. Poglądy Giertycha to mieszanka wojskowego drylu, narodowej buty i absurdu Monty Pythona.
Projekt przejęcia władzy w Polsce opisał w książce „Kontrrewolucja młodych”, która dla narodowców stała się biblią. Według Giertycha w każdej polskiej wiosce powinien być co najmniej jeden wszechpolak, który będzie uświadamiał politycznie miejsco­wych. „Musimy mieć umiejętności i siły do przeprowadzenia decydującej rozgrywki. Bo nasze cele i zasady wynikają z dogłębnego zrozumienia istoty polskości. My wyrażamy interes wszystkich Polaków” - pisał 24-latek z Kórnika.
Wtedy wydawał się postacią groteskową: raz popierał Janusza Korwin-Mikkego, a raz gen. Tadeusza Wileckiego. Ale to właśnie Korwin-Mikke pierwszy wróżył mu wielką polityczną karierę. Już kilka lat temu na pyta­nie, skąd ta wiara, odpowiadał: - Jest wysoki i ma niski głos. To się ludziom podoba.
W 2001 r. w jego kancelarii adwokackiej przy Nowogrodzkiej narodziła się nowa siła polityczna - Liga Polskich Rodzin. A po wyborach zaczął się jego triumfalny pochód po władzę. Gdy śmiertelną walkę o przy­wództwo w LPR toczył Antoni Macierewicz z Janem Łopuszańskim, Giertych budował już własną frakcję. Pozbył się z klubu prze­ciwników, a resztę sobie podporządkował.
Jako lider LPR, choć przekroczył ledwo trzydziestkę, rządził wyjątkowo twardą ręką. Nie znosił sprzeciwu, nie dyskutował, tylko rozkazywał. Jak na lidera partii antysystemowej przystało, był bezlitosny dla rządzącej wówczas lewicy.
Trampoliną do dalszej kariery miała być dla niego komisja orlenowska, w której próbował odegrać rolę najbardziej dociekli­wego pogromcy establishmentu. Jednak jego wiarygodność nadszarpnęła informacja, że w trakcie prac komisji spotykał się na Jasnej Górze z jednym z najbogatszych Polaków, Janem Kulczykiem. Giertych kręcił. Mówił, że spotkanie było przypadkowe, zainicjowane przez paulinów. Potem przyznał, że z biznes - menem umówił się na odbiór ważnych dokumentów w sprawie afery PKN Orlen.
W opinii ówczesnych współpracowni­ków był wyjątkowo bezwzględny i jeśli tego wymagał jego polityczny interes, potrafił bez problemu złamać wszelkie ustalenia. - To był dla niego ważny moment - zauważa jeden z jego znajomych. Od tego momentu Giertych zaczął bowiem tracić swój radyka­lizm. - W komisji orlenowskiej zauważył, jak państwo funkcjonuje na styku biznesu, polityki i służb specjalnych. Zrozumiał, że tego układu nie zmieni, i uznał, że w tej sytuacji lepiej się do niego przyłączyć - mówi jeden z najbliższych współpracowników Giertycha. - Od tej pory co innego myślał, co innego robił - dodaje.

PRZEMIANA ROMANA
Zygmunt Wrzodak pamięta, że Giertych pojawił się w Sejmie w starych butach i ko­szuli. I w swoim gabinecie uczył młodych chłopaków śpiewać antyżydowskie piosenki. Najlepsze garnitury zaczął nosić kilka lat później. Ta mentalna przemiana Giertycha nastąpiła mniej więcej przed wyborami do europarlamentu w 2004 r. - Zaprzyjaźnił się wtedy z ludźmi z ambasady USA i zaczął się zmieniać - mówi. Wtedy uszło też powietrze z dmuchanego od lat eurosceptycznego balonu. - Zaczął nawet blokować wydatki na ekspertyzy i na materiały wyborcze LPR, która była przeciwniczką Unii - dodaje Wrzodak. - Postawił na karierę - dodaje.
- Przemiana następuje stopniowo - do­daje inny poseł LPR. - Uznał, że dla dalszej kariery struktury są drugorzędne. Bardziej liczą się kontakty i pieniądze.
W ciągu pięciu lat Giertych pokonał nie - wiarygodną drogę: od nikomu nieznanego posła do wicepremiera. W historii polskiego parlamentaryzmu żaden endek nie spra­wował jeszcze tak wysokiego stanowiska. A Giertych, gdy obejmował resort edukacji w koalicyjnym rządzie z PiS i Samoobroną, miał dopiero 35 lat. W resorcie edukacji poruszał się jak słoń w składzie porcelany: zmieniał listę lektur, domagał się wprowa­dzenia mundurków dla uczniów, forsował zakaz „propagowania homoseksualizmu na terenie szkoły”. Jednocześnie nie udało mu się wymusić na wydawcach obniżenia cen podręczników. Jego pomysły budziły protesty uczniów i nauczycieli. Jarosław Kaczyński, ówczesny premier, prywatnie go raczej nie szanował, zresztą politycznie też go ogrywał jak dziecko. - Osobisty uraz do Giertycha miała Jadwiga Kaczyńska, z wykształcenia polonistka. Kiedyś, jeszcze za komuny, została wezwana do warszaw­skiego kuratorium za to, że na lekcjach polskiego opowiadała uczniom o Witoldzie Gombrowiczu. Kiedy więc Giertych pró­bował usunąć Gombrowicza z listy lektur, dosłownie się wściekła. A Kaczyńscy nigdy nie szanowali ludzi, których nie lubiła ich matka - wspomina jeden z polityków PiS.
Giertych długo uważał jednak, że bracia traktują go jak partnera. W swoim bezna­dziejnym położeniu zorientował się dopiero w trakcie afery gruntowej, gdy PiS próbował zamknąć swojego koalicjanta, wicepremiera Andrzeja Leppera z Samoobrony.
- Roman poczuł, że będzie następny w kolejce - mówi jego znajomy. - Że PiS będzie próbował się go pozbyć i przejąć jego klub.
Giertych zerwał więc umowę koalicyjną, próbował nawet obalić Kaczyńskiego. Wpadł nawet na kabaretowy i nieskuteczny pomysł, by zastąpił go skłócony z premierem były szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Przed wyborami zawiązał jeszcze porozumienie ze skompromitowaną seksaferą Samoobroną, ale sojusz nie dotrwał nawet do wyborów. LPR poniosła w 2007 r. druzgocącą klęskę i nie weszła do Sejmu. Polityczna kariera Giertycha w zasadzie się skończyła.
- Roman Giertych uważa, że do klęski rządu doprowadził PiS - opowiada Robert Strąk, były poseł LPR. - I ta niechęć do PiS zbliżyła go do Platformy - dodaje.
A gdzie uleciał jego eurosceptycyzmem, który przez tyle lat nosił na sztandarach?
- On jest pragmatykiem - tłumaczy Strąk.
- Kwestia przynależności do Unii się już dokonała, teraz może szukać rozwiązań w ramach istniejącego układu.

ROMAN NA PLATFORMIE
Do życia publicznego powrócił dzięki swojej kancelarii adwokackiej. Metoda działania była prosta: brał głośne, medialne sprawy, które zapewniały mu rozgłos. Reprezentował np. byłą żonę Janusza Palikota, która walczyła z eksmężem o majątek.
Od kilku lat Giertych powtarza, że nie ma dla Polski innej alternatywy niż rządy Platformy. Krążą pogłoski o jego bliskich związkach z politykami tej partii. Wia­domo, że co najmniej od 2006 r. Donald Tusk i Grzegorz Schetyna odwiedzają go w jego domu. Giertych zgłosił nawet obu polityków jako świadków w jego sądowej sprawie przeciwko budowlańcom.
W tym samym czasie polityk wszedł też na medialne salony. „Gazeta Wyborcza” wybaczyła mu nawet wcześniejsze umiesz­czenie jej w „korupcyjnym obwodzie”, na­zywanie jej naczelnego „partyjnym aparat­czykiem” i sugerowanie, że Jacek Kuroń miał związki z SB. Giertych powrócił jako znawca prawa, autorytet i rozjemca polityczny. Od tej pory etykietuje swoich dawnych kolegów, ocenia ich postępki moralne i wyznacza standardy w polityce.
- Funkcjonuje dziś na zapleczu obecnej władzy. Ma znajomości i wstęp na salony - tłumaczy jego bliski współpracownik. Od lat powtarzana jest plotka, że zaraz wróci do wielkiej polityki jako ktoś ważny. On jednak zdecydowanie zaprzecza.
- Oficjalnie mówi „nie”, ale jeśli będzie cień szansy na ewentualny powrót, nie będzie się nad tym zastanawiał dłużej niż 30 sekund - mówi jego znajomy. A w tej chwili zostaje mu już tylko Platforma.
Jako adwokat reprezentował polityków Platformy w kilku kluczowych sprawach: bronił ministra Sławomira Nowaka w trakcie afery z jego zegarkiem, reprezentował mi­nistra Radosława Sikorskiego w jego sporze z tabloidami, a także syna premiera Tuska, który domagał się przeprosin od „Faktu”.
Niezależnie od swojej działalności prawni­czej Giertych to obecnie jeden z najbliższych przyjaciół szefa MSZ Radosława Sikorskiego i byłego spin doktora PiS Michała Kamińskie - go. Politycy PO mówią, że cała trójka spotyka się na urodzinach, wspólnych grillach i ro­dzinnych spotkaniach. - To ta grupa pracuje dziś na Radka - mówią politycy PO.
Rok temu Giertych, Kamiński i Kazimierz Marcinkiewicz stworzyli konserwatywny Instytut Myśli Państwowej, którego celem, jak twierdzą politycy PO, jest wspieranie pozbawionego partyjnych wpływów Si­korskiego. W PO spekuluje się, że celem instytutu jest wykreowanie Sikorskiego na następcę Tuska.
- Stawiając na Romana, możemy sporo zyskać. Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazują, że prawica niepisowska może liczyć na 16 proc. Poparcia - tłumaczy jeden z konserwatywnych polityków PO. - Jeśli Platforma chce ten elektorat zagospodarować, musi postawić na konserwatywnych polityków. Chodzi więc o to, żeby teraz twarzą takiego oświeconego konserwatyzmu został Giertych - opowiada.
Na przeszkodzie w tej operacji może jed­nak stanąć sam Giertych. A właściwie jego prawdziwa twarz, której nie da się wiecznie ukrywać za zasłoną kolejnych masek przy­wdziewanych w zależności od politycznej koniunktury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz