Roman Giertych
pokazywał, że gotów jest służyć każdej władzy i przywdziewać dowolne maski.
Najnowsza operacja zrobienia z niego oświeconego konserwatysty może się jednak
nie powieść.
Cezary Łazarewicz
Plan na najbliższe lata: zarobić dużo
pieniędzy i wystartować w wyborach na prezydenta Polski - zdradził kilka lat
temu swoim zaufanym współpracownikom Roman Giertych.
Czy nadal ma takie ambicje? - pytam jego bliskiego
współpracownika z dawnych lat, byłego posła LPR Zygmunta Wrzodaka. - Nie wiem,
ale on się nawet na sołtysa nie nadaje - mówi.
Po Warszawie krążą nawet plotki, że to mecenas Giertych
zastąpi Bartłomieja Sienkiewicza na stanowisku ministra spraw wewnętrznych.
- Te informacje rozpuszczają jego pracownicy z kancelarii
prawnej, żeby napompować Romana - przypuszcza Wrzodak. - Bo on im jest
ważniejszy, tym ma więcej zleceń.
ROMAN SHOW
Roman Giertych to wnuk ideologa endeckiego Jędrzeja
Giertycha, najbliższego współpracownika Romana Dmowskiego. Jędrzej wyznawał
osobliwe poglądy: wierzył, że Piłsudski był narzędziem w niemieckich rękach i
że zlecił zabójstwo pierwszego prezydenta Polski Gabriela Narutowicza. W latach
80. pokładał też wielkie nadzieje w Wojciechu Jaruzelskim. Przekonywał, że
wprowadzając stan wojenny, generał nie pozwolił trockistom z KOR wywołać wojny
z Rosją. Nie mniejszym oryginałem jest ojciec Romana, prof. Maciej Giertych.
Nie wierzy w ewolucję, za to wierzy, że dinozaury wspólnie z człowiekiem zamieszkiwały
Ziemię. Jako fakt historyczny uznaje istnienie arki Noego, obliczył nawet jej
wyporność na 14 tys. t. Przewrót 1989 r. Giertychowie postrzegali jako
przekazanie władzy przez jednych komunistów drugim komunistom. Maciej jeszcze w
1990 r. apelował, by Polska nie uciekała z RWPG i Układu Warszawskiego.
W takiej osobliwej atmosferze politycznej kształtowały się
poglądy przyszłego przywódcy ruchu narodowego. Trudno
się więc dziwić, że w swojej pierwszej książce wydanej w 1994 r. Roman Giertych
apelował o zawarcie sojuszu z Rosją, który zapewniłby Polsce bezpieczeństwo.
Domagał się też uzbrojenia Polski w broń atomową i zburzenia masońskiego,
czyli europejskiego, porządku.
- Już w podstawówce uważał się za
lepszego od swoich rówieśników - wspominała przed laty w rozmowie ze mną jego
nauczycielka z Kórnika. - Unikał z nimi kontaktu, dlatego był niezbyt łubiany.
Nauczyciele też za nim nie przepadali, bo uważał ich za ignorantów i
półinteligentów - opowiadała.
Nie interesowała go bieżąca
polityka, bo miał dalekosiężny plan zdobycia władzy. Poglądy Giertycha to mieszanka
wojskowego drylu, narodowej buty i absurdu Monty Pythona.
Projekt przejęcia władzy w Polsce
opisał w książce „Kontrrewolucja młodych”, która dla narodowców stała się
biblią. Według Giertycha w każdej polskiej wiosce powinien być co najmniej
jeden wszechpolak, który będzie uświadamiał politycznie miejscowych. „Musimy
mieć umiejętności i siły do przeprowadzenia decydującej rozgrywki. Bo nasze
cele i zasady wynikają z dogłębnego zrozumienia istoty polskości. My wyrażamy
interes wszystkich Polaków” - pisał 24-latek z Kórnika.
Wtedy wydawał się postacią
groteskową: raz popierał Janusza Korwin-Mikkego, a raz gen. Tadeusza
Wileckiego. Ale to właśnie Korwin-Mikke pierwszy wróżył mu wielką polityczną
karierę. Już kilka lat temu na pytanie, skąd ta wiara, odpowiadał: - Jest
wysoki i ma niski głos. To się ludziom podoba.
W 2001 r. w jego kancelarii
adwokackiej przy Nowogrodzkiej narodziła się nowa siła polityczna - Liga
Polskich Rodzin. A po wyborach zaczął się jego triumfalny pochód po władzę. Gdy
śmiertelną walkę o przywództwo w LPR toczył Antoni Macierewicz z Janem
Łopuszańskim, Giertych budował już własną frakcję. Pozbył się z klubu przeciwników,
a resztę sobie podporządkował.
Jako lider LPR, choć przekroczył
ledwo trzydziestkę, rządził wyjątkowo twardą ręką. Nie znosił sprzeciwu, nie
dyskutował, tylko rozkazywał. Jak na lidera partii antysystemowej przystało,
był bezlitosny dla rządzącej wówczas lewicy.
Trampoliną do dalszej kariery
miała być dla niego komisja orlenowska, w której próbował odegrać rolę najbardziej
dociekliwego pogromcy establishmentu. Jednak jego wiarygodność nadszarpnęła
informacja, że w trakcie prac komisji spotykał się na Jasnej Górze z jednym z
najbogatszych Polaków, Janem Kulczykiem. Giertych kręcił. Mówił, że spotkanie
było przypadkowe, zainicjowane przez paulinów. Potem przyznał, że z biznes -
menem umówił się na odbiór ważnych dokumentów w sprawie afery PKN Orlen.
W opinii ówczesnych współpracowników
był wyjątkowo bezwzględny i jeśli tego wymagał jego polityczny interes,
potrafił bez problemu złamać wszelkie ustalenia. - To był dla niego ważny
moment - zauważa jeden z jego znajomych. Od tego momentu Giertych zaczął bowiem
tracić swój radykalizm. - W komisji orlenowskiej zauważył, jak państwo
funkcjonuje na styku biznesu, polityki i służb specjalnych. Zrozumiał, że tego
układu nie zmieni, i uznał, że w tej sytuacji lepiej się do niego przyłączyć -
mówi jeden z najbliższych współpracowników Giertycha. - Od tej pory co innego
myślał, co innego robił - dodaje.
PRZEMIANA ROMANA
Zygmunt Wrzodak pamięta, że
Giertych pojawił się w Sejmie w starych butach i koszuli. I w swoim gabinecie
uczył młodych chłopaków śpiewać antyżydowskie piosenki. Najlepsze garnitury
zaczął nosić kilka lat później. Ta mentalna przemiana Giertycha nastąpiła mniej
więcej przed wyborami do europarlamentu w 2004 r. - Zaprzyjaźnił się wtedy z
ludźmi z ambasady USA i zaczął się zmieniać - mówi. Wtedy uszło też powietrze z
dmuchanego od lat eurosceptycznego balonu. - Zaczął nawet blokować wydatki na
ekspertyzy i na materiały wyborcze LPR, która była przeciwniczką Unii - dodaje
Wrzodak. - Postawił na karierę - dodaje.
- Przemiana następuje stopniowo -
dodaje inny poseł LPR. - Uznał, że dla dalszej kariery struktury są
drugorzędne. Bardziej liczą się kontakty i pieniądze.
W ciągu pięciu lat Giertych
pokonał nie - wiarygodną drogę: od nikomu nieznanego posła do wicepremiera. W
historii polskiego parlamentaryzmu żaden endek nie sprawował jeszcze tak
wysokiego stanowiska. A Giertych, gdy obejmował resort edukacji w koalicyjnym rządzie z PiS i Samoobroną, miał dopiero 35
lat. W resorcie edukacji poruszał się jak słoń w składzie porcelany: zmieniał
listę lektur, domagał się wprowadzenia mundurków dla uczniów, forsował zakaz
„propagowania homoseksualizmu na terenie szkoły”. Jednocześnie nie udało mu się
wymusić na wydawcach obniżenia cen podręczników. Jego pomysły budziły protesty
uczniów i nauczycieli. Jarosław Kaczyński, ówczesny premier, prywatnie go
raczej nie szanował, zresztą politycznie też go ogrywał jak dziecko. - Osobisty
uraz do Giertycha miała Jadwiga Kaczyńska, z wykształcenia polonistka. Kiedyś,
jeszcze za komuny, została wezwana do warszawskiego kuratorium za to, że na
lekcjach polskiego opowiadała uczniom o Witoldzie Gombrowiczu. Kiedy więc
Giertych próbował usunąć Gombrowicza z listy lektur, dosłownie się wściekła. A
Kaczyńscy nigdy nie szanowali ludzi, których nie lubiła ich matka - wspomina
jeden z polityków PiS.
Giertych długo uważał jednak, że
bracia traktują go jak partnera. W swoim beznadziejnym położeniu zorientował
się dopiero w trakcie afery gruntowej, gdy PiS próbował zamknąć swojego koalicjanta,
wicepremiera Andrzeja Leppera z Samoobrony.
- Roman poczuł, że będzie następny
w kolejce - mówi jego znajomy. - Że PiS będzie próbował się go pozbyć i przejąć
jego klub.
Giertych zerwał więc umowę
koalicyjną, próbował nawet obalić Kaczyńskiego. Wpadł nawet na kabaretowy i
nieskuteczny pomysł, by zastąpił go skłócony z premierem były szef MSWiA Janusz
Kaczmarek. Przed wyborami zawiązał jeszcze porozumienie ze skompromitowaną
seksaferą Samoobroną, ale sojusz nie dotrwał nawet do wyborów. LPR poniosła w
2007 r. druzgocącą klęskę i nie weszła do Sejmu. Polityczna kariera Giertycha w
zasadzie się skończyła.
- Roman Giertych uważa, że do
klęski rządu doprowadził PiS - opowiada Robert Strąk, były poseł LPR. - I ta
niechęć do PiS zbliżyła go do Platformy - dodaje.
A gdzie uleciał jego
eurosceptycyzmem, który przez tyle lat nosił na sztandarach?
- On jest pragmatykiem - tłumaczy
Strąk.
- Kwestia przynależności do Unii
się już dokonała, teraz może szukać rozwiązań w ramach istniejącego układu.
ROMAN NA PLATFORMIE
Do życia publicznego powrócił
dzięki swojej kancelarii adwokackiej. Metoda działania była prosta: brał
głośne, medialne sprawy, które zapewniały mu rozgłos. Reprezentował np. byłą
żonę Janusza Palikota, która walczyła z eksmężem o majątek.
Od kilku lat Giertych powtarza, że
nie ma dla Polski innej alternatywy niż rządy Platformy. Krążą pogłoski o jego
bliskich związkach z politykami tej partii. Wiadomo, że co najmniej od 2006 r.
Donald Tusk i Grzegorz Schetyna odwiedzają go w jego domu. Giertych zgłosił
nawet obu polityków jako świadków w jego sądowej sprawie przeciwko budowlańcom.
W tym samym czasie polityk wszedł
też na medialne salony. „Gazeta Wyborcza” wybaczyła mu nawet wcześniejsze
umieszczenie jej w „korupcyjnym obwodzie”, nazywanie jej naczelnego
„partyjnym aparatczykiem” i sugerowanie, że Jacek Kuroń miał związki z SB.
Giertych powrócił jako znawca prawa, autorytet i rozjemca polityczny. Od tej
pory etykietuje swoich dawnych kolegów, ocenia ich postępki moralne i wyznacza
standardy w polityce.
- Funkcjonuje dziś na zapleczu
obecnej władzy. Ma znajomości i wstęp na salony - tłumaczy jego bliski
współpracownik. Od lat powtarzana jest plotka, że zaraz wróci do wielkiej
polityki jako ktoś ważny. On jednak zdecydowanie zaprzecza.
- Oficjalnie mówi „nie”, ale jeśli
będzie cień szansy na ewentualny powrót, nie będzie się nad tym zastanawiał
dłużej niż 30 sekund - mówi jego znajomy. A w tej chwili zostaje mu już tylko
Platforma.
Jako adwokat reprezentował
polityków Platformy w kilku kluczowych sprawach: bronił ministra Sławomira
Nowaka w trakcie afery z jego zegarkiem, reprezentował ministra Radosława
Sikorskiego w jego sporze z tabloidami, a także syna premiera Tuska, który
domagał się przeprosin od „Faktu”.
Niezależnie od swojej działalności
prawniczej Giertych to obecnie jeden z najbliższych przyjaciół szefa MSZ
Radosława Sikorskiego i byłego spin doktora PiS Michała Kamińskie - go.
Politycy PO mówią, że cała trójka spotyka się na urodzinach, wspólnych grillach
i rodzinnych spotkaniach. - To ta grupa pracuje dziś na Radka - mówią politycy
PO.
Rok temu Giertych, Kamiński i
Kazimierz Marcinkiewicz stworzyli konserwatywny Instytut Myśli Państwowej,
którego celem, jak twierdzą politycy PO, jest wspieranie pozbawionego partyjnych
wpływów Sikorskiego. W PO spekuluje się, że celem instytutu jest wykreowanie
Sikorskiego na następcę Tuska.
- Stawiając na Romana, możemy
sporo zyskać. Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazują, że prawica
niepisowska może liczyć na 16 proc. Poparcia - tłumaczy jeden z konserwatywnych
polityków PO. - Jeśli Platforma chce ten elektorat zagospodarować, musi
postawić na konserwatywnych polityków. Chodzi więc o to, żeby teraz twarzą takiego
oświeconego konserwatyzmu został Giertych - opowiada.
Na przeszkodzie w tej operacji
może jednak stanąć sam Giertych. A właściwie jego prawdziwa twarz, której nie
da się wiecznie ukrywać za zasłoną kolejnych masek przywdziewanych w
zależności od politycznej koniunktury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz